ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Rozbitek. Siedemdziesiąt sześć dni samotnie na morzu

Tak można określić książkę Stevena Callahana „Rozbitek", w której opisuje gehennę 76 dni spędzonych samotnie na gumowej tratwie ratunkowej, gdy jego jacht zatonął w sztormie niedaleko Wysp Kanaryjskich. Niesiona prądem i pasatem tratwa dotarła w końcu do Karaibów. Nie zauważyło jej dziewięć przepływających w pobliżu statków, nie pomogły rakiety, pochodnie, świece dymne ani pława EPIRB. Żeglarz przeżył dzięki ogromnej determinacji i zaradności, jak też dzięki temu, że zdołał zabrać z tonącego jachtu na tratwę przygotowany na taką ewentualność worek z dodatkowym wyposażeniem ratunkowym. Na szczęście wypadek zdarzył się w rejonie o względnie łagodnych warunkach meteorologicznych. Wstrząsająca relacja bohatera tej niesamowitej przygody przedstawia nie tylko techniczną, ale i psychologiczną stronę walki o przetrwanie, z wieloma akcentami filozof ii bytu, jakie rodzą się w myślach człowieka balansującego wiele dni na granicy życia i śmierci. Na wszelki wypadek każdy morski żeglarz tę książkę powinien przeczytać...
Żagle Jacek Czajewski

Tajniki ekspozycji i systemu strefowego dla fotografów cyfrowych

Fotografia cyfrowa, która na przestrzeni ostatnich lat niebywale szybko się rozwinęła wydaje się być bardzo prosta. Nic bardziej mylnego. Opcja wyceluj i wciśnij jest dobrym chwytem reklamowym, ale by wiedzieć jak wycelować i kiedy wcisnąć spust migawki, trzeba przyswoić sobie pewne informacje i poznać różne techniki fotografowania. Książka autorstwa Lee Varis'a, jednego z pionierów komputerowej obróbki zdjęć jest odpowiedzią na potrzeby fanów aparatów cyfrowych. Autor tłumaczy sposób działania urządzeń takich jak aparat czy monitor i prezentuje techniki wykorzystania potencjału tego sprzętu. Szybko przechodzi do rzeczy. Tłumaczy i pokazuje jak fotografować tablicę testową i na podstawie zdjęć skalibrować monitor by prawidłowo wyświetlał kolory, tak, by to, co widzicie na monitorze pokrywało się z tym, co ujrzycie na finalnym wydruku. Lee zwraca też uwagę na to, jak diametralnie zmieniły się metody rejestrowania i przetwarzania obrazów, podkreślając jednocześnie, że idee, które stoją u podstaw fotografii nadal są takie same. Kluczem jest odpowiednie rejestrowanie światła, w czym nadal bardzo pomocny jest zewnętrzny światłomierz, często niedoceniany przez fotografów ery cyfrowej.

Lee prezentując system strefowy, przekłada go na język cyfrowy i pokazuje, że jest to nadal bardzo przydatne narzędzie. Podkreśla, że celowo nie porusza w książce kwestii związanych z fotografią artystyczną, całą uwagę skupia na technicznych aspektach robienia i edytowania zdjęć. Ta lektura to przede wszystkim praktyka. Dlatego książka pełna jest przykładów, które zilustrowane są wieloma zdjęciami prezentującymi kolejne etapy pracy.

„Tajniki ekspozycji" to książka przeznaczona dla osób, które mniej więcej znają już podstawy, wiedzą czym jest przysłona i jak czas otwarcia migawki wpływa na zdjęcie, oraz znają takie aplikacje jak Photoshop czy Adobe Lightroom.

