Recenzje
Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku
"Podróżowanie zwraca nam życie.Zabiera nas do istoty rzeczy, zabiera nas w przeszłość, do czasów, gdy to niewspółzawodnictwo rządziło światem, ale współpraca. Jedność i zaufanie. Bez tego nie można było przeżyć zimy, powodzi , zarazy. Podróżowanie zabiera nas w przeszłość, gdy człowiek żył podług prostych zasad i był, o dziwo, bliżej natury i świata".
Jeszcze tak nie dawno nie kojarzyłam nazwiska Maciąg Robert. Teraz już zapamiętam je na zawsze.
Robert Robb Maciąg- nauczyciel, podróżnik i fotograf. Uwielbia fotografować ludzi.Jest laureatem konkursu "Podróżnik roku". Autor książek "Rowerem przez Chiny...", "Rowerem w stronę Indii"
Jego najnowsza książka nosi tytuł "Tysiąc szklanek herbaty".
Pomysł na tytuł pochodzi od ilości szklanek herbaty wypitej w czasie podróży. My Polacy częstujemy turystów często alkoholem. Na Jedwabnym Szlaku to nie alkohol, a herbata jest podstawą okazania gościnności.
Jest to fascynująca relacja podróży Roberta Maciąga, jego żony Anny i przyjaciela -anglika przez kraje znajdujące się na Jedwabnym Szlaku. Podróżują rowerami.
Nie jest to przewodnik turystyczny, który skupia się na wielkich miastach, świątyniach, zabytkach itp.
Jest to książka o ludziach. O ludziach biednych, zaradnych i ciężko pracujących.
Jest to opowieść o bliźnim, który mimo różnic kulturowym, językowym zaprasza podróżnych do swego domu, opowiada mu swoje koleje losu i dzieli się ostatnim kawałkiem chleba.
To opowieść o drugiej stronie medalu, często trudnej, obywatela danego kraju.
Podróż odbywa się poprzez:Syrię, Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Chiny.
Maciąg we frapujący sposób opowiada o każdym bohaterze swej książki, jak o najbliższym przyjacielu. W każdym kraju pozostawił cześć swojego serca.
My o części z tych krajów słyszeliśmy w telewizji, z okazji konfliktów zbrojnych, zamachów itp. Ta książka nie skupia się (jedynie wspomina i to malutko!) o sytuacji politycznej, bo to nie jest jej celem.
Celem tej książki ma być ukazanie, że człowiek jest człowiekowi bratnią duszą, opoką w potrzebie.
Oczywiście autor zamieszcza fragmenty historii danych krajów, lecz jest to historia, która miała lub ma bezpośredni wpływ na życie ludzi, którzy stanęli na drodze podróżników.
W książce są zamieszczone piękne i ciekawe fotografię. Są to fotografię przede wszystkim ludzi. Zwyczajnych i prostych. Każda fotografia to osobny los, tak niezwykły i unikatowy.
Podróż rowerem musi być fascynująca i dzięki temu ta książka jest niezwykłą, prawdziwą relacją.
Autor piszę prosto z serca, opisuje dobroć innych, lecz i opisuje swoje obawy i momenty strachu.
Jest to "optymistyczna" książka. My Polacy jakbyśmy tak żyli, to narzekaniom pewnie nie byłoby końca. A bohaterowie tej książki są radośni, doceniają każdy dzień, ciężka praca nie jest im obca. Swój optymizm przekazują poprzez historię, anegdoty. Nie raz się uśmiechnęłam sama do siebie i doceniłam to co mam, gdyż zawsze może być gorzej.
Autor w bardzo ciekawy sposób, a jednocześnie zwyczajny opisuje obyczajowość swoich zagranicznych "przyjaciół".
Jestem z natury domatorką i tym bardziej chętnie sięgnęłam po te książkę. Czytałam i nie wychodząc z domu czułam się członkiem podróży. Siedziałam sobie wygodnie w fotelu, piach nie drażnił mi oczu, a jednocześnie dowiedziałam się rzeczy, które nie byłoby mi dane poznać z np. przewodników, które skupiają się na ośrodkach turystycznych.
