Recenzje
Trening intelektu. Wyćwicz pamięć, koncentrację i kreatywność w 31 dni
Ta książka, to tak naprawdę rozbudowany zeszyt ćwiczeń. Stron omawiających jak działa mózg i jak się uczymy jest zaledwie kilka, cała reszta to ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia. Jest to przydatne narzędzie by poprawić swoją koncentrację, pamięć i poćwiczyć kreatywność pod warunkiem, że zdobędziemy się na samodyscyplinę i codzienne ćwiczenia. Autorki zachęcają by wykonywać zadania w podanej kolejności, bez przeskakiwania i jak najszybciej. Znajdziemy tu tylko 5 rodzajów ćwiczeń, lecz dzięki temu możemy zobaczyć jak poprawiamy swoje osiągnięcia. W kontroli wyników pomogą też tabele osiągnięć zamieszczone pod koniec strony. Dla osób które chcą być pewne, czy dobrze wykonały zadanie podano też prawidłowe rozwiązania na końcu książki.
Grafika: Grafika szczątkowa, elementy rysunkowe użyte w ćwiczeniach, wyglądają jak stworzone w popularnym programie do edycji tekstu. Nie jest to jednak coś co obniża wartość recenzowanej pozycji.
Czytelność: Czytelność bardzo dobra. Ćwiczenia podane czytelnie. Niektórym czytelnikom przeszkadzać może tylko to, że przebija się tekst a zwłaszcza rysunki z poprzedniej strony.
Trwałość: Okładka miękka, książka klejona. Jednorazowe uzupełnienie książka z całą pewnością wytrzyma.
Ocena ogólna: Dobry produkt do samodzielnej nauki, tym którzy wykonają wszystkie ćwiczenia i poświęcą miesiąc z pewnością przyniesie pozytywne efekty.
Grafika: Grafika szczątkowa, elementy rysunkowe użyte w ćwiczeniach, wyglądają jak stworzone w popularnym programie do edycji tekstu. Nie jest to jednak coś co obniża wartość recenzowanej pozycji.
Czytelność: Czytelność bardzo dobra. Ćwiczenia podane czytelnie. Niektórym czytelnikom przeszkadzać może tylko to, że przebija się tekst a zwłaszcza rysunki z poprzedniej strony.
Trwałość: Okładka miękka, książka klejona. Jednorazowe uzupełnienie książka z całą pewnością wytrzyma.
Ocena ogólna: Dobry produkt do samodzielnej nauki, tym którzy wykonają wszystkie ćwiczenia i poświęcą miesiąc z pewnością przyniesie pozytywne efekty.
dziecipoznan.pl Krzysztof Minge
Prowadzenie warsztatów szkoleniowych. Podręcznik trenera biznesu
Kim jest trener biznesu? Jakie kompetencje powinien posiadać i w jaki sposób winien prowadzić zajęcia, aby przybliżyły one uczestników do realizacji celów biznesowych? Na to pytanie stara się odpowiedzieć Jarosław Holwek w książce „Prowadzenie warsztatów szkoleniowych. Podręcznik trenera biznesu.” Z jakim skutkiem? Niezłym.
Podręczników tego typu pojawiło się już na polskim rynku wydawniczym kilka. Nadal jest ich jednak na tyle mało, że każda kolejna tego typu książka ma szansę uzupełnić wiedzę Czytelnika o obszary, które nie były dotąd omawiane przez innych autorów i/lub rzucić nowe światło na już opisane zagadnienia. Publikacja Holweka jest tutaj interesująca w obu tych aspektach. Po pierwsze, poza typowymi zagadnieniami z zakresu niezbędnych kompetencji, technik prowadzenia zajęć czy narzędzi przydanych w pracy szkoleniowca, autor zwraca uwagę także na typowe „pułapki” tego zawodu czy szerokie spektrum możliwości prowadzenia diagnozy i przygotowywania treningu biznesowego. Mniej uwagi poświęca natomiast ćwiczeniom i ich rodzajom, koncentrując się raczej na procesach grupowych, których opis – miejscami dyskusyjny – zajmuje znaczna część książki.
Co jest moim zdaniem głównym atutem tej książki? Przede wszystkim wspomniany aspekt diagnostyczny. Współpracując z wieloma firmami szkoleniowymi widzę, jak duża część trenerów biznesu nadal nieudolnie (ale przede wszystkim nierzetelnie) zaznajamia się ze wszystkimi istotnymi informacjami o szkolonej grupie. Holwek opisuje ten proces wskazując jego dużą wartość we właściwym planowaniu zajęć, a jednocześnie pokazując w jak zróżnicowany sposób można go przeprowadzić.