Lektura tej książki pozwala spojrzeć na fotografię cyfrową nieco inaczej, pokazuje że sam sprzęt, bez człowieka niewiele zdziała, dopiero fotograf umiejętnie się nim posługujący jest w stanie stworzyć coś naprawdę ciekawego.
Digital Camera Polska .MŚ, 2012-03-01

Ujęcia ze smakiem. Kulisy fotografii kulinarnej i stylizacji dań

Kilka miesięcy temu wydawnictwo Helion zapytało mnie o opinię na temat wydania w polskim przekładzie książki Helene Dujardin "Plate to Pixel".
Bardzo się ucieszyłam z tego pomysłu, bowiem nie ma chyba nikogo, kto nie znałby Helene i jej pięknego bloga Tartelette.
Bloguję już na tyle długo, by pamiętać początki zarówno Tartelette, jak i innych kulinarnych blogerów, których styl i umiejętności w ciągu tych kilku lat codziennej pracy ewoluowały do poziomu, który pozwala im na podejmowanie pracy zawodowej przy profesjonalnych sesjach zdjęciowych.
Tworzą one własne książki, współpracują przy innych wydaniach, pisują i fotografują dla czołowych magazynów kulinarnych - nie wspomnę tu o francuskim Elle a Table czy też amerykańskim Martha Stewart Living.

Na przestrzeni wielu lat, z dostępem do aparatów cyfrowych, fotografia kulinarna przeszła ogromną metamorfozę. Wystarczy zajrzeć do dowolnej książki z przepisami z lat 80-tych czy 90-tych, żeby zobaczyć plastikowe jedzenie w bogatych aranżacjach. Świecące pieczone kurczaki, idealnie pokrojone torty czy glazurowane marchewki tak piękne, że nie istniejące w przyrodzie.
Przypominam sobie swoje początki, kiedy zafascynowana zdjęciami kulinarnymi, postanowiłam wziąć aparat i robić takie same. Każdemu, kto nigdy tego nie próbował, wydaje się to banalne - ot, gotujemy coś, ustawiamy na stole, bierzemy aparat i zrobione. Prawda jednak jest taka, że trzeba przejść długą drogę do tego, żeby ze zdjęć być choć w małym stopniu zadowolonym. Okazuje się bowiem, że a to potrawa jest niefotogeniczna, a to światło nie takie, a to zdjęcie nieostre.
Książkę Helen kupiłam jak tylko ukazała się w wersji angielskiej. Chciałam zobaczyć, co ma do powiedzenia i jakie są tajniki jej pięknej, klimatycznej fotografii.

Przyznam jednak od razu szczerze, że dla mnie ta książka nie była przełomem, nie nauczyła mnie niczego nowego. Czytając ją miałam refleksje dotyczące tego, jak sama poszukiwałam idealnych ustawień aparatu, odpowiednich do zdjęć teł czy naczyń. Przechodziłam podobną drogę w czasie, kiedy w książkach dotyczących fotografii kulinarnej radzono, jak używać gliceryny czy sztucznych kostek lodu, a świat blogosfery kulinarnej dopiero raczkował.
Ale jestem przekonana, że dla każdego, kto pisze do mnie maila: "Jaki to aparat i obiektyw", ta książka będzie odkrywcza i pozwoli mu krok po kroku nauczyć się, że udane zdjęcie to nie tylko aparat i jego ustawienia.
Helen w swojej książce porządkuje te informacje i porady i pokazuje jak osiągnąć to, co chcemy. Jedni wolą się uczyć przez codzienne poszukiwania i eksperymentowanie, inni wolą mieć pewne rzeczy podane na tacy i tutaj tę tacę można znaleźć.

I teraz - pokazałam tę książkę dwóm zawodowym fotografom. Każdy z nich miał do czynienia z fotografią kulinarną i każdy z nich tę książkę skrytykował, jako mało profesjonalną. Usłyszałam pod jej adresem wiele krytycznych uwag, z którymi się nie zgadzam.
Można bowiem być geniuszem kompozycji i kadrowania, tworzyć idealne fotografie, do których inny zawodowiec nie będzie miał żadnych zastrzeżeń. Trzeba mieć jednak to coś, umiejętność pokazania jedzenia w taki sposób, żeby chciały się temu przyglądać tłumy.
I to coś ma Helen, która nie tylko napisała książkę będącą bestsellerem na Amazonie, ale również prowadzi warsztaty i szkolenia z fotografii oraz pracuje przy sesjach do innych książek.
I to, co skrytykuje zawodowiec, ujmie kogoś, kto po prostu lubi jeść.

