ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Anatomia i fizjologia dla bystrzaków

„Ciało ludzkie jest zdumiewające i można je traktować nawet jako dzieło sztuki. Postaraj się wczuć w swój organizm i zrozumieć, w jaki sposób działa. Mam nadzieję, że ta wiedza pomoże Ci zrozumieć, że jesteś osobą wyjątkową, oraz da Ci odpowiedź na pytania, jak i dlaczego należy dbać o własne ciało.” Ze wstępu Z wykształcenia jestem biochemikiem, ale szczerze przyznam, że nauka o człowieku nie należała do moich ulubionych przedmiotów na studiach. Nie wiem czym było to spowodowane; czy wykładowca dał się nam w szczególności we znaki, czy po prostu to nie był mój „konik”. Postanowiłam uzupełnić swoje braki w tym kierunku, zwłaszcza, że nasza młodzież zadaje teraz tak wiele pytań, więc warto znać na wiele z nich odpowiedź. Sięgnęłam po „Anatomię i fizjologię dla bystrzaków” (choć chyba do nich nie należę, ale może będę). Nie zawiodłam się. Dawno nie czytałam tak fajnej książki naukowej. Proszę nie przerażajcie się. Nie jest to typowy podręcznik akademicki. Zawarta w książce wiedza przekazana jest prostym językiem, do minimum ograniczono tutaj terminologię typową dla innych książek z anatomii. Pozwala nam to na łatwe zorientowanie się gdzie znajduje się np. opisywany narząd. Do tego ilustracje bardzo fajnie przedstawiają nam budowę naszego ciała. A co najważniejsze, nie ma tu łacińskich nazw, które dla mnie były zmorą. Obce wyrazy są zaś bardzo fajnie wyjaśnione. Każdy rozdział można czytać oddzielnie, nie trzeba książki czytać od deski do deski. Dzisiaj mam ochotę dowiedzieć się więcej o sercu, więc czytam temu poświęcony rozdział, wczoraj zabolał mnie brzuch więc zobaczyłam co kryje się w moim ciele w tym właśnie miejscu. Pierwsze rozdziały książki traktują o ogólnych zagadnieniach związanych anatomią i fizjologią człowieka. Dowiesz się m.in. jak podzielone jest ludzkie ciało, jakie są niezbędne czynności życiowe człowieka. W części poświęconej anatomii znajdziecie dokładnie opisane kości, mięśnie (ulubiony dział moich chłopców) jak zbudowana jest skóra i jakie są jej wytwory. Następne działy poświęcone są poszczególnym układom i składających się na nie organom. Część czwarta „Tworzenie nowych organizmów” porusza temat rozmnażania się człowieka i jego rozwój. W ostatnim rozdziale zatytułowanym „Dekalogi” autorka zamieściła informacje dotyczące sposobów utrzymania dobrego stanu zdrowia i ciekawe strony internetowe o omawianej tematyce. Książka napisana jest w bardzo przejrzysty sposób. Ważne informacje są wytłuszczone. Przejrzystości informacji sprzyjają też zamieszczone w książce ikonki: wskazówki, sprawy techniczne, ciekawostki, zapamiętaj. Na końcu „Anatomii i fizjologii dla bystrzaków” zamieszczono barwne schematy (plansze) na kredowym papierze. Na pewno bardzo się przydadzą. Nie żałuję czasu spędzonego z tą pozycją. W sposób łatwy, czasami humorystyczny przypomniałam sobie wiele informacji na temat budowy człowieka. Poznałam też wiele nie znanych mi dotychczas ciekawostek. Książka na pewno przyda się, każdemu uczniowi w celu utrwalenia wiadomości. Myślę jednak, że z chęcią sięgną po nią i dorośli, którzy już dawno zapomnieli o lekcjach biologii w szkole. Osoby, które będą chciały poznać ten skomplikowany mechanizm jakim jest ludzkie ciało. Serdecznie polecam „Anatomię i fizjologię dla bystrzaków” na pewno nauka o człowieku nie będzie z tą książką nudna.
Sztukater.pl Madmad35

Tybet. Legenda i rzeczywistość. Wydanie 2

Drugie wydanie książki wprowadza w tajemną medycynę tybetańską, systemy wróżebne, opisuje znaczenie amuletów zbi i tradycje Tybetańczyków. Kilkaset zdjęć ilustrujących tekst ukazuje niezwykłe krajobrazy Dachu Świata, stare klasztory, życie tak mnichów jak i zwykłych ludzi. Ta fotograficzna relacja z wieloletnich wędrówek autora daje wyobrażenie o specyfice i bogactwie kultury Kraju Śniegów. Liczne pobyty Marka Kalmusa w klasztorach, spotkania z Dalaj Lamą i z licznymi inkarnowanymi lamami oraz uczonymi tybetańskimi, bezpośredni kontakt z pielgrzymami oraz ze zwykłymi mieszkańcami regionu dały mu wielką wiedzę praktyczną i doświadczenie. Dzięki temu Tybet. Legenda i rzeczywistość to książka o żywej narracji oraz wciągająca i pasjonująca opowieść. Dzięki Tybetańczykom - pisze Marek Kalmus - ich pogodzie ducha nauczyłem się, nawet w obliczu najgorszych przeciwności losu, patrzeć na życie bardziej otwarcie, spokojnie i uważnie. Było to dla mnie również inspiracją do ukończenia drugiego kierunku studiów: filozofii i kulturoznawstwa orientalnego oraz do napisania pracy dyplomowej Hermeneutyka sztuki tybetańskiej. Wszystko to sprawiło, że głęboko zaangażowałem się w sprawy Tybetu. Uważam bowiem, że mamy moralny obowiązek nie dopuścić do zaginięcia — co właściwie dzieje się na naszych oczach — unikalnej duchowej i materialnej kultury Tybetu oraz wynarodowienia Tybetańczyków, którzy już są mniejszością narodową we własnym kraju! O autorze: Uczestnik około trzydziestu wypraw w góry Turcji, Iranu, Hindukusz, Karakorum, Himalaje i do Tybetu, alpinista i przewodnik tatrzański. Geolog, filozof i dr religioznawstwa, badacz kultury tybetańskiej. Od 20 lat organizuje kursy medycyny chińskiej.Najważniejsze dla niego są Himalaje i Tybet, ale też surowe góry Afganistanu i Pakistanu oraz Iran. Uwielbia także indyjskie klimaty. Bhutan i Hunza to również miejsca, gdzie mógłby zamieszkać na stałe.
e-gory.pl Paweł Brzozowski, 2011-11-23