W opisie książki możemy przeczytać, że poza zawodowymi trenerami może oraz zainteresować także menedżerów, nauczycieli czy superwizorów. Nie do końca się z tym zgodzę (szczególnie w przypadku nauczycieli i superwizorów), ale bez wątpienia można polecić ją osobom, które prowadzą szkolenia biznesowe. Biorąc pod uwagę omówione w niej treści polecam ją zatem przede wszystkim trenerom, a w szczególności tym, którzy nie czytali dotąd żadnego podręcznika tego rodzaju. Jest to bowiem pozycja raczej dla szkoleniowca początkującego lub nieobeznanego z profesjonalnymi standardami pracy przy warsztatach biznesowych. Dla nich będzie bez wątpienia okazją do odkrycia wielu ciekawych informacji i wyciągnięcia na ich podstawie praktycznych wniosków, które łatwo będzie wprowadzić podczas swojej pracy.
Podręczników tego typu pojawiło się już na polskim rynku wydawniczym kilka. Nadal jest ich jednak na tyle mało, że każda kolejna tego typu książka ma szansę uzupełnić wiedzę Czytelnika o obszary, które nie były dotąd omawiane przez innych autorów i/lub rzucić nowe światło na już opisane zagadnienia. Publikacja Holweka jest tutaj interesująca w obu tych aspektach. Po pierwsze, poza typowymi zagadnieniami z zakresu niezbędnych kompetencji, technik prowadzenia zajęć czy narzędzi przydanych w pracy szkoleniowca, autor zwraca uwagę także na typowe „pułapki” tego zawodu czy szerokie spektrum możliwości prowadzenia diagnozy i przygotowywania treningu biznesowego. Mniej uwagi poświęca natomiast ćwiczeniom i ich rodzajom, koncentrując się raczej na procesach grupowych, których opis – miejscami dyskusyjny – zajmuje znaczna część książki.
Co jest moim zdaniem głównym atutem tej książki? Przede wszystkim wspomniany aspekt diagnostyczny. Współpracując z wieloma firmami szkoleniowymi widzę, jak duża część trenerów biznesu nadal nieudolnie (ale przede wszystkim nierzetelnie) zaznajamia się ze wszystkimi istotnymi informacjami o szkolonej grupie. Holwek opisuje ten proces wskazując jego dużą wartość we właściwym planowaniu zajęć, a jednocześnie pokazując w jak zróżnicowany sposób można go przeprowadzić.
W opisie książki możemy przeczytać, że poza zawodowymi trenerami może oraz zainteresować także menedżerów, nauczycieli czy superwizorów. Nie do końca się z tym zgodzę (szczególnie w przypadku nauczycieli i superwizorów), ale bez wątpienia można polecić ją osobom, które prowadzą szkolenia biznesowe. Biorąc pod uwagę omówione w niej treści polecam ją zatem przede wszystkim trenerom, a w szczególności tym, którzy nie czytali dotąd żadnego podręcznika tego rodzaju. Jest to bowiem pozycja raczej dla szkoleniowca początkującego lub nieobeznanego z profesjonalnymi standardami pracy przy warsztatach biznesowych. Dla nich będzie bez wątpienia okazją do odkrycia wielu ciekawych informacji i wyciągnięcia na ich podstawie praktycznych wniosków, które łatwo będzie wprowadzić podczas swojej pracy.
Psychologia-Biznesu.pl Maciej Chabowski, 2012-02-29
Gotowanie dla geeków. Nauka stosowana, niezłe sztuczki i wyżerka
Dobry wieczór,
Dziś przygotowałam dla Was recenzję książki „Gotowanie dla geeków” oraz przyjemny (mam nadzieję) konkurs. :-)
Gotowanie dla geeków to świeżo wydana książka wydawnictwa Helion, znanego głównie z książek o charakterze informatycznym. Tym razem jednak informatyk, Jeff Potter, pisze obszerną, nasyconą wiedzą książkę o gotowaniu. Co więcej, przekonuje komputerowych pasjonatów, że warto raz na jakiś czas oderwać się od ekranu komputera i zamiast zamawiać kolejną pizzę na telefon oswoić obce terytorium jakim jest kuchnia!
Kim jest geek? Według Wikipedii: „geek (czyt.gik) – człowiek, który dąży do pogłębiania swojej wiedzy i umiejętności w jakiejś dziedzinie w stopniu daleko wykraczającym poza zwykłe hobby”. W żargonie informatycznym geek to komputerowy pasjonat, nie widzący świata poza informatyką, kochający rozwiązywać informatyczne problemy dla samej przyjemności ich rozwiązywania.
Jeśli nie jesteście maniakami komputerowymi nie zamykajcie proszę tego okienka! Książka „Gotowanie dla geeków” nie jest bowiem typową książką kucharską. Jest to publikacja kogoś, kto naprawdę zna się na rzeczy i ma sporo wiedzy do przekazania. Co więcej, książka napisana jest lekkim, przyjaznym językiem, zrozumiałym dla czytelnika (no, może oprócz niektórych „informatycznych” żarcików”).
