ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Oblubienice wojny

Gdy po raz pierwszy usłyszałam o tej książce wiedziałam że muszę ją przeczytać. Uwielbiam literaturę faktu dwudziestolecia między wojennego, jak również współczesne powieści dotyczące tego okresu.Dziś chciałabym Wam odrobinę opowiedzieć o tej książce. Początkowo miała być to recenzja. Zdecydowałam jednak iż zdradzę wam jedynie odrobinę, by zachęcić do przeczytania tej wspaniałej pozycji.

Książka przede wszystkim opowiada o sile kobiecej przyjaźni. Pięć zupełnie różnych kobiet, które połączyło jedno, okrutna wojna. Bohaterki różnią się wszystkim, charakterem, środowiskiem z jakiego pochodzą, każda jest z innej strony świata. Los rzucił je do niewielkiej wioski w północno - wschodniej Anglii, gdzie ich losy się połączyły. Wojna sprawiła iż ich status społeczny przestał mieć znaczenie, istotne stało się jedynie to aby przeżyć. Kobiety bardzo aktywnie angażowały się w pomoc ludziom ewakuowanym z Londynu. Ogromnie przeciwności losu oraz ciężka praca, bardzo szybko zbliżyły młode dziewczyniny, co zaowocowało w niezwykłą przyjaźń. Pięćdziesiąt lat po wojnie kobiety spotykają się ponownie, wypominając ten okrutny czas.

Książkę polecam wszystkim, gdyż można w niej znaleźć ogrom wzruszeń oraz emocji. Autorka prostym językiem, pokazała nam wspaniały obraz przyjaźni w ciężkich czasach, bezwzględnej wojny...
puderniczka00.blogspot.com Puderniczka; 2016-05-17

PL/SQL. Kurs video. Od podstaw do zagadnień zaawansowanych. Programowanie baz danych


PL/SQL, recenzja kursu wideo z Videopoint.pl


W kolejnym artykule recenzującym materiały z videopoint.pl zajmiemy się  kursem: „PL/SQL. Kurs video. Od podstaw do zagadnień zaawansowanych. Programowanie baz danych”. Tym razem opinię przygotował doświadczony programista Bartek Medoń.
Wstęp

vplsqlKorzystając z okazji pragnę podzielić się z Wami moimi odczuciami dotyczącymi kursu video “PL/SQL. Kurs video. Od podstaw do zagadnień zaawansowanych. Programowanie baz danych” od videopoint.pl.
Mam czasem wrażenie, że jest wiele programistów, którzy myślą, że relacyjna baza danych to tylko tabele, atrybuty, zapytania sql i nic więcej. Nie wiedzą o tym, że istnieją np. sekwencje, widoki, triggery czy właśnie dodatkowe języki pozwalające np. na napisanie funkcji w samej bazie danych niezależnie od kodu aplikacji np. PL/pgSQL dla PostgreSQL czy właśnie PL/SQL dla Oracle Database.
Myślę więc, że taki kurs może być bardzo dobrym uzupełnieniem wiedzy dla kogoś kto „coś już z bazami robił”.

Co zawiera kurs i ile kosztuje?

Nie będę tutaj się specjalnie rozpisywał, bo wszystkie informacje znajdziecie na tej stronie. Wspomnę tylko, że kurs kosztuje 59 zł i za taką kwotę otrzymujemy prawie 4 godziny materiałów szkoleniowych. Na podanej stronie znajdziesz również dokładny spis lekcji, co na pewno jest fajne dla osób, które znają już w jakimś stopniu PL/SQL i zastanawiają się czy warto kupić ten kurs czy nie wniesie on nic nowego do ich wiedzy.

W cenie kursu otrzymujemy również gratisowego ebooka: „Oracle Database 12c. Problemy i rozwiązania”.
Dzięki tej książce będziesz przygotowany na najbardziej stresujące sytuacje spotykane w codziennej pracy administratora. W trakcie lektury opanujesz techniki optymalizacji wykorzystania pamięci i dysków, czasu trwania zapytań SQL oraz wydajności. Znajdziesz tu również liczne opisy problemów z życia wziętych oraz najlepsze sposoby ich rozwiązywania. Ponadto nauczysz się monitorować pracę systemu i zidentyfikujesz problemy, zanim dotkną one jego użytkowników. Przekonasz się, jak kluczową rolę pełnią właściwie dobrane indeksy. Książka ta jest obowiązkową pozycją dla każdego administratora bazy danych!

 
Kim jest autor?


Zdarzyło mi się kiedyś kupić książkę, której autor albo nie za bardzo wiedział o czym pisze lub miał duży problem z przystępnym przekazaniem wiedzy. Nie wgłębiałem się wtedy w to tylko książki się pozbyłem. Tym razem postanowiłem sprawdzić kim jest autor niniejszego kursu. Na wstępie uruchomiłem darmową lekcję dostępną na stronie kursu, co „na dzień dobry” zrobiło na mnie pozytywne wrażenie, ale w końcu to takie jakby demo dostępne publicznie, które musi być dobre więc postanowiłem “pogrzebać” dalej.
Jak czytamy na videopoint.pl o autorze: “Przemysław Starosta — doświadczony programista baz danych, trener, pasjonat zagadnień bazodanowych. Na co dzień zajmuje się tworzeniem zapytań SQL, programowaniem baz danych w PL/SQL oraz prowadzeniem szkoleń dla programistów”. Brzmi dobrze, poszperałem jeszcze trochę po sieci i faktycznie można powiedzieć, że autor doskonale wie o czym mówi, zresztą sam kurs to potwierdził.
Co trzeba znać aby zrozumieć kurs?

Odpowiedź jest bardzo prosta – jeśli znasz język sql nawet w podstawowym zakresie to możesz rozpocząć kurs. Jeśli jednak jesteś osobą, która np. postanowiła, że zostanie programistą i szuka kursu do nauki obsługi baz danych to na razie odpuść sobie, zacznij od zrozumienia czym jest baza danych, jak działa, jakie są jej rodzaje oraz oczywiście od języka sql (rzecz jasna istnieją bazy NoSQL, ale nie zagłębiajmy się w to teraz).
Jakość czyli obraz i dźwięk

Kurs video to oczywiście głos i obraz więc należy od takiej formy przekazywania wiedzy oczekiwać dobrej jakości i tutaj zdecydowanie to znajdujemy, lektor mówi powoli, ale nie za powoli, wyraźnie, logicznie, nie słychać co chwile “yyyy” chociaż nie brak tego “zwrotu”, co dla mnie nie było żadnym problemem, jednak wspominam o tym, bo często trafiam na materiały video, w których mówca go nadużywa, co albo jest jego nawykiem albo może świadczyć o jego nieprzygotowaniu. Obraz jest wyraźny, nie przeskakuje za szybko więc bezproblemowo można przyjrzeć się poczynaniom autora, przepisać kod, zrozumieć.
Generalnie pod tyk kątem nie mam żadnych zastrzeżeń chociaż przyznam, że nie sprawdziłem jak wideo sprawowałoby się np. na smartphonie.
Prostota

Kurs jest dość łopatologiczny, ale w pozytywnym znaczeniu. Autor tłumaczy nawet proste rzeczy całkiem dokładnie, nie ma jakiś wielkich przeskoków czy skrótów myślowych, dzięki czemu każdy musi zrozumieć o czym mówi lektor, o co chodzi w danym przykładzie.
Zakres wiedzy, merytoryczność

Kurs jest naprawdę obszerny i mimo wspomnianej dokładności w tłumaczeniu prostych czy pozornie prostych rzeczy otrzymujemy w tych 4 godzinach naprawdę solidną porcję wiedzy, która oczywiście nie jest w stanie wyczerpać wszystkich zagadnień czy zastąpić zwyczajnej praktyki, ale nikt nie powinien żałować czasu jaki poświęcił na kurs.
Trochę wyżej wspominałem o autorze i jeszcze raz warto wspomnieć, że jest to osoba, która zdecydowanie wie o czym mówi, a różnego rodzaju przykłady i uwagi potwierdzają tylko, że jest to praktyk, a nie jedynie teoretyk.
Warto też zauważyć, że kurs dostaje się na zawsze tzn. można go pobrać na dysk komputera i wrócić do niego w dowolnym momencie.
Czego mi zabrakło?

Bardzo często w książkach, kursach o danych technologiach autorzy początkowo skupiają się na tym aby pokazać odbiorcy jak przygotować sobie środowisko pracy i np. dla kursu języka PHP pokazują jak zainstalować w Windowsie pakiet Wamp, jak go skonfigurować, założyć bazę danych itp.
Tutaj czegoś takiego nie ma, kurs rozpoczyna się od kodowania w Oracle SQL Developer i teoretycznie można by stwierdzić, że skoro nie jest to kurs dla totalnie zielonych to przystępując do kursu taka osoba będzie już miała przygotowaną do pracy bazę Oracle. Ale z drugiej strony kurs może rozpoczynać osoba, która nie jest początkująca, ale dotychczas pracowała np. na PostgreSQL i dla niej jakiś mały tutorialik jak bezproblemowo przygotować narzędzia do pracy z kursem mógłby być fajnym dodatkiem.
Podsumowanie

Mogę szczerze polecić kurs dla każdego kto chciałby poszerzyć swoją wiedzę w zakresie programowania z wykorzystaniem baz danych. Przekazywanej wiedzy jest sporo, a forma przekazu jest przyjazna i zrozumiała. W cenie niespełna 60 zł to naprawdę dobry wybór.
krzysztofjelonek.net Bartek Medoń

Jak dbać o włosy. Poradnik dla początkującej włosomaniaczki

Cześć!
W zeszłym roku blogosferę włosomaniaczą ogarnęło szaleństwo - Anwen wydała swoją książkę! A że Anwen bardzo często swego czasu odwiedzałam to wiedziałam, że kiedyś jej książkę przeczytam. Umożliwiła mi to moja biblioteka, w której dostępny jest jeden egzemplarz. Poniżej słów (więcej niż) kilka na temat "Jak dbać o włosy? Poradnik dla początkującej włosomaniaczki".
Okładka jest bardzo ładna - czarne włosie na przodzie okładki niewątpliwie kojarzy się z Anią. :) "Środek" wygląda wizualnie ładnie, a tekst jest czytelny. Jedyne co wzbudza moją wątpliwość to zdjęcia czy rysunki - wiele z nich widziałam w czeluściach internetu, a wolałabym żeby były zrobione specjalnie pod książkę. Miałabym wrażenie, że książka Anwen jest bardziej jej niż teraz. Chociaż możliwe, że za często oglądałam "Tajniki makijażu" Red Lipstick Monster i trochę mi się w głowie poprzewracało. :)
 
Najważniejsza oczywiście jest treść. Poniżej prezentuję nazwy rozdziałów i podrozdziałów z krótkim opisem treści i moimi uwagami: co było super, a co bym zmieniła.

Wstęp
 
Jest o tym, jak Anwen rozpoczęła dbanie o swoje włosy i o jej blogu. Zawiera również wytłumaczenie kim jest włosomaniaczka oraz opis tematyki książki.
Wstęp jest krótki, zwięzły i na temat. Szczególnie podoba mi się określenie, kim tak naprawdę jest włosomaniaczka i jak to jest z tym naszym życiem, które kręci się "wyłącznie" wokół włosów. ;)
 
Rozdział 1. Jakie mam włosy?
 
Bardzo ważny rozdział pomagający scharakteryzować włosy. Znajdują się w nim podział ze względu na typ skrętu według Walkera, podział ze względu na strukturę włosów (cienkie/grube), ze względu na porowatość oraz gęstość włosów.
Czytając ten niezwykle ważny i podstawowy rozdział krzyczałam w głębi duszy. Głośno. Anwen uwzględniła to, co powinna, ale w sposób według mnie niepełny. Podejmując kwestię gęstości włosów przydałoby się trochę więcej napisać na temat jej wpływu na pielęgnację, a nie tylko o doborze fryzury. Przy porowatości zostały opisane porowatość niska i wysoka, ale ani słowa o średniej. Nawet jeżeli łączy ona cechy niskiej i wysokiej to wciąż zasługuje na osobny akapit. Struktura włosów została przedstawiona dobrze i nie mam się co do niej jak przyczepić. Została ostatni, czy raczej pierwszy podział - ze względu na typ skrętu. Typologii Walkera nie lubię, ponieważ moim zdaniem jest ona niepełna, a wszędzie się o niej pisze. Poza tym mnie w niej nie ma. :( Dodatkowo uwzględnia ona włosy Azjatek i Afroamerykanek, które mimo wszystko w naszym kraju są niezwykle rzadko spotykane. Stąd też preferuję typologię od Fia, która bardziej wpisuje się w polskie włosowe standardy. Zawarty jest w niej podział włosów prostych na proste proste, zwyczajnie proste i proste z wywijającymi się końcówkami (to ja!). Oprócz tego są włosy falowane, loki i "sprężynki". Ta klasyfikacja uwzględnia nie tylko typ skrętu, ale też gęstość i grubość włosów. W skrócie: ten rozdział pozostawił znaczny... niedosyt.
 
Rozdział 2. Mam problem z włosami
 
Rozdział podejmuje tematykę różnego rodzaju problemów związanych z włosami. Uwzględnia opis problemu, przyczyny i sposoby poradzenia sobie z nim. Anwen pisze o wypadaniu włosów, łupieżu, przetłuszczaniu się włosów, suchości włosów, zniszczonych włosach, rozdwajających się końcówkach, elektryzowaniu się włosów, puszeniu oraz braku objętości.
Ten rozdział jest bardzo dobrze napisany. Zawiera najważniejsze informacje w przystępny sposób. Nie mam się do czego przyczepić. :) Dobra, mogę na upartego... :P Dodałabym jeden podrozdział dotyczący podrażnionej i/lub swędzącej skóry głowy, bo tego tu brakuje. Informacje na temat podrażnionej skóry głowy pojawiają się w książce, ale jest to tylko jeden akapit, a myślę, że wart jest rozwinięcia.
 
Rozdział 3. Jak dbać o włosy?
 
Zbiór najważniejszych informacji na temat dbania o włosy. Dowiemy się z niego jak myć włosy, jak je odżywiać i zabezpieczać, w jaki sposób pielęgnować skórę głowy, jak skomponować plan pielęgnacji, jak czesać i stylizować włosy, w jaki sposób je zagęścić, czego unikać, jak dieta wpływa na włosy oraz na co zwracać uwagę podczas wyboru fryzjera.
Jest bardzo dobrze napisany. Szczegółowo i przystępnie podejmuje wymienione wyżej tematy i przedstawia praktyczne wskazówki.
 
Rozdział 4. Czego szukać w kosmetykach do włosów?
 
Anwen opisuje w tym rozdziale podstawowe grupy składników kosmetyków takie jak emolienty, proteiny, humektanty, składniki aktywne oraz detergenty.
Kolejny rozdział, który spodobał mi się ze względu na prostotę. Są wypisane wszystkie najważniejsze informacje dotyczące składów i ich czytania. Brakuje mi tu kilku informacji, ale to już zwykłe czepianie się z mojej strony. Nie rozumiem też uwagi Anwen dotyczącej Sodium Laureth Sulfate (SLES), że jest nieco łagodniejszą formą SLS. Idąc tym tropem powinna się pojawić na przykład informacja, że Sodium Coco Sulfate (SCS) jest związkiem w zasadzie identycznym co SLES, a różnica polega na sposobie pozyskiwania... Zdecydowanie zmieniłabym też kolejność opisu poszczególnych grup detergentów - od najsilniejszych do najsłabszych, a nie losowo tak jak to teraz jest zapisane.
 
Rozdział 5. Domowe sposoby na piękne włosy
 
Tytuł rozdziału mówi wszystko: zawarte są w nim przepisy na domowe kosmetyki takie jak płukanki, mgiełki, maski, wcierki, peelingi i inne zabiegi, a także opis niektórych półproduktów kosmetycznych. 
Przepisy nie są skomplikowane i każdy jest w stanie je przygotować. Wiele z nich znanych jest każdej osobie dłużej interesującej się pielęgnacją włosów.
 
Dodatek A. Przydatne linki
To zbiór adresów sklepów internetowych z półproduktami, blogów, forum i innych ciekawych miejsc.
Wymagałby małej aktualizacji. ;)
 
Podziękowania
Jako Twoja czytelniczka również dziękuję. :)
 
Skorowidz
Skorowidz to... skorowidz, czyli po prostu indeks ważnych pojęć z podanymi numerami stron, na których je znajdziemy.
 
Jak wynika z moich opisów poszczególnych części książki mam co do niej mieszane uczucia. Całe spojrzenie na książkę psuje mi pierwszy rozdział i mimo że reszta trzyma dobry poziom to ciężko mi pozbyć się złego pierwszego wrażenia. Niestety. Jako co najmniej średniozaawansowana włosomaniaczka (bo nie wiem czy na zaawansowaną się kwalifikuję...) praktycznie niczego nowego się nie dowiedziałam. Niemniej książkę czytało się przyjemnie, dlatego poleciłabym ją osobom, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę ze świadomą pielęgnacją włosów i mają trochę na bakier z czytaniem blogów czy forów internetowych. Wszystkie informacje z książki bez problemu można znaleźć w internecie, ale książka ładnie zbiera je w całość (oprócz rozdziału pierwszego z charakterystyką włosów...). Mam też mały zgrzyt jeśli chodzi o kolejność rozdziałów: najpierw charakterystyka włosów, potem problemy włosowe, dalej podstawy pielęgnacji, składy kosmetyków i na koniec domowa pielęgnacja... Problemy włosowe zdecydowanie są nie na swoim miejscu, ponieważ Ania odnosi się do wiedzy, którą przekazuje w rozdziałach późniejszych. Dlatego też odnoszę wrażenie, że ten rozdział lepiej by pasował jakby umieścić go po podstawach pielęgnacji i składach kosmetyków, a przed domowymi sposobami pielęgnacji. Gdybym była na początku swojej przygody z włosomaniactwem to na pewno książkę Anwen bym kupiła, ale na obecnym etapie byłabym skłonna wydać na nią pieniążki tylko ze względu na to, jak wiele Ani zawdzięczam. I to będzie powód, dla którego kiedyś ją kupię. :)
zakrecone-kolko.blogspot.com Iza; 2016-05-16

Macierzyństwo bez photoshopa

Zacznijmy banalnie – macierzyństwo zmienia. Już samo to stwierdzenie zasługuje na nagrodę imienia Paolo Coehlo, ale zabrnę dalej. Macierzyństwo zmienia psyche i modeluje ciało. Wżera się w mózg, zakorzenia w synapsach, ostatecznie i nieodwracalnie zmienia trajektorię fotonów wpadających na siatkówkę oka, przez co nie da się na świat patrzeć tak samo jak w czasach sprzed macierzyństwa.

Boże, kiedyś mogłam to i to – myśli sobie matka. – Rany, niesamowite, że myślałam tak i tak. Teraz ma wrażenie, że jakiś tunel czasoprzestrzenny (czy Einstein maczał w tym palce?) teleportował ją na jakąś zupełnie inną planetę, która tylko z pozoru wygląda tak samo ja ta, na której dotąd żyła. Wszystko jest inne, nawet jeśli pozostało takie samo, perspektywa spojrzenia zmieniła się, nawet jeśli sytuacja rysuje się identycznie.

O tak, zaprawdę powiadam wam, 
macierzyństwo ryje beret. I nie da się żyć tak, jak przed dzieckiem i jakby dziecka nie było. Wiecie, kiedy najbardziej widać, że się nie da? Kiedy się to dziecko traci i zostaje na całe życie rana, która z biegiem czasu z pozoru zaczyna przypominać przybladłą bliznę, ale wystarczy niewiele, by zaczęła jątrzyć się na nowo. Świat pozostaje z zupełnie nielogiczną i niewypełnialną dziurą. Nie o tym dzisiaj jednak, nie o tym. Dzisiaj o tym, że mamy się sprzedać.

Żyjemy w erze panowania wielce nam (nie)miłościwego marketingu, w którym 
wartość jest wyznaczana przez poziom sprzedaży. Sprzedaż rozumiem bardzo szeroko jako coś, co przenika wszystkie warstwy naszego życia i odciska na nich piętno poprzez to, że nakazuje nam rywalizować o uznanie innych i tworzyć JAKOŚĆ, bo jeśli nie tworzysz, to dupa blada, przepadłeś. Stwórz własną markę! Pokaż im, na co cię stać! Bądź supermatką, superżoną, superkochanką, mistrzynią kreatywnego spędzania czasu z maluszkiem, najlepiej karmiącą, najlepiej wychowującą, godzącą cudownie wszystkie aspekty życia i posiadającą – oczywiście – świetne ciało.

Problem w tym – a problem nowy nie jest – że nasze rzeczywiste, codzienne macierzyństwomocno rozjeżdża się z tym, które oglądać można na łamach pisemek dla rodziców lub w reklamach telewizyjnych. Choć właściwie dlaczego rozgraniczam, to przecież często to samo… Rozjazd jest właśnie dlatego, że – jak śpiewa Myslovitz – 
żyjemy „w rzeczywistości ciągłej sprzedaży”. Ładne ciało, piękne wnętrze mieszkania i harmonijne życie ma moc, sprzedaje. Dlatego tak bardzo w mediach się liczy.

Problem jest nie w tym, że taką wyidealizowaną wersję rodzicielstwa się spotyka. 
Problem polega na tym, że uważamy, że to jest coś, do czego mamy dążyć, że tacy powinniśmy być,a jeśli nie jesteśmy, to ewidentnie czegoś nam brakuje, coś spieprzyliśmy, coś poszło nie tak. Tak jakby o naszej wartości decydowała ilość lajków i szerów pod zdjęciem na twarzoksiążce jako odpowiedź na nasze starania w zbliżeniu się do ideału.

A to przecież nie tak. I dlatego, że nie tak, powstała czwarta odsłona 
„Macierzyństwa bez lukru”.Odsłona tekstowo-wizualna. Popatrzcie sobie na kobiety, które mają za sobą jedną, trzy czy sześć ciąż i porodów. Są idealne? A skąd! Są chude i grube, z mankamentami, niemłode, porozciągane tu i ówdzie, z włosami dalekimi od wizji Roszpunki. Takie jak ja, jak ty, jak wy, jak my. Różnicie się od nich? Wcale się nie różnicie.Czy są piękne? O TAK!

Powstała kapitalna książka, „Macierzyństwo bez photoshopa”, najlepsza z odsłon „Macierzyństwa bez lukru”. Grupa fantastycznych kobiet odsłoniła swoje niedoskonałe ciała, żeby pomóc innym kobietom odnaleźć się w „rzeczywistości ciągłej sprzedaży”. Zdjęciom, naprawdę odważnym zdjęciom, towarzyszą świetne teksty napisane przez kobiety i przez mężczyzn.

Czego potrzebują matki w 
„rzeczywistości ciągłej sprzedaży”? Będę z uporem maniaka powtarzać to stwierdzenie, bo jest wyjątkowo trafne. Prawdy. Potrzebują PRAWDY. Potrzebują wiedzieć, że ich niedoskonałe życie i niedoskonałe ciało to jest właśnie to, o co chodzi. Że nie muszą sięgać do wyimaginowanej poprzeczki, by być kimś. Są KIMŚ. Zrobiły dla świata tak wiele – urodziły, a teraz wychowują. Codziennie płacą wysoką za to wysoką cenę i będą płacić do końca życia. No kurza twarz, zachwyćmy się tym!

Potrzebujesz tej książki, mówię ci. I to wcale nie dlatego, że jeden z tekstów napisałam ja, he he 
"🙂" A to jest jeden z najlepszych tekstów, jakie kiedykolwiek wyszły spod moich palców, zapewniam.Potrzebujesz jej, żeby wiedzieć, na czym stoisz. 

Jeden z blogerów powiedział jakiś czas temu, że ma dość czytania o tym, jakie macierzyństwo jest trudne. No tak, wśród białych mebelków, uśmiechniętych bobasków i markowych ciuszków z pewnością wygląda sympatyczniej, to prawda. Rzecz w tym, że prawdziwe piękno nie zasadza się na harmonii, tylko na jej braku. Macierzyństwo oznacza destrukcję na wielu płaszczyznach, od ciała poczynając, i właśnie dlatego jest tak cudowne. Czy kobiety z książki cierpią? Codziennie. Jak każde. Czy zamieniłyby swoje macierzyństwo na coś innego? Nigdy. Czy żal im, że nie będą już nigdy wyglądać jak przed porodem? Pewnie nutka nostalgii się pojawi. Czy to dla nich problem? Zdecydowanie nie.

„Macierzyństwo bez photoshopa” przyda ci się jeszcze z jednego powodu. Wszyscy autorzy i autorki, w tym ja, cały dochód ze sprzedaży książki przeznaczają na konto Mikołajka Kamińskiego będącego pod opieką fundacji „Zdążyć z pomocą”, który choruje na rdzeniowy zanik mięśni. Wyguglajcie sobie, co to jest, śmiało. Kup koniecznie tę książkę. Nie tylko zyskasz wartościową pozycję czytelniczą, nie tylko będzie to coś, co można czytać po wielokroć i ciągle wracać, ale jeszcze pomożesz komuś w naprawdę trudnej sytuacji, której ty nie chciałbyś doświadczyć za Chiny ludowe.
dzieciowo.pl

Sprzedaż bez mitów. Cała prawda o handlowaniu

O co chodzi w sprzedaży? Czy każdy może zostać mistrzem sprzedaży? No i w końcu, jakie mity o sprzedaży możemy napotkać na swojej drodze w karierze handlowca? Te pytania możemy zadać po przeczytaniu samego tytułu. Czy odpowiedzi na nie uzyskamy po przeczytaniu tej książki? Zapraszam do lektury przedstawionej poniżej recenzji.

Sprzedaż to umiejętność, którą ludzie nauczyli się posługiwać bardzo dawno temu. Każdy z nas, choć jeden raz, coś kiedykolwiek sprzedał. Przechodząc przez galerie handlowe czy stoiska rozstawione na rynkach i jarmarkach, widzimy napisy, dźwięki i gesty zachęcające nas do kupna. Równie łatwo można zauważyć lepsze predyspozycje sprzedażowe jednych sprzedawców nad drugimi. Takie predyspozycje zależeć mogą od wielu czynników takich jak: humor, doświadczenie, nastawienie do ludzi, wiedza o sprzedawanym produkcie, szczęściu itd.

Książka „Sprzedaż bez mitów” to nie podręcznik. Zawarte są w niej opisy zachowań, przemyślenia i prawdziwe historie przedstawiane przez autora. Najważniejszymi jednak, zawartymi w tym tytule, są listy kroków przydatne w osiąganiu celów opisywanych w poszczególnych rozdziałach. Same rozdziały nie nakierują nas, czytelników, na sprzedażową autostradę, ale rozwieją wątpliwości i stereotypy związane z pracą wykonywaną przez różnej maści handlowców. Ważną kwestią zawartą w tej książce są opisy negatywnych zachowań, porażek, błędów popełnianych przez ludzi. Jak dobrze wiemy, najlepiej jest uczyć się na cudzych błędach szczególnie, jak z samej książki wynika, w tej właśnie branży.

Kamil Buliński to trener, konsultant zarządzania sprzedażą i mówca specjalizujący się w psychologii sprzedaży. Szkoli on zespoły handlowe w obszarach sprzedaży skutecznej i etycznej. Jest inicjatorem i współtwórcą projektów szkoleniowych dla handlowców i menadżerów sprzedaży.

Okładka „Sprzedaż bez mitów” jest kolorystycznie stonowana. Posiada umieszczone dodatkowe zdanie „Cała prawda o handlowaniu” odpowiednio opisujące omawiane tematy. Całość jest apetycznie przedstawiona i sprawia wrażenie profesjonalnej.

Książka jako całość prezentuje się dobrze. W moim mniemaniu brakuje przytaczania zagadnień teoretycznych. Historie przedstawiane przez autora są ciekawe, jednak nie tego oczekiwałem jako przedstawienia mitów sprzedażowych.
DobreRecenzje.pl Marek; 2016-05-16
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile