Recenzje
Eden. Nowy początek
To moja trzecia przeczytana książka, której autorką jest Mia Sheridan. I jak na razie co kolejna pozycja to wydaje mi się lepsza od poprzedniej. I tak na pierwszym miejscu jest obecnie „Eden” na drugim „Calder” na trzecim zaś „Stinger”. Nie wiem, może po prostu przyzwyczajam się do sposobu pisania autorki. Albo po prostu „Eden” najbardziej do mnie przemawia z tej trójki.
Okładka przyciąga wzrok, jest ładna, ale nie krzykliwa. Tytuł oryginału to: „Finding Eden: A Sign of Love #2” i jak on już wskazuje jest to druga część historii. Pierwsza część została przedstawiona w książce, która występuje pod polskim tytułem: „CALDER. Narodziny odwagi”. Łatwiej zrozumieć pewne zagadnienia znając pierwszą część, ale nawet bez tej znajomości sądzę, że można sięgnąć po tę publikację i od niej rozpocząć swą przygodę z Eden i Calderem.
Odnaleźć tu można „Legendę o Wodniku” (była ona już wspominana w innej książce autorki), znaleźć tu można również cytaty z „Iliady” Homera. Zawarto również informacje o tym, że przedstawione zdarzenia i postacie to fikcja literacka.
W książce „Eden” poznajemy kolejne losy tytułowej bohaterki i dowiadujemy się chociażby jak to się stało, że trafiła „w ręce” Hectora. Ostatecznie wszystko kieruje się ku dobremu końcowi i drogi Eden z Calderem ponownie się krzyżują. Mogą być oni teraz razem i stworzyć wspólnie rodzinę.
Myślę, że publikacja może znaleźć swoich amatorów. Stosunkowo szybko się ją czyta, może „wciągnąć” i zainteresować. Może nie zostanę nigdy wielką fanką autorki (Mia Sheridan), ale trzeba przyznać, że przyjemnie się czyta jej teksty, przynajmniej te które czytałam takie były. Jest w nich też pomysł – nie są jednakowe czy łudząco podobne, do tego również przyjemna narracja. Ważny więc staje się gatunek i upodobania czytelnika, to one wpłyną na ocenę poszczególnego czytelnika co do pozycji.
Okładka przyciąga wzrok, jest ładna, ale nie krzykliwa. Tytuł oryginału to: „Finding Eden: A Sign of Love #2” i jak on już wskazuje jest to druga część historii. Pierwsza część została przedstawiona w książce, która występuje pod polskim tytułem: „CALDER. Narodziny odwagi”. Łatwiej zrozumieć pewne zagadnienia znając pierwszą część, ale nawet bez tej znajomości sądzę, że można sięgnąć po tę publikację i od niej rozpocząć swą przygodę z Eden i Calderem.
Odnaleźć tu można „Legendę o Wodniku” (była ona już wspominana w innej książce autorki), znaleźć tu można również cytaty z „Iliady” Homera. Zawarto również informacje o tym, że przedstawione zdarzenia i postacie to fikcja literacka.
W książce „Eden” poznajemy kolejne losy tytułowej bohaterki i dowiadujemy się chociażby jak to się stało, że trafiła „w ręce” Hectora. Ostatecznie wszystko kieruje się ku dobremu końcowi i drogi Eden z Calderem ponownie się krzyżują. Mogą być oni teraz razem i stworzyć wspólnie rodzinę.
Myślę, że publikacja może znaleźć swoich amatorów. Stosunkowo szybko się ją czyta, może „wciągnąć” i zainteresować. Może nie zostanę nigdy wielką fanką autorki (Mia Sheridan), ale trzeba przyznać, że przyjemnie się czyta jej teksty, przynajmniej te które czytałam takie były. Jest w nich też pomysł – nie są jednakowe czy łudząco podobne, do tego również przyjemna narracja. Ważny więc staje się gatunek i upodobania czytelnika, to one wpłyną na ocenę poszczególnego czytelnika co do pozycji.
swiatairi.blogspot.com Airi; 2016-07-20
Podniebny lot
Bianka wraz ze swoim przyjacielem Stephanem pracują, jako stewardzi w pierwszej klasie
jednej z najlepszych firm lotniczych. Któregoś dnia w fotelu 2D pojawia się Pan Cavendish.
