ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Bieganie i odchudzanie dla kobiet. Zdrowa i piękna każdego dnia

Przyznam od razu, że tytuł nie zachęcił mnie do sięgnięcia po tę pozycję – bieganie od zawsze kojarzyło mi się z przyjemnością, nagrodą, energią i radością odchudzanie natomiast z karą i restrykcjami, wiecznie „nafochowanymi” zmęczonymi życiem nieszczęśnikami, nieustannie liczącymi kalorie. Z drugiej strony bieganie dość często właśnie z odchudzaniem się łączy. Na szczęście (dla siebie i innych) zazwyczaj nie oceniam książek po okładce a od tytułu ważniejszy jest dla mnie autor. Barbara i Jeff Galloway, duet od lat z powodzeniem zachęcający do zmiany trybu życia, propagujący marszobiegi i bieganie, to dla mnie wystarczająca rekomendacja.

Czy efektywna (i efektowna!) metamorfoza musi oznaczać życiową rewolucję? Według autorów – niekoniecznie. Nie ma w “Bieganiu i odchudzaniu…” skomplikowanych diet, recept naszpikowanych specjalistycznym słownictwem, programów treningowych wymagających nadludzkiego wysiłku. I, według mnie najistotniejsze – nie ma obietnic bez pokrycia, „złotych środków” „diet cud”.

Są za to bardzo praktyczne rady, uwzględniające realia życia „zwykłej kobiety”, proste rozwiązania, odpowiedzi na najczęściej pojawiające się wątpliwości.

Barbara Galloway, nauczycielka i twórczyni programów treningowych, już we wstępie zastrzega, że “nie jest to książka o diecie” (ufff, całe szczęście!), zapewnia, że proponowane ćwiczenia można bez trudu wpleść w napięty rozkład dnia uprzedzając tym samym jakże wygodną wymówkę: “nie mam czasu”. Z najczęściej powtarzającymi się wymówkami rozprawia się zręcznie w następnych rozdziałach. Odwołuje się często do tak charakterystycznego dla większości kobiet poczucia obowiązku, odpowiedzialności za dzieci i rodzinę. Przekonuje, że dbanie o własne zdrowie i dobre samopoczucie to nie fanaberia a “zdrowy egoizm” przekłada się na lepsze relacje z otoczeniem i procentuje w życiu codziennym.

Autorka dużą wagę przykłada do budowania i podtrzymywania motywacji – według mnie to jedna z największych zalet książki.

Nie wątpię, że korzystając z rad zawartych w “Bieganiu…” i stosując proste techniki motywacyjne można wprowadzić w ruch każde ciało, nawet to, które do tej pory dążyło do pozostania na kanapie.
twojezwyciestwo.wordpress.com agnieszka, 2012-05-14