Przyznam, że gdybym nie otrzymała od Wydawnictwa Helion książki do recenzji, prawdopodobnie minęłabym ją obojętnie na półce. Teraz wiem, że byłby to błąd z mojej strony! (Jak to się mówi? Nie sądź książki po okładce?). „Gotowanie dla geeków” jest książką jakiej nie czytałam do tej pory. To skrzyżowanie felietonu, książki do chemii i fizyki oraz książki kucharskiej. Jeśli jesteście ciekawi dalszej recenzji, zapraszam do lektury!
Co najważniejsze, dla jednego czytelnika będę miała egzemplarz „Gotowania dla Geeków” ufundowany przez wydawnictwo Helion. Będziecie więc mogli samodzielnie wyrobić opinię na temat tej książki. Zasady konkursu na końcu postu!:)
Gotowanie dla geeków czyli kim jest geek i dlaczego chcecie (nawet jeśli tego jeszcze nie wiecie) mieć tę książkę na swojej półce?
Jeff Potter studiował informatykę i sztuki wizualne na Uniwersytecie Browna w Providence. Na co dzień zajmuje się działaniami z zakresu technologii informacyjnych jednak jego drugą pasją jest gotowanie. Właściwie coś więcej niż gotowanie: dociekanie do tego dlaczego rzeczy wyglądają tak jak wyglądają. Darzę dużym szacunkiem autorów, którzy mają czytelnikowi coś do powiedzenia, którzy posiadają wiedzę na temat jakiegoś zagadnienia i potrafią się nią dzielić. Jednym z takich autorów jest właśnie Jeff Potter, zaś jego książka jest zupełnie inna od większości książek kulinarnych jakie znam i dlatego moim zdaniem należy ją oceniać według innych kryteriów.
Dzięki tej książce możemy dowiedzieć się jak przebiega proces karmelizacji, dlaczego czasami do wypieków używamy sody a czasami proszku do pieczenia, w jaki sposób przebiegają reakcje chemiczne i fizyczne w żywności poddanej obróbce cieplnej. Wszystko to przeplatane wywiadami z profesorami socjologii i psychologii, kulinarnymi bloggerami, specjalistami ds. bezpieczeństwa żywności.. W książce możecie znaleźć również sporo ciekawostek a jeśli czujecie w sobie żyłkę odkrywcy, możecie nawet przygotować maszynkę do lodów z klocków lego!
Kilka słów o wydaniu czyli nie oceniaj książki po okładce.
To co widać na pierwszy rzut oka: książka jest bardzo skromna. Wydana w miękkiej oprawce, wydrukowana na cienkim, szarym papierze, miłymi dla oka czarno-białymi rycinami w klimacie retro oraz z malutkimi czarno-białymi zdjęciami. Przypomina mi nieco mój podręcznik do chemii z liceum. Wydaje mi się, że autor z premedytacją odszedł od konwencji „food porn” („pornografii jedzenia” – czyli przepisów okraszonych estetycznymi zdjęciami od których cieknie nam ślinka, tak, wiem, sama uprawiam taką pornografię ale cóż poradzić:)). Zdecydowanie mamy tutaj więcej treści niż formy.
Jaka to treść? Książka podzielona jest na kilka rozdziałów, które rzeczywiście można czytać tak, jak rozdziały podręcznika: wybierając interesujące nas zagadnienie. Przykładowe tytuły rozdziałów to „Witajcie w kuchni-myśl jak haker!”, „Wybór danych wejściowych – smak, zapach oraz składniki potrawy” czy „Radosna podróż w świat chemii”. Osobie niezaznajomionej z informatycznym slangiem mogą przeszkadzać niektóre porównania, jednak nie są zbyt częste i uciążliwe, można spokojnie je ominąć bez szkody dla treści.
Jak odczuwamy smaki i czy glutaminian sodu jest szkodliwy? Czyli podróż w zakamarki świata kulinariów.
Przyznam, że czytając pierwsze rozdziały pomyślałam sobie „przecież ja to wszystko wiem! umiem odróżnić rondel od patelni i nóż kuchni od noża do filetowania!”. Szybko jednak okazało się, że znalazłam dla siebie kilka ciekawostek. Nie warto rozbijać skorupki jajka o kant talerza. Lepiej uderzyć nim o płaski blat, dzięki czemu skorupka równomiernie się stłucze. Bezy nie da się dobrze ubić w plastikowym naczyniu, natomiast naczynie miedziane będzie idealne.
