ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Google+ dla biznesu

“Google+ dla biznesu,” najnowsza książka Chrisa Brogana (w Polsce wydane przez OnePress), amerykańskiego blogera i specjalisty od społeczności. Przyznam, że lekturę zaczynałem pełen sceptycyzmu i… ten sceptycyzm wobec społecznościówki Google’a zachowałem. Nie chcę Was jednak zrażać do lektury, bo jak dowiecie się z dalszych części tego wpisu, książka jest warta przeczytania.

Zanim jednak przejdę do swoich wynurzeń i refleksji dodam, że Brogan potraktował Plusa jako „next big thing” w społecznościach. Coś co zmienia podejście wielu ludzi do tego rodzaju medium. Jako early adopter był tam jeszcze w fazie „zamkniętej bety” i od samego początku obserwował rodzące się trendy i szkoły korzystania z tej platformy. Autor określił ją jako pełniejszego w treści Twittera, co za bardzo nie mija się z prawdą, ale chyba znamy polskie realia, prawda? Do rzeczy!

Google +, czyli Graal socialu?

Nie podzielam entuzjazmu Brogana i podzielać jeszcze długo nie będę. W Polsce mimo 2,5 (rzekomych) milionów użytkowników, nadal jest tam po prostu nudno. Wchodzę, przewijam feed i wychodzę. Nie pomogła nawet lista Mashable z 10 ciekawymi kręgami branżowymi. Dalej więcej wyciągam z Twittera i List na Facebooku.

Zaletami G+ miała być czytelność i targetowanie wiadomości na różne kręgi. Minusem jest to, że w Polsce wciąż najbardziej obecni są tam ludzie z branży marketingowej i technologicznej. A minął już ponad rok od premiery!

"Zwróć uwagę (…) Google+ to jedyna sieć społecznościowa stworzona przez firmę, której inny produkt – wyszukiwarka – od wielu lat jest światowym liderem."

Brogan tym cytatem nieświadomie wyjaśnia jakie są największe korzyści z bycia obecnym na G+, czyli pozycjonowanie i widoczność w wyszukiwarkach. Nawet jeśli tworzymy profil tylko jako wizytówkę internetową firmy. No i nie zapominajmy, że to taki bardzo rozwinięty arkusz ankiety na temat tego, jakie reklamy od Google chcielibyśmy dostawać. Każdy +1 to kolejne zmiany w algorytmie. ;)

Nie odkrywamy tu Ameryki i Brogan też tego nie zrobił. Opisał pokrótce jak uzupełnić swój profil, na co zwrócić uwagę i tak dalej. Typowe tutorialowe sprawy, dla tych, którzy zajrzeli do serwisu po raz pierwszy. Ja jednak całą książkę odebrałem na sposób, którego chyba nie planował.

Co autor miał na myśli?

"Używam terminu “społeczność” ostrożnie, ponieważ ludzie zwykle myślą o społeczności jak o statycznej rzeczy z ustalonymi granicami i dokładnie określonej liczbami. Patrzą na to, ile osób „lubi” ich stronę na Facebooku, i myślą, że to ta liczba. Patrzą na listę mailingową i myślą, że to ta liczba. Patrzą, ile osób obserwuje ich na Twitterze i ilu użytkowników dodało ich do kręgów na Google+ – myślą, że to ta liczba. Jednak pojęcie „społeczności” jest znacznie bardziej płynne. W rzeczywistości jedynie aktywne i słuchające (uważni!) osoby tworzą społeczność."

Brogan świetnie opisuje procesy „ludzkiego” obchodzenia się ze społecznościami, słuchania ich i wchodzenia z nimi w dialog, a także kurateli treści. Przydatne zarówno dla community managerów, blogerów, czy małych przedsiębiorców. Książka ta jest pełna porad personal brandingowych i wizerunkowych.

Wspomniałem o kurateli treści, której Brogan poświęcił całkiem sporo miejsca w ujęciu korzystania z Google+, lecz spokojnie można to przełożyć na każdą inną społecznościówkę. Chyba G+ był pretekstem do podzielenia się niektórymi przemyśleniami.

