Recenzje
Trzydzieści sześć strategii starożytnych Chin
W ostatnim czasie dostrzegam, że pojawia się wiele nowych tytułów odwołujących się do społeczeństwa chińskiego lub japońskiego. Trudno wybrać odpowiednią pozycję, ponieważ przede wszystkim dobre powieści nie są powszechnie znane.
W tym miejscu nadmienię, że Trzydzieści sześć strategii starożytnych Chin, jak najbardziej zasługują na waszą uwagę. Jednym z powodów, dla których możecie się zainteresować nią to przywołanie nazwiska dobrze Wam znanego Sun Tzu. Ten sam autor, który stworzył książkę Sztukę Wojny.
W powieści Trzydzieści sześć strategii starożytnych Chin znajdziemy wybrane fragmenty autorstwa Sun Tzu, które są nie lada gratką dla znawców Dalekiego Wschodu.
Chińczycy znani są z pomysłowości, która z czasem przyniosła im światowy rozgłos. Ich pragmatyczne podejście do życia skutkowało wymyślaniem rozmaitych udogodnień dla własnej przyjemności.
Znani są także z przemyślanych podstępów i wyprowadzania w pole przeciwnika. To nie, kto inny jak Sun Tzu swoją książką „Sztuka Wojny" rozgrzał dyskusję o metodach w skutecznym przełamaniu oporu oponenta.
„W porządku oczekuj nieuporządkowanych. W spokoju oczekuj tych niosących zgiełk. Oto droga kontroli umysłu"(1)
Jego sposobami na podejście konkurenta interesowali się między innymi szefowie korporacji, którzy zastosowali te rady w strategiach negocjacyjnym między innymi przy podejmowaniu wątku fuzji firm.
Oprócz podchodzenia do obozu wroga. Dowiemy się także ciekawych historii ludowych, o których nigdy wcześniej nie słyszeliście.
W jednej z lis stawić czoła tygrysowi i wygrał tą potyczkę. Jak? Otóż lisim sprytem oszukał władcę dżungli. Spotykając tygrysa powiedział mu by ten szedł za lisem. Zwierzęta widząc to uciekały w popłochu. Tygrys przyznał się do porażki i odszedł w stronę leśnej głuszy.
By rozeznać się w tych taktykach podążymy śladami starożytnych chińskich generałów i doradców cesarzy. To za ich sprawą wiele księstw osiągało sukces lub upadało.
Nie zabraknie także epizodu, w którym to poznamy japońską strategię stosowaną przez samurajów w konfrontacji z szogunem.
W twardej okładce z czerwoną wstążka-zakładką odnajdziecie piękne rysunki przedstawiające między innymi pagodę.
„Pagoda – w buddyjskiej architekturze sakralnej na Dalekim Wschodzie (Chiny, Japonia Korea, Nepal) rodzaj wielokondygnacyjnej wieży, służącej do przechowywania relikwii. Jako materiału do budowy w dawnych Chinach używano drewna, a nawet brązu, żelaza czy porcelany. „ (2)
Na końcu książki także odnajdziemy chronologiczny zapis, od kiedy, do kiedy panowały poszczególne dynastie w Chinach i Japonii. To pozwoli się rozeznać w dynamicznych i zmiennych kolejach losu nieuporządkowanego ładu.
Za sprawą tej publikacji możemy tworzyć na końcu książki notatki na specjalnie do tego przeznaczonych stronach.
Czytając tą powieść miałem wrażenie uczestniczenia w tych bitwa i przyglądania sie im, jako świadek, którego przekaz wyjaśni bezcelowość stosowania przemocy.
Fakt ta pozycja odzwierciedla układ sił, dyplomację i sztukę manipulowania oraz podstępu,. Nie raz nie dwa spada czyjaś głowa bądź przegrany zmuszony jest do popełnienia seppuku.
Nie zmienia się jednak sytuacja, że po podbiciu terytoriów przychodzi silniejszy konkurent, który detronizuje ówczesnego zdobywcę. Rzadko w takiej sytuacji okazując łaskę.
Czy wobec tego przemocą odpowiadając na przemoc jest jakakolwiek szansa na zakończenie bratobójczych walk?
Mam zamiar przedstawić Wam książkę opartą na tak błyskotliwych spostrzeżeniach. Wiedza ta wiele wniesie do sposobu, w jakim musicie pokonać się Wasze obawy. Lęki, które karmimy nasze wątpliwości nie skłaniają nas do działania, wręcz przeciwnie.
