Recenzje
Rozbitek. Siedemdziesiąt sześć dni samotnie na morzu
Jego wspomnienia czyta się jak scenopis monodramu. Dramatyzm, głębokie przesłanie i literacki talent sprawiają, że wiele epizodów brzmi niewiarygodnie. Najdziwniejsze sceny ze słynnego „Życia Pi" Marte-la wypadają banalnie przy opowieści Callahana. Rozbitek w „Gumowej kaczuszce" miotany przez żywioły, cierpiący pragnienie, głód i samotność, żył napędzany nadzieją, że ocaleje. Jedenaście tygodni na krawędzi życia, uzależniony od sił natury i łutu szczęścia, który sprawił, że krucha, gumowa tratwa nie bez problemów przebyła Atlantyk i ocaliła swego pasażera. „Rozbitek - pisze autor - jest nie tyle opowieścią o mnie, co o magii i tajemnicy oceanu. Podróż pokazała mi, że jestem silniejszy i mogę znieść więcej, niż przypuszczałem".
Relacja Callahana, jeśli jest reportażem, to sąsiaduje z Hemingwayowskim „Starym człowiekiem i morzem". W barwnej, żeglarskiej opowieści uderzają konkluzje o głębokim, humanistycznym przesłaniu autora, o szacunku wobec przyrody, a także o tym, że jego najważniejsza podróż tak naprawdę zaczęła się wtedy, gdy u brzegów wysepki Marie Galante natknęli się na jego tratwę kreolscy rybacy. Książkę, ilustrowaną rysunkami autora, czyta się jednym tchem, a choć lekcję, jaką przeżył żeglarz, akceptujemy w pełni, tylko najtwardsi sobie wyobrażą, że dzielą los rozbitka.
Syberyjski Sen. Opowieść bezdrożna
Najpierw jazda Koleją Transyberyjską, potem marsz przez tajgę, wreszcie spływ nurtem Jeniseju, Chamsary i Uług-O. Wyprawa ekstremalna, której podjęła się pewna dyplomowana psycholog. Z grupką podobnych jej pasjonatów. "Syberyjski sen" to niezwykły dziennik tej wyprawy.
Ta pierwsza wyprawa na Syberię w jakiś sposób nas zmieniła - pisze autorka. Nie marzymy o wyjeździe do Grecji, Włoch czy innego europejskiego kraju. Po nocach śnią się nam modrzewie, cedry i blask ogniska. Wieczorami wspólnie czytamy, siedzimy nad mapą. Lubimy spotkania z osobami, które również mają w sobie wędrowne dusze, ten dziwny żar tęsknoty. Jakoś łatwiej wtedy się porozumiewamy. To wszystko, zamiast gasić tęsknotę, podsyca marzenia. W końcu podejmujemy decyzję. Wracamy tam!
Zjadłem Marco Polo. Kirgistan, Tadżykistan, Afganistan, Chiny
„Zjadłem Marco Polo" to książka człowieka, który sam o sobie mówi „już nie turysta, ale jeszcze nie podróżnik". Krzysztof Samborski Azję Centralną przemierza od dwudziestu lat, najczęściej motocyklem, rzadziej samochodem, wybierając boczne, mało uczęszczane trasy, docierając do miejsc najmniej „dotkniętych" cywilizacją a przez to i najbardziej autentycznych, poznając ludzi, którzy, jak mówi, mają czas, choć to my mamy zegarki. Pasję i zauroczenie autora światem, który przedstawia czytelnikowi, czuć w każdym zdaniu. To nie jest podręcznik do geografii, zbieranina suchych faktów, to książka pełna życia, emocji i spełniających się marzeń. I wiecie co? Samborski naprawdę zjadł Marco Polo, to nie żaden dziwny żart, ani tajemnicza przenośnia.
