Recenzje
Bez nadziei. Chestnut Springs #5
💚 ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊᴀ ʙᴇᴢ ɴᴀᴅᴢɪᴇɪ💚 ʜᴇᴊ ʙᴏᴏᴋꜱᴛᴀɢʀᴀᴍ. ᴅᴢɪś ᴘʀᴢʏᴄʜᴏᴅᴢę ᴅᴏ ᴡᴀꜱ ᴢ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊą "ʙᴇᴢ ɴᴀᴅᴢɪᴇɪ" ᴀᴜᴛᴏʀꜱᴛᴡᴀ ᴇʟꜱɪᴇ ꜱɪʟᴠᴇʀ. Moja ocena : ★★★★★ „Bez nadziei” to ostatnia część serii Chestnut Springs. Opowiada o Bailey Jansen i Beau Eatonie. Nie będę ukrywać — byłam jej naprawdę ciekawa, a jednocześnie miałam pewne obawy, dlatego podchodziłam do niej bez żadnych oczekiwań. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że aż tak bardzo mi się spodoba. Że wywoła we mnie tyle emocji i że po jej skończeniu poczuję pustkę w sercu. Nie raz i nie dwa wspominałam już, że bardzo lubię styl pisania autorki. Jest lekki i przyjemny, dzięki czemu jej książki czyta mi się błyskawicznie. Ani przez chwilę nie czuję znużenia, a do ostatniej strony jestem w pełni zaangażowana w to, co czytam. Powrót do tego małego miasteczka po raz ostatni był niezwykle wzruszającym przeżyciem, pełnym emocji, nostalgii i szczęścia. Nie lubię momentu, w którym zdaję sobie sprawę, że czas pożegnać się z kolejną serią — zwłaszcza z taką, która na dobre zadomowiła się w moim sercu i zabrała jego mały kawałek. Ale wiem, że to nie jest pożegnanie na zawsze. Jestem pewna, że jeszcze nie raz wrócę do moich ulubionych scen i momentów. Beau to bohater, którego polubiłam od razu. Czułam, że za jego zachowaniem kryje się coś więcej, i z każdą stroną tylko się w tym przekonaniu utwierdzałam. Było mi go żal, gdy poznawałam to, z czym musi się mierzyć. Najbardziej bolało jednak to, że uważał, iż powinien radzić sobie sam — mimo że bliscy chcieli mu pomóc. Mimo wszystko rozumiałam jego sposób myślenia. Bardzo doceniam, w jaki sposób autorka poruszyła temat zespołu stresu pourazowego. Nie został on potraktowany powierzchownie, ale przedstawiony z wyczuciem i głębią — za co ogromny plus. Bailey również szybko zdobyła moją sympatię. Czytając o jej życiu, o tym, co ją spotkało i wciąż spotyka, było mi jej po prostu szkoda. Nie zasługiwała na to wszystko. To nie jej wina, że miała takich, a nie innych bliskich. Rodziny się nie wybiera, a mimo to wiele osób w miasteczku oceniało ją właśnie przez ich pryzmat. Nie szanowali jej, często okazywali niechęć, mimo że nigdy nie zrobiła im nic złego. Pracowała jako barmanka i naprawdę lubiła swoją pracę — nawet jeśli czasami nie czuła się w niej do końca bezpiecznie. Bailey i Beau miał połączyć jedynie układ — bez uczuć. Ona miała odzyskać spokój dzięki jego nazwisku, a on uwolnić się od nadopiekuńczej rodziny, która martwiła się o jego stan psychiczny. Brzmi prosto, prawda? Niestety, gdy w grę wchodzą emocje, nic nie jest takie, jakie miało być. To, co z początku wydawało się nieskomplikowane, zaczyna się komplikować. Bardzo spodobało mi się to, jak została przedstawiona ich relacja — naturalnie, bez pośpiechu i sztuczności. Wszystko rozwijało się w odpowiednim tempie, dzięki czemu historia wydawała się prawdziwa i szczera. Ich wspólne momenty niesamowicie mnie rozczulały, a fakt, że sami przed sobą zaczynali przyznawać, że to coś więcej, tylko dodawał im uroku. Jednak nie wszystko w życiu jest piękne i kolorowe — i tutaj również tak było. Czy mimo wszystko uda im się znaleźć szczęście? Tego musicie dowiedzieć się sami. Ta książka bardzo mi się podobała — tak samo jak cała seria. Nie potrafię jednak wybrać, która część była moją ulubioną. Każda miała w sobie coś wyjątkowego, co sprawiło, że wszystkie tak bardzo mnie urzekły. Jeśli jeszcze ich nie czytaliście — koniecznie to nadróbcie. Naprawdę warto.
Lili. Mała chmurka i jej wielkie emocje. Bajkowy przewodnik po uczuciach dla dzieci i rodziców
"Lili. Mała chmurka i jej wielkie emocje” to niezwykle ciepła, wartościowa książka, która łączy w sobie elementy bajki terapeutycznej, poradnika dla rodziców oraz kreatywnego zeszytu ćwiczeń dla dzieci. To nie jest zwykła historia o chmurce - to opowieść o tym, jak poznać, zrozumieć i zaakceptować własne emocje. Autorka w prosty, a jednocześnie bardzo empatyczny sposób prowadzi małych czytelników przez świat uczuć - od radości i ciekawości po smutek, złość czy obrzydzenie. Dzięki postaci Lili, małej chmurki, dzieci uczą się, że wszystkie emocje są potrzebne i naturalne, a żadne z nich nie są „złe”. Książeczka jest doskonałym narzędziem do wspólnej pracy rodzica z dzieckiem. Zawiera przestrzeń do rozmowy, refleksji i twórczej ekspresji - maluch może rysować, dopisywać swoje przemyślenia, a nawet tworzyć własne historie. To sprawia, że lektura staje się doświadczeniem interaktywnym i osobistym. Styl jest prosty, ciepły i pełen zrozumienia. Ilustracje (jeśli towarzyszą tekstowi) dodatkowo wzmacniają emocjonalny przekaz, czyniąc książkę atrakcyjną wizualnie i przyjazną nawet dla najmłodszych. To pozycja, którą warto mieć w domowej biblioteczce - zarówno dla dzieci, które dopiero uczą się rozpoznawać swoje uczucia, jak i dla rodziców, którzy chcą je lepiej zrozumieć i wspierać w emocjonalnym rozwoju.
Puck Off
Rosie i Matt spędzają ze sobą jedną noc podczas przesiadki między ich lotami. Miała to być jednorazowa przygoda a ich drogi miały się więcej nie przepleść. Los jednak postanowił inaczej - szybko okazuje się bowiem, że Matt jest nowym zawodnikiem drużyny dla której pracuje dziewczyna. Czy pomimo swojej przygody teraz będą umieli postawić na relacje czysto zawodową? Sięgając po „Puck Off” spodziewałam się wszystkiego tylko nie tego co mnie tam spotkało. W takim pozytywnym sensie. Ta lektura to idealny przykład by nie oceniać książki po okładce! Martwiłam się, że będzie zbyt słodko, zbyt oklepanie. Kiedy główny bohater nie umiał zwrócić się do dziewczyny inaczej, niż „różyczko” już miałam ochotę ciężko wzdychać. Ten przydomek wziął się znikąd i był rzucany w każdym możliwym rozdziale co ostatnio zdarza się naszym autorką nagminnie. Przez pierwszą połowę historia jest słodko pikantna, nasi główni zainteresowani krążą wokół siebie i próbują igrać z rozsądkiem. Później mamy duży plottwist, którego nie chcę zdradzać bo to wbiło mnie w ziemie. Nie wiem czy to przez fakt, że się niczego nie spodziewałam czy może po prostu autorka tak idealnie zbudowała napięcie, ale przepłakałam cały wieczór. Ostatnio często zdarza płakać mi się na książkach, ale tutaj naprawdę potrzebowałam dobrej chwili, żeby ochłonąć. Do końca już emocje mnie trzymały i bardzo żałowałam, że muszę z nimi pożegnać. Nie jest to pierwsza książka Ludki, którą czytałam, ale zdecydowanie wskakuje ona na pierwsze miejsce. Jeśli tak jak ja uwielbiacie romanse z motywem hokeja, lubicie książki, które zaskakują to koniecznie czytajcie „Puck Off” oraz dwie poprzednie części (by lepiej zrozumieć pewne sytuacje). Na samej okładce mamy urocze elementy nawiązujące do fabuły i to zawsze mnie rozczula.
Puck Off
Rosie Gallagher to kobieta, która wie, czego chce i nie boi się tego pokazać. Pracuje w PR, myśli strategicznie, a jej życie prywatne to jedna wielka improwizacja. Jest pewna siebie, inteligentna i trochę uparta, ale wciąż pokazuje, że pod twardą powłoką kryje się wrażliwość i emocje, które potrafią wywrócić wszystko do góry nogami. Matt Carlsson? Hokeista z krwi i kości. Charyzmatyczny, pewny siebie, bezczelny i przyciągający w sposób, który sprawia, że trudno oderwać od niego wzrok. Z jednej strony prowokuje, z drugiej nie wiadomo, czego tak naprawdę chce. A jego interakcje z Rosie to mieszanka napięcia, żartu i pożądania. Ich relacja miała zacząć i zakończyć się na jednonocnej przygodzie, lecz gdy okazuje się, że Matt to nowy zawodnik Nafciarzy, cały świat Rosie staje na głowie. Nie powiem ujął mnie fakt, ze to on o nią zabiega, troszczy się o nią, ajestem wielką fanką tego motywu. Po traumatycznym wydarzeniu, jego zachowanie zmiękczyło mi serce i pozwoliło wierzyć, że istnieją tacy mężczyźni. I uważam, że każda kobieta zasługuje na takie wsparcie. Styl pisania, oczywiście był lekki, dialogi z humorem. Śmiałam się, żeby potem dwa razy porządnie się spłakać. Książka jak dla mnie super. Dużym plusem jest nawiązanie (DWUKROTNE) do Dworów i Rhysanda 🫠. No i oczywiście pojawiające się postacie z poprzednich tomów, love this 🥰 Jeżeli lubisz romanse hokejowe, z dużą ilością spice, humorem, bohaterami, którzy nie dają sobie w kaszę dmuchać tą książką jest dla Ciebie 🤭.
Recenzownik. Mój książkowy journal
„Recenzownik. Mój książkowy journal” to przestrzeń nie tylko na recenzowanie książek, jak sama nazwa wskazuje, ale również znajdziecie w nim różne wyzwania czytelnicze, możecie komponować swoją biblioteczkę ORAZ planować wyjazdy na targi książki. Tego jeszcze nie było! Ponadto w recenzowniku znajdziecie miejsce na podpisy autorek czy swoich book besties. Moim zdaniem rewelacja! Całość utrzymana jest w stonowanych kolorach, czyli to co lubię najbardziej i niezwykle dopracowana pod każdym względem.
 
        
         
                                 
                                 
                                 
                                 
                             
                             
                             
                            