Recenzje
Czytaj dwa razy szybciej!
Gdybyście obudzili mnie w środku nocy i jeszcze zaspaną zapytali "Czego żałujesz? Czego się boisz? Co byś chciała?", to wierzcie mi , wszystkie trzy odpowiedzi miałyby bezpośrednie powiązania z książkami.
Żałuję, że czytam zdecydowanie za mało. Chciałabym czytać szybciej, więcej, bardziej rozumniej. Boję się tego, że przez czas, który ucieka nieubłaganie, nie poznam tylu wspaniałych wytworów ludzkiej wyobraźni.
Żeby choć odrobinę mieć poczucie, że coś robię w kierunku polepszenia mojej jakości czytania sięgnęłam po poradnik, autorstwa Marcina Matuszewskiego
Zaczęłam od zrobienia sobie testu, do którego zachęca autor. Okazało się, że w ciągu minuty jestem w stanie przeczytać 257 słów. Jak wypadłam statystycznie, nie jestem w stanie określić
Ale chciałabym więcej. Wiele więcej.
Pozycja ta jest mało obszarowa. Liczy zaledwie 144 stron. Na ich większości są różnorodne ćwiczenia, wzrokowe, poszerzania perspektywy widzenia.
Wierzcie musiałam nieźle się skupić. Ale nie dlatego, że ćwiczenia są jakieś trudne, zawiłe i niezrozumiałe.
Ja jestem po prostu ślepą okularnicą (okulary wprawdzie ,mnie parzą, ale ślepota to fakt potwierdzony).
Jak już się zagłębiłam w ćwiczenia, to nawet się nie obejrzałam, a musiałam z żalem stwierdzić, że dotarłam do końcowego tekstu , który ma sprawdzić czy nasza szybkość czytania wzrosła, a może nic się nie zmieniło. U mnie faktycznie zauważone postępy, ale mam zamiar regularnie ćwiczyć, a może efekt mnie powali na kolana.
Jest to książeczka dla wszystkich moli książkowych, głodnych coraz to nowych pozycji , podobnie jak ja.
Żałuję, że czytam zdecydowanie za mało. Chciałabym czytać szybciej, więcej, bardziej rozumniej. Boję się tego, że przez czas, który ucieka nieubłaganie, nie poznam tylu wspaniałych wytworów ludzkiej wyobraźni.
Żeby choć odrobinę mieć poczucie, że coś robię w kierunku polepszenia mojej jakości czytania sięgnęłam po poradnik, autorstwa Marcina Matuszewskiego
Zaczęłam od zrobienia sobie testu, do którego zachęca autor. Okazało się, że w ciągu minuty jestem w stanie przeczytać 257 słów. Jak wypadłam statystycznie, nie jestem w stanie określić
Ale chciałabym więcej. Wiele więcej.
Pozycja ta jest mało obszarowa. Liczy zaledwie 144 stron. Na ich większości są różnorodne ćwiczenia, wzrokowe, poszerzania perspektywy widzenia.
Wierzcie musiałam nieźle się skupić. Ale nie dlatego, że ćwiczenia są jakieś trudne, zawiłe i niezrozumiałe.
Ja jestem po prostu ślepą okularnicą (okulary wprawdzie ,mnie parzą, ale ślepota to fakt potwierdzony).
Jak już się zagłębiłam w ćwiczenia, to nawet się nie obejrzałam, a musiałam z żalem stwierdzić, że dotarłam do końcowego tekstu , który ma sprawdzić czy nasza szybkość czytania wzrosła, a może nic się nie zmieniło. U mnie faktycznie zauważone postępy, ale mam zamiar regularnie ćwiczyć, a może efekt mnie powali na kolana.
Jest to książeczka dla wszystkich moli książkowych, głodnych coraz to nowych pozycji , podobnie jak ja.
figlarneczytanie.blogspot.com Książkowe zauroczenie, 2013-07-09
Schudnij z Kaizen
Ile razy próbowałyście schudnąć i z utęsknieniem wypatrywałyście dnia, aż zmieścicie się w wymarzoną sukienkę? Dziś możecie odetchnąć z ulgą i zapomnieć o słynnym efekcie jo-jo, który niweczy wszelkie wyrzeczenia kulinarne i godziny spędzone na siłowni… Już nie trzeba będzie wylewać hektolitrów potu i przemierzać tysięcy kilometrów na rowerku stacjonarnym w pogoni za idealną figurą – bo pojawiła się przełomowa publikacja: “Schudnij z Kaizen” Jarosława Gibasa!
Jej autor wręcz zabrania nam się odchudzać i stresować codziennymi pomiarami wagi, a nakazuje żyć i jeść w przyjemny sposób. Promuje rozsądną metodę “małych kroków” zamiast nagłej zmiany sposobu odżywiania, która ma zgubny wpływ zarówno na nasz organizm, jak i psychikę. Rozprawia się z mitami o dietach-cud i “magicznych” tabletkach na odchudzanie. Omawia też m.in. zdrowotne skutki nadwagi i siedzącego trybu życia.
Najistotniejszą zaletą tej książki jest to, że zwraca całej społeczności ludzi odchudzających się wolność – mówi “nie” rygorystycznym nakazom i zakazom, promowanym przez lekarzy i dietetyków i wyznaczaniu sobie z góry określonego celu. Jednocześnie odpowiada, jak w swoim własnym rytmie można zacząć wprowadzać do życia zmiany, które zaowocują utratą wagi szybciej niż myślimy.
O skuteczności tej filozofii życia i odchudzania świadczy historia samego autora, który przez wiele lat bez efektów próbował schudnąć i dopiero zmiany, o których pisze w swojej książce, dały oczekiwane rezultaty.
To lektura, która zmienia sposób myślenia o życiu – już nie będziemy pod presją stresu, który wzmagają kolejne rozczarowania, że nie chudniemy mimo wysiłku (a jak wiadomo, najczęściej stres się “zajada”, czyli już nie będzie podstawowego czynnika wzmagającego nasz apetyt). Zamiast tego można być szczęśliwym i coraz szczuplejszym człowiekiem, stosując zawarte tu triki i wskazówki – polecam Wam tę książkę!
Jej autor wręcz zabrania nam się odchudzać i stresować codziennymi pomiarami wagi, a nakazuje żyć i jeść w przyjemny sposób. Promuje rozsądną metodę “małych kroków” zamiast nagłej zmiany sposobu odżywiania, która ma zgubny wpływ zarówno na nasz organizm, jak i psychikę. Rozprawia się z mitami o dietach-cud i “magicznych” tabletkach na odchudzanie. Omawia też m.in. zdrowotne skutki nadwagi i siedzącego trybu życia.
Najistotniejszą zaletą tej książki jest to, że zwraca całej społeczności ludzi odchudzających się wolność – mówi “nie” rygorystycznym nakazom i zakazom, promowanym przez lekarzy i dietetyków i wyznaczaniu sobie z góry określonego celu. Jednocześnie odpowiada, jak w swoim własnym rytmie można zacząć wprowadzać do życia zmiany, które zaowocują utratą wagi szybciej niż myślimy.
O skuteczności tej filozofii życia i odchudzania świadczy historia samego autora, który przez wiele lat bez efektów próbował schudnąć i dopiero zmiany, o których pisze w swojej książce, dały oczekiwane rezultaty.
To lektura, która zmienia sposób myślenia o życiu – już nie będziemy pod presją stresu, który wzmagają kolejne rozczarowania, że nie chudniemy mimo wysiłku (a jak wiadomo, najczęściej stres się “zajada”, czyli już nie będzie podstawowego czynnika wzmagającego nasz apetyt). Zamiast tego można być szczęśliwym i coraz szczuplejszym człowiekiem, stosując zawarte tu triki i wskazówki – polecam Wam tę książkę!
urodaizdrowie.pl lipstick, 2013-07-09
Schudnij z Kaizen
Każdy chce czuć się atrakcyjnym i dowartościowanym. Ostatnimi czasy media i telewizja sugerują nam ideał piękna jakim jest, czasami przesadnie szczupła sylwetka. Otyłe kobiety i mężczyźni, zawzięcie chcą się zmieniać, bardzo często stosując drastyczne metody odchudzania. Filozofia Kaizen wydaje się być sprzeczna już po pierwszym zdaniu jakie funduje nam autor „Jedyne co musisz zrobić, by zrzucić zbędne kilogramy, to… przestać się wreszcie odchudzać!” Bzdura? Wcale nie!
Jarosław Gibas- pisarz, socjolog, dziennikarz, recenzent kulinarny. W swojej nowej książce „Schudnij z Kaizen”, zdradza nam tajemnicę jak skutecznie stracić na wadzę. Filozofia Kaizen, wywodzi się z Japonii i opiera się na metodzie małych kroczków. Autor doskonale przedstawił nam swoją taktykę, której nie będę Wam dokładnie zdradzać, gdyż wszystko znajdziecie w książce.
Najbardziej rzuca się w oczy sposób wydania tegoż poradnika. Zazwyczaj pozycje na temat odchudzania zawierają multum przeróżnych tabel czy dietetycznych przepisów kulinarnych. Tego natomiast nie znajdziemy w tejże lekturze, bardzo mnie zaskoczyło gdy otworzyłam książkę a tam nic innego jak tylko strony zapisane ciągiem, żadnych tabel, żadnych jadłospisów. Przyznam, że taka forma wzbudziła moje zainteresowanie, a jednocześnie podsyciła oczekiwania.
Sięgając po różnego rodzaju poradniki zawsze mam nadzieję, że autor będzie potrafił w łatwy sposób przedstawić mi swoje poglądy i przede wszystkim zmotywuje, myślę że większość z Was tego właśnie oczekuje. Jarosław Gibas, na pewno nas tutaj nie zawiedzie. Jego styl pisania jest lekki i bardzo zabawny, a jednocześnie bezpośredni. Sposób przekazu sprawia, że uświadamiamy sobie niektóre sprawy i nastawiamy się na zmiany. Pisarz zawsze daje za przykład samego siebie, motywując nas tym co sam osiągnął właśnie tą metodą!
Tak jak już wspomniałam, w książce nie znajdziemy żadnych jadłospisów, za to na pewno wiele ciekawych porad jak oszukiwać swój żołądek. Rozsądnie namawia nas do aktywności fizycznej, uzmysławiając jak jest ona ważna. Co interesujące autor, w ciekawy sposób przedstawia nam statystyki oraz przeróżne skutki, co będzie gdy nie zaczniemy radzić sobie ze zbędnymi kilogramami. Gdy przeczytałam wszystkie choroby jakie mogą czekać, takie osoby, zwyczajnie się przeraziłam. Każdy kto z Was zapozna się z tą lekturą powie dokładnie tak samo jak ja: czas na zmianę.
"Jednak mimo to zmiana się dokonuje, krok po kroku, systematycznie i trwale. Nie ma wyznaczonego celu, nie ma miejsca, do którego dążymy, jest tylko zmiana, która pociąga za sobą wiele konsekwencji" [str:24]
Przede wszystkim czego nie powinniście robić to czytać opisu z tyłu książki, albo jeżeli już przeczytacie to zwyczajnie go zignorować. To co jest napisane może wzbudzić irytację. No bo jak schudnąć nie odchudzając się? Osoby bardziej wymagające powiedzą, że to kompletny kit i nawet nie zajrzą do książki. To, naprawdę może być błędem, gdyż treść tego poradnika może nawet nie nakłoni Was do takiego samego stosowania zasad jakie wyznacza autor, ale jednak zmieni nastawienie, które przy walce z nadwagą może bardzo pomóc by nie popaść w obsesję.
„Schudnij z Kaizen” to wartościowy poradnik, jak zmienić swoje życie i wreszcie powiedzieć: nie, swojemu ciału. Sięgając po książkę znajdziecie pozytywny styl autora, który potrafi niesamowicie zmotywować i jednocześnie nastraszyć skutkami lenistwa i obżarstwa. Sięgnijcie po tę książkę, która jest na jeden wieczór. JEDEN, a wasz styl życia być może zmieni się NA ZAWSZE.
Jarosław Gibas- pisarz, socjolog, dziennikarz, recenzent kulinarny. W swojej nowej książce „Schudnij z Kaizen”, zdradza nam tajemnicę jak skutecznie stracić na wadzę. Filozofia Kaizen, wywodzi się z Japonii i opiera się na metodzie małych kroczków. Autor doskonale przedstawił nam swoją taktykę, której nie będę Wam dokładnie zdradzać, gdyż wszystko znajdziecie w książce.
Najbardziej rzuca się w oczy sposób wydania tegoż poradnika. Zazwyczaj pozycje na temat odchudzania zawierają multum przeróżnych tabel czy dietetycznych przepisów kulinarnych. Tego natomiast nie znajdziemy w tejże lekturze, bardzo mnie zaskoczyło gdy otworzyłam książkę a tam nic innego jak tylko strony zapisane ciągiem, żadnych tabel, żadnych jadłospisów. Przyznam, że taka forma wzbudziła moje zainteresowanie, a jednocześnie podsyciła oczekiwania.
Sięgając po różnego rodzaju poradniki zawsze mam nadzieję, że autor będzie potrafił w łatwy sposób przedstawić mi swoje poglądy i przede wszystkim zmotywuje, myślę że większość z Was tego właśnie oczekuje. Jarosław Gibas, na pewno nas tutaj nie zawiedzie. Jego styl pisania jest lekki i bardzo zabawny, a jednocześnie bezpośredni. Sposób przekazu sprawia, że uświadamiamy sobie niektóre sprawy i nastawiamy się na zmiany. Pisarz zawsze daje za przykład samego siebie, motywując nas tym co sam osiągnął właśnie tą metodą!
Tak jak już wspomniałam, w książce nie znajdziemy żadnych jadłospisów, za to na pewno wiele ciekawych porad jak oszukiwać swój żołądek. Rozsądnie namawia nas do aktywności fizycznej, uzmysławiając jak jest ona ważna. Co interesujące autor, w ciekawy sposób przedstawia nam statystyki oraz przeróżne skutki, co będzie gdy nie zaczniemy radzić sobie ze zbędnymi kilogramami. Gdy przeczytałam wszystkie choroby jakie mogą czekać, takie osoby, zwyczajnie się przeraziłam. Każdy kto z Was zapozna się z tą lekturą powie dokładnie tak samo jak ja: czas na zmianę.
"Jednak mimo to zmiana się dokonuje, krok po kroku, systematycznie i trwale. Nie ma wyznaczonego celu, nie ma miejsca, do którego dążymy, jest tylko zmiana, która pociąga za sobą wiele konsekwencji" [str:24]
Przede wszystkim czego nie powinniście robić to czytać opisu z tyłu książki, albo jeżeli już przeczytacie to zwyczajnie go zignorować. To co jest napisane może wzbudzić irytację. No bo jak schudnąć nie odchudzając się? Osoby bardziej wymagające powiedzą, że to kompletny kit i nawet nie zajrzą do książki. To, naprawdę może być błędem, gdyż treść tego poradnika może nawet nie nakłoni Was do takiego samego stosowania zasad jakie wyznacza autor, ale jednak zmieni nastawienie, które przy walce z nadwagą może bardzo pomóc by nie popaść w obsesję.
„Schudnij z Kaizen” to wartościowy poradnik, jak zmienić swoje życie i wreszcie powiedzieć: nie, swojemu ciału. Sięgając po książkę znajdziecie pozytywny styl autora, który potrafi niesamowicie zmotywować i jednocześnie nastraszyć skutkami lenistwa i obżarstwa. Sięgnijcie po tę książkę, która jest na jeden wieczór. JEDEN, a wasz styl życia być może zmieni się NA ZAWSZE.
studnia-pelna-ksiazek.blogspot.com 2013-07-10
Zaklinaczka dzieci. Jak rozwiązywać problemy wychowawcze
Gdy kupujemy nowy sprzęt AGD , to co robimy najpierw? Siadamy , wyciągamy instrukcje obsługi i zagłębiamy się w jej lekturze. Podobnie powinno być z dzieckiem. Niestety nikt rodzicowi wraz z noworodkiem nie wręcza do ręki informacji, jak obsłużyć tego małego człowieka, który tylko chcę i wymaga.
Rodzice muszą uczyć się współżycia z nowym członkiem rodziny za metodą prób i błędów. Wiem, z doświadczenia , że łatwo się zagubić we własnym profesjonalizmie. Chcemy jak najlepiej dla nas samych i dla naszego dziecka. Ale nagle zaczynamy stać pod ścianą, bo pociecha nie chcę jeść, spać, stale płacze itp. Wtedy mamy poczucie porażki. Nie potrzebnie, bo wszystko można jeszcze naprawić, wyprostować. Tylko trzeba wiedzieć jak.
Dlatego rodzicom idzie na pomoc Tracy Hogg- niania doskonała.
Tracy Hogg jest z zawody pielęgniarką. Prowadziła prywatne konsultacje, jest ekspertką telewizyjną i radiową. Jest specjalistką od wychowania niemowląt i dzieci starszych, nawet tych z poważnymi problemami natury emocjonalnej. Jest autorką światowych bestsellerów "Język niemowląt"; "Język dwulatka", -a także twórczynią serii programów telewizyjnych i witryny internetowej.
Współautorką tego poradnika jest Melinda Blau - zławna dziennikarka i autorka dwunastu książek o dzieciach.
Książka "Zaklinaczka dzieci. Jak rozwiązywać problemy wychowawcze" jest właśnie taką instrukcją obsługi od niemowlaka do nawet dwuletniego dziecka.
Tracy Hogg dzieli się w tej pozycji swoimi wieloletnimi obserwacjami, spostrzeżeniami i doświadczeniem z pracy z dziećmi. Chciałaby ona nakłonić każdego rodzica/opiekuna, by był PC. PC nie ma nic wspólnego z komputerami , a jest określeniem - praktyczny i cierpliwy. Tłumaczy czytelnikowi , że nie ma idealnego dziecka, a miano idealnego rodzica to mit.
By wszystko w rodzinie grało, musimy się nauczyć odczytywać sygnały, które dziecko nam przekazuje. Wiadomo, że na początku swojego życia nie porozumiewa się z nami w sposób werbalny, a czyni to za pomocą płaczu. Musimy zrozumieć , ze dziecko to nie tylko "wymagający ssak", to czysta karta, która potzrebuje, byśmy byli zdecydowani i stanowczy w swoich postanowieniach.
Sama wiem, jak dziecko bywa oporne z rytualnych czynnościach. Ja najgorzej radziłam sobie w dziedzinie snu moich pociech. Byłam za mało stanowcza. Nie znałam technik, które autorki przekazują na kartach swojego poradnika, który jest obszerny.
Dwa tematy utkwi mi w szczególnie pamięci.
Mianowicie zagadnienie dotyczące temperamentu naszych pociech i jego bezpośredniego wpływu na przebieg dnia. Autorki wyróżniają następujące typy osobowości : aniołek, książkowe dziecko, wrażliwiec, wiercipięta oraz maruda. Każdy typ temperamentu jest podzielone na następujące kategorie :jedzenie, aktywność, sen, nastrój, jak się je często opisuje.
Drugim zagadnieniem jest metody poskromienia buntu dwulatka. Tych zagadnień poruszanych przez Hogg jest wiele. Rodzic znajdzie m.in. również : alergie, chaotyczne, budzenie, nauka nocnikowania, dławienie, pamięć niemowląt i wiele innych, które znajdziemy w praktycznym skorowidzu.
Jest to praktyczna, genialna , wnikliwa analiza naszych pociech, który można wręczyć świeżo upieczonym rodzicom. Niech chociaż komuś będzie łatwiej w tych trudnych początkach.
Rodzice muszą uczyć się współżycia z nowym członkiem rodziny za metodą prób i błędów. Wiem, z doświadczenia , że łatwo się zagubić we własnym profesjonalizmie. Chcemy jak najlepiej dla nas samych i dla naszego dziecka. Ale nagle zaczynamy stać pod ścianą, bo pociecha nie chcę jeść, spać, stale płacze itp. Wtedy mamy poczucie porażki. Nie potrzebnie, bo wszystko można jeszcze naprawić, wyprostować. Tylko trzeba wiedzieć jak.
Dlatego rodzicom idzie na pomoc Tracy Hogg- niania doskonała.
Tracy Hogg jest z zawody pielęgniarką. Prowadziła prywatne konsultacje, jest ekspertką telewizyjną i radiową. Jest specjalistką od wychowania niemowląt i dzieci starszych, nawet tych z poważnymi problemami natury emocjonalnej. Jest autorką światowych bestsellerów "Język niemowląt"; "Język dwulatka", -a także twórczynią serii programów telewizyjnych i witryny internetowej.
Współautorką tego poradnika jest Melinda Blau - zławna dziennikarka i autorka dwunastu książek o dzieciach.
Książka "Zaklinaczka dzieci. Jak rozwiązywać problemy wychowawcze" jest właśnie taką instrukcją obsługi od niemowlaka do nawet dwuletniego dziecka.
Tracy Hogg dzieli się w tej pozycji swoimi wieloletnimi obserwacjami, spostrzeżeniami i doświadczeniem z pracy z dziećmi. Chciałaby ona nakłonić każdego rodzica/opiekuna, by był PC. PC nie ma nic wspólnego z komputerami , a jest określeniem - praktyczny i cierpliwy. Tłumaczy czytelnikowi , że nie ma idealnego dziecka, a miano idealnego rodzica to mit.
By wszystko w rodzinie grało, musimy się nauczyć odczytywać sygnały, które dziecko nam przekazuje. Wiadomo, że na początku swojego życia nie porozumiewa się z nami w sposób werbalny, a czyni to za pomocą płaczu. Musimy zrozumieć , ze dziecko to nie tylko "wymagający ssak", to czysta karta, która potzrebuje, byśmy byli zdecydowani i stanowczy w swoich postanowieniach.
Sama wiem, jak dziecko bywa oporne z rytualnych czynnościach. Ja najgorzej radziłam sobie w dziedzinie snu moich pociech. Byłam za mało stanowcza. Nie znałam technik, które autorki przekazują na kartach swojego poradnika, który jest obszerny.
Dwa tematy utkwi mi w szczególnie pamięci.
Mianowicie zagadnienie dotyczące temperamentu naszych pociech i jego bezpośredniego wpływu na przebieg dnia. Autorki wyróżniają następujące typy osobowości : aniołek, książkowe dziecko, wrażliwiec, wiercipięta oraz maruda. Każdy typ temperamentu jest podzielone na następujące kategorie :jedzenie, aktywność, sen, nastrój, jak się je często opisuje.
Drugim zagadnieniem jest metody poskromienia buntu dwulatka. Tych zagadnień poruszanych przez Hogg jest wiele. Rodzic znajdzie m.in. również : alergie, chaotyczne, budzenie, nauka nocnikowania, dławienie, pamięć niemowląt i wiele innych, które znajdziemy w praktycznym skorowidzu.
Jest to praktyczna, genialna , wnikliwa analiza naszych pociech, który można wręczyć świeżo upieczonym rodzicom. Niech chociaż komuś będzie łatwiej w tych trudnych początkach.
figlarneczytanie.blogspot.com 2013-06-12
Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu
"Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu" Juliana Assange ukazało się w Polsce nakładem wydawnictwa Helion, co samo w sobie jest niezłą rekomendacją dla pewnej grupy czytelników.
Assange jest postacią mocno kontrowersyjną. Przez amerykańskie władze traktowany jest trochę jak cyfrowe wcielenie Bin Ladena. Jego szczęście polega na tym, że o ile Waszyngton nie waha się przed zdejmowaniem terrorystów za pomocą dronów z rakietami, tak ludzi ujawniających tajne materiały wciąż traktuje bardziej jak nawiedzonych wariatów. Dzięki temu najgorsze co Assange'a do tej pory spotkało, to wymuszony areszt domowy i gwarancja, że jeśli kiedyś trafi pod amerykańską jurysdykcję prawną, prawdopodobnie czeka go masa nieprzyjemności. Nikt mu jednak głowy nie ukręci. Nie kwalifikuje się też raczej do Guantanamo.
Jak się zapewne domyślacie, literacki debiut Assange'a również poprawnością polityczną nie grzeszy. Choć w tym wypadku wypada raczej napisać "poprawność internetowa". Sama książka jest stenogramem z pogaduszek prowadzonych przez niego i trójkę wpływowych internetowych aktywistów w zaciszu ambasady Ekwadoru w Londynie. Założyciel Wikileaks trafił do niej w czerwcu 2012 roku, uciekając z aresztu domowego nałożonego nań przez brytyjskie władze. Otrzymał azyl polityczny, ale od tamtej pory nie może nigdzie się ruszyć. Tuż za progiem czekają bowiem uprzejmi brytyjscy policjanci, gotowi w każdej chwili ponownie zakuć go w kajdanki.
Niektórzy powiedzieliby, że Julian Assange jest współczesnym więźniem stanu. Ja wolę takich wyroków nie ferować. Warto bowiem pamiętać o tym, że wciąż grozi mu ekstradycja do Szwecji, a tamtejszy wymiar sprawiedliwości nie ściga go za internetowe grzechy. Assange przed sądem stanąć ma w sprawie o gwałt, a nie o wyciek tajnych materiałów.
Wracając jednak do naszego wątku. W "Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu" mało jest narracji. Roi się za to od luźnych dyskusji okraszonych bogatymi przypisami. W pewnym sensie taka forma ratuję literacką wartość dzieła, ponieważ sam Assange zdecydowanie nie jest Stephenem Kingiem. Wprowadzenie jest nieco nadęte i niezrozumiałe, ale im głębiej człowiek się wczyta w treść, tym lepiej rozumie te nieliczne fragmenty wymuszonej narracji. Na wstępie Assange wypada nieco jak hakerski ideolog, ziejący nudą i trzepiący z rękawa dziwnymi frazami w stylu "dystopii inwigilacyjnej". Gdy zaczynają się luźne pogaduchy, wszystko zaczyna być o niebo bardziej zrozumiałe. Niestety nie dla każdego.
O czym pisze założyciel Wikileaks?
Co zrozumiałe, pisze o dziele swojego życia - serwisie Wikileaks. Wyjaśnia mechanizmy ataków na portal, represji i cenzury. Pisze również o tym, jak jego zdaniem internet zmierza w kierunku stopniowej degrengolady. Tłem dla książki jest smutna wizja, w której sieć powoli staje się narzędziem kontroli w ręku setek, a może i tysięcy prywatnych oraz państwowych Wielkich Braci.
Poza losem Wikileaks, bardzo istotną kwestią poruszaną w dyskusjach prowadzonych przez Assange'a i zaproszonych przez niego aktywistów, są metody inwigilacji służące do prześwietlania internetu przez rządy i wielkie korporacje. Warto na to zwrócić uwagę, ponieważ po ostatniej zadymie wokół PRISM chyba nikt już nie ma wątpliwości, że jego komputer w każdej chwili może znaleźć się na podsłuchu.
Stąd chyba warto do serca sobie wziąć pewne rady starego hakera, który podczas rozmów z kolegami hakerami (dwaj jego goście są członkami słynnego Chaos Computer Club) omawia możliwe drogi obejścia "systemu" globalnego nadzoru, w który sam z pełnym przekonaniem wierzy. Oczywiście z książki nie dowiecie się jak rozpłynąć się w internecie, ale idąc tropem pewnych sugestii i drążąc temat dalej, macie spore szanse oderwać się od radosnej grupy lemingów zostawiających w sieci wyraźny ślad.
"Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu" nie jest podręcznikiem, nie jest poradnikiem i nie jest manifestem. Książka demaskuje pewne niewygodne fakty na temat globalnej sieci. Assange bez litości wskazuje winnych zjawiska coraz powszechniejszej inwigilacji, rozdając ciosy na prawo i lewo. Możecie w niej przeczytać o hipokryzji Google, ale też o tym jak amerykańskie służby szykanują niewygodnych dla siebie ludzi. W książce jest nawet słówko o Polsce, a dyskutujący ze sobą aktywiści wspominają o naszym kraju w zadziwiająco pozytywnym kontekście.
Czy da się to przełknąć?
Lektura generalnie jest dość przyjemna, bo otwiera oczy na pewne bardzo poważne problemy współczesnej cyfrowej cywilizacji. Niestety, momentami obciążona jest genetycznym błędem książki fachowej.
Bez ogromnej ilości przypisów na końcu każdego rozdziału, rozmowy Assange z jego przyjaciółmi stają się dość często niezrozumiałe. Mamy bowiem dyskusję geeków, a ci, jak to mają w zwyczaju jajogłowi, popadają w tendencję do nadużywania skrótów myślowych. W takim momencie należy przerwać lekturę i doszukiwać się łopatologicznych wyjaśnień. Dodam od siebie, że chyba jedna trzecia objętości książki to właśnie takie tłumaczenia "z hakerskiego na ludzki".
Jeśli jednak starczy wam sił aby połknąć to, co znajdziecie w środku, dużo prościej będzie wam zrozumieć takie zjawiska jak PRISM. Assange serwuje nam słynną czerwoną pigułkę z "Matrixa", choć niestety nie dzieje się to bez mądrzenia się i okazjonalnego wciskania czegoś, co uprzejmie nazywam politycznym kitem. Chodzi o to, że książka napisana jest z perspektywy człowieka zamkniętego w klatce. Ścigany przez demokratyczne władze Assange chyba przestał wierzyć w demokrację i z góry zakłada, że wszyscy wokół niego to źli faceci.
Moim zdaniem, mimo pewnych wad, jest to jedna z tych książek, których nie da się przeczytać i zapomnieć. Lepiej znaleźć sobie na nią czas i uniknąć załatwienia sprawy wieczorem przy jednym czy dwóch piwach. Do "Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu" trzeba podejść jak do konfiguracji peceta po reinstalacji Windows. Instalujemy to i owo w swoim mózgu, a następnie robimy sobie restart.
Generalnie cała książka, to trochę taki restart mózgu...
Assange jest postacią mocno kontrowersyjną. Przez amerykańskie władze traktowany jest trochę jak cyfrowe wcielenie Bin Ladena. Jego szczęście polega na tym, że o ile Waszyngton nie waha się przed zdejmowaniem terrorystów za pomocą dronów z rakietami, tak ludzi ujawniających tajne materiały wciąż traktuje bardziej jak nawiedzonych wariatów. Dzięki temu najgorsze co Assange'a do tej pory spotkało, to wymuszony areszt domowy i gwarancja, że jeśli kiedyś trafi pod amerykańską jurysdykcję prawną, prawdopodobnie czeka go masa nieprzyjemności. Nikt mu jednak głowy nie ukręci. Nie kwalifikuje się też raczej do Guantanamo.
Jak się zapewne domyślacie, literacki debiut Assange'a również poprawnością polityczną nie grzeszy. Choć w tym wypadku wypada raczej napisać "poprawność internetowa". Sama książka jest stenogramem z pogaduszek prowadzonych przez niego i trójkę wpływowych internetowych aktywistów w zaciszu ambasady Ekwadoru w Londynie. Założyciel Wikileaks trafił do niej w czerwcu 2012 roku, uciekając z aresztu domowego nałożonego nań przez brytyjskie władze. Otrzymał azyl polityczny, ale od tamtej pory nie może nigdzie się ruszyć. Tuż za progiem czekają bowiem uprzejmi brytyjscy policjanci, gotowi w każdej chwili ponownie zakuć go w kajdanki.
Niektórzy powiedzieliby, że Julian Assange jest współczesnym więźniem stanu. Ja wolę takich wyroków nie ferować. Warto bowiem pamiętać o tym, że wciąż grozi mu ekstradycja do Szwecji, a tamtejszy wymiar sprawiedliwości nie ściga go za internetowe grzechy. Assange przed sądem stanąć ma w sprawie o gwałt, a nie o wyciek tajnych materiałów.
Wracając jednak do naszego wątku. W "Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu" mało jest narracji. Roi się za to od luźnych dyskusji okraszonych bogatymi przypisami. W pewnym sensie taka forma ratuję literacką wartość dzieła, ponieważ sam Assange zdecydowanie nie jest Stephenem Kingiem. Wprowadzenie jest nieco nadęte i niezrozumiałe, ale im głębiej człowiek się wczyta w treść, tym lepiej rozumie te nieliczne fragmenty wymuszonej narracji. Na wstępie Assange wypada nieco jak hakerski ideolog, ziejący nudą i trzepiący z rękawa dziwnymi frazami w stylu "dystopii inwigilacyjnej". Gdy zaczynają się luźne pogaduchy, wszystko zaczyna być o niebo bardziej zrozumiałe. Niestety nie dla każdego.
O czym pisze założyciel Wikileaks?
Co zrozumiałe, pisze o dziele swojego życia - serwisie Wikileaks. Wyjaśnia mechanizmy ataków na portal, represji i cenzury. Pisze również o tym, jak jego zdaniem internet zmierza w kierunku stopniowej degrengolady. Tłem dla książki jest smutna wizja, w której sieć powoli staje się narzędziem kontroli w ręku setek, a może i tysięcy prywatnych oraz państwowych Wielkich Braci.
Poza losem Wikileaks, bardzo istotną kwestią poruszaną w dyskusjach prowadzonych przez Assange'a i zaproszonych przez niego aktywistów, są metody inwigilacji służące do prześwietlania internetu przez rządy i wielkie korporacje. Warto na to zwrócić uwagę, ponieważ po ostatniej zadymie wokół PRISM chyba nikt już nie ma wątpliwości, że jego komputer w każdej chwili może znaleźć się na podsłuchu.
Stąd chyba warto do serca sobie wziąć pewne rady starego hakera, który podczas rozmów z kolegami hakerami (dwaj jego goście są członkami słynnego Chaos Computer Club) omawia możliwe drogi obejścia "systemu" globalnego nadzoru, w który sam z pełnym przekonaniem wierzy. Oczywiście z książki nie dowiecie się jak rozpłynąć się w internecie, ale idąc tropem pewnych sugestii i drążąc temat dalej, macie spore szanse oderwać się od radosnej grupy lemingów zostawiających w sieci wyraźny ślad.
"Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu" nie jest podręcznikiem, nie jest poradnikiem i nie jest manifestem. Książka demaskuje pewne niewygodne fakty na temat globalnej sieci. Assange bez litości wskazuje winnych zjawiska coraz powszechniejszej inwigilacji, rozdając ciosy na prawo i lewo. Możecie w niej przeczytać o hipokryzji Google, ale też o tym jak amerykańskie służby szykanują niewygodnych dla siebie ludzi. W książce jest nawet słówko o Polsce, a dyskutujący ze sobą aktywiści wspominają o naszym kraju w zadziwiająco pozytywnym kontekście.
Czy da się to przełknąć?
Lektura generalnie jest dość przyjemna, bo otwiera oczy na pewne bardzo poważne problemy współczesnej cyfrowej cywilizacji. Niestety, momentami obciążona jest genetycznym błędem książki fachowej.
Bez ogromnej ilości przypisów na końcu każdego rozdziału, rozmowy Assange z jego przyjaciółmi stają się dość często niezrozumiałe. Mamy bowiem dyskusję geeków, a ci, jak to mają w zwyczaju jajogłowi, popadają w tendencję do nadużywania skrótów myślowych. W takim momencie należy przerwać lekturę i doszukiwać się łopatologicznych wyjaśnień. Dodam od siebie, że chyba jedna trzecia objętości książki to właśnie takie tłumaczenia "z hakerskiego na ludzki".
Jeśli jednak starczy wam sił aby połknąć to, co znajdziecie w środku, dużo prościej będzie wam zrozumieć takie zjawiska jak PRISM. Assange serwuje nam słynną czerwoną pigułkę z "Matrixa", choć niestety nie dzieje się to bez mądrzenia się i okazjonalnego wciskania czegoś, co uprzejmie nazywam politycznym kitem. Chodzi o to, że książka napisana jest z perspektywy człowieka zamkniętego w klatce. Ścigany przez demokratyczne władze Assange chyba przestał wierzyć w demokrację i z góry zakłada, że wszyscy wokół niego to źli faceci.
Moim zdaniem, mimo pewnych wad, jest to jedna z tych książek, których nie da się przeczytać i zapomnieć. Lepiej znaleźć sobie na nią czas i uniknąć załatwienia sprawy wieczorem przy jednym czy dwóch piwach. Do "Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu" trzeba podejść jak do konfiguracji peceta po reinstalacji Windows. Instalujemy to i owo w swoim mózgu, a następnie robimy sobie restart.
Generalnie cała książka, to trochę taki restart mózgu...
Komputer Świat Michał Chrobot, 2013-07-27