Dowiedziałam się,że mydło, którego używam jest produkowane z Syrii i używała takiego Kleopatra:)
Warto sięgnąć po te książkę. Polecam tym, którzy lubią poczytać o ludziach zwyczajnych jak my sami, a jednocześnie tak bardzo się od nas różniących.
Jeszcze tak nie dawno nie kojarzyłam nazwiska Maciąg Robert. Teraz już zapamiętam je na zawsze.
Robert Robb Maciąg- nauczyciel, podróżnik i fotograf. Uwielbia fotografować ludzi.Jest laureatem konkursu "Podróżnik roku". Autor książek "Rowerem przez Chiny...", "Rowerem w stronę Indii"
Jego najnowsza książka nosi tytuł "Tysiąc szklanek herbaty".
Pomysł na tytuł pochodzi od ilości szklanek herbaty wypitej w czasie podróży. My Polacy częstujemy turystów często alkoholem. Na Jedwabnym Szlaku to nie alkohol, a herbata jest podstawą okazania gościnności.
Jest to fascynująca relacja podróży Roberta Maciąga, jego żony Anny i przyjaciela -anglika przez kraje znajdujące się na Jedwabnym Szlaku. Podróżują rowerami.
Nie jest to przewodnik turystyczny, który skupia się na wielkich miastach, świątyniach, zabytkach itp.
Jest to książka o ludziach. O ludziach biednych, zaradnych i ciężko pracujących.
Jest to opowieść o bliźnim, który mimo różnic kulturowym, językowym zaprasza podróżnych do swego domu, opowiada mu swoje koleje losu i dzieli się ostatnim kawałkiem chleba.
To opowieść o drugiej stronie medalu, często trudnej, obywatela danego kraju.
Podróż odbywa się poprzez:Syrię, Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Chiny.
Maciąg we frapujący sposób opowiada o każdym bohaterze swej książki, jak o najbliższym przyjacielu. W każdym kraju pozostawił cześć swojego serca.
My o części z tych krajów słyszeliśmy w telewizji, z okazji konfliktów zbrojnych, zamachów itp. Ta książka nie skupia się (jedynie wspomina i to malutko!) o sytuacji politycznej, bo to nie jest jej celem.
Celem tej książki ma być ukazanie, że człowiek jest człowiekowi bratnią duszą, opoką w potrzebie.
Oczywiście autor zamieszcza fragmenty historii danych krajów, lecz jest to historia, która miała lub ma bezpośredni wpływ na życie ludzi, którzy stanęli na drodze podróżników.
W książce są zamieszczone piękne i ciekawe fotografię. Są to fotografię przede wszystkim ludzi. Zwyczajnych i prostych. Każda fotografia to osobny los, tak niezwykły i unikatowy.
Podróż rowerem musi być fascynująca i dzięki temu ta książka jest niezwykłą, prawdziwą relacją.
Autor piszę prosto z serca, opisuje dobroć innych, lecz i opisuje swoje obawy i momenty strachu.
Jest to "optymistyczna" książka. My Polacy jakbyśmy tak żyli, to narzekaniom pewnie nie byłoby końca. A bohaterowie tej książki są radośni, doceniają każdy dzień, ciężka praca nie jest im obca. Swój optymizm przekazują poprzez historię, anegdoty. Nie raz się uśmiechnęłam sama do siebie i doceniłam to co mam, gdyż zawsze może być gorzej.
Autor w bardzo ciekawy sposób, a jednocześnie zwyczajny opisuje obyczajowość swoich zagranicznych "przyjaciół".
Jestem z natury domatorką i tym bardziej chętnie sięgnęłam po te książkę. Czytałam i nie wychodząc z domu czułam się członkiem podróży. Siedziałam sobie wygodnie w fotelu, piach nie drażnił mi oczu, a jednocześnie dowiedziałam się rzeczy, które nie byłoby mi dane poznać z np. przewodników, które skupiają się na ośrodkach turystycznych.
Dowiedziałam się,że mydło, którego używam jest produkowane z Syrii i używała takiego Kleopatra:)
Warto sięgnąć po te książkę. Polecam tym, którzy lubią poczytać o ludziach zwyczajnych jak my sami, a jednocześnie tak bardzo się od nas różniących.
figlarneczytanie.blogspot.com 2012-05-02
BezMarketing. Przestań kusić klientów, zacznij z nimi rozmawiać!
