Recenzje
Excel 2013. Kurs video. Poziom pierwszy. Kluczowe umiejętności i najlepsze praktyki
Zachęcam do zainteresowania się tym kursem każdego, kto próbuje swoich sił w Excelu, ale nie będąc ekspertem, powinien uporządkować swoją wiedzę. Oczywiście jest także rekomendowany dla wszystkich, którzy chcieliby lub muszą poznać Excela, a nie wiedzą od czego i jak zacząć.
Dlaczego właśnie ten kurs? Głównie dlatego, że naprawdę w prosty i metodyczny sposób pokazuje jak zacząć i/lub uporządkować pracę w Excelu. No, a ponieważ to kurs video - wszystko to, o czym autor kursu mówi - widzimy jednocześnie na ekranie komputera. Jednym słowem - podstawy teoretyczne w jak najbardziej praktycznym wykonaniu. Przyjazna i coraz popularniejsza forma videokursu pozwala dodatkowo na praktyczne wykorzystanie nabywanej wiedzy. Bez problemu możemy zatrzymać/przerwać daną lekcję, aby samemu przećwiczyć dany fragment kursu.
Kolejne lekcje to również dużo praktycznych szczegółów i bardzo metodyczny sposób ich ukazania. Poznamy poszczególne elementy skoroszytu Excela, nauczymy się wstawiać podstawowe formuły do komórek, formatować dane. W dalszej części kursu uzyskamy odpowiedzi m.in. na takie pytania jak pobrać dane z innego arkusza czy pliku (w tym z plików csv), utworzyć konspekt, rozdzielić znajdujące się w jednej komórce imię i nazwisko, czy też wstawić wykres lub różne elementy graficzne. Dowiemy się także jak zastosować formatowanie warunkowe i wydrukować dane. Wszystko przedstawione na praktycznych przykładach,komentowanych przez autora kursu. Naprawdę solidna dawka wiedzy.
Autorem jest Bartosz Danowski. Całość trwa prawie 5 godzin (w formie kilkuminutowych, zgodnych ze spisem treści filmików). Do pobrania w formie pliku zip lub do przeglądania online.
Dlaczego właśnie ten kurs? Głównie dlatego, że naprawdę w prosty i metodyczny sposób pokazuje jak zacząć i/lub uporządkować pracę w Excelu. No, a ponieważ to kurs video - wszystko to, o czym autor kursu mówi - widzimy jednocześnie na ekranie komputera. Jednym słowem - podstawy teoretyczne w jak najbardziej praktycznym wykonaniu. Przyjazna i coraz popularniejsza forma videokursu pozwala dodatkowo na praktyczne wykorzystanie nabywanej wiedzy. Bez problemu możemy zatrzymać/przerwać daną lekcję, aby samemu przećwiczyć dany fragment kursu.
Kolejne lekcje to również dużo praktycznych szczegółów i bardzo metodyczny sposób ich ukazania. Poznamy poszczególne elementy skoroszytu Excela, nauczymy się wstawiać podstawowe formuły do komórek, formatować dane. W dalszej części kursu uzyskamy odpowiedzi m.in. na takie pytania jak pobrać dane z innego arkusza czy pliku (w tym z plików csv), utworzyć konspekt, rozdzielić znajdujące się w jednej komórce imię i nazwisko, czy też wstawić wykres lub różne elementy graficzne. Dowiemy się także jak zastosować formatowanie warunkowe i wydrukować dane. Wszystko przedstawione na praktycznych przykładach,komentowanych przez autora kursu. Naprawdę solidna dawka wiedzy.
Autorem jest Bartosz Danowski. Całość trwa prawie 5 godzin (w formie kilkuminutowych, zgodnych ze spisem treści filmików). Do pobrania w formie pliku zip lub do przeglądania online.
mojezakupycodzienne.blox.pl
Amsterdam. Travelbook. Wydanie 1
Popularny przewodnik po Amsterdamie, to kolejna nowość Bezdroży w serii travelbooków. Jej założenia, to poręczny format, lekkość mimo dobrego papieru i kolorowych zdjęć oraz plany i mapki, a także najważniejsze informacje przydatne turyście, w tym sporo o atrakcjach i ciekawostkach również poza głównymi szlakami.
