Recenzje
Podręcznik Przygody Rowerowej
(...) "Podręcznik przygody rowerowej", bo o nim mowa, jest książką nie do końca do mnie skierowaną, bo ja jestem typowym rowerzystą miejskim. Zawsze powtarzam, że po mieście się poruszam rowerem, a poza miastem autostopem - choć biorąc pod uwagę, że zasada była czasem łamana (powroty z imprez sopockich autostopem do Gdańska raczej trudno nazwać autostopem pozamiejskim), to w sumie mogłabym ją kiedyś złamać i w drugą stronę... Choć póki co od robienia większej ilości kilometrów odstręcza mnie moja biurwiczna kondycja, no i to, że rower mam zdecydowanie przeznaczony do terenów miejskich, więc żwirki i lasy, i ogólny świat wokół nas spowolniłyby mnie zapewne w sposób bardziej niż frustrujący.
Na rowerach się nie znam nic a nic. Dla mnie rower to ratunek przed zatłoczonym autobusem. Dlatego też kilka informacji z książki przyswoiłam z przyjemnością laika, któremu się tłumaczy jak debilowi. Co było miłe. Miłe też były historyjki podróżnicze z początku książki, które podkreślały na każdym kroku brak kondycji uczestników. Daje to nadzieję, że może i ja mam jakieś szanse w tej zabawie...
Rowerzyści drodzy, sakwiarze, bo tak się się lubicie zwać, co teraz już wiem. Lubię was bardzo, bo w tych wyprawach rowerowych jest podobne pragnienie niezależności, co w wyprawach autostopowych. Moje lenistwo pewnie nie pozwoli mi, aby do was dołączyć na dalekie górskie ścieżki, ale może gdzieś po Polsce czy na innych płaskich terenach na coś się jeszcze skuszę.Tak czy siak miło się czyta o ludziach z pasją, acz nawał technicznych informacji na koniec sprawia, że nie powinnam była czytać tego od deski do deski, tylko robić sobie jakieś literackie przerywniki, bo końcowe instrukcje to coś, do czego się raczej powinno zajrzeć w momencie potrzeby konkretnej informacji. Cóż, specyfika czytania w podróży - za dużo książek ze sobą nie wezmę, więc pozostaje mi czytać od dechy do dechy to, co mam, choćby to był właśnie... Podręcznik. Bez ujmowania podręcznikowi - zresztą pierwsza część podręcznikowa nie jest i przypomina wiele innych podróżniczych uroczych historyjek, które znajdziemy wśród autorów tekstów wszelkiej maści podróżującej, od sakwiarzy, autostopowiczów, po maniaków tanich lotów. Odnosiły się nie tylko do samego roweru, ale także do kultury, przygód po drodze i tego wszystkiego, co się zdarza, kiedy ktoś postanowi pojechać w świat, i w dodatku jeszcze zrobić to odrobinę inaczej niż się ogólnie przyjęło (choć ja tam wiem, na ile inaczej? Znam dużo więcej tych, co to podróżują "alternatywnie" i zaczynam się powoli zastanawiać nad alternatywnością alternatywnego podróżowania, ale wiem też, że w specyficznym środowisku się obracam i o obiektywizm mi trudno bardzo...).
Po całej lekturze pozostała mi głównie sympatia do grupy RuBuTu, która była autorem jednej z historyjek i czasem przewijała się przez techniczne informacje. Ale ja cenię swobodne podejście do przeciwności, humor i nieliniowe przedstawianie historii.
Na rowerach się nie znam nic a nic. Dla mnie rower to ratunek przed zatłoczonym autobusem. Dlatego też kilka informacji z książki przyswoiłam z przyjemnością laika, któremu się tłumaczy jak debilowi. Co było miłe. Miłe też były historyjki podróżnicze z początku książki, które podkreślały na każdym kroku brak kondycji uczestników. Daje to nadzieję, że może i ja mam jakieś szanse w tej zabawie...
Rowerzyści drodzy, sakwiarze, bo tak się się lubicie zwać, co teraz już wiem. Lubię was bardzo, bo w tych wyprawach rowerowych jest podobne pragnienie niezależności, co w wyprawach autostopowych. Moje lenistwo pewnie nie pozwoli mi, aby do was dołączyć na dalekie górskie ścieżki, ale może gdzieś po Polsce czy na innych płaskich terenach na coś się jeszcze skuszę.Tak czy siak miło się czyta o ludziach z pasją, acz nawał technicznych informacji na koniec sprawia, że nie powinnam była czytać tego od deski do deski, tylko robić sobie jakieś literackie przerywniki, bo końcowe instrukcje to coś, do czego się raczej powinno zajrzeć w momencie potrzeby konkretnej informacji. Cóż, specyfika czytania w podróży - za dużo książek ze sobą nie wezmę, więc pozostaje mi czytać od dechy do dechy to, co mam, choćby to był właśnie... Podręcznik. Bez ujmowania podręcznikowi - zresztą pierwsza część podręcznikowa nie jest i przypomina wiele innych podróżniczych uroczych historyjek, które znajdziemy wśród autorów tekstów wszelkiej maści podróżującej, od sakwiarzy, autostopowiczów, po maniaków tanich lotów. Odnosiły się nie tylko do samego roweru, ale także do kultury, przygód po drodze i tego wszystkiego, co się zdarza, kiedy ktoś postanowi pojechać w świat, i w dodatku jeszcze zrobić to odrobinę inaczej niż się ogólnie przyjęło (choć ja tam wiem, na ile inaczej? Znam dużo więcej tych, co to podróżują "alternatywnie" i zaczynam się powoli zastanawiać nad alternatywnością alternatywnego podróżowania, ale wiem też, że w specyficznym środowisku się obracam i o obiektywizm mi trudno bardzo...).