Alchemia portretu. Warsztaty Bolesława Lutosławskiego

Dawno już nie pochłonęła mnie aż tak bardzo lektura książki o fotografii. 
 „Alchemia portretu. Warsztaty Bolesława Lutosławskiego” to książka o fotografowaniu, o pasji jaką jest fotografowanie, o przyjemności, o zawodzie jaki się uprawia. To bardzo osobista książka, bo opowiada nie tyle o fotografii jako sztuce i nie tyle o portrecie jako wybranej formie, ile o samym Bolesławie Lutosławskim i jego życiu, jego spotkaniach z ludźmi. I te spotkania z ludźmi zdają się być równie ważne co same zdjęcia. Autor w każdym z rozdziałów swojej książki omawia temat, który wydaje się być kolejnym elementem koniecznym do tego by powstał Fotograf. Pisze o sobie, swoich doświadczeniach, przeżyciach, spotkaniach. Zaczyna od tego, że we wstępie... się nam przedstawia. Powoli dochodzi do tego skąd w ogóle pomysł by być fotografem, by taki zawód wykonywać. W trakcie lektury widzimy jak zdobyte wykształcenie, lektury, sztuka, spotkania i ludzie ukształtowały twórczą osobowość Bolesława Lutosławskiego. Właśnie - ludzie. Autor zaczyna od rzeczy bardzo ważnych dla siebie. Od poszukiwania Mistrza - tu pojawia się kilka znamienitych, słynnych nazwisk - Avedon, Bourdin, Brandt - i spotkania z nimi.
 Ale wydaje się, że nie tyle znalezienie Mistrza jest ważne, ile samo poszukiwanie jest czymś niezwykle wartościowym i rozwijającym. Równie ważna dla niego jako fotografa jest Przestrzeń, miejsce oswojone, znajome, choć niekoniecznie własne. Może to być znajoma ulica, park. Może być i atelier. W „Alchemii portretu” możemy zajrzeć za kulisy pojedynczych, wybranych kadrów. I jeśli by mnie ktoś pytał to powiem, że zdarza się, że opowieść jest dla mnie ciekawsza niż samo zdjęcie. Ale nie zawsze. Czasem kadr jest tak niezwykły, że niepotrzebny mi do niego komentarz. Tak, Lutosławski wspomina też o kompozycji, ale w zupełnie inny sposób niż zwykle się o tym pisze w książkach o fotografii. Dla niego kompozycja oznacza tyle co stwarzanie, kreowanie świata. Pisze też o szczegółach technicznych, ale tego jest tu najmniej. Podpowiada jak pracować z modelem, co zdradza spojrzenie, czy warto fotografować dłonie i jakie znaczenie ma przestrzeń wokół fotografowanej postaci. Wspomina też o tym, że czasem trzeba prowokować, wytrącać swoich bohaterów z równowagi. A na czym polega owa alchemia portretu? Gdybym miała wymienić jej składniki to... nie było by alchemii, magii. Mistrz też nie zdradza nam wszystkich swoich tajemnic, choć aż kusi by dowiedzieć się jeszcze więcej. Ale spróbujmy nazwać choć kilka z tych elementów. Z pewnością doskonałe opanowanie warsztatu, znajomość sprzętu (choć to tylko narzędzie) - jest to tak oczywiste, że wątek niemal nie jest rozwinięty, choć jeden rozdział został poświęcony aparatom na jakich pracował autor. Równie ważne jest pewne obycie w kulturze, sztuce - tak bym to nazwała. Studiowanie malarstwa i sztuki w ogóle, przeglądanie albumów fotograficznych, obserwacja światła, obserwacja świata. To element równie istotny, ile nie ważniejszy nawet, co znajomość nowinek sprzętowych. Istotne są też pewne cechy charakteru: wrażliwość, otwartość, ale także pewność siebie, upartość w dążeniu do celu. Ważne są też marzenia, o których tak pięknie i prosto pisze autor na zakończenie, w ostatnim rozdziale. Właściwie to zastanawiam się na ile w ogóle jest to książka o fotografii. Dla mnie jest to piękna opowieść o tworzeniu, o twórczym, (światło) czułym istnieniu w świecie. O próbach zapisania spotkań, twarzy, chwili. To także pewien zapis obrazu świata XX wieku. Wiele z opisywanych, wspomnianych zdjęć powstawała od lat 70-tych XX wieku, jak sądzę, może wcześniej nawet. Świadczą o tym portretowani ludzie, wówczas młodzi, u szczytu swoich możliwości i sławy, którzy właśnie wtedy, w momencie robienia portretu mieli swój czas. A sporo tu znakomitości. Stanisław Lem, Sławomir Mrożek, Witold Lutosławski, Krzysztof Penderecki, Wisława Szymborska, Andrzej Wajda, Kantor, ale także Glenda Jackson, John Peel, Robert Kee, Robin Day, Tom Stoppard, George Martin, Simon Callow i wielu innych. Ale są też portrety przyjaciół, bliskich fotografowi osób. Fotograf w swojej książce mówi o rozmowie, spotkaniu, kontakcie, zaufaniu. O spojrzeniu, uśmiechu, o gestach i dłoniach, i o pozowaniu. I pokazuje to poprzez wybrane zdjęcia. Bolesław Lutosławski jest urodzonym gawędziarzem i jego opowieść wciąga niczym znakomita powieść. Napisana piękną polszczyzną uwodzi, kreuje atmosferę, ale też nie raz... wpędza w kompleksy. Wymieniane są nazwiska sławnych (mniej lub bardziej) ludzi, a czytelnik czuje się lekko skonsternowany, bo ma wrażenie, że powinien je znać. Lutosławski bowiem opowiada o swoich bohaterach jak o dobrych znajomych, choć z niektórymi spotkał się raz, dwa razy w życiu. Ale na tym właśnie też polega cały urok tej książki - że autor się nie chwali swoimi kontaktami, ale też nie ma kompleksów. A dla zagubionych załącza na końcu mały indeks osób. Fotograf lubi też szczegół, z radością wspomina nie tylko samego człowieka jakiego miał przyjemność (lub nie) spotkać, ale też gdzie byli, jakie jedzenie podano, jakie wino czy kawę pito. To ubarwia znacznie opowieść, podobnie jak krótkie opisy przyrody czy miasta związanego z daną osobą. Podróżujemy z Lutosławskim po Europie, wpadamy na piwo do londyńskiego pubu, bywamy na eleganckich przyjęciach, spotykamy mnóstwo ludzi... i fotografujemy. Bardzo wciągająca to podróż. I aż żal ją kończyć, bo wierzę, że autor ma w zanadrzu jeszcze całe krocie takich opowieści. I o swoich zdjęciach niejedno by mógł opowiedzieć. Mam w tej książce kilka ulubionych zdjęć i kilka zdań, które chcę zapamiętać. Te pojawiają się zaraz na początku książki: „Kto wie, może kiedy robiłem te zdjęcia, podświadomie zrozumiałem, że jedynie intymność porozumienia ma znaczenie, że jedynie spotkanie drugiego człowieka warte jest zapamiętania, a nie meble, wśród których to się dzieje... Być może eteryczność chwili jest bardziej autentyczna niż miejsca, w których żyjemy?” A później czytamy także: „ (...) fotografując, zawsze odnoszę się do moich modeli z szacunkiem, ponieważ to oni są moją inspiracją i to oni pozwolili, żebym im zrobił zdjęcia. Ich portrety nie są moimi bajkami o nich, wystylizowanymi obrazami, ale autentycznymi wizerunkami kobiet i mężczyzn, których spotkałem na drodze życia. Są moim hołdem dla piękna indywidualności człowieka”. „Portret jest bowiem wizualnym zanotowaniem chwili, w której osobowość człowieka, naturalnie, z wewnętrznego przekonania, ujawnia swoją pełnię”. „ (...) kompozycja nie istnieje sama dla siebie. Kompozycja służy temu, by nadać zdjęciu wizualną formę. Kompozycja jest domem, w którym zamieszka moment z życia człowieka, zatrzymany instynktownie w chwili naświetlenia obrazu fotograficznego”. „Portretowanie człowieka jest równoznaczne z odkryciem i zanotowaniem jego prawdziwej osobowości. Czy to w ogóle możliwe? Nie wiem”. I można by jeszcze więcej cytować, ale wtedy nie sięgnęlibyście po tę książkę. A warto. Zapewniam, że „Alchemia portretu” jest wyjątkowym spotkaniem z zupełnie nietuzinkową postacią obdarzoną darem nie tylko dobrego oka, ale i czułego serca, która w pasjonujący sposób opowiada o swojej życiowej przygodzie z fotografią i portretem. Nie przegapcie tego!
pieceofglass.blox.pl 2011-11-18

Pozycjonowanie i optymalizacja stron WWW. Jak się to robi. Wydanie III

Moim zdaniem, wydanie III, książki „Pozycjonowanie i optymalizacja stron” to kawałek dobrej pracy dwóch autorów. Nowe informacje i zaktualizowane MENU, o tematy, które są przydatne dla osoby rozpoczynającej prace jako pozycjoner, czy też właściciela strony www pragnącego samodzielnie osiągnąć sukces w wyszukiwarkach, to niewątpliwie plus tej pozycji. Dla osób, które działają na rynku SEO od kilku lat, książka ta jest dobrym prezentem dla ich Klientów. Plusem wydania III jest także zaktualizowane części graficznej i informacji na temat linków do narzędzi przydatnych dla ‘seowców’. Z punktu widzenia osoby, która jest na bieżąco z trendami pozwalającymi uzyskać wysokie pozycje dla pozycjonowanych domen lub też zwiększać ruch na stronie, w oparciu o konwersje, podana książka przydaje się w niewielkim stopniu. Minusem wszystkich książek, na temat SEO jest dynamika branży stricte związana z działaniami właścicieli wyszukiwarek (np. Google).
blog.elimu.pl Rafał Hostyński, 2011-11-19

Marketing narracyjny. Jak budować historie, które sprzedają

Są książki, o których powiada się, że potrafią zmienić życie. Czy książka Eryka Mistewicza Marketing Narracyjny może być taką pozycją? Wszystko oczywiście zależy od tego, jakie lektury czytało się wcześniej. Gdybym miał polecić książkę osobie, która nie czytała nic od dawna poleciłbym właśnie dzieło Mistewicza. Dlaczego? Dlatego, że Mistewicz pisze o tym, czym jest opowieść jako taka, bez względu na to, czy za opowieść uznamy: literaturę piękną, mit, artykuł prasowy, reklamę, dzieło naukowe, czy przemówienie polityka. Opowiadamy cały czas i bez przerwy. Książka może być zatem wstępem do świat słowa drukowanego, mnóstwo w niej świetnych cytatów, choćby ten zaczynający pozycję Mistewicza z Christiny Baldwin „Żyjemy zanurzeni w opowieściach tak, jak ryby żyją zanurzone w wodzie. Płyniemy po przez słowa i obrazy tworzące narracje, zasysamy historie do naszych umysłów, tak jak ryby zasysają tlen po przez skrzela. Kluczem naszej tożsamości, ale i naszego rozwoju są opowieści.” Książkę, jednak trzeba czytać ostrożnie. Pełno w niej odwołań do prac naukowych, które mają potwierdzać zasadność hipotez Mistewicza. Można oczywiście ubolewać nad tym, iż tak ciekawe umysły jak Mistewicz mocniej nie czerpią ze źródła filozofii kontynentalnej. Nie znajdziemy żadnego odwołania do Kanta, Hegla, Husserla czy Sartre’a… Jest to fakt znaczący tylko to, że filozofia – a książka Mistewicza jest filozoficzna – nie jest terminem pożądanym w marketingu. Książka choć napisana przez Polaka jest przeniknięta wpływem myśli anglosaskiej, co może dziwić, ponieważ Mistewicz studiował zarządzanie kryzysowe i marketing polityczny w Ecole Supérieure des Sciences Commerciale d'Angers we Francji. Mistewicz odwołuje się do korzeni naszej kultury „To Ateńczycy komunikowali się w odróżnieniu do Barbarów nie potrafiących się wysławiać” cudowne słowa na pewno sprawią one rozkosz każdemu, kto uważa, że żyjemy w świecie zdominowanym przez barbarzyński system wartości oparty na strachu i posłuszeństwie. Etos żywej swobodnej dyskusji broniony przez Mistewicza pozwala ustawić tę książkę obok wszelkich klasycznych pozycji humanizmu. Jesteśmy ponieważ siebie opowiadamy, to główne przesłanie tej książki Mistewicza, a to że autor podpowiada jak na wiedzy humanistycznej zarobić, to już inna kwestia…
InfoTuba.pl Wiktor Wawrzyniak, 2011-11-26
Sposób płatności