Elektronika dla bystrzaków. Wydanie II

Przychodzi mi do głowy pewna anegdota. Kiedyś, jeszcze chyba w czasach szkoły średniej, siedzieliśmy z kolegą w „warsztacie” rozważając jakieś aspekty właśnie nabytych komponentów elektronicznych, gdy zajrzała do nas koleżanka niosąc pod pachą „kaseciaka”. „Chyba wysiadło coś ważnego” – powiedziała ze śmiertelnie poważną miną – „bo aż zgasło światło w mieszkaniu. Tata mówił, że to na pewno silnik”. Oczywiście, „kaseciak” dał się naprawić, silnik był cały i zdrowy, a po wymianie bezpiecznika i gniazdka z wyłącznikiem, radiomagnetofon odzyskał dawną świetność. Obserwując kłopoty niektórych znajomych ze zrozumieniem i przyswojeniem sobie podstawowej wiedzy na temat prądu elektrycznego i zjawisk towarzyszących jego przepływowi, mając już dosyć polecania im książek z lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych albo stron internetowych o różnej jakości, a oprócz tego znając zamiary wydania serii książek o elektronice dla laików przez Wydawnictwo Helion, z dużym zainteresowaniem wziąłem do rąk książkę pary autorów Cathleen Shamieh i Gordona McComba „Elektronika dla bystrzaków”. Książka jest tłumaczeniem z języka angielskiego, a oryginalny tytuł brzmi „Electronics for dummies”. Słowo „bystrzak” użyte w tytule, chyba nie jest w tym wypadku dobrym określeniem. Zgodnie ze słownikiem języka polskiego – „bystrzak, potocznie: człowiek bystry, sprytny”. Nie trzeba być sprytnym, aby móc zajmować się elektroniką. Wystarczy, że ma się głód wiedzy i jest się nauczalnym oraz pracowitym. Nie twierdzę, że elektronik nie musi być lub nie jest bystry, ale książka jest typową pozycją dla kogoś, kto nie ma pojęcia o elektryczności, a chciałby poznać zasady działania komponentów, nauczyć się budować z nich podstawowe obwody i co najważniejsze – poznać też aspekt praktyczny, a więc rozumieć w jaki sposób działają, samodzielnie je uruchamiać, testować, wykonywać pomiary, stosować w praktyce. Ale rozumiem rozterki tłumacza, ponieważ tytuł oryginalny jest trudno przetłumaczyć na język polski w taki sposób, aby kogoś nie obrazić. Bo „Elektronika dla ciemniaków” (używając jednego z łagodniejszych tłumaczeń słowa dummies, zainteresowanych odsyłam do słownika) to bardzo obraża, „Elektronika dla opornych” już była, a i „oporny” to też raczej nie jest słowo, które dobrze oddaje sens tytułu. Książka blisko 350 stron i wydawałoby się, że można ją przeczytać w kilka wieczorów. Niestety, w wypadku „Elektroniki dla bystrzaków” nie jest takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. Jeśli ktoś niemający wiedzy o elektronice spodziewa się, że kupi ją i „połknie” w przeciągu tygodnia, to nie ma nic bardziej mylącego. Lektura książki, analiza opisanych w niej zjawisk, zapoznanie się z obwodami i przyrządami pomiarowymi zajmują trochę czasu, a nauka elektroniki to też proces wymagający nieco wysiłku. Na początku podane są ważne informacje o bezpieczeństwie, bo czasami łatwo zapomnieć, że prądu elektrycznego nie widać, ale to nie oznacza, że nie może zdrowo „łupnąć” i trzeba być świadomym zagrożenia. Spodobała mi się również teza, której jestem zwolennikiem – „Żeby się nauczyć, trzeba się ubrudzić”. To jest coś, o czym zapomina wiele osób i niestety, ogromna liczba szkół i uczelni technicznych. W rozdziale pierwszym znajdziemy informacje na temat podstawowych zjawisk fizycznych, tzn. czym jest prąd elektryczny, dlaczego płynie, jakie zjawiska towarzyszą jego przepływowi. Osobiście drażnią mnie nieco opisy tłumaczące zjawiska elektryczne na podstawie przepływu wody, ale być może w ten sposób łatwiej jest coś wyobrazić sobie komuś, kto nigdy nie miał do czynienia z elektrycznością. Faktem jest, że zjawiska są opisane obrazowo, a analogie nie są wyszukiwane „na siłę”. Dalej przeczytamy o komponentach stosowanych w elektronice: rezystorach, kondensatorach, cewkach, półprzewodnikach (w tym o układach scalonych, np. „nieśmiertelnym”, prze-uniwersalnym 555), a wszystko okraszone niezbędnymi porcjami wiedzy, kilkoma łatwymi do zrozumienia wzorami, opisami zjawisk. Tylko tyle ile trzeba, nie za wiele. Bez używania całek, pochodnych i skomplikowanej wiedzy akademickiej. W tej części książki autorzy podają również nieco informacji na temat zasad dobierania podzespołów, dopuszczalnych parametrów ich pracy – jednym zdaniem – komponenty w praktyce. Później dowiemy się, jak urządzić warsztat i zadbać o swoje bezpieczeństwo, w jaki sposób czytać schematy i jak używać podstawowych przyrządów pomiarowych, takich jak multimetr czy oscyloskop. W dalszej części wreszcie czytelnik zaczyna poważnie „brudzić sobie ręce”, ponieważ autorzy prezentują kilka układów elektronicznych wraz z opisami ich wykonania. Na koniec znajdziemy kilka użytecznych porad, wraz z adresami sklepów, w których można dokonać zakupów podzespołów i przyrządów pomiarowych. Cały spis treści można znaleźć na stronie Wydawnictwa Helion. Trudno coś zarzucić tej książce pod względem merytorycznym. Powiem więcej – jest napisana prawie nienagannie. Prawie, ponieważ w rozdziale o oscyloskopach raczej powinno się omówić oscyloskop cyfrowy, a nie analogowy. Owszem, sposób użytkowania tego przyrządu pomiarowego nie zmienił się, ale zasada działania i możliwości – znacznie. Informacji teoretycznych jest podanych akurat tyle, ile trzeba. Może troszeczkę brak analizy zjawisk, tego co dzieje się w obwodzie, ale myślę, że jak na początek, to i tak wystarczy, a osoby chcące poszerzyć horyzonty wiedzy muszą sięgnąć do innej literatury. O jedno mam pretensję do autorów. Moim zdaniem poszli troszkę za „szeroko”. Warto by było napisać więcej, bardziej szczegółowo i podzielić zawartość tematycznie na 3-4 tomy (coś w stylu: podstawy i komponenty, układy analogowe, układy cyfrowe, mikrokontrolery), ponieważ w jednej książce tej wiedzy jest trochę za dużo i może ona przytłoczyć i znudzić czytelnika. Książkę po prostu trzeba w pewnym momencie odstawić na półkę i sięgnąć do lutownicy, aby sprawdzić wiedzę i trochę odreagować. Jest to niezbędne, jeśli coś ma „wyjść” z tego zamiaru zajęcia się elektroniką. Moim zdaniem nie jest to też książka dla dzieci, ale raczej dla co najmniej uczniów kończących gimnazjum i osób od nich starszych. Nie jest to bowiem pozycja z tych, które bawiąc uczą, ale trzeba przysiąść, uzbroić się w cierpliwość, przeczytać i zrozumieć opisywane zjawiska. Dostrzegam w książce taki zamysł, aby skierować czytelnika w stronę praktycznego zajęcia się elektroniką i w kierunku dalszego pogłębiania wiedzy. I tak trzymać!
easy-soft.net.pl .

Fotograf w podróży

Czy wiecie, że fotograf podróżnik to mało romantyczny zawód? Autor książki „Fotograf w podróży” Piotr Trybalski, przekonuje nas o tym jednoznacznie. Każdy, kto chce robić dobre zdjęcia musi poświęcić długie godziny na przygotowania. Trzeba czytać, analizować, próbować… I tu naprzeciw chęciom stworzenia dobrych fotografii wychodzi Piotr Trybalski, który w swoim przewodniku pokazuje jak zrobić świetne, przejmujące zdjęcia z podróży.

W przepięknie wydanym nakładem wydawnictwa Helion przewodniku znajdziecie porady fotografa podróżnika. Rozpoczynając od przygotowań, które zdaniem autora stanowią 80% sukcesu, przez sprzęt fotograficzny, do rad jak fotografować oraz jak sprzedawać swoje zdjęcia. A rady te okazują się nieocenione, bo Trybalski czerpie ze swojego doświadczenia. Można dowiedzieć się jak fotografować kobiety, dlaczego warto uśmiechać się do ludzi lub też jak fotografować w krajach muzułmańskich. Autor dzieli się z czytelnikami sposobami na dobre kadrowanie zdjęć czy tajnikami uzyskiwania dobrych zdjęć robionych w różnych środkach transportu.

Wszystkie rady Trybalskiego dotyczą praktycznego podejścia do fotografii. Autor nie zamęcza czytelnika technicznymi niuansami, nie przeprowadza porównań sprzętu, nie katuje czytelników różnicami pomiędzy wybranymi obiektywami. Co jest miłą niespodzianką, porady autora mają uniwersalny charakter – pokazuje on tylko rozwiązania, jakie sprawdzają się w jego przypadku.

Książka adresowana jest do amatorów i może stanowić inspirację do poprawienia swojego dotychczasowego warsztatu lub zafascynowania się sztuką fotografii, która w dzisiejszych czasach może być dostępna dla każdego. Jeśli więc zastanawiacie się jak podczas wyprawy w egzotyczne rejony świata zrobić niepowtarzalne zdjęcia i utrwalić chwile przez pryzmat swojej wrażliwości, ta książka jest właśnie dla Was.

Książka została wydana na kredowym papierze i zawiera mnóstwo wspaniałych, kolorowych fotografii. W moim przekonaniu książka należy do czołówki tego typu poradników. Świetna lektura przed zbliżającymi się wakacjami. Polecam, życząc Wam coraz lepszych zdjęć i radości z fotografowania.
irka.com.pl gaba, 2012-05-14

Mikrokontrolery PIC w praktycznych zastosowaniach

Przyznam się, że bardzo rzadko korzystam z książek technicznych uczących programowania. Mikrokontroler to mikrokontroler, wszystkie są podobne. Metody ich programowania nie zmieniają się od lat, więc wystarczy pobrać z Internetu dokumentację, zaopatrzyć się w odpowiednie narzędzia i „rzeźbić”. Ale wpadła w moje ręce wydana przez Helion książka Pawła Borkowskiego „Mikrokontrolery PIC w praktycznych zastosowaniach”, więc postanowiłem zajrzeć co w trawie piszczy. Autor jest nauczycielem akademickim i spodziewałem się trochę nudnych wywodów, parametrów, rysunków rejestrów, zaleceń, zastrzeżeń itd. Jednym słowem – wiedzy akademickiej w takim a nie innym ujęciu. Uffff… Pomyliłem się!

Zazdroszczę panu Pawłowi lekkości języka i łatwości z jaką podaje tę przecież trudną wiedzę. Jak to ująć? Może w ten sposób, że autor w przystępnie opowiada o rzeczach trudnych, dodatkowo przerywając monotonię potoku informacji technicznych rysunkami, żartami, anegdotami. Na początku wydawało mi się, że w poważnej książce nie przystoi taka „dziecinada”, jednak po kilkunastu stronach lektury zauważyłem, że te żarty pomagają rozluźnić się i wiedza łatwiej wchodzi do głowy. I summa summarum książkę o programowaniu czyta się łatwo, lekko i przyjemnie, nabywając niejako przy okazji niezbędnych umiejętności. Jak dla mnie majstersztyk!
Książka jest napisana w konwencji „klockowej”. To znaczy, mamy klocek z mikrokontrolerem, z diodą LED, z wyświetlaczem, z klawiszami, z odbiornikiem GPS i czym tam jeszcze możemy sobie wymyślić, a następnie składamy te klocki w całość i powstają z nich gotowe urządzenia. Bo nie oszukujmy się – większość urządzeń elektronicznych można zbudować właśnie z takich modułów. Często wiedza zdobywana przez konstruktora, to umiejętność budowania i łączenia ze sobą różnych modułów, w różne obwody, przeznaczone do różnych zastosowań i pracujące w różnych warunkach.
Pełny spis treści książki można znaleźć tutaj <<>>. Na początku autor podaje garść wiedzy na temat używanych narzędzi sprzętowych i programowych. Stosuje firmowy programator PICkit-2 (ale podaje też schemat nieskomplikowanego programatora dołączanego do RS232), kompilatory języka C firm Hitech i Microchip. Proponuje też zestaw ewaluacyjny, który ułatwia naukę programowania. Jest on oferowany przez wrocławską firmę ARE pod oznaczeniem ARE0084. Owszem, jest to zestaw bardzo dobrze wyposażony, jednak moim zdaniem coś służącego do nauki nie powinno być aż tak kosztowne. Nie sugeruję, że ktoś zdziera z nas pieniądze, bo zestaw jest wart swojej ceny, ale moim zdaniem warto wybrać drogę nauki przez ubrudzenie sobie rąk. Autor książki również opisuje tę tańszą alternatywę wykazując się pełnym zrozumieniem dla zasobności kieszeni np. hobbystów, uczniów liceów czy gimnazjów. Sam również uczyłem się korzystając z płytek uniwersalnych i uważam, że nie należy przepłacać. Ale jeśli ktoś chce być wygodnym i ma na to pieniądze, to ma wybór.
W rozdziale drugim od razu przystępujemy do programowania. Dlatego przystępując do lektury książki warto cokolwiek dowiedzieć się na temat języka C. Chociażby z opisu standardu ANSI lub z artykułów, których wiele jest dostępnych w Internecie, nawet na tej stronie internetowej. W pierwszych przykładach programowania za pomocą mikrokontrolera PIC16F877A sterujemy diodą LED, następnie wyświetlaczami 7-segmentowymi LED (i to w trybie multipleksowania) oraz znakowym modułem LCD. Są schematy, programy, przykłady. Wszystko opisane od podszewki, z humorem i dowcipem. Na koniec rozdziału, dla okrasy, sterowanie mechanicznym ramieniem napędzanym serwomechanizmami modelarskimi. Mamy już obsługę elementów wizualizacji stanu mikrokontrolera, a co z pozostałymi komponentami interfejsu użytkownika? W kolejnym rozdziale pojawiają się przykłady obsługi przycisków i zbudowanej z nich klawiatury oraz przykładowy projekt zamka szyfrowego. Teraz sięgamy jeszcze bardziej w głąb mikrokontrolera: obsługa przerwań, układów czasowo – licznikowych oraz różnych trybów ich pracy i projekt miernika częstotliwości! Następnie obsługa interfejsów szeregowych i projekt lokalizatora GPS. A gdyby zabrakło nam pamięci? W rozdziale 6 znajdziemy opisy dołączenia zarówno dodatkowej pamięci masowej (FLASH), jak i pamięci operacyjnej. Tam też znajdziemy funkcje służące do obsługi kolorowego wyświetlacza LCD i projekt termometru cyfrowego. W rozdziale 7, kończącym książkę, sięgamy do dobrze wyposażonego, 16-bitowego mikrokontrolera PIC o sporych możliwościach tj. dsPIC33FJ128GP802 i zapoznajemy się z podstawami jego stosowania oraz programowania.
Jak dla mnie autor troszkę za bardzo „prześlizguje się” po asemblerze, ale jestem purystą, zepsutym przez programowanie niemal wyłącznie w asemblerze, a teraz pojemności pamięci urosły i nikt już nie przejmuje się jakimiś paroma bajtami, które można zaoszczędzić. Sam też najczęściej piszę w języku C ze wstawkami w asemblerze i dlatego pomimo początkowych zastrzeżeń, przyznaję autorowi absolutną rację: przecież język C też trzyma programistę na tyle blisko hardware’u, że ten jest w stanie zrozumieć go i nauczyć się poprawnie z niego korzystać.
easy-soft.net.pl .

