Recenzje
Macedonia. W sercu Bałkanów. Wydanie 1
Macedonia, to kolejna była republika dawnej Jugosławii, po której ukazał się tylko jej poświęcony przewodnik w serii Bezdroża Classic. Wcześniej uwzględniana była w tej oficynie tylko w przewodnikach po Bałkanach.
Jest to, jak na tak niewielki kraj z relatywnie nielicznymi zabytkami najwyższej klasy, chociaż ciekawymi miastami, klasztorami oraz pięknymi górami i jeziorami, książka dosyć obszerna. Z mnóstwem przydatnych turystom informacji, sugestii i rad. Napisana ze znawstwem tematu, głównie na podstawie własnych obserwacji. To, jak również mapa kraju powtórzona na obu wewnętrznych stronach składanych okładek oraz 18 mapek i planów wewnątrz, a także 22 informacji monotematycznych w ramkach włamanych w tekst, to największe plusy tego przewodnika. Za minus uważam natomiast niema całkowity brak w nim zdjęć. Poza kolorowym na okładce, stronie głównej i 11 ilustrujących obiekty i miejsca, które autorzy zalecają zobaczyć koniecznie.
Są wśród nich oczywiście stołeczne Skopje i najpiękniejsze zabytkowe miasto Ochryda. A także dwa inne: Bitola i Tetowo, 3 klasztory, ruiny antycznego Stobi, dwa parki narodowe i kanion Matka. A więc rzeczywiście najważniejsze z ciekawych miejsc w tym kraju. W części wstępnej autorzy proponują dwie trasy jego zwiedzania: tygodniową i dwutygodniową oraz trzecią, tranzytową, w trakcie przejazdu z Serbii do Grecji. Natomiast już w głównej części przewodnika 20 innych tras. Łącznie obejmujących chyba rzeczywiście wszystko, co w Macedonii zasługuje na zobaczenie. Chociaż wymaga to oczywiście sporo czasu i wysiłku, zwłaszcza w pokonywaniu pieszo tras górskich.
Podobnie jak w innych przewodnikach tej serii, i w tym znajduje się Kalendarium wydarzeń kulturalnych, Informacje praktyczne i Informacje krajoznawcze. Czytelnik – turysta znajduje w nich nie tylko niezbędne lub przydatne mu informacje, ale również sporo rad. Np. aby oprócz dowodu osobistego, wystarczającego do przekroczenia granicy, zabrać także paszport, który może okazać się niezbędny przy załatwianiu różnych formalności. Pamiętać, że osoba niepełnoletnia musi mieć pisemną zgodę opiekunów prawnych na wyjazd, a w przypadku podróży z jednym z rodziców, również pisemną zgodę drugiego. Czy o obowiązku meldunkowym.
Co jest szczególnie ważne gdy turysta nocuje poza hotelami czy pensjonatami, musi więc meldować się na policji i to w ciągu 12 godzin od chwili przybycia. Natomiast od właścicieli hoteli, którzy mają obowiązek meldowania gości, należy brać zaświadczenie, że został on wykonany, bo bez posiadania takiego dokumentu podróżny może mieć problem wyjazdu z kraju i ew. zapłacić 500 euro kary z równoczesnym zakazem ponownego przyjazdu przez dwa lata. Autorzy zalecają również, aby posiadać polskie ubezpieczenie na wypadek choroby czy wypadku, bo Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego w Macedonii nie jest honorowana. Lub aby przed wyjazdem sprawdzić w polskim banku, którego kartę bankomatową posiada się, czy na jej podstawie można będzie podejmować w Macedonii pieniądze.
Czytelnik-turysta znajduje w tym przewodniku również informacje jak dotrzeć do tego kraju. Co bywa dosyć skomplikowane, gdyż z Polski nie ma bezpośrednich połączeń lotniczych i kolejowych, a jedyne autobusowe, raz w tygodniu, jest dosyć drogie. Dowiaduje się o noclegach, wyżywieniu, jak również o samym kraju. Z dosyć rozbudowaną i ciekawą jego historią i wieloma innymi informacjami. Podstawową część przewodnika, Zwiedzanie Macedonii, poprzedza lista 14 obiektów i miejsc, które zdaniem autorów trzeba lub szczególnie warto zobaczyć. Z odsyłaczami na właściwe strony.
Następnie są opisy, z planami i mapkami, Skopje i 21 innych miast, regionów lub miejsc – klasztorów, gór, parków narodowych, jezior itp. Z ich krótką historią, charakterystyką oraz informacjami co szczególnie zasługuje na uwagę. I oprowadzaniem po tych miejscach z mnóstwem informacji o nich. Również praktycznymi: jak dojechać, poruszać się na miejscu, gdzie nocować, jeść, o lokalnych wydarzeniach itp. Przeważnie także o tym, co interesującego znajduje się w okolicach. Nie brak i innych przydatnych informacji, zwłaszcza o warunkach uprawiania turystyki w konkretnych górach, parkach narodowych, na dosyć szczegółowo opisanych trasach.
Jest to więc przewodnik dobry, zachęcający do samodzielnego zwiedzania i poznawania Macedonii. Na jego końcu znajdują się słowniczki polsko-macedoński i polsko-albański, indeks, lista planów, mapek oraz informacji w ramkach włamanych w tekst. Przeważnie nie tylko ciekawych, ale i potrzebnych. M.in.: „Zagrożenia" – o chaotycznym i niebezpiecznym ruchu drogowym, również na przejściach dla pieszych, gwałtownych burzach i spadkach temperatury oraz agresywnych psach pasterskich, niedźwiedziach i jadowitych wężach w górach. „Turystyczny savoir-vivre", „Warto pamiętać" – o drogach płatnych i ograniczeniach prędkości. „Macedonia a Macedonia, czyli spór z Grecją o nazwę", czy „A jeśli nie chcesz się rozczarować" – ze zwiedzania czego warto zrezygnować.
Są wśród nich oczywiście stołeczne Skopje i najpiękniejsze zabytkowe miasto Ochryda. A także dwa inne: Bitola i Tetowo, 3 klasztory, ruiny antycznego Stobi, dwa parki narodowe i kanion Matka. A więc rzeczywiście najważniejsze z ciekawych miejsc w tym kraju. W części wstępnej autorzy proponują dwie trasy jego zwiedzania: tygodniową i dwutygodniową oraz trzecią, tranzytową, w trakcie przejazdu z Serbii do Grecji. Natomiast już w głównej części przewodnika 20 innych tras. Łącznie obejmujących chyba rzeczywiście wszystko, co w Macedonii zasługuje na zobaczenie. Chociaż wymaga to oczywiście sporo czasu i wysiłku, zwłaszcza w pokonywaniu pieszo tras górskich.
Podobnie jak w innych przewodnikach tej serii, i w tym znajduje się Kalendarium wydarzeń kulturalnych, Informacje praktyczne i Informacje krajoznawcze. Czytelnik – turysta znajduje w nich nie tylko niezbędne lub przydatne mu informacje, ale również sporo rad. Np. aby oprócz dowodu osobistego, wystarczającego do przekroczenia granicy, zabrać także paszport, który może okazać się niezbędny przy załatwianiu różnych formalności. Pamiętać, że osoba niepełnoletnia musi mieć pisemną zgodę opiekunów prawnych na wyjazd, a w przypadku podróży z jednym z rodziców, również pisemną zgodę drugiego. Czy o obowiązku meldunkowym.
Co jest szczególnie ważne gdy turysta nocuje poza hotelami czy pensjonatami, musi więc meldować się na policji i to w ciągu 12 godzin od chwili przybycia. Natomiast od właścicieli hoteli, którzy mają obowiązek meldowania gości, należy brać zaświadczenie, że został on wykonany, bo bez posiadania takiego dokumentu podróżny może mieć problem wyjazdu z kraju i ew. zapłacić 500 euro kary z równoczesnym zakazem ponownego przyjazdu przez dwa lata. Autorzy zalecają również, aby posiadać polskie ubezpieczenie na wypadek choroby czy wypadku, bo Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego w Macedonii nie jest honorowana. Lub aby przed wyjazdem sprawdzić w polskim banku, którego kartę bankomatową posiada się, czy na jej podstawie można będzie podejmować w Macedonii pieniądze.
Czytelnik-turysta znajduje w tym przewodniku również informacje jak dotrzeć do tego kraju. Co bywa dosyć skomplikowane, gdyż z Polski nie ma bezpośrednich połączeń lotniczych i kolejowych, a jedyne autobusowe, raz w tygodniu, jest dosyć drogie. Dowiaduje się o noclegach, wyżywieniu, jak również o samym kraju. Z dosyć rozbudowaną i ciekawą jego historią i wieloma innymi informacjami. Podstawową część przewodnika, Zwiedzanie Macedonii, poprzedza lista 14 obiektów i miejsc, które zdaniem autorów trzeba lub szczególnie warto zobaczyć. Z odsyłaczami na właściwe strony.
Następnie są opisy, z planami i mapkami, Skopje i 21 innych miast, regionów lub miejsc – klasztorów, gór, parków narodowych, jezior itp. Z ich krótką historią, charakterystyką oraz informacjami co szczególnie zasługuje na uwagę. I oprowadzaniem po tych miejscach z mnóstwem informacji o nich. Również praktycznymi: jak dojechać, poruszać się na miejscu, gdzie nocować, jeść, o lokalnych wydarzeniach itp. Przeważnie także o tym, co interesującego znajduje się w okolicach. Nie brak i innych przydatnych informacji, zwłaszcza o warunkach uprawiania turystyki w konkretnych górach, parkach narodowych, na dosyć szczegółowo opisanych trasach.
Jest to więc przewodnik dobry, zachęcający do samodzielnego zwiedzania i poznawania Macedonii. Na jego końcu znajdują się słowniczki polsko-macedoński i polsko-albański, indeks, lista planów, mapek oraz informacji w ramkach włamanych w tekst. Przeważnie nie tylko ciekawych, ale i potrzebnych. M.in.: „Zagrożenia" – o chaotycznym i niebezpiecznym ruchu drogowym, również na przejściach dla pieszych, gwałtownych burzach i spadkach temperatury oraz agresywnych psach pasterskich, niedźwiedziach i jadowitych wężach w górach. „Turystyczny savoir-vivre", „Warto pamiętać" – o drogach płatnych i ograniczeniach prędkości. „Macedonia a Macedonia, czyli spór z Grecją o nazwę", czy „A jeśli nie chcesz się rozczarować" – ze zwiedzania czego warto zrezygnować.
kurier365.pl Cezary Rudziński; 2016-07-20
Porto. Travelbook. Wydanie 1
Położone u ujścia rzeki Douro do Atlantyku, drugie pod względem wielkości w Portugalii, niespełna 240 – tysięczne miasto Porto doczekało się, poświeconego mu przewodnika w serii „travelbookov” Bezdroży. To bardzo dobrze, bo mimo bogatej przeszłości, licznych zabytków, ale i nowoczesności, nie leży ono na głównym szlaku turystycznych wyjazdów polskich turystów. Chyba przede wszystkim właśnie ze względu na położenie preferują oni – a także biura podróży organizujące wycieczki na najdalszy zachodni kraniec kontynentalnej Europy – przede wszystkim plaże Algarve oraz Lizbonę i zabytki oraz wybrzeże w jej okolicach. Może więc ten przewodnik zwróci uwagę również na to miasto. Porto wpisane na Listę Dziedzictwa UNESCO warto bowiem poznać nie tylko aby na miejscu skosztować sławnego wina, które od tego miasta wzięło nazwę. Ale przede wszystkim ze względu na jego urodę miasta oraz liczne atrakcje. Przedstawia je polski autor Krzysztof Gierak, z wykształcenia geograf, a z zamiłowania podróżnik, fotograf i organizator turystyki związany od paru lat z Portugalią. A więc człowiek ze wszech miar kompetentny jeżeli chodzi o ten kraj, czemu wyraz daje w tym przewodniku. Zawierającym, poza informacjami w tradycyjnym układzie tej ich serii, niemal 150, głównie kolorowych zdjęć, 8 map i planów części miasta, 6 dużych, 2-4 stronicowych wkładek monotematycznych oraz 37 krótkich informacji w ramkach włamanych w tekst.
W poprzedzających główne części przewodnika „Atrakcjach Porto” autor wymienia co, jego zdaniem, warto w tym mieście przede wszystkim zobaczyć, poznać i przeżyć. A więc 3 najpiękniejsze kościoły, oczywiście z katedrą Sé, 4 charakterystyczne miejsca, 4 budowle o niezwykłej architekturze – w tym jedną nowoczesną, 2 najciekawsze muzea. Jak również po trzy miejscowe specjały warte spróbowania oraz wrażenia, których trzeba doświadczyć. W rozdziałach wstępnych: „Informacje praktyczne”: wybór czasu podróży do tego miasta, dojazd do niego, poruszanie się na miejscu, noclegi i wyżywienie, jak również „Informacje A – Z” zawierają to, o czym turysta i podróżnik wiedzieć powinien przede wszystkim.
Podobnie „Informacje krajoznawcze” z „Krajoznawczym ABC”, historycznym kalendarium miasta, informacjami o jego gospodarce, społeczeństwie, dosyć obszernie omówionej kulturze i sztuce, jak również miejscowej kuchni, której, jak zapewnia wydawca w nocie poświęconej autorowi, jest znawcą. Główna część przewodnika, czyli „Zwiedzanie Porto”, to propozycje poznawania tego miasta, z opisami zabytków, wartych obejrzenia miejsc i innych atrakcji, w podziale na 6 części: Historyczne centrum, Ribeira, Baika, Wieża Kleryków i jej okolice, Miragaia i Foz.
W każdej z tych części miasta znajduje się ich plan, sugestie co zwłaszcza warto zobaczyć, opisy zabytków, muzeów i innych atrakcji oraz informacje kiedy są otwarte i o cenach biletów. Na końcu zaś informacje praktyczne: polecane restauracje, tawerny, cukiernie itp. Osobny rozdział: „Okolice Porto” poświęcony jest jednej miejscowości – Amarante oraz regionowi Alto Douro. Z ich lokalizacją, informacjami jak do nich dojechać, co zwłaszcza zobaczyć – z opisem tych atrakcji, jak również, na końcu, informacjami praktycznymi o transporcie i miejscowej gastronomii.
Jak już wspomniałem, treść przewodnika wzbogacają wkładki tematyczne oraz informacje w ramkach. Te pierwsze, to: „Pamiątki”, czyli co warto przywieźć z tego miasta. „Nie tylko dla dzieci” – o atrakcjach dla najmłodszych, które powinny zainteresować również dorosłych. „Najważniejsze święta i festiwale”; „Najsłynniejsze piwnice”, oczywiście z winem; „Plaże w Porto i okolicach” i „Poza historycznym centrum” – co warto obejrzeć na obrzeżach miasta. Natomiast wśród informacji w ramkach są zarówno tak przydatne, jak np. „Placówki dyplomatyczne”, „Autostrady w okolicach Porto”, „Autobusy turystyczne w Porto”, „Porto Card”, czy „Dni wolne od pracy”.
Jak również wiele ciekawostkowych, m.in.: „Zjadacze flaczków czyli „flakojady” (o żywieniu się mieszkańców miasta podrobami oraz odpadami mięsa i ryb, gdy trzeba było ich zasadnicze części przygotować na wyprawę morską w 1415 roku króla Henryka Żeglarza). „Michał Anioł Porto” (malarz Niccoló Nasoni). „Gdzie można posłuchać fado” – tradycyjnej portugalskiej muzyki. „Ceny wina porto” (od 10 do… kilkudziesięciu tysięcy euro za butelkę w zależności od gatunku i rocznika). „Henryk Żeglarz i Władysław III Warneńczyk” (przypomnienie legendy, że nasz król nie zginął pod Warną, lecz po klęsce dotarł do Portugalii i jako rycerz św. Katarzyny Henrique Allemao osiadł w ofiarowanej mu przez Henryka Żeglarza posiadłości Madalena na wyspie Madera).
Czy: „Café Majestic i Harry Potter” (o kawiarni, w której J.K. Rowling rozpoczęła pisanie, w latach 1991-1993, pierwszych rozdziałów książki „Harry Potter i kamień filozoficzny”). „Najpiękniejszy McDonald’s i słynna Café Guarany” (szczególnie ciekawy ich wystrój). „Księgarnia Lello & Irmāo i Harry Potter” (jej wnętrze stanowiło inspirację dla twórców scenografii filmów o Harrym Potterze). „Targ w nowej formie”. „Życie nocne w Porto”. „Latarnie przy ujściu rzeki Douro”. „Rejsy po rzece Douro”. To tylko przykłady świadczące, że w tym przewodniku można również znaleźć wiele ciekawostek. Na jego końcu jest krótki słowniczek polsko – portugalski z przydatnymi zwrotami oraz Indeks. W sumie książka na pewno warta polecenia.
W poprzedzających główne części przewodnika „Atrakcjach Porto” autor wymienia co, jego zdaniem, warto w tym mieście przede wszystkim zobaczyć, poznać i przeżyć. A więc 3 najpiękniejsze kościoły, oczywiście z katedrą Sé, 4 charakterystyczne miejsca, 4 budowle o niezwykłej architekturze – w tym jedną nowoczesną, 2 najciekawsze muzea. Jak również po trzy miejscowe specjały warte spróbowania oraz wrażenia, których trzeba doświadczyć. W rozdziałach wstępnych: „Informacje praktyczne”: wybór czasu podróży do tego miasta, dojazd do niego, poruszanie się na miejscu, noclegi i wyżywienie, jak również „Informacje A – Z” zawierają to, o czym turysta i podróżnik wiedzieć powinien przede wszystkim.
Podobnie „Informacje krajoznawcze” z „Krajoznawczym ABC”, historycznym kalendarium miasta, informacjami o jego gospodarce, społeczeństwie, dosyć obszernie omówionej kulturze i sztuce, jak również miejscowej kuchni, której, jak zapewnia wydawca w nocie poświęconej autorowi, jest znawcą. Główna część przewodnika, czyli „Zwiedzanie Porto”, to propozycje poznawania tego miasta, z opisami zabytków, wartych obejrzenia miejsc i innych atrakcji, w podziale na 6 części: Historyczne centrum, Ribeira, Baika, Wieża Kleryków i jej okolice, Miragaia i Foz.
W każdej z tych części miasta znajduje się ich plan, sugestie co zwłaszcza warto zobaczyć, opisy zabytków, muzeów i innych atrakcji oraz informacje kiedy są otwarte i o cenach biletów. Na końcu zaś informacje praktyczne: polecane restauracje, tawerny, cukiernie itp. Osobny rozdział: „Okolice Porto” poświęcony jest jednej miejscowości – Amarante oraz regionowi Alto Douro. Z ich lokalizacją, informacjami jak do nich dojechać, co zwłaszcza zobaczyć – z opisem tych atrakcji, jak również, na końcu, informacjami praktycznymi o transporcie i miejscowej gastronomii.
Jak już wspomniałem, treść przewodnika wzbogacają wkładki tematyczne oraz informacje w ramkach. Te pierwsze, to: „Pamiątki”, czyli co warto przywieźć z tego miasta. „Nie tylko dla dzieci” – o atrakcjach dla najmłodszych, które powinny zainteresować również dorosłych. „Najważniejsze święta i festiwale”; „Najsłynniejsze piwnice”, oczywiście z winem; „Plaże w Porto i okolicach” i „Poza historycznym centrum” – co warto obejrzeć na obrzeżach miasta. Natomiast wśród informacji w ramkach są zarówno tak przydatne, jak np. „Placówki dyplomatyczne”, „Autostrady w okolicach Porto”, „Autobusy turystyczne w Porto”, „Porto Card”, czy „Dni wolne od pracy”.
Jak również wiele ciekawostkowych, m.in.: „Zjadacze flaczków czyli „flakojady” (o żywieniu się mieszkańców miasta podrobami oraz odpadami mięsa i ryb, gdy trzeba było ich zasadnicze części przygotować na wyprawę morską w 1415 roku króla Henryka Żeglarza). „Michał Anioł Porto” (malarz Niccoló Nasoni). „Gdzie można posłuchać fado” – tradycyjnej portugalskiej muzyki. „Ceny wina porto” (od 10 do… kilkudziesięciu tysięcy euro za butelkę w zależności od gatunku i rocznika). „Henryk Żeglarz i Władysław III Warneńczyk” (przypomnienie legendy, że nasz król nie zginął pod Warną, lecz po klęsce dotarł do Portugalii i jako rycerz św. Katarzyny Henrique Allemao osiadł w ofiarowanej mu przez Henryka Żeglarza posiadłości Madalena na wyspie Madera).
Czy: „Café Majestic i Harry Potter” (o kawiarni, w której J.K. Rowling rozpoczęła pisanie, w latach 1991-1993, pierwszych rozdziałów książki „Harry Potter i kamień filozoficzny”). „Najpiękniejszy McDonald’s i słynna Café Guarany” (szczególnie ciekawy ich wystrój). „Księgarnia Lello & Irmāo i Harry Potter” (jej wnętrze stanowiło inspirację dla twórców scenografii filmów o Harrym Potterze). „Targ w nowej formie”. „Życie nocne w Porto”. „Latarnie przy ujściu rzeki Douro”. „Rejsy po rzece Douro”. To tylko przykłady świadczące, że w tym przewodniku można również znaleźć wiele ciekawostek. Na jego końcu jest krótki słowniczek polsko – portugalski z przydatnymi zwrotami oraz Indeks. W sumie książka na pewno warta polecenia.
GLOBTROTER INFO CEZARY RUDZIŃSKI; 2016-07-20
Sny Morfeusza
Nie kryję się z tym, że jestem wielbicielką literatury erotycznej. Nie będę też jednak owijać w bawełnę i dodam, że koniecznie zagranicznej, bo doświadczenia z polskimi autorami próbującymi swoich sił w tym gatunku, zakończyły się dla mnie wielkim rozczarowaniem. Otoczona dylematami, wątpliwościami, ale w końcu i nadmierną ciekawością przechylającą na swoją stronę szalę zwycięstwa, sięgnęłam po „Sny Morfeusza”, powieść, o której ostatnio zrobiło się bardzo głośno. Tajemnica, niebezpieczeństwo i niegasnący żar namiętności. Czy polska autorka stworzyła coś, z czego będziemy mogli w końcu być dumni?
Cassandra Givens wie, że od tego dnia może zależeć jej przyszłość. Wszak rozmowa o pracę w renomowanej firmie zawsze wiąże się ze skrywanymi nadziejami. Zdenerwowanie okazuje się tym razem podwójnie uzasadnione. Ma stanąć przed owianym aurą geniuszu, ale i surowości szefem – Adamem McKey’em, którego decyzja zaważy na jej losach. I jakże wściekła opuszcza jego biuro, kiedy zostaje odprawiona z kwitkiem – po chamsku, bez ogródek, bez litości. Roztargniona i załamana postanawia zaszaleć, a prześmiewczy los sprawia, że u boku nowo poznanego przyjaciela ląduje w klubie dla par szukających erotycznych przygód. To właśnie tam poznaje Morfeusza, kryjącego się za maską mężczyznę otwierającego przed nią bramy przyjemności, o której dotąd nie miała pojęcia. Wkrótce jednak przekonuje się, że Morfeusz i Adam McKey to jedna i ta sama osoba. Lecz chociaż chciałaby się wycofać, gra dopiero się rozpoczyna, a jej konsekwencje wiążą się z ryzykiem, niebezpieczeństwem, ale i spełnieniem.
Główni bohaterowie powieści, jakże dalecy od utartego schematu szarej myszki i nieskazitelnego boga, wywołali w moim umyśle lawinę różnorakich, sprzecznych emocji. Po chwilach irytacji, przebaczenia, zdenerwowania i przyjemności wyrobiłam ostateczne zdanie. On całkowicie mnie przekonuje, ona – nie do końca. Adam, jako surowy, arogancki i dobrze zorganizowany szef kryje w sobie coś głębszego, tajemnicę, którą nieodparcie miałam ochotę odkrywać. Niebywale despotyczny, mający wręcz obsesję na punkcie sprawowania kontroli, ma w sobie coś, czemu łatwo się poddać. W przeciwieństwie do niespójnej oraz irytującej Cassandry, która często sprawiała wrażenie nierozgarniętej i gołosłownej, niby to inteligentnej, a jednak chwilami tak bardzo niemądrej.
Wielki plus za kreację bohatera drugoplanowego - Tommiego, który, chwała za oryginalność, nie był ani gejem (nie żebym coś do nich miała, ale czytając setny raz o takich relacjach pragnie się powiewu świeżości), ani też obrabiającą tyłek pseudo przyjaciółką. Chociaż czasami niezbyt podobały mi się sytuacje tworzone pomiędzy nim, a Cassandrą, pomysł z chorobą sprytnie wtrąconą w fabułę uważam za godny oklasków.
Jak na powieść erotyczną przystało, książka „Sny Morfeusza” została dosłownie przepełniona scenami zbliżeń głównych bohaterów. Ich intrygujące, chwilami inspirujące, a jednak zawsze wnoszące jakiś element odmienności poczynania można śledzić na każdym kroku, co z czasem trochę się przejada. Jest dobrze, jednak gdyby nieco pozwolić bohaterom odsapnąć, byłoby jeszcze lepiej, bo przecież czekanie wzmaga apetyt.
By jednak nie zrozumieć opacznie wzmianki o niezliczonych scenach seksu, muszę nadmienić, żeksiążka posiada wiodący wątek pozwalający co jakiś czas odwrócić uwagę od cielesnych uciech głównych postaci. Jest zagadka, przyznam, kusząca i absorbująca i jest niebezpieczeństwo, element sensacji nadający tej powieści smaczku. Tym autorka trafiła w sedno, przekonując i mnie, że jednak da się w Polsce stworzyć coś, co może autentycznie zainteresować.
Jako że nie miałam styczności z poprzednimi książkami, które wyszły spod pióra K.N. Haner, trudno mówić mi o postępach czy widocznym rozwoju. Język, jakim się posługuje jest plastyczny i klarowny. Pojawiają się wulgaryzmy, do których można się przyzwyczaić. Dialogi żywe, chociaż chwilami nieco przesadzone. Ostatecznie jednak muszę przyznać, że całkiem dobrze się bawiłam. Na tyle by stwierdzić, że polska literatura erotyczna zrobiła w końcu ten historyczny krok na przód.
Myślę, że po książkę powinni sięgnąć lubiący wyzwania wielbiciele pikantnych scen – ostrzegam, będzie ich dużo! Dlaczego? Bo polska, a jednocześnie przypominająca powieści pisane za granicą. Nie obyło się bez minusów i scen, które z przyjemnością bym usunęła, a jednak były też takie, które doprowadzały moje zmysły na skraj przyjemności. Generalnie – było całkiem dobrze. K.N. Haner – nie podcinam Ci skrzydeł, więc leć. Czekam na więcej :)
http://ktoczytaksiazki-zyjepodwojnie.blogspot.com/ werka777; 2016-07-20
Eden. Nowy początek
Już od pierwszego spotkania z Mią Sheridan wiedziałam, że nie zawiodę się na jej książkach. Określenie mojego zachwytu pierwszą jej powieścią, którą miałam okazję przeczytać, można określić jedynie jako miłość od pierwszego zdania. Historie spod jej pióra są nasączone głęboką emocjonalnością, co daje niesamowicie rozwijające się pozytywne napięcie, nie tylko między bohaterami, ale również czytelnikiem a słowem. Powieści Sheridan mają jedną charakterystyczną cechę, tak samo jej jej styl: albo się ją z miejsca pokocha, albo znienawidzi.
Eden. Nowy początek to jak dotąd tylko jedna książka, która jest kontynuacją w całym repertuarze autorki. Drugi tom jest przedstawiony w nieco jaśniejszych odcieniach życia, więcej w nim niczym niekażonych uczuć, które okazują bohaterowie, ale nie umniejsza to ich wielkości i sile. Nie mogę napisać inaczej niż to, że Nowy początek jest idealną kontynuacją pod każdym możliwym względem i zawiera dokładnie wszystko to, co tak bardzo kocham w romansach.
Nie będę rozpisywać się na temat tego, że Eden, jako nieliczna z głównych bohaterek, zdobyła moją ogromną sympatię. Jej charakter, sama postać, niezwykle rozwinęła się po Narodzinach odwagi, co teoretycznie może nie dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że fabuła drugiej części dzieje się trzy lata po tragicznych wydarzeniach z pierwszego tomu. Sheridan świetnie ukazała odciśnięte piętno miesięcy, tygodni i dni rozłąki na Eden. Z zagubionej dziewczynki, przez załamaną dziewczynę, do silnej kobiety - pisarka doskonale poradziła sobie z najdrobniejszymi szczegółami jej nieprzeciętnej przemiany. Od samego początku lubiłam główną bohaterkę za jej ogromne serce i pomysłowość, a teraz dodatkowo autorka urozmaiciła ją o determinację, odwagę i swego rodzaju niezależność.
Co dziwne, przy Calderze Sheridan postawiła na nieco więcej uczuciowości, zranienia i desperacji. Broń Boże, nie narzekam! Bardzo zaciekawił mnie sposób postrzegania jego postaci przez pisarkę i kierunek, w którym zmierzał. Nie jest on już schmatycznym męskim charakterem, co było lekko odczuwalne w pierwszym tomie. Nie, jego delikatna dusza, zranione serce i wielka miłość do Eden ukszatłtowała pięknego wewnętrze mężczyznę. Wielki ukłon w stronę Sheridan, że skierowała jego tory w innym kierunku i to w doskonałym stylu.
Lekkość pióra autorki pozwala uzyskać powalający efekt nieprawdopodobnie silnych uczuć. Tak jak wspomniałam wcześniej, Eden. Nowy początek (i nie tylko) jest przepełniona realistycznymi, silnymi, zniewalającymi uczuciami. Nie sposób oderwać się od książki choćby na jedną minutę. Pełne optymizmu zakończenie, walka o wolność z demonami przeszłości i odkrywanie na nowo miłości między bohaterami - to właśnie przepis Mii Sheridan na doskonałą historię.
Mia Sheridan jest jedną z najbardziej obiecujących autorek na polskim rynku, uznana za oceanem. Jej powieści nacechowane są pełną gamą uczuć. Jeśli chodzi o zakończenia, to właśnie jest to nieliczna pisarka, której ostatnie rozdziały zapewniają mi spokojny sen i szeroki uśmiech. Autorka z przytupem kończy każde swoje dzieło i chwała jej za to. Żeby poznać, co to znaczy prawdziwy romans, po prostu trzeba przeczytać Sheridan, nie ma innego wyjścia.
wachajac-ksiazki.blogspot.com
Macierzyństwo bez photoshopa
"(...) moje ciało sześciokrotnie na kilkanaście miesięcy stawało się SAMYMI PIERSIAMI. Nie jest ważne, jakiej są wielkości i kształtu - wiem, ile zdziałały.Robiły za bar mleczny oraz food truck dla całej mojej szóstki".
Nie uwierzę nigdy w to, że istnieje jakaś kobieta, która nie myśli o tym, jak będzie wyglądało jej ciało po ciąży i urodzeniu dziecka. To naturalne, że martwimy się nadprogramowymi kilogramami, rozstępami, obwisłym biustem i pomniejszeniem swojej atrakcyjności w oczach mężczyzn. Nie jest jednak naturalne to, że świat kreuje jedynie słuszną wizję stanu po ciąży, czyli idealnej sylwetki już niemal po miesiącu od porodu. Dobrze więc, że powstają takie publikacje, które nieco równoważą medialną fikcję z prawdziwą rzeczywistością.
"Macierzyństwo bez Photoshopa" to czwarta publikacja wydana w ramach akcji "Macierzyństwo bez lukru", z których trzy pozostałe są dostępne wyłącznie w formie elektronicznej. Ta charytatywna akcja zorganizowana przez rodziców i blogerów wspiera leczenie Mikołajka Kamińskiego, chorego na rdzeniowy zanik mięśni.
Książka składa się z kilkudziesięciu rozdziałów, w których kobiety opowiadają o tym, jak czują się w swoim ciele po ciąży, czego się boją, co już zaakceptowały i jaki stosunek mają do zupełnie zafałszowanego obrazu idealnej matki bez skazy. Publikację uzupełniają zdjęcia bohaterek, a także głosy ojców w temacie postrzegania ciał swoich partnerek.
Cieszę się, że nasz świat nie oszalał zupełnie i istnieją jeszcze ludzie, którzy zdają sobie sprawę z tego, iż szczupła sylwetka po miesiącu od porodu to bardzo rzadkie przypadki, a nie norma. "Macierzyństwo bez Photoshopa" to publikacja, która pokazuje co czują matki - prawdziwie, bez żadnego retuszu, bez koloryzowania i naginania rzeczywistości, zupełnie jakbyśmy cofnęli się do fotografii analogowej, w której zdjęcia nie były poddawana obróbce w Photoshopie, gdyż takowego programu wówczas nie było. Książka ta jest więc na tyle prawdziwa i pozbawiona fałszu, że z pewnością winna znaleźć się w biblioteczce każdej kobiety, tej trochę starszej, a także młodszej, która dopiero przygotowuje się do największej roli swojego życia. Opowieści wielu kobiet uzmysławiają bowiem, że wcale nie trzeba kochać swojego brzucha i wcale nie trzeba być idealną, by czuć się szczęśliwą i spełnioną. Nawet jeśli po ciąży zostanie mi brzuch, a moim piersiom będzie daleko do ideału.
Wszystkie historie, bez wyjątku, czytałam z zapartym tchem. Rozumiałam Karolinę, która odżyła dopiero wówczas oraz zaakceptowała nową siebie, gdy zoperowała sobie biust. Wzruszyłam się, gdy czytałam o życiu seksualnym Malwiny po porodzie, byłam zszokowana olśnieniami Joanny. Każda z opowieści zawartych w publikacji jest prawdziwa, co daje się niewątpliwie wyczuć. Z pewnością wiele czytelniczek także na kartach tych historii odnajdzie swoje własne przemyślenia, refleksje, obawy i obsesje, co stanowi niezaprzeczalny atut tej publikacji.
Muszę przyznać, że po książce spodziewałam się licznych zdjęć bohaterek i czuję w tym względzie pewien niedosyt, gdyż fotografie matek były umieszczone na samym początku, ale liczyłam na ich większą ilość, a w szczególności na jakieś zbiorcze kolaże umieszczone na końcu publikacji. Interesującym okazał się natomiast dla mnie dział poświęcony ojcom i ich punktowi widzenia na zmieniające się ciało kobiety.
"Macierzyństwo bez Photoshopa" to książka, która wbrew panującym trendom, odkłamuje to, co chcą wmówić nam media i gwiazdy z pierwszych stron gazet. Jestem przekonana, że historie, które zawarto w tej publikacji, skłonią do przemyśleń wiele kobiet, a także pozwolą utwierdzić się w jednym ? nasze ciała to dar, który posiada zdolność stworzenia nowego życia. A to warte jest każdej ceny.
Nie uwierzę nigdy w to, że istnieje jakaś kobieta, która nie myśli o tym, jak będzie wyglądało jej ciało po ciąży i urodzeniu dziecka. To naturalne, że martwimy się nadprogramowymi kilogramami, rozstępami, obwisłym biustem i pomniejszeniem swojej atrakcyjności w oczach mężczyzn. Nie jest jednak naturalne to, że świat kreuje jedynie słuszną wizję stanu po ciąży, czyli idealnej sylwetki już niemal po miesiącu od porodu. Dobrze więc, że powstają takie publikacje, które nieco równoważą medialną fikcję z prawdziwą rzeczywistością.
"Macierzyństwo bez Photoshopa" to czwarta publikacja wydana w ramach akcji "Macierzyństwo bez lukru", z których trzy pozostałe są dostępne wyłącznie w formie elektronicznej. Ta charytatywna akcja zorganizowana przez rodziców i blogerów wspiera leczenie Mikołajka Kamińskiego, chorego na rdzeniowy zanik mięśni.
Książka składa się z kilkudziesięciu rozdziałów, w których kobiety opowiadają o tym, jak czują się w swoim ciele po ciąży, czego się boją, co już zaakceptowały i jaki stosunek mają do zupełnie zafałszowanego obrazu idealnej matki bez skazy. Publikację uzupełniają zdjęcia bohaterek, a także głosy ojców w temacie postrzegania ciał swoich partnerek.
Cieszę się, że nasz świat nie oszalał zupełnie i istnieją jeszcze ludzie, którzy zdają sobie sprawę z tego, iż szczupła sylwetka po miesiącu od porodu to bardzo rzadkie przypadki, a nie norma. "Macierzyństwo bez Photoshopa" to publikacja, która pokazuje co czują matki - prawdziwie, bez żadnego retuszu, bez koloryzowania i naginania rzeczywistości, zupełnie jakbyśmy cofnęli się do fotografii analogowej, w której zdjęcia nie były poddawana obróbce w Photoshopie, gdyż takowego programu wówczas nie było. Książka ta jest więc na tyle prawdziwa i pozbawiona fałszu, że z pewnością winna znaleźć się w biblioteczce każdej kobiety, tej trochę starszej, a także młodszej, która dopiero przygotowuje się do największej roli swojego życia. Opowieści wielu kobiet uzmysławiają bowiem, że wcale nie trzeba kochać swojego brzucha i wcale nie trzeba być idealną, by czuć się szczęśliwą i spełnioną. Nawet jeśli po ciąży zostanie mi brzuch, a moim piersiom będzie daleko do ideału.
Wszystkie historie, bez wyjątku, czytałam z zapartym tchem. Rozumiałam Karolinę, która odżyła dopiero wówczas oraz zaakceptowała nową siebie, gdy zoperowała sobie biust. Wzruszyłam się, gdy czytałam o życiu seksualnym Malwiny po porodzie, byłam zszokowana olśnieniami Joanny. Każda z opowieści zawartych w publikacji jest prawdziwa, co daje się niewątpliwie wyczuć. Z pewnością wiele czytelniczek także na kartach tych historii odnajdzie swoje własne przemyślenia, refleksje, obawy i obsesje, co stanowi niezaprzeczalny atut tej publikacji.
Muszę przyznać, że po książce spodziewałam się licznych zdjęć bohaterek i czuję w tym względzie pewien niedosyt, gdyż fotografie matek były umieszczone na samym początku, ale liczyłam na ich większą ilość, a w szczególności na jakieś zbiorcze kolaże umieszczone na końcu publikacji. Interesującym okazał się natomiast dla mnie dział poświęcony ojcom i ich punktowi widzenia na zmieniające się ciało kobiety.
"Macierzyństwo bez Photoshopa" to książka, która wbrew panującym trendom, odkłamuje to, co chcą wmówić nam media i gwiazdy z pierwszych stron gazet. Jestem przekonana, że historie, które zawarto w tej publikacji, skłonią do przemyśleń wiele kobiet, a także pozwolą utwierdzić się w jednym ? nasze ciała to dar, który posiada zdolność stworzenia nowego życia. A to warte jest każdej ceny.
Subiektywnie o książkach...