Recenzje
Komandosi w białych kołnierzykach. Metody zarządzania stosowane przez najlepszych menedżerów
Ta książka to niesamowita hybryda. Z jednej strony wciągająca opowieść o międzynarodowej aferze, w którą zamieszane są służby specjalne. Z drugiej - świetny podręcznik z dziedziny zarządzania firmą, projektami i zespołami.
Praca menedżera jest niczym obowiązki agenta - albo coś wiesz, albo giniesz! Fundamentalnych zasad, których należy trzymać się w biznesie, można nauczyć się właśnie od dowódców jednostek wojskowych, kierowników wypraw polarnych, liderów akcji ratowniczych.
Ci ludzie działają w ekstremalnych warunkach - pod ogromną presją czasu, przy skrajnym zmęczeniu, w zaskakujących sytuacjach, zagrożeni realnym ryzykiem śmierci. Mimo to udaje im się sprawić, że zespół osiąga postawiony przed nim cel. A potem wraca z akcji. Cało. Bez konfliktów. Z motywacją do podjęcia kolejnego przedsięwzięcia.
Jak oni to robią? O tym właśnie jest ta książka.
- Jak zarządzają zespołami dowódcy elitarnych jednostek wojskowych?
- Jak kierują projektami liderzy wypraw polarnych i himalajskich?
- Jak komunikują się, planują i podejmują decyzje oficerowie wywiadu?
- Jak Ty możesz wykorzystać ich doświadczenia w swojej firmie?
Druga powieść Rafała Szczepanika udowadnia, że jest on nie tylko wyjątkowym fachowcem od mechaniki ludzkich zachowań, ale i jednym z najlepszych autorów książek sensacyjnych w Polsce. Nie tak dawno jego książka - 17 śmiertelnych błędów szefa - znalazła się na szczytach list bestsellerów, a dziś znów przyszedł czas, by wejść w świat wartkiej akcji, historii tajnych szpiegów i metod zarządzania wprost z elitarnych jednostek wojskowych.
Rafał Szczepanik jest jednym z założycieli firmy szkoleniowej Training Partners. Specjalizuje się w prowadzeniu szkoleń integracyjnych i grach strategicznych. Wcześniej współtworzył portal Pracuj.pl i przez pięć lat był jego wiceprezesem. Pracował też w Danii i Gwatemali. Został uznany za jednego z czterech najlepszych polskich trenerów w kategorii "gry symulacyjne" (ranking firm szkoleniowych magazynu "Profit" i KPMG). Prywatnie alpinista i podróżnik, zdobywca Bieguna Północnego. Wspiął się też na najwyższe szczyty Andów i Alp, brał udział w wyprawach do Tybetu i na Antarktydę.
Ci ludzie działają w ekstremalnych warunkach - pod ogromną presją czasu, przy skrajnym zmęczeniu, w zaskakujących sytuacjach, zagrożeni realnym ryzykiem śmierci. Mimo to udaje im się sprawić, że zespół osiąga postawiony przed nim cel. A potem wraca z akcji. Cało. Bez konfliktów. Z motywacją do podjęcia kolejnego przedsięwzięcia.
Jak oni to robią? O tym właśnie jest ta książka.
- Jak zarządzają zespołami dowódcy elitarnych jednostek wojskowych?
- Jak kierują projektami liderzy wypraw polarnych i himalajskich?
- Jak komunikują się, planują i podejmują decyzje oficerowie wywiadu?
- Jak Ty możesz wykorzystać ich doświadczenia w swojej firmie?
Druga powieść Rafała Szczepanika udowadnia, że jest on nie tylko wyjątkowym fachowcem od mechaniki ludzkich zachowań, ale i jednym z najlepszych autorów książek sensacyjnych w Polsce. Nie tak dawno jego książka - 17 śmiertelnych błędów szefa - znalazła się na szczytach list bestsellerów, a dziś znów przyszedł czas, by wejść w świat wartkiej akcji, historii tajnych szpiegów i metod zarządzania wprost z elitarnych jednostek wojskowych.