Talent nie istnieje. Droga do praktycznego osiągania mistrzowskich umiejętności

Czym jest talent w obiegowym przekonaniu? Zastępuje niejako wypracowaną umiejętność, sprawia, ze obdarzonym nim ludziom dana czynność przychodzi łatwo i bez nakładów w postaci wysiłku intelektualnego czy twórczego. Z tym właśnie mitem, który wyrósł na tak stereotypowym myśleniu i nieco „magicznym” postrzeganiu rzeczywistości, walczy Artur Król – psycholog, który zrewolucjonizował dotychczasowe ustalenia na temat talentu, w radykalny sposób zaprzeczając jego istnieniu. Potrafi on umiejętnie i przekonująco uzasadnić swoje poglądy, m.in. przywołując postacie powszechnie znane i posądzane o wielki talent, np. Wolfganga Amadeusza Mozarta. Okazuje się, że nasze umiejętności są wynikiem pewnych predyspozycji oraz czasu i wysiłku, które włożyliśmy w ich wypracowanie. Marzenia o tym, że pewnego dnia nagle odkryjemy w sobie ukryty dotąd talent, są więc mrzonkami, które należy włożyć między bajki…

Dzięki tej książce, napisanej przystępnym i barwnym językiem, możemy zaplanować własny rozwój tak, by w niedługim czasie osiągnąć mistrzostwo w wybranej przez siebie dziedzinie. Wystarczy wiedzieć, jakie są mechanizmy uaktywniające ukryty potencjał drzemiący w nas samych.

Autor przedstawia też praktyczne porady i ćwiczenia prowadzące do osiągnięcia ogromnej wiedzy i umiejętności. Szczególnie podkreśla wagę celowych ćwiczeń wykonywanych przez określoną liczbę godzin i z pewnym ukierunkowaniem na zdobycie konkretnych kompetencji. Dzięki nim zwiększysz także swą efektywność i szanse na osiągnięcie satysfakcjonujących wyników w swojej branży. Skorzystaj ze wskazówek cenionego trenera, który w swej publikacji uwzględnia najnowsze ustalenia naukowe, zwłaszcza z dziedziny neurologii i psychologii.

Jeśli więc chcesz być lepszym rodzicem, pracownikiem czy szefem, warto wdrożyć te wskazówki do swego życia. Sama także je stosuję, wierząc w pozytywne skutki dla mojego rozwoju i dalszego życia.

Ta książka to klucz do sukcesu zarówno w życiu osobistym, jak i w karierze zawodowej. Polecam gorąco!
urodaizdrowie.pl Aneta M., 2012-05-11
Sposób płatności