Recenzje
Rzym. Przewodnik-celownik. Wydanie 3
Rzym - kolebka cywilizacji i kultury europejskiej. Według jednej z najpopularniejszych legend Wieczne Miasto powstało dzięki bliźniakom- Remusowi i Romulusowi, wykarmionym przez wilczycę. Dziś Rzym to miasto, które może się poszczycić bogatą i barwną historią, co roku odwiedzają je rzesze turystów i pielgrzymów. Właśnie z myślą o nich Wydawnictwo Bezdroża przygotowało profesjonalnie opracowany przewodnik po Rzymie. Należy on do serii Przewodniki- Celowniki, które opisują najciekawsze miasta i regiony Europy.
W publikacji tej znajdziemy wszelkie informacje, które ułatwią nam zwiedzanie Rzymu. Na samym wstępie zamieszczony jest indeks atrakcji turystycznych, a następnie atlas centrum miasta ze spisem wszystkich ulic. Nie zabraknie też krótkiej historii Rzymu, od czasów legendarnego założenia miasta, aż do współczesności. Największą i chyba najbardziej interesującą część przewodnika stanowią opisy ponad stu największych atrakcji turystycznych Rzymu, uzupełnione o przepiękne i starannie dobrane fotografie. Warto dodać, że przy każdym zabytku jest informacja o cenie biletu i godzinach otwarcia dla zwiedzających, co może okazać się niezwykle przydatne dla osób, które planują zwiedzać miasto na własną rękę. Na końcu mamy informacje praktyczne, głównie dotyczące noclegów i komunikacji, a także wyżywienia. Dowiemy się nie tylko jak najszybciej i najłatwiej poruszać się po mieście, ale także gdzie zjeść szybko i tanio, a jednocześnie smacznie.
Ci, którzy nie mieli jeszcze okazji zwiedzać Wiecznego Miasta z pewnością zastanawiają się, co warto zobaczyć. Jestem przekonana, że każdy znajdzie tu coś interesującego dla siebie. Na pewno nie można pominąć Bazyliki św. Piotra. Na zwiedzanie warto przeznaczyć sporo czasu, tak aby nie pominąć żadnego ze skarbów we wnętrzu tego kościoła, np. słynnej Piety Michała Anioła. Ja chętnie wybrałabym się też na plac Campo dei Fiori, zobaczyła Koloseum i Fonatannę di Trevi, a także obejrzała ruiny Forum Romanum. Miejsc wartych zobaczenia jest naprawdę wiele i każdy powinien kierować się tutaj własnym uznaniem.
Cały przewodnik jest starannie przemyślany i pozwala na szybkie i łatwe odnajdywanie potrzebnych informacji. Opis zabytków wraz z fotografiami oraz dokładna mapa uzupełniają się tworząc przejrzystą i czytelną całość. Pozwalają też na samodzielne zaplanowanie trasy zwiedzania, ułatwiają orientację w terenie i rozpoznawanie obiektów. Z czystym sumieniem mogę polecić tę publikację wszystkim, którzy wybierają się w podróż do Rzymu. Dostarczy ona garść praktycznych informacji, ułatwi poruszanie się po mieście i pozwoli w pełni cieszyć się urokami tego pięknego miejsca.
W publikacji tej znajdziemy wszelkie informacje, które ułatwią nam zwiedzanie Rzymu. Na samym wstępie zamieszczony jest indeks atrakcji turystycznych, a następnie atlas centrum miasta ze spisem wszystkich ulic. Nie zabraknie też krótkiej historii Rzymu, od czasów legendarnego założenia miasta, aż do współczesności. Największą i chyba najbardziej interesującą część przewodnika stanowią opisy ponad stu największych atrakcji turystycznych Rzymu, uzupełnione o przepiękne i starannie dobrane fotografie. Warto dodać, że przy każdym zabytku jest informacja o cenie biletu i godzinach otwarcia dla zwiedzających, co może okazać się niezwykle przydatne dla osób, które planują zwiedzać miasto na własną rękę. Na końcu mamy informacje praktyczne, głównie dotyczące noclegów i komunikacji, a także wyżywienia. Dowiemy się nie tylko jak najszybciej i najłatwiej poruszać się po mieście, ale także gdzie zjeść szybko i tanio, a jednocześnie smacznie.