Jestem zdania, że na rynku mamy wystarczającą ilość nudnych, profesjonalnych poradników, pełnych skomplikowanych sformułowań, które dla kogoś, kto po prostu chce się fotografią bawić, są kolejnym tomem do ustawienia na półce i przeczytania kiedyś, w wolnej chwili (czytaj: nigdy). Myślę, że ta książka jest dobrym początkiem dla kogoś, kto być może później będzie chciał zagłębić się w tajniki kompozycji, rodzaju światła czy też rodzajów obiektywów. To jak pierwszy krok do osiągnięcia tego, co się chce.
Każdy, kto nie wie, jak ustawić czas i przesłonę, znajdzie w niej konkretne wskazówki, ze zdjęciami i przykładami. Helen pokazuje jak wygląda jej domowe studio i jakich gadżetów używa.

Przeczytałam książkę w wersji angielskiej. Otrzymałam teraz jej polski odpowiednik, któremu nie miałam okazji przyjrzeć się dokładniej. Mam jednak inne tytuły tego wydawnictwa, które przeczytałam z zainteresowaniem.
Mam jedno zastrzeżenie do polskiego wydawcy - okładka.
W oryginalnej wersji jest to piękne, charakterystyczne dla autorki, zdjęcie. Polski wydawca dokonał melanżu paru luźno ze sobą związanych fot. Nie wiem, po co.
Ja postawiłabym na oryginał.
Ale to jedyny zarzut.
Polecam wszystkim blogerom kulinarnym i tym, którzy do fotografii nie podchodzą śmiertelnie poważnie.
Jestem pewna, że niemal każdy znajdzie w niej coś dla siebie.
White Plate Eliza Mórawska

PHP i jQuery. Receptury

Zobaczyłem ten tytuł w księgarni internetowej Helionu i w zasadzie już wiedziałem, że chcę przeczytać tę książkę. PHP i jQuery to technologie, w których poruszam się najczęściej, więc byłem ciekaw, czego nowego mogę się na ich temat dowiedzieć.

I dowiedziałem się . Co prawda te około 300 stron nie było może tak odkrywcze, jak jQuery. Leksykon kieszonkowy, czy Zend Framework od podstaw, ale jednak są dość dobrym zbiorem wiedzy. Pokazują częste problemy na styku strony klienta i serwera i ich proste rozwiązania. Co bardzo mi się spodobało, to brak czegoś, co nazywam "wyznawstwem". Autor pokazuje wykorzystanie tytułowych technologii bez cienia wywyższania ich ponad inne. Po prostu te zna, więc te pokazuje. Już tytuł wydaje się tu ważny - PHP i jQuery Receptury, a nie np. Najsuperhipergenialniejsze (lub co gorsza, genialnie proste) technologie webowe.

Właśnie, te "receptury". Niestety, niektóre z podanych receptur to przepisy na pyszną zupę, ale z muchomora. Przykładem niech będzie tu wykorzystywanie nieodfiltrowanych zmiennych z żądania (choć gdzie indziej pokazane jest, jak to poprawnie zrobić). Ale to przewinienie o tyle mniejsze, że poprzedzone jest stosownym ostrzeżeniem. Gorzej, gdy autor pokazuje autouzupełnianie na przykładzie podpowiadania nazwy użytkowników! To rozdział, przy którym książka spada na podłogę, ponieważ świadomi kwestii bezpieczeństwa webdeveloperzy łapią się za głowę.

Zdarzają się też proste pomyłki i literówki, niektóre mniej ważne (jak apostrofy - mniej ważne, bo w praktyce wskaże je już kolorowanie składni), a czasem bardziej - pamiętajmy "parsererror", a nie "parseerror" (to błędy z kategorii "szukaj wiatru w polu przez cały dzień"). Takie niestety są uroki tłumaczonych książek. Momentami książka rozczarowuje, ponieważ zapowiada opisanie jakiegoś zagadnienia (np. JSONP), a tymczasem podaje tylko prosty przykład i odsyła do innych źródeł.