Konkurent doprowadza on do tego by uśpić czujność swojego oponenta, chwila nieuwagi, a potem przypuszcza atak. Tą właśnie sposobność wykorzystuje czujny wróg. Te i inne uwagi są ujęte w tej książce uzmysławiają nam, że mamy w rękach podręcznik stratega.
Bazując na ich doświadczeniach możemy każde potencjalna porażkę przekuć w zwycięstwo. Wszystko tak naprawdę zależy od okoliczności, które umiejętnie wykorzystane mogą stać się bronią obusieczną w naszych rękach
Są książki, które od pierwszych stron pobudzają w nas żyłkę niestrudzonego i walecznego wojownika. Do tego typu pozycji z pewnością zalicza się ta powieść.
W tym miejscu nadmienię, że Trzydzieści sześć strategii starożytnych Chin, jak najbardziej zasługują na waszą uwagę. Jednym z powodów, dla których możecie się zainteresować nią to przywołanie nazwiska dobrze Wam znanego Sun Tzu. Ten sam autor, który stworzył książkę Sztukę Wojny.
W powieści Trzydzieści sześć strategii starożytnych Chin znajdziemy wybrane fragmenty autorstwa Sun Tzu, które są nie lada gratką dla znawców Dalekiego Wschodu.
Chińczycy znani są z pomysłowości, która z czasem przyniosła im światowy rozgłos. Ich pragmatyczne podejście do życia skutkowało wymyślaniem rozmaitych udogodnień dla własnej przyjemności.
Znani są także z przemyślanych podstępów i wyprowadzania w pole przeciwnika. To nie, kto inny jak Sun Tzu swoją książką „Sztuka Wojny" rozgrzał dyskusję o metodach w skutecznym przełamaniu oporu oponenta.
„W porządku oczekuj nieuporządkowanych. W spokoju oczekuj tych niosących zgiełk. Oto droga kontroli umysłu"(1)
Jego sposobami na podejście konkurenta interesowali się między innymi szefowie korporacji, którzy zastosowali te rady w strategiach negocjacyjnym między innymi przy podejmowaniu wątku fuzji firm.
Oprócz podchodzenia do obozu wroga. Dowiemy się także ciekawych historii ludowych, o których nigdy wcześniej nie słyszeliście.
W jednej z lis stawić czoła tygrysowi i wygrał tą potyczkę. Jak? Otóż lisim sprytem oszukał władcę dżungli. Spotykając tygrysa powiedział mu by ten szedł za lisem. Zwierzęta widząc to uciekały w popłochu. Tygrys przyznał się do porażki i odszedł w stronę leśnej głuszy.
By rozeznać się w tych taktykach podążymy śladami starożytnych chińskich generałów i doradców cesarzy. To za ich sprawą wiele księstw osiągało sukces lub upadało.
Nie zabraknie także epizodu, w którym to poznamy japońską strategię stosowaną przez samurajów w konfrontacji z szogunem.
W twardej okładce z czerwoną wstążka-zakładką odnajdziecie piękne rysunki przedstawiające między innymi pagodę.
„Pagoda – w buddyjskiej architekturze sakralnej na Dalekim Wschodzie (Chiny, Japonia Korea, Nepal) rodzaj wielokondygnacyjnej wieży, służącej do przechowywania relikwii. Jako materiału do budowy w dawnych Chinach używano drewna, a nawet brązu, żelaza czy porcelany. „ (2)
Na końcu książki także odnajdziemy chronologiczny zapis, od kiedy, do kiedy panowały poszczególne dynastie w Chinach i Japonii. To pozwoli się rozeznać w dynamicznych i zmiennych kolejach losu nieuporządkowanego ładu.
Za sprawą tej publikacji możemy tworzyć na końcu książki notatki na specjalnie do tego przeznaczonych stronach.
Czytając tą powieść miałem wrażenie uczestniczenia w tych bitwa i przyglądania sie im, jako świadek, którego przekaz wyjaśni bezcelowość stosowania przemocy.
Fakt ta pozycja odzwierciedla układ sił, dyplomację i sztukę manipulowania oraz podstępu,. Nie raz nie dwa spada czyjaś głowa bądź przegrany zmuszony jest do popełnienia seppuku.
