ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Berlin. Travelbook. Wydanie 1

Berlin jest najbliżej położoną od polskich granic stolicą krajów naszych sąsiadów. Przy czym chętnie i często odwiedzaną. Dla wyjeżdżających do niego turystów bardzo przydatny powinien okazać się nowy przewodnik po nim Bezdroży wydany w serii travelbooków.

Na jego tylnej okładce wydawca zapowiada, że można w nim znaleźć informacje na temat m.in. futurystycznej architektury, awangardowych galerii, zabytków, muzeów, pchlich targów i nocnych klubów oraz regionalnych przysmaków: Currywurst i berlińskich piw. W rzeczywistości oczywiście o wiele więcej. Przede wszystkim podzielony na 19 części-stronic plan miasta. Ponadto z górą 40 krótkich, głównie podstawowych i ważnych, informacji w ramkach włamanych w tekst. Podobnie jak w innych przewodnikach tej serii, zachęty do poznania przede wszystkim obiektów uznanych przez autorkę za najważniejsze lub najciekawsze. W przypadku berlińskich atrakcji są to: Brama Brandenburska, katedra, Nowa Synagoga, zamek Charlottenburg, Reichstag i kościół pamięci cesarza Wilhelma. Wśród 7. miejsc, które trzeba zobaczyć znalazł się Alexanderplatz i wieża TV, Checkpoint Charlie, plac Poczdamski, Tiergarten i Kolumna Zwycięstwa, Kulturforum, Holocaust Mahnmal i East Side Galery. Dodałbym w tym miejscu, nawet rezygnując z dwu ostatnich, lub czegoś innego, dwie najsłynniejsze berlińskie ulice: Unter den Linden i Kurfűrstendamm. Oczywiście omówione w przewodniku w innych miejscach. Są też propozycje dotyczące najciekawszych - zdaniem autorki - 7. ciekawostek architektonicznych oraz 4. miejsc przyjaznych dzieciom. W przewodniku tym, tak jak w innych z tej serii, są oczywiście tradycyjne rozdziały wstępne. Informacje praktyczne m.in. o przygotowaniu się do podróży; dojazdu różnymi środkami transportu; komunikacji na miejscu; a także noclegów i wyżywienia oraz, w układzie alfabetycznym, krótki Informator A-Z. A także Informacje krajoznawcze z Krajoznawczym ABC, krótkimi dziejami miasta z 1-stronicowym kalendarium historycznym oraz o mieszkańcach Berlina i tamtejszej kulturze i sztuce. W podstawowej i najobszerniejszej części przewodnika, poświęconej zwiedzaniu miasta, autorka proponuje je - oprowadzając turystę po ulicach, placach, muzeach, świątyniach i innych obiektach - w podziale na 7 części. Unter den Linden i okolice tej alei od Bramy Brandenburskiej do placu Babla. Od Wyspy Muzeów do placu Alexandra oraz kolejno: Mitte i Prenzlauer Berg, plac Poczdamski i jego okolice, Tiergarten, zamek Charlottenburg i Kurfűrstendamm oraz Kreuzberg i jego okolice.

Dodatkowy, krótki rozdział, przedstawia otaczający niemiecką stolicę kraj związkowy Brandenburgię. Z jej krótką historią, związkami z Polską oraz informacjami o trzech miejscach szczególnie wartych poznania: Poczdam, Ruppinerland i Spreewald. W każdej części poświęconej zwiedzaniu konkretnych fragmentów Berlina i jego okolic oraz zabytków, ciekawych miejsc i innych atrakcji, krótkie i zwięzłe informacje uzupełniane są przez liczne, dobre kolorowe zdjęcia. Także architektonicznych detali. Chociaż czytając je w paru miejscach odczuwałem pewien niedosyt informacji. Nie bardzo rozumiem, jak np. w opisie Siegessäule - Kolumny Zwycięstwa mogło zabraknąć chociażby wzmianki, że to na jej szczycie w maju 1945 r. żołnierze I Armii Wojska Polskiego zatknęli biało-czerwoną flagę potwierdzającą nasz udział militarny w zdobyciu Berlina i rozgromienia hitlerowskiego faszyzmu. Dobrym natomiast uzupełnieniem informacji o berlińskich atrakcjach są włamane w tekst obszerniejsze, 2-4-stronicowe wkładki tematyczne: "Berlin w obrazach filmowych", "Pamiątki z Berlina", "Berlin z wodnej perspektywy" i "Polacy w Berlinie". A także, w części poświęconej wypadom poza to miasto, "Atrakcje Brandenburgii". Na końcu przewodnika znajduje się bardzo krótki, 1,5-stronicowy, słowniczek niemiecko-polski z podstawowymi słowami i zwrotami. No i Indeks. Niestety, moim zdaniem zbyt wybiórczy, ułożony, co wydaje się zasadne, według niemieckich nazw obiektów i miejsc. Pomijający jednak wiele bardzo istotnych, jak np. Unter den Linden, Kurfűrstendamm, Fernsehenturm i wiele innych. Pomimo tych braków jest to jednak przewodnik bardzo pomocny w zwiedzaniu niemieckiej stolicy. Przy czym lekki i poręczny w użyciu.
kurier365.pl Cezary Rudziński; 2016-05-24