Jest jeszcze jedna drobna wada - nielubiana przeze mnie formuła przykładów i rozwiązań. Autor co prawda wychodzi z tego obronną ręką (zwłaszcza zważywszy tytuł), ale jednak nie poradził sobie tak zgrabnie, jak autor książki Zend Framework od podstaw. Głównym problemem jest tworzenie za każdym razem przykładu od zera. Ma to swoje dobre strony (np. gdy będziemy wracać do książki jako zbioru - właśnie - przykładów), jednak kusi, aby omijać te powtarzające się fragmenty, przez co możemy zgubić jakąś ważną treść.

Skoro tak narzekam, to skąd opinia, że to dobra książka? Trafiłem na właściwą kolejność - wcześniej przeczytałem książkę jQuery - Leksykon kieszonkowy, a ta była fajnym uzupełnieniem - pokazała sporo ciekawych przykładów, łącznie z mechanizmami, które są dostępne w postaci wtyczek np. w jQuery UI, a jednak warto znać zasady ich działania, choćby ze względów czysto poznawczych. Sposób tworzenia własnej wtyczki też jest w tej książce krótko wspomniany.
youthcoders.net Wojtek Hildebrandt, 2012-02-18

RozGROMić konkurencję. Sprawdzone w boju strategie dowodzenia, motywowania i zwyciężania

Jak doświadczenie zdobyte w dowodzeniu jednostką specjalną można wykorzystać w kierowaniu firmą?

Pewnemu generałowi bardzo się spodobało, jak amerykańscy oficerowie bratają się z podwładnymi. Zauważył, że nie tylko siadają przy jednym stole ze zwykłymi żołnierzami, ale również jedzą to co oni. Wydawało mu się, że jeśli będzie ich naśladował, zyska miano dobrego, równego dowódcy. Udał się zatem do stołówki, gdzie zobaczył kocioł z mało apetycznie wyglądającą cieczą, Postanowił jednak, że będzie twardzielem i zje tę zupę. Kategorycznie uciął protesty kelnera i powtórnie zażądał, żeby mu ją podano. Żołnierze, którzy zjedli prawdziwą zupę, zwijali się ze śmiechu, gdy patrzyli na upartego generała konsumującego zlewki. To jedna z wielu anegdot, które przytoczył w książce Roman Polko „Roz-GROMić konkurencję. Sprawdzone w boju strategie dowodzenia, motywowania i zwyciężania". Generał dwukrotnie stał na czele GROM-u, był też zastępcą szefa BBN. Teraz jest doradcą wielu polskich i zagranicznych firm. Twierdzi, że razem z żoną Paulina stworzyli pierwszy polski podręcznik zawierający zasady wojskowe, które z powodzeniem można stosować w biznesie. I faktycznie, udało im się napisać nietuzinkowy poradnik. Znakomicie się go czyta, między innymi dzięki wspomnianym anegdotom z życia wojska, które ilustrują teoretyczne zasady, oraz różnego typu ramkom z ciekawostkami historycznymi czy strategicznymi. Został on również znakomicie przygotowany od strony edytorskiej, ma bardzo elegancką, pomysłową i przejrzystą szatę graficzną. Jest jednak jedno ale. Czy jest to pozycja dla ludzi w garniturach, jak twierdzą autorzy, czy raczej dla tych w mundurach Określenie odbiorcy jest niezwykle ważne, a ja mam wrażenie, że tutaj ta granica się zatarła. Podczas lektury tego poradnika chwilami miałam wrażenie, że jest on jednak skierowany raczej do dowódców niż do dyrektorów korporacji. Ponadto książka w dużym stopniu promuje jej autora - generała Polko.
Polska Zbrojna Aneta Wiśniewska, 2012-02-26
Sposób płatności