Dalsze fragmenty książki były dla mnie sporo ciekawsze. Zainteresowało mnie to w jaki sposób ludzie odczuwają smaki, jak nasze preferencje smakowe różnią się w zależności od kultury, kim jest „superdegustator” (to osoba bardzo intensywnie odczuwająca gorycz i cierpkość – około 35% białych kobiet i 10% białych mężczyzn to superdegustatorzy). Ciekawym elementem były dla mnie fragmenty o chemicznych dodatkach do żywności stosowanych w przemyśle (w końcu spokojnie, bez patosu i ekologicznej retoryki napisane co kryje się za złowrogimi „E”), glutaminianie sodu (właściwie jedynie na Zachodzie mamy obsesję na punkcie jego szkodliwości, w Azji-Południowo-Wschodniej jest używany jako zwyczajna przyprawa) czy kwestii związanej z prawidłowym i bezpiecznym przechowywaniem i przetwarzaniem żywności.
Produkcja jedzenia – pomiędzy jakością a bezpieczeństwem.
Jak słusznie zauważa Jeff Potter producenci wolą mówić o „jakości i pochodzeniu jedzenia” ale niewielu z nich zwraca uwagę na kwestie związane z bezpieczeństwem: kto chciałby sugerować kupującemu że jego produkt jest potencjalnie niebezpieczny? Skoro nikt, tym bardziej warto zapoznać się z podstawowymi – choć wzorowanymi na wyśrubowanych amerykańskich normach – zasadami bezpiecznego obchodzenia się z produktami spożywczymi.
No dobrze a co z przepisami?
Owszem w książce znajdziemy przepisy zarówno takie po które sięgnie zwykły śmiertelnik (konfit z kaczki, pizza) jak i zapalony eksperymentator (trzydziestominutowe jajko dla kogoś?). Jak jednak zauważyła moja kuzynka „Możesz mówić co chcesz, mnie ta książka nie przekona do wypróbowania tych przepisów!”. Mnie również nie przekona. Malutkie, czarno-białe zdjęcia, przepisy z niewielką ilością składników (część połączeń smakowych już znam) i do tego cały czas mam irracjonalne wrażenie, że mogę brać udział w jakimś chemicznym eksperymencie. Wierzę zapewnieniom autora, że żeberka są pyszne a naleśniki z maślanką bardzo dobre, jednak jestem przyzwyczajona do bardziej estetycznej formy prezentacji przepisów.
Podsumowanie. Dlaczego warto przeczytać tę książkę?
Jednak w tej książce zdecydowanie nie chodzi o formę. Chodzi o wiedzę, informację, dociekliwość (dlaczego dany produkt zachowuje się tak a tak?). Jeśli tak jak ja jesteście kulinarnymi pasjonatami (kuchennymi geekami!) z pewnością macie na swojej półce niejedną pięknie wydaną książkę i odwiedzacie blogi z pięknie wydanymi zdjęciami. Niech tak zostanie. Dzięki „Gotowaniu dla Geeków” będziecie mogli lepiej zrozumieć to, co dzieje się z jedzeniem zanim trafi na talerz.
Mi książka pozwoliła dowiedzieć się wiele więcej na temat chemii i fizyki żywności i to w dość bezbolesny (czytaj: niewymagający wypominania sobie, że nie pamiętam już niczego z chemii i fizyki z liceum) oraz fachowy sposób. W końcu trochę zrozumiałam „o co chodzi z tą kuchnią molekularną”. Bardzo podobały mi się, o czym już wspominałam, krótkie wywiady z bloggerami, autorami książek kulinarnych czy psychologami, którzy odpowiadali na dociekliwe pytania Jeffa.
Przyznam, że gdybym nie dostała książki do recenzji, minęłabym ją na półce, przewertowała ją raz czy dwa, ale nie zdecydowałabym się na zakup. Po przeczytaniu książki mogę ją Wam z czystym sumieniem polecić. Jeśli nie będziecie jej traktować jako książki kulinarnej ale raczej jako „książkę o kulinariach” z pewnością nie będziecie zawiedzeni i każdy z Was dowie się czegoś ciekawego. Autor wprost zachęca do aktywnego korzystania z książki, pisania ołówkiem po jej stronach, pożyczania znajomym. To swoisty podręcznik, którego raczej nie da się przeczytać jednym tchem ale za to wielokrotnie można do niego wracać.
Polecam!
Dziś przygotowałam dla Was recenzję książki „Gotowanie dla geeków” oraz przyjemny (mam nadzieję) konkurs. :-)
Gotowanie dla geeków to świeżo wydana książka wydawnictwa Helion, znanego głównie z książek o charakterze informatycznym. Tym razem jednak informatyk, Jeff Potter, pisze obszerną, nasyconą wiedzą książkę o gotowaniu. Co więcej, przekonuje komputerowych pasjonatów, że warto raz na jakiś czas oderwać się od ekranu komputera i zamiast zamawiać kolejną pizzę na telefon oswoić obce terytorium jakim jest kuchnia!