Nie zmienia się jednak sytuacja, że po podbiciu terytoriów przychodzi silniejszy konkurent, który detronizuje ówczesnego zdobywcę. Rzadko w takiej sytuacji okazując łaskę.
Czy wobec tego przemocą odpowiadając na przemoc jest jakakolwiek szansa na zakończenie bratobójczych walk?
Mam zamiar przedstawić Wam książkę opartą na tak błyskotliwych spostrzeżeniach. Wiedza ta wiele wniesie do sposobu, w jakim musicie pokonać się Wasze obawy. Lęki, które karmimy nasze wątpliwości nie skłaniają nas do działania, wręcz przeciwnie.
Konkurent doprowadza on do tego by uśpić czujność swojego oponenta, chwila nieuwagi, a potem przypuszcza atak. Tą właśnie sposobność wykorzystuje czujny wróg. Te i inne uwagi są ujęte w tej książce uzmysławiają nam, że mamy w rękach podręcznik stratega.
Bazując na ich doświadczeniach możemy każde potencjalna porażkę przekuć w zwycięstwo. Wszystko tak naprawdę zależy od okoliczności, które umiejętnie wykorzystane mogą stać się bronią obusieczną w naszych rękach
Są książki, które od pierwszych stron pobudzają w nas żyłkę niestrudzonego i walecznego wojownika. Do tego typu pozycji z pewnością zalicza się ta powieść.
Sztukater.pl 2014-02-13
Zwyciężyć znaczy przeżyć. 20 lat później
Poszukiwanie sensu wspinania jest bezcelowe. […] Jest to problem zbyt złożony, zbyt indywidualny (niemal intymny), by można było sensownie i zwięźle się do niego ustosunkować, a ewentualne wyjaśnienie i tak będzie zawsze jedynie połową prawdy. Tej drugiej, ważniejszej połowy, albo sobie nie uświadamiamy, albo też nigdy publicznie jej nie ujawniamy.
Od razu przyznam – książka jest świetna. Wykracza poza schemat „jak to było na wyprawach, w których uczestniczyłem” i proponuje nieskończenie więcej – refleksyjną wędrówkę przez życie himalaisty, który swoje przeżył i swoje przemyślał. Przy okazji wiele można się z tej książki dowiedzieć o historii polskich wypraw i barwnym wspinaczkowym światku. Bo Lwow na pierwszym planie stawia ludzi, z którymi zetknął go los. Stąd cała galeria znajomych i przyjaciół związanych mniej lub bardziej z górami (raczej bardziej) ukazanych w zabawnych i inteligentnych portretach. Jak deklaruje autor – „to jest książka o nich”. Dopiero później o nim samym (co, oczywiście, należy potraktować z dużym przymrużeniem oka).
Od razu przyznam – książka jest świetna. Wykracza poza schemat „jak to było na wyprawach, w których uczestniczyłem” i proponuje nieskończenie więcej – refleksyjną wędrówkę przez życie himalaisty, który swoje przeżył i swoje przemyślał. Przy okazji wiele można się z tej książki dowiedzieć o historii polskich wypraw i barwnym wspinaczkowym światku. Bo Lwow na pierwszym planie stawia ludzi, z którymi zetknął go los. Stąd cała galeria znajomych i przyjaciół związanych mniej lub bardziej z górami (raczej bardziej) ukazanych w zabawnych i inteligentnych portretach. Jak deklaruje autor – „to jest książka o nich”. Dopiero później o nim samym (co, oczywiście, należy potraktować z dużym przymrużeniem oka).
Pewne jest jedno: od Zwyciężyć znaczy przeżyć trudno się oderwać. Przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze lekkie, cięte pióro autora (czasem wręcz zgryźliwie ironiczne), dawka luzu połączona z życiowym doświadczeniem i duże poczucie humoru dają esencjonalny, wyborny koktajl. Po drugie, Lwow wykracza poza jednostkowy los. Góry stanowią w tej książce jedynie punkt wyjścia do snucia ogólnoludzkich refleksji, a takiego literackiego przełożenia potrafi dokonać naprawdę niewielu. Przemyślenia autora często zmuszają do nowego spojrzenia nawet na zdawałoby się do cna wyeksploatowane tematy (choćby nieszczęsny Brad Peak, któremu Lwow poświęca kilka mądrych stron). Po trzecie, miłość do gór wyziera tu niemal z każdego akapitu. Nawet w tym Lwow-himalaista potrafi pozytywnie zaskoczyć. W czasach, kiedy liczą się tylko wielkie sportowe wyczyny, choćby najgłupsze, głosi zachwyt nad „zwykłymi” Karkonoszami i „zwyczajnymi” wędrówkami. Dla mnie jako czytelnika było to niczym ożywczy łyk tlenu na wysokościach.