W książce znajdziemy ciekawą wypowiedź Steve’a Rosenbauma, autora Curation Nation:

"Kiedyś dzielenie się było >fajne<. Ale to było wtedy, kiedy jeszcze inne sposoby wyszukiwania informacji działały prawidłowo. Media działały. Wyszukiwarki działały. A dzisiaj wszystkie te stare systemy, które odfiltrowywały hałas i dostarczały wartościową treść, są zepsute. Dzielenie się jest jedynym sposobem, któremu możemy zaufać w kwestii oddzielania sygnału od zakłóceń.

(…)

Dzielenie się informacjami to więcej niż tylko wskazanie ciekawej treści – to niewyrażona wprost rekomendacja. Dzieląc się rzeczami mającymi znaczenie, budujesz swoją kolektywną cyfrową >opowieść<, opowieść na temat tego, w co wierzysz i co polecasz."

Przede wszystkim Brogan w swojej książce pisze, żeby dzielić się na G+ treściami nie tylko biznesowymi, ale również bliższymi naszej prywatności. Pisze z perspektywy kogoś, kto reprezentuje firmę, pokazuje jej ludzkie oblicze. Dlatego ja tego do końca nie kupuję, bo w Polsce taki mechanizm działa w small biznesie, start-upach i może redakcjach magazynów. Reszta marketingu społecznościowego jest prowadzona przez agencje lub działy wewnętrzne firm i tu nie ma miejsca na budowanie wizerunku rzecznika (oczywiście są wyjątki od reguły). Dlatego te wszystkie porady radziłbym przenieść na grunt osobisty, personal brandingowy lub blogerski.

I nie jest też do tego potrzebny właściwie Google+, bo te same cele można realizować na Facebooku czy Twitterze. Niemniej jednak czytając z włączonym filtrem treści i omijając niektóre rozdziały poczułem jakbym czytał dodatek do Zaufania 2.0, które było pisane przed największym boomem social mediów. To również dużo ciekawych przemyśleń na temat dystrybucji treści ze strony/bloga do kanałów social mediowych (z “centrum dowodzenia” na “posterunki” – jak to ujął Brogan).

Oczywiście wielu z Was, czytelników, może mieć odmienne zdanie jeśli chodzi o potencjał i wykorzystanie Google+, wtedy jest to książka dla Was praktycznie obowiązkowa. Jeśli zaś stronicie od obecności w tej społecznościówce, to sporą ilość stron możecie pominąć. Dla mnie to książka o e-wizerunku i budowaniu kapitału społecznościowego, która jak to zwykle bywa jest w wielu aspektach niedopasowana do naszego rynku.

Jeśli chcecie uniknąć zawodu, czytajcie ją z włączonym filtrem treści i uważajcie na typowe amerykanizmy. ;)
pijarukoksu.wordpress.com Jakub &#8222;Pijaru Koksu&#8221; Prószyński, 2012-08-29

