Recenzje
Kanban
Zbyt dużo zadań wykonywanych jednocześnie oraz czynniki blokujące ich ukończenie to problem wielu pracowników. Z pomocą przychodzi metoda kanban, której celem jest „nieprzerwany przepływ pracy".
Kanban jest metodyką związaną z koncepcją lean*, która została opracowana w zakładach produkcyjnych Toyoty. Samo słowo można przetłumaczyć jako „kartę wizualną”, co trafnie oddaje jedną z głównych zasad metody – wizualizację pracy na karcie lub tablicy. Ma to pomóc w identyfikacji problemów i sprawić, aby zadania były szybciej kończone, a ich wyniki dostarczane do klientów. Ponieważ różnego rodzaju metodyki, w tym lean, są coraz bardziej popularne nie tylko w przedsiębiorstwach produkcyjnych, ale i w tych z sektora informatycznego, na naszym rynku pojawiła się książka „Kanban” autorstwa Marcusa Hammarberga i Joakima Sundéna, z których pierwszy jest programistą, a drugi trenerem metodyki agile**, używanej właśnie w procesie wytwarzania oprogramowania.
We wstępie wyjaśnione zostało, na czym ogólnie polega metoda kanban oraz jakie jej zagadnienia zostaną omówione w książce z podkreśleniem, iż wybrane zostało podejście praktyczne, ograniczające teorię do informacji niezbędnych dla zrozumienia przykładów. Dalej autorzy informują, że podzielili książkę na cztery części, które można w skrócie opisać jako: wprowadzenie, zrozumienie, zaawansowanie i nauczanie, co ma umożliwić czytelnikom o różnym stopniu wtajemniczenia wybranie najbardziej interesujących ich rozdziałów.
Ciekawostką jest fragment „O ilustracji na okładce” (w tym momencie puszczam oko w stronę wydawnictwa Helion). Śmiem stwierdzić, że ilustracja na okładce polskiego wydania zdecydowanie NIE przedstawia Ieyasu Tokugawy, a jeśli tak, to jest to niezwykle abstrakcyjny portret tego szoguna (w przeciwieństwie do okładki wydania oryginalnego). Myślę, że łatwo będzie poprawić to w kolejnym wydaniu, tak jak i literówkę w nazwie miejscowości Sekigahara.
Po tym wstępie przejdźmy do właściwej treści. Rozdział pierwszy jest świetnym posunięciem autorów w celu zainteresowania tematem pracowników działów informatycznych. Wprowadza on bowiem metodykę kanban za pomocą historyjki z życia wziętej. Sympatyczna grupa przedstawicieli różnych działów zajmujących się procesem tworzenia oprogramowania (od analityka począwszy po testera, jest też i manager) odbywa dwugodzinną konsultację z Marcusem i Joakimem. Opowiadają o swojej codziennej pracy, zadaniach, jakie wykonują, i problemach, które napotykają, a autorzy nakierowują ich na drogę prowadzącą do rozwiązań i ulepszeń. Uważam takie wprowadzenie za dobry pomysł, ponieważ pozwala w łatwy i szybki sposób dowiedzieć się, o co w ogóle chodzi w całej metodyce i dlaczego warto spróbować.
Tu mała dygresja. Metodyka kanban może być zastosowana w różnego rodzaju przedsiębiorstwach, natomiast w tej książce autorzy skupiają się na zastosowaniu jej w branży informatycznej, a dokładniej w zespole wytwarzającym oprogramowanie, korzystającym z jednej z metodyk agile. Przedstawiane zagadnienia są związane z codzienną pracą analityków, programistów czy testerów, aczkolwiek oczywiście można je odnieść do tych pojawiających się na innych stanowiskach czy też w zupełnie innych branżach. Wystarczy przypomnieć, iż metodyka jest stosowana w fabryce produkcyjnej Toyoty.
Rozdziały 2–7 są już mniej beletrystyczne, pojawiają się w nich definicje i zasady, ale także pytania, problemy (określane przez autorów mianem „okazji do usprawnień") i wskazówki do ich rozwiązania. Czytelnik dowie się tu o głównych zasadach kanban, czyli wizualizacji pracy, ograniczeniu pracy cząstkowej (WiP - ang. work in progress) oraz zarządzaniu przepływem pracy. Te hasła to nic innego jak przygotowanie tablicy, na której będziemy przyklejać karteczki z aktualnie wykonywanymi zleceniami, ograniczenie liczby zadań wykonywanych jednocześnie przez danego pracownika oraz zadbanie o to, żeby faktyczne ukończenie całej pracy nad konkretnym zagadnieniem zajęło jak najmniej czasu. Autorzy zwracają szczególną uwagę na to, iż przydzielenie pracownikowi kilku zadań do wykonania w tym samym czasie ma tak naprawdę negatywny wpływ na termin dostarczenia gotowego (i poprawnie działającego!) produktu dla klienta. Zgodnie z metodyką kanban tę liczbę należy ograniczać i skupić się bardziej na tym, aby zadanie szybciej „przepłynęło” przez cały proces jego wykonania i po prostu zostało ukończone. Teoria jest poparta przykładami, a nawet udowodnionym prawem matematycznym. Oczywiście nie jest to sprawa prosta, dlatego autorzy dają wskazówki, w jaki sposób należy zarządzać „przepływem pracy” (czyli procesem wytwarzania produktu), jak znajdować tak zwane blokady i wąskie gardła (miejsca, w których prace czekają na działania innych osób czy działów, niekiedy bardzo długo) i jak sobie z nimi radzić.
Rozdziały 8–12 sięgają nieco dalej poza podstawy (część ta nazwana jest przez autorów „Zaawansowany kanban”) i skierowane są do tych, którzy chcą się dowiedzieć "co dalej?". Hammarberg i Sundén omawiają kolejne kwestie, z którymi na pewno zetkną się ci, którzy wdrożą kanban w swoim zespole. Pojawią się tematy takie jak klasy usług, przypisywanie zadaniom priorytetów, szacowanie czasu wykonania zadań, spotkania planistyczne i retrospektywne, a także wprowadzanie ulepszeń. Rozdział 11. skupia się na wykresach i wskaźnikach pozwalających na wykrycie pojawiających się w pracy utrudnień i miejsc, w których nie może ona posuwać się do przodu. Rozdział 12. jest jednym z najciekawszych, ponieważ traktuje o wadach i pułapkach kanban, za co autorom należy się dodatkowy plus, ponieważ nie udają oni, iż proponowana przez nich metoda nie ma wad. Przy okazji zauważają, iż kanban nie jest samodzielną metodyką, ale procesem, którego należy używać razem ze stosowanymi w danej firmie systemami pracy.
Rozdział 13. prezentuje gry i zabawy, które obrazują, w jaki sposób zastosowanie zasad kanban usprawnia wykonywanie codziennych obowiązków. Dalej znajdziemy jeszcze dwa rozdziały-dodatki. Pierwszy prezentuje książki, blogi, konta Twittera oraz inne znalezione w sieci przydatne, według autorów, źródła, które mogą nas wspomóc w nauce nie tylko kanban czy agile, ale także zarządzania projektami. Drugi dodatek to elektroniczne narzędzia wspomagające stosowanie kanban – jeśli nie możemy lub nie chcemy korzystać z tradycyjnej tablicy i karteczek.
Książka napisana została bardzo przystępnym językiem, a autorzy – jak zapowiedzieli we wstępie – rzeczywiście skupiają się na praktycznym zastosowaniu metody. Jako sympatyczny dodatek we wszystkich rozdziałach pojawiają się humorystyczne minikomiksy, doskonale obrazujące wprowadzaną teorię, w których poznani na początku książki bohaterowie zadają różnego rodzaju pytania lub wyrażają swoje wątpliwości. Trzeba jednak zauważyć, że niektóre fragmenty książki i używane pojęcia do pełnego zrozumienia wymagają pewnej wiedzy lub jej uzupełnienia w innych źródłach, szczególnie dotyczy to elementów matematycznych oraz terminów stosowanych w metodyce agile, takich jak „iteracja", „sprint" czy „kadencja".