Uosobienie piękna w męskiej postaci. Najprzystojniejszy facet, jakiego moglibyście sobie
wyobrazić. Pan Przystojny, Pan Ważny, Pan Dominujący. Bianka dostrzega w jego oczach
pożądanie i chęć dominacji. Podoba jej się to, w jaki sposób na nią patrzy, ale sama przed
sobą się do tego nie przyzna, a co dopiero przed innymi. Panna Karlsson jest bardzo
profesjonalna, nie wchodzi w żadne relacje z pasażerami, jest dla nich po prostu miła i
skora do pomocy. Jednak James próbuje złamać postawę Bee w każdy możliwy sposób. Pan
Dominujący dopina swego i para spotykają się poza samolotem. Jednak, co dzieje się dalej
musicie sprawdzić sami.
Historia Bianki i Jamesa to nie jest zwykły erotyk. Czytając miałam wrażenie, że to
połączenie new adult z BDSM. Tylko niech Was nie odstraszy dominacja. Jest jej bardzo
mało, a przede wszystkim ma to swój sens. Autorka znalazła idealny balans pomiędzy życiem
bohaterów, ich przeszłością oraz sprawami łóżkowymi. Bianka nigdy nie miała chłopaka. Nie
chciała, nie czuła takiej potrzeby, a przede wszystkim żaden nie zwrócił jej uwagi na tyle
by mu się oddać. Postanowiła pójść z Jamesem na układ, kiedy nie pracuje może się z nim
spotykać i robić, co mu się żywnie podoba, ale żadnych uczuć. Co dziwne James nie wydaje
się być tym tak naprawdę zachwycony. Pokazuje swoje uczucia w stosunku do niej. Nie
spotykałam się wcześniej z tematyką BDSM, ale nie myślałam, że osoba o takich upodobaniach
może być tak czuła, wrażliwa i oddana. Pan Cavendish ma obsesję na punkcie bezpieczeństwa
i ochrony, o czym przekonacie się sami. Otwarcie mogę rzec, że turkusowym oczom nie da się
oprzeć. Nawet ja czytając, miałam ciarki, kiedy na pierwszym planie pojawiał się Pan
Przystojny. Co dziwne to on był bardziej zaangażowany w całą sprawę. Bee starała się go
odtrącać, cały czas myślała, że to za tydzień lub dwa się skończy. Za żadne skarby świata
nie chciała się zakochać.
Panna Karlsson przeszła bardzo dużo w swoim życiu. Jej jedyną rodziną jest przyjaciel
Stephan. Nie ma nikogo innego, tak samo jak on. Są nierozłączni. Bianka nie jest też skora
do opowiadania o swoim życiu, więc James musi się bardzo starać, aby się czegokolwiek o
niej dowiedzieć. Nie byłam zdziwiona, że bohaterkę ukształtowały traumatyczne przeżycia z
dzieciństwa, jednak nie spodziewałam się, aż takiego obrotu spraw.
Jestem mile zaskoczona po przeczytaniu tej książki . Zakochałam się w blondynce, a także w
mężczyźnie, który, jak mi się wydaje, zakochał się w niej. Oboje mają coś w sobie, co nie
daje o nich zapomnieć. Może to zakończenie... A! Zakończenie to jakiś koszmar... Jak można
zakończyć w takim momencie! Myśl, że muszę czekać na kolejne części mnie przeraża!
jednej z najlepszych firm lotniczych. Któregoś dnia w fotelu 2D pojawia się Pan Cavendish.
Uosobienie piękna w męskiej postaci. Najprzystojniejszy facet, jakiego moglibyście sobie
wyobrazić. Pan Przystojny, Pan Ważny, Pan Dominujący. Bianka dostrzega w jego oczach
pożądanie i chęć dominacji. Podoba jej się to, w jaki sposób na nią patrzy, ale sama przed
sobą się do tego nie przyzna, a co dopiero przed innymi. Panna Karlsson jest bardzo
profesjonalna, nie wchodzi w żadne relacje z pasażerami, jest dla nich po prostu miła i
skora do pomocy. Jednak James próbuje złamać postawę Bee w każdy możliwy sposób. Pan
Dominujący dopina swego i para spotykają się poza samolotem. Jednak, co dzieje się dalej
musicie sprawdzić sami.