Po całej lekturze pozostała mi głównie sympatia do grupy RuBuTu, która była autorem jednej z historyjek i czasem przewijała się przez techniczne informacje. Ale ja cenię swobodne podejście do przeciwności, humor i nieliniowe przedstawianie historii.
swojadroga.blogspot.com gosia drewa, 2012-08-21
CSS3. Tworzenie nowoczesnych stron WWW
Sięgnąłem po tę książkę z pozytywnym nastawieniem – chciałem uporządkować wszystko, co wiem w zakresie CSS. Nie zawiodłem się, choć miałem momenty kryzysu – swoisty rollercsster. Zaraz okaże się dlaczego.
Przyznaję, że ostatnio nie tworzyłem pełnych arkuszy CSS, a jedynie pracowałem na już dostarczonych podstawach, zmieniając drobiazgi. To właśnie dlatego mój CSS wymagał odkurzenia. Za doskonałą miotełkę uznałem tę pozycję.
Książka zaczyna się od opisania warsztatu, jakim operuje autor i jaki proponuje czytelnikom. Następnie trochę wprowadzenia do idei CSS. Dalej – opis standardu CSS 2.1 i dopiero wtedy przejście do CSS 3. Na samym końcu praktyczny pokaz przygotowania strony na przykładzie witryny stworzonej przez autora książki. Spis treści brzmi smakowicie.
Pierwsze rozdziały to rozgrzewka. Webdeveloperzy zwykle mają już swój określony warsztat pracy i ulubione narzędzia, lecz czasem można podchwycić coś ciekawego. Mało którego z nas trzeba też przekonywać do korzystania z CSS. Natomiast ci, którzy wymagaliby przekonania, w ogóle nie sięgną po tę książkę. Ale temat został potraktowany krótko i bez zbędnej spinki.
Dalej przechodzimy do opisu CSS 2.1 począwszy od selektorów. To bardzo ciekawy rozdział, podsumowujący i porządkujący wszystko, z czym mamy do czynienia w kwestii selektorów – a więc nie tylko na użytek CSS, lecz również skryptów JS. Niestety zaraz potem przychodzi dramat. Wypis poszczególnych właściwości – coś dla cierpiących na bezsenność. Czy ten dramat to wina autora? Jeśli, to tylko dlatego, że w ogóle zabrał się za opisywanie CSS. Tak po prostu już jest z tym tematem, nie da się go omówić ciekawie – kompletna lista jest bardzo długa i mocno powtarzalna, co jest świetne z punktu widzenia spójności standardu, ale tragiczne z punktu widzenia czytelnika jego kompletnego opisu. Dodatkowo wiele z tych rzeczy czytelnicy już znają, czy to z praktyki, czy z innych publikacji. Trzeba przyznać, że nawet Eric Meyer nie ustrzegł się tu problemów z utrzymaniem napięcia. I tak maszerujemy, czy też snujemy się, przez fonty, kolory, model pudełkowy i pozycjonowanie. Gdy będziecie wracać z księgarni z tą książką pod pachą, szczerze radzę strzelić sobie mocną kawę. Mimo uciążliwości warto przebrnąć przez ten rozdział.
Dopiero teraz, po 150 stronach docieramy do CSS3. Wydaje się, że to trochę późno, zważywszy na tytuł książki. Mamy tu opisane nowe selektory i inne możliwości na dotychczasowych obszarach – fontów czy kolorów – oraz całkiem nowych – kolumnach, gradientach, transformacjach, przejściach i animacjach. Te trzy ostatnie zagadnienia są opisane bardzo należycie, z przykładami – niestety nie wydrukowanymi ;) ale przynajmniej łatwymi do odtworzenia.
Napisałem, że rozdział o CSS 3 przychodzi trochę późno. To złudzenie. Jest w sam raz na czas. Gdy przypomnieliśmy i uporządkowaliśmy sobie CSS 2.1 poznajemy uzupełnienia i dodatki stanowiące CSS 3 dopiero w połączeniu z obecnym standardem.