Kim jest geek? Według Wikipedii: „geek (czyt.gik) – człowiek, który dąży do pogłębiania swojej wiedzy i umiejętności w jakiejś dziedzinie w stopniu daleko wykraczającym poza zwykłe hobby”. W żargonie informatycznym geek to komputerowy pasjonat, nie widzący świata poza informatyką, kochający rozwiązywać informatyczne problemy dla samej przyjemności ich rozwiązywania.
Jeśli nie jesteście maniakami komputerowymi nie zamykajcie proszę tego okienka! Książka „Gotowanie dla geeków” nie jest bowiem typową książką kucharską. Jest to publikacja kogoś, kto naprawdę zna się na rzeczy i ma sporo wiedzy do przekazania. Co więcej, książka napisana jest lekkim, przyjaznym językiem, zrozumiałym dla czytelnika (no, może oprócz niektórych „informatycznych” żarcików”).
Przyznam, że gdybym nie otrzymała od Wydawnictwa Helion książki do recenzji, prawdopodobnie minęłabym ją obojętnie na półce. Teraz wiem, że byłby to błąd z mojej strony! (Jak to się mówi? Nie sądź książki po okładce?). „Gotowanie dla geeków” jest książką jakiej nie czytałam do tej pory. To skrzyżowanie felietonu, książki do chemii i fizyki oraz książki kucharskiej. Jeśli jesteście ciekawi dalszej recenzji, zapraszam do lektury!
Co najważniejsze, dla jednego czytelnika będę miała egzemplarz „Gotowania dla Geeków” ufundowany przez wydawnictwo Helion. Będziecie więc mogli samodzielnie wyrobić opinię na temat tej książki. Zasady konkursu na końcu postu!:)
Gotowanie dla geeków czyli kim jest geek i dlaczego chcecie (nawet jeśli tego jeszcze nie wiecie) mieć tę książkę na swojej półce?
Jeff Potter studiował informatykę i sztuki wizualne na Uniwersytecie Browna w Providence. Na co dzień zajmuje się działaniami z zakresu technologii informacyjnych jednak jego drugą pasją jest gotowanie. Właściwie coś więcej niż gotowanie: dociekanie do tego dlaczego rzeczy wyglądają tak jak wyglądają. Darzę dużym szacunkiem autorów, którzy mają czytelnikowi coś do powiedzenia, którzy posiadają wiedzę na temat jakiegoś zagadnienia i potrafią się nią dzielić. Jednym z takich autorów jest właśnie Jeff Potter, zaś jego książka jest zupełnie inna od większości książek kulinarnych jakie znam i dlatego moim zdaniem należy ją oceniać według innych kryteriów.
Dzięki tej książce możemy dowiedzieć się jak przebiega proces karmelizacji, dlaczego czasami do wypieków używamy sody a czasami proszku do pieczenia, w jaki sposób przebiegają reakcje chemiczne i fizyczne w żywności poddanej obróbce cieplnej. Wszystko to przeplatane wywiadami z profesorami socjologii i psychologii, kulinarnymi bloggerami, specjalistami ds. bezpieczeństwa żywności.. W książce możecie znaleźć również sporo ciekawostek a jeśli czujecie w sobie żyłkę odkrywcy, możecie nawet przygotować maszynkę do lodów z klocków lego!
Kilka słów o wydaniu czyli nie oceniaj książki po okładce.
To co widać na pierwszy rzut oka: książka jest bardzo skromna. Wydana w miękkiej oprawce, wydrukowana na cienkim, szarym papierze, miłymi dla oka czarno-białymi rycinami w klimacie retro oraz z malutkimi czarno-białymi zdjęciami. Przypomina mi nieco mój podręcznik do chemii z liceum. Wydaje mi się, że autor z premedytacją odszedł od konwencji „food porn” („pornografii jedzenia” – czyli przepisów okraszonych estetycznymi zdjęciami od których cieknie nam ślinka, tak, wiem, sama uprawiam taką pornografię ale cóż poradzić:)). Zdecydowanie mamy tutaj więcej treści niż formy.
Jaka to treść? Książka podzielona jest na kilka rozdziałów, które rzeczywiście można czytać tak, jak rozdziały podręcznika: wybierając interesujące nas zagadnienie. Przykładowe tytuły rozdziałów to „Witajcie w kuchni-myśl jak haker!”, „Wybór danych wejściowych – smak, zapach oraz składniki potrawy” czy „Radosna podróż w świat chemii”. Osobie niezaznajomionej z informatycznym slangiem mogą przeszkadzać niektóre porównania, jednak nie są zbyt częste i uciążliwe, można spokojnie je ominąć bez szkody dla treści.
Jak odczuwamy smaki i czy glutaminian sodu jest szkodliwy? Czyli podróż w zakamarki świata kulinariów.
Przyznam, że czytając pierwsze rozdziały pomyślałam sobie „przecież ja to wszystko wiem! umiem odróżnić rondel od patelni i nóż kuchni od noża do filetowania!”. Szybko jednak okazało się, że znalazłam dla siebie kilka ciekawostek. Nie warto rozbijać skorupki jajka o kant talerza. Lepiej uderzyć nim o płaski blat, dzięki czemu skorupka równomiernie się stłucze. Bezy nie da się dobrze ubić w plastikowym naczyniu, natomiast naczynie miedziane będzie idealne.
Dalsze fragmenty książki były dla mnie sporo ciekawsze. Zainteresowało mnie to w jaki sposób ludzie odczuwają smaki, jak nasze preferencje smakowe różnią się w zależności od kultury, kim jest „superdegustator” (to osoba bardzo intensywnie odczuwająca gorycz i cierpkość – około 35% białych kobiet i 10% białych mężczyzn to superdegustatorzy). Ciekawym elementem były dla mnie fragmenty o chemicznych dodatkach do żywności stosowanych w przemyśle (w końcu spokojnie, bez patosu i ekologicznej retoryki napisane co kryje się za złowrogimi „E”), glutaminianie sodu (właściwie jedynie na Zachodzie mamy obsesję na punkcie jego szkodliwości, w Azji-Południowo-Wschodniej jest używany jako zwyczajna przyprawa) czy kwestii związanej z prawidłowym i bezpiecznym przechowywaniem i przetwarzaniem żywności.
Produkcja jedzenia – pomiędzy jakością a bezpieczeństwem.
Jak słusznie zauważa Jeff Potter producenci wolą mówić o „jakości i pochodzeniu jedzenia” ale niewielu z nich zwraca uwagę na kwestie związane z bezpieczeństwem: kto chciałby sugerować kupującemu że jego produkt jest potencjalnie niebezpieczny? Skoro nikt, tym bardziej warto zapoznać się z podstawowymi – choć wzorowanymi na wyśrubowanych amerykańskich normach – zasadami bezpiecznego obchodzenia się z produktami spożywczymi.
No dobrze a co z przepisami?
Owszem w książce znajdziemy przepisy zarówno takie po które sięgnie zwykły śmiertelnik (konfit z kaczki, pizza) jak i zapalony eksperymentator (trzydziestominutowe jajko dla kogoś?). Jak jednak zauważyła moja kuzynka „Możesz mówić co chcesz, mnie ta książka nie przekona do wypróbowania tych przepisów!”. Mnie również nie przekona. Malutkie, czarno-białe zdjęcia, przepisy z niewielką ilością składników (część połączeń smakowych już znam) i do tego cały czas mam irracjonalne wrażenie, że mogę brać udział w jakimś chemicznym eksperymencie. Wierzę zapewnieniom autora, że żeberka są pyszne a naleśniki z maślanką bardzo dobre, jednak jestem przyzwyczajona do bardziej estetycznej formy prezentacji przepisów.
Podsumowanie. Dlaczego warto przeczytać tę książkę?
Jednak w tej książce zdecydowanie nie chodzi o formę. Chodzi o wiedzę, informację, dociekliwość (dlaczego dany produkt zachowuje się tak a tak?). Jeśli tak jak ja jesteście kulinarnymi pasjonatami (kuchennymi geekami!) z pewnością macie na swojej półce niejedną pięknie wydaną książkę i odwiedzacie blogi z pięknie wydanymi zdjęciami. Niech tak zostanie. Dzięki „Gotowaniu dla Geeków” będziecie mogli lepiej zrozumieć to, co dzieje się z jedzeniem zanim trafi na talerz.
Mi książka pozwoliła dowiedzieć się wiele więcej na temat chemii i fizyki żywności i to w dość bezbolesny (czytaj: niewymagający wypominania sobie, że nie pamiętam już niczego z chemii i fizyki z liceum) oraz fachowy sposób. W końcu trochę zrozumiałam „o co chodzi z tą kuchnią molekularną”. Bardzo podobały mi się, o czym już wspominałam, krótkie wywiady z bloggerami, autorami książek kulinarnych czy psychologami, którzy odpowiadali na dociekliwe pytania Jeffa.