Ci, którzy nie mieli jeszcze okazji zwiedzać Wiecznego Miasta z pewnością zastanawiają się, co warto zobaczyć. Jestem przekonana, że każdy znajdzie tu coś interesującego dla siebie. Na pewno nie można pominąć Bazyliki św. Piotra. Na zwiedzanie warto przeznaczyć sporo czasu, tak aby nie pominąć żadnego ze skarbów we wnętrzu tego kościoła, np. słynnej Piety Michała Anioła. Ja chętnie wybrałabym się też na plac Campo dei Fiori, zobaczyła Koloseum i Fonatannę di Trevi, a także obejrzała ruiny Forum Romanum. Miejsc wartych zobaczenia jest naprawdę wiele i każdy powinien kierować się tutaj własnym uznaniem.
Cały przewodnik jest starannie przemyślany i pozwala na szybkie i łatwe odnajdywanie potrzebnych informacji. Opis zabytków wraz z fotografiami oraz dokładna mapa uzupełniają się tworząc przejrzystą i czytelną całość. Pozwalają też na samodzielne zaplanowanie trasy zwiedzania, ułatwiają orientację w terenie i rozpoznawanie obiektów. Z czystym sumieniem mogę polecić tę publikację wszystkim, którzy wybierają się w podróż do Rzymu. Dostarczy ona garść praktycznych informacji, ułatwi poruszanie się po mieście i pozwoli w pełni cieszyć się urokami tego pięknego miejsca.
Sztukater.pl .
Włochy północne. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Wydanie 4
"Włochy północne" podzielone są na pięć rozdziałów. Pierwszy to propozycje tras po Włoszech (względnie północnych). Bardzo (!!!) mocno brakowało mi takich propozycji w momencie przygotowywania wyprawy do Portugalii. A tutaj - gotowa recepta. W każdych wariantach czasowych i preferencyjnych. Ostatni, piąty rozdział, dodatkowo przedstawia propozycje tras górskich. Dla każdego coś miłego. Rozdział II to typowy składnik każdego przewodnika - informacje praktyczne o kraju - waluta, czas, środki transportu, zwyczaje, noclegi, wyżywienie etc. Rozdział III to już informacje krajoznawczo-historyczne. Większość przewodników (poza Lonely Planet) wykłada się na tych rozdziałach na łopatki. Szkoda, że autorzy/redaktorzy nie zadają sobie wysiłku, aby historię kraju opisać w bardziej ciekawy sposób. Również Bezdroża popełniają ten błąd - poziom atrakcyjności części historycznej nie przewyższa niestety tej serwowanej przez klasyczny podręcznik dla szkół. A szkoda, bo historia to naprawdę pasjonująca dziedzina i można opowiedzieć w bardziej interesujący sposób. W tej części brakuje ciekawostek, anegdot. Naprawdę szkoda.
Część właściwą przewodnika przynosi rozdział czwarty, podzielony na trzynaście części odpowiadającym kolejnym regionom Włoch oraz Rzymowi. Każdy podrozdział poprzedzony jest listą miejsc wartych odwiedzenia ("must see"). Następnie krótko zostaje scharakteryzowany dany region i następuje lista miast wartych zwiedzenia w okolicy. Szkoda, że najmniej miejsca poświęca się kluczowym informacjom takim jak: dojazd, co i gdzie warto zjeść, co można zobaczyć po drodze z dworca/lotniska. Takie informacje są najbardziej pożądane przez klasycznego użytkownika przewodnika (niestety jedyne wydawnictwo, które szanuje w pełni te potrzeby to ... Lonely Planet). Plany miast są orientacyjne, ale na pobieżne zwiedzanie miast - wystarczające. Najbardziej charakterystyczne miejsca są na nich zaznaczone, a później opisane w tekście. Wszelkie informacje praktyczne jak opłaty wstępu do obiektów, godziny otwarcia, są również zawarte. Zawsze bawią mnie dokładne opisy architektoniczne (niemal fotograficzne odtworzenie portalu jakiejś katedry z dokładnym życiorysem twórcy) - większość osób interesują jakieś historie związane z miejscem, ich znaczenie dla okolicy i mieszkańców, charakterystyczne elementy, odniesienia do kultury. Szkoda, że większość przewodnik podchodzi jednak do tych zagadnień bardzo stereotypowo.
Przewodnik jest lekki, format jest poręczny. Jest klejony, trudno stwierdzić, czy wytrzymałby trudy podróży. Wygląda jednak solidnie. Fajnie również, że ostatnie strony są miejscem na notatki (w podróży często coś notujemy, a karteluszki i paragony mają silne właściwości znikające). Mimo mojej listy wad, pewnie nie wahałabym się, aby właśnie ten przewodnik wziąć ze sobą w podróż. Polecam wszystkim, którzy zamierzają zwiedzić Włochy Północne.
Część właściwą przewodnika przynosi rozdział czwarty, podzielony na trzynaście części odpowiadającym kolejnym regionom Włoch oraz Rzymowi. Każdy podrozdział poprzedzony jest listą miejsc wartych odwiedzenia ("must see"). Następnie krótko zostaje scharakteryzowany dany region i następuje lista miast wartych zwiedzenia w okolicy. Szkoda, że najmniej miejsca poświęca się kluczowym informacjom takim jak: dojazd, co i gdzie warto zjeść, co można zobaczyć po drodze z dworca/lotniska. Takie informacje są najbardziej pożądane przez klasycznego użytkownika przewodnika (niestety jedyne wydawnictwo, które szanuje w pełni te potrzeby to ... Lonely Planet). Plany miast są orientacyjne, ale na pobieżne zwiedzanie miast - wystarczające. Najbardziej charakterystyczne miejsca są na nich zaznaczone, a później opisane w tekście. Wszelkie informacje praktyczne jak opłaty wstępu do obiektów, godziny otwarcia, są również zawarte. Zawsze bawią mnie dokładne opisy architektoniczne (niemal fotograficzne odtworzenie portalu jakiejś katedry z dokładnym życiorysem twórcy) - większość osób interesują jakieś historie związane z miejscem, ich znaczenie dla okolicy i mieszkańców, charakterystyczne elementy, odniesienia do kultury. Szkoda, że większość przewodnik podchodzi jednak do tych zagadnień bardzo stereotypowo.
Przewodnik jest lekki, format jest poręczny. Jest klejony, trudno stwierdzić, czy wytrzymałby trudy podróży. Wygląda jednak solidnie. Fajnie również, że ostatnie strony są miejscem na notatki (w podróży często coś notujemy, a karteluszki i paragony mają silne właściwości znikające). Mimo mojej listy wad, pewnie nie wahałabym się, aby właśnie ten przewodnik wziąć ze sobą w podróż. Polecam wszystkim, którzy zamierzają zwiedzić Włochy Północne.
Sztukater.pl .
FitMind. Schudnij bez diet
Czy warto przeczytać książkę "FitMind. Schudnij bez diet"?
Fitblogi, fitdziewczyny i fitprzepisy opanowały Internet. Praktycznie na każdym "babskim" portalu możemy natknąć się na teksty poświęcone zdrowemu trybowi życia, oznaczone magicznym hashtagiem #fit. Cały Internet chce być fit i skłamałabym, twierdząc, że ze mną jest inaczej. Właśnie dlatego z przyjemnością sięgnęłam po fitksiążkę "FitMind. Schudnij bez diet".
FitCzekoAda?!
Nie czuję potrzeby odchudzenia się, nigdy nie miałam problemów z wagą. Zawsze lubiłam uprawiać sport, całe gimnazjum spędziłam na basenie, w liceum biegałam na zawodach i pokochałam aerobik. Ponad rok temu zaczęłam (próbować) prowadzić zdrowy tryb życia. Chodzę na fitness, odwiedzam siłownię, wszędzie chodzę pieszo. Gdyby nie moja nadnaturalna słabość do słodyczy i niezdrowego jedzenia, mogłabym z dumą stwierdzić, że jestem fit. Zamiast tego, z dumą stwierdzam, że próbuję być fit i czasem nawet mi to wychodzi.
