Recenzje
Trening umysłu dla bystrzaków
Sięgnęłam po tę książkę dlatego, że w sumie lubię się uczyć, zdobywać wiedzę, rozwijać się... a mózg jest do tego bardzo potrzebny. Często mam problemy ze skupieniem się i jako blondynka intensywniej niż inni muszę dążyć do zdobywania wiedzy. Lubię rozwiązywać krzyżówki i sudoku, a w takich publikacjach pojawiają się różne zadania, chyba więcej mówić nie muszę.
W "Treningu umysłu dla bystrzaków" nie jest ważne w jakiej kolejności się czyta. Jest to książka tego typu, gdzie po prostu czytamy to, co aktualnie nas interesuje, potem odkładamy książkę, a za kilka dni znowu do niej wracamy. Takich pozycji nie da się przeczytać od początku do końca jednym tchem, bo po prostu mózg się lasuje od tej ilości informacji i i tak nie da się nic zapamiętać, więc po co? Czytamy jakąś super-hiper-ekstra-wspaniałą powieść (no dobra, może nie super-hiper-ekstra-wspaniałą, ale jakąś, którą Wam poleciłyśmy, a do "Treningu umysłu" zaglądamy wieczorkiem i czytamy jeden rozdział.
Na początku każdej części jest ramka informująca nas o czym będzie, a na początku każdego rozdziału jest wypunktowane to, czego się z niego dowiemy. W książce zastosowane są różne ikony, pogrubienia i ramki, które ułatwiają znalezienie interesujących nas rzeczy oraz pokazują ważne fragmenty, których nie powinniśmy pomijać.
Autorka pisze przystępnym dla zwykłego czytelnika (Oczywiście ja jestem jedyna w swoim rodzaju. Dobra, Wy też... ale chyba nie dalibyście rady przeczytać takiej książki napisanej specjalistycznym językiem, prawda?), łatwym do zrozumienia. Czasami zwraca się bezpośrednio do nas [To coś dla takich forever alone jak ja, żeby pomyśleli, że ktoś ich lubi] i mówi, że nie musimy wszystkiego czytać [dr Tracy Packiam Alloway tak dobrze rozumie mnie i mój brak czasu...], często także odsyła nas do innych części i rozdziałów. Każdy bardziej specjalistyczny termin jest wytłuszczony, a następnie wyjaśniony, w taki sposób, że każdy to zrozumie (tak, nawet ja).
W "Treningu umysłu dla bystrzaków" są oczywiście informacje teoretyczne o budowie i funkcjonowaniu mózgu, ale jest też dużo ćwiczeń i sposobów, żeby usprawnić tę galaretę, co nam siedzi w czaszce. Dr Tracy Packiam Alloway przekazuje nam wiedzę dotyczącą diety i najróżniejszych innych zachowań i nawyków pomagających w zwiększeniu wydajności mózgu. W książce możemy znaleźć wiele przykładów, ćwiczeń i wskazówek. Pojawia się trochę specjalistycznego nazewnictwa, ale wszystko jest dokładnie wyjaśnione, tak aby każdy śmiertelnik mógł z przyjemnością wyćwiczyć swój mózg.
Wydanie podoba mi się, bo... fajnie się wygina. [tu powinno być moje zdjęcie jak wyginam książkę z uśmiechem psychopaty, ale chyba przestalibyście czytać moje posty :C] Okładka nie jest zbytnio zachęcająca, kolory mogłyby być mniej kontrastowe. Ta okładka kojarzy mi się z takimi tanimi szyldami, tablicami i bannerami z reklamami powieszonymi na pięknej XIX-wiecznej kamienicy, w dodatku świeżo odrestaurowanej. No po prostu krew człowieka zalewa. Jak można szpecić coś tak cudownego? Tak samo z tą książką. Wnętrze jest wartościowe, nieźle napisane, a okładka mówi "Jestem reklamą, jestem reklamą! Idź sobie. Ta treść jest MOJA." [tak, wiem, że okładki nie mówią..., ale mogłyby! Miałabym tyyylu przyjaciół! ^^].
Tak, żeby podsumować to jakoś w miarę logicznie, napiszę, że "Trening umysłu dla bystrzaków" jest bardzo rzetelnie wykonaną książką. Są w niej przykłady z życia codziennego, historii, sposoby na usprawnienie swojego umysłu, ale także duża dawka wiedzy o budowie i funkcjonowaniu mózgu. Polecam każdemu kto interesuje się tego typu zagadnieniami i/lub chce poprawić wydajność swojego umysłu w przyjemny i bezbolesny sposób.
W "Treningu umysłu dla bystrzaków" nie jest ważne w jakiej kolejności się czyta. Jest to książka tego typu, gdzie po prostu czytamy to, co aktualnie nas interesuje, potem odkładamy książkę, a za kilka dni znowu do niej wracamy. Takich pozycji nie da się przeczytać od początku do końca jednym tchem, bo po prostu mózg się lasuje od tej ilości informacji i i tak nie da się nic zapamiętać, więc po co? Czytamy jakąś super-hiper-ekstra-wspaniałą powieść (no dobra, może nie super-hiper-ekstra-wspaniałą, ale jakąś, którą Wam poleciłyśmy, a do "Treningu umysłu" zaglądamy wieczorkiem i czytamy jeden rozdział.
Na początku każdej części jest ramka informująca nas o czym będzie, a na początku każdego rozdziału jest wypunktowane to, czego się z niego dowiemy. W książce zastosowane są różne ikony, pogrubienia i ramki, które ułatwiają znalezienie interesujących nas rzeczy oraz pokazują ważne fragmenty, których nie powinniśmy pomijać.
Autorka pisze przystępnym dla zwykłego czytelnika (Oczywiście ja jestem jedyna w swoim rodzaju. Dobra, Wy też... ale chyba nie dalibyście rady przeczytać takiej książki napisanej specjalistycznym językiem, prawda?), łatwym do zrozumienia. Czasami zwraca się bezpośrednio do nas [To coś dla takich forever alone jak ja, żeby pomyśleli, że ktoś ich lubi] i mówi, że nie musimy wszystkiego czytać [dr Tracy Packiam Alloway tak dobrze rozumie mnie i mój brak czasu...], często także odsyła nas do innych części i rozdziałów. Każdy bardziej specjalistyczny termin jest wytłuszczony, a następnie wyjaśniony, w taki sposób, że każdy to zrozumie (tak, nawet ja).
W "Treningu umysłu dla bystrzaków" są oczywiście informacje teoretyczne o budowie i funkcjonowaniu mózgu, ale jest też dużo ćwiczeń i sposobów, żeby usprawnić tę galaretę, co nam siedzi w czaszce. Dr Tracy Packiam Alloway przekazuje nam wiedzę dotyczącą diety i najróżniejszych innych zachowań i nawyków pomagających w zwiększeniu wydajności mózgu. W książce możemy znaleźć wiele przykładów, ćwiczeń i wskazówek. Pojawia się trochę specjalistycznego nazewnictwa, ale wszystko jest dokładnie wyjaśnione, tak aby każdy śmiertelnik mógł z przyjemnością wyćwiczyć swój mózg.
Wydanie podoba mi się, bo... fajnie się wygina. [tu powinno być moje zdjęcie jak wyginam książkę z uśmiechem psychopaty, ale chyba przestalibyście czytać moje posty :C] Okładka nie jest zbytnio zachęcająca, kolory mogłyby być mniej kontrastowe. Ta okładka kojarzy mi się z takimi tanimi szyldami, tablicami i bannerami z reklamami powieszonymi na pięknej XIX-wiecznej kamienicy, w dodatku świeżo odrestaurowanej. No po prostu krew człowieka zalewa. Jak można szpecić coś tak cudownego? Tak samo z tą książką. Wnętrze jest wartościowe, nieźle napisane, a okładka mówi "Jestem reklamą, jestem reklamą! Idź sobie. Ta treść jest MOJA." [tak, wiem, że okładki nie mówią..., ale mogłyby! Miałabym tyyylu przyjaciół! ^^].
Tak, żeby podsumować to jakoś w miarę logicznie, napiszę, że "Trening umysłu dla bystrzaków" jest bardzo rzetelnie wykonaną książką. Są w niej przykłady z życia codziennego, historii, sposoby na usprawnienie swojego umysłu, ale także duża dawka wiedzy o budowie i funkcjonowaniu mózgu. Polecam każdemu kto interesuje się tego typu zagadnieniami i/lub chce poprawić wydajność swojego umysłu w przyjemny i bezbolesny sposób.
http://my-books-1220.blogspot.com/ 2014-06-13
Drugie oblicze Wall Street, czyli dlaczego odszedłem z Goldman Sachs
Czy „moralność" to ulubione słowo finansistów, a interes klienta jest rzeczywiście najważniejszą sprawą banku, z którym robisz interesy Autor, który był szefem sprzedaży derywatów w Goldman Sachs, pokazuje zasady i zwyczaje tej instytucji oraz mentalność ludzi współodpowiedzialnych za ostatni kryzys finansowy.
Rzeczpospolita 2014-06-16
Zbuduj swój dream team. Relacje z pracownikami
Czytelnik znajdzie tu praktyczne i sprawdzone informacje dotyczące budowania więzi, włączania pracowników w swoje projekty i wywoływania w nich entuzjazmu, a także wyzwalania ich kreatywności i pomysłowości.
Rzeczpospolita 2014-06-16
Fotografia kulinarna dla blogerów
W ofercie wydawnictwa Helion to już trzecia książka o fotografii kulinarnej, ale dla fotografa amatora powinna być pierwsza w kolejności, traktuje ona bowiem o absolutnych podstawach tej dziedziny.
Zatem jeśli jedyny kontakt, jaki mieliście z aparatem fotograficznym ogranicza się do telefonu komórkowego „Fotografia kulinarna dla blogerów” znacząco poszerzy waszą wiedzę.
Z pewnością nie każdy bloger kulinarny jest początkujący w fotografii, ale nawet dla tych, co posługują się już trybem fotografowania oznaczonym magiczną literką M (manualne ustawienia, bez udziału automatu) w książce znajdzie się coś ciekawego, nowego i zaskakującego.
Mocną stroną „Fotografii kulinarnej dla blogerów” jest obrazkowe przedstawienie omawianych treści. O działaniu poszczególnych elementów fotografii jak głębia ostrości, czy balans bieli najlepiej przekonać się patrząc na konkretne przykłady – tych w książce nie brakuje. Autor świetnie omawia jeden z najtrudniejszych aspektów fotografii kulinarnej, a mianowicie oświetlenie. Pokazuje jak małym nakładem finansowym osiągnąć świetny efekt, przy czym każdy omawiany sposób oświetlenia obrazuje czytelny schemat, a z doświadczenia wiem, że dla początkującej osoby to niezwykle istotne.
Plusem książki jest także wyraźne wskazanie odbiorcy, jakim jest bloger kulinarny. Dowiemy się jak zorganizować kuchnię, aby to w niej, a nie w oddzielnym studiu fotografować dania, jak fotografować posiłki w restauracji, czy jak korzystać z trików stylizacyjnych, by to co ugotowaliśmy wciąż można było zjeść.
Jednak niektóre tematy, które i dla blogerów są ważne zostały tylko symbolicznie ”liźnięte”. Myślę o podstawowej postprodukcji w programach graficznych. Autor często pisze, iż jedyne co poprawia to kontrast, balans bieli i nasycenie barw, ale jeśli ktoś nie wie czym są te pojęcia i jak modyfikować te czynniki, to podpowiedzi Matta Armendariza na nic się zdadzą. Podobny niedosyt odczuwam jeśli chodzi o archiwizację, nudny, ale istotny temat.
Czytając książkę miałam czasami wrażenie, że niektóre treści są infantylne. Czytelnik skarży się np., że robi beznadziejne zdjęcia, na co autor radzi mu być sobą i nieustannie się uczyć. Niby prawa, ale jednak trochę wodolejstwo.
Pomijając te drobne niedociągnięcia stwierdzam, że to naprawdę dobra książka. Świetny rozdział o potrawach trudnych do fotografowania, bardzo czytelne, pomocne schematy i oczywiście…piękne zdjęcia.
Zatem jeśli jedyny kontakt, jaki mieliście z aparatem fotograficznym ogranicza się do telefonu komórkowego „Fotografia kulinarna dla blogerów” znacząco poszerzy waszą wiedzę.
Z pewnością nie każdy bloger kulinarny jest początkujący w fotografii, ale nawet dla tych, co posługują się już trybem fotografowania oznaczonym magiczną literką M (manualne ustawienia, bez udziału automatu) w książce znajdzie się coś ciekawego, nowego i zaskakującego.
Mocną stroną „Fotografii kulinarnej dla blogerów” jest obrazkowe przedstawienie omawianych treści. O działaniu poszczególnych elementów fotografii jak głębia ostrości, czy balans bieli najlepiej przekonać się patrząc na konkretne przykłady – tych w książce nie brakuje. Autor świetnie omawia jeden z najtrudniejszych aspektów fotografii kulinarnej, a mianowicie oświetlenie. Pokazuje jak małym nakładem finansowym osiągnąć świetny efekt, przy czym każdy omawiany sposób oświetlenia obrazuje czytelny schemat, a z doświadczenia wiem, że dla początkującej osoby to niezwykle istotne.
Plusem książki jest także wyraźne wskazanie odbiorcy, jakim jest bloger kulinarny. Dowiemy się jak zorganizować kuchnię, aby to w niej, a nie w oddzielnym studiu fotografować dania, jak fotografować posiłki w restauracji, czy jak korzystać z trików stylizacyjnych, by to co ugotowaliśmy wciąż można było zjeść.
Jednak niektóre tematy, które i dla blogerów są ważne zostały tylko symbolicznie ”liźnięte”. Myślę o podstawowej postprodukcji w programach graficznych. Autor często pisze, iż jedyne co poprawia to kontrast, balans bieli i nasycenie barw, ale jeśli ktoś nie wie czym są te pojęcia i jak modyfikować te czynniki, to podpowiedzi Matta Armendariza na nic się zdadzą. Podobny niedosyt odczuwam jeśli chodzi o archiwizację, nudny, ale istotny temat.
Czytając książkę miałam czasami wrażenie, że niektóre treści są infantylne. Czytelnik skarży się np., że robi beznadziejne zdjęcia, na co autor radzi mu być sobą i nieustannie się uczyć. Niby prawa, ale jednak trochę wodolejstwo.
Pomijając te drobne niedociągnięcia stwierdzam, że to naprawdę dobra książka. Świetny rozdział o potrawach trudnych do fotografowania, bardzo czytelne, pomocne schematy i oczywiście…piękne zdjęcia.
lunchblog.pl Barbara Dąbrowska-Górska, 2014-06-09
Go global! Wywiady z twórcami polskich firm, które zdobyły rynki międzynarodowe
Autor rozmawia z twórcami polskich firm, które zdobyły rynki międzynarodowe. Przedstawia ich drogi do sukcesu, zmagania z przeciwnościami gospodarczymi, a także sposoby ekspansji.
Rzeczpospolita 2014-06-16