Książkę o takim tytule dostałem do recenzji z OnePress, dziękuję. Dokładny tytuł brzmi „BezMarketing. Przestań kusić klientów, zacznij z nimi rozmawiać!” i oddaje doskonale zawartość tej książki. Kolejny raz przyszło mi zmierzyć się z autorem, który jest ekspertem w swojej dziedzinie, jest nim Scott Stratten. W tym wypadku obawy moje były ogromne.
Dlaczego tak się obawiałem? Książka mówi o rozmowie z klientem, co jest mi bliskie, ale w mediach społecznościowych. Obawiałem się języka specjalistycznego, jakim posługują się często „eksperci”. W końcu te wszystkie skróty i pojęcia właściwe dla tej branży nie są mi znane.
Rozpocząłem więc czytanie „z pewną taką nieśmiałością”. Efekt był taki, że od razu wchłonąłem 3 rozdziały. Scott pisze takim językiem, że wszystko jest jasne i oczywiste. Stosuje ulubioną przeze mnie metodę logicznego prowadzenia czytelnika przez temat. Ujmujące jest też stosowanie przez autora przypisów. Rzadko pojawiają się tam odnośniki do źródeł. Najczęściej przypisy są komentarzami autora do tekstu. Zupełnie inne zastosowanie przypisów powoduje, że się je czyta.
Przez całą książkę autor mówi o… marketingu, a dokładnie o marketingu relacji. Pokazuje bezsens klasycznego atakowania klienta ofertami, przed którymi ten się tylko broni. Nawołuje do rozmowy i zaprzyjaźniania się z klientem a to jest istotą marketingu relacji właśnie. Oczywiste się staje, że pozytywna opinia klientów, którzy już skorzystali z naszej oferty jest największym kapitałem każdej firmy.
Stratten nawołuje do autentyzmu tak firmy w tym co robi jak i ludzi w tym, co mówią. Przypomina, że każde kłamstwo i fałsz wychodzą wcześniej czy później na jaw i przez to tracimy klientów. To z kolei bardzo ważny aspekt przy tzw. „personal brandingu”. Tylko autentyczne osoby i firmy mogą zbudować swoją silną markę.
I wreszcie to na czym powinniśmy opierać wszelkie nasze działania – na ekspertyzie. Aby być skutecznym musimy mówić o tym, na czym się znamy. Jack Trout mówi w swoich książkach o „czasie ekspertów” i właśnie o tym czytamy też u Strattena. Wiąże się to doskonale z autentyzmem i właśnie logicznie wynika jedno z drugiego.
No i oczywiście jest mowa o mediach społecznościowych, ze szczególnym uwzględnieniem Twittera. Widać wyraźne preferencje autora do tego serwisu, a nawet sam o tym mówi. Wszystko co stwierdza, lub do czego nas doprowadza popiera przykładami z własnego doświadczenia. Jest więc wiarygodny, jest autentyczny i prawdziwy. Rozmiar jego doświadczenia pokazuje też, że jest ekspertem w tym, o czym mówi.
Polecam wszystkim, bo wszyscy już zajmują się social mediami.
Dlaczego tak się obawiałem? Książka mówi o rozmowie z klientem, co jest mi bliskie, ale w mediach społecznościowych. Obawiałem się języka specjalistycznego, jakim posługują się często „eksperci”. W końcu te wszystkie skróty i pojęcia właściwe dla tej branży nie są mi znane.
Rozpocząłem więc czytanie „z pewną taką nieśmiałością”. Efekt był taki, że od razu wchłonąłem 3 rozdziały. Scott pisze takim językiem, że wszystko jest jasne i oczywiste. Stosuje ulubioną przeze mnie metodę logicznego prowadzenia czytelnika przez temat. Ujmujące jest też stosowanie przez autora przypisów. Rzadko pojawiają się tam odnośniki do źródeł. Najczęściej przypisy są komentarzami autora do tekstu. Zupełnie inne zastosowanie przypisów powoduje, że się je czyta.