Calder. Narodziny odwagi

Oryginalny tytuł utworu kryjącego się pod polskim tytułem „Calder. Narodziny odwagi” to „Becoming Calder: A Sign of Love Novel #1”. Mia Sheridan jest autorką bestselerów „New York Timesa”, w Polsce pewnie też znajdzie swoich zwolenników. Polskie wydanie jak mi się zdaje będzie do zakupu w czerwcu.

Gdybym miała wybierać, która książka bardziej przypadła mi do gustu czy „Stinger” czy „Calder” to chyba jednak „Calder”. Obie można zaliczyć do literatury kobiecej i obie nie całkiem są z mojej bajki.

Świat przedstawiony w „Calder” jest specyficzny, nie od razu czytelnik jest w stanie stwierdzić czy akcja dzieje się w teraźniejszości czy może w przeszłości. No chyba, że przeczyta on jakiś opis książki albo choćby małe jej streszczenie. Będę tu tego unikać bo warto samemu pewne rzeczy odkrywać.
 
Co mogę o tej pozycji powiedzieć? Dość szybko się ją czyta, po odkryciu podstawowych rzeczy czyta się jeszcze szybciej ;) Jej dalszy ciąg ma być przedstawiony w „Eden. Nowy początek”.
 
Nie jest to może pozycja, do której będę często wracać w wolnych chwilach, ale kilka rzeczy mi przypadło do gustu chociażby „Legenda Wodnika” czy cytaty (z „Iliady” Homera czy z filmu „Troja”).
 
Reasumując jest to nawet chwilami ciekawa pozycja z pomysłem, bardziej mi przypadła do gustu niż „Stinger” choć nadal nie jest to publikacja, która dawałaby mi to czego oczekuję od książki, ale już jest bliżej. Moje niepełne zadowolenie nie jest jednak oznaką, że jest to zła książka, po prostu nie całkiem w moim guście.
swiatairi.blogspot.com Marta Tomczak

Fotografia kulinarna dla blogerów

Moja przyjaźń z aparatem fotograficznym zaczęła się kilka lat temu. Od tego czasu jakiś Nikon zawsze towarzyszył nam w podróżach i tułaczce po świecie. I nie miało znaczenia, że mój "podręczny" bagaż znacznie przekraczał limity wagowe wszelkich linii lotniczych, choć zawierał jedynie sprzęt fotograficzny. Aparat stał się moim przyjacielem i nieodłącznym towarzyszem doli i niedoli.
Podczas pobytu w Arabii Saudyjskiej zaczęliśmy prowadzić blogi - jeden dotyczący codziennego życia Polaków w krajach  Zatoki Perskiej ("W pustyni bez puszczy czyli Arabia Saudyjska i Oman oczami Polaka"), drugi - zatytułowany "Kulinaria - potrawy z różnych stron świata", aby mieć zawsze "pod ręką" nasze ulubione przepisy.
I wtedy pojawił się problem - oboje dobrze radzimy sobie w fotografii reporterskiej, ale zdjęcia jedzenia to już nieco inny rodzaj fotografii.
Moje początki fotografii kulinarnej były.....
Nie, nie były trudne. Były najzwyczajniej w świecie nieudane. Kiedy dziś patrzę na swoje pierwsze zdjęcia potraw, często zastanawiam się, jak mogłam takie "coś" opublikować. Z czasem było coraz lepiej, ale zawsze czegoś tym zdjęciom brakowało.
Nadal się jednak uczę i w tym wypadku wydana nakładem Wydawnictwa Helion "Fotografia kulinarna dla blogerów" autorstwa Matta Armendariza stanowi dla mnie nieocenioną pomoc.
Napisany prostym,  zrozumiałym nawet dla laika językiem, poradnik jak fotografować jedzenie, pozwolił mi uniknąć wielu błędów (taką mam przynajmniej nadzieję) i poprawił mój warsztat fotografa. Nauczyłam się też, jak domowym sposobem, niezależnie od kraju zamieszkania i przy niewielkim nakładzie finansowym stworzyć interesujące rekwizyty do zdjęć czy modyfikatory światła, choćby wykorzystując do tego m.in. latarkę i piłeczkę pingpongową. Dowiedziałam się także  jak za pomocą folii rozproszyć światło lub doświetlić zdjęcie i wreszcie (co było dla mnie bardzo ważne) - w jaki sposób kadrować zdjęcia potraw.
Przykład ? 
Proszę bardzo - ponieważ nie mam drewnianego stołu z desek, więc w jednym ze sklepów ogólnobudowlanych kupiłam za 5 złotych.....  podest tarasowy, który na moich zdjęciach pełni rolę stołu.