Historia Bianki i Jamesa to nie jest zwykły erotyk. Czytając miałam wrażenie, że to
połączenie new adult z BDSM. Tylko niech Was nie odstraszy dominacja. Jest jej bardzo
mało, a przede wszystkim ma to swój sens. Autorka znalazła idealny balans pomiędzy życiem
bohaterów, ich przeszłością oraz sprawami łóżkowymi. Bianka nigdy nie miała chłopaka. Nie
chciała, nie czuła takiej potrzeby, a przede wszystkim żaden nie zwrócił jej uwagi na tyle
by mu się oddać. Postanowiła pójść z Jamesem na układ, kiedy nie pracuje może się z nim
spotykać i robić, co mu się żywnie podoba, ale żadnych uczuć. Co dziwne James nie wydaje
się być tym tak naprawdę zachwycony. Pokazuje swoje uczucia w stosunku do niej. Nie
spotykałam się wcześniej z tematyką BDSM, ale nie myślałam, że osoba o takich upodobaniach
może być tak czuła, wrażliwa i oddana. Pan Cavendish ma obsesję na punkcie bezpieczeństwa
i ochrony, o czym przekonacie się sami. Otwarcie mogę rzec, że turkusowym oczom nie da się
oprzeć. Nawet ja czytając, miałam ciarki, kiedy na pierwszym planie pojawiał się Pan
Przystojny. Co dziwne to on był bardziej zaangażowany w całą sprawę. Bee starała się go
odtrącać, cały czas myślała, że to za tydzień lub dwa się skończy. Za żadne skarby świata
nie chciała się zakochać.
Panna Karlsson przeszła bardzo dużo w swoim życiu. Jej jedyną rodziną jest przyjaciel
Stephan. Nie ma nikogo innego, tak samo jak on. Są nierozłączni. Bianka nie jest też skora
do opowiadania o swoim życiu, więc James musi się bardzo starać, aby się czegokolwiek o
niej dowiedzieć. Nie byłam zdziwiona, że bohaterkę ukształtowały traumatyczne przeżycia z
dzieciństwa, jednak nie spodziewałam się, aż takiego obrotu spraw.
Jestem mile zaskoczona po przeczytaniu tej książki . Zakochałam się w blondynce, a także w
mężczyźnie, który, jak mi się wydaje, zakochał się w niej. Oboje mają coś w sobie, co nie
daje o nich zapomnieć. Może to zakończenie... A! Zakończenie to jakiś koszmar... Jak można
zakończyć w takim momencie! Myśl, że muszę czekać na kolejne części mnie przeraża!
Lifebybookaholic.blogspot.com
Podniebny lot
Miałam wysokie oczekiwania, bardzo wysokie i od razu Wam się przyznam, że przeliczyłam się. Nie ma zachwytu, nie ma niczego nowego, a do tego wszystko jest bardzo chaotycznie
i niespójne. Uważam, że główny zarzut mogę skierować nie do pomysłu jaki miała autorka, ale do sposobu wykonania. Historia jest porozrzucana, brak w niej przedstawienia postaci, wprowadzenia w ich życie. Niestety nie ma budowania relacji głównych bohaterów, brak minimalnego oczekiwania – od razu jest " akcja" i tak naprawdę nie mogę zrozumieć, że Bianca po prostu się na to zgodziła, a nie dała mu po twarzy.... Ktoś może powiedzieć- hola, hola - to erotyk, ma być akcja.... Ale ja się z tym nie zgodzę. Ten rodzaj literatury może ociekać emocjami i głębią. Ma rozpalać zmysły, wychodzić poza ramy przeciętności.
Może zawierać wiele elementów, które zachwycą, złamią i poskładają czytelnika.... tu tego nie było.
Często dopowiadałam sobie uczucia, próbowała na siłę zrozumieć postępowanie bohaterki,a nie tego szukam w książkach.
Nie wczułam się, nie pochłonęła mnie, nie zanurzyłam się w świecie BDSM, który moim zdaniem jest tu opisany bardzo niezdarnie, powierzchownie, wręcz ignorancko.
Aż kole w oczy!!! Autorka nie zadała sobie trudu by dowiedzieć się o podstawowych zasadach panujących w tej relacji.
Nie czytało mi się jej z przyjemnością. Męczyły mnie myśli, że gdzieś wszytko już to było, a na dodatek tu jest gorzej. Język bez polotu, brak spójności, emocji, bohaterowie bez wyrazu i charakteru.... nie tak miało być.
Plusem tej powieści są pikantne sceny oraz zakończenie, które rzuciło nowe światło
na bohaterów, urealniło ich, a we mnie rozbudziło ciekawość.... jednak czy to wystarczy
by sięgnąć po kolejny tom?
na bohaterów, urealniło ich, a we mnie rozbudziło ciekawość.... jednak czy to wystarczy
by sięgnąć po kolejny tom?
Powieść polecam fanom gatunku, którzy chcą lekkiej i niewymagającej powieści. Takim, którym nie straszne podobieństwa do innych tytułów, wówczas jest szansa, że przypadnie Wam do gustu.
kasikrecenzuje.blogspot.com/
Stinger. Żądło namiętności
Grace Hamilton - Przez ostatnie pięć lat zasuwałam i nie miałam nawet czasu na złapanie
oddechu, a co dopiero na spędzenie popołudnia na basenie. Najpierw przez cztery lata
college'u siedziałam w książkach, bo chciałam ukończyć studia z wyróżnieniem i dostać
stypendium umożliwiające naukę na jednym z najlpeszych wydziałów prawa z mojej listy.
Kiedy to mi się udało i rozpoczęłam naukę w Georgetown, znów zaczęłam zasuwać, tym razem
po to, żeby w ciągu dwóch lat zrobić dyplom, przy pierwszym podejściu zdać egzaminy
kończące aplikację i znaleźć pracę w jednej z największych kancelarii w Waszyngtonie. Taki
był Plan. Zawsze miałam jakiś plan i zawsze się go trzymałam. Zawsze.
Carson Stinger, aktor heteroseksualny - Większość kobiet mnie pragnęła, jeśli mam być
szczery. Każdy miał jakiś dar - moim był uśmiech, na widok którego kobiety robiły się
mokre między nogami, i stosowne do tego ciało. Dlaczego miałbym udawać, że jest inaczej?
Przecież i tak żadna w tym moja zasługa - wiedziałem po prostu jak robić użytek z moich
wrodzonych przymiotów.
Co ich połączyło - Kabina stanęła gwałtownie z głośnym skrzypnięciem, światła zamigotały.
Po przeciwnej stronie niewielkiej przestrzeni zobaczyłem wytrzeszczone z przerażenia oczy.
Zacięliśmy się w windzie.
Jak widać życie potrafi być przedziwne i połączyło Grace oraz Carsona na jeden weekend.
Zawarli układ, że dziewczyna odpuści na dwa dni i będą mogli się dobrze zabawić. On ją
nauczy sztuczek w łóżku, a jako aktor porno, ma w tym doświadczenie, więc dlaczego by
miała nie skorzystać i jednocześnie mieć doświadczenie dla przyszłego męża? Tak zaczyna
się historia dwójki osób, które, jakby się mogło wydawać, nigdy nie powinny się spotkać.
Twórczość Mii Sheridan poznałam przy czytaniu powieści Bez słów. Jednak Stinger rozłożył
mnie na łopatki. Nie spodziewałam się tak dobrej książki. Nie sądziłam, że można zrobić
coś, co zawładnie tak moim sercem, a nie wyszło to z pod ręki Colleen Hoover. A jednak Mii
Sheridan się to udało.
Historia Grace i Carsona, pokazuje, że miłość nie wybiera a dla niej jesteśmy w stanie
zrobić wszystko. To miłość popycha nas do decyzji, których byśmy bez niej nie podjęli. Nie
musimy sobie nawet zdawać sprawy, że kogoś kochamy. Robimy to, bo zaznaliśmy czegoś, co
nigdy nie pojawiło się na naszej drodze, czujemy jakby to pchnęło nas na krawędź i jeśli
nie skoczymy teraz - to nie zrobimy tego nigdy. Jak jedna osoba może nam pokazać, że nasze
dotychczasowe życie było tylko wygodną bańką mydlaną, dowiecie się własnie od Carsona i
Grace. Oni pokazują to doskonale.
Uwielbiam historie, w których bohaterowie zakradają się do mojego serca po pierwszej
stronie ich wypowiedzi . Czuję ich całą sobą i przeżywam każdą chwilę wraz z nimi. Grace
nie dało się nie lubić, to cudowna poukładana osoba z wielkim sercem. Cudownie przystojny
Carson który, kiedy prowadził swoje wewnętrzne monologi, potrafił rozśmieszyć. To, jak
oboje się zmieniali dla siebie, nie zdając sobie z początku z tego sprawy. Siła uczucia
często potrafi doprowadzić do zguby, zagubienia własnej osobowości, a oni pokazali, że
dzięki miłości można odnaleźć cząstkę siebie i tego, co dla człowieka dobre. Jestem
zaskoczona emocjami, jakie wywarła na mnie ta książka. Jestem także zaskoczona tematami,
które poruszyła autorka, a których się nie spodziewałam. Książka pozostawia nas z
refleksją na dłuższy czas. Nakazuje obrócić się dookoła własnej osi i spojrzeć na życie,
jeszcze raz by dostrzec coś, czego nie widzi się, póki ktoś nie pokaże nam tego palcem.
oddechu, a co dopiero na spędzenie popołudnia na basenie. Najpierw przez cztery lata
college'u siedziałam w książkach, bo chciałam ukończyć studia z wyróżnieniem i dostać
stypendium umożliwiające naukę na jednym z najlpeszych wydziałów prawa z mojej listy.
Kiedy to mi się udało i rozpoczęłam naukę w Georgetown, znów zaczęłam zasuwać, tym razem
po to, żeby w ciągu dwóch lat zrobić dyplom, przy pierwszym podejściu zdać egzaminy
kończące aplikację i znaleźć pracę w jednej z największych kancelarii w Waszyngtonie. Taki
był Plan. Zawsze miałam jakiś plan i zawsze się go trzymałam. Zawsze.
Carson Stinger, aktor heteroseksualny - Większość kobiet mnie pragnęła, jeśli mam być
szczery. Każdy miał jakiś dar - moim był uśmiech, na widok którego kobiety robiły się
mokre między nogami, i stosowne do tego ciało. Dlaczego miałbym udawać, że jest inaczej?
Przecież i tak żadna w tym moja zasługa - wiedziałem po prostu jak robić użytek z moich
wrodzonych przymiotów.
Co ich połączyło - Kabina stanęła gwałtownie z głośnym skrzypnięciem, światła zamigotały.
Po przeciwnej stronie niewielkiej przestrzeni zobaczyłem wytrzeszczone z przerażenia oczy.
Zacięliśmy się w windzie.
Jak widać życie potrafi być przedziwne i połączyło Grace oraz Carsona na jeden weekend.
Zawarli układ, że dziewczyna odpuści na dwa dni i będą mogli się dobrze zabawić. On ją
nauczy sztuczek w łóżku, a jako aktor porno, ma w tym doświadczenie, więc dlaczego by
miała nie skorzystać i jednocześnie mieć doświadczenie dla przyszłego męża? Tak zaczyna
się historia dwójki osób, które, jakby się mogło wydawać, nigdy nie powinny się spotkać.
Twórczość Mii Sheridan poznałam przy czytaniu powieści Bez słów. Jednak Stinger rozłożył
mnie na łopatki. Nie spodziewałam się tak dobrej książki. Nie sądziłam, że można zrobić
coś, co zawładnie tak moim sercem, a nie wyszło to z pod ręki Colleen Hoover. A jednak Mii
Sheridan się to udało.
Historia Grace i Carsona, pokazuje, że miłość nie wybiera a dla niej jesteśmy w stanie
zrobić wszystko. To miłość popycha nas do decyzji, których byśmy bez niej nie podjęli. Nie
musimy sobie nawet zdawać sprawy, że kogoś kochamy. Robimy to, bo zaznaliśmy czegoś, co
nigdy nie pojawiło się na naszej drodze, czujemy jakby to pchnęło nas na krawędź i jeśli
nie skoczymy teraz - to nie zrobimy tego nigdy. Jak jedna osoba może nam pokazać, że nasze
dotychczasowe życie było tylko wygodną bańką mydlaną, dowiecie się własnie od Carsona i
Grace. Oni pokazują to doskonale.
Uwielbiam historie, w których bohaterowie zakradają się do mojego serca po pierwszej
stronie ich wypowiedzi . Czuję ich całą sobą i przeżywam każdą chwilę wraz z nimi. Grace
nie dało się nie lubić, to cudowna poukładana osoba z wielkim sercem. Cudownie przystojny
Carson który, kiedy prowadził swoje wewnętrzne monologi, potrafił rozśmieszyć. To, jak
oboje się zmieniali dla siebie, nie zdając sobie z początku z tego sprawy. Siła uczucia
często potrafi doprowadzić do zguby, zagubienia własnej osobowości, a oni pokazali, że
dzięki miłości można odnaleźć cząstkę siebie i tego, co dla człowieka dobre. Jestem
zaskoczona emocjami, jakie wywarła na mnie ta książka. Jestem także zaskoczona tematami,
które poruszyła autorka, a których się nie spodziewałam. Książka pozostawia nas z
refleksją na dłuższy czas. Nakazuje obrócić się dookoła własnej osi i spojrzeć na życie,
jeszcze raz by dostrzec coś, czego nie widzi się, póki ktoś nie pokaże nam tego palcem.
Lifebybookaholic.blogspot.com
Szczęście w poszukiwaniach. Znajdź cel, który nada sens Twojemu życiu
„Szczęście w poszukiwaniach. Znajdź cel, który nada sens twojemu życiu” Chrisa Guillebeau to kolejna książka niosąca za sobą wiele refleksji i inspiracji. Opowiada o tym, jak dążenie do realizacji indywidualnie wyznaczonej misji może dać poczucie spełnienia i szczęśliwego życia. Nie daje cudownego przepisu na to, jak być szczęśliwym, ale pokazuje, że warto realizować nawet zwariowane i szalone pomysły, które nie opuszczają naszych myśli.
Zaczyna się dość niepozornie, autor siedzi samotnie na lotnisku w Dakarze w Senegalu, w oczekiwaniu na lot. Po co? By udać się do kolejnego kraju ze swojej listy wszystkich państw świata, które zamierza odwiedzić. Być może dla wielu osób pomysł ten może wydać się irracjonalny, w pewnym sensie o to też chodzi. Podjęcie decyzji o realizacji takiej misji wymaga nie lada poświęcenia i odwagi. Jest ona nie lada wyzwaniem. Cała książka obfituje w mniej lub bardziej niemożliwe historie wielu osób, które wyznaczyły trudno osiągalne cele. Jedne z nich wymagają podróży w różne strony świata, inne sukcesywnie są wdrażane w domu lub najbliższym otoczeniu. Nie jest ważne, co ma być misją, ważne by dotyczyła ona samorozwoju, czegoś co nada życiu większy sens. Autor książki „Szczęście w poszukiwaniach” opisuje drogę osób, które przez kilka lat fotografowały autostradę, co tydzień gotowały dla rodziny obiad z innego kraju świata, realizowały punkty z listy życiowych celów sporządzonych w wieku szesnastu lat i wiele innych. Bardzo często inni ludzie nie rozumieją sensu osobistej misji, ale to nie problem (przynajmniej nie osoby, która podjęła misję). Mogą pojawić się pytania typu „dlaczego to robisz?”, no i najczęstsza odpowiedź „czuję, że muszę to zrobić, inaczej nie dałoby mi to spokoju”.
„Dlaczego Ty miałbyś się zastanawiać nad swoją misją? Bo masz fajne życie, lecz nie czujesz się spełniony. Tęsknisz za wyzwaniem, które będzie wymagało wyćwiczenia nowych mięśni i zdobycia nowych umiejętności. Jeśli jesteś gotowy na wysiłek, znajdziesz swoją misję… albo jeszcze lepiej – sam ją sobie stworzysz.”
Chris Guillebeau pokazuje jak krok po kroku zaplanować swoją misję. O ile pomysł może być dowolny, o tyle są pewne aspekty, które są wspólne dla każdej aktywności: trzeba wyznaczyć sprecyzowany cel, czas realizacji, koszty, drobne cele pośrednie stanowiące kamienie milowe w życiowej podróży. Kiedy zostanie stworzona dłuższa lista, na której będzie wiele drobnych punktów do odhaczenia, samo zaznaczenie tego, co zostało zrealizowane staje się ogromną motywacją. A teraz zastanówcie się chwilę, co by się znalazło i jakby wyglądała Wasza lista „rzeczy, które zrobię przed śmiercią”? Macie już pomysły? Świetnie! Koniecznie je zapiszcie, a jeśli braknie Wam motywacji do realizacji, znajdziecie ją w książce Chrisa Guillebeau.
Zaczyna się dość niepozornie, autor siedzi samotnie na lotnisku w Dakarze w Senegalu, w oczekiwaniu na lot. Po co? By udać się do kolejnego kraju ze swojej listy wszystkich państw świata, które zamierza odwiedzić. Być może dla wielu osób pomysł ten może wydać się irracjonalny, w pewnym sensie o to też chodzi. Podjęcie decyzji o realizacji takiej misji wymaga nie lada poświęcenia i odwagi. Jest ona nie lada wyzwaniem. Cała książka obfituje w mniej lub bardziej niemożliwe historie wielu osób, które wyznaczyły trudno osiągalne cele. Jedne z nich wymagają podróży w różne strony świata, inne sukcesywnie są wdrażane w domu lub najbliższym otoczeniu. Nie jest ważne, co ma być misją, ważne by dotyczyła ona samorozwoju, czegoś co nada życiu większy sens. Autor książki „Szczęście w poszukiwaniach” opisuje drogę osób, które przez kilka lat fotografowały autostradę, co tydzień gotowały dla rodziny obiad z innego kraju świata, realizowały punkty z listy życiowych celów sporządzonych w wieku szesnastu lat i wiele innych. Bardzo często inni ludzie nie rozumieją sensu osobistej misji, ale to nie problem (przynajmniej nie osoby, która podjęła misję). Mogą pojawić się pytania typu „dlaczego to robisz?”, no i najczęstsza odpowiedź „czuję, że muszę to zrobić, inaczej nie dałoby mi to spokoju”.
„Dlaczego Ty miałbyś się zastanawiać nad swoją misją? Bo masz fajne życie, lecz nie czujesz się spełniony. Tęsknisz za wyzwaniem, które będzie wymagało wyćwiczenia nowych mięśni i zdobycia nowych umiejętności. Jeśli jesteś gotowy na wysiłek, znajdziesz swoją misję… albo jeszcze lepiej – sam ją sobie stworzysz.”
Chris Guillebeau pokazuje jak krok po kroku zaplanować swoją misję. O ile pomysł może być dowolny, o tyle są pewne aspekty, które są wspólne dla każdej aktywności: trzeba wyznaczyć sprecyzowany cel, czas realizacji, koszty, drobne cele pośrednie stanowiące kamienie milowe w życiowej podróży. Kiedy zostanie stworzona dłuższa lista, na której będzie wiele drobnych punktów do odhaczenia, samo zaznaczenie tego, co zostało zrealizowane staje się ogromną motywacją. A teraz zastanówcie się chwilę, co by się znalazło i jakby wyglądała Wasza lista „rzeczy, które zrobię przed śmiercią”? Macie już pomysły? Świetnie! Koniecznie je zapiszcie, a jeśli braknie Wam motywacji do realizacji, znajdziecie ją w książce Chrisa Guillebeau.
Kulturantki.pl Ewa; 2016-07-12