Choć to książka o motocykliście i jego motocyklowych wyprawach mało w niej rozwodzenia się nad samymi motocyklami i technicznych sprawozdań z trasy. Dla mnie to dobrze, nieszczególnie mnie to bowiem interesuje, nie bardzo się na tym znam i za motocyklami właściwie nie przepadam. Autor stworzył książkę, która może zaciekawić nie tylko miłośników motocykli, ale i każdego innego człowieka. W „Zjadłem Marco Polo" znajdziemy opisy azjatyckich krajobrazów, w tym zwłaszcza monumentalnych, pięknych gór, charakterystykę azjatyckich miejscowości, w tym głównie niewielkich wiosek i co najciekawsze - opisy spotkań z miejscowymi ludźmi, zazwyczaj biednymi, ale niesłychanie gościnnymi i wydaje się, że mimo wszystko szczęśliwymi. Samborski starał się przedstawić czytelnikowi Azję z nieco innej strony, niż czynią to typowe przewodniki. Ze strony, z której sam ją poznał – dzikiej i trochę zapomnianej.
Książka składa się z czterech części. Każda poświęcona jest innemu państwu: Kirgistanowi, Tadżykistanowi, Afganistanowi i Chinom. Sięgnęłam po tę pozycję głównie z powodu dwóch pierwszych, o których miałam nadzieję czegokolwiek się w końcu dowiedzieć i podejrzewałam, że to fragmenty właśnie im poświęcone najmocniej mnie zaciekawią. Stało się jednak zupełnie na odwrót. Kirgistan i Tadżykistan przedstawiony przez Samborskiego w ogóle mnie nie ujął, z wielkim zainteresowaniem zaczytywałam się natomiast w części poświęconej Afganistanowi i Chinom. To jednak bardzo indywidualna kwestia, każdego może w tej książce zainteresować coś innego. Historie podróży autora do wyżej wspomnianych miejsc przeplatane są pięknymi fotografiami, przy których niejednokrotnie dłuższą chwilę potrafiłam się zatrzymać. Niektóre z obrazów zapierają mi dech w piersiach za każdym razem, kiedy na nie zerkam.
Samborski pisze, że chciał tą książką uświadomić ludziom fakt, że nie potrzeba wielkich pieniędzy, aby spełniać swoje marzenia o dalekich podróżach. Wystarczy ogrom chęci i trochę odwagi. Jeśli szukacie motywacji do wyrwania się z rutyny i ruszenia w świat, śmiało - sięgnijcie po tę książkę, a nuż wam pomoże. Jeżeli nie poszukujecie bodźca do działania, a jedynie ciekawych opowieści z drugiego końca świata, to również mogę wam książkę Samborskiego z czystym sumieniem polecić.
Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima
Piotr Bernardyn od ponad dekady mieszka w Tokio. Tragedię przeżył na własnej skórze. Spędził sporo czasu wśród ludzi, których prawdziwy obraz jest ukryty gdzieś głęboko. Japończycy jawią się nam jako naród, który ma całkiem inne podejście do życia. Ich kultura mogłaby stanowić wzór odrębności. Nie wdawajmy się jednak w dywagacje na temat korzeni tego zjawiska. Autor reportażu bowiem wystarczająco dobrze radzi sobie z przedstawianiem nam prawdy o tym kraju i o jego mieszkańcach. Rozprawia się ze stereotypami i tłumaczy postępowanie Japończyków. Dzięki tej publikacji można bardzo dobrze zrozumieć ich mentalność i wyjaśnić sobie przyczyny pewnych zachowań. "Japończycy w większości nie uważają się za osoby religijne, nie roztrząsają na co dzień kwestii metafizycznych. Wielką rolę odgrywa jednak rytuał, czynności, gesty, które należy wykonać w stosownych okolicznościach. Ich niedopełnienie jest bolesne, złamanie etykiety bywa równoznaczne z naruszeniem tabu. Oznacza to, że wobec tych kilku tysięcy pochłoniętych przez wodę, a wciąż nieodnalezionych ciał najbliższe rodziny nie mogą dokonać ostatniej posługi."*
Pod przykrywką ogromnej tragedii jaka spotkała Japonię, autor przedstawia nam wszystko to co powinniśmy wiedzieć o ludziach i ich życiu po tragedii. Nie ma tutaj wyraźnej granicy pomiędzy tym co przed i tym co po 11 marca 2011 roku. Jednak Piotr Bernardyn bardzo dogłębnie przedstawia zarówno obraz po trzęsieniu, po tsunami i po dramacie Fukushimy, jak i próbuje wyjaśnić, dlaczego w ogóle doszło do tak ogromnych konsekwencji.