Schudnij bez diet? Pfff jasne!
Sam tytuł książki "FitMind. Schudnij bez diet" wzbudził we mnie sporo wątpliwości. Przecież odchudzanie wydaje się być nierozerwalnie powiązane z dietami. Czy ktoś tu ma mnie za naiwniaka? A może da się schudnąć nie stosując żadnej diety? Każda strona poradnika krzyczy do czytelnika "TAK! Jasne, że się da!"
Co mówi książka o sobie samej?
Może na początek zacznijmy od... końca, czyli od tylnej części okładki... Cóż z niej wyczytamy?
Panujący we współczesnym świecie kult szczupłej i wysportowanej sylwetki miliony kobiet (i nie tylko) codziennie doprowadza do rozpaczy. Osiągnięcie wymarzonej figury zaczyna im przesłaniać inne ważne kwestie albo wręcz zamienia się w magiczne myślenie typu: jak schudnę, to wszystko zacznie mi się udawać. Takie myślenie sprawia, że katują się kolejnymi dietami cud, których efektem mogą być poważne problemy zdrowotne, zamiast uważnie przyjrzeć się swojemu życiu, swoim prawdziwym potrzebom i pragnieniom. W tej książce znajdziesz receptę na „odgrubianie” oraz przywrócenie harmonii ciała i duszy bez działania przeciwko naturze czy Twojej własnej fizjologii.
W tej książce nie znajdziesz porad dotyczących tego, co jeść, jak ćwiczyć i jakie kryteria powinnaś spełniać. Jej autorki pragną Ci za to pokazać, jak zaprogramować umysł, emocje, zachowania w drodze do pięknego i atrakcyjnego wyglądu, a przede wszystkim do osiągnięcia wewnętrznej spójności i harmonii.
Nie jest to typowy poradnik, który pomoże nam zaplanować jadłospis na cały tydzień i powie, ile przysiadów powinniśmy zrobić po zjedzeniu kanapki z serem. Tematyka książki dotyka naszej psychiki, miesza nam w głowie niczym członek sekty i walczy z naszym stereotypowym myśleniem. Z jakim rezultatem?
Czy dałam się przekonać?
Przyznam szczerze - mam mieszane uczucia. Byłam bardzo pozytywnie nastawiona, może dlatego czuję pod pewnym względem lekkie rozczarowanie? Spodziewałam się znaleźć w książce tricki i nawyki, które mogłabym wprowadzić do swojego życia, żeby być #jeszcze #bardziej #fit. Nie mogę jednak stwierdzić, że książka mnie nie zainteresowała. "FitMind" mówi o zdrowym stylu życia w inny sposób, niż większość autorów poradników, fitblogerek i dietetyków. Autorki skupiają się na psychice, która ma według nich ogromny wpływ na nasze ciało. Już na wstępie książki namawiają do oduczenia się stosowania diet. Piszą o tym, jak osiągnąć harmonię, równowagę życiową.
Tutaj znów wspomogę się słowami autorek. Warto wspomnieć, iż jedna z nich - Klaudia Pingot jest trenerem osobistym i coach'em. Czytając książkę wyczułam trochę ten coach'ingowy styl.
Metoda FitMind to ucieczka od stereotypowego podejścia do idealnej sylwetki i zmiana myślenia o odchudzaniu. Tymczasem idea FitMind mówi, że ciało samo wróci do stanu optymalnego, jeśli przekonania i nawyki zmienią się na dobre. Autorki pokazują, jak zaprogramować umysł, emocje, zachowania w drodze do pięknego i atrakcyjnego wyglądu, a przede wszystkim do osiągnięcia wewnętrznej spójności i harmonii.
Czego nauczyła mnie ta książka?
Co prawda, książka nie urwała żadnej części mojego ciała, jednak znalazłam w niej kilka informacji, które mnie zaciekawiły.
- ŚWIADOME WYKONYWANIE ĆWICZEŃ: W jednym z rozdziałów został poruszony temat skupienia się w stu procentach na wykonywanym ćwiczeniu. Nie będę wam tu "spoilerować" :D, ale generalnie podczas ćwiczeń często myślimy o niebieskich migdałach, a to bardzo, bardzo źle.
