Recenzje
Eden. Nowy początek
Sekta zamieszkująca Akadię w końcu doczekała się powodzi, która miała zmienić ich losy na zawsze. Wyznawcy wierzyli w życie wieczne, które czeka na nich w Elizjum. Jednakże Calder wraz z Eden od samego początku wyczuwali w tym złe siły i wiedzieli, że nie wróży to nic dobrego. Po ciężkich zmaganiach i walkach z Hectorem, cudem przeżyli. W czasie tragedii, która wówczas nastąpiła, zakochani rozdzielili się, a potem już nie odnaleźli. Odtąd oboje żyją z myślą, że pozostali sami a ich miłość życia znajduje się po drugiej stronie. Jednak czy można to nazwać życiem, czy wręcz wegetacją? Ich osobowości zmieniają się z dnia na dzień, szukają swojego miejsca na ziemi, zajęcia na te puste, pozbawione wszelakich emocji dni. Los jednak jak zawsze ma swój scenariusz i sprawia, że miłość trwa zawsze, choćby świat chylił się ku upadkowi. Calder i Eden odnajdują się po raz drugi i pragną, by jak najlepiej wykorzystać swoją szansę na szczęście, wolność i miłość. Razem odnajdują siebie, swoje korzenie, historie, miejsca oraz tożsamości. Chcą za wszelką cenę rozwikłać zagadkę dotyczącą Akadii oraz niezrównoważonego Hectora. Dopiero wtedy w pełni zyskają upragniony od dawna spokój.
W drugiej części wzruszającej historii dwojga zakochanych mamy do czynienia z jeszcze większą dawką emocji. Bohaterowie od samego początku są zagubieni, nie widzą sensu życia bez siebie, popadają w stany lękowe i depresyjne, nie potrafią odnaleźć się w świecie, który jest dla nich właściwie obcy. W Akadii życie wyglądało zupełnie inaczej, a ich obietnica odkrywania nowego świata razem niestety nie została dotrzymana. Wydarzenia potoczyły się zupełnie inaczej, aniżeli oboje tego chcieli. Ich dusze zostały rozdzielone, przez co niesamowicie cierpią. Muszą poznawać otoczenie w samotności, bez miłości i wsparcia płynącego z serca ukochanej osoby. Widzimy obraz skrajnego smutku, rozpaczy, zagubienia i przede wszystkim cierpienia wynikającego z obwiniania się.
Ich spotkanie co prawda wiele zmienia w obecnej codzienności, ale w głębi w dalszym ciągu są zagubieni. Oderwani od rzeczywistości, myślami wciąż znajdują się w innym świecie, znanym tylko im. Hector prześladuje ich w snach, w życiu codziennym, na ulicach, a oboje żyją w lęku i obawie, że historia może się powtórzyć, pomimo, że wszyscy mieszkańcy nie żyją. Przeżycia sprzed kilku lat odcisnęły swoje piętno na ich psychice i nie wiadomo, czy kiedykolwiek zostanie to dostatecznie pokonane. Klimat panujący w tej części jest nieco inny niż w poprzedniej, ponieważ postacie skupiają się na odnajdywaniu siebie, teraz już utwierdzeni w swojej niezmierzonej i głębokiej miłości, którą nic na świecie nie jest w stanie pokonać... Nic na świecie nie jest tak mocne jak prawdziwa miłość!
Czytając powieść Mii Sheridan traciłam kontakt z otoczeniem i całą sobą wnikałam do przedstawionej historii. Bohaterzy nie byli dla mnie jedynie "postaciami z książki", byli dla mnie znajomymi osobami, z którymi byłam i wydostałam się z Akadii. Bardzo często mocno przeżywam książki i targają mną przeróżne emocje z nimi związane, ale powieści owej autorki osiągają apogeum. Jej styl pisania, słownictwo, stworzeni bohaterowie, historia, opowieści... to wszystko jest perfekcyjnie dopasowane i spójne. Jestem zachwycona obiema częściami, więc z całym przekonaniem, z całego serca polecam ją wszystkim. Uważam, że każdy odnajdzie w niej indywidualne przesłanie tylko i wyłącznie dla siebie.
livingbooksx.blogspot.com
Oblubienice wojny
Chyba odzwyczaiłam się od pisania recenzji, ale cieszę się, że mogę znów podzielić się z Wami wrażeniami po zakończonej lekturze. Tym razem opowiem Wam o książce, po którą sięgnęłam w wyniku pewnej drobnej pomyłki. Jednak los dobrze wiedział, co robił, bo „Oblubienice wojny” to książka, która w stu procentach spełniła moje oczekiwania i ukazała jeden z ulubionych okresów w historii z zupełnie innej perspektywy. Dzięki niej poszerzyłam swoje spojrzenie na świat, a także doceniłam wielką wartość niesamowitej relacji, jaką jest przyjaźń.