Po przejściu przez całą tę teorię (choć trzeba przyznać, że autor zachęca i ułatwia śledzenie książkowej teorii „w praktyce” w przeglądarkach), zmierzamy do pokazu, jak od A do Z przygotować witrynę na zamówienie. Mamy tu opis przygotowań prawno-logistycznych, temat doboru kolorystyki i fontów, wyboru zdjęć, a następnie logicznego rozplanowania witryny. Dostajemy zarówno listingi kodu HTML, trochę PHP, jak i mnóstwo CSSa – wraz z dokładnym wytłumaczeniem wykorzystania zasad kaskadowości, wspierania starszych przeglądarek i kilkoma sztuczkami estetycznymi. Mamy tu też kilka ciekawych narzędzi – np. Adobe Kulera, czy dodatek do Chrome IE Tab. Zwróćcie uwagę na adres odnośnika – taki właśnie został wydrukowany w książce zamiast nazwy tego dodatku. Ponieważ bardzo słabo klika się w kartkę, specjalnie dla Was przełożyłem ten link na bardziej użyteczną formę ;)
Wrażenia po przeczytaniu książki są dobre. Pozytywne nastawienie przerodziło się w pozytywny posmak na koniec. Mamy jednak momenty lepsze i gorsze. Za najlepsze uważam fragmenty o selektorach i nowościach w CSS 3 – te ostatnie pewnie głównie dlatego, że są dla mnie nowością. Porządnie opracowany został również materiał z tworzenia strony – za wyjątkiem opisu integracji z Facebookiem, gdzie autora zniosło na mieliznę tak w teorii, jak i w praktyce, co odbija się również na gotowej stronie. Za to zabawnie ogląda się przykłady z użyciem kolorów, podczas gdy książka jest czarno-biała (oprócz dodatków z paletą i kołem kolorów).
Ale obok nielicznych wpadek mamy też rodzynki – animację CSS obrazującą udaną zagrywkę w siatkówce, a także coś, czym autor ujął mnie i trzymał już do końca: przywołanie znanego ze skeczu Waldemara Malickiego niemieckiego słowa Hottentottenstottertrottelmutterbeutelrattenlattengitterkofferattentäter dla zobrazowania łamania wyrazów.
Zaskakująco ciekawym pomysłem jest zakończenie każdego rozdziału quizem. Wydaje się to drobiazg, ale pomaga powtórzyć materiał – czujemy wewnętrzną potrzebę, żeby wypaść w tym quizie jak najlepiej, a nawet jeśli chcemy oszukiwać i wrócić do treści rozdziału podczas odpowiadania na pytania – zamierzony efekt również zostaje osiągnięty.
Przydatne w codziennej pracy będą dodatki z podsumowaniem właściwości, ich obsługi w przeglądarkach (choć niektóre wersje są już nieco przestarzałe, ale to nie jest wielki problem), czy też przedstawiające fonty systemowe.
CSS3 Tworzenie nowoczesnych stron WWW jest dobrą pozycją. Elegancko porządkuje wiedzę o CSS 2.1 oraz przedstawia nowości w CSS 3. Robi to na poziomie, bez nadmiernych uogólnień, ale i bez wnikania w szczegóły np. implementacji modelu pudełkowego po stronie przeglądarek, o czym można poczytać w książkach Erica Meyera. Niektóre opisane sztuczki na pewno wejdą na stałe do moich projektów, podobnie zaprezentowane narzędzia mają potencjał, żeby nie raz ułatwić mi życie. Debiut wydawniczy Łukasza Pasternaka to warta uwagi publikacja.
Przyznaję, że ostatnio nie tworzyłem pełnych arkuszy CSS, a jedynie pracowałem na już dostarczonych podstawach, zmieniając drobiazgi. To właśnie dlatego mój CSS wymagał odkurzenia. Za doskonałą miotełkę uznałem tę pozycję.
Książka zaczyna się od opisania warsztatu, jakim operuje autor i jaki proponuje czytelnikom. Następnie trochę wprowadzenia do idei CSS. Dalej – opis standardu CSS 2.1 i dopiero wtedy przejście do CSS 3. Na samym końcu praktyczny pokaz przygotowania strony na przykładzie witryny stworzonej przez autora książki. Spis treści brzmi smakowicie.
Pierwsze rozdziały to rozgrzewka. Webdeveloperzy zwykle mają już swój określony warsztat pracy i ulubione narzędzia, lecz czasem można podchwycić coś ciekawego. Mało którego z nas trzeba też przekonywać do korzystania z CSS. Natomiast ci, którzy wymagaliby przekonania, w ogóle nie sięgną po tę książkę. Ale temat został potraktowany krótko i bez zbędnej spinki.
