ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Sztuka fotografowania architektury. Ujęcia z dobrej perspektywy

Książek o fotografowaniu architektury jest u nas jak na lekarstwo, więc tym bardziej zachęcająco zapowiada się druga książka Tomasza J. Gałązki. Czy tom spełnia oczekiwania Połowicznie. Dokładnie to broni się w części tekstowej - do prawdziwości czy kompletności przedstawionych informacji nie można mieć zastrzeżeń. Kwestie związane z geometrią, perspektywą czy technikami specjalnymi, takimi jak np. panoramy jednorzędowe i mozaikowe, są wyjaśnione solidnie, choć bez szczególnej edukacyjnej błyskotliwości (co akurat np. przy tłumaczeniu reguły Scheimpflu-ga by się przydało). Piętą achillesową podręcznika są zdjęcia - tak nieciekawe, nieinspirujące, banalne wręcz fotografie to ewenement na dzisiejszym rynku, gdzie książki niekoniecznie są mądre, ale niemal zawsze ładne. Recenzowany tom to wyjątek, który raczej by zyskał na zupełnym braku ilustracji.
Digital Foto Video 2012-07-01

Fotografia górska i wspinaczkowa. Od inspiracji do obrazu

Książka bardziej dla chcących fotografować wspinaczy niż dla szykujących się do wspinaczki fotografów- kwestie fotograficznie potraktowane są dość obszernie, praktycznie i od podstaw, natomiast autor zakłada, że czytelnik ma już potrzebną wiedzę na temat węzłów, uprzęży i ich używania. O samych technikach wspinaczkowych pojawiają się informacje tylko odnoszące się do fotografowania w trakcie ich stosowania. Sporo uwagi natomiast poświęcono doborowi sprzętu i podstawom praktyki z uwzględnieniem warunków wysokogórskich. Pod względem czysto fotograficznym nie znajdziemy tam porad odkrywczych, a z niektórymi opiniami (użyteczność „polara" czy panoramy) można podyskutować, choć wiele tam również cennych uwag praktyka alpinisty. Mocną stroną książki są również atrakcyjne i zróżnicowane stylistycznie fotografie.
Digital Foto Video 2012-07-01

ProBlogger. Jak czerpać zyski ze swojego bloga

Książka nieco z pogranicza tematyki rozwoju, ale ponieważ wielu rozwojowców zakłada blogi, także z myślą o potencjalnym zarobku, pomyślałem, że znajdzie się dla niej miejsce tutaj.



Co więc sądzę po lekturze? No cóż, gdy zaczynając czytać „ProBloggera” trafiłem na stwierdzenie jednego z autorów p.t. „zarabiam sześciocyfrowe kwoty na blogowaniu”, zjeżyłem się wewnętrznie. „Krew i popioły, kolejny Frank Kern, cudowne obietnice, gruszki na wierzbie, ty też możesz być bogaty w tydzień, pewnie sprzedaż jakichś produktów czytelnikom – po prostu będzie kiepsko.” Dość szybko okazało się jednak, że moja reakcja była mocno nie trafiona.



Rowse i Garret nie obiecują kokosów, wyraźnie piszą, że:

- zarabianie na blogu wymaga czasu (średnio niemal TRZECH LAT!),

- na każdy sukces blogera przypada wielu, którzy ponieśli porażkę,

- zdecydowanie nie jest to pasywny przychód, a coś co wymaga dużej troski i energii,

- oni startowali w okresie, w którym konkurencji było dużo mniej*,

- byle kaprys Googla potrafił kosztować ich naprawdę dużo pieniędzy.

Również kwestia zarabiania 6-cyfrowej kwoty została nieco odczarowana. Tak, Rowse zaczął w pewnym momencie zarabiać ponad 100.000 dolarów (z tego co rozumiem, australijskich) na blogowaniu. Przy czym było to ponad 100.000 dolarów rocznie, a co ważniejsze – zarabiał to na blogowaniu, a nie na blogu. Prowadził bowiem nie jeden, ani nie dwa blogi, a kilkanaście, w pewnym momencie nawet 20.