Frances, Alice, Tanni, Evangeline i Elsie to na pozór zupełnie różne od siebie kobiety. Dzieli je niemal wszystko – pochodzenie, religia, majątek, podejście do życia. W wyniku różnych splotów okoliczności cała piątka trafia do malutkiej brytyjskiej wioski Crowmarsh Priors. Gdy wybucha II wojna światowa dziewczęta zapominają o osobistych niesnaskach i razem muszą mierzyć się z trudnościami, jakie niesie ze sobą życie w ciągłym zagrożeniu. Wszystkie będą starały się nie dać pokonać wrogowi i w bardziej lub mniej odważny sposób stawiać czoła Niemcom.
Myślę, że w sprawach drugiej wojny światowej nie jestem kompletnym laikiem. Lubię tę tematykę, przeczytałam mnóstwo książek, nie tylko beletrystycznych, ale także literatury faktu. A jednak, powieść Helen Bryan otworzyła mi oczy na inną perspektywę – akcja rozgrywa się w Wielkiej Brytanii, jednym europejskim kraju, który nie znajdował się pod okupacją. Mogłoby się więc wydawać, że życie jego mieszkańców było proste.”Oblubienice wojny” ukazują jednak brutalną prawdę – może Anglicy nie musieli mierzyć się z okrutną polityką okupacyjną, jednak przez ponad cztery lata żyli w ciągłym strachu przed niemiecką agresją, musieli znosić ciągle naloty i alarmy przeciwlotnicze. Dodatkowo, w kość dawały im głód i powszechna bieda. Wśród poddanych króla Jerzego, choć częste były postawy zachęcające do poddania się, a nawet kolaboracji z III Rzeszą, dał się poznać także niezwykły patriotyzm i ofiarna walka nie tylko za ojczynę, ale i za całą Europę. Właśnie taką Wielką Brytanię – nieugiętą, nieustraszoną, ale także borykającą się z wojennymi bolączkami ukazuje nam w swojej powieści Helen Bryan.
Nie wie, jak wy, ale ja przywykłam do wojny opowiedzianej z tej „wielkiej” perspektywy – bitwy, walka na froncie, szpiedzy. Nawet jeśli miałam do czynienia z historiami opowiedzianymi ustami kobiet, były to łączniczki, agentki lub żołnierze. Tymczasem w „Oblubienicach wojny” cały koszmar II wojny światowej – bitwy w powietrzu, na morzu i na lądzie, wojny wywiadów, działania dywersyjne, Holocaust - jest jak gdyby tłem. Na pierwszy plan wysuwa się natomiast normalne życie zwykłych mieszkanek wioski na angielskiej prowincji. Helen Bryan ukazała wojnę oczami bohaterek, które muszą mierzyć się z ciągłym strachem o siebie i swoich najbliższych. Oblubienice wojny, pięć przyjaciółek, w większości nie są bezpośrednio zaangażowane w działania wojenne. Ich aktywność ogranicza się do ochrony siebie i swojego otoczenia. To kobiety, które wcale nie chciały, aby lata ich młodości przypadały na czas wojny. Były nią zmęczone, a jednocześnie nie poddawały się. Właśnie ta ich wierność w sprawach małych, wierność miliona kobiet w całej Europie, sprawiła, że udało się pokonać Hitlera.
W powieści Helen Bryan mocno zaakcentowane jest znaczenie przyjaźni. W tej książce nie opiera się ona jedynie na pustych słowach i czczych deklaracjach. Oblubienice wojny dzielą ze sobą smutki, radości, lęki i wielkie nadzieje. Pięknym symbolem ich przyjaźni staje się zestaw jedwabnej bielizny, który w czasach reglamentacji odzieży krąży od jednej kobiety do drugiej, towarzysząc w romantycznych chwilach w otoczeniu wymarzonych mężczyzn.