Przyznam, że gdybym nie dostała książki do recenzji, minęłabym ją na półce, przewertowała ją raz czy dwa, ale nie zdecydowałabym się na zakup. Po przeczytaniu książki mogę ją Wam z czystym sumieniem polecić. Jeśli nie będziecie jej traktować jako książki kulinarnej ale raczej jako „książkę o kulinariach” z pewnością nie będziecie zawiedzeni i każdy z Was dowie się czegoś ciekawego. Autor wprost zachęca do aktywnego korzystania z książki, pisania ołówkiem po jej stronach, pożyczania znajomym. To swoisty podręcznik, którego raczej nie da się przeczytać jednym tchem ale za to wielokrotnie można do niego wracać.
Polecam!
ziolowyzakatek.com.pl Atria, 2011-09-05
Gotowanie dla geeków. Nauka stosowana, niezłe sztuczki i wyżerka
To jest jedna z tych chlubnych chwil, w których łamię swoją żelazną zasadę, że o książkach kucharskich nie piszę. O dobrych aż wstyd byłoby mi nie wspomnieć. Absolutnie pokręcona, pozytywnie nienormalna i niestandardowo fantastyczna: książka kucharska dla geeków. Czytałam ją kawał czasu - nie dlatego, że jest nudna, ale dlatego, że to ten typ książki, którą się długo czyta. To nie jest książka hop-siup, siądzie się raz i machnie całą w jeden w wieczór. Ją trzeba odkrywać powoli, nawet z przerwami, czasami kiedy jest potrzebna, a czasami dla czystej przyjemności. Tak, jak nie czyta się encyklopedii, słownika i zwykłej książki kucharskiej na raz, tak Gotowania dla geeków też nie przelatuje się na jedno posiedzenie. Jeff Potter zrobił (napisał!) kawał dobrej roboty, zbierając wszystkie najbardziej zakręcone jedzeniowe fakty pomiędzy dwiema okładkami. I nie jest to bynajmniej hasłowy spis rzeczy, które zawsze chciało się wiedzieć, ale nie wiadomo było, czy są prawdą (choć to też), ale zbiór najróżniejszych ciekawostek urozmaiconych krótkimi wywiadami, obrazkami, wykresami, tabelami i ramkami, z których można korzystać na miliard sposobów - jak komu odpowiada: od pierwszej do ostatniej strony, od końca albo na wyrywki. Znajdziecie tu oprócz klasycznych przepisów (rzadziej), receptury zdrowo pokręcone (zdecydowanie częściej, na przykład "zrób sobie swoją pektynę"), wypis zastępników typowych alergenów (czyli: nie pijesz mleka, nie jesz truskawek, krztusisz się fistaszkami? Zobacz, czym możesz je zastąpić), czy kuchenne rady życiowe tak fantastycznie proste, a trudno na nie samemu wpaść. Jakkolwiek by z tej książki nie korzystać, zawsze będzie podana idealnie.
bookmeacookie.blogspot.com Kuchareczka
Zend Framework od podstaw. Wykorzystaj gotowe rozwiązania PHP do tworzenia zaawansowanych aplikacji internetowych
Zacząłem czytać tę książkę i natychmiast miałem ochotę ją odłożyć.
Ale, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Chciałem ją odłożyć nie dlatego że jest kiepska. Wręcz przeciwnie. Problem w tym, ciężko jest jednocześnie czytać i programować, tym bardziej, że Alt+Tab kiepsko radzi sobie z przełączaniem między monitorem a książką. A gdy tylko zagłębiamy się w ten podręcznik, natychmiast przychodzi do głowy mnóstwo pomysłów, jak od razu wykorzystać zawarte w niej wskazówki. Dla kontrastu powiem, że książka jest wciągająca. Osoby, które to ode mnie słyszały przecierały... uszy ze zdumienia. Tak, podręcznik programistyczny może być wciągający. W dodatku tworzy to niemal tragiczny konflikt u czytelnika. Chciałby jednocześnie nie przestawać czytać i od razu zaczynać programować. Mam wrażenie, że najlepszym pomysłem byłoby wchłonięcie za jednym zamachem całej tej książki - dożylnie.
Przyznaję, trochę przesadziłem. Nie od razu chciałem ją odłożyć. Pierwsze przykłady są dość proste, może nawet do przesady. Korzystam z Zend Frameworka od kilku lat i co nieco już na jego temat wiem. Ale poruszanie tych prostych zagadnień na samym początku absolutnie nie jest wadą książki. W tytule pada deklaracja "od podstaw" i tak właśnie jest. Kusiło mnie, żeby przeskoczyć kilka początkowych rozdziałów, ale powstrzymałem się. I dobrze. Późniejsze przykłady nawiązują do wcześniejszych więc warto przeczytać tę książkę liniowo, rozdział po rozdziale. Gdy już to zrobimy, będziemy często wracać do poszczególnych fragmentów, ale znając już kontekst całości.
