Recenzje
Fotografia doskonała. Jak kreować magię cyfrowego obrazu
Książka wydawnictwa Helion stanowi skarbnicę wiedzy. Objętościowo jest bardzo duża, wręcz nieporęczna ale informacje w niej zawarte są bardzo przydatne, a co najważniejsze warte uwagi.
Podzielona na dwie części. Pierwsza stanowi zbiór wiedzy na temat tworzenia obrazu. W rozdziałach znajdziemy informacje dotyczące potęgi fotografii, sprzętu, światła, kompozycji, ekspozycji, a także wprowadzeni zostaniemy w tematykę fotografii podróżniczej, ludzi czy przyrodniczej i krajobrazowej. Część druga poświęcona jest cyfrowej ciemni. Przeczytacie tu o programie Lightroom, zarządzaniu zdjęciami, korekcją tonacji czy retuszowaniu, drukowaniu a także zaczerpniecie kilkunastu ciekawych pomysłów.
Książka a raczej księga wiedzy zawiera bardzo wiele cennych informacji. Przykładowo, dla kogoś kto ma pierwszy raz w życiu w ręce lustrzankę. Dowiesz się do czego służą odpowiednie elementy, za co są odpowiedzialne i jakie dają efekty. Są tu też podawane dobre rady fotograficzne, czyli nie tylko jak technicznie robić zdjęcia, ale także na czym skupić uwagę w praktyce podczas wykonywania zdjęcia. Poznasz wiele przykładów wzbogaconych przykładowymi fotografiami, by czytelnikowi jeszcze bardziej uzmysłowić to nad czym skupia właśnie swoją uwagę.
Ciekawe są też wypowiedzi ekspertów, znanych fotografów w danej dziedzinie. Jeżeli mowa o świetle, to możesz być spokojny, że dostaniesz czarno na białym dokładny opis techniczny czym owo światło jest, na co zwracać uwagę, a także poznasz wypowiedź eksperta w tej dziedzinie, dzięki czemu informacja jaką zdobywasz staje się bardziej wiarygodna.
Obsługa Lightroom-u jest także z przykładami bardzo dokładnie opisana, co sprawia, że czytelnik ma możliwość zrozumieć program, który być może jest dla niego kłopotliwy.
To taki mały wielki leksykon fotografii, który powinna mieć w domu każda osoba, która pasjonuje się fotografią.
Podzielona na dwie części. Pierwsza stanowi zbiór wiedzy na temat tworzenia obrazu. W rozdziałach znajdziemy informacje dotyczące potęgi fotografii, sprzętu, światła, kompozycji, ekspozycji, a także wprowadzeni zostaniemy w tematykę fotografii podróżniczej, ludzi czy przyrodniczej i krajobrazowej. Część druga poświęcona jest cyfrowej ciemni. Przeczytacie tu o programie Lightroom, zarządzaniu zdjęciami, korekcją tonacji czy retuszowaniu, drukowaniu a także zaczerpniecie kilkunastu ciekawych pomysłów.
Książka a raczej księga wiedzy zawiera bardzo wiele cennych informacji. Przykładowo, dla kogoś kto ma pierwszy raz w życiu w ręce lustrzankę. Dowiesz się do czego służą odpowiednie elementy, za co są odpowiedzialne i jakie dają efekty. Są tu też podawane dobre rady fotograficzne, czyli nie tylko jak technicznie robić zdjęcia, ale także na czym skupić uwagę w praktyce podczas wykonywania zdjęcia. Poznasz wiele przykładów wzbogaconych przykładowymi fotografiami, by czytelnikowi jeszcze bardziej uzmysłowić to nad czym skupia właśnie swoją uwagę.
Ciekawe są też wypowiedzi ekspertów, znanych fotografów w danej dziedzinie. Jeżeli mowa o świetle, to możesz być spokojny, że dostaniesz czarno na białym dokładny opis techniczny czym owo światło jest, na co zwracać uwagę, a także poznasz wypowiedź eksperta w tej dziedzinie, dzięki czemu informacja jaką zdobywasz staje się bardziej wiarygodna.
Obsługa Lightroom-u jest także z przykładami bardzo dokładnie opisana, co sprawia, że czytelnik ma możliwość zrozumieć program, który być może jest dla niego kłopotliwy.
To taki mały wielki leksykon fotografii, który powinna mieć w domu każda osoba, która pasjonuje się fotografią.
kirzenska.wordpress.com Katarzyna Irzeńska, 2013-09-29
AVR. Praktyczne projekty
Aby książkę tę dobrze ocenić przed zakupem, należy sporo o niej przeczytać. Nie jest to bowiem książka dla zupełnie "zielonego"
czytelnika, który chce się zająć elektroniką i informatyką w wydaniu na mikrokontrolery.
Nie jest to także książka dla "starego wyjadacza". To książka dla osób, które mają już pewne doświadczenie w zakresie mikrokontrolerów AVR i chcą lub potrzebują wykonać znaczący krok do przodu zarówno pod względem własnej wiedzy, jak i możliwości projektowanych przez nich urządzeń.
Dlatego też właściwą szczegółową recenzję tej książki oraz naszą opinię o niej możesz poznać tutaj:
http://mikrokontrolery.blogspot.com/2011/03/Recenzja-Tomasz-Francuz-AVR-Praktyczne-projekty-XMega.html
czytelnika, który chce się zająć elektroniką i informatyką w wydaniu na mikrokontrolery.
Nie jest to także książka dla "starego wyjadacza". To książka dla osób, które mają już pewne doświadczenie w zakresie mikrokontrolerów AVR i chcą lub potrzebują wykonać znaczący krok do przodu zarówno pod względem własnej wiedzy, jak i możliwości projektowanych przez nich urządzeń.