Wielką zaletą książki jest niezwykle sprawne pióro pani Bryan. Książka jest niezwykle wciągająca – niemal od razu chcemy dowiedzieć się, co będzie dalej. Autorka potrafi wywołać u czytelnika napięcie nawet opowiadając o zwykłym wydawałoby się życiu. Śmiało kreśli kolejne wątki, nie gubi się w nich jednak, lecz po kolei łączy ze sobą. Jedyną wadą książki, jaka przychodzi mi do głowy jest jej zakończenie – zdaje mi się, że było pisane na szybko, przez co jest zbyt przegadane, a o rozwiązaniu wszystkich intryg dowiadujemy się jakby pośrednio, z ust bohaterów, a nie czytając o nich.
Autorka świetnie poradziła sobie także z kreacją głównych bohaterek. To one są gwiazdami tej książki. Każda z pięciu dziewcząt jest zupełnie inna, ma inne plany, marzenia, przeszłość. Pisarce udało się stworzyć tak wiele niezwykle wiarygodnych postaci. Każdy czytelnik z pewnością odnajdzie tę jedyną, z którą będzie mu najbliżej, którą będzie najbardziej rozumiał i najbardziej kibicował. Jednocześnie Helen Bryan świetnie odmalowała zróżnicowanie brytyjskiego społeczeństwa, przez co można ją nazwać Jane Austen opowiadającą o czasach II wojny światowej.
Jeżeli, sięgając po „Oblubienice wojny” spodziewacie się porywającej książki wojennej, zabierającej Was na fronty, pozwalającej uczestniczyć w mrożących krew w żyłach akcjach, to zawiedziecie się. Powieść Helen Bryan jest wspaniałym dowodem na to, że nawet w najgorszych warunkach trzeba żyć i nigdy nie tracić nadziei na lepsze jutro.
nieuleczalnyksiazkoholizm.blogspot.com OLA K.
Podniebny lot
Nie pałam zbytnim zapałem do sięgania po erotyki, ponieważ nie czuję się zbyt swobodnie w tym gatunku i jakoś nie ciekawią mnie cielesne przeżycia papierowych bohaterów rodem z Pięćdziesięciu twarzy Grey'a(nie, nie oglądałam ani nie czytałam, ale było o tym tak głośno, że raczej nie musiałam ;v). Postanowiłam jednak dać szansę chociaż jednej książce i sprawdzić, czy naprawdę nie ma w niej choć krzty prawdziwej fabuły. I nie bójcie się, nie ocenię całego gatunku po jednej powieści. Nadeszła więc okazja i padło na pierwszy tom serii W przestworzach o tytule Podniebny lot autorstwa R.K. Lilley. Czy było warto i czy zmieniłam swoje nastawienie do tego typu książek?
Na początek weźmy pod lupę głównych bohaterów: Biancę i Jamesa. Ona, stewardesa, pewna siebie, nie boi się i nie ucieka niczym płochliwa rusałka przed mężczyznami, ale za to z sekretem, który może zniszczyć nie tylko ją, ale i jego. Wydaje mi się, że często taka odważna bohaterka w tym gatunku się nie zdarza - a jeśli tak, to mnie poprawcie, bo rozeznania niestety w tej kwestii nie mam. Mówiąc o Panu Cavendishu, jest chyba w typie wszystkich tych postaci, które można spotkać w innych tego rodzaju powieściach - niezwykle przystojny, żądny władzy i kontroli nad wszystkim i wszystkimi.
Jak to w powieściach erotycznych bywa, dogłębnie opisane zostają sceny łóżkowe i w Podniebnym locieautorka także nie poskąpiła języka na tę część. W pewnym momencie postanowiłam, że będę omijać te fragmenty, ponieważ robiło się to trochę niesmaczne (chociaż trochę to małe niedopowiedzenie). Do tego każdy rozdział zatytułowany jest w podobny sposób - Pan Władczy, Pan Humorzasty, Pan Kapryśny... Niezwykle irytujące. Potwierdziłam swoje obawy, że taki gatunek może mi nie pasować, a zwłaszcza ta seria Pani Lilley.