W omawianym znajduje się 7 planów i mapek oraz 11 informacji w ramkach włamanych w tekst. W tym tak podstawowych, jak adresy polskich placówek dyplomatycznych, o kartach miejskich i biletach komunikacji, wypożyczalniach rowerów, kalendarz historyczny, czy ciekawostki i sugestie dla amatorów zakupów. Z pierwszej części przewodnika: Informacje praktyczne, czytelnik dowiaduje się jak przygotować się do wyjazdu, czym może odbyć podróż, gdzie przenocować i żywić się, a także znaleźć podstawowe informacje w układzie alfabetycznym A-Z. W drugiej " Informacje krajoznawcze " o położeniu kraju i miasta, klimacie, historii, tamtejszym społeczeństwie, charakterystycznych symbolach: rowery, kanały, wiatraki, tulipany, drewniane chodaki, niebieska ceramika itp. Najobszerniejsza część tego przewodnika poświęcona jest sugestiom, radom i informacjom jak zwiedzać to główne holenderskie miasto. Już na pierwszych stronach poprzedzających wspomniane części autorka wymienia to, co jej zdaniem poznać w nim trzeba przede wszystkim. Amsterdamskie kanały, dawną dzielnicę robotniczą Jordaan, Dzielnicę Czerwonych Latarni oraz najstarszy dziedziniec w mieście - Begijnhof. W przypadku muzeów, to oczywiście Rijksmuseum, Rembrandthuis, Muzeum van Gogha, ale również Dom Anny Frank i Muzeum Haszyszu, Marihuany i Konopi. Wymienia też po cztery: ciekawe budowle, miejsca przyjazne dzieciom, miejsca określane jako niezwykle oraz place. Są to propozycje autorskie, które jedni mogą podzielać, inni nie. Zawierają rzeczywiście najistotniejsze miejsca i obiekty, ale możliwe są także inne. Osobiście zamiast któregoś z dwu ostatnich wymienionych muzeów sugerowałbym raczej Stedelijk, bardzo ciekawe muzeum sztuki współczesnej. Pominięte zresztą, podobnie jak pierwsze trzy, w wykazie muzeów w Indeksie na końcu przewodnika, chociaż uwzględnione w nim pod ich holenderskimi nazwami. Podobnie uważam, że wśród niezwykłych miejsc należało uwzględnić najwęższy dom, nawet kosztem któregoś z wymienionych. Ale to już kwestia zainteresowań. Ważne aby czytelnik-turysta o nich wiedział i mógł sam wybierać. A informacji na te tematy znajduje sporo w najobszerniejszej części przewodnika: Zwiedzanie Amsterdamu. Autorka proponuje bardzo rozsądnie najpierw zapoznanie się z centrum miasta, a następnie kolejno ciekawymi miejscami i zabytkami w jego częściach: południowej, zachodniej i północno-wschodniej. W każdej z nich najpierw sugeruje co, jej zdaniem, warto zobaczyć, a następnie oprowadza po kolejnych ulicach, placach oraz wzdłuż kanałów. Z podstawowymi informacjami o oglądanych bądź mijanych obiektach i miejscach. W przypadku muzeów z ich dokładnymi adresami, stronami internetowymi, dniami i godzinami otwarcia oraz cenami biletów. Tym, którzy podczas pobytu w Amsterdamie chcieliby zobaczyć jeszcze coś poza nim, ale stosunkowo blisko, proponuje wycieczki do Haarlemu, Lejdy, Zaanse Schans, Alkmaaru i Keukenhof. Z bardzo już zwięzłymi informacjami o każdej z tych miejscowości oraz ładnymi zdjęciami ich głównych atrakcji. Na końcu przewodnika znajduje się mini słowniczek polsko-holenderski z kilkudziesięcioma najważniejszymi słowami i zwrotami oraz wspomniany Index. Turyście, który wybiera się do Amsterdamu na krótko i nie jest zainteresowany nadmiarem informacji na temat jego dziejów, zabytków i bardziej szczegółowymi opisami poszczególnych obiektów i miejsc, czy znalezieniem w tym przewodniku adresów oraz informacji o hotelach lub innych miejscach noclegowych, albo barach i restauracjach, powinno to wystarczyć.
W omawianym znajduje się 7 planów i mapek oraz 11 informacji w ramkach włamanych w tekst. W tym tak podstawowych, jak adresy polskich placówek dyplomatycznych, o kartach miejskich i biletach komunikacji, wypożyczalniach rowerów, kalendarz historyczny, czy ciekawostki i sugestie dla amatorów zakupów. Z pierwszej części przewodnika: Informacje praktyczne, czytelnik dowiaduje się jak przygotować się do wyjazdu, czym może odbyć podróż, gdzie przenocować i żywić się, a także znaleźć podstawowe informacje w układzie alfabetycznym A-Z. W drugiej " Informacje krajoznawcze " o położeniu kraju i miasta, klimacie, historii, tamtejszym społeczeństwie, charakterystycznych symbolach: rowery, kanały, wiatraki, tulipany, drewniane chodaki, niebieska ceramika itp. Najobszerniejsza część tego przewodnika poświęcona jest sugestiom, radom i informacjom jak zwiedzać to główne holenderskie miasto. Już na pierwszych stronach poprzedzających wspomniane części autorka wymienia to, co jej zdaniem poznać w nim trzeba przede wszystkim. Amsterdamskie kanały, dawną dzielnicę robotniczą Jordaan, Dzielnicę Czerwonych Latarni oraz najstarszy dziedziniec w mieście - Begijnhof. W przypadku muzeów, to oczywiście Rijksmuseum, Rembrandthuis, Muzeum van Gogha, ale również Dom Anny Frank i Muzeum Haszyszu, Marihuany i Konopi. Wymienia też po cztery: ciekawe budowle, miejsca przyjazne dzieciom, miejsca określane jako niezwykle oraz place. Są to propozycje autorskie, które jedni mogą podzielać, inni nie. Zawierają rzeczywiście najistotniejsze miejsca i obiekty, ale możliwe są także inne. Osobiście zamiast któregoś z dwu ostatnich wymienionych muzeów sugerowałbym raczej Stedelijk, bardzo ciekawe muzeum sztuki współczesnej. Pominięte zresztą, podobnie jak pierwsze trzy, w wykazie muzeów w Indeksie na końcu przewodnika, chociaż uwzględnione w nim pod ich holenderskimi nazwami. Podobnie uważam, że wśród niezwykłych miejsc należało uwzględnić najwęższy dom, nawet kosztem któregoś z wymienionych. Ale to już kwestia zainteresowań. Ważne aby czytelnik-turysta o nich wiedział i mógł sam wybierać. A informacji na te tematy znajduje sporo w najobszerniejszej części przewodnika: Zwiedzanie Amsterdamu. Autorka proponuje bardzo rozsądnie najpierw zapoznanie się z centrum miasta, a następnie kolejno ciekawymi miejscami i zabytkami w jego częściach: południowej, zachodniej i północno-wschodniej. W każdej z nich najpierw sugeruje co, jej zdaniem, warto zobaczyć, a następnie oprowadza po kolejnych ulicach, placach oraz wzdłuż kanałów. Z podstawowymi informacjami o oglądanych bądź mijanych obiektach i miejscach. W przypadku muzeów z ich dokładnymi adresami, stronami internetowymi, dniami i godzinami otwarcia oraz cenami biletów. Tym, którzy podczas pobytu w Amsterdamie chcieliby zobaczyć jeszcze coś poza nim, ale stosunkowo blisko, proponuje wycieczki do Haarlemu, Lejdy, Zaanse Schans, Alkmaaru i Keukenhof. Z bardzo już zwięzłymi informacjami o każdej z tych miejscowości oraz ładnymi zdjęciami ich głównych atrakcji. Na końcu przewodnika znajduje się mini słowniczek polsko-holenderski z kilkudziesięcioma najważniejszymi słowami i zwrotami oraz wspomniany Index. Turyście, który wybiera się do Amsterdamu na krótko i nie jest zainteresowany nadmiarem informacji na temat jego dziejów, zabytków i bardziej szczegółowymi opisami poszczególnych obiektów i miejsc, czy znalezieniem w tym przewodniku adresów oraz informacji o hotelach lub innych miejscach noclegowych, albo barach i restauracjach, powinno to wystarczyć.
kurier365.pl Cezary Rudziński; 2016-05-28
Stinger. Żądło namiętności
Te autorkę pokochałam już w momencie, kiedy wzięłam do ręki "Bez słów". Kiedy więc miałam okazję zapoznać się z kolejną jej książką, od razu skorzystałam z tej oferty. Nie żałuję, było warto. Każda chwila spędzona przy czytaniu tejże pozycji nie była czasem zmarnowanym. Pomimo tego, że jest to powieść erotyczna, to jednak jest ona oryginalna, nieszablonowa i zaskakująca. Takie książeczki lubię najbardziej!
Główna bohaterka - Grace Hamilton - jest studentką prawa. Jej życie jest poukładane, wręcz rutynowe. Przede wszystkim stara się ona uszczęśliwić swojego ojca, spychając swoje własne marzenia na dalszy plan. Niemniej jednak jest ona osobą, którą czytelnik jest w stanie polubić od razu - jej podejście do życia i cechy charakteru sprawiają, że jest ona postacią bardzo realistyczną i bardzo pozytywną.
Kiedy na jej drodze pojawia się Carson - młody aktor porno, na którego wpada dosłownie przez przypadek, życie Grace zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Czy na lepsze? Grace w przeszłości miała już jednego chłopaka i planuje mieć jeszcze jednego, zanim znajdzie odpowiedniego kandydata na męża. Szalony, namiętny Carson wydaje się więc idealnym człowiekiem do tej roli. W końcu to tylko jeden niezapomniany weekend i każdy będzie mógł pójść w swoją stronę...
W żadnej książce nie spotkałam się jeszcze z tym, że mężczyzna jest gwiazdą filmów pornograficznych. Striptizerki, prostytutki zdarzają się w erotykach prawie tak często jak trójkąty miłosne, ale aktor? Autorka naprawdę mnie pod tym względem zaskoczyła i wyszło jej to fenomenalnie. Co więcej sprawia to, że czytelnicy mogą zacząć myśleć o tym, jak wygląda życie aktora w filmach porno na co dzień - czy ma on prawdziwą rodzinę? czy to dla niego tylko praca? czy w tym całym zamieszaniu jest miejsce na miłość?
Bardzo podoba mi się też to, że nie jest to historia o tym, że chłopak i dziewczyna się poznają, spędzają razem jeden weekend i już nie mogą bez siebie żyć, więc biorą szybki ślub, nie patrząc na to, co ich dzieli i jak wygląda ich dotychczasowe życie. Nie - Grace i Carson nie są aż tak zaślepieni. Ich wspólnie spędzony czas jest swego rodzaju siłą napędową do zmian, które zachodzą w ich późniejszym życiu. Oboje bardzo się zmieniają. Mija sporo czasu nim w ogóle spotykają się po raz kolejny, a co tu dopiero mówić o braku jakichkolwiek problemów...
To nie jest tylko książka o tematyce erotycznej. Chociaż scen miłosnych jest tutaj sporo i są one bardzo dokładnie opisane, to jednak możemy znaleźć tu też sceny, które równie dobrze mogłyby być częścią kryminału, albo powieści obyczajowej.
Mia Sheridan świetnie oddaje emocje - jej opisy sprawiają, że czytelnik jest w stanie tylko pożerać tekst wzrokiem i nie jest w stanie się od niego oderwać. Ciekawe dialogi są tylko uzupełnieniem uroku, który roztaczają jej książki. Autorka ta ma prawdziwy dar na oddziaływanie na wyobraźnię swoich odbiorców. Nic więc dziwnego, że jej powieści zbierają tak dobre noty i opinie, a ona sama zbiera tak wielu fanów.
Sama okładka idealnie pasuje do tej powieści. Delikatna, tajemnicza, intrygująca. Pasuje do tekstu, który odbiega od norm i schematów typowego romansu. Jestem jednak pewna, że po książki tej pani trzeba sięgać bez względu na to, jak wygląda oprawa graficzna!
Jeśli więc macie ochotę na coś wciągającego, dobrze napisanego i oryginalnego, to powinniście spędzić trochę czasu ze "Stinger. Żądło namiętności". Mam nadzieję, że już niebawem będę mogła zapoznać się z kolejną powieścią tej autorki! Jedyne, co mogę jeszcze dodać to "miłego czytania"! Pozycję tę dostałam od Wydawnictwa Septum
Główna bohaterka - Grace Hamilton - jest studentką prawa. Jej życie jest poukładane, wręcz rutynowe. Przede wszystkim stara się ona uszczęśliwić swojego ojca, spychając swoje własne marzenia na dalszy plan. Niemniej jednak jest ona osobą, którą czytelnik jest w stanie polubić od razu - jej podejście do życia i cechy charakteru sprawiają, że jest ona postacią bardzo realistyczną i bardzo pozytywną.
Kiedy na jej drodze pojawia się Carson - młody aktor porno, na którego wpada dosłownie przez przypadek, życie Grace zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Czy na lepsze? Grace w przeszłości miała już jednego chłopaka i planuje mieć jeszcze jednego, zanim znajdzie odpowiedniego kandydata na męża. Szalony, namiętny Carson wydaje się więc idealnym człowiekiem do tej roli. W końcu to tylko jeden niezapomniany weekend i każdy będzie mógł pójść w swoją stronę...
W żadnej książce nie spotkałam się jeszcze z tym, że mężczyzna jest gwiazdą filmów pornograficznych. Striptizerki, prostytutki zdarzają się w erotykach prawie tak często jak trójkąty miłosne, ale aktor? Autorka naprawdę mnie pod tym względem zaskoczyła i wyszło jej to fenomenalnie. Co więcej sprawia to, że czytelnicy mogą zacząć myśleć o tym, jak wygląda życie aktora w filmach porno na co dzień - czy ma on prawdziwą rodzinę? czy to dla niego tylko praca? czy w tym całym zamieszaniu jest miejsce na miłość?
Bardzo podoba mi się też to, że nie jest to historia o tym, że chłopak i dziewczyna się poznają, spędzają razem jeden weekend i już nie mogą bez siebie żyć, więc biorą szybki ślub, nie patrząc na to, co ich dzieli i jak wygląda ich dotychczasowe życie. Nie - Grace i Carson nie są aż tak zaślepieni. Ich wspólnie spędzony czas jest swego rodzaju siłą napędową do zmian, które zachodzą w ich późniejszym życiu. Oboje bardzo się zmieniają. Mija sporo czasu nim w ogóle spotykają się po raz kolejny, a co tu dopiero mówić o braku jakichkolwiek problemów...
To nie jest tylko książka o tematyce erotycznej. Chociaż scen miłosnych jest tutaj sporo i są one bardzo dokładnie opisane, to jednak możemy znaleźć tu też sceny, które równie dobrze mogłyby być częścią kryminału, albo powieści obyczajowej.
Mia Sheridan świetnie oddaje emocje - jej opisy sprawiają, że czytelnik jest w stanie tylko pożerać tekst wzrokiem i nie jest w stanie się od niego oderwać. Ciekawe dialogi są tylko uzupełnieniem uroku, który roztaczają jej książki. Autorka ta ma prawdziwy dar na oddziaływanie na wyobraźnię swoich odbiorców. Nic więc dziwnego, że jej powieści zbierają tak dobre noty i opinie, a ona sama zbiera tak wielu fanów.
Sama okładka idealnie pasuje do tej powieści. Delikatna, tajemnicza, intrygująca. Pasuje do tekstu, który odbiega od norm i schematów typowego romansu. Jestem jednak pewna, że po książki tej pani trzeba sięgać bez względu na to, jak wygląda oprawa graficzna!
Jeśli więc macie ochotę na coś wciągającego, dobrze napisanego i oryginalnego, to powinniście spędzić trochę czasu ze "Stinger. Żądło namiętności". Mam nadzieję, że już niebawem będę mogła zapoznać się z kolejną powieścią tej autorki! Jedyne, co mogę jeszcze dodać to "miłego czytania"! Pozycję tę dostałam od Wydawnictwa Septum
Naszksiazkowir.blogspot.com/ Dominika Smoleń; 2016-05-27
Work-life balance. Jak osiągnąć równowagę w pracy i w życiu
Już dawno nie sięgałam po poradniki dające wskazówki odnośnie tego, jak żyć lepiej, mocniej czy jeszcze inaczej. Zazwyczaj taka lektura kończyła się westchnieniem i refleksją, że na takie zmiany trzeba mieć czas, bo w zawrotnym tempie to się na pewno nic nie da zrobić. Po książkę "Work-life balance. Jak osiągnąć równowagę w pracy i w życiu" Beaty Rzepki sięgnęłam, ponieważ moja praca nie raz wkrada się do mojego życia rodzinnego. Przecież wychodząc z pracy powinno się sprawy z nią związane zostawić i wrócić do nich na początku zmiany w kolejnym dniu... z drugiej strony, jeśli coś mnie bardzo poruszało, to nie mogłam tego zostawić i odciąć się od emocji.
Czytając okładkę dowiadujemy się, że nie ma uniwersalnego sposobu na to jak żyć. Równowaga jest czymś indywidualnym i wynika z tego, jakie ktoś ma potrzeby i wartości, a te autorka pozwala poznać na kolejnych stronach książki.
Poradnik "Work-life balance" składa się z czterech zasadniczych części. W pierwszej czytelnik zostaje zapoznany z pojęciem równowagi. Kilka przykładów osób, które poszukiwały osiągnięcia jej na różne sposoby ma uświadomić, że odcinanie grubą krechą pracy od życia rodzinnego na dłuższą metę nie daje satysfakcji, a jest wręcz źródłem dużej frustracji.
Kolejna cześć książki ma charakter diagnostyczny. Analiza kilku dni w tygodniu i określenie wartości, które są ważne i bliskie czytelnikowi daje już pewien ogląd na to, na czym balans między pracą a domem ma polegać.
Trzecia część dotyczy wprowadzania zmian. Zamiast dawać 100 złotych rad, autorka przybliża czytelnikom teorię związaną z czterema sferami życia. Filarami równowagi poza Pracą i Rodziną okazują się Ja i Życie społeczne. Każdy z nich został rozłożony na części, po to, żeby ułatwić szczegółową analizę każdego dnia i czasu poświęcanego każdej z nich. Dzięki temu czytelnik zyskuje pogląd na to, jakim sferom poświecą za dużo, bądź za mało uwagi i co powinien zmienić.
Ostatnią część książki stanowią przeszkody, które utrudniają osiągnięcie wymarzonej równowagi. Stres, wypalenie zawodowe i perfekcjonizm, to główne źródła niepowodzeń. Autorka określa ich przejawy i przytacza kilka sposobów na to, jak można się z nimi uporać.
Wszystkie części zostają streszczone pod koniec książki, najważniejsze hasła są omówione raz jeszcze po to, by można było do nich sięgnąć w każdej chwili. Dodatkiem, który zwrócił moja uwagę był rozdział po zakończeniu. Przeznaczony jest on dla pracodawców. Znajdują się w nim wskazówki, dzięki którym łatwiej będzie im wprowadzać pewne korzystne zmiany zarówno dla pracowników jak i dla funkcjonowania ich firmy.
Pewnie dla osób zaznajomionych z coachingiem czy tego rodzaju poradnikami nie są to żadne nowości. Jako osoba nieczytająca takich pozycji dostrzegłam parę jej atutów. Porównanie życia do jazdy samochodem na czterech kołach, gdzie koła to nasze filary równowagi - bezcenne. Świadomość, że czas poświęcany sobie i kontaktom ze znajomymi jest równie ważny jak praca i życie rodzinne, to było coś, czego wcześniej nie dopuszczałam do świadomości ("przecież nie mam na to czasu"). Autorka z uparciem dąży do tego, żeby po przeczytaniu mieć przekonanie, że nie samą pracą ani rodziną żyje człowiek. Robi to skutecznie.
Podkreślanie jakości doświadczeń, a nie ilości czasu jaki na nie poświęcamy, to kolejny powód dla którego warto tę książkę przeczytać. Danie sobie pozwolenia na pewne aktywności w innym wymiarze niż dotychczas pozwala dodać do dnia coś, na co wcześniej najzwyczajniej czytelnik już nie miał sił.
Początkowo byłam zdystansowana do książki. Beata Rzepka jest trenerką. Obawiałam się, że "Work-life balance. Jak osiągnąć równowagę w pracy i w życiu" może być pełna entuzjazmu i podkreślania, że nie ma rzeczy niemożliwych, człowiek potrafi wszystko, jeśli skupi się bardzo i będzie odważny. Jeśli ktoś podobnie myśli o coachingu, to ta książka go zaskoczy. Autorka zwraca uwagę na to, że na pewne rzeczy człowiek nie ma wpływu, to co może kontrolować wiąże się z tym, jak to przeżywa i tyle. Niby nic odkrywczego, prawda powtarzana od lat, ale sposób w jaki poparta jest argumentami w tej książce sprzyja takiemu myśleniu.
Chociaż cena patrząc na objętość książki może odstraszać, warto do niej zajrzeć. Porządkuje myślenie o tym, jak żyć. Pomaga w dawaniu sobie przyzwolenia na różne aktywności kosztem tych, które prowadziłyby do wypalenia w rożnych rolach życiowych, które pełnimy.
Czytając okładkę dowiadujemy się, że nie ma uniwersalnego sposobu na to jak żyć. Równowaga jest czymś indywidualnym i wynika z tego, jakie ktoś ma potrzeby i wartości, a te autorka pozwala poznać na kolejnych stronach książki.
Poradnik "Work-life balance" składa się z czterech zasadniczych części. W pierwszej czytelnik zostaje zapoznany z pojęciem równowagi. Kilka przykładów osób, które poszukiwały osiągnięcia jej na różne sposoby ma uświadomić, że odcinanie grubą krechą pracy od życia rodzinnego na dłuższą metę nie daje satysfakcji, a jest wręcz źródłem dużej frustracji.
Kolejna cześć książki ma charakter diagnostyczny. Analiza kilku dni w tygodniu i określenie wartości, które są ważne i bliskie czytelnikowi daje już pewien ogląd na to, na czym balans między pracą a domem ma polegać.
Trzecia część dotyczy wprowadzania zmian. Zamiast dawać 100 złotych rad, autorka przybliża czytelnikom teorię związaną z czterema sferami życia. Filarami równowagi poza Pracą i Rodziną okazują się Ja i Życie społeczne. Każdy z nich został rozłożony na części, po to, żeby ułatwić szczegółową analizę każdego dnia i czasu poświęcanego każdej z nich. Dzięki temu czytelnik zyskuje pogląd na to, jakim sferom poświecą za dużo, bądź za mało uwagi i co powinien zmienić.
Ostatnią część książki stanowią przeszkody, które utrudniają osiągnięcie wymarzonej równowagi. Stres, wypalenie zawodowe i perfekcjonizm, to główne źródła niepowodzeń. Autorka określa ich przejawy i przytacza kilka sposobów na to, jak można się z nimi uporać.
Wszystkie części zostają streszczone pod koniec książki, najważniejsze hasła są omówione raz jeszcze po to, by można było do nich sięgnąć w każdej chwili. Dodatkiem, który zwrócił moja uwagę był rozdział po zakończeniu. Przeznaczony jest on dla pracodawców. Znajdują się w nim wskazówki, dzięki którym łatwiej będzie im wprowadzać pewne korzystne zmiany zarówno dla pracowników jak i dla funkcjonowania ich firmy.
Pewnie dla osób zaznajomionych z coachingiem czy tego rodzaju poradnikami nie są to żadne nowości. Jako osoba nieczytająca takich pozycji dostrzegłam parę jej atutów. Porównanie życia do jazdy samochodem na czterech kołach, gdzie koła to nasze filary równowagi - bezcenne. Świadomość, że czas poświęcany sobie i kontaktom ze znajomymi jest równie ważny jak praca i życie rodzinne, to było coś, czego wcześniej nie dopuszczałam do świadomości ("przecież nie mam na to czasu"). Autorka z uparciem dąży do tego, żeby po przeczytaniu mieć przekonanie, że nie samą pracą ani rodziną żyje człowiek. Robi to skutecznie.
Podkreślanie jakości doświadczeń, a nie ilości czasu jaki na nie poświęcamy, to kolejny powód dla którego warto tę książkę przeczytać. Danie sobie pozwolenia na pewne aktywności w innym wymiarze niż dotychczas pozwala dodać do dnia coś, na co wcześniej najzwyczajniej czytelnik już nie miał sił.
Początkowo byłam zdystansowana do książki. Beata Rzepka jest trenerką. Obawiałam się, że "Work-life balance. Jak osiągnąć równowagę w pracy i w życiu" może być pełna entuzjazmu i podkreślania, że nie ma rzeczy niemożliwych, człowiek potrafi wszystko, jeśli skupi się bardzo i będzie odważny. Jeśli ktoś podobnie myśli o coachingu, to ta książka go zaskoczy. Autorka zwraca uwagę na to, że na pewne rzeczy człowiek nie ma wpływu, to co może kontrolować wiąże się z tym, jak to przeżywa i tyle. Niby nic odkrywczego, prawda powtarzana od lat, ale sposób w jaki poparta jest argumentami w tej książce sprzyja takiemu myśleniu.
Chociaż cena patrząc na objętość książki może odstraszać, warto do niej zajrzeć. Porządkuje myślenie o tym, jak żyć. Pomaga w dawaniu sobie przyzwolenia na różne aktywności kosztem tych, które prowadziłyby do wypalenia w rożnych rolach życiowych, które pełnimy.
moznaprzeczytac.pl Angela D
Macierzyństwo bez photoshopa
Drogie Mamy!
Wiem, że do mnie zaglądacie i tak jak ja codziennie próbujecie mierzyć się z szarą rzeczywistością.Mamy swoje wzloty i upadki. Raz jesteśmy idealnymi kobietami, a następnego dnia wszystko leci nam z rąk. Każda z nas jest inna, każda wyjątkowa, a łączy nas to, że któregoś pięknego dnia zostałyśmy Mamami, a nasze życie weszło na inne tory, a na pewno na wyższe obroty i tak już do końca życia, bo jak raz się zostało Mamą to na zawsze. Macierzyństwo wywraca nasze życie do góry nogami, zmienia nasze ciała, zabiera nam sen, ale w zamian daje nam uczucia, których nic innego nam nie da. Czujcie się wyjątkowe, kochajcie siebie, bo dałyście życie swoim dzieciom.
Rok temu 9 kobiet spotkało się w małym studio fotograficznym w Warszawie. Spotkanie trochę przy kawie, ciastku, ale w sumie w pracy i z misją. Postanowiły zrobić coś, co pomoże innym kobietom zaakceptować swoje ciała po ciąży. Wykonały sobie zdjęcia, każda pokazała, tyle ile chciała, ale każda była dumna ze swojego ciała, bo to ono dało życie ich dzieciom. Każda napisała rozdział ze swojego życia, a całość złożyły w piękną książkę "Macierzyństwo bez photoshopa". Książkę, która miała pokazać prawdę, jak wygląda ciało kobiety po jednej, dwóch, czy kilku ciążach, aby inne Mamy, przestały wierzyć w zdjęcia z kolorowych gazet, a uwierzyły kobietom takim jak one. 9 Mam blogerek chciało pokazać, że trzeba być dumnym z siebie, ze swojego ciała i z tego, kim jesteśmy, że warto siebie kochać i cieszyć się życiem, dziećmi.
Dziwnym zbiegiem okoliczności zostałam współautorką wyjątkowej książki, którą chcę się dzisiaj z Wami podzielić Drogie Mamy. Jestem dumna z tego, że 15 lat temu urodziłam syna, jestem dumna z tego, jak dzisiaj, wygląda moje ciało, bo to one walczyło o nowe życie, chociaż nie do końca jest do tego stworzone. Dzisiaj jak patrzę na siebie w lustrze, to uśmiecham się i czuję się szczęśliwa, że mam dwóch synów, że mam rodzinę, że mam kogo kochać i czuję się kochana. Nie widzę nadwagi, blizny po cesarskim cięciu razy dwa, nie widzę cellulitu. Widzę kobietę dojrzałą, która wie, że ten dzień jest najważniejszy, że trzeba kochać tu i teraz. Nic bym nie zmieniła, a co najwyżej chciała to wszystko przeżyć jeszcze raz, aby mocniej zapamiętać to niesamowite uczucie, kiedy urodziłam dziecko.
"Macierzyństwo bez photoshopa" to kontynuacja akcji "Macierzyństwo bez lukru", ale tym razem jest to wyjątkowa wersja, bo papierowa, którą można kartkować i zaciągać się zapachem druku. Akcję zapoczątkowała Dorota Smoleń, a całe honorarium autorskie trafi na konto Mikołajka chorego na rdzeniowy zanik mięśni. To my dzisiaj Drogie Mamy, możemy pokazać, że jesteśmy dumne z siebie i pomóc Mikołajkowi, aby jego życie był trochę lepsze.
Wiem, że do mnie zaglądacie i tak jak ja codziennie próbujecie mierzyć się z szarą rzeczywistością.Mamy swoje wzloty i upadki. Raz jesteśmy idealnymi kobietami, a następnego dnia wszystko leci nam z rąk. Każda z nas jest inna, każda wyjątkowa, a łączy nas to, że któregoś pięknego dnia zostałyśmy Mamami, a nasze życie weszło na inne tory, a na pewno na wyższe obroty i tak już do końca życia, bo jak raz się zostało Mamą to na zawsze. Macierzyństwo wywraca nasze życie do góry nogami, zmienia nasze ciała, zabiera nam sen, ale w zamian daje nam uczucia, których nic innego nam nie da. Czujcie się wyjątkowe, kochajcie siebie, bo dałyście życie swoim dzieciom.
Rok temu 9 kobiet spotkało się w małym studio fotograficznym w Warszawie. Spotkanie trochę przy kawie, ciastku, ale w sumie w pracy i z misją. Postanowiły zrobić coś, co pomoże innym kobietom zaakceptować swoje ciała po ciąży. Wykonały sobie zdjęcia, każda pokazała, tyle ile chciała, ale każda była dumna ze swojego ciała, bo to ono dało życie ich dzieciom. Każda napisała rozdział ze swojego życia, a całość złożyły w piękną książkę "Macierzyństwo bez photoshopa". Książkę, która miała pokazać prawdę, jak wygląda ciało kobiety po jednej, dwóch, czy kilku ciążach, aby inne Mamy, przestały wierzyć w zdjęcia z kolorowych gazet, a uwierzyły kobietom takim jak one. 9 Mam blogerek chciało pokazać, że trzeba być dumnym z siebie, ze swojego ciała i z tego, kim jesteśmy, że warto siebie kochać i cieszyć się życiem, dziećmi.
Dziwnym zbiegiem okoliczności zostałam współautorką wyjątkowej książki, którą chcę się dzisiaj z Wami podzielić Drogie Mamy. Jestem dumna z tego, że 15 lat temu urodziłam syna, jestem dumna z tego, jak dzisiaj, wygląda moje ciało, bo to one walczyło o nowe życie, chociaż nie do końca jest do tego stworzone. Dzisiaj jak patrzę na siebie w lustrze, to uśmiecham się i czuję się szczęśliwa, że mam dwóch synów, że mam rodzinę, że mam kogo kochać i czuję się kochana. Nie widzę nadwagi, blizny po cesarskim cięciu razy dwa, nie widzę cellulitu. Widzę kobietę dojrzałą, która wie, że ten dzień jest najważniejszy, że trzeba kochać tu i teraz. Nic bym nie zmieniła, a co najwyżej chciała to wszystko przeżyć jeszcze raz, aby mocniej zapamiętać to niesamowite uczucie, kiedy urodziłam dziecko.
"Macierzyństwo bez photoshopa" to kontynuacja akcji "Macierzyństwo bez lukru", ale tym razem jest to wyjątkowa wersja, bo papierowa, którą można kartkować i zaciągać się zapachem druku. Akcję zapoczątkowała Dorota Smoleń, a całe honorarium autorskie trafi na konto Mikołajka chorego na rdzeniowy zanik mięśni. To my dzisiaj Drogie Mamy, możemy pokazać, że jesteśmy dumne z siebie i pomóc Mikołajkowi, aby jego życie był trochę lepsze.
www.twojediy.pl