Przez całą książkę autor mówi o… marketingu, a dokładnie o marketingu relacji. Pokazuje bezsens klasycznego atakowania klienta ofertami, przed którymi ten się tylko broni. Nawołuje do rozmowy i zaprzyjaźniania się z klientem a to jest istotą marketingu relacji właśnie. Oczywiste się staje, że pozytywna opinia klientów, którzy już skorzystali z naszej oferty jest największym kapitałem każdej firmy.
Stratten nawołuje do autentyzmu tak firmy w tym co robi jak i ludzi w tym, co mówią. Przypomina, że każde kłamstwo i fałsz wychodzą wcześniej czy później na jaw i przez to tracimy klientów. To z kolei bardzo ważny aspekt przy tzw. „personal brandingu”. Tylko autentyczne osoby i firmy mogą zbudować swoją silną markę.
I wreszcie to na czym powinniśmy opierać wszelkie nasze działania – na ekspertyzie. Aby być skutecznym musimy mówić o tym, na czym się znamy. Jack Trout mówi w swoich książkach o „czasie ekspertów” i właśnie o tym czytamy też u Strattena. Wiąże się to doskonale z autentyzmem i właśnie logicznie wynika jedno z drugiego.
No i oczywiście jest mowa o mediach społecznościowych, ze szczególnym uwzględnieniem Twittera. Widać wyraźne preferencje autora do tego serwisu, a nawet sam o tym mówi. Wszystko co stwierdza, lub do czego nas doprowadza popiera przykładami z własnego doświadczenia. Jest więc wiarygodny, jest autentyczny i prawdziwy. Rozmiar jego doświadczenia pokazuje też, że jest ekspertem w tym, o czym mówi.
Polecam wszystkim, bo wszyscy już zajmują się social mediami.
teslawski.wordpress.com 2012-05-01
Budowa robotów dla początkujących
Na ponad 400 stronach książki początkujący wytwórcy robotów znajdą wiele praktycznych i szczegółowych wskazówek. W trakcie lektury zdobywa się też niezbędną wiedzę o robotyce: układach zasilania, napędach i czujnikach. Oczywiście oprócz teorii podano też, jakie narzędzia oraz materiały (o specyficznych cechach) są niezbędne do budowy robota. Szybki kurs precyzyjnego lutowania układów elektronicznych, przygotowywania płytek drukowanych oraz testowania silników i korzystania z siłowników będzie na pewno bardzo przydatny, nawet jeśli robot nigdy nie powstanie. Ale jeśli jednak projekt budowy przejdzie w fazę realizacji, książka też będzie pomocna, bo znajdują się tam instrukcje krok po kroku oraz ponad 400 ilustracji pozwalających samodzielnie zbudować robota na baterie. Między innymi omówiono zagadnienia takie jak:
- mechaniczne i elektroniczne aspekty budowy robota;
- jak komunikować się z robotem;
- jak wybrać odpowiednie silniki i źródło zasilania dla robota;
- wyposażenie konstrukcji w czujniki;
- zbudowanie w pełni funkcjonalnego robota.
- mechaniczne i elektroniczne aspekty budowy robota;
- jak komunikować się z robotem;
- jak wybrać odpowiednie silniki i źródło zasilania dla robota;
- wyposażenie konstrukcji w czujniki;
- zbudowanie w pełni funkcjonalnego robota.
Młody Technik 2012-05-01
Kierownik w instytucji publicznej. Znajdź swój własny, skuteczny styl zarządzania
W księgarniach nie brak poradników o tym, jak być dobrym szefem. A mimo to Radosławowi Hancewiczowi udało się namierzyć i wypełnić ważną lukę na tym rynku. Napisał dobrą i pożyteczną książkę dla wcale niemałego grona kierowników instytucji publicznych. Absolutnie godną polecenia całej kadrze zarządzającej w polskiej budżetówce.