Dalej przechodzimy do opisu CSS 2.1 począwszy od selektorów. To bardzo ciekawy rozdział, podsumowujący i porządkujący wszystko, z czym mamy do czynienia w kwestii selektorów – a więc nie tylko na użytek CSS, lecz również skryptów JS. Niestety zaraz potem przychodzi dramat. Wypis poszczególnych właściwości – coś dla cierpiących na bezsenność. Czy ten dramat to wina autora? Jeśli, to tylko dlatego, że w ogóle zabrał się za opisywanie CSS. Tak po prostu już jest z tym tematem, nie da się go omówić ciekawie – kompletna lista jest bardzo długa i mocno powtarzalna, co jest świetne z punktu widzenia spójności standardu, ale tragiczne z punktu widzenia czytelnika jego kompletnego opisu. Dodatkowo wiele z tych rzeczy czytelnicy już znają, czy to z praktyki, czy z innych publikacji. Trzeba przyznać, że nawet Eric Meyer nie ustrzegł się tu problemów z utrzymaniem napięcia. I tak maszerujemy, czy też snujemy się, przez fonty, kolory, model pudełkowy i pozycjonowanie. Gdy będziecie wracać z księgarni z tą książką pod pachą, szczerze radzę strzelić sobie mocną kawę. Mimo uciążliwości warto przebrnąć przez ten rozdział.
Dopiero teraz, po 150 stronach docieramy do CSS3. Wydaje się, że to trochę późno, zważywszy na tytuł książki. Mamy tu opisane nowe selektory i inne możliwości na dotychczasowych obszarach – fontów czy kolorów – oraz całkiem nowych – kolumnach, gradientach, transformacjach, przejściach i animacjach. Te trzy ostatnie zagadnienia są opisane bardzo należycie, z przykładami – niestety nie wydrukowanymi ;) ale przynajmniej łatwymi do odtworzenia.
Napisałem, że rozdział o CSS 3 przychodzi trochę późno. To złudzenie. Jest w sam raz na czas. Gdy przypomnieliśmy i uporządkowaliśmy sobie CSS 2.1 poznajemy uzupełnienia i dodatki stanowiące CSS 3 dopiero w połączeniu z obecnym standardem.
Po przejściu przez całą tę teorię (choć trzeba przyznać, że autor zachęca i ułatwia śledzenie książkowej teorii „w praktyce” w przeglądarkach), zmierzamy do pokazu, jak od A do Z przygotować witrynę na zamówienie. Mamy tu opis przygotowań prawno-logistycznych, temat doboru kolorystyki i fontów, wyboru zdjęć, a następnie logicznego rozplanowania witryny. Dostajemy zarówno listingi kodu HTML, trochę PHP, jak i mnóstwo CSSa – wraz z dokładnym wytłumaczeniem wykorzystania zasad kaskadowości, wspierania starszych przeglądarek i kilkoma sztuczkami estetycznymi. Mamy tu też kilka ciekawych narzędzi – np. Adobe Kulera, czy dodatek do Chrome IE Tab. Zwróćcie uwagę na adres odnośnika – taki właśnie został wydrukowany w książce zamiast nazwy tego dodatku. Ponieważ bardzo słabo klika się w kartkę, specjalnie dla Was przełożyłem ten link na bardziej użyteczną formę ;)
Wrażenia po przeczytaniu książki są dobre. Pozytywne nastawienie przerodziło się w pozytywny posmak na koniec. Mamy jednak momenty lepsze i gorsze. Za najlepsze uważam fragmenty o selektorach i nowościach w CSS 3 – te ostatnie pewnie głównie dlatego, że są dla mnie nowością. Porządnie opracowany został również materiał z tworzenia strony – za wyjątkiem opisu integracji z Facebookiem, gdzie autora zniosło na mieliznę tak w teorii, jak i w praktyce, co odbija się również na gotowej stronie. Za to zabawnie ogląda się przykłady z użyciem kolorów, podczas gdy książka jest czarno-biała (oprócz dodatków z paletą i kołem kolorów).
Ale obok nielicznych wpadek mamy też rodzynki – animację CSS obrazującą udaną zagrywkę w siatkówce, a także coś, czym autor ujął mnie i trzymał już do końca: przywołanie znanego ze skeczu Waldemara Malickiego niemieckiego słowa Hottentottenstottertrottelmutterbeutelrattenlattengitterkofferattentäter dla zobrazowania łamania wyrazów.
Zaskakująco ciekawym pomysłem jest zakończenie każdego rozdziału quizem. Wydaje się to drobiazg, ale pomaga powtórzyć materiał – czujemy wewnętrzną potrzebę, żeby wypaść w tym quizie jak najlepiej, a nawet jeśli chcemy oszukiwać i wrócić do treści rozdziału podczas odpowiadania na pytania – zamierzony efekt również zostaje osiągnięty.
Przydatne w codziennej pracy będą dodatki z podsumowaniem właściwości, ich obsługi w przeglądarkach (choć niektóre wersje są już nieco przestarzałe, ale to nie jest wielki problem), czy też przedstawiające fonty systemowe.