Dlatego też właściwą szczegółową recenzję tej książki oraz naszą opinię o niej możesz poznać tutaj:
http://mikrokontrolery.blogspot.com/2011/03/Recenzja-Tomasz-Francuz-AVR-Praktyczne-projekty-XMega.html
Mikrokontrolery
Made in Japan
Japonia nie należy do krajów zbyt dobrze u nas znanych. Odległa, a więc podróż do niej jest kosztowna, droga na miejscu, zaś mieszkańcy przeważnie są niechętni obcym, a przynajmniej bardzo w stosunku do nich ostrożni. Japońskie słowo oznaczające cudzoziemca – gaijin ma znaczenie pejoratywne. Zakłada, że to osoba obca i podejrzana.
Z Japończykami trudno porozumieć się nie tylko mentalnie, ale i dosłownie, językowo. Znajomość tam języka angielskiego jest znacznie mniejsza, niż się sądzi. Są co prawda przewodniki po tym kraju w języku polskim, ale ruch turystyczny do niego od nas, chociaż rośnie z każdym rokiem, jest niewielki.
Tym bardziej powinna więc cieszyć każda nowa książka o Japonii ułatwiająca jej poznanie i zrozumienie. Ukazała się właśnie w Bezdrożach, wydana przez Helion, nowa pozycja dziennikarza i japonisty Rafała Tomańskiego „Made in Japan”.
Którego, o czym informuje wydawca na tylnej okładce, pierwsza książka o Japonii „Tatami kontra krzesła” stała się bestsellerem. Tych, którzy sugerując się wydawnictwem znanym z przeważnie doskonałych przewodników turystycznych oraz ciekawych książek podróżniczych, oczekują, że „Made in Japan” jest jedną z nich od razu uprzedzam. Mogą jej nawet nie brać do ręki. Nie znajdą w niej bowiem ani słowa na temat zabytków, ciekawych miejsc czy innych atrakcji turystycznych. Nie jest to również relacja z podróży.
Co nie zmienia faktu, że to pozycja ciekawa i warta przeczytania. Przynosząca mnóstwo informacji o sytuacji gospodarczej i częściowo politycznej Kraju Kwitnącej Wiśni jak najbardziej aktualnych, chociaż z odniesieniami do przeszłości oraz porównań z innymi krajami. O kraju po 11 marca 2011 roku – dniu wielkiego tsunami w rezultacie trzęsienia ziemi i zniszczenia elektrowni atomowej w Fukushimie oraz skażenia jej okolic i wód przybrzeżnych.
Wydarzenia, które zdaniem chyba nie tylko autora, stało się ogromnym szokiem dla Japończyków i zmieniło bieg historii kraju. W 33 krótkich rozdziałach oraz we wstępie i zakończeniu tej książki czytelnik znajdzie mnóstwo informacji o dniu dzisiejszym Japonii. Nadal trzeciej potęgi gospodarczej świata – drugie, po USA, miejsce straciła ona niedawno na rzecz Chińskiej Republiki Ludowej.
Ale od ponad 20 lat ogarniętej marazmem, zastojem, nieumiejętnością dostosowania się do szybko zmieniających się potrzeb i wymagań gospodarki światowej. Do tego stopnia, że autor w zakończeniu napisał:
„Kraj Kwitnącej Wiśni może okazać się niedługo wydmuszka po jednej z najbardziej złożonych kultur świata. Iluzją społeczeństwa, które nie będzie w stanie określić własnej tożsamości. Made in Japan, sformułowanie, które niegdyś budziło podziw na całym świecie, oznaczające najwyższy poziom jakości, dziś niesie ze sobą coraz częściej konotacje bylejakości. Kilkanaście lat temu Japonia kojarzyła się z niedoścignionymi wynalazkami, robotami, technologiami rodem z przyszłości. Coś, co raczkowało na świecie, TAM było już od dawna… Obecnie japońskie społeczeństwo zaczyna pogrążać się w zastoju. Stopniowo zaczyna sobie z tego zdawać sprawę japoński rząd, nazywając bez ogródek przyświecające całej książce hasło Made in Japan powodem do wstydu.”
Mocno napisane. Czy słusznie? Ocenić to mogą czytelnicy po zapoznaniu się z faktami, informacjami i opiniami autora zawartymi w książce, po jej przeczytaniu. Przykładowo wspomnę tylko, że tragedia Fukushimy była (i jest) nie tylko skutkiem klęski żywiołowej, ale w niemniejszym stopniu rezultatem zaniedbań oraz nieudolności akcji ratowniczej i nieinformowania przez władze społeczeństwa o faktycznej sytuacji. Klęski, której skala była przewidziana przez specjalistów z niewielką nadwyżką.
„Prognozy – pisze autor – kataklizmu-na który-trzeba-być-gotowym przygotowywały Japonię na dokładnie 24.700 zabitych. Nie pomylono się wiele. Katastrofa z marca 2011 roku pochłonęła prawie 20 tys. ofiar.” Informując zarazem, że przewidywane skutki trzęsienia ziemi o sile 9 stopni Richtera na najmniejszej i słabo zaludnionej wyspie Shikoku, którego należy oczekiwać, spowoduje fale tsunami o wysokości 33 metrów, zalanie 8 sąsiednich prefektur i 323 tys. ofiar śmiertelnych.