Zresztą, czy można oprzeć się takiemu pisarstwu:
Ten sam człowiek, ale już nie chłopak, nie młodzieniec i nie początkujący wspinacz. Sieć drobnych zmarszczek dookoła oczu, pogłębione bruzdy na policzkach. […] Kalejdoskop wspomnień ukazujący w ogromnym skrócie pięćdziesiąt lat mojego życia, życia nierozerwalnie związanego z górami, w których Karkonosze zajmują jedno z najważniejszych miejsc. […] Piękno jest najmocniejszą, ale chyba nie najskuteczniejszą bronią, jaką dysponują góry w obronie przed człowiekiem. Kto nie umie lub nie chce uszanować i chronić tego piękna, jest zwykłym barbarzyńcą.
I last but not least, Zwyciężyć znaczy przeżyć jest książką przemyślaną w każdym szczególe. Weźmy choćby dobór fotografii. To nie są jakieś tam widoczki i piękne kadry, które mają sprawić, że książka lepiej się sprzeda (a kto ją kupi, to już insza inszość). Lwow stawia na archiwalia i bardzo starannie komponuje tekst ze zdjęciami. W niezwykły sposób podbija to wartość i dzieła, i lektury. Wystarczy czasem kilka słów przy ilustracji (odpowiedniej ilustracji), by poruszyć emocjonalną strunę u czytelnika.
Obok w tekście przeczytamy o najczęstszych przyczynach nieszczęśliwych wypadków na wysokościach, o doświadczeniu, które sprawia, że bagatelizuje się podstawowe zasady bezpieczeństwa… Tu nic nie jest przypadkowe. Myśli, zdjęcia, rysunki, podpisy – wszystko zostało logicznie skomponowane. Podkreślam to, bo coraz częściej wydaje się rzeczy byle jakie, robione na szybko, wyprane z głębszej treści. Zwyciężyć znaczy przeżyć proponuje zupełnie inną jakość.
Ta frapująca lektura przynosi wiele czytelniczej przyjemności (jeśli można tak powiedzieć, o książce traktującej w dużej mierze o śmierci). Niewielu wspinaczy ma tak dobre pióro jak Lwow i taką łatwość w przekazywaniu myśli. To książka znakomita, niegłupia, otwierająca szerokie widzenia na sprawy górskie i okołogórskie. Szczerze polecam.
Zresztą, czy można oprzeć się takiemu pisarstwu:
Ten sam człowiek, ale już nie chłopak, nie młodzieniec i nie początkujący wspinacz. Sieć drobnych zmarszczek dookoła oczu, pogłębione bruzdy na policzkach. […] Kalejdoskop wspomnień ukazujący w ogromnym skrócie pięćdziesiąt lat mojego życia, życia nierozerwalnie związanego z górami, w których Karkonosze zajmują jedno z najważniejszych miejsc. […] Piękno jest najmocniejszą, ale chyba nie najskuteczniejszą bronią, jaką dysponują góry w obronie przed człowiekiem. Kto nie umie lub nie chce uszanować i chronić tego piękna, jest zwykłym barbarzyńcą.
I last but not least, Zwyciężyć znaczy przeżyć jest książką przemyślaną w każdym szczególe. Weźmy choćby dobór fotografii. To nie są jakieś tam widoczki i piękne kadry, które mają sprawić, że książka lepiej się sprzeda (a kto ją kupi, to już insza inszość). Lwow stawia na archiwalia i bardzo starannie komponuje tekst ze zdjęciami. W niezwykły sposób podbija to wartość i dzieła, i lektury. Wystarczy czasem kilka słów przy ilustracji (odpowiedniej ilustracji), by poruszyć emocjonalną strunę u czytelnika.
Obok w tekście przeczytamy o najczęstszych przyczynach nieszczęśliwych wypadków na wysokościach, o doświadczeniu, które sprawia, że bagatelizuje się podstawowe zasady bezpieczeństwa… Tu nic nie jest przypadkowe. Myśli, zdjęcia, rysunki, podpisy – wszystko zostało logicznie skomponowane. Podkreślam to, bo coraz częściej wydaje się rzeczy byle jakie, robione na szybko, wyprane z głębszej treści. Zwyciężyć znaczy przeżyć proponuje zupełnie inną jakość.