W tej ważnej publikacji wzięto pod uwagę spory materiał źródłowy: wypowiedzi polityków, naukowców i zwykłych ludzi, których tragedia najmocniej dotknęła, inne tytuły drukowane, audycje radiowe, ale także ważne dokumenty, jak raporty, w tym niezależnej komisji śledczej (którego fragment znajduje się na końcu książki).
Reportaż został podzielony na kilka części. Powoli wchodzimy w prawdziwy, ludzki obraz tragedii. Autor stara się utrzymać chronologię wydarzeń. Początkowo przypomina strach po trzęsieniu oraz próbuje ubrać w słowa chaos związany z tsunami. Możemy pamiętać wiele katastrof naturalnych, jedna przechodzi w drugą, mieszają się ze sobą. Sprzed trzech lat pamiętamy tylko ogólny zarys wydarzeń. W końcu Japonia to odległy rejon, w którym samo trzęsienie ziemi zdarza się częściej (oczywiście nie o tak wielkiej sile). Publikacja Bezdroży pozwoli nam postawić się na miejscu ludzi, którzy to wydarzenie przeżyli a jego konsekwencje przeżywają nadal. Autor bierze pod uwagę czynniki kształtujące ich kulturę i odnosi je do tragedii. Pokazuje – jeśli można tak napisać – ludzki obraz Japończyków (nie jednej osobie naród ten kojarzy się z robotami, którzy działają rutynowo i w sposób automatyczny; autor także o tym wspomina).
Książka ukazuje, że w przypadku takiego zdarzania nie ma rozróżnienia międzykulturowego. Słowa te mogą wydać się banalne, ale jednak obnaża prawdę, że Japończycy od Europejczyków czy Amerykanów niewiele się różnią. Choć kultura sama w sobie jest zdecydowanie inna.
W dalszej części dziennikarz omawia kwestie związane z energetyką jądrową i dramatem w Fukushimie. Pokazuje jak wiele czynników do niej doprowadziło. Choć wszystko skupia się wokół jednego: niechęci do przyznania się do błędów czy niewiedzy. Piotr Bernardyn uwidacznia obraz skażonej Japonii, ukazuje dramaty ludzkie i ekologiczne. Dotyka bardzo delikatnych spraw. Wskazuje palcem nie tylko na yakuzę, ale także na wielu polityków, naukowców i cała nuklearną wioskę. Tłumaczy, że do tej tragedii przyczyniło się wiele osób, także szeregowych pracowników, którzy na to wszystko się godzili. Pisze o wszystkim tym, co powinno otworzyć oczy: o korupcji, władzy, polityce i pędzie za pieniądzem. Kosztem prostych ludzi, którzy stracili sens życia. Prostych ludzi, którzy żyli z ziemi i morza, a które teraz nie nadają się do użytku.
Niektóre części książki Piotra Bernardyna pozostaną w nas długo. Tego obrazu szybko nie wymażemy z pamięci. Zwłaszcza tych fragmentów, które mówią o nieszczęściach, które spadły na osoby starające się walczyć z ogólną opinią o elektrowniach atomowych. Autor wie doskonale, że ogrom tragedii zostanie zrozumiany wtedy, gdy odniesie się ją do jednej osoby. Dlatego z wielu przypadków zakreśla te, które dotknęły go najbardziej.
Tytuł okaże się rewelacyjną publikacją dla tych, którzy cenią dobry reportaż. Otworzy oczy na wiele zjawisk. Pokaże prawdę o kraju tak odległym, że aż "dziwnym". Przeczytać tutaj można o wszystkim, czego media nie powiedzą. Bo się boją, bo nie mają na to czasu, bo ich to nie obchodzi, bo są inne tematy. Nie ma tu taniej sensacji. Jest prawdziwy obraz, który niejednokrotnie wzruszy i dotknie - nawet oburzy.
A wszystko to okiem człowieka, który wokół tych wydarzeń żył. Jest to zdecydowanie ważna pozycja, którą wielu powinno poznać. Zwłaszcza Ci, którzy uważają, że atom jest czymś najlepszym, co można podarować ludzkości. Proszę nie myśleć, że w tym tytule zawarta jest nagonka na biznes atomowy. Autor bardzo obiektywnie przedstawia wszystko to, co się z nim wiąże, I jakie są jego wieloletnie konsekwencje.
Całość – mimo poważnego tematu – czyta się szybko. Język jest dość przystępny, choć niejednokrotnie fachowy. Autor wplata w tekst wiele japońskich słów czy wyrażeń. Dla mnie nie są one większym uatrakcyjnieniem, ale dla japonistów na pewno okażą się przydatne. Zawarte na końcu publikacji fragmenty raportu dopełniają obraz, który kształtuje się słowami Piotra Bernardyna. Lubię książki, które dadzą pretekst do namysłu i ukazują prawdę o świecie, kulisy wielkich wydarzeń, dramatów. Cenię tytuły, które są napisane w sposób, mogący trafić do wielu. Dobry reportaż zawsze będę polecać.
FitMind. Schudnij bez diet
Uwielbiam czytać, dlatego zawsze bardzo chętnie podejmuję współpracę z wydawnictwami. Tym razem miałam przyjemność współpracować z wydawnictwem Helion, które wysłało mi książkę pt. „FitMind Schudnij Bez Diet” Klaudii Pingot i Aleksandry Buchholz.
Opis książki:
Metoda FitMind to ucieczka od stereotypowego podejścia do idealnej sylwetki i zmiana myślenia o odchudzaniu.
Panujący we współczesnym świecie kult szczupłej i wysportowanej sylwetki miliony kobiet (i nie tylko) codziennie doprowadza do rozpaczy. Osiągnięcie wymarzonej figury zaczyna im przesłaniać inne ważne kwestie albo wręcz zamienia się w magiczne myślenie typu: jak schudnę, to wszystko zacznie mi się udawać. Takie myślenie sprawia, że katują się kolejnymi dietami cud, których efektem mogą być poważne problemy zdrowotne, zamiast uważnie przyjrzeć się swojemu życiu, swoim prawdziwym potrzebom i pragnieniom. .
Tymczasem idea FitMind mówi, że ciało samo wróci do stanu optymalnego, jeśli przekonania i nawyki zmienią się na dobre. Autorki pokazują jak zaprogramować umysł, emocje, zachowania w drodze do pięknego i atrakcyjnego wyglądu, a przede wszystkim do osiągnięcia wewnętrznej spójności i harmonii.
Moja opinia:
Książka warta polecenia osobom borykającym się z nadwagą, lub tym, które ją kiedyś miały. Należę do tej drugiej grupy i moje oczy otworzyły się na wiele rzeczy, z których nie zdawałam sobie sprawy. Nie od dziś wiadomo, że nadwaga często jest zewnętrzną oznaką wewnętrznych udręk, dlatego warto nad tym pracować. Mi pomogła wskoczyć na kolejny level samoakceptacji, z którą krucho po latach patrzenia z niezadowoleniem w lustro. .
Fajnie napisana, nie nudzi, jak niektóre poradniki. Wartościowa treść przeplatana jest prostymi ćwiczeniami, które pomogą nam w walce z kilogramami, oraz pamiętnikiem niejakiej Basi. Niestety, tu muszę się trochę przyczepić. Jak dla mnie wypowiedzi Basi są bardzo infantylne. Ale to moje osobiste odczucia – wolę postacie o silnej osobowości, ale tutaj taka osoba jak Basia była potrzebna.
Jednym słowem – POLECAM :).