Przykład, przykład, przykład - co mnie wzięło z tymi przykładami? Otóż to mnie wzięło, że książka jest zbudowana właśnie w konwencji przykładów zadań i ich rozwiązań. Nie lubię tej konwencji. Autorzy lubują się w spartaczeniu takiej konstrukcji. Ale Włodzimierz Gajda stanął na wysokości zadania. W tej chwili nie wyobrażam sobie, żeby tak książka mogła być napisana w inny sposób.
Zdarzają się co prawda błędy, ale to redakcyjne drobiazgi. Nie psuje to całego obrazu. Dobrą rzeczą jest to, że książka jest polskiego autorstwa, dzięki czemu nie znajdziemy tutaj typowych problemów z tłumaczeniem i tzw. "lost in translation".
Jak już wspomniałem, używam Zend Framework od jakiegoś czasu. Nie jest to jednak wychwalanie się, a raczej złożenie samokrytyki. Okazuje się, że korzystałem z 1/5 jego możliwości, które są opisane w tej książce. A jestem pewien, że to jeszcze nie wszystko...
Podtytuł książki głosi "użyj gotowych rozwiązań do budowy aplikacji". O tak. Tak właśnie róbmy, w przeciwieństwie do tego, co zdarza się przeczytać w innych książkach.
Każdy programista PHP powinien mieć tę książkę w swojej biblioteczce. Chyba, że woli zrobić sobie z niej napar i popijać codziennie rano zamiast kawy. Ja tak chyba zrobię. Napar z Zend Frameworka - o tak!
Ale, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Chciałem ją odłożyć nie dlatego że jest kiepska. Wręcz przeciwnie. Problem w tym, ciężko jest jednocześnie czytać i programować, tym bardziej, że Alt+Tab kiepsko radzi sobie z przełączaniem między monitorem a książką. A gdy tylko zagłębiamy się w ten podręcznik, natychmiast przychodzi do głowy mnóstwo pomysłów, jak od razu wykorzystać zawarte w niej wskazówki. Dla kontrastu powiem, że książka jest wciągająca. Osoby, które to ode mnie słyszały przecierały... uszy ze zdumienia. Tak, podręcznik programistyczny może być wciągający. W dodatku tworzy to niemal tragiczny konflikt u czytelnika. Chciałby jednocześnie nie przestawać czytać i od razu zaczynać programować. Mam wrażenie, że najlepszym pomysłem byłoby wchłonięcie za jednym zamachem całej tej książki - dożylnie.
Przyznaję, trochę przesadziłem. Nie od razu chciałem ją odłożyć. Pierwsze przykłady są dość proste, może nawet do przesady. Korzystam z Zend Frameworka od kilku lat i co nieco już na jego temat wiem. Ale poruszanie tych prostych zagadnień na samym początku absolutnie nie jest wadą książki. W tytule pada deklaracja "od podstaw" i tak właśnie jest. Kusiło mnie, żeby przeskoczyć kilka początkowych rozdziałów, ale powstrzymałem się. I dobrze. Późniejsze przykłady nawiązują do wcześniejszych więc warto przeczytać tę książkę liniowo, rozdział po rozdziale. Gdy już to zrobimy, będziemy często wracać do poszczególnych fragmentów, ale znając już kontekst całości.
Przykład, przykład, przykład - co mnie wzięło z tymi przykładami? Otóż to mnie wzięło, że książka jest zbudowana właśnie w konwencji przykładów zadań i ich rozwiązań. Nie lubię tej konwencji. Autorzy lubują się w spartaczeniu takiej konstrukcji. Ale Włodzimierz Gajda stanął na wysokości zadania. W tej chwili nie wyobrażam sobie, żeby tak książka mogła być napisana w inny sposób.
Zdarzają się co prawda błędy, ale to redakcyjne drobiazgi. Nie psuje to całego obrazu. Dobrą rzeczą jest to, że książka jest polskiego autorstwa, dzięki czemu nie znajdziemy tutaj typowych problemów z tłumaczeniem i tzw. "lost in translation".
Jak już wspomniałem, używam Zend Framework od jakiegoś czasu. Nie jest to jednak wychwalanie się, a raczej złożenie samokrytyki. Okazuje się, że korzystałem z 1/5 jego możliwości, które są opisane w tej książce. A jestem pewien, że to jeszcze nie wszystko...
Podtytuł książki głosi "użyj gotowych rozwiązań do budowy aplikacji". O tak. Tak właśnie róbmy, w przeciwieństwie do tego, co zdarza się przeczytać w innych książkach.
Każdy programista PHP powinien mieć tę książkę w swojej biblioteczce. Chyba, że woli zrobić sobie z niej napar i popijać codziennie rano zamiast kawy. Ja tak chyba zrobię. Napar z Zend Frameworka - o tak!
youthcoders.net Wojtek Hildebrandt, 2012-02-18