Recenzje
BackTrack 5. Testy penetracyjne sieci WiFi
Korzystanie z wszechobecnych sieci bezprzewodowych jest obarczone ryzykiem włamań, którym nie potrafią zapobiec administratorzy. Autor, mierząc się z problematyką zagrożeń, wykorzystuje dystrybucję systemu operacyjnego BlackTrack 5, zaprojektowaną do przeprowadzania testów penetracyjnych. Radzi, jak utworzyć i skonfigurować laboratorium do badania sieci bezprzewodowych. Wskazuje słabości sieci z protokołem 802.11, pokazuje sposoby omijania mechanizmów uwierzytelniania, wyjaśnia, jak wykorzystywane są przez hakerów luki w protokołach szyfrowania oraz zwraca uwagę na słabe punkty infrastruktury sieci, również te po stronie klienta. Omawia także sposoby odpierania zmasowanych ataków, na przykład typu Man-in the-Middle, wyjaśnia, jak zapobiegać omijaniu systemu wykrywania włamań lub podstawianiu nieautoryzowanych praw dostępu. Podpowiada, jak wykorzystać uzyskaną wiedzę do przeprowadzania testów. Problemy opisane w publikacji zostały zilustrowane ćwiczeniami, dotyczącymi poruszanych zagadnień, w których jasno określono sposób użycia przedstawionych narzędzi.
NetWorld Piotr Kociatkiewicz
Made in Japan
Poprzednia książka Rafała Tomańskiego – “Tatami kontra krzesła” – zachwyciła mnie. Prosto, przystępnie, ciekawie. Tego szukałam. Wstęp do Japonii dla wszystkich. Napisany ze swadą i dużą inteligencją.
Dlatego moje oczekiwania wobec “Made in Japan” były olbrzymie. Tomański opisuje w niej przyczyny (wskazane przez samych Japończyków) katastrofy w Fukushimie. Sami Japończycy uważają, że to co się stało 11 marca 2011 mogło się wydarzyć tylko u nich – i wskazują szereg pomyłek i zależności, które są “Made in Japan” właśnie.
Oprócz przyczyn autor skupia się również na rozwiązaniach. Co zrobić, żeby błędów nie powtórzyć? Jak systematycznie zmieniać społeczeństwo? Czy można odgórnie narzucić zachowania, które zapobiegną podobnym katastrofom w przyszłości? Czy to w ogóle jest możliwe?
Ważne pytania. Nie tylko w kontekście Japonii. Świetna okazja do napisania książki, która będzie frapować, zastanawiać, zmuszać do myślenia.
Ale książka nie spełniła moich (przyznaję, wygórowanych) oczekiwań. Dla mnie to misz-masz wiedzy autora. Sporo tu o Japonii, ale równie dużo o nowych technologiach. To oczywiste, że Japonia łączy się z nowymi technologiami i nie sposób o nich nie wspomnieć. Tym bardziej, że to nie ma być książka o sushi, kimonach i gejszach, a o Japonii z krwi i kości. Japonii, która – w skutek licznych błędów – nie potrafiła zapobiec nuklearnej katastrofie, z której skutkami do dziś się boryka (i będzie je odczuwać jeszcze bardzo długo).
Część z opisywanych tu problemów przed jakimi stoją japońscy techno-giganci jest niezwykle ciekawa. Ale czasem miałam wrażenie, że opis nowej technologii jest dodany tylko po to, żeby przedstawić daną technologię a nie jej wpływ na Japonię. Gdy autor pisze o armii – pojawia się rozdział o drukarkach 3D. Rozumiem, że w przyszłości sprzęt wojenny będziemy sobie po prostu drukować, ale to nie jest fragment o Japonii, ani technologia stworzona w Japonii, ani tym bardziej wykorzystywana przez japońską (oficjalnie nieistniejącą) armię. Za dużo – z mojego punktu widzenia – dywagacji na tematy, które są z pewnością dobrze autorowi znane (jest nie tylko japonistą ale i dziennikarzem specjalizującym się w nowych technologiach), ale dla mnie nie są do końca związane z tematem książki.