70% z nich umrze bezpośrednio od uderzenia niszczycielskiej fali. Zniszczeniu może ulec 2,38 mln budynków. I to w sytuacji, gdy Japonia posiada najlepszy na świecie system ostrzegania przed zagrożeniami. Informacje o nich pojawiają się na ekranach TV już w 3 sekundy (!!!) po pierwszym wstrząsie. Ale wtórne fale trzęsienia ziemi rozchodzą się, o czym także można przeczytać w tej książce, z prędkością 4 km/sek.
Sytuacja gospodarczo – społeczna tej, nadal przecież, światowej potęgi, jest złożona, ale bardzo niepokojąca. Dług publiczny jest tam największy w świecie: 240% PKB. Długowieczne społeczeństwo starzeje się. W 2012 roku 51.376 osób przekroczyło 100 rok życia. Przyrost naturalny jest mały. Ilość samobójstw, uwarunkowanych również historycznie i kulturowo, ogromna. Przy czym mają miejsce również zbiorowe, na które ludzie umawiają się przez Internet.
Równocześnie Japończycy, jak już wspomniałem, są niechętni cudzoziemcom i zamknięci na imigrację. Kraj ma bardzo napięte, przekładające się na bojkot japońskich towarów, stosunki z Chinami z powodu sporu o parę skalistych wysepek. I niewiele lepsze, z jeszcze drobniejszego sporu terytorialnego z Koreą Południową. Od 20 lat panuje deflacja, czyli spadek cen, przy równoczesnym zawyżonym kursie jena do dolara. Zerowe jest oprocentowanie kredytów i lokat.
Miliardy dolarów marnuje się na nietrafione, niepotrzebne inwestycje zarówno infrastrukturalne jak i produkcyjne. W setki kilometrów supernowoczesnych dróg, po których ruch jest 5-krotnie niższy od zakładanego. Budowanie estakad w niewielkich mieścinach. Wykuwanie kilometrów słabo później wykorzystywanych tuneli w skałach. Nietrafione inwestycje dotyczą też biznesu.
Znana firma Sharp – napisał autor – wybudowała np. zakład mogący produkować 6 mln ekranów LCD rocznie, czyli więcej niż wynosi zapotrzebowanie na nie całego rynku światowego. To znowu tylko przykłady. Nie brak w tej książce rozdziałów poświeconych Internetowi (w Japonii korzysta z niego 80% społeczeństwa) i najnowocześniejszym technikom, japońskim wynalazcom i czołowym, młodym przedsiębiorcom. Wielu ciekawym informacjom obyczajowym itp. Książka zawiera kilkadziesiąt dobrych, kolorowych zdjęć, a także ciekawostek, z których wymienię jedną.
Słynne i popularne obecnie w świecie japońskie danie z surowych ryb – sushi – narodziło się w 1923 roku po trzęsieniu ziemi, gdy nie można było sporządzać potraw gotowanych. Książka ta zasługuje więc na uwagę. Także tych, którym jeden z naszych prezydentów obiecywał przekształcenie Polski „w drugą Japonię”. Czy chcielibyśmy żyć w takim kraju, pomimo jego nowoczesności i dobrobytu? Nie mam wątpliwości, że na pewno nie wszyscy.
Z Japończykami trudno porozumieć się nie tylko mentalnie, ale i dosłownie, językowo. Znajomość tam języka angielskiego jest znacznie mniejsza, niż się sądzi. Są co prawda przewodniki po tym kraju w języku polskim, ale ruch turystyczny do niego od nas, chociaż rośnie z każdym rokiem, jest niewielki.
Tym bardziej powinna więc cieszyć każda nowa książka o Japonii ułatwiająca jej poznanie i zrozumienie. Ukazała się właśnie w Bezdrożach, wydana przez Helion, nowa pozycja dziennikarza i japonisty Rafała Tomańskiego „Made in Japan”.
Którego, o czym informuje wydawca na tylnej okładce, pierwsza książka o Japonii „Tatami kontra krzesła” stała się bestsellerem. Tych, którzy sugerując się wydawnictwem znanym z przeważnie doskonałych przewodników turystycznych oraz ciekawych książek podróżniczych, oczekują, że „Made in Japan” jest jedną z nich od razu uprzedzam. Mogą jej nawet nie brać do ręki. Nie znajdą w niej bowiem ani słowa na temat zabytków, ciekawych miejsc czy innych atrakcji turystycznych. Nie jest to również relacja z podróży.
Co nie zmienia faktu, że to pozycja ciekawa i warta przeczytania. Przynosząca mnóstwo informacji o sytuacji gospodarczej i częściowo politycznej Kraju Kwitnącej Wiśni jak najbardziej aktualnych, chociaż z odniesieniami do przeszłości oraz porównań z innymi krajami. O kraju po 11 marca 2011 roku – dniu wielkiego tsunami w rezultacie trzęsienia ziemi i zniszczenia elektrowni atomowej w Fukushimie oraz skażenia jej okolic i wód przybrzeżnych.
Wydarzenia, które zdaniem chyba nie tylko autora, stało się ogromnym szokiem dla Japończyków i zmieniło bieg historii kraju. W 33 krótkich rozdziałach oraz we wstępie i zakończeniu tej książki czytelnik znajdzie mnóstwo informacji o dniu dzisiejszym Japonii. Nadal trzeciej potęgi gospodarczej świata – drugie, po USA, miejsce straciła ona niedawno na rzecz Chińskiej Republiki Ludowej.