Zen Steve'a Jobsa

„Nie cierpię komiksów!" - pomyślałam sięgając po Zen Steve'a Jobsa, czyli komiks właśnie. Jednak po kilku minutach lektura mnie wciągnęła, a mniej więcej po godzinie doszłam do wniosku, że komiksy mają szereg zalet. Jobs, twórca legendarnej już firmy Apple, to postać inspirująca. Gdy zmarł jesienią ubiegłego roku, zainteresowanie jego osobą jeszcze się wzmogło i cały świat zapadł na.jobsomanię". Na fali wzmożonej fascynacji Stevem Jobsem powstał również komiks, będący fragmentarycznym zapisem jego wieloletniej relacji z mistrzem zen Kobunem Chino Otogawą. Młody Steve poznał Kobuna jeszcze w czasach szkolnych. Spotykali się z różną częstotliwością przez wiele lat, szczególnie w najtrudniejszych dla Jobsa chwilach. Kobun nauczał go kaligrafii, łucznictwa i, jak można zgadywać, wywarł znaczące piętno na jego rozwoju. Z czasem ich przyjaźń rozluźniła się. Jobs poświęcił się poszukiwaniu perfekcji za wszelką cenę, a Kobun poszukiwaniu wewnętrznej harmonii i mądrości. Ich ścieżki stykały się coraz rzadziej, by wreszcie rozejść się na zawsze. Zen Steve 'a Jobsa pokazuje wybrane fragmenty rozmów obu bohaterów, nie komentując ich ani nie próbując stworzyć spójnej narracji. Czytelnik sam musi wyciągnąć wnioski z tego komiksowego „koanu". Dla mnie jeden z wniosków jest taki, że istnieje związek między pracą a duchowością. Nasze przekonania znajdują wyraz w tym, jak działamy i w jaki sposób pracujemy. Dla Jobsa Apple stał się szaleństwem, dla którego poświęcił część swoich wewnętrznych poszukiwań, być może nawet wszystkie. Czy cena za sukces nie była za wysoka Tutaj znowu brakuje jednoznacznej odpowiedzi. Dialog Steve'a i Kobuna to wewnętrzny dialog każdego z nas, chociaż dokładne słowa dysputy mogą być całkiem inne. Ważne jest, żeby być świadomym swoich codziennych małych wyborów i wartości, którym służymy w naszej pracy. Przeczytanie komiksu Zen Steve'a Jobsa zajmie ci mniej niż godzinę czasu, ale to może być bardzo wartościowa godzina, która pozwoli nieco inaczej spojrzeć na codzienne zawodowe zmagania.
Gazeta Ubezpieczeniowa Aleksandra Wysocka-Zańko, 2012-09-04

Wybrzeże Dalmacji i Czarnogóry. Udane Wakacje. Wydanie 1

Na progu letniego szczytu urlopowego ukazał się w serii „Udane Wakacje” Michelina przewodnik „Wybrzeże Dalmacji i Czarnogóry”. W sytuacji, gdy wielu rodaków szuka nowych kierunków wyjazdu w ciepłe kraje w związku z niepewną sytuacją w tradycyjnie licznie odwiedzanych krajach północnej Afryki, bądź już przesycenia nimi, może on pomóc w podjęciu decyzji dokąd warto pojechać. Ściślej mógłby pomóc.

Bo jako przewodnik wakacyjny, a więc przeznaczony dla ludzi którzy przede wszystkim chcą wypocząć, a przy okazji zobaczyć coś ciekawego, ma on dwa podstawowe braki. Niemal całkowicie pominięte zostały w nim informacje o plażach. Zwłaszcza na dominującym w nim objętościowo odcinku chorwackim Adriatyku, bo na czarnogórskim znalazłem ich kilka. A praktycznie również i inne możliwości nadmorskiego przecież wypoczynku.


W informacjach o poszczególnych miejscowościach umieszczonych przy nich w ramkach, w ogromnej większości przypadków w ogóle nie ma takiego hasła. A jeżeli już trafi się jako „Sport i rekreacja”, np. na Riwierze Makarskiej, to są to nazwy i adresy firm organizujących nurkowanie, spływy pontonowe, ew. wycieczki. Lub na wyspie Brač – windsurfing, czy na wyspie Hvar – agencji wycieczkowej. W całej części chorwackiej znalazłem zaledwie kilka informacji o plażach.

Na wyspie Dugi Otok o kamienisto – piaszczystej plaży Sakarun wyróżnionej, ale bez uzasadnienia dlaczego, aż dwiema gwiazdkami. Dodam, że podobnie jak w innych przewodnikach Michelina także w tym stosowany jest 1–3-gwiazdkowy (oraz w większości przypadków bez takiego oznaczenia, czyli mniej zasługujących na uwagę) system klasyfikowania najciekawszych miejscowości, zabytków bądź miejsc.

Na wyspach Hvar i Mljet znalazłem po dwie plaże podobnie wyróżnione. Zaś w miejscowości Skrivena Luka informację, „Niedługo zostanie tu otwarta plaża”. W opisach tak popularnych i ciekawych miast jak Zadar, Nin, Szybenik, Trogir, Split, Dubrownik, czy wysp Pag, Bracz, Korczula nie ma ani słowa o tamtejszych plażach i innych miejscach wypoczynku (może poza niekiedy informacjami o parkach) zarówno w nich, jak i ich okolicach.

Jak już wspomniałem, na znacznie krótszym, czarnogórskim odcinku Adriatyku jest pod tym względem nieco lepiej. Natrafiłem bowiem na wzmianki o zatoczkach z plażami na półwyspie Luštice, wyspach Sveti Stefan i Petrovac na moru oraz w mieście Ulčinj. Ale już nie w Herceg Novi, Risanie, Peraście, Kotorze czy Budwie.

Drugim, moim zdaniem, brakiem tego przewodnika, jest pominięcie w nim adriatyckiego, chorwackiego wybrzeża Istrii. Nie mniej pięknego, chociaż chyba trochę droższego, zwłaszcza w najpopularniejszych miejscowościach na półwyspie Istria. Ale chętnie odwiedzanego przez naszych rodaków m.in. ze względu na najbliższą odległość od Polski, czy warunki wypoczynku zarówno na wybrzeżu jak i tamtejszych wyspach. Przede wszystkim Krk i Rab.

Jeżeli pominąć te braki, to co otrzymali czytelnicy w tym przewodniku trzeba ocenić wysoko. Zawiera on dwa ze znawstwem tematu napisane rozdziały: Informacje praktyczne oraz Zaproszenie do podróży – ze zwięzłą, ale rzeczową prezentacją wybrzeża Adriatyku, dziejów państw na nim oraz tamtejszej sztuki i kultury. Część przewodnikowa podzielona została na dwa odcinki: Wybrzeże Dalmacji i Wybrzeże Czarnogóry.

W nich zaś omówiono najważniejsze i najciekawsze miejscowości, miejsca, zabytki i obiekty w kolejności ich położenia: od północnego zachodu do południowego wschodu wybrzeża. Przedstawione zostały one krótko, ale w miarę wyczerpująco. Z propozycjami tras którymi najlepiej jest je zwiedzać. Informacjami o poszczególnych, wartych poznania budowlach i miejscach – z oznaczeniem gwiazdkami szczególnie cennych. Opisem najważniejszych detali np. wnętrz kościołów, zamków, pałaców itp.

W przypadku większych miejscowości znajdują się przy nich barwne plany i kolorowe zdjęcia, a w regionach także ich mapki. Każdej z miejscowości (poza jej okolicami) towarzyszy Informator wyodrębniony w ramce. Zawiera on adresy, telefony, strony internetowe itp. Informacji turystycznej, informacje o różnych środkach transportu – także wypożyczalniach samochodów, niekiedy również gastronomii.

Ponadto o zakupach, lokalnych specjałach jak wina czy sery itp. Zamieszczony na końcu Indeks pozwala szybko znaleźć to, co w danym momencie jest potrzebne. Jest to więc krótki i poręczny przewodnik po tym regionie Europy. Przydatny, moim zdaniem, zwłaszcza tym turystom, którzy już mają zapewnione noclegi i wiedzą, gdzie znajduje się plaża na której będą wypoczywać.

Ale poza opalaniem i kąpielami morskimi chcą jeszcze zobaczyć coś ciekawego. A że na adriatyckim wybrzeżu Chorwacji i Czarnogóry zabytków i innych cennych obiektów bądź pięknych miejsc jest dużo, o tym chyba już nikogo w Polsce, a przynajmniej ludzi podróżujących po świecie, przekonywać nie trzeba.
GLOBTROTER INFO Cezary Rudziński, 2012-07-29

Tajski epizod z dreszczykiem

Każdy chciałby przeżyć taki epizod... Niestety, było to jedynie dane Markowi Lenarcikowi i przez niego niezwykle barwnie opisane w książce „Tajski epizod z dreszczykiem", wydanej przez Bezdroża.

Czego tu nie ma - choć nie od razu! Wszystko zaczyna się od bojowego okrzyku: Pieprzyć korporację! - i nie później, jak kilkanaście stron dalej trafiamy do tropikalnego raju z pięknymi plażami i krystalicznie czystą wodą, mekki niskobudżetowych turystów podróżujących z plecakami, krainy niewygórowanych cen i... wszelkiego rodzaju uciech cielesnych, a także rozmaitych uniesień duchowych. Mowa, oczywiście, o Tajlandii.
POLSKA - DZIENNIK ŁÓDZKI .N, 2012-08-18

Praktyczny poradnik networkingu. Zbuduj sieć trwałych kontaktów biznesowych

„Siedź w kącie, znajdą cię" - to jedno z najgłupszych polskich przysłów. Przynajmniej w rzeczywistości pracowo-biznesowej. Bo przecież, by znaleźć zatrudnienie czy ubić interes, nie wystarczy być tylko dobrym. Trzeba jeszcze rozmawiać, bywać i uśmiechać się. Słowem budować sieć kontaktów. Bo w ostatecznym rozrachunku właśnie to się w życiu zawodowym liczy.

„Praktyczny przewodnik networkingu" uczy właśnie tej trudnej, ale kluczowej sztuki sieciowania. Krajowi spece od HR Crzegorz Tur-niak i Witold Antosiewicz zebrali w niezbyt grubej książeczce wiele drobnych i praktycznych porad. W większości celnych i ciekawych (choć jak przystało na publikację z pogranicza psychologii i biznesu jest tu i wiele truizmów). Nie przeszkadzają one jednak mieć o ich poradniku dobrej opinii.

„Praktyczny przewodnik..." uczy m.in. sztuki minglingu, czyli skutecznego wmieszania się z tłum w czasie targów czy konferencji. Podchodzimy więc tylko do pojedynczych osób albo grup otwartych. Pamiętamy o pochodzącej ze świata anglosaskiego zasadzie 3 x 12, która głosi: na pierwsze wrażenie składa się to, jak wyglądamy z odległości 12 stóp (3,5 metra), 12 cali (30 centymetrów) oraz jakie będzie naszych pierwszych 12 słów. Ten wyjątkowy tuzin powinien budzić w rozmówcy jedno wrażenie: „Jak mu się to u licha udało !". Potem zamykamy usta i zaczynamy pytać (nie wypytywać!). A idealne proporcje rozmowy wyglądają następująco: my mówimy przez 30 - 40 proc. czasu, nasz interlokutor 60 - 70 proc.

Potem zaczyna się trudna sztuka wyciskania z tych zbudowanych znajomości korzyści dla siebie. No i to najtrudniejsze z wyzwań. Jak dostać od swojego kontaktu coś, na czym nam zależy, ale bez konieczności proszenia go o to wprost. Kto zna te wszystkie sztuczki, pewnie nie potrzebuje tej książki. Cała reszta coś z niej jednak dla siebie wyczyta.

Trzeba tylko uważać, by nie przesadzić. Tak jak pewien bułgarski dyplomata na przyjęciu, w którym miałem okazję uczestniczyć kilka lat temu. Razem ze znajomym cypryjskim dziennikarzem wdaliśmy się wówczas w niezobowiązującą pogawędkę z ambasadorem Bułgarii w Szwajcarii. Small talk zszedł w kierunku różnic pokoleniowych. Wtedy ambasador błysnął anegdotą. Zacytował - zdaje się - Marka Aureliusza. Oczywiście w oryginale. Coś o tym, że starzy już za jego czasów zżymali się na młodych. Mnie zaimponował. Ale Cypryjczyk nie dał się zwieść. „Hmmm, co za zbieg okoliczności. Kilka tygodni temu poznałem w Ankarze bułgarskiego ambasadora i tak się składa, że opowiedział mi tę samą anegdotę...". Rozmowa się urwała, a dyplomata ulotnił się jak kamfora.

Prawdopodobnie został przyłapany na bezceremonialnym używaniu rad z jakiegoś podręcznika small talku dla bułgarskiej służby dyplomatycznej.
Dziennik Gazeta Prawna Rafał Woś, 2012-08-24
Sposób płatności