To bardziej pobieżny szkic, niż pogłębiona literatura. Widać w nim znajomość tematu, łatwość z jaką Tomański porusza się po japońskiej problematyce. Ale niestety jest to szkic napisany niechlujnie. Dużo tu wracających wątków i powtórzeń. Mało dbałości o rytm języka. A już szczytem jest dwukrotne użycie tego samego zdjęcia (tylko inaczej skadrowanego). Książka nie jest na tyle gruba, żeby czytelnik tego nie zauważył. Tak, jakby autor i wydawca zbytnio się spieszyli z wydaniem książki. Jej niewątpliwą zaletą jest aktualność, ale gdyby wydano ją miesiąc później ciągle nie straciłaby na świeżości.
Pisząc tą książkę Tomański opierał się na informacjach z japońskich i zagranicznych gazet i programów telewizyjnych. Zrobił porządne kompendium wiedzy, dla tych którzy do Japonii się wybierają, albo którzy interesują się tym krajem. To sprawnie zebrane i przedstawione w przyswajalnej wersji informacje (czasem nawet więcej niż bym chciała). Ale nie literatura. Coś do czego pewnie będę wracać szykując się do wyjazdów do Japonii, ale czego treści za Chiny nie mogę sobie przypomnieć już po trzech dniach.
Podobno pisarza poznaje się po trzeciej książce. Bo do pierwszej wszyscy się bardzo przykładają, drugą olewają, a trzecia pokazuje ich talent.
Czekam więc niecierpliwie na trzecią.
Dlatego moje oczekiwania wobec “Made in Japan” były olbrzymie. Tomański opisuje w niej przyczyny (wskazane przez samych Japończyków) katastrofy w Fukushimie. Sami Japończycy uważają, że to co się stało 11 marca 2011 mogło się wydarzyć tylko u nich – i wskazują szereg pomyłek i zależności, które są “Made in Japan” właśnie.
Oprócz przyczyn autor skupia się również na rozwiązaniach. Co zrobić, żeby błędów nie powtórzyć? Jak systematycznie zmieniać społeczeństwo? Czy można odgórnie narzucić zachowania, które zapobiegną podobnym katastrofom w przyszłości? Czy to w ogóle jest możliwe?
Ważne pytania. Nie tylko w kontekście Japonii. Świetna okazja do napisania książki, która będzie frapować, zastanawiać, zmuszać do myślenia.
Ale książka nie spełniła moich (przyznaję, wygórowanych) oczekiwań. Dla mnie to misz-masz wiedzy autora. Sporo tu o Japonii, ale równie dużo o nowych technologiach. To oczywiste, że Japonia łączy się z nowymi technologiami i nie sposób o nich nie wspomnieć. Tym bardziej, że to nie ma być książka o sushi, kimonach i gejszach, a o Japonii z krwi i kości. Japonii, która – w skutek licznych błędów – nie potrafiła zapobiec nuklearnej katastrofie, z której skutkami do dziś się boryka (i będzie je odczuwać jeszcze bardzo długo).
Część z opisywanych tu problemów przed jakimi stoją japońscy techno-giganci jest niezwykle ciekawa. Ale czasem miałam wrażenie, że opis nowej technologii jest dodany tylko po to, żeby przedstawić daną technologię a nie jej wpływ na Japonię. Gdy autor pisze o armii – pojawia się rozdział o drukarkach 3D. Rozumiem, że w przyszłości sprzęt wojenny będziemy sobie po prostu drukować, ale to nie jest fragment o Japonii, ani technologia stworzona w Japonii, ani tym bardziej wykorzystywana przez japońską (oficjalnie nieistniejącą) armię. Za dużo – z mojego punktu widzenia – dywagacji na tematy, które są z pewnością dobrze autorowi znane (jest nie tylko japonistą ale i dziennikarzem specjalizującym się w nowych technologiach), ale dla mnie nie są do końca związane z tematem książki.
To bardziej pobieżny szkic, niż pogłębiona literatura. Widać w nim znajomość tematu, łatwość z jaką Tomański porusza się po japońskiej problematyce. Ale niestety jest to szkic napisany niechlujnie. Dużo tu wracających wątków i powtórzeń. Mało dbałości o rytm języka. A już szczytem jest dwukrotne użycie tego samego zdjęcia (tylko inaczej skadrowanego). Książka nie jest na tyle gruba, żeby czytelnik tego nie zauważył. Tak, jakby autor i wydawca zbytnio się spieszyli z wydaniem książki. Jej niewątpliwą zaletą jest aktualność, ale gdyby wydano ją miesiąc później ciągle nie straciłaby na świeżości.