Rafał Szczepanik jest jednym z założycieli firmy szkoleniowej Training Partners. Specjalizuje się w prowadzeniu szkoleń integracyjnych i grach strategicznych. Wcześniej współtworzył portal Pracuj.pl i przez pięć lat był jego wiceprezesem. Pracował też w Danii i Gwatemali. Został uznany za jednego z czterech najlepszych polskich trenerów w kategorii "gry symulacyjne" (ranking firm szkoleniowych magazynu "Profit" i KPMG). Prywatnie alpinista i podróżnik, zdobywca Bieguna Północnego. Wspiął się też na najwyższe szczyty Andów i Alp, brał udział w wyprawach do Tybetu i na Antarktydę.
Business English Magazine
i
Startup Magazine
Google SketchUp. Ćwiczenia praktyczne
O aplikacji Google SketchUp słyszał już chyba każdy, nawet jeśli na co dzień ma do czynienia z dużo "poważniejszymi" programami do tworzenia grafiki 3D lub projektowania technicznego. Część tej sławy narzędzie zawdzięcza z pewnością występowaniu w nazwie magicznego słówka "Google" oraz stojącej za nim potężnej machinie marketingowo-medialnej. Jednak już od momentu wydania pierwszej wersji SketchUp-a w 2001 roku, jeszcze staraniem niewielkiej amerykańskiej firmy @Last Software, program zaczął wzbudzać duże zainteresowanie wśród szerokich rzesz grafików, projektantów, architektów i zwykłych użytkowników komputerów.
Oczywiście, nie stało się tak przypadkiem. Aplikacja zdobyła fanów między innymi dzięki swojej prostocie, szybkości działania, sporym jak na wymagania sprzętowe możliwościom i szerokiej dostępności. Może to niewiele, ale wystarczyło do zdobycia naprawdę sporej liczby wiernych użytkowników. A Google nie powiedziało jeszcze w tej materii ostatniego słowa, dlatego trzeba się liczyć z faktem, iż SketchUp będzie nadal powiększał grono swoich miłośników i aktywnie walczył o serca grafików nawet z dużo bardziej zaawansowanymi aplikacjami.
Chyba więc w samą porę, bo dosłownie kilka dni temu, na rynku pojawiła się pierwsza w dziejach wydawnictwa Helion - a chyba prawdopodobnie nawet pierwsza w Polsce - książka w całości poświęcona popularnemu środowisku Google SketchUp. Publikacja należy do serii Ćwiczenia praktyczne i przeznaczona jest raczej dla początkujących użytkowników programu, co nie zmienia uwagi, że jako jedyna jak do tej pory warta jest uwagi osób amatorsko zaintersowanych oprogramowaniem 3D i ludzi zawodowo wykorzystujących go na codzień.
W książce opisano podstawowe operacje rysunkowe i modelerskie, sposób poruszania się w wirtualnej przestrzeni trójwymiarowej i korzystania z najważniejszych narzędzi edycyjnych oraz metody zastosowania narzędzi konstrukcyjnych i tworzenia bardziej złożonych obiektów 3D. Poruszono też kwestie dostosowywania środowiska pracy do potrzeb projektanta oraz podano garść podstawowych informacji na temat używania komponentów bibliotecznych. Dość niewiele, ale na początek powinno chyba wystarczyć.
Podręcznik prezentuje najważniejsze cechy i możliwości programu Google SketchUp na przykładzie jego profesjonalnej próbnej wersji 7. Podane w nim informacje z pewnością ułatwią start początkującemu użytkownikowi, zwłaszcza jeśli SU jest pierwszą aplikacją 3D, z którą ma on do czynienia. Sposób prezentowania treści przez Autorkę nie pozostawia wiele do życzenia, opisy są jednoznaczne, a polecenia wystarczająco jasne nawet dla ucznia szkoły podstawowej. Do kupna pozycji zdecydowanie zachęca również cena, podręcznik kosztuje bowiem zaledwie 18 zł (a i to bez 10 gr). Ogólnie książka zasługuje na ocenę pozytywną.
A co mi się w niej nie podoba? Przede wszystkim trochę jednak za mała objętość - książka ma zaledwie 110 stron, a chyba nawet program tak prosty jak SketchUp zasługuje na nieco więcej, nie wspominając już o dostępnych dla jego użytkowników wtyczkach. Treść wydaje się w dodatku ułożona dość chaotycznie, opis narzędzi rysunkowych występuje w niej na przykład po wiadomościach o modelowaniu. W tym szaleństwie z pewnością jest jakaś metoda, ale dla mnie pozostaje ona niezrozumiała. Nie najlepszym rozwiązaniem wydaje się też wydanie książki w serii ćwiczeń praktycznych, gdyż wiele z nich ma raczej charakter opisowy, a sama formula ćwiczeń wydaje się tu dość sztucznie narzucona.