Nie jest tajemnicą, że praca kierownika w ministerstwie, urzędzie wojewódzkim czy izbie skarbowej różni się od szefowania w sektorze komercyjnym. Nieprzypadkowo sektor publiczny uchodzi za bardziej bezwładny i dużo mniej efektywny. Kierownik ma tam zazwyczaj dużo mniej pieniędzy (i innych zasobów) na motywowanie pracowników. Dużo trudniej jest mu też pozbyć się nieprzydatnego podwładnego. Budowaniu wysokich kompetencji menedżerskich nie sprzyja też sama struktura awansu w budżetówce. Zdolności przywódcze odgrywają w tym procesie rolę trzeciorzędną. Daleko za układami polityczno-towarzyskimi czy nawet wiedzą ekspercką w dziedzinie, którą zajmuje się dana komórka.
Efekt jest taki, że w polskim sektorze publicznym kierownicy robią wszystko, z wyjątkiem... samego kierowania. Zdaniem Hancewicza, który sam od ośmiu lat obserwuje od środka białostocką budżetówkę, popadają oni zazwyczaj w jedną z dwóch skrajności. Szef udaje, że nie jest szefem, tylko pracownikiem takim jak inni. Odwala więc razem z nimi całą robotę merytoryczną: odpisuje na wnioski, odbiera telefony od pieklących się obywateli, wpisuje sprawy do ewidencji. W końcu, jeśli tego nie zrobi, jego ludzie pomyślą, że razem z awansem woda sodowa uderzyła mu do głowy. W końcu dzisiejsi podwładni to jego wczorajsi koledzy, z którymi siedział biurko w biurko. Drugą skrajnością jest całkowite wycofanie się z życia zespołu. Według zasady: „już oni najlepiej wiedzą, co powinni robić. Ja nikogo pouczać nie zamierzam". I jedno, i drugie nastawienie jest oczywiście śmiertelnym grzechem każdego menedżera.
Bo kierownik jest potrzebny. Również w budżetówce. Musi podzielić i zaplanować zadania. Powinien wyznaczyć cele, żeby członkowie załogi wiedzieli z grubsza, dokąd płynie okręt. Ma obowiązek rozwiązywać konflikty wewnątrz zespołu i kontrolować, czy długofalowe zadania są realizowane. Jego zmartwieniem jest też stworzenie sprawiedliwego i skutecznego systemu motywacyjnego. Nawet wówczas, gdy w kasie nie ma dodatkowych pieniędzy.
Tego wszystkiego każdy kierownik może się od Hancewicza nauczyć (lub o wielu rzeczach sobie po prostu przypomnieć). Jego książka jest napisana językiem prostym, dalekim od biurowej nowomowy. Rozdziały są podzielone na akapity z czytelnymi nagłówkami. Dzięki temu łatwiej się po książce poruszać i wracać do szczególnie ważnych punktów. Często już samo - nawet pobieżne - przerzucenie kilku kartek wnosi powiew świeżości. Na przykład: „Ludzi demotywuje brak rozliczenia" albo „Dbaj o własne kompetencje" czy też „Zarządzaj rolami w zespole, bo z samych ekspertów go nie zbudujesz" lub „Chwal przy ludziach, pouczaj w samotności". Niby proste, ale w biurowej rzeczywistości warte częstego przypominania.
Nie jest tajemnicą, że praca kierownika w ministerstwie, urzędzie wojewódzkim czy izbie skarbowej różni się od szefowania w sektorze komercyjnym. Nieprzypadkowo sektor publiczny uchodzi za bardziej bezwładny i dużo mniej efektywny. Kierownik ma tam zazwyczaj dużo mniej pieniędzy (i innych zasobów) na motywowanie pracowników. Dużo trudniej jest mu też pozbyć się nieprzydatnego podwładnego. Budowaniu wysokich kompetencji menedżerskich nie sprzyja też sama struktura awansu w budżetówce. Zdolności przywódcze odgrywają w tym procesie rolę trzeciorzędną. Daleko za układami polityczno-towarzyskimi czy nawet wiedzą ekspercką w dziedzinie, którą zajmuje się dana komórka.
Efekt jest taki, że w polskim sektorze publicznym kierownicy robią wszystko, z wyjątkiem... samego kierowania. Zdaniem Hancewicza, który sam od ośmiu lat obserwuje od środka białostocką budżetówkę, popadają oni zazwyczaj w jedną z dwóch skrajności. Szef udaje, że nie jest szefem, tylko pracownikiem takim jak inni. Odwala więc razem z nimi całą robotę merytoryczną: odpisuje na wnioski, odbiera telefony od pieklących się obywateli, wpisuje sprawy do ewidencji. W końcu, jeśli tego nie zrobi, jego ludzie pomyślą, że razem z awansem woda sodowa uderzyła mu do głowy. W końcu dzisiejsi podwładni to jego wczorajsi koledzy, z którymi siedział biurko w biurko. Drugą skrajnością jest całkowite wycofanie się z życia zespołu. Według zasady: „już oni najlepiej wiedzą, co powinni robić. Ja nikogo pouczać nie zamierzam". I jedno, i drugie nastawienie jest oczywiście śmiertelnym grzechem każdego menedżera.
Bo kierownik jest potrzebny. Również w budżetówce. Musi podzielić i zaplanować zadania. Powinien wyznaczyć cele, żeby członkowie załogi wiedzieli z grubsza, dokąd płynie okręt. Ma obowiązek rozwiązywać konflikty wewnątrz zespołu i kontrolować, czy długofalowe zadania są realizowane. Jego zmartwieniem jest też stworzenie sprawiedliwego i skutecznego systemu motywacyjnego. Nawet wówczas, gdy w kasie nie ma dodatkowych pieniędzy.
Tego wszystkiego każdy kierownik może się od Hancewicza nauczyć (lub o wielu rzeczach sobie po prostu przypomnieć). Jego książka jest napisana językiem prostym, dalekim od biurowej nowomowy. Rozdziały są podzielone na akapity z czytelnymi nagłówkami. Dzięki temu łatwiej się po książce poruszać i wracać do szczególnie ważnych punktów. Często już samo - nawet pobieżne - przerzucenie kilku kartek wnosi powiew świeżości. Na przykład: „Ludzi demotywuje brak rozliczenia" albo „Dbaj o własne kompetencje" czy też „Zarządzaj rolami w zespole, bo z samych ekspertów go nie zbudujesz" lub „Chwal przy ludziach, pouczaj w samotności". Niby proste, ale w biurowej rzeczywistości warte częstego przypominania.
Dziennik Gazeta Prawna Rafał Woś, 2012-05-04
Ujęcia z bliska. Kreatywna fotografia
Po wykonaniu wielu zdjęć portretowych, krajobrazów i rodzinnych pamiątek, przychodzi czas na bliższe poznanie makrofotografii. Bajecznie kolorowy świat zdjęć autorstwa najznamienitszych fotografów nie jest dla przeciętnego fana fotografowania niedostępny, jest oddalony zaledwie na długość makroobiektywu!
Wsparcie teoretyczne znajdziemy w tej książce. Dowiemy się, jakiego sprzętu potrzebujemy, żeby rozpocząć swoją przygodę z makrofotografią, do czego służą pierścienie pośrednie oraz jak najlepiej oświetlić fotografowany obiekt. Autor w przejrzysty sposób tłumaczy, jak robić wyjątkowe zdjęcia kwiatów, wody oraz naturalnej biżuterii. Potem można rozszyfrować sekrety fotografowania szkła, wykorzystywania cieni oraz efektu odbicia i refrakcji. Harold Davis porusza również tematykę HDR — to młoda technika w fotografii, pozwalająca na uzyskiwanie niewyobrażalnie doskonałych efektów.
Wsparcie teoretyczne znajdziemy w tej książce. Dowiemy się, jakiego sprzętu potrzebujemy, żeby rozpocząć swoją przygodę z makrofotografią, do czego służą pierścienie pośrednie oraz jak najlepiej oświetlić fotografowany obiekt. Autor w przejrzysty sposób tłumaczy, jak robić wyjątkowe zdjęcia kwiatów, wody oraz naturalnej biżuterii. Potem można rozszyfrować sekrety fotografowania szkła, wykorzystywania cieni oraz efektu odbicia i refrakcji. Harold Davis porusza również tematykę HDR — to młoda technika w fotografii, pozwalająca na uzyskiwanie niewyobrażalnie doskonałych efektów.
Młody Technik 2012-05-01