Warto także zwrócić uwagę, że książka „Kanban”, jak i sama metodyka, nie dostarczają gotowych rozwiązań, gdyż – jak tłumaczą Hammarberg i Sundén – konkretne rozwiązanie zależy od zespołu i specyfiki jego pracy. Efektem tego jest pojawiająca się często odpowiedź „to zależy”, do której dołączone są wskazówki, jaką drogą należy pójść, co jest zrozumiałe, ale może rozczarować czytelników oczekujących gotowych przepisów na sukces. Moim zdaniem przydałoby się więcej przykładów opisujących, w jaki sposób dane problemy były rozwiązywane w firmach, w których autorzy wdrażali kanban. Przedstawiane sytuacje są dość proste, a bohaterowie czasami zbyt szybko zgadzają się na proponowane przez konsultantów recepty. Z drugiej strony, skoro książka jest bardziej wprowadzeniem przeznaczonym dla wszystkich, jednoznaczne przykłady są bardziej wskazane, a autorzy zapewne nie chcą też wyjawiać wszystkich swoich sekretów, bo wtedy nie byliby potrzebni jako konsultanci.
Publikacja jest moim zdaniem warta przeczytania przez wszystkich, którzy chcieliby zacząć swoją przygodę z kanban. Nie dotyczy to tylko managerów, ale także i pracowników, którymi oni zarządzają, ponieważ ewentualne wdrożenie tej metody w przedsiębiorstwie wymaga współpracy całego zespołu (autorzy książki wielokrotnie podkreślają, że wszelkie rozwiązania i cele powinny być ustalane i modyfikowane podczas wspólnej dyskusji, a nie narzucane z góry). Interesujące są także wnioski, do których można dojść po zwizualizowaniu wykonywanych zadań na tablicy. Ponieważ kanban nie wymaga odrzucenia dotychczas stosowanych systemów zarządzania, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przetestować chociaż kilka zawartych w książce rad i wskazówek, a następnie przekonać się, jak się sprawdzają i ewentualnie poszukać „okazji do usprawnień”.
Kanban jest metodyką związaną z koncepcją lean*, która została opracowana w zakładach produkcyjnych Toyoty. Samo słowo można przetłumaczyć jako „kartę wizualną”, co trafnie oddaje jedną z głównych zasad metody – wizualizację pracy na karcie lub tablicy. Ma to pomóc w identyfikacji problemów i sprawić, aby zadania były szybciej kończone, a ich wyniki dostarczane do klientów. Ponieważ różnego rodzaju metodyki, w tym lean, są coraz bardziej popularne nie tylko w przedsiębiorstwach produkcyjnych, ale i w tych z sektora informatycznego, na naszym rynku pojawiła się książka „Kanban” autorstwa Marcusa Hammarberga i Joakima Sundéna, z których pierwszy jest programistą, a drugi trenerem metodyki agile**, używanej właśnie w procesie wytwarzania oprogramowania.
We wstępie wyjaśnione zostało, na czym ogólnie polega metoda kanban oraz jakie jej zagadnienia zostaną omówione w książce z podkreśleniem, iż wybrane zostało podejście praktyczne, ograniczające teorię do informacji niezbędnych dla zrozumienia przykładów. Dalej autorzy informują, że podzielili książkę na cztery części, które można w skrócie opisać jako: wprowadzenie, zrozumienie, zaawansowanie i nauczanie, co ma umożliwić czytelnikom o różnym stopniu wtajemniczenia wybranie najbardziej interesujących ich rozdziałów.
Ciekawostką jest fragment „O ilustracji na okładce” (w tym momencie puszczam oko w stronę wydawnictwa Helion). Śmiem stwierdzić, że ilustracja na okładce polskiego wydania zdecydowanie NIE przedstawia Ieyasu Tokugawy, a jeśli tak, to jest to niezwykle abstrakcyjny portret tego szoguna (w przeciwieństwie do okładki wydania oryginalnego). Myślę, że łatwo będzie poprawić to w kolejnym wydaniu, tak jak i literówkę w nazwie miejscowości Sekigahara.
Po tym wstępie przejdźmy do właściwej treści. Rozdział pierwszy jest świetnym posunięciem autorów w celu zainteresowania tematem pracowników działów informatycznych. Wprowadza on bowiem metodykę kanban za pomocą historyjki z życia wziętej. Sympatyczna grupa przedstawicieli różnych działów zajmujących się procesem tworzenia oprogramowania (od analityka począwszy po testera, jest też i manager) odbywa dwugodzinną konsultację z Marcusem i Joakimem. Opowiadają o swojej codziennej pracy, zadaniach, jakie wykonują, i problemach, które napotykają, a autorzy nakierowują ich na drogę prowadzącą do rozwiązań i ulepszeń. Uważam takie wprowadzenie za dobry pomysł, ponieważ pozwala w łatwy i szybki sposób dowiedzieć się, o co w ogóle chodzi w całej metodyce i dlaczego warto spróbować.
Tu mała dygresja. Metodyka kanban może być zastosowana w różnego rodzaju przedsiębiorstwach, natomiast w tej książce autorzy skupiają się na zastosowaniu jej w branży informatycznej, a dokładniej w zespole wytwarzającym oprogramowanie, korzystającym z jednej z metodyk agile. Przedstawiane zagadnienia są związane z codzienną pracą analityków, programistów czy testerów, aczkolwiek oczywiście można je odnieść do tych pojawiających się na innych stanowiskach czy też w zupełnie innych branżach. Wystarczy przypomnieć, iż metodyka jest stosowana w fabryce produkcyjnej Toyoty.
Rozdziały 2–7 są już mniej beletrystyczne, pojawiają się w nich definicje i zasady, ale także pytania, problemy (określane przez autorów mianem „okazji do usprawnień") i wskazówki do ich rozwiązania. Czytelnik dowie się tu o głównych zasadach kanban, czyli wizualizacji pracy, ograniczeniu pracy cząstkowej (WiP - ang. work in progress) oraz zarządzaniu przepływem pracy. Te hasła to nic innego jak przygotowanie tablicy, na której będziemy przyklejać karteczki z aktualnie wykonywanymi zleceniami, ograniczenie liczby zadań wykonywanych jednocześnie przez danego pracownika oraz zadbanie o to, żeby faktyczne ukończenie całej pracy nad konkretnym zagadnieniem zajęło jak najmniej czasu. Autorzy zwracają szczególną uwagę na to, iż przydzielenie pracownikowi kilku zadań do wykonania w tym samym czasie ma tak naprawdę negatywny wpływ na termin dostarczenia gotowego (i poprawnie działającego!) produktu dla klienta. Zgodnie z metodyką kanban tę liczbę należy ograniczać i skupić się bardziej na tym, aby zadanie szybciej „przepłynęło” przez cały proces jego wykonania i po prostu zostało ukończone. Teoria jest poparta przykładami, a nawet udowodnionym prawem matematycznym. Oczywiście nie jest to sprawa prosta, dlatego autorzy dają wskazówki, w jaki sposób należy zarządzać „przepływem pracy” (czyli procesem wytwarzania produktu), jak znajdować tak zwane blokady i wąskie gardła (miejsca, w których prace czekają na działania innych osób czy działów, niekiedy bardzo długo) i jak sobie z nimi radzić.
Rozdziały 8–12 sięgają nieco dalej poza podstawy (część ta nazwana jest przez autorów „Zaawansowany kanban”) i skierowane są do tych, którzy chcą się dowiedzieć "co dalej?". Hammarberg i Sundén omawiają kolejne kwestie, z którymi na pewno zetkną się ci, którzy wdrożą kanban w swoim zespole. Pojawią się tematy takie jak klasy usług, przypisywanie zadaniom priorytetów, szacowanie czasu wykonania zadań, spotkania planistyczne i retrospektywne, a także wprowadzanie ulepszeń. Rozdział 11. skupia się na wykresach i wskaźnikach pozwalających na wykrycie pojawiających się w pracy utrudnień i miejsc, w których nie może ona posuwać się do przodu. Rozdział 12. jest jednym z najciekawszych, ponieważ traktuje o wadach i pułapkach kanban, za co autorom należy się dodatkowy plus, ponieważ nie udają oni, iż proponowana przez nich metoda nie ma wad. Przy okazji zauważają, iż kanban nie jest samodzielną metodyką, ale procesem, którego należy używać razem ze stosowanymi w danej firmie systemami pracy.
Rozdział 13. prezentuje gry i zabawy, które obrazują, w jaki sposób zastosowanie zasad kanban usprawnia wykonywanie codziennych obowiązków. Dalej znajdziemy jeszcze dwa rozdziały-dodatki. Pierwszy prezentuje książki, blogi, konta Twittera oraz inne znalezione w sieci przydatne, według autorów, źródła, które mogą nas wspomóc w nauce nie tylko kanban czy agile, ale także zarządzania projektami. Drugi dodatek to elektroniczne narzędzia wspomagające stosowanie kanban – jeśli nie możemy lub nie chcemy korzystać z tradycyjnej tablicy i karteczek.
Książka napisana została bardzo przystępnym językiem, a autorzy – jak zapowiedzieli we wstępie – rzeczywiście skupiają się na praktycznym zastosowaniu metody. Jako sympatyczny dodatek we wszystkich rozdziałach pojawiają się humorystyczne minikomiksy, doskonale obrazujące wprowadzaną teorię, w których poznani na początku książki bohaterowie zadają różnego rodzaju pytania lub wyrażają swoje wątpliwości. Trzeba jednak zauważyć, że niektóre fragmenty książki i używane pojęcia do pełnego zrozumienia wymagają pewnej wiedzy lub jej uzupełnienia w innych źródłach, szczególnie dotyczy to elementów matematycznych oraz terminów stosowanych w metodyce agile, takich jak „iteracja", „sprint" czy „kadencja".
Warto także zwrócić uwagę, że książka „Kanban”, jak i sama metodyka, nie dostarczają gotowych rozwiązań, gdyż – jak tłumaczą Hammarberg i Sundén – konkretne rozwiązanie zależy od zespołu i specyfiki jego pracy. Efektem tego jest pojawiająca się często odpowiedź „to zależy”, do której dołączone są wskazówki, jaką drogą należy pójść, co jest zrozumiałe, ale może rozczarować czytelników oczekujących gotowych przepisów na sukces. Moim zdaniem przydałoby się więcej przykładów opisujących, w jaki sposób dane problemy były rozwiązywane w firmach, w których autorzy wdrażali kanban. Przedstawiane sytuacje są dość proste, a bohaterowie czasami zbyt szybko zgadzają się na proponowane przez konsultantów recepty. Z drugiej strony, skoro książka jest bardziej wprowadzeniem przeznaczonym dla wszystkich, jednoznaczne przykłady są bardziej wskazane, a autorzy zapewne nie chcą też wyjawiać wszystkich swoich sekretów, bo wtedy nie byliby potrzebni jako konsultanci.
Publikacja jest moim zdaniem warta przeczytania przez wszystkich, którzy chcieliby zacząć swoją przygodę z kanban. Nie dotyczy to tylko managerów, ale także i pracowników, którymi oni zarządzają, ponieważ ewentualne wdrożenie tej metody w przedsiębiorstwie wymaga współpracy całego zespołu (autorzy książki wielokrotnie podkreślają, że wszelkie rozwiązania i cele powinny być ustalane i modyfikowane podczas wspólnej dyskusji, a nie narzucane z góry). Interesujące są także wnioski, do których można dojść po zwizualizowaniu wykonywanych zadań na tablicy. Ponieważ kanban nie wymaga odrzucenia dotychczas stosowanych systemów zarządzania, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przetestować chociaż kilka zawartych w książce rad i wskazówek, a następnie przekonać się, jak się sprawdzają i ewentualnie poszukać „okazji do usprawnień”.
japonia-online.pl Olimpia Widowska-Wielandt
Nowoczesna czarodziejka
Niewiedza może być jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Życie w niewiedzy niesie za sobą wiele konsekwencji. Ktoś nas okłamuje, nie jesteśmy świadomi, wtedy ważne decyzje same odkładają się na potem. Kiedy jednak zbiegi wypadków wymuszają poznanie prawdy, wtedy nasz świat ulega całkowitej zmianie.
Tak stało się z 28-letnią Lauren. Dotychczas prowadziła spokojne życie jako agentka nieruchomości, przyjaźniła się z lekko zwariowaną przyjaciółką, która prowadzi zajęcia jogi. Uwielbiała swoją pracę, cieszyła się ze swojego życia, jednak jedne zakupy odmieniły jej życie diametralnie.
Dzięki przekierowaniu na Czarodziejki Czat dowiedziała się, że jest czarodziejką. Nie była tego świadoma, nie chciała uwierzyć. Kobiety, z którymi pisała podczas czatu, wysłały do niej mężczyznę, który miał wybadać jej moc. Czy Lauren uwierzy w swoje nowo odkryte umiejętności?
Opisane wyżej wydarzenia są zaledwie niewielką częścią tych, jakie rozgrywały się w pierwszej części siedmiotomowej serii Debory Geary zatytułowanej "Nowoczesna czarodziejka". O książce dowiedziałam się, dzięki LC, potem jednak na pewien okres kompletnie zapomniałam. Wędrując jednak po pozycjach wydanych przez wydawnictwo editio rzucił mi się w oczy tytuł.
"Gdy nie wiesz co robić, zjedz czekoladę."
Postanowiłam przypatrzeć mu się bliżej i zaczęłam czytać opis. Spodziewałam się czegoś z gatunku paranormal romance, ale dla dorosłych. Otrzymałam jednak powieść odbiegającą od moich wyobrażeń. Książka ta ma elementy magii, romansu, technologii(w postaci informatyki, choć w minimalnym stopniu, w postaci gry tworzonej przez rodzinę czarodziejów i czatu). W dużej mierze jednak skupia się na życiu bohaterów.
Z których główną jest Laurena agentka nieruchomości, u której wykryto niezwykłą moc. Kobieta nie chcę rozstawać się z dotychczasowym życiem i początkowo nie ma ochoty przyjąć do wiadomości faktu istnienia magii. Jej zachowanie było dla mnie całkowicie zrozumiałe, niezwykle szybko ją polubiłam i wspierałam jej decyzje, bo choć błądziła to w końcu dochodziła do tego, czego ja jej życzyłam.
Pozostali bohaterowie to w większości czarodzieje. Dla nich świat, który odkrywa Lauren nie jest nowością, więc nie poświęcają na jego tajniki wiele czasu. Poznajemy ich codzienne życie, jak zmieniła je magia, czym jest ona dla nich i jak ją wykorzystują. Większość umiejętności, które posiadają nie jest niezwykle wyjątkowa. Niektórzy potrafią wyłapywać ludzkie myśli, inni potrafią przyspieszyć wzrost roślin, jedynie nieliczni są obdarzeni silniejszymi talentami. Do nich zalicza się uroczy 4-latek i Lauren, choć ich moce są odmienne.
Każdy czarodziej bowiem może mieć inną moc. Są moce umysłu, moce żywiołów, niektórzy mogą zmieniać postać, inni podróżują w czasie, a jeszcze inni są mediami. Większość czarodziejów dziedziczy moc, więc małe czarodziejątka wiedzą, czego mogą się spodziewać. Oczywiście nie w każdy w rodzinie czarodziejów musi mieć dar, do tego występują również czarodzieje tacy jak Lauren nieświadomi swoich mocy, których trzeba znaleźć i wyszkolić. Jak pewnie się domyślacie w powieści nie wystąpią efektywne starcia, bitwy, czy potyczki. Tu moc wykorzystywana jej w celach pokojowych, ma jedynie za zadanie pomagać, a nie szkodzić. Na kartach książki mamy sporo przykładów jej wykorzystania.
Wspominałam również, że występuje tu wątek romansu. Tak, jest on obecny. Jednak nie ma miejsca pomiędzy główną bohaterką, a nowym czarodziejem, jak można by przypuszczać z opisu. Opiera się on na więzi, która połączy drugoplanowych bohaterów. Lauren nie będzi tu odgrywać znaczącej roli.
"Nowoczesna czarodziejka" to powieść, która opiera się na magii, jednak nie ona jest tu najważniejsza. Całą historią włada miłość, miłość łączącą rodzinę, przyjaciół. Historia ma w sobie nutkę humoru, ale co ważne czyta się ją błyskawicznie. Debora Geary stworzyła historię oryginalną, inną niż dotychczas miałam okazję poznać.
Tak stało się z 28-letnią Lauren. Dotychczas prowadziła spokojne życie jako agentka nieruchomości, przyjaźniła się z lekko zwariowaną przyjaciółką, która prowadzi zajęcia jogi. Uwielbiała swoją pracę, cieszyła się ze swojego życia, jednak jedne zakupy odmieniły jej życie diametralnie.
Dzięki przekierowaniu na Czarodziejki Czat dowiedziała się, że jest czarodziejką. Nie była tego świadoma, nie chciała uwierzyć. Kobiety, z którymi pisała podczas czatu, wysłały do niej mężczyznę, który miał wybadać jej moc. Czy Lauren uwierzy w swoje nowo odkryte umiejętności?
Opisane wyżej wydarzenia są zaledwie niewielką częścią tych, jakie rozgrywały się w pierwszej części siedmiotomowej serii Debory Geary zatytułowanej "Nowoczesna czarodziejka". O książce dowiedziałam się, dzięki LC, potem jednak na pewien okres kompletnie zapomniałam. Wędrując jednak po pozycjach wydanych przez wydawnictwo editio rzucił mi się w oczy tytuł.
"Gdy nie wiesz co robić, zjedz czekoladę."
Postanowiłam przypatrzeć mu się bliżej i zaczęłam czytać opis. Spodziewałam się czegoś z gatunku paranormal romance, ale dla dorosłych. Otrzymałam jednak powieść odbiegającą od moich wyobrażeń. Książka ta ma elementy magii, romansu, technologii(w postaci informatyki, choć w minimalnym stopniu, w postaci gry tworzonej przez rodzinę czarodziejów i czatu). W dużej mierze jednak skupia się na życiu bohaterów.
Z których główną jest Laurena agentka nieruchomości, u której wykryto niezwykłą moc. Kobieta nie chcę rozstawać się z dotychczasowym życiem i początkowo nie ma ochoty przyjąć do wiadomości faktu istnienia magii. Jej zachowanie było dla mnie całkowicie zrozumiałe, niezwykle szybko ją polubiłam i wspierałam jej decyzje, bo choć błądziła to w końcu dochodziła do tego, czego ja jej życzyłam.
Pozostali bohaterowie to w większości czarodzieje. Dla nich świat, który odkrywa Lauren nie jest nowością, więc nie poświęcają na jego tajniki wiele czasu. Poznajemy ich codzienne życie, jak zmieniła je magia, czym jest ona dla nich i jak ją wykorzystują. Większość umiejętności, które posiadają nie jest niezwykle wyjątkowa. Niektórzy potrafią wyłapywać ludzkie myśli, inni potrafią przyspieszyć wzrost roślin, jedynie nieliczni są obdarzeni silniejszymi talentami. Do nich zalicza się uroczy 4-latek i Lauren, choć ich moce są odmienne.
Każdy czarodziej bowiem może mieć inną moc. Są moce umysłu, moce żywiołów, niektórzy mogą zmieniać postać, inni podróżują w czasie, a jeszcze inni są mediami. Większość czarodziejów dziedziczy moc, więc małe czarodziejątka wiedzą, czego mogą się spodziewać. Oczywiście nie w każdy w rodzinie czarodziejów musi mieć dar, do tego występują również czarodzieje tacy jak Lauren nieświadomi swoich mocy, których trzeba znaleźć i wyszkolić. Jak pewnie się domyślacie w powieści nie wystąpią efektywne starcia, bitwy, czy potyczki. Tu moc wykorzystywana jej w celach pokojowych, ma jedynie za zadanie pomagać, a nie szkodzić. Na kartach książki mamy sporo przykładów jej wykorzystania.
Wspominałam również, że występuje tu wątek romansu. Tak, jest on obecny. Jednak nie ma miejsca pomiędzy główną bohaterką, a nowym czarodziejem, jak można by przypuszczać z opisu. Opiera się on na więzi, która połączy drugoplanowych bohaterów. Lauren nie będzi tu odgrywać znaczącej roli.
"Nowoczesna czarodziejka" to powieść, która opiera się na magii, jednak nie ona jest tu najważniejsza. Całą historią włada miłość, miłość łączącą rodzinę, przyjaciół. Historia ma w sobie nutkę humoru, ale co ważne czyta się ją błyskawicznie. Debora Geary stworzyła historię oryginalną, inną niż dotychczas miałam okazję poznać.
Ksiazkowyswiatpatrycji.blogspot.com Patrycja
Nowoczesna czarodziejka
Niewiedza może być jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Życie w niewiedzy niesie za sobą wiele konsekwencji. Ktoś nas okłamuje, nie jesteśmy świadomi, wtedy ważne decyzje same odkładają się na potem. Kiedy jednak zbiegi wypadków wymuszają poznanie prawdy, wtedy nasz świat ulega całkowitej zmianie.
Tak stało się z 28-letnią Lauren. Dotychczas prowadziła spokojne życie jako agentka nieruchomości, przyjaźniła się z lekko zwariowaną przyjaciółką, która prowadzi zajęcia jogi. Uwielbiała swoją pracę, cieszyła się ze swojego życia, jednak jedne zakupy odmieniły jej życie diametralnie.
Dzięki przekierowaniu na Czarodziejki Czat dowiedziała się, że jest czarodziejką. Nie była tego świadoma, nie chciała uwierzyć. Kobiety, z którymi pisała podczas czatu, wysłały do niej mężczyznę, który miał wybadać jej moc. Czy Lauren uwierzy w swoje nowo odkryte umiejętności?
Opisane wyżej wydarzenia są zaledwie niewielką częścią tych, jakie rozgrywały się w pierwszej części siedmiotomowej serii Debory Geary zatytułowanej "Nowoczesna czarodziejka". O książce dowiedziałam się, dzięki LC, potem jednak na pewien okres kompletnie zapomniałam. Wędrując jednak po pozycjach wydanych przez wydawnictwo editio rzucił mi się w oczy tytuł.
"Gdy nie wiesz co robić, zjedz czekoladę."
Postanowiłam przypatrzeć mu się bliżej i zaczęłam czytać opis. Spodziewałam się czegoś z gatunku paranormal romance, ale dla dorosłych. Otrzymałam jednak powieść odbiegającą od moich wyobrażeń. Książka ta ma elementy magii, romansu, technologii(w postaci informatyki, choć w minimalnym stopniu, w postaci gry tworzonej przez rodzinę czarodziejów i czatu). W dużej mierze jednak skupia się na życiu bohaterów.
Z których główną jest Laurena agentka nieruchomości, u której wykryto niezwykłą moc. Kobieta nie chcę rozstawać się z dotychczasowym życiem i początkowo nie ma ochoty przyjąć do wiadomości faktu istnienia magii. Jej zachowanie było dla mnie całkowicie zrozumiałe, niezwykle szybko ją polubiłam i wspierałam jej decyzje, bo choć błądziła to w końcu dochodziła do tego, czego ja jej życzyłam.