Pisząc tą książkę Tomański opierał się na informacjach z japońskich i zagranicznych gazet i programów telewizyjnych. Zrobił porządne kompendium wiedzy, dla tych którzy do Japonii się wybierają, albo którzy interesują się tym krajem. To sprawnie zebrane i przedstawione w przyswajalnej wersji informacje (czasem nawet więcej niż bym chciała). Ale nie literatura. Coś do czego pewnie będę wracać szykując się do wyjazdów do Japonii, ale czego treści za Chiny nie mogę sobie przypomnieć już po trzech dniach.
Podobno pisarza poznaje się po trzeciej książce. Bo do pierwszej wszyscy się bardzo przykładają, drugą olewają, a trzecia pokazuje ich talent.
Czekam więc niecierpliwie na trzecią.
smakpodrozy.com 2013-10-16
Made in Japan
Dwa pierwsze skojarzenia ze współczesną Japonią? Technologia i popkultura. Ta pierwsza – kosmiczna, wyprzedzająca swoje czasy; ta druga niezwykle jaskrawa, a momentami wręcz kuriozalna. Zaraz po tym przychodzą na myśl samurajowie, bramy tori i widok na górę Fudżi. Kraj Kwitnącej Wiśni w swoich stereotypach, głęboko zakorzenionych w społeczeństwie Zachodu, jawi się jako niezwykle wyrazista mozaika złożona z kimona, karoshi i kamikadze. Taki obraz Japonii znamy i taki obraz zdają się potwierdzać media i książki. Ciągle gdzieś przewija się ta wielka tajemnica Dalekiego Wschodu promowana przez biura podróży. Pisze się o mistyczności i przywiązaniu do tradycji, połączonych z hipernowoczesnością. Rzadko kto, tak jak Rafał Tomański, zwraca uwagę, że Kraj Kwitnącej Wiśni może okazać się niedługo wydmuszką po jednej z najbardziej złożonych kultur świata.
Książka Made In Japan (wydawnictwo Bezdroża, 2013) to niezwykle dogłębne i szczere studium współczesnego, japońskiego społeczeństwa. Rafał Tomański, dziennikarz i japonista, za epicentrum swojej książki przyjął wydarzenia z 11 marca 2011 roku, kiedy Japonią wstrząsnęło trzęsienie ziemi i tsunami, pustosząc znaczną część kraju i przyczyniając się do uszkodzenia elektrowni atomowej w Fukushimie. Zdawało się, że na taką katastrofę społeczeństwo japońskie jest przygotowywane od przedszkola, bo przecież już tam najmłodszych uczy się o dwóch falach uderzeniowych, a wielokrotne ćwiczenia przyczyniają się do tego, że w chwilach paniki, Japończycy odruchowo zachowują spokój. Tym razem skala wydarzenia przerosła jednak oczekiwania, a w Japonii i w jej mieszkańcach coś pękło. Katastrofa made in Japan nie była winą niszczycielskich sił natury, a raczej efektem podcinania gałęzi, na której siedział cały kraj.
Rafał Tomański rozkłada całe zdarzenie na części pierwsze i w krótkich, kilkustronicowych rozdziałach opisuje po kolei każdą kostkę domino, która runęła pod siłą fali tsunami. Znajomość kultury i języka, umożliwia autorowi ukazanie pewnych mechanizmów i zachowań rządzących mieszkańcami Japonii. Obnaża niedoskonałości wynikające z pokutującego w świadomości Japończyków zamknięcia na świat zewnętrzny i upartej samodzielności, którą można by spokojnie przeciwstawić współczesnemu, europejskiemu kosmopolityzmowi. Nie jest to zgorzkniała ocena okiem nieprzyjaznego Japonii gaijina (obcy, cudzoziemiec), ale niezwykły reportaż o kraju, którego porządek, spokój i przygotowanie, zdawać by się mogło, na każdą ewentualność, okazuje się być jego wadą. Katastrofom naturalnym nie można zapobiec, można się na nie jedynie przygotować – i to Japończycy wiedzą ulepszając mechanizmy ostrzegania przed trzęsieniami ziemi, budując odporne na wstrząsy domy, wpajając swoim mieszkańcom, że pewnego dnia mogą nie wrócić do domu, bo takie rzeczy po prostu się dzieją. Kiki (katastrofę), jak pisze Tomański, należy zamienić w kikai (szansę). Szczególnie w kraju leżącym na styku płyt tektonicznych.
Inność Japonii w dużej mierze opiera się przecież na fakcie, że społeczeństwo musiało dostosować się do warunków, w jakich przyszło im żyć. Dziś trzeba jednak wziąć pod uwagę nowe czynniki – elektrownie jądrowe, które stanowią ryzyko skażenia, starzejące się w zawrotnej prędkości społeczeństwo i wartości, jakie nim rządzą, mechanizmy współczesnej gospodarki czy potwornie wysoki dług publiczny... Dawne rozwiązania mogą zawieść i, niestety, zawodzą. Rafał Tomański zwraca uwagę, że z katastrofy z 2011 roku należy wyciągnąć daleko idące wnioski, dotyczące nie tylko kwestii technicznych, ale właśnie japońskiej mentalności. Książka, nie tak obszerna, bo licząca niecałe 200 stron rozbudza w czytelniku chęć poznania faktycznej, współczesnej Japonii, wyrwanej ze sfery baśni i mitów. Brak tu uczucia niedosytu czy niedopowiedzenia. Poszczególne rozdziały czyta się niezwykle szybko, a to za sprawą wspaniałego, dziennikarskiego stylu autora, który zachowuje idealną wręcz równowagę między informacyjnością a przystępnością tekstu. Made In Japan skłania czytelnika do refleksji nie tylko nad Krajem Kwitnącej Wiśni (który okazuje się być chaotycznym zlepkiem tradycji, innowacji, uprzedzeń i stereotypów), ale także nad współczesnym społeczeństwem i tym, co nim kieruje.
Książka Made In Japan (wydawnictwo Bezdroża, 2013) to niezwykle dogłębne i szczere studium współczesnego, japońskiego społeczeństwa. Rafał Tomański, dziennikarz i japonista, za epicentrum swojej książki przyjął wydarzenia z 11 marca 2011 roku, kiedy Japonią wstrząsnęło trzęsienie ziemi i tsunami, pustosząc znaczną część kraju i przyczyniając się do uszkodzenia elektrowni atomowej w Fukushimie. Zdawało się, że na taką katastrofę społeczeństwo japońskie jest przygotowywane od przedszkola, bo przecież już tam najmłodszych uczy się o dwóch falach uderzeniowych, a wielokrotne ćwiczenia przyczyniają się do tego, że w chwilach paniki, Japończycy odruchowo zachowują spokój. Tym razem skala wydarzenia przerosła jednak oczekiwania, a w Japonii i w jej mieszkańcach coś pękło. Katastrofa made in Japan nie była winą niszczycielskich sił natury, a raczej efektem podcinania gałęzi, na której siedział cały kraj.
Rafał Tomański rozkłada całe zdarzenie na części pierwsze i w krótkich, kilkustronicowych rozdziałach opisuje po kolei każdą kostkę domino, która runęła pod siłą fali tsunami. Znajomość kultury i języka, umożliwia autorowi ukazanie pewnych mechanizmów i zachowań rządzących mieszkańcami Japonii. Obnaża niedoskonałości wynikające z pokutującego w świadomości Japończyków zamknięcia na świat zewnętrzny i upartej samodzielności, którą można by spokojnie przeciwstawić współczesnemu, europejskiemu kosmopolityzmowi. Nie jest to zgorzkniała ocena okiem nieprzyjaznego Japonii gaijina (obcy, cudzoziemiec), ale niezwykły reportaż o kraju, którego porządek, spokój i przygotowanie, zdawać by się mogło, na każdą ewentualność, okazuje się być jego wadą. Katastrofom naturalnym nie można zapobiec, można się na nie jedynie przygotować – i to Japończycy wiedzą ulepszając mechanizmy ostrzegania przed trzęsieniami ziemi, budując odporne na wstrząsy domy, wpajając swoim mieszkańcom, że pewnego dnia mogą nie wrócić do domu, bo takie rzeczy po prostu się dzieją. Kiki (katastrofę), jak pisze Tomański, należy zamienić w kikai (szansę). Szczególnie w kraju leżącym na styku płyt tektonicznych.
Inność Japonii w dużej mierze opiera się przecież na fakcie, że społeczeństwo musiało dostosować się do warunków, w jakich przyszło im żyć. Dziś trzeba jednak wziąć pod uwagę nowe czynniki – elektrownie jądrowe, które stanowią ryzyko skażenia, starzejące się w zawrotnej prędkości społeczeństwo i wartości, jakie nim rządzą, mechanizmy współczesnej gospodarki czy potwornie wysoki dług publiczny... Dawne rozwiązania mogą zawieść i, niestety, zawodzą. Rafał Tomański zwraca uwagę, że z katastrofy z 2011 roku należy wyciągnąć daleko idące wnioski, dotyczące nie tylko kwestii technicznych, ale właśnie japońskiej mentalności. Książka, nie tak obszerna, bo licząca niecałe 200 stron rozbudza w czytelniku chęć poznania faktycznej, współczesnej Japonii, wyrwanej ze sfery baśni i mitów. Brak tu uczucia niedosytu czy niedopowiedzenia. Poszczególne rozdziały czyta się niezwykle szybko, a to za sprawą wspaniałego, dziennikarskiego stylu autora, który zachowuje idealną wręcz równowagę między informacyjnością a przystępnością tekstu. Made In Japan skłania czytelnika do refleksji nie tylko nad Krajem Kwitnącej Wiśni (który okazuje się być chaotycznym zlepkiem tradycji, innowacji, uprzedzeń i stereotypów), ale także nad współczesnym społeczeństwem i tym, co nim kieruje.
monoloco.pl Ania Wyszyńska, 2013-09-26
Matrioszka Rosja i Jastrząb
Rosja to kraj wielki i nierozpoznany przez cudzoziemców, a nawet samych jej mieszkańców. Możesz w niej żyć i nigdy nie zbliżyć się do ogarnięcia jej rozumem. W to powątpiewają zresztą sami Rosjanie, mówiąc że w Rosję trzeba po prostu wierzyć.
Maciej Jastrzębski, korespondent zagraniczny Polskiego Radia w Moskwie, podjął się niełatwego zadania. Postarał się przedstawić Polakom kraj, na temat którego każdy ma w głowie jasno wyklarowany i zazwyczaj najeżony uprzedzeniami obraz. Sami Rosjanie z całą pewnością nie zajmują się nami tak bardzo jak my nimi, ale paradoksalnie również kierują w naszą stronę poczucie krzywdy. Jak to możliwe, skoro to nie my byliśmy sprawcami Katynia, wywózek na Sybir i śmierci milionów niewinnych ludzi? "Mamy do was żal o to, że wy ciągle macie żal do nas" - mówią zwykli obywatele, w przypadku których bardzo szybko przekonujemy się do słuszności dość brutalnego hasła "Rosja - nie, Rosjanie - tak". Wszyscy jesteśmy przecież Słowianami, mamy tę samą romantyczną duszę pełną gorącej krwi, ale i melancholii, więc dogadać się nam wcale nie jest tak trudno. Ale czy możliwe jest już wzajemne zrozumienie?
Z "Matrioszki Rosji i Jastrzębia" dowiadujemy się, że być może jest to nierealne. W Polsce autor traktowany jest jako rusofil z samej racji tego, że próbuje spojrzeć na dzielącą nas historię odrobinę inaczej, bo oczami Rosjan, tam zaś ciężko mu dojść do głosu jako rusofobowi - przecież przemawia głosem, który domaga się uznania racji swojego mało znaczącego kraju. Nie zmienia tego fakt, że bardzo daleki jest od stawiania wyraźnych czy radykalnych sądów. Imperialnych rozmiarów Rosja nieustannie najbardziej ceni sobie siłę połączoną z budzeniem strachu i podziwu, co doskonale wyjaśnia popularność urzędującego prezydenta Władimira Putina. Który biznesowy oligarcha pójdzie po rozum do głowy i będzie go popierał, ten będzie się cieszył absurdalnym wręcz bogactwem i nikogo nie będzie razić, że na kołymskiej wsi babuszki muszą wyżyć za kilkaset rubli. W kraju skupiającym w sobie całe mnóstwo kultur, grup etnicznych i wyznaniowych sprzeczności jest cała masa. Nie ma jednej Rosji, tak samo jak i Moskwa to nie cała Rosja - porównanie jej do matrioszki, która z zewnątrz pokazuje tylko jedno oblicze, ale wewnątrz niej znajdziemy o wiele więcej - czasem urzekających, a czasem odpychających wcieleń, wydaje się być nadzwyczaj trafne. Choć tak bliska, to na zawsze pozostanie nieodkryta.
W formie matrioszki napisana też została sama książka - czegóż tu nie ma! Autor serwuje nam króciutkie eseje o wierzeniach azjatyckich ludów Rosji, wojennej traumie nikomu już dziś niepotrzebnych weteranów wojennych z Czeczenii, coraz silniejszym nacjonalizmie młodzieży dzielących ludzi na Ruskich i Rosjan, przysmakach tradycyjnej kuchni, walce o własnej tożsamość rosyjskiej cerkwi, a nawet pragmatyzmie i interesowności rosyjskich kobiet. Zdecydowanie najbardziej pasjonującą częścią książki jest gawęda wujka Borki - postaci wymyślonej (acz skondensowanej z wielu napotkanych osób) przez Jastrzębskiego dla przekrojowego zobrazowania tułaczego losu rosyjskiego inteligenta-dysydenta. Borka nie chciał wyjeżdżać z kraju odhumanizowanego, ale mimo wszystkiego własnego - niestety, kiedy w Związku Radzieckim człowiek wiedział za dużo, podpisywał na siebie wyrok. Po powrocie do Rosji odmienionej Borka woli spacerować po niezwykle plastycznie opisanych ulicach Moskwy, napawając się prozą życia i trzeźwą filozofią codzienności. Jej bieg jest fabularnie zachowany - oprócz fascynujących opowieści o diamentach z Popigaju autor momentami dość niepotrzebnie usypia suchymi, statystycznymi danymi i historycznymi streszczeniami znanymi każdemu bardziej obytemu w temacie, by po chwili ponownie zaskoczyć.
Po lekturze "Matrioszki" można z całą pewnością czuć się zachęconym do dalszego poznawania tego wielkiego i kryjącego mnóstwo tajemnic kraju, a to jest chyba jej najlepsza rekomendacja. Nie znajdziemy tutaj rozbudowanych analiz politycznych czy krytyki poszczególnych aspektów życia w Rosji, ponieważ autor wierzy w inteligencję czytelnika i jego zdolność do tworzenia własnych osądów. Najważniejsze, żeby nie podchodzić z góry ustalonym zdaniem, a z czasem stworzymy własną prawdę o Rosji. Prawda Macieja Jastrzębskiego jest zaś nadzwyczaj interesująca i przystępna.
Maciej Jastrzębski, korespondent zagraniczny Polskiego Radia w Moskwie, podjął się niełatwego zadania. Postarał się przedstawić Polakom kraj, na temat którego każdy ma w głowie jasno wyklarowany i zazwyczaj najeżony uprzedzeniami obraz. Sami Rosjanie z całą pewnością nie zajmują się nami tak bardzo jak my nimi, ale paradoksalnie również kierują w naszą stronę poczucie krzywdy. Jak to możliwe, skoro to nie my byliśmy sprawcami Katynia, wywózek na Sybir i śmierci milionów niewinnych ludzi? "Mamy do was żal o to, że wy ciągle macie żal do nas" - mówią zwykli obywatele, w przypadku których bardzo szybko przekonujemy się do słuszności dość brutalnego hasła "Rosja - nie, Rosjanie - tak". Wszyscy jesteśmy przecież Słowianami, mamy tę samą romantyczną duszę pełną gorącej krwi, ale i melancholii, więc dogadać się nam wcale nie jest tak trudno. Ale czy możliwe jest już wzajemne zrozumienie?
Z "Matrioszki Rosji i Jastrzębia" dowiadujemy się, że być może jest to nierealne. W Polsce autor traktowany jest jako rusofil z samej racji tego, że próbuje spojrzeć na dzielącą nas historię odrobinę inaczej, bo oczami Rosjan, tam zaś ciężko mu dojść do głosu jako rusofobowi - przecież przemawia głosem, który domaga się uznania racji swojego mało znaczącego kraju. Nie zmienia tego fakt, że bardzo daleki jest od stawiania wyraźnych czy radykalnych sądów. Imperialnych rozmiarów Rosja nieustannie najbardziej ceni sobie siłę połączoną z budzeniem strachu i podziwu, co doskonale wyjaśnia popularność urzędującego prezydenta Władimira Putina. Który biznesowy oligarcha pójdzie po rozum do głowy i będzie go popierał, ten będzie się cieszył absurdalnym wręcz bogactwem i nikogo nie będzie razić, że na kołymskiej wsi babuszki muszą wyżyć za kilkaset rubli. W kraju skupiającym w sobie całe mnóstwo kultur, grup etnicznych i wyznaniowych sprzeczności jest cała masa. Nie ma jednej Rosji, tak samo jak i Moskwa to nie cała Rosja - porównanie jej do matrioszki, która z zewnątrz pokazuje tylko jedno oblicze, ale wewnątrz niej znajdziemy o wiele więcej - czasem urzekających, a czasem odpychających wcieleń, wydaje się być nadzwyczaj trafne. Choć tak bliska, to na zawsze pozostanie nieodkryta.
W formie matrioszki napisana też została sama książka - czegóż tu nie ma! Autor serwuje nam króciutkie eseje o wierzeniach azjatyckich ludów Rosji, wojennej traumie nikomu już dziś niepotrzebnych weteranów wojennych z Czeczenii, coraz silniejszym nacjonalizmie młodzieży dzielących ludzi na Ruskich i Rosjan, przysmakach tradycyjnej kuchni, walce o własnej tożsamość rosyjskiej cerkwi, a nawet pragmatyzmie i interesowności rosyjskich kobiet. Zdecydowanie najbardziej pasjonującą częścią książki jest gawęda wujka Borki - postaci wymyślonej (acz skondensowanej z wielu napotkanych osób) przez Jastrzębskiego dla przekrojowego zobrazowania tułaczego losu rosyjskiego inteligenta-dysydenta. Borka nie chciał wyjeżdżać z kraju odhumanizowanego, ale mimo wszystkiego własnego - niestety, kiedy w Związku Radzieckim człowiek wiedział za dużo, podpisywał na siebie wyrok. Po powrocie do Rosji odmienionej Borka woli spacerować po niezwykle plastycznie opisanych ulicach Moskwy, napawając się prozą życia i trzeźwą filozofią codzienności. Jej bieg jest fabularnie zachowany - oprócz fascynujących opowieści o diamentach z Popigaju autor momentami dość niepotrzebnie usypia suchymi, statystycznymi danymi i historycznymi streszczeniami znanymi każdemu bardziej obytemu w temacie, by po chwili ponownie zaskoczyć.
Po lekturze "Matrioszki" można z całą pewnością czuć się zachęconym do dalszego poznawania tego wielkiego i kryjącego mnóstwo tajemnic kraju, a to jest chyba jej najlepsza rekomendacja. Nie znajdziemy tutaj rozbudowanych analiz politycznych czy krytyki poszczególnych aspektów życia w Rosji, ponieważ autor wierzy w inteligencję czytelnika i jego zdolność do tworzenia własnych osądów. Najważniejsze, żeby nie podchodzić z góry ustalonym zdaniem, a z czasem stworzymy własną prawdę o Rosji. Prawda Macieja Jastrzębskiego jest zaś nadzwyczaj interesująca i przystępna.
PORTAL INTERNETOWY
dlaStudenta.pl Jerzy Ślusarski, 2013-10-16
Proaktywny telemarketing
Ta książka pokazuje, czym jest proaktywność i w jaki sposób sprawdza się ona w procesie sprzedaży, zwłaszcza w najtrudniejszym etapie tego procesu – w telesprzedaży. Dlaczego? Ponieważ jeśli właśnie w tej przestrzeni nauczysz się działać proaktywnie, przeniesienie zdobytych doświadczeń na inny grunt będzie bardzo proste. Co więcej, struktura proaktywnej postawy pozostaje zawsze taka sama. Zatem korzyści z przeczytania tej książki i odbycia proponowanego w niej treningu odniosą nie tylko osoby, które zawodowo zajmują się telefonowaniem, ale szerzej – sprzedawaniem. A przecież niemal każdy z nas będzie pracował z klientem.
Eurostudent 2013-10-15