Podsumowując: książka Google SketchUp. Ćwiczenia praktyczne nie jest może publikacją doskonałą, ale kupując ją nie ryzykuje się wielkich pieniędzy. Podręcznik pomoże z pewnością początkującym użytkownikom aplikacji i bezboleśnie wprowadzi ich w magiczny świat 3D, nie oferując jednak zbyt wiele osobom już trochę obeznanym z programem. Książka zasługuje z pewnością na pochwałę choćby z tego powodu, że jest jak dotąd jedyną pozycją na ten temat wydaną po polsku, a w każdym razie jedyną tego typu publikacją papierową, o której mi wiadomo. I daje nadzieję na kolejne, które na pewno również z chęcią przeczytam.
Oczywiście, nie stało się tak przypadkiem. Aplikacja zdobyła fanów między innymi dzięki swojej prostocie, szybkości działania, sporym jak na wymagania sprzętowe możliwościom i szerokiej dostępności. Może to niewiele, ale wystarczyło do zdobycia naprawdę sporej liczby wiernych użytkowników. A Google nie powiedziało jeszcze w tej materii ostatniego słowa, dlatego trzeba się liczyć z faktem, iż SketchUp będzie nadal powiększał grono swoich miłośników i aktywnie walczył o serca grafików nawet z dużo bardziej zaawansowanymi aplikacjami.
Chyba więc w samą porę, bo dosłownie kilka dni temu, na rynku pojawiła się pierwsza w dziejach wydawnictwa Helion - a chyba prawdopodobnie nawet pierwsza w Polsce - książka w całości poświęcona popularnemu środowisku Google SketchUp. Publikacja należy do serii Ćwiczenia praktyczne i przeznaczona jest raczej dla początkujących użytkowników programu, co nie zmienia uwagi, że jako jedyna jak do tej pory warta jest uwagi osób amatorsko zaintersowanych oprogramowaniem 3D i ludzi zawodowo wykorzystujących go na codzień.
W książce opisano podstawowe operacje rysunkowe i modelerskie, sposób poruszania się w wirtualnej przestrzeni trójwymiarowej i korzystania z najważniejszych narzędzi edycyjnych oraz metody zastosowania narzędzi konstrukcyjnych i tworzenia bardziej złożonych obiektów 3D. Poruszono też kwestie dostosowywania środowiska pracy do potrzeb projektanta oraz podano garść podstawowych informacji na temat używania komponentów bibliotecznych. Dość niewiele, ale na początek powinno chyba wystarczyć.
Podręcznik prezentuje najważniejsze cechy i możliwości programu Google SketchUp na przykładzie jego profesjonalnej próbnej wersji 7. Podane w nim informacje z pewnością ułatwią start początkującemu użytkownikowi, zwłaszcza jeśli SU jest pierwszą aplikacją 3D, z którą ma on do czynienia. Sposób prezentowania treści przez Autorkę nie pozostawia wiele do życzenia, opisy są jednoznaczne, a polecenia wystarczająco jasne nawet dla ucznia szkoły podstawowej. Do kupna pozycji zdecydowanie zachęca również cena, podręcznik kosztuje bowiem zaledwie 18 zł (a i to bez 10 gr). Ogólnie książka zasługuje na ocenę pozytywną.
A co mi się w niej nie podoba? Przede wszystkim trochę jednak za mała objętość - książka ma zaledwie 110 stron, a chyba nawet program tak prosty jak SketchUp zasługuje na nieco więcej, nie wspominając już o dostępnych dla jego użytkowników wtyczkach. Treść wydaje się w dodatku ułożona dość chaotycznie, opis narzędzi rysunkowych występuje w niej na przykład po wiadomościach o modelowaniu. W tym szaleństwie z pewnością jest jakaś metoda, ale dla mnie pozostaje ona niezrozumiała. Nie najlepszym rozwiązaniem wydaje się też wydanie książki w serii ćwiczeń praktycznych, gdyż wiele z nich ma raczej charakter opisowy, a sama formula ćwiczeń wydaje się tu dość sztucznie narzucona.