- ODCHUDZANIE ZACZYNA SIĘ W GŁOWIE: Każdy akapit tekstu przekonuje, że nasza psychika jest nierozwerwalnie związana z ciałem i nie schudniemy, póki nie zmienimy myślenia. O tym, jak je zmieniać, dowiecie się właśnie z tej książki.
- DYSTANS DO SIEBIE: Uwielbiam ludzi, którzy mają dystans do siebie, sama często potrafię się z siebie nieźle ponabijać. Chcę tylko wspomnieć, że poszczególne rozdziały książki "FitMind. Schudnij bez diet" rozpoczynają wpisy z bloga pewnej Basi, którą pokochałam właśnie za dystans do samej siebie i poczucie humoru. Jej zmagania z dietą są opisane w bardzo zabawny sposób, a sama bohaterka bardzo przypomina mi Bridget Jones.
Czy warto przeczytać książkę "FitMind. Schudnij bez diet"?
Skoro już podjęłam się takiego tytułu, wypadałoby odpowiedzieć na to pytanie. Pamiętajcie, że jestem tylko marną blogerką, która nie ma prawa dyktować wam jak żyć, co jeść i co czytać (a szkoda!). Mogę wam jedynie coś polecić lub nie. Komu poleciłabym tę książkę? Osobom, które chorobliwie myślą o ograniczaniu jedzenia, katują się ćwiczeniami i łykają tabletki odchudzające. To nie jest #bycie #fit. To raczej #bycie #samobójcą.
"FitMind. Schudnij bez diet" określiłabym jako "poradnik przedodchudzający", ponieważ w pierwszej kolejności proponuje zmianę myślenia, dopiero później rozsądną walkę ze zbędnymi kilogramami. Gdy zmienimy myślenie, ta walka będzie czystą przyjemnością.
Prezent dla moich czytelników
Mam dla was fragment książki "FitMind. Schudnij bez diet" zupełnie za darmo. Wystarczy kliknąć w poniższy obrazek. Po przeczytaniu fragmentu koniecznie dajcie znać, co o niej sądzicie!
Fitblogi, fitdziewczyny i fitprzepisy opanowały Internet. Praktycznie na każdym "babskim" portalu możemy natknąć się na teksty poświęcone zdrowemu trybowi życia, oznaczone magicznym hashtagiem #fit. Cały Internet chce być fit i skłamałabym, twierdząc, że ze mną jest inaczej. Właśnie dlatego z przyjemnością sięgnęłam po fitksiążkę "FitMind. Schudnij bez diet".
FitCzekoAda?!
Nie czuję potrzeby odchudzenia się, nigdy nie miałam problemów z wagą. Zawsze lubiłam uprawiać sport, całe gimnazjum spędziłam na basenie, w liceum biegałam na zawodach i pokochałam aerobik. Ponad rok temu zaczęłam (próbować) prowadzić zdrowy tryb życia. Chodzę na fitness, odwiedzam siłownię, wszędzie chodzę pieszo. Gdyby nie moja nadnaturalna słabość do słodyczy i niezdrowego jedzenia, mogłabym z dumą stwierdzić, że jestem fit. Zamiast tego, z dumą stwierdzam, że próbuję być fit i czasem nawet mi to wychodzi.
Schudnij bez diet? Pfff jasne!
Sam tytuł książki "FitMind. Schudnij bez diet" wzbudził we mnie sporo wątpliwości. Przecież odchudzanie wydaje się być nierozerwalnie powiązane z dietami. Czy ktoś tu ma mnie za naiwniaka? A może da się schudnąć nie stosując żadnej diety? Każda strona poradnika krzyczy do czytelnika "TAK! Jasne, że się da!"
Co mówi książka o sobie samej?
Może na początek zacznijmy od... końca, czyli od tylnej części okładki... Cóż z niej wyczytamy?