Pozostali bohaterowie to w większości czarodzieje. Dla nich świat, który odkrywa Lauren nie jest nowością, więc nie poświęcają na jego tajniki wiele czasu. Poznajemy ich codzienne życie, jak zmieniła je magia, czym jest ona dla nich i jak ją wykorzystują. Większość umiejętności, które posiadają nie jest niezwykle wyjątkowa. Niektórzy potrafią wyłapywać ludzkie myśli, inni potrafią przyspieszyć wzrost roślin, jedynie nieliczni są obdarzeni silniejszymi talentami. Do nich zalicza się uroczy 4-latek i Lauren, choć ich moce są odmienne.
Każdy czarodziej bowiem może mieć inną moc. Są moce umysłu, moce żywiołów, niektórzy mogą zmieniać postać, inni podróżują w czasie, a jeszcze inni są mediami. Większość czarodziejów dziedziczy moc, więc małe czarodziejątka wiedzą, czego mogą się spodziewać. Oczywiście nie w każdy w rodzinie czarodziejów musi mieć dar, do tego występują również czarodzieje tacy jak Lauren nieświadomi swoich mocy, których trzeba znaleźć i wyszkolić. Jak pewnie się domyślacie w powieści nie wystąpią efektywne starcia, bitwy, czy potyczki. Tu moc wykorzystywana jej w celach pokojowych, ma jedynie za zadanie pomagać, a nie szkodzić. Na kartach książki mamy sporo przykładów jej wykorzystania.
Wspominałam również, że występuje tu wątek romansu. Tak, jest on obecny. Jednak nie ma miejsca pomiędzy główną bohaterką, a nowym czarodziejem, jak można by przypuszczać z opisu. Opiera się on na więzi, która połączy drugoplanowych bohaterów. Lauren nie będzi tu odgrywać znaczącej roli.
"Nowoczesna czarodziejka" to powieść, która opiera się na magii, jednak nie ona jest tu najważniejsza. Całą historią włada miłość, miłość łączącą rodzinę, przyjaciół. Historia ma w sobie nutkę humoru, ale co ważne czyta się ją błyskawicznie. Debora Geary stworzyła historię oryginalną, inną niż dotychczas miałam okazję poznać
Tak stało się z 28-letnią Lauren. Dotychczas prowadziła spokojne życie jako agentka nieruchomości, przyjaźniła się z lekko zwariowaną przyjaciółką, która prowadzi zajęcia jogi. Uwielbiała swoją pracę, cieszyła się ze swojego życia, jednak jedne zakupy odmieniły jej życie diametralnie.
Dzięki przekierowaniu na Czarodziejki Czat dowiedziała się, że jest czarodziejką. Nie była tego świadoma, nie chciała uwierzyć. Kobiety, z którymi pisała podczas czatu, wysłały do niej mężczyznę, który miał wybadać jej moc. Czy Lauren uwierzy w swoje nowo odkryte umiejętności?
Opisane wyżej wydarzenia są zaledwie niewielką częścią tych, jakie rozgrywały się w pierwszej części siedmiotomowej serii Debory Geary zatytułowanej "Nowoczesna czarodziejka". O książce dowiedziałam się, dzięki LC, potem jednak na pewien okres kompletnie zapomniałam. Wędrując jednak po pozycjach wydanych przez wydawnictwo editio rzucił mi się w oczy tytuł.
"Gdy nie wiesz co robić, zjedz czekoladę."
Postanowiłam przypatrzeć mu się bliżej i zaczęłam czytać opis. Spodziewałam się czegoś z gatunku paranormal romance, ale dla dorosłych. Otrzymałam jednak powieść odbiegającą od moich wyobrażeń. Książka ta ma elementy magii, romansu, technologii(w postaci informatyki, choć w minimalnym stopniu, w postaci gry tworzonej przez rodzinę czarodziejów i czatu). W dużej mierze jednak skupia się na życiu bohaterów.
Z których główną jest Laurena agentka nieruchomości, u której wykryto niezwykłą moc. Kobieta nie chcę rozstawać się z dotychczasowym życiem i początkowo nie ma ochoty przyjąć do wiadomości faktu istnienia magii. Jej zachowanie było dla mnie całkowicie zrozumiałe, niezwykle szybko ją polubiłam i wspierałam jej decyzje, bo choć błądziła to w końcu dochodziła do tego, czego ja jej życzyłam.
Pozostali bohaterowie to w większości czarodzieje. Dla nich świat, który odkrywa Lauren nie jest nowością, więc nie poświęcają na jego tajniki wiele czasu. Poznajemy ich codzienne życie, jak zmieniła je magia, czym jest ona dla nich i jak ją wykorzystują. Większość umiejętności, które posiadają nie jest niezwykle wyjątkowa. Niektórzy potrafią wyłapywać ludzkie myśli, inni potrafią przyspieszyć wzrost roślin, jedynie nieliczni są obdarzeni silniejszymi talentami. Do nich zalicza się uroczy 4-latek i Lauren, choć ich moce są odmienne.
Każdy czarodziej bowiem może mieć inną moc. Są moce umysłu, moce żywiołów, niektórzy mogą zmieniać postać, inni podróżują w czasie, a jeszcze inni są mediami. Większość czarodziejów dziedziczy moc, więc małe czarodziejątka wiedzą, czego mogą się spodziewać. Oczywiście nie w każdy w rodzinie czarodziejów musi mieć dar, do tego występują również czarodzieje tacy jak Lauren nieświadomi swoich mocy, których trzeba znaleźć i wyszkolić. Jak pewnie się domyślacie w powieści nie wystąpią efektywne starcia, bitwy, czy potyczki. Tu moc wykorzystywana jej w celach pokojowych, ma jedynie za zadanie pomagać, a nie szkodzić. Na kartach książki mamy sporo przykładów jej wykorzystania.
Wspominałam również, że występuje tu wątek romansu. Tak, jest on obecny. Jednak nie ma miejsca pomiędzy główną bohaterką, a nowym czarodziejem, jak można by przypuszczać z opisu. Opiera się on na więzi, która połączy drugoplanowych bohaterów. Lauren nie będzi tu odgrywać znaczącej roli.
"Nowoczesna czarodziejka" to powieść, która opiera się na magii, jednak nie ona jest tu najważniejsza. Całą historią włada miłość, miłość łączącą rodzinę, przyjaciół. Historia ma w sobie nutkę humoru, ale co ważne czyta się ją błyskawicznie. Debora Geary stworzyła historię oryginalną, inną niż dotychczas miałam okazję poznać
Ksiazkowyswiatpatrycji.blogspot.com Patrycja
Zrozumieć BPMN. Modelowanie procesów biznesowych
BPMN to notacja do modelowania procesów biznesowych opracowana przez OMG (Object Management Group). Notacja w zamierzeniu prosta w użyciu a przy tym intuicyjna i przejrzysta dla obiorców biznesowych. Publikacji i innych źródeł służący do nauki tej notacji jest wiele, w tym dostarczana przez OMG specyfikacja BPMN. W większość bazują one jednak na opisie poszczególnych elementów notacji, niezbyt radząc sobie z wyjaśnieniem, jak w praktyce stosować konkretne elementy i jak podejść do modelowania procesów biznesowych.
Książka Szymona Drejewicza jest inna. Na pierwszy rzut oka zwraca uwagę jej stosunkowo niewielka objętość – czytelnik może zadawać sobie pytanie, czego można nauczyć się z publikacji, która ma nieco ponad 100 stron. Otóż może, i to wbrew pozorom bardzo dużo.
Autor nie zajmuje się szczegółowymi opisami technicznymi poszczególnych składników notacji – zamiast tego dostajemy niemalże instrukcję krok po kroku wyjaśniającą, jak tworzyć kompletne modele przy zastosowaniu typowych elementów. Nie oznacza to, że książka nie opisuje składników notacji – opisuje, lecz w bardzo praktyczny i zrozumiały sposób. Co szczególnie istotne i pomocne, każdy wprowadzany element obrazowany jest przykładem wyjaśniającym jego znaczenie i zastosowanie. Dodatkowo, przykłady te nie są ani na tyle abstrakcyjne, by nie móc odnieść ich do rzeczywistych problemów, jakie napotykamy modelując procesy biznesowe, ani na tyle specyficzne, by nie zrozumieć istoty przykładu. Autorowi należy się duże uznanie za takie podejście – lektura rzeczywiście pomaga zrozumieć BPMN i nauczyć się stosować tę notację w praktyce.