Podsumowując: książka Google SketchUp. Ćwiczenia praktyczne nie jest może publikacją doskonałą, ale kupując ją nie ryzykuje się wielkich pieniędzy. Podręcznik pomoże z pewnością początkującym użytkownikom aplikacji i bezboleśnie wprowadzi ich w magiczny świat 3D, nie oferując jednak zbyt wiele osobom już trochę obeznanym z programem. Książka zasługuje z pewnością na pochwałę choćby z tego powodu, że jest jak dotąd jedyną pozycją na ten temat wydaną po polsku, a w każdym razie jedyną tego typu publikacją papierową, o której mi wiadomo. I daje nadzieję na kolejne, które na pewno również z chęcią przeczytam.
3d.pl Daniel Wadowski
CSS. Kaskadowe arkusze stylów. Przewodnik encyklopedyczny. Wydanie III
Osobom interesującym się tworzeniem stron www osoba Erica Meyera jest dobrze znana.
Jest to autor - moim zdaniem najlepszych dostępnych na polskim rynku wydawniczym - książek poświęconych CSS. Muszę przyznać, że sięgając po tą pozycję trochę się bałem, że książka ta nie dorówna wcześniej przeze mnie czytanym "Eric Meyer o CSS" oraz jej kontynuacji.
Bez wątpienia jednak książka "CSS. Kaskadowe arkusze stylów. Przewodnik encyklopedyczny. Wydanie III" doskonale broni dobrego imienia Autora. Jest to doskonałe źródło wiedzy dla każdego, kto nie szuka już podręczników do nauki CSS, tylko szuka konkretnych i sprawdzonych informacji o tym dlaczego tak, a nie inaczej, działa pewna właściwość z taką wartością. Takie osoby, z pewnością będą zadowolone z zakupu.
Książki Erica Meyera porażają wręcz swoją przejrzystością i logicznym kontyuowaniem pewnych tematów. Niektóre rzeczy - na pozór trudne - pod piórem "invited expert" organizacji W3C stają się prostą konsekwencją kilku logicznych i łatwych do zrozumienia zasad.
Jeśli jesteś osobą, która dopiero co zaczęła się uczyć CSS i nie za bardzo jeszcze wiesz jak sprawić, aby menu było po lewej lub po prawej stronie witryny, to raczej nie jest to książka dla ciebie. Jeśli natomiast czujesz, że CSS nie ma przed Tobą tajemnic - sięgnij po tę książkę. Ja w pewnych fragmentach czułem się jak początkujący webmaster, mimo, że tematyką zajmuję się nie od dziś.
Gorąco polecam zakup tej książki.
Bez wątpienia jednak książka "CSS. Kaskadowe arkusze stylów. Przewodnik encyklopedyczny. Wydanie III" doskonale broni dobrego imienia Autora. Jest to doskonałe źródło wiedzy dla każdego, kto nie szuka już podręczników do nauki CSS, tylko szuka konkretnych i sprawdzonych informacji o tym dlaczego tak, a nie inaczej, działa pewna właściwość z taką wartością. Takie osoby, z pewnością będą zadowolone z zakupu.
Książki Erica Meyera porażają wręcz swoją przejrzystością i logicznym kontyuowaniem pewnych tematów. Niektóre rzeczy - na pozór trudne - pod piórem "invited expert" organizacji W3C stają się prostą konsekwencją kilku logicznych i łatwych do zrozumienia zasad.
Jeśli jesteś osobą, która dopiero co zaczęła się uczyć CSS i nie za bardzo jeszcze wiesz jak sprawić, aby menu było po lewej lub po prawej stronie witryny, to raczej nie jest to książka dla ciebie. Jeśli natomiast czujesz, że CSS nie ma przed Tobą tajemnic - sięgnij po tę książkę. Ja w pewnych fragmentach czułem się jak początkujący webmaster, mimo, że tematyką zajmuję się nie od dziś.
Gorąco polecam zakup tej książki.
webmade.org Patryk yarpo Jar
Ciąża. Lekarz rodzinny
Jest w tej książce poezja, jest bezpośredniość, są konkrety - choć to tylko poradnik Wydawnictwa Septem, zatytułowany po prostu "Ciąża". Honorata Kuplowska w kumpelski sposób traktuje czytelniczki, które doświadczyły owego "daru życia". Z uroczo zilustrowanej książki kobiety dowiedzą się, jak świadomie przeżywać ów niecodzienny stan - tydzień po tygodniu. Autorka doradza, jak przygotować się do porodu, kiedy zgłosić się do szpitala i co zabrać. Paniom, które są dopiero na progu decyzji o zajściu w ciążę, podpowiada, kiedy najszybciej może do tego dojść i jak dostrzec symptomy świadczące, że to właśnie to.
POLSKA - DZIENNIK ŁÓDZKI N, 05/09/2009
Twarzą w twarz z obiektywem. Sztuka fotografowania ludzi
Fotografowanie ludzi napotkanych w podróży nastręcza te same problemy, co wszystkie inne portrety, a dodatkowo jeszcze trochę. Z takimi sytuacjami obiecuje nas oswoić Rick Sammon, autor książki „Twarzą w twarz z obiektywem”. Sprawdźmy, jak wywiązuje się z tej obietnicy.
O portretach i portretowaniu ukazało się już na naszym rynku kilka książek, co nie znaczy, że któryś autor wyczerpał temat i nie ma już o czym pisać. Pozycja Ricka Sammona jest tutaj o tyle specyficzna, że jest ona adresowana do początkującego, ale nie powiela wałkowanych po wielokroć kwestii co to jest przysłona i jaki ma wpływ na głębię ostrości. Autor przyjmuje, że czytelnik przeczytał instrukcję i umie posługiwać się aparatem, natomiast nie potrafi robić zdjęć ludziom. W książce wszystko kręci się wokół robienia zdjęcia, a nie studiowania budowy aparatu.
Bardzo miłym zwyczajem autora jest pokazywanie alternatywnych wersji i wskazywanie różnic, jakie powoduje pozornie nieznaczna zmiana, np. obniżenie lub podniesienie pozycji aparatu. Cenne są także przykłady na następnych stronach, pokazujące, jak autor osiągnął lepszy efekt działając wbrew głoszonym wcześniej radom. Tłumaczenie, wyjaśnianie i promowanie myślenia zasługuje na pochwałę.
Kamera patrzy w dwie strony
„Dla mnie podstawowym celem jako fotografa podróżnika jest to, by ludzie polubili, a przynajmniej zaakceptowali mnie w ciągu kilku sekund. Po osiągnięciu tego celu wykonanie zdjęć staje się stosunkowo proste.” - pisze autor książki (s. 16) i wyjaśnieniom jak to zrobić, a także jak prowadzić sesję portretową, by uzyskać najlepsze kadry, poświęcona jest pierwsza, ciekawsza połowa książki. Znalazło się tu miejsce na omówienia kwestii, na które mało kto z amatorów zwraca uwagę, a często nawet nie zauważa ich istnienia, jak np. wpływ postawy, nastawienia i emocji fotografa na efekt finalny - kwestia szczególnie istotna przy pracy z modelami „złapanymi” na ulicy. Jak autor sam pisze - kamera patrzy w obie strony i na zdjęciu widać nastawienie i emocje nie tylko modela, ale i twórcy.
O fotografii ulicznej i improwizowanych sesjach, które są tak ważne i specyficzne dla fotografii podróżniczej, jest całkiem sporo. Niektóre triki, jak ten z okularami przeciwsłonecznymi czy magią, są inspirujące - nie dlatego, żeby je wiernie naśladować, ale raczej poszukać własnych pomysłów na przełamanie lodów. Autor każe nam zwracać uwagę na drobiazgi, które w finale stanowiły różnicę znacznie większą niż model użytego aparatu - dobór tła, kolor ubrania, drobne akcesoria, zbliżenie na detal itp.
Narracja jest sympatyczna, anegdotyczna, lekka i bogata w historie z życia. Pojawia się tylko cień wątpliwości co do autentyczności niektórych z nich, gdy na s. 74 Sammon opowiada, jak to u fotografowanej dziewczyny musiał rozmową o jej chłopaku wywoływać reakcje nadające się do sfotografowania, a na s.94 pokazuje zawodową modelkę, która nauczyła go czym się różni męski uchwyt od kobiecego. Problem w tym, że na wszystkich tych zdjęciach jest ta sama osoba... Pozostaje więc przypomnieć motto Marka Hłaski, że nie liczy się prawda, tylko prawdziwe zmyślenie i przyjąć te skądinąd użyteczne rady, całkiem niezależnie od prawdziwości towarzyszących im anegdot.
Robimy sobie światło
Postawę autora wobec czytelnika dobrze oddają rozdziały poświęcone oświetleniu - żadnych zbędnych teorii, ale też nic wyrafinowanego. Jak stosować blendę, podstawy skutecznego korzystania z lampy błyskowej, co nieco o korzystaniu z oświetlenia studyjnego. Najważniejsze są tutaj przykłady - jak kadr wygląda bez zastosowania doświetlenia oraz jak wygląda z nim. Nie zabrakło też omówienia kierunków, z jakich pada główne światło na modela oraz pokazania, jak każdą z tych sytuacji efektywnie wykorzystać. Co istotne i charakterystyczne, autor omawia tu środki i techniki dostępne dla amatora. Nawet gdy rzecz dotyczy studia, to najpierw mamy zaprezentowane kwestie związane z glamour garażowym, czyli wykorzystaniem światła zastanego, a później przykłady korzystania z dwóch prostych lamp błyskowych uzbrojonych w softboks i parasolkę - zestaw kosztujący mniej więcej tyle, co tania lustrzanka.
Klęska obfitości
Trzeci składnik książki jest mniej odkrywczy, aczkolwiek przydatny, zwłaszcza dla początkujących: trochę Photoshopa, trochę podstaw kompozycji, słowo o technikaliach. Nie jest to jakaś systematyczna prezentacja metody, ale zbiór drobnych trików. Zastosowanie Photoshopa to szybki sposób na ujęcie czarno-białe oraz z selektywnym kolorem, dodanie efektu malarskiego, miękkiej poświaty, wygładzanie skóry czy kadrowanie. Nie wszystkie procedury sprawdzają się równie dobrze i przepis na symulację panoramowania (s. 256) dał efekt co najmniej dyskusyjny.
Oprócz omówień kwestii technicznych bez wątpienia związanych z fotografowaniem ludzi (użycie blendy, dyfuzora, doświetlanie lampą) pojawiają się tematy dość luźno związane z portretowaniem, jak zagadnienie umieszczania postaci w roli sztafażu w ujęciach krajobrazowych czy kwestie zamrażania ruchu oraz jego dynamizowania. Przy jednym z takich zagadnień - panoramowaniu jeźdźca pędzącego na koniu - autor się trochę zaplątał, najpierw pisząc, że ustawił priorytet czasu, żeby aparat zmianą otworu przysłony mógł reagować na ewentualne pojawienie się chmury (s.132), a zaraz potem (s.133) wyjaśnia, że zmierzył ekspozycję na sierści konia i zablokował ją (w domyśle - trybem manualnym), aby światłomierz nie dał się oszukać zmieniającą się jasnością i barwą tła. Obie te strategie są słuszne, ale nie da się jednocześnie zastosować trybu manualnego ekspozycji i priorytetu czasu. Akurat cały ten fragment nie był niezbędny w takiej książce i gdyby autor zrezygnował z zagadnień luźno związanych z portretowaniem, to wyszedłby na tym lepiej.
Zdjęcia bardzo egzotyczne
Ozdobą, ale i pułapką są egzotyczne zdjęcia: Masajki, kowboje, mongolscy wojownicy, weneccy przebierańcy. Bardzo efektowne, ale pewnie niejeden amator pomyśli: „jakbym ja był w takim miejscu, to też zrobiłbym fajne zdjęcia.” Oczywiście taki wniosek byłby mylny, bo niezależnie od atrakcyjności motywu proste błędy, przed którymi przestrzega Sammon, zepsują najbardziej obiecujące ujęcie. Jednak wielu początkujących może wpaść w tę pułapkę, koncentrując się nadmiernie na temacie fotografii, a ignorując stronę realizacyjną.
Druga ćwiartka alfabetu
„Twarzą w twarz” to książka dla rozpoczynających przygodę z fotografią - to wcale nie zarzut, takie pozycje są bardzo potrzebne. Ten podręcznik nie wyczerpuje żadnego z tematów, które porusza, ale na każdej stronie zawiera przydatne i praktyczne informacje. Coś ciekawego mogą znaleźć dla siebie nawet zaawansowani amatorzy, ale oczywiście najbardziej skorzystają początkujący. Lekki, anegdotyczny styl narracji przypadnie do gustu szczególnie osobom, które mają alergie na tradycyjne podręczniki, prezentujące wiedzę w sposób suchy i nudny. Tu będzie lekko, przyjemnie i kolorowo. Książkę polecam początkującym, którzy w fotograficznym abecadle przeszli już C (jak czas naświetlania) i E (jak ekspozycja), ale następne literki są jeszcze przed nimi. Skorzystają też osoby bardziej zaawansowane w fotografii, ale zaczynające dopiero próby z portretami.