Panujący we współczesnym świecie kult szczupłej i wysportowanej sylwetki miliony kobiet (i nie tylko) codziennie doprowadza do rozpaczy. Osiągnięcie wymarzonej figury zaczyna im przesłaniać inne ważne kwestie albo wręcz zamienia się w magiczne myślenie typu: jak schudnę, to wszystko zacznie mi się udawać. Takie myślenie sprawia, że katują się kolejnymi dietami cud, których efektem mogą być poważne problemy zdrowotne, zamiast uważnie przyjrzeć się swojemu życiu, swoim prawdziwym potrzebom i pragnieniom. W tej książce znajdziesz receptę na „odgrubianie” oraz przywrócenie harmonii ciała i duszy bez działania przeciwko naturze czy Twojej własnej fizjologii.
W tej książce nie znajdziesz porad dotyczących tego, co jeść, jak ćwiczyć i jakie kryteria powinnaś spełniać. Jej autorki pragną Ci za to pokazać, jak zaprogramować umysł, emocje, zachowania w drodze do pięknego i atrakcyjnego wyglądu, a przede wszystkim do osiągnięcia wewnętrznej spójności i harmonii.
Nie jest to typowy poradnik, który pomoże nam zaplanować jadłospis na cały tydzień i powie, ile przysiadów powinniśmy zrobić po zjedzeniu kanapki z serem. Tematyka książki dotyka naszej psychiki, miesza nam w głowie niczym członek sekty i walczy z naszym stereotypowym myśleniem. Z jakim rezultatem?
Czy dałam się przekonać?
Przyznam szczerze - mam mieszane uczucia. Byłam bardzo pozytywnie nastawiona, może dlatego czuję pod pewnym względem lekkie rozczarowanie? Spodziewałam się znaleźć w książce tricki i nawyki, które mogłabym wprowadzić do swojego życia, żeby być #jeszcze #bardziej #fit. Nie mogę jednak stwierdzić, że książka mnie nie zainteresowała. "FitMind" mówi o zdrowym stylu życia w inny sposób, niż większość autorów poradników, fitblogerek i dietetyków. Autorki skupiają się na psychice, która ma według nich ogromny wpływ na nasze ciało. Już na wstępie książki namawiają do oduczenia się stosowania diet. Piszą o tym, jak osiągnąć harmonię, równowagę życiową.
Na czym polega metoda FitMind?
Tutaj znów wspomogę się słowami autorek. Warto wspomnieć, iż jedna z nich - Klaudia Pingot jest trenerem osobistym i coach'em. Czytając książkę wyczułam trochę ten coach'ingowy styl.
Metoda FitMind to ucieczka od stereotypowego podejścia do idealnej sylwetki i zmiana myślenia o odchudzaniu. Tymczasem idea FitMind mówi, że ciało samo wróci do stanu optymalnego, jeśli przekonania i nawyki zmienią się na dobre. Autorki pokazują, jak zaprogramować umysł, emocje, zachowania w drodze do pięknego i atrakcyjnego wyglądu, a przede wszystkim do osiągnięcia wewnętrznej spójności i harmonii.
Czego nauczyła mnie ta książka?
Co prawda, książka nie urwała żadnej części mojego ciała, jednak znalazłam w niej kilka informacji, które mnie zaciekawiły.
- ŚWIADOME WYKONYWANIE ĆWICZEŃ: W jednym z rozdziałów został poruszony temat skupienia się w stu procentach na wykonywanym ćwiczeniu. Nie będę wam tu "spoilerować" :D, ale generalnie podczas ćwiczeń często myślimy o niebieskich migdałach, a to bardzo, bardzo źle.
- ODCHUDZANIE ZACZYNA SIĘ W GŁOWIE: Każdy akapit tekstu przekonuje, że nasza psychika jest nierozwerwalnie związana z ciałem i nie schudniemy, póki nie zmienimy myślenia. O tym, jak je zmieniać, dowiecie się właśnie z tej książki.
- DYSTANS DO SIEBIE: Uwielbiam ludzi, którzy mają dystans do siebie, sama często potrafię się z siebie nieźle ponabijać. Chcę tylko wspomnieć, że poszczególne rozdziały książki "FitMind. Schudnij bez diet" rozpoczynają wpisy z bloga pewnej Basi, którą pokochałam właśnie za dystans do samej siebie i poczucie humoru. Jej zmagania z dietą są opisane w bardzo zabawny sposób, a sama bohaterka bardzo przypomina mi Bridget Jones.