CSS3 Tworzenie nowoczesnych stron WWW jest dobrą pozycją. Elegancko porządkuje wiedzę o CSS 2.1 oraz przedstawia nowości w CSS 3. Robi to na poziomie, bez nadmiernych uogólnień, ale i bez wnikania w szczegóły np. implementacji modelu pudełkowego po stronie przeglądarek, o czym można poczytać w książkach Erica Meyera. Niektóre opisane sztuczki na pewno wejdą na stałe do moich projektów, podobnie zaprezentowane narzędzia mają potencjał, żeby nie raz ułatwić mi życie. Debiut wydawniczy Łukasza Pasternaka to warta uwagi publikacja.
wkh24.pl Wojtek K. Hildebrandt, 2012-08-09
Google AdWords. Skuteczna kampania reklamowa w internecie
Książka przeznaczona jest dla osób, które chcą postawić pierwsze kroki w sieci reklamowej Google’a, rozpoczynając właśnie od kampanii w wyszukiwarce. Zaawansowani użytkownicy doświadczeni w ich obsłudze w pozycji autorstwa Anastasii Holdren nie znajdą nic dla siebie.
Największą zaletą książki jest sposób prezentacji zagadnienia. Autorka posługuje się prostym językiem, krok po kroku wtajemniczając użytkownika w meandry działania konta Google Adwords. Przeprowadza nas przez całą kampanię – od zakładania konta poprzez kontrolę nad ustawieniami bieżącymi (czyli na przykład stawkami), po analizowanie efektów po jej zakończeniu. Całość okraszona została dużą liczbą ilustracji, która pomagają łatwo odnaleźć się wśród poszczególnych opcji. Mało tu rozważań jak i dlaczego właśnie tak coś działa – cała para idzie w wyjaśnienie, gdzie kliknąć, by wprawić osiągnąć pożądany efekt. Wszystkie kluczowe informacje są jednak zawarte, a kto chciałby pogłębić wiedzę może sięgnąć po inne pozycje.
Struktura podręcznika (bo chyba można tę książkę określić) pozwala w każdej chwili wrócić do odpowiednich rozdziałów i szybko rozstrzygnąć pojawiające się w trakcie pracy problemy lub wątpliwości. Wiele książek aspirujących do miana przewodników nie spełnia tego podstawowego kryterium użyteczności, przegrywając walkę o czytelnika już na wstępie. Warto więc wspomnieć, że osoby, które sięgną po “Google Adwords” nie będą miały podobnych trudności.
Specjalistą od Adwordsów nie jestem i raczej nie będę. Mam jednak pewne doświadczenie w prowadzeniu kampanii. Wiem, że gdybym u swoich początków dostał w ręce tę książkę, ominęłoby mnie kilka momentów zawahania czy zastanowienia nad konfiguracją i bieżącą obsługą konta. Idealna dla początkujących.
Największą zaletą książki jest sposób prezentacji zagadnienia. Autorka posługuje się prostym językiem, krok po kroku wtajemniczając użytkownika w meandry działania konta Google Adwords. Przeprowadza nas przez całą kampanię – od zakładania konta poprzez kontrolę nad ustawieniami bieżącymi (czyli na przykład stawkami), po analizowanie efektów po jej zakończeniu. Całość okraszona została dużą liczbą ilustracji, która pomagają łatwo odnaleźć się wśród poszczególnych opcji. Mało tu rozważań jak i dlaczego właśnie tak coś działa – cała para idzie w wyjaśnienie, gdzie kliknąć, by wprawić osiągnąć pożądany efekt. Wszystkie kluczowe informacje są jednak zawarte, a kto chciałby pogłębić wiedzę może sięgnąć po inne pozycje.
Struktura podręcznika (bo chyba można tę książkę określić) pozwala w każdej chwili wrócić do odpowiednich rozdziałów i szybko rozstrzygnąć pojawiające się w trakcie pracy problemy lub wątpliwości. Wiele książek aspirujących do miana przewodników nie spełnia tego podstawowego kryterium użyteczności, przegrywając walkę o czytelnika już na wstępie. Warto więc wspomnieć, że osoby, które sięgną po “Google Adwords” nie będą miały podobnych trudności.
Specjalistą od Adwordsów nie jestem i raczej nie będę. Mam jednak pewne doświadczenie w prowadzeniu kampanii. Wiem, że gdybym u swoich początków dostał w ręce tę książkę, ominęłoby mnie kilka momentów zawahania czy zastanowienia nad konfiguracją i bieżącą obsługą konta. Idealna dla początkujących.
jeszczejeden.wordpress.com Artur
Społecznościowy BOOM. Wykorzystaj potencjał sieci e-kontaktów do wykreowania marki, zwiększenia sprzedaży i zdominowania rynku
Społecznościowy boom ciągle trwa. Facebook, NK, Twitter, LinkedIn, Goldenline, YouTube i wiele innych jeszcze serwisów przyciąga codziennie całe rzesze internautów w różnym wieku. Najczęściej używane są do dzielenia się ze światem swoim prywatnym życiem i luźnymi przemyśleniami. Ale warto także wykorzystać ich potencjał do wykreowania własnej marki w świecie zawodowym i biznesowym, by nasza wartość w oczach potencjalnych kontrahentów wzrosła, a także aby zdobyć i utrzymać nowych klientów.
O tym, jak tego dokonać i nie zwariować wśród wielu serwisów społecznościowych, pisze Jeffrey Gitomer w swojej książce „Społecznościowy BOOM! Wykorzystaj potencjał sieci e-kontaktów do wykreowania marki, zwiększenia sprzedaży i zdominowania rynku”.
Czytaj i działaj
Książka jest zbiorem wartościowych i konkretnych porad, jak poruszać się po serwisach społecznościowych, jaką strategię obrać w zależności od ich rodzaju, by zmaksymalizować zyski i korzyści, które wynikają z aktywności w internecie. Porady te są tak skonstruowane i skoncentrowane, że podczas czytania nie sposób nie zatrzymać się na chwilę, by zastosować nową wiedzę w praktyce. Tak właśnie działają zawarte w niej wypunktowania, listy czy czasem wręcz wskazówki typu „krok po kroku”. W przeciwnym razie można odnieść wrażenie, że coś umyka, a samo czytanie bez działania w zasadzie nie ma sensu. Zresztą, taki IMO jest cel czytania poradników w ogóle. Najciekawsze w tym wszystkim natomiast jest to, że niektóre z nich naprawdę działają, a na ich efekty nie trzeba czekać długo.
Autor, oprócz własnej, przekazuje także wiedzę innych specjalistów z dziedziny mediów społecznościowych. Dzięki temu odnosi się wrażenie, że każdy rozdział jest nie tylko uzupełnieniem poprzednich, ale także stanowi dużą wartość sam w sobie. A to nieczęsto zdarza się w przypadku książek pisanych w całości przez jedną tylko osobę. W tym wypadku tzw. „lanie wody”, zwłaszcza w głównej części, w zasadzie nie występuje.
Poradnik składa się z kilku części, które można podzielić na 2 rodzaje - pierwszy z nich to rozdziały poświęcone osobno poszczególnym serwisom społecznościowym, takim jak Facebook, LinkedIn, Twitter oraz YouTube, drugi natomiast zawiera informacje uniwersalne bądź dotyczące kilku serwisów, a nie tylko jednego. Ułatwia to pracę z książką i stosowanie zdobywanej wiedzy w praktyce, można bowiem skupić się po kolei na każdym z nich, bez uczucia chaosu bądź niepoukładania.
Podczas czytania pojawia się jednak jeden mankament, jak w wielu innych książkach zagranicznych autorów. W tym wypadku nie jest to może brak możliwości bądź celu zastosowania podawanych wskazówek, a raczej brak niektórych serwisów, które w Polsce także są popularne i z powodzeniem używane przez internautów w każdym wieku. Mam tutaj na myśli np. NK, który mimo słabnącej popularności w dalszym ciągu przyciąga miliony użytkowników miesięcznie. Pomijanie go, zwłaszcza w przypadku niektórych branży docierających do odbiorców korzystających właśnie z NK, a nie np. z Facebooka, nie powinno mieć miejsca. Mimo wszystko to, co dla jednych jest minusem, dla innych stanowi plus – książki amerykańskich autorów pozwalają polskim użytkownikom lepiej zareklamować się na zagranicznych rynkach. I tutaj akurat może to przynieść konkretne korzyści.
Książka Gitomera w zdecydowanej większości zawiera wskazówki i rozwiązania, jakich przeciętny użytkownik serwisów społecznościowych może nie być świadomy, choć momentami może się wydawać, że wiedza, jaką przekazuje, jest powszechnie znana. Ich zastosowanie z pewnością pomoże wykreować odpowiedni, najbardziej pożądany przez każdego z czytelników wizerunek własnej osoby w oczach innych. Nie tylko ten prywatny, ale także biznesowy. No i na koniec jeszcze jedna wiadomość, dla niektórych być może kluczowa – autor skupia się na wizerunku osobistym, a nie na wizerunku firmy czy organizacji. Stąd też niewiele jest tutaj informacji, które mogłyby zostać wykorzystane przy prowadzeniu strony firmowej na Facebooku czy innym serwisie. Brakuje także wzmianek na temat Google+, który został zupełnie pominięty, dlatego pragnącym kompleksowych informacji o najpopularniejszych serwisach społecznościowych polecam dodatkowo „Google+ dla biznesu”.
O tym, jak tego dokonać i nie zwariować wśród wielu serwisów społecznościowych, pisze Jeffrey Gitomer w swojej książce „Społecznościowy BOOM! Wykorzystaj potencjał sieci e-kontaktów do wykreowania marki, zwiększenia sprzedaży i zdominowania rynku”.
Czytaj i działaj
Książka jest zbiorem wartościowych i konkretnych porad, jak poruszać się po serwisach społecznościowych, jaką strategię obrać w zależności od ich rodzaju, by zmaksymalizować zyski i korzyści, które wynikają z aktywności w internecie. Porady te są tak skonstruowane i skoncentrowane, że podczas czytania nie sposób nie zatrzymać się na chwilę, by zastosować nową wiedzę w praktyce. Tak właśnie działają zawarte w niej wypunktowania, listy czy czasem wręcz wskazówki typu „krok po kroku”. W przeciwnym razie można odnieść wrażenie, że coś umyka, a samo czytanie bez działania w zasadzie nie ma sensu. Zresztą, taki IMO jest cel czytania poradników w ogóle. Najciekawsze w tym wszystkim natomiast jest to, że niektóre z nich naprawdę działają, a na ich efekty nie trzeba czekać długo.
Autor, oprócz własnej, przekazuje także wiedzę innych specjalistów z dziedziny mediów społecznościowych. Dzięki temu odnosi się wrażenie, że każdy rozdział jest nie tylko uzupełnieniem poprzednich, ale także stanowi dużą wartość sam w sobie. A to nieczęsto zdarza się w przypadku książek pisanych w całości przez jedną tylko osobę. W tym wypadku tzw. „lanie wody”, zwłaszcza w głównej części, w zasadzie nie występuje.
Poradnik składa się z kilku części, które można podzielić na 2 rodzaje - pierwszy z nich to rozdziały poświęcone osobno poszczególnym serwisom społecznościowym, takim jak Facebook, LinkedIn, Twitter oraz YouTube, drugi natomiast zawiera informacje uniwersalne bądź dotyczące kilku serwisów, a nie tylko jednego. Ułatwia to pracę z książką i stosowanie zdobywanej wiedzy w praktyce, można bowiem skupić się po kolei na każdym z nich, bez uczucia chaosu bądź niepoukładania.
Podczas czytania pojawia się jednak jeden mankament, jak w wielu innych książkach zagranicznych autorów. W tym wypadku nie jest to może brak możliwości bądź celu zastosowania podawanych wskazówek, a raczej brak niektórych serwisów, które w Polsce także są popularne i z powodzeniem używane przez internautów w każdym wieku. Mam tutaj na myśli np. NK, który mimo słabnącej popularności w dalszym ciągu przyciąga miliony użytkowników miesięcznie. Pomijanie go, zwłaszcza w przypadku niektórych branży docierających do odbiorców korzystających właśnie z NK, a nie np. z Facebooka, nie powinno mieć miejsca. Mimo wszystko to, co dla jednych jest minusem, dla innych stanowi plus – książki amerykańskich autorów pozwalają polskim użytkownikom lepiej zareklamować się na zagranicznych rynkach. I tutaj akurat może to przynieść konkretne korzyści.
Książka Gitomera w zdecydowanej większości zawiera wskazówki i rozwiązania, jakich przeciętny użytkownik serwisów społecznościowych może nie być świadomy, choć momentami może się wydawać, że wiedza, jaką przekazuje, jest powszechnie znana. Ich zastosowanie z pewnością pomoże wykreować odpowiedni, najbardziej pożądany przez każdego z czytelników wizerunek własnej osoby w oczach innych. Nie tylko ten prywatny, ale także biznesowy. No i na koniec jeszcze jedna wiadomość, dla niektórych być może kluczowa – autor skupia się na wizerunku osobistym, a nie na wizerunku firmy czy organizacji. Stąd też niewiele jest tutaj informacji, które mogłyby zostać wykorzystane przy prowadzeniu strony firmowej na Facebooku czy innym serwisie. Brakuje także wzmianek na temat Google+, który został zupełnie pominięty, dlatego pragnącym kompleksowych informacji o najpopularniejszych serwisach społecznościowych polecam dodatkowo „Google+ dla biznesu”.
Dziennik Internautów Katarzyna Ryfka-Cygan, 2012-08-27
Zend Framework od podstaw. Wykorzystaj gotowe rozwiązania PHP do tworzenia zaawansowanych aplikacji internetowych
Długo trzeba było czekać na książkę o Zend Framework po polsku. Długo też zabierałem się do jej przeczytania, przejrzenia, podpatrzenia jak robią to inni, ci piśmienni. Przesadziłem z tym czytaniem - kto czyta książki o programowaniu;)
Z dużym sceptycyzmem podszedłem do tego wydania. Książki o Zend Framework szybko się deaktualizują, autorzy mają swoje specyficzne podejście do programowania, czasem nawet poczucie humoru, też specyficzne. Długo zerkałem na grzbiet książki wciśniętej między pozostałe, zrobiła ze mną sporo kilometrów, aż wreszcie przyszedł dzień, kiedy ją otworzyłem i zacząłem czytać. Początek - dla kogoś, kto używa Zend Framework - nudny. Wiecie, Czołgiem Świecie i te sprawy. Później pożałowałem, że zacząłem ją czytać. Tak późno czytać. W głowie mi pojaśniało od tej wiedzy, którą Włodek Gajda chciał mi przekazać. Od kilku lat programuję w PHP, od ponad 3 z wykorzystaniem Zend Framework. Mam juz swoje nawyki i czasem bierze mnie nerw, kiedy ktoś mi mówi: zrób to inaczej. Autorowi upiekło się i nie musiał słuchać mojego marudzenia. Pewnie dlatego, że nie miałem komu pomarudzić (mam komu, ale Lepsza Połowa i tak nie wie o czym marudzę, a niemerytoryczne marudzenie się nie liczy), wdrożyłem w swój kod kilka jego porad.
Teraz coś dla początkujących w zabawach z Zend Framework. Warto kupić. Zupełnie poważnie. Przede wszystkim czytajcie i wykonujcie przykłady. Są świetnie przygotowane i gwarantuję, że przynajmniej w części wykorzystacie je w swoich aplikacjach. To poradnik step-by-step, więc sporo pracy przed Wami. Autor wie jak przekazać wiedzę w sposób przystępny. Nawet taki opornik jak ja coś z tej książki w głowie ma.
Bardziej zaawansowani znajdą w tej książce kilka rzeczy, które ich zainteresują. Mimo tego, że książka jest skierowana dla użytkowników typu beginer in Zend Framework. Tylko nie czytajcie jej w trakcie jakiegoś ważnego zadania, bo wpadniecie na pomysł "drobnych poprawek" ;)
Zabrakło mi bardziej rozbudowanej części poświęconej Zend_Db. Szkoda. Zrozumienie jak działa Zend_Db może oszczędzić nam przechodzenia w ORM, np. Doctrine2. Mało informacji znalazłem też o optymalizacji działania aplikacji z silnikiem Zend Framework. Każda wskazówka w tym względzie się przyda.
Warto zainwestować w tę książkę. Czekam na wydanie dla bardziej zaawansowanych. Póki co muszę się zadowolić inną pozycją, którą szczerze polecam PHP. Obiekty, wzorce, narzędzia.
Z dużym sceptycyzmem podszedłem do tego wydania. Książki o Zend Framework szybko się deaktualizują, autorzy mają swoje specyficzne podejście do programowania, czasem nawet poczucie humoru, też specyficzne. Długo zerkałem na grzbiet książki wciśniętej między pozostałe, zrobiła ze mną sporo kilometrów, aż wreszcie przyszedł dzień, kiedy ją otworzyłem i zacząłem czytać. Początek - dla kogoś, kto używa Zend Framework - nudny. Wiecie, Czołgiem Świecie i te sprawy. Później pożałowałem, że zacząłem ją czytać. Tak późno czytać. W głowie mi pojaśniało od tej wiedzy, którą Włodek Gajda chciał mi przekazać. Od kilku lat programuję w PHP, od ponad 3 z wykorzystaniem Zend Framework. Mam juz swoje nawyki i czasem bierze mnie nerw, kiedy ktoś mi mówi: zrób to inaczej. Autorowi upiekło się i nie musiał słuchać mojego marudzenia. Pewnie dlatego, że nie miałem komu pomarudzić (mam komu, ale Lepsza Połowa i tak nie wie o czym marudzę, a niemerytoryczne marudzenie się nie liczy), wdrożyłem w swój kod kilka jego porad.
Teraz coś dla początkujących w zabawach z Zend Framework. Warto kupić. Zupełnie poważnie. Przede wszystkim czytajcie i wykonujcie przykłady. Są świetnie przygotowane i gwarantuję, że przynajmniej w części wykorzystacie je w swoich aplikacjach. To poradnik step-by-step, więc sporo pracy przed Wami. Autor wie jak przekazać wiedzę w sposób przystępny. Nawet taki opornik jak ja coś z tej książki w głowie ma.
Bardziej zaawansowani znajdą w tej książce kilka rzeczy, które ich zainteresują. Mimo tego, że książka jest skierowana dla użytkowników typu beginer in Zend Framework. Tylko nie czytajcie jej w trakcie jakiegoś ważnego zadania, bo wpadniecie na pomysł "drobnych poprawek" ;)
Zabrakło mi bardziej rozbudowanej części poświęconej Zend_Db. Szkoda. Zrozumienie jak działa Zend_Db może oszczędzić nam przechodzenia w ORM, np. Doctrine2. Mało informacji znalazłem też o optymalizacji działania aplikacji z silnikiem Zend Framework. Każda wskazówka w tym względzie się przyda.
Warto zainwestować w tę książkę. Czekam na wydanie dla bardziej zaawansowanych. Póki co muszę się zadowolić inną pozycją, którą szczerze polecam PHP. Obiekty, wzorce, narzędzia.
old.karolnowicki.pl karol, 2012-08-08