O portretach i portretowaniu ukazało się już na naszym rynku kilka książek, co nie znaczy, że któryś autor wyczerpał temat i nie ma już o czym pisać. Pozycja Ricka Sammona jest tutaj o tyle specyficzna, że jest ona adresowana do początkującego, ale nie powiela wałkowanych po wielokroć kwestii co to jest przysłona i jaki ma wpływ na głębię ostrości. Autor przyjmuje, że czytelnik przeczytał instrukcję i umie posługiwać się aparatem, natomiast nie potrafi robić zdjęć ludziom. W książce wszystko kręci się wokół robienia zdjęcia, a nie studiowania budowy aparatu.
Bardzo miłym zwyczajem autora jest pokazywanie alternatywnych wersji i wskazywanie różnic, jakie powoduje pozornie nieznaczna zmiana, np. obniżenie lub podniesienie pozycji aparatu. Cenne są także przykłady na następnych stronach, pokazujące, jak autor osiągnął lepszy efekt działając wbrew głoszonym wcześniej radom. Tłumaczenie, wyjaśnianie i promowanie myślenia zasługuje na pochwałę.
Kamera patrzy w dwie strony
„Dla mnie podstawowym celem jako fotografa podróżnika jest to, by ludzie polubili, a przynajmniej zaakceptowali mnie w ciągu kilku sekund. Po osiągnięciu tego celu wykonanie zdjęć staje się stosunkowo proste.” - pisze autor książki (s. 16) i wyjaśnieniom jak to zrobić, a także jak prowadzić sesję portretową, by uzyskać najlepsze kadry, poświęcona jest pierwsza, ciekawsza połowa książki. Znalazło się tu miejsce na omówienia kwestii, na które mało kto z amatorów zwraca uwagę, a często nawet nie zauważa ich istnienia, jak np. wpływ postawy, nastawienia i emocji fotografa na efekt finalny - kwestia szczególnie istotna przy pracy z modelami „złapanymi” na ulicy. Jak autor sam pisze - kamera patrzy w obie strony i na zdjęciu widać nastawienie i emocje nie tylko modela, ale i twórcy.
O fotografii ulicznej i improwizowanych sesjach, które są tak ważne i specyficzne dla fotografii podróżniczej, jest całkiem sporo. Niektóre triki, jak ten z okularami przeciwsłonecznymi czy magią, są inspirujące - nie dlatego, żeby je wiernie naśladować, ale raczej poszukać własnych pomysłów na przełamanie lodów. Autor każe nam zwracać uwagę na drobiazgi, które w finale stanowiły różnicę znacznie większą niż model użytego aparatu - dobór tła, kolor ubrania, drobne akcesoria, zbliżenie na detal itp.
Narracja jest sympatyczna, anegdotyczna, lekka i bogata w historie z życia. Pojawia się tylko cień wątpliwości co do autentyczności niektórych z nich, gdy na s. 74 Sammon opowiada, jak to u fotografowanej dziewczyny musiał rozmową o jej chłopaku wywoływać reakcje nadające się do sfotografowania, a na s.94 pokazuje zawodową modelkę, która nauczyła go czym się różni męski uchwyt od kobiecego. Problem w tym, że na wszystkich tych zdjęciach jest ta sama osoba... Pozostaje więc przypomnieć motto Marka Hłaski, że nie liczy się prawda, tylko prawdziwe zmyślenie i przyjąć te skądinąd użyteczne rady, całkiem niezależnie od prawdziwości towarzyszących im anegdot.
Robimy sobie światło
Postawę autora wobec czytelnika dobrze oddają rozdziały poświęcone oświetleniu - żadnych zbędnych teorii, ale też nic wyrafinowanego. Jak stosować blendę, podstawy skutecznego korzystania z lampy błyskowej, co nieco o korzystaniu z oświetlenia studyjnego. Najważniejsze są tutaj przykłady - jak kadr wygląda bez zastosowania doświetlenia oraz jak wygląda z nim. Nie zabrakło też omówienia kierunków, z jakich pada główne światło na modela oraz pokazania, jak każdą z tych sytuacji efektywnie wykorzystać. Co istotne i charakterystyczne, autor omawia tu środki i techniki dostępne dla amatora. Nawet gdy rzecz dotyczy studia, to najpierw mamy zaprezentowane kwestie związane z glamour garażowym, czyli wykorzystaniem światła zastanego, a później przykłady korzystania z dwóch prostych lamp błyskowych uzbrojonych w softboks i parasolkę - zestaw kosztujący mniej więcej tyle, co tania lustrzanka.
Klęska obfitości
Trzeci składnik książki jest mniej odkrywczy, aczkolwiek przydatny, zwłaszcza dla początkujących: trochę Photoshopa, trochę podstaw kompozycji, słowo o technikaliach. Nie jest to jakaś systematyczna prezentacja metody, ale zbiór drobnych trików. Zastosowanie Photoshopa to szybki sposób na ujęcie czarno-białe oraz z selektywnym kolorem, dodanie efektu malarskiego, miękkiej poświaty, wygładzanie skóry czy kadrowanie. Nie wszystkie procedury sprawdzają się równie dobrze i przepis na symulację panoramowania (s. 256) dał efekt co najmniej dyskusyjny.
Oprócz omówień kwestii technicznych bez wątpienia związanych z fotografowaniem ludzi (użycie blendy, dyfuzora, doświetlanie lampą) pojawiają się tematy dość luźno związane z portretowaniem, jak zagadnienie umieszczania postaci w roli sztafażu w ujęciach krajobrazowych czy kwestie zamrażania ruchu oraz jego dynamizowania. Przy jednym z takich zagadnień - panoramowaniu jeźdźca pędzącego na koniu - autor się trochę zaplątał, najpierw pisząc, że ustawił priorytet czasu, żeby aparat zmianą otworu przysłony mógł reagować na ewentualne pojawienie się chmury (s.132), a zaraz potem (s.133) wyjaśnia, że zmierzył ekspozycję na sierści konia i zablokował ją (w domyśle - trybem manualnym), aby światłomierz nie dał się oszukać zmieniającą się jasnością i barwą tła. Obie te strategie są słuszne, ale nie da się jednocześnie zastosować trybu manualnego ekspozycji i priorytetu czasu. Akurat cały ten fragment nie był niezbędny w takiej książce i gdyby autor zrezygnował z zagadnień luźno związanych z portretowaniem, to wyszedłby na tym lepiej.
Zdjęcia bardzo egzotyczne
Ozdobą, ale i pułapką są egzotyczne zdjęcia: Masajki, kowboje, mongolscy wojownicy, weneccy przebierańcy. Bardzo efektowne, ale pewnie niejeden amator pomyśli: „jakbym ja był w takim miejscu, to też zrobiłbym fajne zdjęcia.” Oczywiście taki wniosek byłby mylny, bo niezależnie od atrakcyjności motywu proste błędy, przed którymi przestrzega Sammon, zepsują najbardziej obiecujące ujęcie. Jednak wielu początkujących może wpaść w tę pułapkę, koncentrując się nadmiernie na temacie fotografii, a ignorując stronę realizacyjną.
Druga ćwiartka alfabetu
„Twarzą w twarz” to książka dla rozpoczynających przygodę z fotografią - to wcale nie zarzut, takie pozycje są bardzo potrzebne. Ten podręcznik nie wyczerpuje żadnego z tematów, które porusza, ale na każdej stronie zawiera przydatne i praktyczne informacje. Coś ciekawego mogą znaleźć dla siebie nawet zaawansowani amatorzy, ale oczywiście najbardziej skorzystają początkujący. Lekki, anegdotyczny styl narracji przypadnie do gustu szczególnie osobom, które mają alergie na tradycyjne podręczniki, prezentujące wiedzę w sposób suchy i nudny. Tu będzie lekko, przyjemnie i kolorowo. Książkę polecam początkującym, którzy w fotograficznym abecadle przeszli już C (jak czas naświetlania) i E (jak ekspozycja), ale następne literki są jeszcze przed nimi. Skorzystają też osoby bardziej zaawansowane w fotografii, ale zaczynające dopiero próby z portretami.
Digital Foto Video Piotr Dębek