Ale od ponad 20 lat ogarniętej marazmem, zastojem, nieumiejętnością dostosowania się do szybko zmieniających się potrzeb i wymagań gospodarki światowej. Do tego stopnia, że autor w zakończeniu napisał:
„Kraj Kwitnącej Wiśni może okazać się niedługo wydmuszka po jednej z najbardziej złożonych kultur świata. Iluzją społeczeństwa, które nie będzie w stanie określić własnej tożsamości. Made in Japan, sformułowanie, które niegdyś budziło podziw na całym świecie, oznaczające najwyższy poziom jakości, dziś niesie ze sobą coraz częściej konotacje bylejakości. Kilkanaście lat temu Japonia kojarzyła się z niedoścignionymi wynalazkami, robotami, technologiami rodem z przyszłości. Coś, co raczkowało na świecie, TAM było już od dawna… Obecnie japońskie społeczeństwo zaczyna pogrążać się w zastoju. Stopniowo zaczyna sobie z tego zdawać sprawę japoński rząd, nazywając bez ogródek przyświecające całej książce hasło Made in Japan powodem do wstydu.”
Mocno napisane. Czy słusznie? Ocenić to mogą czytelnicy po zapoznaniu się z faktami, informacjami i opiniami autora zawartymi w książce, po jej przeczytaniu. Przykładowo wspomnę tylko, że tragedia Fukushimy była (i jest) nie tylko skutkiem klęski żywiołowej, ale w niemniejszym stopniu rezultatem zaniedbań oraz nieudolności akcji ratowniczej i nieinformowania przez władze społeczeństwa o faktycznej sytuacji. Klęski, której skala była przewidziana przez specjalistów z niewielką nadwyżką.
„Prognozy – pisze autor – kataklizmu-na który-trzeba-być-gotowym przygotowywały Japonię na dokładnie 24.700 zabitych. Nie pomylono się wiele. Katastrofa z marca 2011 roku pochłonęła prawie 20 tys. ofiar.” Informując zarazem, że przewidywane skutki trzęsienia ziemi o sile 9 stopni Richtera na najmniejszej i słabo zaludnionej wyspie Shikoku, którego należy oczekiwać, spowoduje fale tsunami o wysokości 33 metrów, zalanie 8 sąsiednich prefektur i 323 tys. ofiar śmiertelnych.
70% z nich umrze bezpośrednio od uderzenia niszczycielskiej fali. Zniszczeniu może ulec 2,38 mln budynków. I to w sytuacji, gdy Japonia posiada najlepszy na świecie system ostrzegania przed zagrożeniami. Informacje o nich pojawiają się na ekranach TV już w 3 sekundy (!!!) po pierwszym wstrząsie. Ale wtórne fale trzęsienia ziemi rozchodzą się, o czym także można przeczytać w tej książce, z prędkością 4 km/sek.
Sytuacja gospodarczo – społeczna tej, nadal przecież, światowej potęgi, jest złożona, ale bardzo niepokojąca. Dług publiczny jest tam największy w świecie: 240% PKB. Długowieczne społeczeństwo starzeje się. W 2012 roku 51.376 osób przekroczyło 100 rok życia. Przyrost naturalny jest mały. Ilość samobójstw, uwarunkowanych również historycznie i kulturowo, ogromna. Przy czym mają miejsce również zbiorowe, na które ludzie umawiają się przez Internet.
Równocześnie Japończycy, jak już wspomniałem, są niechętni cudzoziemcom i zamknięci na imigrację. Kraj ma bardzo napięte, przekładające się na bojkot japońskich towarów, stosunki z Chinami z powodu sporu o parę skalistych wysepek. I niewiele lepsze, z jeszcze drobniejszego sporu terytorialnego z Koreą Południową. Od 20 lat panuje deflacja, czyli spadek cen, przy równoczesnym zawyżonym kursie jena do dolara. Zerowe jest oprocentowanie kredytów i lokat.
Miliardy dolarów marnuje się na nietrafione, niepotrzebne inwestycje zarówno infrastrukturalne jak i produkcyjne. W setki kilometrów supernowoczesnych dróg, po których ruch jest 5-krotnie niższy od zakładanego. Budowanie estakad w niewielkich mieścinach. Wykuwanie kilometrów słabo później wykorzystywanych tuneli w skałach. Nietrafione inwestycje dotyczą też biznesu.
Znana firma Sharp – napisał autor – wybudowała np. zakład mogący produkować 6 mln ekranów LCD rocznie, czyli więcej niż wynosi zapotrzebowanie na nie całego rynku światowego. To znowu tylko przykłady. Nie brak w tej książce rozdziałów poświeconych Internetowi (w Japonii korzysta z niego 80% społeczeństwa) i najnowocześniejszym technikom, japońskim wynalazcom i czołowym, młodym przedsiębiorcom. Wielu ciekawym informacjom obyczajowym itp. Książka zawiera kilkadziesiąt dobrych, kolorowych zdjęć, a także ciekawostek, z których wymienię jedną.
Słynne i popularne obecnie w świecie japońskie danie z surowych ryb – sushi – narodziło się w 1923 roku po trzęsieniu ziemi, gdy nie można było sporządzać potraw gotowanych. Książka ta zasługuje więc na uwagę. Także tych, którym jeden z naszych prezydentów obiecywał przekształcenie Polski „w drugą Japonię”. Czy chcielibyśmy żyć w takim kraju, pomimo jego nowoczesności i dobrobytu? Nie mam wątpliwości, że na pewno nie wszyscy.
GLOBTROTER INFO Cezary Rudziński, 2013-09-22
Made in Japan
Zapomnijcie o alabastrowych gejszach w jedwabnych kimonach, zapomnijcie o samurajach i o uroczych kotkach maneki neko nieustannie machających łapką na szczęście. Wyrzućcie z pamięci wiecznie ośnieżoną górę Fudżi czy Wielką Falę z drzeworytu Hokusaiego.
To nie jest Japonia.
W nowej książce Tomańskiego poznacie kraj, który mija się z waszymi, dotychczasowymi wyobrażeniami. Kraj, który po tragicznym trzęsieniu ziemi z 11 marca 2011 roku pogrążył się w chaosie i kulturowej izolacji. Potężna fala tsunami powstała na skutek trzęsienia uszkodziła elektrownię jądrową w prefekturze Fukushima uwalniając radioaktywne promieniowanie. Odkryjcie Japonię zagubioną, skomplikowaną, tkwiącą w strachu przed wszystkim, co obce. Poznajcie Japonię, która wcale nie jest „milusi”.
Po przeczytaniu „Tatami kontra krzesła” Rafała Tomańskiego w Japonii można się zakochać. Zupełnie odwrotnie jest z „Made in Japan”. Autor opisuje kraj pozbawiony radosnych, mangowych oczu. Ta Japonia przeraża, ale nadal ciekawi.
Książka porusza wiele wątków, wyciąga na światło dzienne mankamenty skrywane w cieniach kwitnących wiśni. Mamy więc tutaj o ksenofobii i trudnościach komunikacyjnych z Japończykami, o koszmarnie skomplikowanych procesach decyzyjnych w japońskich przedsiębiorstwach, o upadku rzemieślnictwa pod ciężarem obsesyjnie masowej produkcji i wreszcie, o fanatycznym wręcz tempie rozwoju technologii. Odnosi się wrażenie, że to właśnie nadludzkie tempo, pośpiech w ciągłym tworzeniu nowego sprawił, że optyka odnośnie tego co japońskie zmieniła się diametralnie. Autor przekonuje, że dziś „japońskie” znaczy tyle co „dziwne”, „trudne”, „niekompatybilne” i „zagmatwane”.
„Made in Japan” zmienia perspektywę do jakiej przywykliśmy. Można by zarzucić autorowi, że apokaliptyzuje Japonię. Ale czy nie jest apokalipsą fakt, że trzęsienie ziemi z 2011roku pochłonęło wówczas prawie 16 tysięcy ofiar? Dodajmy do tego skutki awarii elektrowni atomowej. Kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców przeniesionych ze skażonej promieniowaniem zony, narażonych na społeczny ostracyzm. I choć Światowa Organizacja Zdrowia orzekła, że ryzyko zachorowań na nowotwory wskutek promieniowania zwiększyło się zaledwie o 1%, to i tak osoby z terenów Fukushimy są powszechnie stygmatyzowane, poddawane psychicznym napięciom. Ale prawdziwa apokalipsa, o której pisze Tomański, to wszystko to, co dzieje się „po Fukushimie”. Trzęsienie ziemi i niszczycielskie tsunami odsłoniły dystopijne oblicze kraju ściśniętego obyczajowym gorsetem. Japończycy sznurują ten gorset jeszcze bardziej, izolują się w meandrach swoich tradycji i zwyczajów, zanurzają w cyfrowych otchłaniach smartphone’ów i gier komputerowych, tryliardach aplikacji i niezliczonych ilościach awatarów. Skrzętnie ukrywają swoją tożsamość i wbrew popularnym serwisom społecznościowym, wcale nie chcą jej udostępniać. Autor przedstawia zatem dwie apokalipsy. Tragiczną katastrofę klęski żywiołowej i apokalipsę zmian, do jakich wspomniana klęska doprowadziła.
Po pierwszej Japończycy zdołali już się znacznie otrząsnąć, natomiast ta druga trwa, sprawiając, że odległa Japonia wydaje się być tak bardzo niezrozumiała. Ale jakże intrygująca!
To nie jest Japonia.
W nowej książce Tomańskiego poznacie kraj, który mija się z waszymi, dotychczasowymi wyobrażeniami. Kraj, który po tragicznym trzęsieniu ziemi z 11 marca 2011 roku pogrążył się w chaosie i kulturowej izolacji. Potężna fala tsunami powstała na skutek trzęsienia uszkodziła elektrownię jądrową w prefekturze Fukushima uwalniając radioaktywne promieniowanie. Odkryjcie Japonię zagubioną, skomplikowaną, tkwiącą w strachu przed wszystkim, co obce. Poznajcie Japonię, która wcale nie jest „milusi”.
Po przeczytaniu „Tatami kontra krzesła” Rafała Tomańskiego w Japonii można się zakochać. Zupełnie odwrotnie jest z „Made in Japan”. Autor opisuje kraj pozbawiony radosnych, mangowych oczu. Ta Japonia przeraża, ale nadal ciekawi.
Książka porusza wiele wątków, wyciąga na światło dzienne mankamenty skrywane w cieniach kwitnących wiśni. Mamy więc tutaj o ksenofobii i trudnościach komunikacyjnych z Japończykami, o koszmarnie skomplikowanych procesach decyzyjnych w japońskich przedsiębiorstwach, o upadku rzemieślnictwa pod ciężarem obsesyjnie masowej produkcji i wreszcie, o fanatycznym wręcz tempie rozwoju technologii. Odnosi się wrażenie, że to właśnie nadludzkie tempo, pośpiech w ciągłym tworzeniu nowego sprawił, że optyka odnośnie tego co japońskie zmieniła się diametralnie. Autor przekonuje, że dziś „japońskie” znaczy tyle co „dziwne”, „trudne”, „niekompatybilne” i „zagmatwane”.
„Made in Japan” zmienia perspektywę do jakiej przywykliśmy. Można by zarzucić autorowi, że apokaliptyzuje Japonię. Ale czy nie jest apokalipsą fakt, że trzęsienie ziemi z 2011roku pochłonęło wówczas prawie 16 tysięcy ofiar? Dodajmy do tego skutki awarii elektrowni atomowej. Kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców przeniesionych ze skażonej promieniowaniem zony, narażonych na społeczny ostracyzm. I choć Światowa Organizacja Zdrowia orzekła, że ryzyko zachorowań na nowotwory wskutek promieniowania zwiększyło się zaledwie o 1%, to i tak osoby z terenów Fukushimy są powszechnie stygmatyzowane, poddawane psychicznym napięciom. Ale prawdziwa apokalipsa, o której pisze Tomański, to wszystko to, co dzieje się „po Fukushimie”. Trzęsienie ziemi i niszczycielskie tsunami odsłoniły dystopijne oblicze kraju ściśniętego obyczajowym gorsetem. Japończycy sznurują ten gorset jeszcze bardziej, izolują się w meandrach swoich tradycji i zwyczajów, zanurzają w cyfrowych otchłaniach smartphone’ów i gier komputerowych, tryliardach aplikacji i niezliczonych ilościach awatarów. Skrzętnie ukrywają swoją tożsamość i wbrew popularnym serwisom społecznościowym, wcale nie chcą jej udostępniać. Autor przedstawia zatem dwie apokalipsy. Tragiczną katastrofę klęski żywiołowej i apokalipsę zmian, do jakich wspomniana klęska doprowadziła.
Po pierwszej Japończycy zdołali już się znacznie otrząsnąć, natomiast ta druga trwa, sprawiając, że odległa Japonia wydaje się być tak bardzo niezrozumiała. Ale jakże intrygująca!
Opętani Czytaniem Danny Moore
Made in Japan
Tsunami i trzęsienie ziemi 11 marca 2011 roku w Japonii – zwane w medialnym dyskursie „wydarzeniami z 11 marca 2011 roku” – omawiane były w naszym kraju całkiem długo, acz niezbyt dokładnie i precyzyjnie. Ot, z typową przewagą spekulacji, a nierzadko z pominięciem faktów. Dziennikarze zapraszali do mało wnoszących dywagacji głównie Polaków-którzy-byli-w-Japonii, niekoniecznie japonistów i specjalistów. Niby-analizowano i niby-prognozowano, w efekcie jednak przygodnie i powierzchownie komentowano. Wszystko odbywało się w typowej atmosferze niezdrowego zainteresowania. Wśród zaproszonych gości sporadycznie pojawiał się japonista i ekonomista Rafał Tomański, o którym spora część zarówno świadomych, jak i przypadkowo-przygodnych odbiorców książek-o-Japonii dowiedziała się, gdy parę tygodni wcześniej, na początku 2011 roku wydawnictwo Muza opublikowało jego Tatami kontra krzesła. Po przeszło dwóch latach Tomański prezentuje następną książkę, tym razem wydaną w wydawnictwie Helion – Made in Japan. I – przyznaję – mam mieszane odczucia po jej przeczytaniu (i obejrzeniu).
Tytułowe „made in Japan” odnosi się do stopniowej zmiany w jakości japońskich produktów, czyli przejścia od wysokiego standardu (wszakże japońskie przedsiębiorstwa do niedawna stanowiły wzór dla krajów Zachodu) do prowizorki, pomyłek i błędów produkcyjnych, wynikających z mentalności Japończyków, ich hermetyczności, zamknięcia się na rynki zewnętrzne, koncentracji na konsumencie wewnątrz kraju. I by udowodnić rzeczywisty spadek japońskiej solidności, który doprowadził między innymi do wybuchu elektrowni w Fukushimie, Tomański sięga po liczne przykłady przedsiębiorstw Kraju Wschodzącego Słońca i obowiązujących w nich standardów. Próbuje dokonać kompleksowej oceny, stara się spojrzeć komparatystycznie. Ale całość (mimo iż autor w wielu przypadkach słusznie zauważa i podkreśla niedostatki japońskiej produkcji) rozsypuje się pod wpływem słabej redakcji. Każdy rozdział przypomina odrębny minifelieton czy wpis na blogu, tym samym książka sprawia wrażenie zbioru luźnych tekstów, które powstawały w różnym czasie (niekiedy Tomański powtarza te same informacje w kilku miejscach…). Brakuje bibliografii i przypisów, mimo iż autor sięga po skomplikowaną tematykę. Porzuca czytelnika w morzu domysłów i faktów – zrzuca na odbiorcę konieczność samodzielnego filtrowania coraz to nowych informacji i oddzielania ich od spekulacji, osobistego zdania autora.
Wybuch elektrowni w Fukushimie jest dla Rafała Tomańskiego tyleż punktem wyjścia do rozważań nad stanem kondycji japońskiego społeczeństwa, a głównie trzech kluczowych dla rozwoju kraju aspektów: ekonomicznego, gospodarczego i politycznego, ile tematem wokół którego autor natrętnie krąży. Innymi słowy, zamiast poświęcić kilka końcowych, podsumowujących rozdziałów nieudolnym próbom rządu i służb japońskich, by zapobiec ogromnym zniszczeniom w wyniku trzęsienia ziemi (wówczas udowodniłoby to tezę, że wybuch elektrowni był całkowicie „made in Japan”), Tomański w niemalże każdym rozdziale swojej książki powraca (choćby jednym zdaniem!) do marca 2011 roku. Tym samym pozwala się złapać w szereg pułapek: począwszy od koncepcji publikacji (o czym jest Made in Japan? – o marcu 2011 roku, o japońskiej gospodarce i polityce, o jakości japońskich produktów czy…), poprzez kompozycję, aż po dobór zdjęć – niekiedy przypadkowych, nijak ilustrujących, dopełniających konkretny rozdział. Czytelnik albo się zagubi w labiryncie wątków (mnoży bowiem autor nazwiska, teorie, pomysły mniej bądź bardziej kreatywnych ludzi na biznesowe sukcesy), albo się znudzi meandrami dyskursu Tomańskiego, natrętnym powracaniem do wybranych wątków, przerywaniem w niespodziewanym momencie wywodu czy nagłą zmianą tematu. Niby pisze Tomański o Japonii, ale pojawiają się rozdziały, w których poświęca jej wyłącznie jeden skromny, nazbyt lakoniczny, ogólnikowy akapit. I, owszem, można powiedzieć, że rozwijając myśl o europejsko-amerykańskich rozwiązaniach biznesowych, prezentuje szerszy kontekst. Ale tak nie jest – ów kontekst przesłania nierzadko główny temat, marginalizuje go.
Made in Japan niewolne jest od mankamentów, które wybaczyć można było w przypadku pierwszej książki autora – całkiem przygodnej i skierowanej do bardzo szerokiego grona odbiorców. Tym razem jednak publikacja japonisty i ekonomisty przeznaczona powinna być dla czytelników głębiej zainteresowanych „japońskością”, a przypomina niestety tytułowe „made in Japan” – prowizorkę, zbiór przemyśleń i przypuszczeń Tomańskiego, czyli… główny nurt współczesnego polskiego dziennikarstwa telewizyjno-gazetowego. Próby pisania o gospodarce i polityce Japonii (czy innego kraju!) wymagają doskonałego warsztatu – rzetelności, ostrożności i wyważenia w formułowaniu sądów. A tymczasem Tomański w każdym rozdziale usilnie podkreśla swoją wyjściową tezę (abstrahuję w tym momencie, czy słuszną, czy mylną), obnaża błędy Japończyków, zbyt słabo wchodząc w głąb japońskiego społeczeństwa, nazbyt powierzchownie i w sposób uproszczony, skrótowy przybliżając mentalność mieszkańców Archipelagu Japońskiego. Wybór tematów, mglistość wywodu (spowodowana przede wszystkim licznymi dygresjami), słaba kompozycja, chwytliwe (ale koszmarne!) tytuły rozdziałów ułatwiają mu taki zabieg. I o ile pierwsze rozdziały w jakiś sposób wciągają czytelnika, pozwalają mu spojrzeć na Japonię z innej perspektywy (jeśli nie był jej wcześniej świadomy), o tyle od połowy Made in Japan zaczyna coraz bardziej zawodzić – jakby pisane w pośpiechu, by wypełnić limit słów.
Najnowsza publikacja Rafała Tomańskiego mogła być interesującym i rzetelnym spojrzeniem na japońskie społeczeństwo XXI wieku, gdyby autor poskromił tendencję do multiplikowania problemów, a skupił się na dwóch czy trzech kwestiach i omówił je nie w formie felietonowo-odcinkowej, lecz w porządnie skonstruowanych rozdziałach, z niezbędnym aparatem bibliograficznym (zwłaszcza brakuje porządnej bibliografii – całość przywodzi na myśl zbiór informacji z internetowych dzienników – i przypisów, których substytutem stają się parentezy). Dla czytelników przyzwyczajonych do krótkich internetowych form komunikacji będzie to na pewno książka zajmująca (atrakcyjne wydanie: piękny papier, liczne kolorowe fotografie i rysunki*, kilka ciekawych rozdziałów, zwłaszcza początkowych); dla odbiorców zainteresowanych przemianami wewnętrznymi w Japonii Made in Japan pozostanie zbiorem faktów przemieszanych ze spekulacjami i domysłami. Co – podkreślam – nie znaczy, że książka jest słaba. Po prostu została skierowana jednak nie do odbiorcy zainteresowanego pogłębianiem swojej wiedzy na temat Japonii, ale do czytelnika słabo zorientowanego w bieżącej sytuacji Japończyków, potrzebującego kogoś, kto odsłoni przed nim kulisty i wskaże źródła coraz gorszej jakości produktów Kraju Kwitnącej Wiśni.
Tytułowe „made in Japan” odnosi się do stopniowej zmiany w jakości japońskich produktów, czyli przejścia od wysokiego standardu (wszakże japońskie przedsiębiorstwa do niedawna stanowiły wzór dla krajów Zachodu) do prowizorki, pomyłek i błędów produkcyjnych, wynikających z mentalności Japończyków, ich hermetyczności, zamknięcia się na rynki zewnętrzne, koncentracji na konsumencie wewnątrz kraju. I by udowodnić rzeczywisty spadek japońskiej solidności, który doprowadził między innymi do wybuchu elektrowni w Fukushimie, Tomański sięga po liczne przykłady przedsiębiorstw Kraju Wschodzącego Słońca i obowiązujących w nich standardów. Próbuje dokonać kompleksowej oceny, stara się spojrzeć komparatystycznie. Ale całość (mimo iż autor w wielu przypadkach słusznie zauważa i podkreśla niedostatki japońskiej produkcji) rozsypuje się pod wpływem słabej redakcji. Każdy rozdział przypomina odrębny minifelieton czy wpis na blogu, tym samym książka sprawia wrażenie zbioru luźnych tekstów, które powstawały w różnym czasie (niekiedy Tomański powtarza te same informacje w kilku miejscach…). Brakuje bibliografii i przypisów, mimo iż autor sięga po skomplikowaną tematykę. Porzuca czytelnika w morzu domysłów i faktów – zrzuca na odbiorcę konieczność samodzielnego filtrowania coraz to nowych informacji i oddzielania ich od spekulacji, osobistego zdania autora.
Wybuch elektrowni w Fukushimie jest dla Rafała Tomańskiego tyleż punktem wyjścia do rozważań nad stanem kondycji japońskiego społeczeństwa, a głównie trzech kluczowych dla rozwoju kraju aspektów: ekonomicznego, gospodarczego i politycznego, ile tematem wokół którego autor natrętnie krąży. Innymi słowy, zamiast poświęcić kilka końcowych, podsumowujących rozdziałów nieudolnym próbom rządu i służb japońskich, by zapobiec ogromnym zniszczeniom w wyniku trzęsienia ziemi (wówczas udowodniłoby to tezę, że wybuch elektrowni był całkowicie „made in Japan”), Tomański w niemalże każdym rozdziale swojej książki powraca (choćby jednym zdaniem!) do marca 2011 roku. Tym samym pozwala się złapać w szereg pułapek: począwszy od koncepcji publikacji (o czym jest Made in Japan? – o marcu 2011 roku, o japońskiej gospodarce i polityce, o jakości japońskich produktów czy…), poprzez kompozycję, aż po dobór zdjęć – niekiedy przypadkowych, nijak ilustrujących, dopełniających konkretny rozdział. Czytelnik albo się zagubi w labiryncie wątków (mnoży bowiem autor nazwiska, teorie, pomysły mniej bądź bardziej kreatywnych ludzi na biznesowe sukcesy), albo się znudzi meandrami dyskursu Tomańskiego, natrętnym powracaniem do wybranych wątków, przerywaniem w niespodziewanym momencie wywodu czy nagłą zmianą tematu. Niby pisze Tomański o Japonii, ale pojawiają się rozdziały, w których poświęca jej wyłącznie jeden skromny, nazbyt lakoniczny, ogólnikowy akapit. I, owszem, można powiedzieć, że rozwijając myśl o europejsko-amerykańskich rozwiązaniach biznesowych, prezentuje szerszy kontekst. Ale tak nie jest – ów kontekst przesłania nierzadko główny temat, marginalizuje go.
Made in Japan niewolne jest od mankamentów, które wybaczyć można było w przypadku pierwszej książki autora – całkiem przygodnej i skierowanej do bardzo szerokiego grona odbiorców. Tym razem jednak publikacja japonisty i ekonomisty przeznaczona powinna być dla czytelników głębiej zainteresowanych „japońskością”, a przypomina niestety tytułowe „made in Japan” – prowizorkę, zbiór przemyśleń i przypuszczeń Tomańskiego, czyli… główny nurt współczesnego polskiego dziennikarstwa telewizyjno-gazetowego. Próby pisania o gospodarce i polityce Japonii (czy innego kraju!) wymagają doskonałego warsztatu – rzetelności, ostrożności i wyważenia w formułowaniu sądów. A tymczasem Tomański w każdym rozdziale usilnie podkreśla swoją wyjściową tezę (abstrahuję w tym momencie, czy słuszną, czy mylną), obnaża błędy Japończyków, zbyt słabo wchodząc w głąb japońskiego społeczeństwa, nazbyt powierzchownie i w sposób uproszczony, skrótowy przybliżając mentalność mieszkańców Archipelagu Japońskiego. Wybór tematów, mglistość wywodu (spowodowana przede wszystkim licznymi dygresjami), słaba kompozycja, chwytliwe (ale koszmarne!) tytuły rozdziałów ułatwiają mu taki zabieg. I o ile pierwsze rozdziały w jakiś sposób wciągają czytelnika, pozwalają mu spojrzeć na Japonię z innej perspektywy (jeśli nie był jej wcześniej świadomy), o tyle od połowy Made in Japan zaczyna coraz bardziej zawodzić – jakby pisane w pośpiechu, by wypełnić limit słów.
Najnowsza publikacja Rafała Tomańskiego mogła być interesującym i rzetelnym spojrzeniem na japońskie społeczeństwo XXI wieku, gdyby autor poskromił tendencję do multiplikowania problemów, a skupił się na dwóch czy trzech kwestiach i omówił je nie w formie felietonowo-odcinkowej, lecz w porządnie skonstruowanych rozdziałach, z niezbędnym aparatem bibliograficznym (zwłaszcza brakuje porządnej bibliografii – całość przywodzi na myśl zbiór informacji z internetowych dzienników – i przypisów, których substytutem stają się parentezy). Dla czytelników przyzwyczajonych do krótkich internetowych form komunikacji będzie to na pewno książka zajmująca (atrakcyjne wydanie: piękny papier, liczne kolorowe fotografie i rysunki*, kilka ciekawych rozdziałów, zwłaszcza początkowych); dla odbiorców zainteresowanych przemianami wewnętrznymi w Japonii Made in Japan pozostanie zbiorem faktów przemieszanych ze spekulacjami i domysłami. Co – podkreślam – nie znaczy, że książka jest słaba. Po prostu została skierowana jednak nie do odbiorcy zainteresowanego pogłębianiem swojej wiedzy na temat Japonii, ale do czytelnika słabo zorientowanego w bieżącej sytuacji Japończyków, potrzebującego kogoś, kto odsłoni przed nim kulisty i wskaże źródła coraz gorszej jakości produktów Kraju Kwitnącej Wiśni.
owarinaiyume.wordpress.com Luiza Stachura, 2013-09-19