Ponadto warto zauważyć, że już na podstawie lektury widać ogromne doświadczenie autora oraz umiejętności przekazywania wiedzy w przystępny sposób. Nie jest to łatwym zadaniem – co innego bowiem posiadać wiedzę, co innego umieć ją przekazać. Autor to potrafi, i to na najwyższym poziomie.
Być może zakres poruszanych tematów okaże się zbyt wąski dla ekspertów modelowania, jednak pozycja przeznaczona jest w większości dla osób pragnących nauczyć się notacji – początkujących – co sam autor zaznacza w słowach wstępnych. Dla tej grupy docelowej książka jest idealnym wyborem.
Podsumowując – książka to niezbędna pozycja w biblioteczce każdej osoby mającej do czynienia z modelowaniem procesów lub zainteresowanej tym tematem.
Must have.
Książka Szymona Drejewicza jest inna. Na pierwszy rzut oka zwraca uwagę jej stosunkowo niewielka objętość – czytelnik może zadawać sobie pytanie, czego można nauczyć się z publikacji, która ma nieco ponad 100 stron. Otóż może, i to wbrew pozorom bardzo dużo.
Autor nie zajmuje się szczegółowymi opisami technicznymi poszczególnych składników notacji – zamiast tego dostajemy niemalże instrukcję krok po kroku wyjaśniającą, jak tworzyć kompletne modele przy zastosowaniu typowych elementów. Nie oznacza to, że książka nie opisuje składników notacji – opisuje, lecz w bardzo praktyczny i zrozumiały sposób. Co szczególnie istotne i pomocne, każdy wprowadzany element obrazowany jest przykładem wyjaśniającym jego znaczenie i zastosowanie. Dodatkowo, przykłady te nie są ani na tyle abstrakcyjne, by nie móc odnieść ich do rzeczywistych problemów, jakie napotykamy modelując procesy biznesowe, ani na tyle specyficzne, by nie zrozumieć istoty przykładu. Autorowi należy się duże uznanie za takie podejście – lektura rzeczywiście pomaga zrozumieć BPMN i nauczyć się stosować tę notację w praktyce.
Ponadto warto zauważyć, że już na podstawie lektury widać ogromne doświadczenie autora oraz umiejętności przekazywania wiedzy w przystępny sposób. Nie jest to łatwym zadaniem – co innego bowiem posiadać wiedzę, co innego umieć ją przekazać. Autor to potrafi, i to na najwyższym poziomie.
Być może zakres poruszanych tematów okaże się zbyt wąski dla ekspertów modelowania, jednak pozycja przeznaczona jest w większości dla osób pragnących nauczyć się notacji – początkujących – co sam autor zaznacza w słowach wstępnych. Dla tej grupy docelowej książka jest idealnym wyborem.
Podsumowując – książka to niezbędna pozycja w biblioteczce każdej osoby mającej do czynienia z modelowaniem procesów lub zainteresowanej tym tematem.
Must have.
Quale Karolina Zmitrowicz
Bieganie metodą Gallowaya. Ciesz się dobrym zdrowiem i doskonałą formą!
Moda na bieganie trwa w naszym kraju od kilku ładnych lat. Biegają już prawie wszyscy: kobiety i mężczyźni, młodsi i starsi, urzędnicy i pracownicy fizyczni, wierzący i ateiści... można by tak wymieniać bez końca. Rokrocznie organizowanych jest setki biegów na różnych dystansach i - co warte podkreślenia - w zdecydowanej większości imprez każdorazowo notuje się wzrost liczby uczestników. Skoro nawet ja zainteresowałem się tematem, to znaczy, że bieganie w Polsce jest bliskie osiągnięcia apogeum. Nie chodzi o to, że nagle zapałałem wielką miłością do tej formy aktywności ruchowej i w przyszłości mam zamiar startować w zawodach, bo to raczej mało realna perspektywa, ale... dla własnej przyjemności lubię sobie przebiec 2-3 razy w tygodniu dystans 5km w umiarkowanym tempie. Gdy w zasięgu mojego wzroku pojawiła się przypadkiem książka "Bieganie metodą Gallowaya", nie trzeba było mnie specjalnie zachęcać, bym po nią sięgnął. Pierwsze wydanie tej publikacji, która jest uznawana za najlepszą pracę na temat sztuki i nauki biegania, ukazało się w 1984r.
Jeff Galloway wyróżnia pięć etapów rozwoju biegacza. Słynne powiedzenie, które brzmi 'początki bywają trudne' z powodzeniem można odnieść również do biegania. Początkujący bardzo często stacza walkę wewnętrzną. Kiedy zapał mija, trudno znaleźć w sobie motywację do codziennego wysiłku. Szczególnie, gdy pogoda jest paskudna albo doskwierają drobne dolegliwości zdrowotne. Nawet jeśli ulegnie się pokusie i zrezygnuje z jednego lub kilku treningów, nie warto się specjalnie przejmować, tylko próbować dalej. Autor twierdzi, że wielu początkujących zaczyna na nowo nawet dziesięć razy, zanim wykształci się u nich nawyk, który spowoduje, że bieganie będzie należeć do istotnej części dnia. Entuzjasta - to drugi etap, kiedy to bieganie staje się przyjemnością, a problemy z motywacją do wyjścia na trening zdarzają się już niezwykle rzadko. Na tym etapie większość osób biega dla zdrowia lub rozrywki i nie myśli o realizowaniu określonych planów. Zawodnikiem staje się natomiast z chwilą, gdy swoje treningi zaczyna ustalać pod kątem startów w zawodach. Głównym motorem działania jest tutaj rywalizacja, zapewniająca dreszcz emocji i przynosząca satysfakcję. Sportowiec to wyższy stopień wtajemniczenia, gdzie najbardziej liczy się maksymalne wykorzystanie swoich możliwości. Sportowiec zwraca uwagę na realizację własnego potencjału, rywalizacja schodzi na dalszy plan. Biegacz to piąty i ostatni etap, łączący w sobie najlepsze elementy wszystkich poprzednich. Biegacz może przeżywać na nowo pasję odkrywania początkującego, docenić typową dla entuzjasty równowagę między dbałością o sprawność a zapałem, dzielić ambicję zawodnika i utożsamiać się z poszukiwaniami sportowca. Biegacz to człowiek na ogół spełniony i szczęśliwy, bieganie nie jest bowiem całym jego życiem: potrafi zachować równowagę między swoją pasją, a obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi.
Drugie wydanie publikacji (wyd.amerykańskie: 2002r., wyd.pol: 2011r.) zostało rozbudowane i pod wieloma względami zaktualizowane. Pojawiło się dużo więcej informacji odnośnie treningów w skrajnym upale i zimnie, poszerzono zakres porad dla starszych biegaczy, znalazło się sporo interesujących wiadomości dotyczących odżywiania, zostały przedstawione szczegółowe analizy najczęściej występujących kontuzji i metody ich leczenia. Jest również nowy rozdział poświęcony motywacji i treningowi mentalnemu. Ciekawym elementem są tabele treningowe, które mogą okazać się niezwykle pomocne w przygotowaniach do biegów na 5, 10 i 20km. Galloway zachęca do prowadzenia swojego dziennika, który będzie znakomitym źródłem motywacji i strażnikiem dyscypliny. Autor twierdzi ponadto, że dziennik pomaga przyspieszyć postępy, a także wyjść z kryzysu, który czasem może dopaść każdego biegacza. Przy planowaniu dziennego i tygodniowego kilometrażu bardzo ważną kwestią jest uwzględnienie odpoczynku - to pozwoli unikać kontuzji oraz jednocześnie zwiększać swoje możliwości. Od trzech do maksymalnie pięciu dni biegowych w tygodniu w zupełności wystarczy, by zrealizować założenia treningowe na każdym etapie.
"Bieganie metodą Gallowaya" to kompleksowy poradnik, który powinien trafić na półki wszystkich miłośników tej formy aktywności ruchowej, bez względu na stopień zaawansowania. Początkujący biegacz znajdzie w tej publikacji mnóstwo przydatnych informacji, które pozwolą mu rozwijać swoją nową pasję i stopniowo osiągać określone cele w sposób bezpieczny dla zdrowia. Doświadczony długodystansowiec z całą pewnością także skorzysta z wielu rad, nawet jeśli ma świetnie opanowaną technikę i taktykę, a co za tym idzie kilka/naście ukończonych zawodów z niezłymi wynikami na koncie. Jeff Galloway zauważa, że niezależnie od tego, na jakim jest się poziomie i do jakiego celu dąży, należy starać się biegać inteligentnie, we właściwy sposób, dbając również o siłę i dietę, dzięki czemu bieganie stanie się czystą przyjemnością.
Jeff Galloway wyróżnia pięć etapów rozwoju biegacza. Słynne powiedzenie, które brzmi 'początki bywają trudne' z powodzeniem można odnieść również do biegania. Początkujący bardzo często stacza walkę wewnętrzną. Kiedy zapał mija, trudno znaleźć w sobie motywację do codziennego wysiłku. Szczególnie, gdy pogoda jest paskudna albo doskwierają drobne dolegliwości zdrowotne. Nawet jeśli ulegnie się pokusie i zrezygnuje z jednego lub kilku treningów, nie warto się specjalnie przejmować, tylko próbować dalej. Autor twierdzi, że wielu początkujących zaczyna na nowo nawet dziesięć razy, zanim wykształci się u nich nawyk, który spowoduje, że bieganie będzie należeć do istotnej części dnia. Entuzjasta - to drugi etap, kiedy to bieganie staje się przyjemnością, a problemy z motywacją do wyjścia na trening zdarzają się już niezwykle rzadko. Na tym etapie większość osób biega dla zdrowia lub rozrywki i nie myśli o realizowaniu określonych planów. Zawodnikiem staje się natomiast z chwilą, gdy swoje treningi zaczyna ustalać pod kątem startów w zawodach. Głównym motorem działania jest tutaj rywalizacja, zapewniająca dreszcz emocji i przynosząca satysfakcję. Sportowiec to wyższy stopień wtajemniczenia, gdzie najbardziej liczy się maksymalne wykorzystanie swoich możliwości. Sportowiec zwraca uwagę na realizację własnego potencjału, rywalizacja schodzi na dalszy plan. Biegacz to piąty i ostatni etap, łączący w sobie najlepsze elementy wszystkich poprzednich. Biegacz może przeżywać na nowo pasję odkrywania początkującego, docenić typową dla entuzjasty równowagę między dbałością o sprawność a zapałem, dzielić ambicję zawodnika i utożsamiać się z poszukiwaniami sportowca. Biegacz to człowiek na ogół spełniony i szczęśliwy, bieganie nie jest bowiem całym jego życiem: potrafi zachować równowagę między swoją pasją, a obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi.
Drugie wydanie publikacji (wyd.amerykańskie: 2002r., wyd.pol: 2011r.) zostało rozbudowane i pod wieloma względami zaktualizowane. Pojawiło się dużo więcej informacji odnośnie treningów w skrajnym upale i zimnie, poszerzono zakres porad dla starszych biegaczy, znalazło się sporo interesujących wiadomości dotyczących odżywiania, zostały przedstawione szczegółowe analizy najczęściej występujących kontuzji i metody ich leczenia. Jest również nowy rozdział poświęcony motywacji i treningowi mentalnemu. Ciekawym elementem są tabele treningowe, które mogą okazać się niezwykle pomocne w przygotowaniach do biegów na 5, 10 i 20km. Galloway zachęca do prowadzenia swojego dziennika, który będzie znakomitym źródłem motywacji i strażnikiem dyscypliny. Autor twierdzi ponadto, że dziennik pomaga przyspieszyć postępy, a także wyjść z kryzysu, który czasem może dopaść każdego biegacza. Przy planowaniu dziennego i tygodniowego kilometrażu bardzo ważną kwestią jest uwzględnienie odpoczynku - to pozwoli unikać kontuzji oraz jednocześnie zwiększać swoje możliwości. Od trzech do maksymalnie pięciu dni biegowych w tygodniu w zupełności wystarczy, by zrealizować założenia treningowe na każdym etapie.
"Bieganie metodą Gallowaya" to kompleksowy poradnik, który powinien trafić na półki wszystkich miłośników tej formy aktywności ruchowej, bez względu na stopień zaawansowania. Początkujący biegacz znajdzie w tej publikacji mnóstwo przydatnych informacji, które pozwolą mu rozwijać swoją nową pasję i stopniowo osiągać określone cele w sposób bezpieczny dla zdrowia. Doświadczony długodystansowiec z całą pewnością także skorzysta z wielu rad, nawet jeśli ma świetnie opanowaną technikę i taktykę, a co za tym idzie kilka/naście ukończonych zawodów z niezłymi wynikami na koncie. Jeff Galloway zauważa, że niezależnie od tego, na jakim jest się poziomie i do jakiego celu dąży, należy starać się biegać inteligentnie, we właściwy sposób, dbając również o siłę i dietę, dzięki czemu bieganie stanie się czystą przyjemnością.
nowaczytelnia.pl Ludwik Mańczak
Bieganie metodą Gallowaya. Ciesz się dobrym zdrowiem i doskonałą formą!
Moda na bieganie trwa w naszym kraju od kilku ładnych lat. Biegają już prawie wszyscy: kobiety i mężczyźni, młodsi i starsi, urzędnicy i pracownicy fizyczni, wierzący i ateiści... można by tak wymieniać bez końca. Rokrocznie organizowanych jest setki biegów na różnych dystansach i - co warte podkreślenia - w zdecydowanej większości imprez każdorazowo notuje się wzrost liczby uczestników. Skoro nawet ja zainteresowałem się tematem, to znaczy, że bieganie w Polsce jest bliskie osiągnięcia apogeum. Nie chodzi o to, że nagle zapałałem wielką miłością do tej formy aktywności ruchowej i w przyszłości mam zamiar startować w zawodach, bo to raczej mało realna perspektywa, ale... dla własnej przyjemności lubię sobie przebiec 2-3 razy w tygodniu dystans 5km w umiarkowanym tempie. Gdy w zasięgu mojego wzroku pojawiła się przypadkiem książka "Bieganie metodą Gallowaya", nie trzeba było mnie specjalnie zachęcać, bym po nią sięgnął. Pierwsze wydanie tej publikacji, która jest uznawana za najlepszą pracę na temat sztuki i nauki biegania, ukazało się w 1984r.
Jeff Galloway wyróżnia pięć etapów rozwoju biegacza. Słynne powiedzenie, które brzmi 'początki bywają trudne' z powodzeniem można odnieść również do biegania. Początkujący bardzo często stacza walkę wewnętrzną. Kiedy zapał mija, trudno znaleźć w sobie motywację do codziennego wysiłku. Szczególnie, gdy pogoda jest paskudna albo doskwierają drobne dolegliwości zdrowotne. Nawet jeśli ulegnie się pokusie i zrezygnuje z jednego lub kilku treningów, nie warto się specjalnie przejmować, tylko próbować dalej. Autor twierdzi, że wielu początkujących zaczyna na nowo nawet dziesięć razy, zanim wykształci się u nich nawyk, który spowoduje, że bieganie będzie należeć do istotnej części dnia. Entuzjasta - to drugi etap, kiedy to bieganie staje się przyjemnością, a problemy z motywacją do wyjścia na trening zdarzają się już niezwykle rzadko. Na tym etapie większość osób biega dla zdrowia lub rozrywki i nie myśli o realizowaniu określonych planów. Zawodnikiem staje się natomiast z chwilą, gdy swoje treningi zaczyna ustalać pod kątem startów w zawodach. Głównym motorem działania jest tutaj rywalizacja, zapewniająca dreszcz emocji i przynosząca satysfakcję. Sportowiec to wyższy stopień wtajemniczenia, gdzie najbardziej liczy się maksymalne wykorzystanie swoich możliwości. Sportowiec zwraca uwagę na realizację własnego potencjału, rywalizacja schodzi na dalszy plan. Biegacz to piąty i ostatni etap, łączący w sobie najlepsze elementy wszystkich poprzednich. Biegacz może przeżywać na nowo pasję odkrywania początkującego, docenić typową dla entuzjasty równowagę między dbałością o sprawność a zapałem, dzielić ambicję zawodnika i utożsamiać się z poszukiwaniami sportowca. Biegacz to człowiek na ogół spełniony i szczęśliwy, bieganie nie jest bowiem całym jego życiem: potrafi zachować równowagę między swoją pasją, a obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi.
Drugie wydanie publikacji (wyd.amerykańskie: 2002r., wyd.pol: 2011r.) zostało rozbudowane i pod wieloma względami zaktualizowane. Pojawiło się dużo więcej informacji odnośnie treningów w skrajnym upale i zimnie, poszerzono zakres porad dla starszych biegaczy, znalazło się sporo interesujących wiadomości dotyczących odżywiania, zostały przedstawione szczegółowe analizy najczęściej występujących kontuzji i metody ich leczenia. Jest również nowy rozdział poświęcony motywacji i treningowi mentalnemu. Ciekawym elementem są tabele treningowe, które mogą okazać się niezwykle pomocne w przygotowaniach do biegów na 5, 10 i 20km. Galloway zachęca do prowadzenia swojego dziennika, który będzie znakomitym źródłem motywacji i strażnikiem dyscypliny. Autor twierdzi ponadto, że dziennik pomaga przyspieszyć postępy, a także wyjść z kryzysu, który czasem może dopaść każdego biegacza. Przy planowaniu dziennego i tygodniowego kilometrażu bardzo ważną kwestią jest uwzględnienie odpoczynku - to pozwoli unikać kontuzji oraz jednocześnie zwiększać swoje możliwości. Od trzech do maksymalnie pięciu dni biegowych w tygodniu w zupełności wystarczy, by zrealizować założenia treningowe na każdym etapie.
"Bieganie metodą Gallowaya" to kompleksowy poradnik, który powinien trafić na półki wszystkich miłośników tej formy aktywności ruchowej, bez względu na stopień zaawansowania. Początkujący biegacz znajdzie w tej publikacji mnóstwo przydatnych informacji, które pozwolą mu rozwijać swoją nową pasję i stopniowo osiągać określone cele w sposób bezpieczny dla zdrowia. Doświadczony długodystansowiec z całą pewnością także skorzysta z wielu rad, nawet jeśli ma świetnie opanowaną technikę i taktykę, a co za tym idzie kilka/naście ukończonych zawodów z niezłymi wynikami na koncie. Jeff Galloway zauważa, że niezależnie od tego, na jakim jest się poziomie i do jakiego celu dąży, należy starać się biegać inteligentnie, we właściwy sposób, dbając również o siłę i dietę, dzięki czemu bieganie stanie się czystą przyjemnością.
Jeff Galloway wyróżnia pięć etapów rozwoju biegacza. Słynne powiedzenie, które brzmi 'początki bywają trudne' z powodzeniem można odnieść również do biegania. Początkujący bardzo często stacza walkę wewnętrzną. Kiedy zapał mija, trudno znaleźć w sobie motywację do codziennego wysiłku. Szczególnie, gdy pogoda jest paskudna albo doskwierają drobne dolegliwości zdrowotne. Nawet jeśli ulegnie się pokusie i zrezygnuje z jednego lub kilku treningów, nie warto się specjalnie przejmować, tylko próbować dalej. Autor twierdzi, że wielu początkujących zaczyna na nowo nawet dziesięć razy, zanim wykształci się u nich nawyk, który spowoduje, że bieganie będzie należeć do istotnej części dnia. Entuzjasta - to drugi etap, kiedy to bieganie staje się przyjemnością, a problemy z motywacją do wyjścia na trening zdarzają się już niezwykle rzadko. Na tym etapie większość osób biega dla zdrowia lub rozrywki i nie myśli o realizowaniu określonych planów. Zawodnikiem staje się natomiast z chwilą, gdy swoje treningi zaczyna ustalać pod kątem startów w zawodach. Głównym motorem działania jest tutaj rywalizacja, zapewniająca dreszcz emocji i przynosząca satysfakcję. Sportowiec to wyższy stopień wtajemniczenia, gdzie najbardziej liczy się maksymalne wykorzystanie swoich możliwości. Sportowiec zwraca uwagę na realizację własnego potencjału, rywalizacja schodzi na dalszy plan. Biegacz to piąty i ostatni etap, łączący w sobie najlepsze elementy wszystkich poprzednich. Biegacz może przeżywać na nowo pasję odkrywania początkującego, docenić typową dla entuzjasty równowagę między dbałością o sprawność a zapałem, dzielić ambicję zawodnika i utożsamiać się z poszukiwaniami sportowca. Biegacz to człowiek na ogół spełniony i szczęśliwy, bieganie nie jest bowiem całym jego życiem: potrafi zachować równowagę między swoją pasją, a obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi.
Drugie wydanie publikacji (wyd.amerykańskie: 2002r., wyd.pol: 2011r.) zostało rozbudowane i pod wieloma względami zaktualizowane. Pojawiło się dużo więcej informacji odnośnie treningów w skrajnym upale i zimnie, poszerzono zakres porad dla starszych biegaczy, znalazło się sporo interesujących wiadomości dotyczących odżywiania, zostały przedstawione szczegółowe analizy najczęściej występujących kontuzji i metody ich leczenia. Jest również nowy rozdział poświęcony motywacji i treningowi mentalnemu. Ciekawym elementem są tabele treningowe, które mogą okazać się niezwykle pomocne w przygotowaniach do biegów na 5, 10 i 20km. Galloway zachęca do prowadzenia swojego dziennika, który będzie znakomitym źródłem motywacji i strażnikiem dyscypliny. Autor twierdzi ponadto, że dziennik pomaga przyspieszyć postępy, a także wyjść z kryzysu, który czasem może dopaść każdego biegacza. Przy planowaniu dziennego i tygodniowego kilometrażu bardzo ważną kwestią jest uwzględnienie odpoczynku - to pozwoli unikać kontuzji oraz jednocześnie zwiększać swoje możliwości. Od trzech do maksymalnie pięciu dni biegowych w tygodniu w zupełności wystarczy, by zrealizować założenia treningowe na każdym etapie.
"Bieganie metodą Gallowaya" to kompleksowy poradnik, który powinien trafić na półki wszystkich miłośników tej formy aktywności ruchowej, bez względu na stopień zaawansowania. Początkujący biegacz znajdzie w tej publikacji mnóstwo przydatnych informacji, które pozwolą mu rozwijać swoją nową pasję i stopniowo osiągać określone cele w sposób bezpieczny dla zdrowia. Doświadczony długodystansowiec z całą pewnością także skorzysta z wielu rad, nawet jeśli ma świetnie opanowaną technikę i taktykę, a co za tym idzie kilka/naście ukończonych zawodów z niezłymi wynikami na koncie. Jeff Galloway zauważa, że niezależnie od tego, na jakim jest się poziomie i do jakiego celu dąży, należy starać się biegać inteligentnie, we właściwy sposób, dbając również o siłę i dietę, dzięki czemu bieganie stanie się czystą przyjemnością.
nowaczytelnia.pl Ludwik Mańczak