100.000/ 20 blogów / 12 miesięcy = nieco ponad 400 dolarów na miesiąc na blog. Przy funkcjonującym na zachodzie blogu nie jest to taka wygórowana kwota, zdecydowanie możemy w Polsce znaleźć pojedyncze blogi, które zarabiają zdecydowanie więcej niż to (np. www.makelifeeasier.pl Kasi Tusk). Sądzę więc, że również w Polsce można spokojnie, przy użyciu podanych w książce metod, stworzyć system w którym zarabia się tych 100.000 (na początek złotych) rocznie – choć będzie to wymagało niewątpliwie czasu i pracy. Nie jest to więc książka obiecująca kokosy i złote góry, a po prostu praktyczny podręcznik, mówiący o możliwej nagrodzie za DUŻY wysiłek.

Sama ksiażka jest bardzo konkretna i podręcznikowa. Jest tu dużo praktycznej treści, sporo list i podsumowań (np. „Rodzaje postów na blogu” czy „Jak pośrednio i bezpośrednio zarabiać na blogu”). Niektóre z czytanych materiałów wydawały mi się bardzo znajome, zupełnie jakbym kiedyś już je czytał i nie zdziwiłbym się, gdyby były bezpośrednio wzięte z bloga Rowse (tytułowego ProBloggera), ale nie widzę w tym nic złego. Wychodzę z założenia, że jeśli na blogu są wartościowe materiały, to wydanie ich jako książki jest w pełni uzasadnione i czytelnicy takiej książki dostaną coś wartościowego. Książka jest przy tym naprawdę dokładna i konkretna, skorzystają z niej zarówno zupełni laicy, jak i osoby, które już nieco blogują, ale mogą uzupełnić i usystematyzować swoją wiedzę.

Dużą zaletą jest również to, że – o ile czegoś nie przeoczyłem – autorzy w żadnym momencie nie próbują wcisnąć czytelnikowi innych swoich usług czy produktów, nie bawią się w tzw. upselling w trakcie książki. To wbrew pozorom rzadkość w tym segmencie książek i doceniam to.

Pewną wadą jest natomiast język książki. Jasne, jest to podręcznik, ale jest on aż za suchy, przypominający nieco książkę n.t. programowania. Daleko mu pod tym względem do ksiażki będącej moim ideałem pod względem połączenia lekkiego stylu i bogactwa treści, czyli „Osiągnij sukces jako niezależny konsultant” Timothy’ego R.V. Fostera. To sprawia, że książkę czyta się nieco ciężko i zdecydowanie warto jest mieć pod ręką notatnik do wydobywania z niej najważniejszych wniosków, bez tego trudno spamiętać to, co się przeczytało.

Najciekawszym wnioskiem, jaki wyniosłem z tego tomiku jest wyjście z modelu „jeden autor-jeden blog” i zauważenie, że może warto spróbować jak działałoby kilka równoległych, bardziej konkretnych tematycznie blogów, dlatego w najbliższym czasie będę prawdopodobnie eksperymentował z uruchomieniem kilku dodatkowych blogów, dotyczących bardziej sprecyzowanych tematów niż ten, ogólnorozwojowy.

Podsumowując…

Poziom: S2 – solidny, konkretny poradnik

Ocena: Bardzo solidne 4/5 – gdyby była lepiej napisana, dałbym jej spokojnie 5/5, bo treści nie mam nic do zarzucenia.
blog.krolartur.com 2012-07-16

Zen Steve'a Jobsa

Steve Jobs już za życia był bez dwóch zdań największą legendą współczesnego biznesu. Jego przedwczesna śmierć jesienią ubiegłego roku uczyniła z założyciela Apple'a postać wręcz ikoniczną. Napisać książkę czy zrobić film o ojcu iPhone'a to już zdecydowanie zbyt mało. Teraz nadszedł czas na komiks z Jobsem w roli głównej. Efekt jest zaskakująco dobry.

„Komiks O Jobsie Przecież to będzie nieznośnie patetyczny panegiryk opłacony przez imperium Apple'a!". Jeśli taka była, drogi czytelniku, pierwsza twoja myśl na wieść o tej publikacji, to doskonale cię rozumiem. Sam miałem podobne wątpliwości. A jednak komiksowi warto dać szansę. Dlaczego Bo nie jest PR-owską agitką i sam doskonale się broni - nie tylko świetnymi rysunkami, lecz także dobrze skonstruowaną, wciągającą fabułą i inteligentnym przewrotnym przesłaniem.

„Zen Steve'a Jobsa" nie jest klasyczną biografią w stylu „urodził się..., już od najmłodszych lat,,," etc. Za pomocą krótkich, dosadnych dialogów oraz świetnych, choć oszczędnych rysunków opowiada tylko jeden (i to wcale nie tak dobrze znany) wycinek z życia kalifornijskiego przedsiębiorcy: jego związki z filozofią zen i znajomość z buddyjskim kapłanem Kobunem Otogawą, Pochodzący z Japonii Otogawa prowadził od lat 60. jedną z najbardziej znanych szkół zen w Kalifornii. Jobs trafił do niej w połowie lat 80., gdy przegrał walkę z ówczesnym zarządem Apple'a i z poranionym ego musiał odejść z firmy, którą przed laty sam założył. Otogawa, sam niemający najłatwiejszego charakteru, polubił młodszego o dwie dekady biznesmena o rogatej duszy oraz niekonwencjonalnych pomysłach. Znajomość (momentami nawet przyjaźń) trwała przez wiele następnych lat. Dokładnie w tym samym czasie Jobsowi udał się triumfalny powrót do wielkiej biznesowej gry uwieńczony wprowadzeniem na rynek takich hitów, jak iPhone czy iPad. Zdaniem autorów komiksu związek między filozofią (a zwłaszcza estetyką) zen a designerską oraz technologiczną doskonałością produktów Apple'a jest kluczowy.

Książeczka daleka jest jednak od heroizowania Jobsa. Jest przewrotna. Zaczyna się jak klasyczna opowieść o spotkaniu zdolnego ucznia z charyzmatycznym nauczycielem. Ale potem skręca w innym kierunku. Widać w niej doskonale, że zainteresowanie przedsiębiorcy z Cupertino buddyzmem wcale nie było głębokie. Nie towarzyszyła mu religijna przemiana. Jobs szukał w zen sposobów na poszerzenie swojego zmysłu estetycznego i przełożeniu wniosków na zbudowanie przewagi konkurencyjnej w biznesie. Ten komiks jest zbyt inteligentny, by jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy Steve Jobs był wizjonerem, geniuszem, wariatem, błaznem czy może zwyczajnym głodnym sukcesu... palantem. Pokazuje raczej, że odrobina racji jest w każdym z tych określeń.
Dziennik Gazeta Prawna Rafal Woś, 2012-07-13

Przebudź się! Odkryj sekret szczęścia i życia pozbawionego problemów

Bezdomny mężczyzna, który kilka ostatnich lat przeżył na ulicach Dallas, zmienia się w autora bestsellerów, charyzmatycznego mówcę, aktora i w końcu… milionera. Po części dzięki jednej ze swoich książek – „Przebudź się” – która w zamyśle rozwija wątki z jego poprzednich tekstów.
Przebudzony, jak sam siebie nazywa, autor przybliża czytelnikom wizję sukcesu rozłożonego na cztery etapy. Pozwalają one nie tylko sprecyzować cele, lecz także osiągnąć konkretne rezultaty. Podobno wystarczy chcieć. Dla Vitale równie ważne jest działanie, ale podstawą sukcesu pozostaje nastawienie, które przyciąga konkretne dobre i złe wydarzenia. Nieco infantylne podejście aura każe z dystansem traktować zawarte w książce wskazówki. Niemniej w chwilach wypalenia czy porażki „Przebudź się” jako dodatkowy motywator sprawdza się świetnie!
VEGE 2012-07-13
Sposób płatności