Odnośnie sprzętu fotograficznego - w pełni zgadzam się też z tezą  Matta Armendariza
"korzystaj z tego co masz" Te słowa to poniekąd parafraza znanego chyba każdemu fotografowi zdania Chase Jarvisa  "The best camera is the one that’s with you", które stanowi zarazem  motto. naszej strony internetowej (tutaj link)
Z ciekawości zrobiłam zdjęcie tej samej potrawy korzystając z trzech różnych aparatów (dwie lustrzanki i kompakt) oraz telefonu komórkowego. Po drobnych poprawkach zdjęcia z aparatów fotograficznych nie różniły się od siebie zbyt mocno. Najgorzej wypadło zdjęcie z telefonu, ale choć nie nadaje się raczej do druku to na potrzeby bloga mogłabym je wykorzystać.
Bardzo dużą zaletę poradnika "Fotografia kulinarna dla blogerów" stanowią opatrzone komentarzami Matta Armendariza zdjęcia i grafiki, na podstawie których autor w przystępny sposób wyjaśnia m.in. jak wielką rolę w fotografii kulinarnej odgrywają aranżacja, kadr i światło oraz jak powinien być ustawiony aparat względem jego głównego źródła. Jednym słowem, co zrobić, aby światło stało się Twoim przyjacielem.
Tym co jest moim zdaniem niezmiernie ważne dla nas blogerów kulinarnych, to fakt, że wszystkie fotografowane potrawy można ze smakiem skonsumować :)
Mimo, iż pierwsze przygody z fotografią mam już dawno za sobą, a na naszym koncie pojawiły się też drobne sukcesy (nasze zdjęcie znalazło się m.in. na okładce wydanej niedawno książki) to "Fotografia kulinarna dla blogerów" okazała się dla mnie nieocenioną pomocą w przygotowywaniu zdjęć na potrzeby bloga i naszej strony internetowej. 
Zresztą zobaczcie sami :)
obiadoweinspiracje.blogspot.com Saudyjski Wielbłąd; 2016-05-12

Jak biegać szybciej. Od 5 kilometrów do maratonu

Zostań swoim własnym trenerem. 

Plan treningowy biegania od 5 kilometrów do maratonu w jednej książce. Oprócz tego pełna mobilizacja na poprawę swoich wyników i recepta na zostanie swoim własnym szkoleniowcem.

„Jak biegać szybciej? Od 5 kilometrów do maratonu” to książka autorstwa Brada Hudsona i Matta Fitzgeralda. Obaj panowie są wieloletnimi praktykami biegania i specjalistami w jego zakresie. Hudson jest założycielem i trenerem Performance Training Group, zaśFitzgerald pisał poradniki dla triatlonistów.

Książka jest skierowana do osób, którym bieganie nie jest obce – a w szczególności do tych, którzy mają ambicje pokonywania dłuższych dystansów. Publikacja podpowiada, w jaki sposób pracować nad kondycją i doskonalić się. Autorzy przybliżają opracowanie indywidualnej strategii na sukces, tym samym sugerując, że najcenniejszym kapitałem biegacza jest wiedza o nim samym.

„Jak biegać szybciej” jest poradnikiem o rozwijaniu umiejętności biegania „krok po kroku”. Autorzy umieścili w tej książce zestawienia treningów, które czytelnik może wybrać na miarę swych potrzeb, długości biegu i innych czynników. Hudson i Fitzgerald uczą jak obserwować siebie i dokonywać realnej oceny kondycji - a tym samym, jak zostać swoim własnym trenerem.

Autorzy publikacji podkreślają istotne znaczenie regularności treningów, które można modyfikować, aby móc nieustannie się rozwijać. Hudson i Fitzgerald to zwolennicy ciężkiej pracy – jak z resztą w przenośni piszą – „trenuj ciężko albo idź do domu”.

Sięgnęłam po „Jak biegać szybciej”, ponieważ mam w planach poprawić swoją kondycję. Mój cel jest nieco inny, niż tytułowe 5 km bądź maraton. Jednak po planowanej rozgrzewce, chętnie skorzystam z propozycji na 5 km biegi. A w przyszłości być może na jeszcze dłuższe dystanse. Wierzę, że ta książka przyda mi się również w przyszłości, dlatego na mojej półce z książkami zajmuje honorowe miejsce „ważnych”.