Ta frapująca lektura przynosi wiele czytelniczej przyjemności (jeśli można tak powiedzieć, o książce traktującej w dużej mierze o śmierci). Niewielu wspinaczy ma tak dobre pióro jak Lwow i taką łatwość w przekazywaniu myśli. To książka znakomita, niegłupia, otwierająca szerokie widzenia na sprawy górskie i okołogórskie. Szczerze polecam.
gory-lektury.blogspot.com Iwona Baturo
Marketing za przyzwoleniem. Jak zmienić obcych ludzi w znajomych, a znajomych w klientów
W książce „Marketing za przyzwoleniem. Jak zmienić obcych ludzi w znajomych, a znajomych w klientów”, Seth Godin przekonuje, że era marketingu przeszkadzającego dobiegła już końca.
Marketing przeszkadzający, to wszystkie te reklamy, które są nam serwowane, pomimo, że w ogóle nas nie interesują. To przypadkowe banery w internecie, reklamy telewizyjne, billboardy, spam w mailach. Godin przekonuje, że większość pieniędzy wydanych na reklamy tego typu to marnotrawstwo. Klienci traktują je jako zło konieczne, a negatywne nastawienie jeszcze osłabia przekaz. Nikt przecież nie lubi, gdy mu się przeszkadza, chyba że…
No właśnie, Godin początkowo przeciwstawia marketing przeszkadzający marketingowi za przyzwoleniem. Później jednak dochodzi do wniosku, że aby uzyskać przyzwolenie klienta, najpierw trzeba mu trochę poprzeszkadzać. Aby jednak zminimalizować negatywny odbiór przekazu marketingowego, należy postarać się, by dotarł do jak najprecyzyjniej dobranej grupy docelowej. Mówiąc obrazowo – nikt nie lubi, gdy przeszkadza mu się np. w trakcie obiadu. Ale inaczej odbierzesz sytuację, gdy obiad przerywa Ci reklama podpasek (która szczególnie mało Cię interesuje, jeśli jesteś mężczyzną), a inaczej, jeśli pokazany zostaje komputer, w dodatku model, nad którego zakupem się zastanawiasz.
Ale marketing za przyzwoleniem, to coś więcej niż prezentowanie stargetowanych reklam. Kluczowym hasłem jest tutaj zaufanie. Celem marketera powinno być sprawienie, by lekko przeszkadzająca reklama bądź inna zachęta, wywołała zainteresowanie na tyle silne, aby kontakt ten zmienił się w całkowicie dobrowolny po stronie klienta. Z takimi sytuacjami mamy do czynienia np. wtedy, gdy zapisujemy się do newslettera sklepu internetowego. Z pewnością nikt nie zapisze się, by uzyskiwać informacje o produktach z dziedziny, która absolutnie go nie interesuje. Wstępne przyzwolenie, jeśli zostanie poparte dobrą ofertą i profesjonalną obsługą, może przemienić się w akceptację i zaufanie. A to z marketingowego punktu widzenia ogromny zysk. Dzięki temu może zrodzić się relacja handlowa, w której dana osoba stanie się klientem sprzedawcy dlatego, że mu ufa, a więc wierzy, że zostanie potraktowana profesjonalnie i uczciwie. A to wymusza zupełnie inne działania niż handel tradycyjny. Potrzebne jest inne nastawienie i inne stosowanie narzędzi marketingowych.
To, co pisze Godin jest wartościowe, a podziw wobec niego może wzrosnąć, kiedy czytelnik odkryje, że książka ta została po raz pierwszy wydana w 1999 roku. To ciekawe, bo okazuje się, że autor skutecznie przewidział, w jaki sposób marketing będzie się zmieniał w kolejnych latach! Mechanizmy, które opisuje, doskonale pasują do tego, co 15 lat później robi Google, wyświetlając nam reklamy uzależnione od naszej aktywności w sieci, czy też Facebook, którego filozofia wydaje się niemal opierać na zasadach opisanych w tej książce.
Jednak to wizjonerstwo stanowi także wadę książki. „Marketing za przyzwoleniem” czytany dziś, opowiada o sprawach, które stają się coraz powszechniej znane i stosowane. Dlatego trudno w niej znaleźć coś naprawdę odkrywczego. Wniosek z tego jeden – ta książka trafia do polskiego czytelnika zdecydowanie za późno.
Marketing przeszkadzający, to wszystkie te reklamy, które są nam serwowane, pomimo, że w ogóle nas nie interesują. To przypadkowe banery w internecie, reklamy telewizyjne, billboardy, spam w mailach. Godin przekonuje, że większość pieniędzy wydanych na reklamy tego typu to marnotrawstwo. Klienci traktują je jako zło konieczne, a negatywne nastawienie jeszcze osłabia przekaz. Nikt przecież nie lubi, gdy mu się przeszkadza, chyba że…
No właśnie, Godin początkowo przeciwstawia marketing przeszkadzający marketingowi za przyzwoleniem. Później jednak dochodzi do wniosku, że aby uzyskać przyzwolenie klienta, najpierw trzeba mu trochę poprzeszkadzać. Aby jednak zminimalizować negatywny odbiór przekazu marketingowego, należy postarać się, by dotarł do jak najprecyzyjniej dobranej grupy docelowej. Mówiąc obrazowo – nikt nie lubi, gdy przeszkadza mu się np. w trakcie obiadu. Ale inaczej odbierzesz sytuację, gdy obiad przerywa Ci reklama podpasek (która szczególnie mało Cię interesuje, jeśli jesteś mężczyzną), a inaczej, jeśli pokazany zostaje komputer, w dodatku model, nad którego zakupem się zastanawiasz.
Ale marketing za przyzwoleniem, to coś więcej niż prezentowanie stargetowanych reklam. Kluczowym hasłem jest tutaj zaufanie. Celem marketera powinno być sprawienie, by lekko przeszkadzająca reklama bądź inna zachęta, wywołała zainteresowanie na tyle silne, aby kontakt ten zmienił się w całkowicie dobrowolny po stronie klienta. Z takimi sytuacjami mamy do czynienia np. wtedy, gdy zapisujemy się do newslettera sklepu internetowego. Z pewnością nikt nie zapisze się, by uzyskiwać informacje o produktach z dziedziny, która absolutnie go nie interesuje. Wstępne przyzwolenie, jeśli zostanie poparte dobrą ofertą i profesjonalną obsługą, może przemienić się w akceptację i zaufanie. A to z marketingowego punktu widzenia ogromny zysk. Dzięki temu może zrodzić się relacja handlowa, w której dana osoba stanie się klientem sprzedawcy dlatego, że mu ufa, a więc wierzy, że zostanie potraktowana profesjonalnie i uczciwie. A to wymusza zupełnie inne działania niż handel tradycyjny. Potrzebne jest inne nastawienie i inne stosowanie narzędzi marketingowych.
To, co pisze Godin jest wartościowe, a podziw wobec niego może wzrosnąć, kiedy czytelnik odkryje, że książka ta została po raz pierwszy wydana w 1999 roku. To ciekawe, bo okazuje się, że autor skutecznie przewidział, w jaki sposób marketing będzie się zmieniał w kolejnych latach! Mechanizmy, które opisuje, doskonale pasują do tego, co 15 lat później robi Google, wyświetlając nam reklamy uzależnione od naszej aktywności w sieci, czy też Facebook, którego filozofia wydaje się niemal opierać na zasadach opisanych w tej książce.
Jednak to wizjonerstwo stanowi także wadę książki. „Marketing za przyzwoleniem” czytany dziś, opowiada o sprawach, które stają się coraz powszechniej znane i stosowane. Dlatego trudno w niej znaleźć coś naprawdę odkrywczego. Wniosek z tego jeden – ta książka trafia do polskiego czytelnika zdecydowanie za późno.
trendbiz.pl Marcin Pietraszek, 2014-02-09
Metoda Running Lean. Iteracja od planu A do planu, który da Ci sukces. Wydanie II
Muszę przyznać, że metodę Running Lean wykorzystuję z powodzeniem w swoim życiu i biznesie. W sumie, sam serwis który właśnie odwiedzasz – jest elementem procesu opartego o wykorzystanie RL, co obrazuje screen poniżej. Książka zdecydowanie lżejsza w lekturze, obrazująca wiele istotnych aspektów kroczącego procesu zarządzania. W czym tkwi sedno tej metody? W stopniowym ulepszaniu – krok po kroku, sprawdzanie i analizowanie co się sprawdza, a co można zmienić. I prostota założenia, że nic od początku idealnym nie będzie.