Czy warto przeczytać książkę "FitMind. Schudnij bez diet"?
Skoro już podjęłam się takiego tytułu, wypadałoby odpowiedzieć na to pytanie. Pamiętajcie, że jestem tylko marną blogerką, która nie ma prawa dyktować wam jak żyć, co jeść i co czytać (a szkoda!). Mogę wam jedynie coś polecić lub nie. Komu poleciłabym tę książkę? Osobom, które chorobliwie myślą o ograniczaniu jedzenia, katują się ćwiczeniami i łykają tabletki odchudzające. To nie jest #bycie #fit. To raczej #bycie #samobójcą.
"FitMind. Schudnij bez diet" określiłabym jako "poradnik przedodchudzający", ponieważ w pierwszej kolejności proponuje zmianę myślenia, dopiero później rozsądną walkę ze zbędnymi kilogramami. Gdy zmienimy myślenie, ta walka będzie czystą przyjemnością.
Prezent dla moich czytelników
Mam dla was fragment książki "FitMind. Schudnij bez diet" zupełnie za darmo. Wystarczy kliknąć w poniższy obrazek. Po przeczytaniu fragmentu koniecznie dajcie znać, co o niej sądzicie!
CzekoAda Adrianna Fliszewska
Jak zostać mistrzem. Trening doskonałości
Właściwie ta książka dowodzi jednego -że geniusz nie istnieje. Bo geniusz jest niemal wyłącznie tytanicznie ciężką pracą, w odpowiednich warunkach i pod odpowiednim okiem mentora.
Robert Greene, który w USA jest bardzo cenionym autorem, znanym z takich książek, jak poświęcona strategii „Art of War", tym razem analizuje drogę wielkich twórców i geniuszy na ich zawodowy szczyt. I okazuje się, że kreatywność i geniusz nie pojawiają się znikąd, nie stanowią przejawu praw naturalnych ani nie są wynikiem jakiejś tajemniczej metody. Źródłem geniuszu jest biegłość, mistrzostwo w danej dziedzinie - i Greene, analizując życie największych, pokazuje, jakie są drogi do biegłości. A droga - tak w skrócie - jest jedna: to długa i ciężka harówka, choć Greene pokazuje, jakie są ścieżki na skróty.
1. W procesie prowadzącym do biegłości są trzy fazy. Pierwsza to terminowanie, druga to faza aktywności i kreatywności, trzecia to właśnie biegłość. Na początku poznajemy ogólne założenia, jesteśmy jeszcze poza interesującą nas dziedziną. W drugiej poprzez liczne ćwiczenia i zgłębianie tajników zaczynamy rozumieć jej wewnętrzne mechanizmy. W trzeciej mamy taką wiedzę, że możemy na nią spojrzeć w inny sposób i ją rozwinąć.
2. Człowiek jednak cały czas szuka drogi na skróty. Szukamy magicznych przepisów na sukces, dzięki którym poprzez niewielką zmianę nastawienia wydobędziemy z siebie ogromną energię. To to samo, co szukanie drogi do geniuszu przez dawne rytuały i transy.
3. Moc umysłu i poziom zdolności zależą od działań podejmowanych przez nas w życiu. Nie mamy wdrukowanych pewnych procesów w naszym mózgu. W umyśle ludzi biernych kształtuje się raczej jałowy krajobraz. Z uwagi na niewielką liczbę doświadczeń i działań nieużywane połączenia w mózgu obumierają.
Robert Greene, który w USA jest bardzo cenionym autorem, znanym z takich książek, jak poświęcona strategii „Art of War", tym razem analizuje drogę wielkich twórców i geniuszy na ich zawodowy szczyt. I okazuje się, że kreatywność i geniusz nie pojawiają się znikąd, nie stanowią przejawu praw naturalnych ani nie są wynikiem jakiejś tajemniczej metody. Źródłem geniuszu jest biegłość, mistrzostwo w danej dziedzinie - i Greene, analizując życie największych, pokazuje, jakie są drogi do biegłości. A droga - tak w skrócie - jest jedna: to długa i ciężka harówka, choć Greene pokazuje, jakie są ścieżki na skróty.
1. W procesie prowadzącym do biegłości są trzy fazy. Pierwsza to terminowanie, druga to faza aktywności i kreatywności, trzecia to właśnie biegłość. Na początku poznajemy ogólne założenia, jesteśmy jeszcze poza interesującą nas dziedziną. W drugiej poprzez liczne ćwiczenia i zgłębianie tajników zaczynamy rozumieć jej wewnętrzne mechanizmy. W trzeciej mamy taką wiedzę, że możemy na nią spojrzeć w inny sposób i ją rozwinąć.
2. Człowiek jednak cały czas szuka drogi na skróty. Szukamy magicznych przepisów na sukces, dzięki którym poprzez niewielką zmianę nastawienia wydobędziemy z siebie ogromną energię. To to samo, co szukanie drogi do geniuszu przez dawne rytuały i transy.
3. Moc umysłu i poziom zdolności zależą od działań podejmowanych przez nas w życiu. Nie mamy wdrukowanych pewnych procesów w naszym mózgu. W umyśle ludzi biernych kształtuje się raczej jałowy krajobraz. Z uwagi na niewielką liczbę doświadczeń i działań nieużywane połączenia w mózgu obumierają.
Wprost Grzegorz Sadowski, 2014-06-02
Pokonaj stres z Kaizen
Wydaje mi się, że książki o stresie i jego pokonywaniu to takie lanie wody dla naiwnych i dla tych, którzy myślą, że przeczytanie poradnika spowoduje, że będą szli przez życie zrelaksowani i szczęśliwi. Nie, nie będą, dopóki czegoś nie zrobią ze swoim podejściem i tym, co siedzi w ich głowie.
„Pokonaj stres z Kaizen” Jarosława Gibasa trochę wyłamuje się z tego mojego wyobrażenia. To już druga książka tego autora (po „Schudnij z Kaizen”), którą recenzuję, kolejny raz uważam, że jak na poradnik napisany przez polskiego autora, jest naprawdę w porządku.
Napisana jest w stylu lekkim i bezpośrednim. Poznajemy sporo anegdot, przykładów, ćwiczeń, które mają pomóc nam w mentalnym poradzeniu sobie ze stresorami. W porównaniu ze „Schudnij z Kaizen” jest mniej zabawna i ma momenty, przez które „przelatywałam”, ale generalnie to książka wartościowa i można z niej skorzystać. Nawet ja, która dość dobrze radzę sobie ze stresem i w zasadzie rzadko go doświadczam w sposób bardzo dojmujący, znalazłam dla siebie kilka fajnych rzeczy do przemyślenia.
Niewiele natomiast znalazłam tu Kaizen. Mam wrażenie, że tytuł został stworzony tak, by tworzył kontynuację poprzedniej książki i aby dzięki temu lepiej się sprzedawała.
Moja ocena: 4,5/5
„Pokonaj stres z Kaizen” Jarosława Gibasa trochę wyłamuje się z tego mojego wyobrażenia. To już druga książka tego autora (po „Schudnij z Kaizen”), którą recenzuję, kolejny raz uważam, że jak na poradnik napisany przez polskiego autora, jest naprawdę w porządku.
Napisana jest w stylu lekkim i bezpośrednim. Poznajemy sporo anegdot, przykładów, ćwiczeń, które mają pomóc nam w mentalnym poradzeniu sobie ze stresorami. W porównaniu ze „Schudnij z Kaizen” jest mniej zabawna i ma momenty, przez które „przelatywałam”, ale generalnie to książka wartościowa i można z niej skorzystać. Nawet ja, która dość dobrze radzę sobie ze stresem i w zasadzie rzadko go doświadczam w sposób bardzo dojmujący, znalazłam dla siebie kilka fajnych rzeczy do przemyślenia.
Niewiele natomiast znalazłam tu Kaizen. Mam wrażenie, że tytuł został stworzony tak, by tworzył kontynuację poprzedniej książki i aby dzięki temu lepiej się sprzedawała.
Moja ocena: 4,5/5
Rzepkanapulsie.pl Beata Rzepka