Publikacja zmotywowała mnie do podjęcia działań związanych z poprawą kondycji. Po przeczytaniu „Jak biegać szybciej”, zrozumiałam też, że zanim poprawię kondycję w zauważalnym stopniu, najpierw muszę wpłynąć na zmianę fizjologii swojego organizmu poprzez właśnie systematyczne treningi. Serdecznie polecam biegającym – i pamiętajcie, bądźcie dla siebie dobrymi trenerami!
dlaLejdis.pl Ewelina Grzesiuk; 2016-05-15

Oblubienice wojny

Bardzo lubię czytać literaturę opowiadającą o czasach drugiej wojny światowej. Często też sięgam po książki np. o powstaniu warszawskim. Od jakiegoś czasu mam jednak wrażenie, że robię się krótkowzroczna i ignorancka. Zdarza się mi – i podejrzewam innym osobom też – zapominać, że tragedie lat 1939 – 1945 dotyczą nie tylko Polaków, ale też całego świata. Dlatego z tym większym zaciekawieniem postanowiłam sięgnąć po kilka historii o wojnie, ale tej, która rozgrywała się poza granicami naszego kraju. Jako pierwsza w moje ręce trafiła pozycja od Helen Bryan Oblubienice wojny.

Alice, Elsie, Tanni, Evangeline i Frances dzieliło niemal wszystko – miejsce zamieszkania, środowisko – a połączyła wojna. Trudne czasy zmusiły ich do walki z przeciwnościami losu. W małej wiosce Crowmarsh Priors muszą nauczyć się żyć w nowych realiach. Wspólnie niosą pomoc ludziom ewakuowanym z zagrożonego Londynu, przeżywają nocne naloty. Boją się i śmieją, kochają i nienawidzą. Po prostu żyją.

Mija pięćdziesiąt lat. Zostało ich cztery. Postanawiają wrócić wspomnieniami do przeszłości i dzięki prawdzie, którą tam odnajdą, pomścić niewinną śmierć.

Zdziwiło mnie jak bardzo spodobała mi się ta pozycja. Opowiada o sile kobiet, o tym jak z pozoru słabsza płeć radziła sobie w trudnych czasach. Nie liczył się wtedy status społeczny, miejsce pochodzenia – ważne było tylko przetrwanie. Za wszelką cenę. A przy całej walce o byt trzeba było także dbać o jeszcze inną rzecz – człowieczeństwo. Nie jest to jednak historia heroizmu, superbohaterów, gloryfikowana i wyolbrzymiana. Dotyczy zwykłych cywilów, ludzi takich jak my. Opowiada o szpiegach, organizacjach, kolaborantach, jest także wątek żydowski. Czytamy tutaj o wszystkich kolorach wojny z jej okropieństwem, zdradą, ale też nadzieją.

Z jednej strony mamy tutaj do czynienia z obrazem wojny, a z drugiej usilnymi próbami prowadzenia w miarę normalnego życia, w którym można odnaleźć szczęście i miłość.

Bohaterki zostały skonstruowane bardzo nieszablonowo. Każda jest inna, niepowtarzalna. Jednocześnie płynie od nich jakaś energia, chęć życia i walki, pragnienie tworzenia lepszego świata i niesienia pomocy. Szalone, bezkompromisowe, ale niepozbawione ludzkich wad. Boją się, śmieją, plotkują, załamują i odzyskują nadzieję. Pamiętają, że w czasie wojny nic nie jest pewna, a jutro może nigdy nie nadejść, więc żyją jak najlepiej umieją.

Warto też wspomnieć o ciekawym sposobie prowadzenia fabuły. Mamy tutaj do czynienia z zestawieniem dwóch czasów. Przeszłości i tego, co wydarzyło się pięćdziesiąt lat później. Tutaj rozwinięty został wątek bardziej sensacyjny, którego rozwiązanie poznamy dopiero na końcu.

Helen Bryan napisała historię, która coś wnosi, niesie pewne przesłanie. Jest to literatura wartościowa i bez wątpienia warta polecenia. Od bohaterek można się wiele nauczyć, ciekawie ukazano także Anglię w czasach drugiej wojny światowej. To pozycja trudna. Smutna, przerażająca, ale też bardzo pouczająca. Myślę jednak, że biorąc w dłoń literaturę o tematyce wojny jesteśmy świadomi brzemienia, jakie przyjdzie nam udźwignąć.

Myśląc o czasach minionych i mając w pamięci Oblubienice wojny dochodzę do wniosku, że kiedyś wszystko było inne, trwalsze. Miłość czy przyjaźń mogły przetrwać znacznie więcej niż obecnie. I właśnie o tym jest ta książka. O sile, której nie pokonały nawet największe przeciwności losu. Czytajcie.
Recenzentkaksiazek.blog.pl Sylwia Czekańska; 2016-05-18
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile