Recenzje
"Stary", młodzi i morze. Od Antarktydy do Alaski. Wyprawa wokół obu Ameryk
Jak długą drogę należy przebyć, by spełnić swoje marzenia? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna, ale w przypadku grupki pewnych dwudziestoletnich śmiałków brzmi: od Antarktydy do Alaski!
Sięgając po książkę opisującą przygodę życia grupki młodych żeglarzy nie do końca byłam pewna, czego się spodziewać. Ten typ prozy nigdy nie wzbudzał we mnie specjalnych uczuć, tym razem było jednak inaczej. Magnetyczna okładka prezentująca „Starego”, czyli jacht, na którym wybrali się w żeglugę nasi młodzi bohaterowie, ma w sobie to nieokreślone „coś”. Od samego początku wiadomo było, iż będzie to piękna opowieść o ich odważnym wyczynie. Jako najmłodsi Polacy w historii, opłynęli Amerykę Południową, a później, przez Horn, dotarli aż do Antarktydy. Po kilku latach tę historię o niezwykłej odwadze, ale też niejednokrotnie trudach, które należy pokonać, postanowiło opisać dwóch członków ekipy – Marcin Jamkowski i Jacek Wacławski. Oboje to ludzie sukcesu, bo tak mogą być określani ze względu na ich dokonania. Marcin jest m. in. niezależnym fotografem, filmowcem i dziennikarzem, współpracującymi z magazynami takimi, jak „National Geographic”, którego był też redaktorem naczelnym. Jacek poprowadził jacht na tę przeprawę, jako najmłodszy kapitan na świecie, dziś jest lekarzem kardiologii, osiągającym sukcesy także w wielu innych dziedzinach. Po skończonej lekturze coś mi mówi, że to właśnie ta „wyprawa życia”, odpowiedzialna jest za ich zdolność sięgania wyżej i wyżej, już w dorosłym życiu.
Książka „»Stary«, młodzi i morze” zawiera opis przeprawy, jakiej podjęli się ci młodzi ludzie, już od jej samych podstaw. Od pomysłu, przez zbieranie funduszy i żmudne przygotowania, aż do ekscytującej przygody. Jest to zarówno pochwała dla młodzieńczego optymizmu i ambicji, ale zarazem lekcja pokory i rezolutności. Mimo młodego wieku nasi bohaterowie nie pozwalali sobie na niepotrzebne szaleństwa czy ryzyko, co nie znaczy też, że zabrakło momentów, przy których adrenalina grała pierwsze skrzypce. Wiedzieli jednak, że nie ma miejsca na młodzieńczą głupotę podczas tak ważnej przygody, mogącej zmienić ich całe życie w ułamku sekundy. Podczas rocznej żeglugi jachtem młodzi poznawali bardzo ciekawych i zazwyczaj przyjaznych ludzi, mierzyli się ze swoimi słabościami. Weryfikowali teorię w praktyce. Uczyli się na błędach i nie poddawali podczas niepowodzeń. Cała historia jest bardzo motywująca, do tego zilustrowana pięknymi krajobrazami, przez co nawet jeśli jesteśmy typem kanapowca, zaczniemy mimowolnie puszczać wodze fantazji, zastanawiając się, co by było, gdybyśmy sami zdecydowali się na przygodę na tę skalę, czy nawet mniejszą.
Mimo bardzo wartościowych treści, przedstawionych w „»Stary«, młodzi i morze”, podczas czytania czułam spory niedosyt. Szkoda, że bohaterowie tej wyprawy, opisując ją, nie zdecydowali się skorzystać z pomocy kogoś bardziej doświadczonego w kunszcie literackim. Kogoś, kto pomógłby opisać ich wszystkie przeżycia, ubrać je w lepsze słowa, tworząc bardziej spójną treść, którą czytałoby się płynniej. Niestety, tutaj choć często przedstawione sytuacje bardzo mnie wciągały, to dość toporny język, czy brak narracji na odpowiednim poziomie, w wielu fragmentach znacznie odbierał mi przyjemność czytania, tej niezwykle ciekawej historii. Ciekawymi akcentami są fragmenty z pamiętnika kapitana i poniekąd żałuję, że większość, jeśli nawet nie całość tej historii, nie jest napisana w ten, lub bardziej sfabularyzowany, sposób.
Przy tego typu pozycji, nie sposób pominąć stron technicznych wydania, które jest absolutnie zachwycające. Piękny papier, wysokiej jakości zdjęcia, bogato ilustrujące całą wyprawę. Dodatkowo dołączono film, „W poszukiwaniu legendy”, który powstał na pokładzie „Starego”, podczas drugiej wyprawy. Ten niecodzienny dodatek do książki, jest bardzo ciekawym pomysłem, pozwalającym jeszcze raz przeżyć, wraz z ekipą jachtu, tą wspaniałą przygodę.
Choć nie obyło się bez minusów, to „»Stary«, młodzi i morze” jest niewątpliwie ciekawą lekturą, bardzo motywującą i optymistyczną. Idealna pozycja dla młodzieży, ludzi szukających aspiracji, czy pragnących zmiany w swoim życiu. Ekipa tych nieustraszonych dwudziestolatków udowadnia, że chęci i konsekwencja w swoich działaniach są kluczem do gwarantowanego sukcesu.
Sięgając po książkę opisującą przygodę życia grupki młodych żeglarzy nie do końca byłam pewna, czego się spodziewać. Ten typ prozy nigdy nie wzbudzał we mnie specjalnych uczuć, tym razem było jednak inaczej. Magnetyczna okładka prezentująca „Starego”, czyli jacht, na którym wybrali się w żeglugę nasi młodzi bohaterowie, ma w sobie to nieokreślone „coś”. Od samego początku wiadomo było, iż będzie to piękna opowieść o ich odważnym wyczynie. Jako najmłodsi Polacy w historii, opłynęli Amerykę Południową, a później, przez Horn, dotarli aż do Antarktydy. Po kilku latach tę historię o niezwykłej odwadze, ale też niejednokrotnie trudach, które należy pokonać, postanowiło opisać dwóch członków ekipy – Marcin Jamkowski i Jacek Wacławski. Oboje to ludzie sukcesu, bo tak mogą być określani ze względu na ich dokonania. Marcin jest m. in. niezależnym fotografem, filmowcem i dziennikarzem, współpracującymi z magazynami takimi, jak „National Geographic”, którego był też redaktorem naczelnym. Jacek poprowadził jacht na tę przeprawę, jako najmłodszy kapitan na świecie, dziś jest lekarzem kardiologii, osiągającym sukcesy także w wielu innych dziedzinach. Po skończonej lekturze coś mi mówi, że to właśnie ta „wyprawa życia”, odpowiedzialna jest za ich zdolność sięgania wyżej i wyżej, już w dorosłym życiu.
Książka „»Stary«, młodzi i morze” zawiera opis przeprawy, jakiej podjęli się ci młodzi ludzie, już od jej samych podstaw. Od pomysłu, przez zbieranie funduszy i żmudne przygotowania, aż do ekscytującej przygody. Jest to zarówno pochwała dla młodzieńczego optymizmu i ambicji, ale zarazem lekcja pokory i rezolutności. Mimo młodego wieku nasi bohaterowie nie pozwalali sobie na niepotrzebne szaleństwa czy ryzyko, co nie znaczy też, że zabrakło momentów, przy których adrenalina grała pierwsze skrzypce. Wiedzieli jednak, że nie ma miejsca na młodzieńczą głupotę podczas tak ważnej przygody, mogącej zmienić ich całe życie w ułamku sekundy. Podczas rocznej żeglugi jachtem młodzi poznawali bardzo ciekawych i zazwyczaj przyjaznych ludzi, mierzyli się ze swoimi słabościami. Weryfikowali teorię w praktyce. Uczyli się na błędach i nie poddawali podczas niepowodzeń. Cała historia jest bardzo motywująca, do tego zilustrowana pięknymi krajobrazami, przez co nawet jeśli jesteśmy typem kanapowca, zaczniemy mimowolnie puszczać wodze fantazji, zastanawiając się, co by było, gdybyśmy sami zdecydowali się na przygodę na tę skalę, czy nawet mniejszą.
Mimo bardzo wartościowych treści, przedstawionych w „»Stary«, młodzi i morze”, podczas czytania czułam spory niedosyt. Szkoda, że bohaterowie tej wyprawy, opisując ją, nie zdecydowali się skorzystać z pomocy kogoś bardziej doświadczonego w kunszcie literackim. Kogoś, kto pomógłby opisać ich wszystkie przeżycia, ubrać je w lepsze słowa, tworząc bardziej spójną treść, którą czytałoby się płynniej. Niestety, tutaj choć często przedstawione sytuacje bardzo mnie wciągały, to dość toporny język, czy brak narracji na odpowiednim poziomie, w wielu fragmentach znacznie odbierał mi przyjemność czytania, tej niezwykle ciekawej historii. Ciekawymi akcentami są fragmenty z pamiętnika kapitana i poniekąd żałuję, że większość, jeśli nawet nie całość tej historii, nie jest napisana w ten, lub bardziej sfabularyzowany, sposób.
Przy tego typu pozycji, nie sposób pominąć stron technicznych wydania, które jest absolutnie zachwycające. Piękny papier, wysokiej jakości zdjęcia, bogato ilustrujące całą wyprawę. Dodatkowo dołączono film, „W poszukiwaniu legendy”, który powstał na pokładzie „Starego”, podczas drugiej wyprawy. Ten niecodzienny dodatek do książki, jest bardzo ciekawym pomysłem, pozwalającym jeszcze raz przeżyć, wraz z ekipą jachtu, tą wspaniałą przygodę.
Choć nie obyło się bez minusów, to „»Stary«, młodzi i morze” jest niewątpliwie ciekawą lekturą, bardzo motywującą i optymistyczną. Idealna pozycja dla młodzieży, ludzi szukających aspiracji, czy pragnących zmiany w swoim życiu. Ekipa tych nieustraszonych dwudziestolatków udowadnia, że chęci i konsekwencja w swoich działaniach są kluczem do gwarantowanego sukcesu.
dlaLejdis.pl Joanna Złomańczuk, 2014-02-09
Przychodzi Budda do baru. Pokoleniowy przewodnik życiowy
Czasem przychodzi taki moment w życiu, gdy czujemy, że czegoś nam brakuje. Niby mamy wszystko: dobrą pracę, ciekawy kierunek studiów, dużo znajomych, szalone imprezy, wspaniały dom, ale mimo tego jesteśmy nieszczęśliwi. Otaczająca nas rzeczywistość przestaje spełniać nasze oczekiwania. Nigdy też nie byliśmy religijny, chyba, że za boga możemy uznać Internet oraz Facebooka. Brakuje nam jakiegoś niepoznanego dotąd wymiaru egzystencji. Jeśli czujesz, że choć trochę utożsamiasz się z powyższym opisem, sięgnij po książkę Lodro Rinzlera Przychodzi Budda do baru. Pokoleniowy przewodnik życiowy.
Autor zakłada, że jesteśmy ludźmi, którzy lubią się zabawić, wypić piwo czy uprawiać seks – z tego powodu książka zaadresowana jest do wszystkich, którzy chcą zgłębić swoją duchowość niekoniecznie przechodząc od razu na buddyzm. Jest to swego rodzaju przewodnik po wyboistej drodze naszego życia i otaczającej nas rzeczywistości. Rinzler przybliża nam filozofię buddyzmu oraz krok po kroku przedstawia różne techniki medytacji. Pomaga nam otworzyć rozum i serce. Dzięki codziennej praktyce opisanych ćwiczeń dostrzeżemy siłę naszego umysłu i staniemy się obecni oraz bardziej świadomi. Przez to nasze życie nabierze sensu, ponieważ będziemy z ciekawością i uważnością przeżywać każdą jego chwilę. Poczujemy się zrelaksowani, a także otwarci na innych ludzi. Nasz umysł targany silnymi emocjami niczym sztorm, zamieni się w niezmąconą ruchem taflę jeziora.
Kultura wschodu od zawsze mnie fascynowała. Dzięki książce Przychodzi Budda do baru, która jest napisania w sposób przystępny oraz skierowany bezpośrednio do odbiorcy z młodego pokolenia, odkrywanie filozofii buddyzmu staje się przyjemnością. Możemy podejść do niej na poważnie i zacząć praktykować medytację, a także jako do przewodnika po nieznanych nam dotąd terenach, odkrywanych z wielką ciekawością. To, co zrobimy ze zdobytą wiedzą zależy tylko od nas. Myślę jednak, że nawet dziesięć minut ćwiczeń codziennej uważności i obecności poprzez medytację pozwoli nam na zmniejszenie stresu w naszym zabieganym życiu. Naprawdę warto przeczytać tę książkę i przyjrzeć się duchowości z przymrużeniem oka. Czas w końcu zacząć żyć!
Autor zakłada, że jesteśmy ludźmi, którzy lubią się zabawić, wypić piwo czy uprawiać seks – z tego powodu książka zaadresowana jest do wszystkich, którzy chcą zgłębić swoją duchowość niekoniecznie przechodząc od razu na buddyzm. Jest to swego rodzaju przewodnik po wyboistej drodze naszego życia i otaczającej nas rzeczywistości. Rinzler przybliża nam filozofię buddyzmu oraz krok po kroku przedstawia różne techniki medytacji. Pomaga nam otworzyć rozum i serce. Dzięki codziennej praktyce opisanych ćwiczeń dostrzeżemy siłę naszego umysłu i staniemy się obecni oraz bardziej świadomi. Przez to nasze życie nabierze sensu, ponieważ będziemy z ciekawością i uważnością przeżywać każdą jego chwilę. Poczujemy się zrelaksowani, a także otwarci na innych ludzi. Nasz umysł targany silnymi emocjami niczym sztorm, zamieni się w niezmąconą ruchem taflę jeziora.
Kultura wschodu od zawsze mnie fascynowała. Dzięki książce Przychodzi Budda do baru, która jest napisania w sposób przystępny oraz skierowany bezpośrednio do odbiorcy z młodego pokolenia, odkrywanie filozofii buddyzmu staje się przyjemnością. Możemy podejść do niej na poważnie i zacząć praktykować medytację, a także jako do przewodnika po nieznanych nam dotąd terenach, odkrywanych z wielką ciekawością. To, co zrobimy ze zdobytą wiedzą zależy tylko od nas. Myślę jednak, że nawet dziesięć minut ćwiczeń codziennej uważności i obecności poprzez medytację pozwoli nam na zmniejszenie stresu w naszym zabieganym życiu. Naprawdę warto przeczytać tę książkę i przyjrzeć się duchowości z przymrużeniem oka. Czas w końcu zacząć żyć!
niedzielnatworczosc.blogspot.com Joanna Niedziela, 2014-02-12
Jak tłumaczyć dzieciom matematykę. Poradnik nie tylko dla rodziców
Matematyka nie cieszy się zbyt dużą sympatią uczniów. Ten przedmiot bywa utożsamiany z katorżniczą pracą. Tymczasem praca z ułamkami i trójkątami może stanowić przyjemność!
“Jak tłumaczyć dzieciom matematykę?” zawiera cenne wskazówki, dzięki którym najmłodsi sprawnie przyswajają nowe wiadomości. Nadmiar danych potrafi przytłoczyć dorosłych, toteż warto dozować informacje. Tempo nauki musi odzwierciedlać predyspozycje dziecka.
Maluchy, w odróżnieniu od dorosłych, nie radzą sobie z abstrakcyjnymi pojęciami. Dziecko nie rozumie, dlaczego musi uczyć się o procentach, skoro nie może ich dotknąć. Podając nowe informacje, warto pokazać podopiecznemu ich praktyczne zastosowanie.
Ułamki można wytłumaczyć, posługując się przykładem tortu, który dzielimy na równe kawałki. Kiedy “legendarna” 1/4 staje się cząstką ulubionego ciasta, dziecko widzi, że matematyka stanowi użyteczną dziedzinę nauki.
Z poradnikiem “Jak tłumaczyć matematykę?” powinni zapoznać się rodzice, których dzieci uczęszczają do podstawówki oraz nauczyciele szukający nietuzinkowych pomysłów na przekazanie wiedzy.
“Jak tłumaczyć dzieciom matematykę?” zawiera cenne wskazówki, dzięki którym najmłodsi sprawnie przyswajają nowe wiadomości. Nadmiar danych potrafi przytłoczyć dorosłych, toteż warto dozować informacje. Tempo nauki musi odzwierciedlać predyspozycje dziecka.
Maluchy, w odróżnieniu od dorosłych, nie radzą sobie z abstrakcyjnymi pojęciami. Dziecko nie rozumie, dlaczego musi uczyć się o procentach, skoro nie może ich dotknąć. Podając nowe informacje, warto pokazać podopiecznemu ich praktyczne zastosowanie.
Ułamki można wytłumaczyć, posługując się przykładem tortu, który dzielimy na równe kawałki. Kiedy “legendarna” 1/4 staje się cząstką ulubionego ciasta, dziecko widzi, że matematyka stanowi użyteczną dziedzinę nauki.
Z poradnikiem “Jak tłumaczyć matematykę?” powinni zapoznać się rodzice, których dzieci uczęszczają do podstawówki oraz nauczyciele szukający nietuzinkowych pomysłów na przekazanie wiedzy.
dojrzalakobieta.pl Magdalena Kukurowska
Metoda Sedony. Twój klucz do satysfakcjonującego życia
Uwaga! Czytasz poradniki psychologiczne? Jeśli tak jak i mnie, motywuje Cię naprawdę głęboka, wewnętrzna potrzeba zmiany, teraz przygotuj się na szok! „Jesteś gotowy uwolnić się OD POTRZEBY ZMIANY”? – pyta Autor Metody Sedony. I nie jest to pytanie retoryczne…
Z racji zainteresowań oraz kierunku studiów przeczytałam w swoim życiu naprawdę wiele książek psychologicznych i poradników. Moda na samorozwój do Polski dotarła stosunkowo niedawno, ale ja już, szczerze powiedziawszy, odczuwam pewien przesyt amerykańskich poradników typu self-help, z okładek których krzyczą chwyty marketingowe w stylu „Jeśli chcesz… zyskać/ stracić/ znaleźć…” lub „Jak…” (w miejsce wielokropków wpisać dowolną ludzką potrzebę czy pragnienie: schudnąć/ znaleźć miłość/ stać się milionerem, itp., itd.). Nie twierdzę oczywiście, że wszystkie te publikacje nastawione są wyłącznie na zysk i tym samym – bezwartościowe. Po prostu, sięgając po kolejną książkę (kiedy z jakiegoś powodu dam się skusić), mam już inną postawę – rozwinięty krytycyzm i wysokie oczekiwania. Z takim nastawieniem otwierałam Metodę Sedony. Twój Klucz do Satysfakcjonującego Życia.
Autor, Hale Dwoskin, popularyzuje odwieczną, buddyjską koncepcję wolności emocjonalnej. Definiuje ją jako stan umysłu, w którym istnieje tylko „tu i teraz” – wolny od bagażu przeszłości i wolny od lęku o przyszłość. Jest to stan absolutnej, bezwarunkowej akceptacji – zarówno rzeczywistości, jak i siebie samego – ze wszystkimi swoimi odczuciami, myślami i emocjami. Kluczem do tak rozumianej wolności jest opuszczenie błędnego koła tłumienia emocji i ich niewłaściwej ekspresji oraz zaprzestanie walki i oporu, bowiem „to, czemu się opierasz, trwa”. Sposobem – droga środka, czyli „uwalnianie”. Celem – „rozpuszczenie” ego, oświecenie… A przynajmniej – wolność od stresu, negatywnych emocji i większa satysfakcja z życia. Jeszcze psychologia czy już filozofia? A może laicka, nowa duchowość? Intuicyjnie czułam, że Metoda Sedony czerpie z buddyjskiej nauki o stanie umysłu, a lektura książki potwierdziła moje przypuszczenia. Rzeczywiście, założenia Metody odwołują się do buddyjskiej koncepcji umysłu ludzkiego, chociażby w tak fundamentalnej kwestii, jaką jest postrzeganie przywiązania jako źródła cierpienia. Dlatego też droga do wolności emocjonalnej wiedzie poprzez wyzbywanie się tzw. negatywnych emocji (albo raczej destruktywnych stanów umysłu) – apatii, smutku, lęku, gniewu, pożądania i dumy oraz przywiązania do czterech fundamentalnych pragnień: bezpieczeństwa, aprobaty i miłości, kontroli oraz oddzielenia. Autor zapewnia, iż warto przebyć drogę poprzez wszystkie te stany i dotrzeć do jądra każdej z emocji, a następnie do tego, co znajduje się głębiej niż emocje – głębokiego spokoju i akceptacji. A to właśnie ten stan – niezmącenia, wolności i radości stanowi naszą pierwotną, czystą naturę. Kluczem do tego procesu jest „uwalnianie” (odpuszczanie), które stanowi właściwie sedno całej Metody.
Metoda Sedony (której de facto dotyczy książka) jest – prosta (sic!). Ale „prosta” nie znaczy „łatwa”. Autor (za co duży plus dla niego) opracował praktyczny podręcznik do pracy z samym sobą. Nie znajdziesz tam (za co kolejny plus) „łatwych i przyjemnych”, gotowych recept na szczęście (w stylu amerykańskiego „Don’t worry, be happy”), lecz – narzędzia do pracy.
Pomyśl teraz o jakimś swoim problemie, o czymś, co rodzi w Tobie negatywne emocje i co naprawdę bardzo chcesz zmienić. Co teraz czujesz? Jakie to emocje? (Nazwij je) W której części ciała się znajdują? Jesteś gotowy zaakceptować ten problem? Nie? W porządku. A czy jesteś gotowy zaakceptować swój brak akceptacji? Tak mniej więcej wygląda początek procesu pracy z sobą według Metody Sedony. Opiera się on na wglądzie, więc ten, kto samotnie wybiera się w tę podróż, musi zachować uważność swojego umysłu i zdawać sobie sprawę z istnienia tzw. mechanizmów obronnych. Według mnie, nie zawsze (to znaczy nie dla każdego i nie w przypadku wszystkich problemów) taka samodzielna quasi-psychoterapia jest możliwa, a nawet dobra i wskazana. Niektórzy, szczególnie jeśli dotykają naprawdę trudnych, bolesnych i starych ran, poczują się bezpieczniej, jeśli podczas tego psychicznego „oczyszczania” owych ran będzie im towarzyszyć drugi człowiek. Jednakże nie jest to zarzut w stronę Autora, czy książki, tylko pewna moja refleksja nad faktycznym wykorzystaniem tego typu poradników.
Gdyby tego typu poradniki samorozwoju miały swoje „poziomy zaawansowania”, ten z pewnością nie byłby przeznaczony dla „początkujących” w dziedzinie pracy nad sobą. Nie dlatego, iż autor posługuje się jakimś specjalistycznym żargonem psychologicznym czy psychoterapeutycznym (gdyż tak nie jest), ale dlatego, że pod warstwą słów ukryta jest niezwykle głęboka, psychologiczna (i początkowo trudna zarazem do asymilacji) treść dotycząca natury ludzkiej. Mimo opakowania owej treści w „amerykańskie pudełko” marketingowe (żywy i „lekko podkręcony” styl; mnóstwo historii ludzi, którym Metoda odmieniła życie) jest ona trudna przede wszystkim emocjonalnie – jak wszystko, co psychologicznie prawdziwe i uderzające w sedno – najpierw usiłujesz zaprzeczyć, ale podświadomie czujesz, że lepiej to przemyśleć. A tym przypadku „trudne” oznacza też z całą pewnością warte uwagi i wysiłku.
Metoda Sedony to właściwie (według mnie) nazwa niewłaściwa. To nie do końca metoda – to bardziej nastawienie do życia. To proces. Na całe życie – nie oczekuj, iż rozwiąże wszystkie Twoje problemy dzięki samemu tylko czytaniu o niej (wybacz tę szczerość, ale to byłaby naiwność). Przeczytałam książkę, wywarła na mnie wrażenie – zdecydowanie wyróżnia się na tle innych amerykańskich poradników self-help psychologiczną i duchową głębią oraz praktycznością narzędzi, ale… tej metody dopiero zaczynam się uczyć. A to zadanie na całe życia praktyki i doświadczania. Podchodzę do niej z dystansem, przyjmuję postawę obserwatora, choć zaciekawionego i zaangażowanego. W tę podróż mam ochotę wyruszyć, a bilet właśnie trzymam w ręce (i ma prawie 400 stron!). Naprawdę polecam – nawet jeśli z jakiegoś powodu nie będziesz stosować Metody Sedony, już sama lektura zawiera potencjał. Jest jak łyk świeżego, górskiego powietrza prosto do płuc – bywa ostre, ale…
Z racji zainteresowań oraz kierunku studiów przeczytałam w swoim życiu naprawdę wiele książek psychologicznych i poradników. Moda na samorozwój do Polski dotarła stosunkowo niedawno, ale ja już, szczerze powiedziawszy, odczuwam pewien przesyt amerykańskich poradników typu self-help, z okładek których krzyczą chwyty marketingowe w stylu „Jeśli chcesz… zyskać/ stracić/ znaleźć…” lub „Jak…” (w miejsce wielokropków wpisać dowolną ludzką potrzebę czy pragnienie: schudnąć/ znaleźć miłość/ stać się milionerem, itp., itd.). Nie twierdzę oczywiście, że wszystkie te publikacje nastawione są wyłącznie na zysk i tym samym – bezwartościowe. Po prostu, sięgając po kolejną książkę (kiedy z jakiegoś powodu dam się skusić), mam już inną postawę – rozwinięty krytycyzm i wysokie oczekiwania. Z takim nastawieniem otwierałam Metodę Sedony. Twój Klucz do Satysfakcjonującego Życia.
Autor, Hale Dwoskin, popularyzuje odwieczną, buddyjską koncepcję wolności emocjonalnej. Definiuje ją jako stan umysłu, w którym istnieje tylko „tu i teraz” – wolny od bagażu przeszłości i wolny od lęku o przyszłość. Jest to stan absolutnej, bezwarunkowej akceptacji – zarówno rzeczywistości, jak i siebie samego – ze wszystkimi swoimi odczuciami, myślami i emocjami. Kluczem do tak rozumianej wolności jest opuszczenie błędnego koła tłumienia emocji i ich niewłaściwej ekspresji oraz zaprzestanie walki i oporu, bowiem „to, czemu się opierasz, trwa”. Sposobem – droga środka, czyli „uwalnianie”. Celem – „rozpuszczenie” ego, oświecenie… A przynajmniej – wolność od stresu, negatywnych emocji i większa satysfakcja z życia. Jeszcze psychologia czy już filozofia? A może laicka, nowa duchowość? Intuicyjnie czułam, że Metoda Sedony czerpie z buddyjskiej nauki o stanie umysłu, a lektura książki potwierdziła moje przypuszczenia. Rzeczywiście, założenia Metody odwołują się do buddyjskiej koncepcji umysłu ludzkiego, chociażby w tak fundamentalnej kwestii, jaką jest postrzeganie przywiązania jako źródła cierpienia. Dlatego też droga do wolności emocjonalnej wiedzie poprzez wyzbywanie się tzw. negatywnych emocji (albo raczej destruktywnych stanów umysłu) – apatii, smutku, lęku, gniewu, pożądania i dumy oraz przywiązania do czterech fundamentalnych pragnień: bezpieczeństwa, aprobaty i miłości, kontroli oraz oddzielenia. Autor zapewnia, iż warto przebyć drogę poprzez wszystkie te stany i dotrzeć do jądra każdej z emocji, a następnie do tego, co znajduje się głębiej niż emocje – głębokiego spokoju i akceptacji. A to właśnie ten stan – niezmącenia, wolności i radości stanowi naszą pierwotną, czystą naturę. Kluczem do tego procesu jest „uwalnianie” (odpuszczanie), które stanowi właściwie sedno całej Metody.
Metoda Sedony (której de facto dotyczy książka) jest – prosta (sic!). Ale „prosta” nie znaczy „łatwa”. Autor (za co duży plus dla niego) opracował praktyczny podręcznik do pracy z samym sobą. Nie znajdziesz tam (za co kolejny plus) „łatwych i przyjemnych”, gotowych recept na szczęście (w stylu amerykańskiego „Don’t worry, be happy”), lecz – narzędzia do pracy.
Pomyśl teraz o jakimś swoim problemie, o czymś, co rodzi w Tobie negatywne emocje i co naprawdę bardzo chcesz zmienić. Co teraz czujesz? Jakie to emocje? (Nazwij je) W której części ciała się znajdują? Jesteś gotowy zaakceptować ten problem? Nie? W porządku. A czy jesteś gotowy zaakceptować swój brak akceptacji? Tak mniej więcej wygląda początek procesu pracy z sobą według Metody Sedony. Opiera się on na wglądzie, więc ten, kto samotnie wybiera się w tę podróż, musi zachować uważność swojego umysłu i zdawać sobie sprawę z istnienia tzw. mechanizmów obronnych. Według mnie, nie zawsze (to znaczy nie dla każdego i nie w przypadku wszystkich problemów) taka samodzielna quasi-psychoterapia jest możliwa, a nawet dobra i wskazana. Niektórzy, szczególnie jeśli dotykają naprawdę trudnych, bolesnych i starych ran, poczują się bezpieczniej, jeśli podczas tego psychicznego „oczyszczania” owych ran będzie im towarzyszyć drugi człowiek. Jednakże nie jest to zarzut w stronę Autora, czy książki, tylko pewna moja refleksja nad faktycznym wykorzystaniem tego typu poradników.
Gdyby tego typu poradniki samorozwoju miały swoje „poziomy zaawansowania”, ten z pewnością nie byłby przeznaczony dla „początkujących” w dziedzinie pracy nad sobą. Nie dlatego, iż autor posługuje się jakimś specjalistycznym żargonem psychologicznym czy psychoterapeutycznym (gdyż tak nie jest), ale dlatego, że pod warstwą słów ukryta jest niezwykle głęboka, psychologiczna (i początkowo trudna zarazem do asymilacji) treść dotycząca natury ludzkiej. Mimo opakowania owej treści w „amerykańskie pudełko” marketingowe (żywy i „lekko podkręcony” styl; mnóstwo historii ludzi, którym Metoda odmieniła życie) jest ona trudna przede wszystkim emocjonalnie – jak wszystko, co psychologicznie prawdziwe i uderzające w sedno – najpierw usiłujesz zaprzeczyć, ale podświadomie czujesz, że lepiej to przemyśleć. A tym przypadku „trudne” oznacza też z całą pewnością warte uwagi i wysiłku.
Metoda Sedony to właściwie (według mnie) nazwa niewłaściwa. To nie do końca metoda – to bardziej nastawienie do życia. To proces. Na całe życie – nie oczekuj, iż rozwiąże wszystkie Twoje problemy dzięki samemu tylko czytaniu o niej (wybacz tę szczerość, ale to byłaby naiwność). Przeczytałam książkę, wywarła na mnie wrażenie – zdecydowanie wyróżnia się na tle innych amerykańskich poradników self-help psychologiczną i duchową głębią oraz praktycznością narzędzi, ale… tej metody dopiero zaczynam się uczyć. A to zadanie na całe życia praktyki i doświadczania. Podchodzę do niej z dystansem, przyjmuję postawę obserwatora, choć zaciekawionego i zaangażowanego. W tę podróż mam ochotę wyruszyć, a bilet właśnie trzymam w ręce (i ma prawie 400 stron!). Naprawdę polecam – nawet jeśli z jakiegoś powodu nie będziesz stosować Metody Sedony, już sama lektura zawiera potencjał. Jest jak łyk świeżego, górskiego powietrza prosto do płuc – bywa ostre, ale…
moznaprzeczytac.pl MN, 2014-02-07
Schudnij metodą małych kroków. Wolno, bezpiecznie i na stałe! Zdrowe nawyki krok po kroku
Wciąż nie możesz schudnąć? Dotychczas stosowane diety działały szybko ale kilogramy jeszcze szybciej wracały? Niecierpliwość to grzech każdej odchudzającej się osoby.
“Schudnij metodą małych kroków. Wolno, bezpiecznie i na stałe!” prezentuje program odchudzania oparty na metodzie małych kroków. Dzięki ćwiczeniom oraz zdrowej diecie, będziesz chudnąć wolno, od 1 do 1,5 kg miesięcznie, lecz co najważniejsze efekt będzie trwały.
Poradnik zawiera 20-tygodniowy kalendarz, dzięki któremu łatwe jest monitorowanie sukcesów. Ułatwia kontrolę częstotliwości wykonywania ćwiczeń oraz planowanie posiłków. W poradniku zawarty jest szereg rad dotyczących zarówno zasad prawidłowego odżywiania, jak i niezbędnej w procesie odchudzania aktywności fizycznej.
Niniejsza książka to jednak nie tylko prosty poradnik dietetyczny jakich wiele. To również program radzenia sobie z problemami emocjonalnymi, od których niejednokrotnie zaczyna się nadwaga. Program zawarty w poradniku ułatwia stopniową zmianę złych nawyków oraz przedstawia szereg technik motywacyjnych, które ułatwiają osiągnięcie sukcesu.
Można chudnąć szybko. Można chudnąć wolno. Pierwsza droga jest trudna i żmudna. Druga jest łatwa i przyjemna. Po co się męczyć? Lepiej dać sobie na wszystko czas.
“Schudnij metodą małych kroków. Wolno, bezpiecznie i na stałe!” prezentuje program odchudzania oparty na metodzie małych kroków. Dzięki ćwiczeniom oraz zdrowej diecie, będziesz chudnąć wolno, od 1 do 1,5 kg miesięcznie, lecz co najważniejsze efekt będzie trwały.
Poradnik zawiera 20-tygodniowy kalendarz, dzięki któremu łatwe jest monitorowanie sukcesów. Ułatwia kontrolę częstotliwości wykonywania ćwiczeń oraz planowanie posiłków. W poradniku zawarty jest szereg rad dotyczących zarówno zasad prawidłowego odżywiania, jak i niezbędnej w procesie odchudzania aktywności fizycznej.
Niniejsza książka to jednak nie tylko prosty poradnik dietetyczny jakich wiele. To również program radzenia sobie z problemami emocjonalnymi, od których niejednokrotnie zaczyna się nadwaga. Program zawarty w poradniku ułatwia stopniową zmianę złych nawyków oraz przedstawia szereg technik motywacyjnych, które ułatwiają osiągnięcie sukcesu.
Można chudnąć szybko. Można chudnąć wolno. Pierwsza droga jest trudna i żmudna. Druga jest łatwa i przyjemna. Po co się męczyć? Lepiej dać sobie na wszystko czas.
dojrzalakobieta.pl Małgorzata Ptak