Pasjonujący jest sposób przedstawienia metody, na żywych przykładach. Autor obrazuje jak powstała książka oraz przedstawia inne przykłady wykorzystania. Zdecydowanie polecam przetestowanie na jakimś tworzonym serwisie, produkcie opisanego sposobu działania. Pozwala zmienić nastawienie do wdrażania zmian w projektach, pracy nad „nie-idealnym projektem” oraz sprawnie doprowadzić proces do końca.
Pasjonujący jest sposób przedstawienia metody, na żywych przykładach. Autor obrazuje jak powstała książka oraz przedstawia inne przykłady wykorzystania. Zdecydowanie polecam przetestowanie na jakimś tworzonym serwisie, produkcie opisanego sposobu działania. Pozwala zmienić nastawienie do wdrażania zmian w projektach, pracy nad „nie-idealnym projektem” oraz sprawnie doprowadzić proces do końca.
WebSEM.pl Sebastian Jakubiec, 2014-02-11
Pokolenia. Wiek deszczu, wiek słońca
Historie rodzinne to szczególnie wdzięczny temat do przeniesienia w świat literacki. Właśnie nad taką narracją w swojej debiutanckiej powieści zgłębia Katarzyna Droga - pochodząca z Podlasia, obecnie warszawianka, redaktor naczelna magazynu „Sens Rozwój Zdrowie Piękno" wydawnictwa Zwierciadło.
„Pokolenia Wiek deszczu, wiek słońca" to wielowątkowa, pełna ciepła, starannie i z rozmachem napisana opowieść dziwnie bliska chyba każdemu czytelnikowi. Autorka przedstawia historię swojej rodziny na tle burzliwego XX wieku główną bohaterką czyniąc swoją matkę Janinę.
To szczególna postać. Urodziła się w pewnej deszczowej styczniowej nocy 1923 roku we wsi Stokowo nad Narwią Dorasta w dużej, wielopokoleniowej rodzinie doświadczonej przez życie i latami smutku, i latami szczęścia Ma troje rodzeństwa dwóch braci, Antoniego i Bogdana oraz siostrę Cezaryna To cała galeria osobowości. Niektórzy powściągliwi i ostrożni, inni nerwowi, gwałtowni, nieokiełznani, czupurni.
Czasy w jakich przyszło żyć Jance to prawdziwy egzamin z odpowiedzialności i bohaterstwa lata młodej Polskiej niepodległości, koszmar II wojny światowej, absurd i bezduszność komunizmu. Na tle tych wszystkich zawirowań polityczno-historycznych Janka - jak każda młoda dziewczyna - kocha, nienawidzi, marzy. Swoje największe przeżycia, najgłębsze emocje, sytuacje jakie spotykają ją i jej bliskich opisuje w pamiętniku. Po latach w unikatowym Wilusiu, szafce z czasów cesarza Wilhelma, zapiski młodej Janki odnajduje córka - Katarzyna Droga. To wspomnienia matki stały się osią do opisania historii XX wieku, którą tworzyli zwykli, a może niezwykli ludzie.
Główni bohaterowie - Janka i jej mąż Leszek -to charyzmatyczne postaci, pełni pasji, uczuć, zmagający się z nierzadko okrutną rzeczywistością oddani sobie i swoim uczuciom. Losy małżeństwa i ich rodzin, przyjaciół, znajomych, niczym nie różnią się od historii wielu osób żyjących w tamtych latach. Ponadto ich problemy, bolączki, radości i rozterki, są na tyle uniwersalne, że doskonale wpasowują się także w nasze czasy. Mimo, że nie wisi nad nami widmo wojny, nie ograniczają reżimy, to podobnie próbujemy przetrwać, kochamy, nienawidzimy; przezywamy chwile radości, smutku i rozpaczy
Autorka ciekawie wykreowała swoich bohaterów, stworzyła im też interesujące, autentyczne realia. W Polsce wciąż coś się dzieje, a to ma ogromny wpływ na życie codziennie naszych bohaterów. Stale migrują Przeprowadzają się do Poznania, Warszawy, Białegostoku, mimo to niezmiennie powracają tam, gdzie przez lata żyli ich przodkowie. Sporo mamy tu opisów malowniczego Podlasia: rozlewiska Narwi udekorowane żółtymi kaczeńcami, płodne ogrody rodzące smakowite owoce, tajemnicze lasy.
„Pokolenia" to książka bardzo autentyczna -może właśnie w tym tkwi jej siła Autorka część opowieści zachowuje w oryginalnej formie pamiętnika Janki, część fabularyzuje, chwilami przenosząc czytelnika do 2012 roku. Taki zabieg pokazuje jak wiele zmieniło się na przestrzeni kilkudziesięciu lat i w naszym otoczeniu, a w naszej mentalności. Są jednak pewne zjawiska niezmienne z naszym życiu, które mimo upływającego czasu nie tracą naznaczeniu. To uczucia Czasem bardzo skrajne, ale od zawsze w naszym życiu obecne. I to właśnie im w dużej mierze poświęcona jest powieść „Pokolenia".
„Pokolenia Wiek deszczu, wiek słońca" to wielowątkowa, pełna ciepła, starannie i z rozmachem napisana opowieść dziwnie bliska chyba każdemu czytelnikowi. Autorka przedstawia historię swojej rodziny na tle burzliwego XX wieku główną bohaterką czyniąc swoją matkę Janinę.
To szczególna postać. Urodziła się w pewnej deszczowej styczniowej nocy 1923 roku we wsi Stokowo nad Narwią Dorasta w dużej, wielopokoleniowej rodzinie doświadczonej przez życie i latami smutku, i latami szczęścia Ma troje rodzeństwa dwóch braci, Antoniego i Bogdana oraz siostrę Cezaryna To cała galeria osobowości. Niektórzy powściągliwi i ostrożni, inni nerwowi, gwałtowni, nieokiełznani, czupurni.
Czasy w jakich przyszło żyć Jance to prawdziwy egzamin z odpowiedzialności i bohaterstwa lata młodej Polskiej niepodległości, koszmar II wojny światowej, absurd i bezduszność komunizmu. Na tle tych wszystkich zawirowań polityczno-historycznych Janka - jak każda młoda dziewczyna - kocha, nienawidzi, marzy. Swoje największe przeżycia, najgłębsze emocje, sytuacje jakie spotykają ją i jej bliskich opisuje w pamiętniku. Po latach w unikatowym Wilusiu, szafce z czasów cesarza Wilhelma, zapiski młodej Janki odnajduje córka - Katarzyna Droga. To wspomnienia matki stały się osią do opisania historii XX wieku, którą tworzyli zwykli, a może niezwykli ludzie.
Główni bohaterowie - Janka i jej mąż Leszek -to charyzmatyczne postaci, pełni pasji, uczuć, zmagający się z nierzadko okrutną rzeczywistością oddani sobie i swoim uczuciom. Losy małżeństwa i ich rodzin, przyjaciół, znajomych, niczym nie różnią się od historii wielu osób żyjących w tamtych latach. Ponadto ich problemy, bolączki, radości i rozterki, są na tyle uniwersalne, że doskonale wpasowują się także w nasze czasy. Mimo, że nie wisi nad nami widmo wojny, nie ograniczają reżimy, to podobnie próbujemy przetrwać, kochamy, nienawidzimy; przezywamy chwile radości, smutku i rozpaczy
Autorka ciekawie wykreowała swoich bohaterów, stworzyła im też interesujące, autentyczne realia. W Polsce wciąż coś się dzieje, a to ma ogromny wpływ na życie codziennie naszych bohaterów. Stale migrują Przeprowadzają się do Poznania, Warszawy, Białegostoku, mimo to niezmiennie powracają tam, gdzie przez lata żyli ich przodkowie. Sporo mamy tu opisów malowniczego Podlasia: rozlewiska Narwi udekorowane żółtymi kaczeńcami, płodne ogrody rodzące smakowite owoce, tajemnicze lasy.
„Pokolenia" to książka bardzo autentyczna -może właśnie w tym tkwi jej siła Autorka część opowieści zachowuje w oryginalnej formie pamiętnika Janki, część fabularyzuje, chwilami przenosząc czytelnika do 2012 roku. Taki zabieg pokazuje jak wiele zmieniło się na przestrzeni kilkudziesięciu lat i w naszym otoczeniu, a w naszej mentalności. Są jednak pewne zjawiska niezmienne z naszym życiu, które mimo upływającego czasu nie tracą naznaczeniu. To uczucia Czasem bardzo skrajne, ale od zawsze w naszym życiu obecne. I to właśnie im w dużej mierze poświęcona jest powieść „Pokolenia".
Kurier Poranny 2014-02-07