Jest jednak jedna, jedyna rzecz, której się całkowicie nie spodziewałam, a którą autorka zawarła w historii opisanej w pierwszym tomie serii W przestworzach. Chodzi właśnie o wspomniany wcześniej pewien niespodziewany sekret, będący dla mnie kołem ratunkowym dla tej powieści i szczerze - skutecznym. Uratował tę historię przed przymusowym wypchnięciem jej z mojej pamięci i spaleniem książki na stosie. Chociaż przed tym drugim uratowała ją okładka, bo spójrzmy prawdzie w oczy - jest świetna!
Podsumowując, powieść Podniebny lot to z pewnością nie książka dla mnie, z kontynuacją daję sobie spokój mimo bardzo obiecującego zakończenia. Spasuję. Historia podtrzymywana jest do pewnego momentu tylko na cielesności, swoje drugie (niestety trochę za płytkie) dno ukazuje za późno, by całkowicie uratować honor i dumę książki. Przynajmniej w moim mniemaniu, nie miejcie mi tego za złe. Polecam osobom czytającym powieści erotyczne, ponieważ myślę, że takim Czytelnikom pozycja ta się spodoba. Jeśli nie czytacie tego gatunku, lepiej nie sięgajcie.
Na początek weźmy pod lupę głównych bohaterów: Biancę i Jamesa. Ona, stewardesa, pewna siebie, nie boi się i nie ucieka niczym płochliwa rusałka przed mężczyznami, ale za to z sekretem, który może zniszczyć nie tylko ją, ale i jego. Wydaje mi się, że często taka odważna bohaterka w tym gatunku się nie zdarza - a jeśli tak, to mnie poprawcie, bo rozeznania niestety w tej kwestii nie mam. Mówiąc o Panu Cavendishu, jest chyba w typie wszystkich tych postaci, które można spotkać w innych tego rodzaju powieściach - niezwykle przystojny, żądny władzy i kontroli nad wszystkim i wszystkimi.
Jak to w powieściach erotycznych bywa, dogłębnie opisane zostają sceny łóżkowe i w Podniebnym locieautorka także nie poskąpiła języka na tę część. W pewnym momencie postanowiłam, że będę omijać te fragmenty, ponieważ robiło się to trochę niesmaczne (chociaż trochę to małe niedopowiedzenie). Do tego każdy rozdział zatytułowany jest w podobny sposób - Pan Władczy, Pan Humorzasty, Pan Kapryśny... Niezwykle irytujące. Potwierdziłam swoje obawy, że taki gatunek może mi nie pasować, a zwłaszcza ta seria Pani Lilley.
Jest jednak jedna, jedyna rzecz, której się całkowicie nie spodziewałam, a którą autorka zawarła w historii opisanej w pierwszym tomie serii W przestworzach. Chodzi właśnie o wspomniany wcześniej pewien niespodziewany sekret, będący dla mnie kołem ratunkowym dla tej powieści i szczerze - skutecznym. Uratował tę historię przed przymusowym wypchnięciem jej z mojej pamięci i spaleniem książki na stosie. Chociaż przed tym drugim uratowała ją okładka, bo spójrzmy prawdzie w oczy - jest świetna!
Podsumowując, powieść Podniebny lot to z pewnością nie książka dla mnie, z kontynuacją daję sobie spokój mimo bardzo obiecującego zakończenia. Spasuję. Historia podtrzymywana jest do pewnego momentu tylko na cielesności, swoje drugie (niestety trochę za płytkie) dno ukazuje za późno, by całkowicie uratować honor i dumę książki. Przynajmniej w moim mniemaniu, nie miejcie mi tego za złe. Polecam osobom czytającym powieści erotyczne, ponieważ myślę, że takim Czytelnikom pozycja ta się spodoba. Jeśli nie czytacie tego gatunku, lepiej nie sięgajcie.
oxu-czytanie.blogspot.com
Prawo Mojżesza
Celebruję chwilę, kiedy książka dobiega końca, a ja mam tysiące pytań! Prawo Mojżesza jest książką, po której mam galopujące myśli. Podróżowałam z człowiekiem bez twarzy. Gdzie byłam? Byłam w świecie dusz. Życie i śmierć...
Nazwali go dzieckiem cracku. Pralnia Quick Wash i kosz, a w nim Mojżesz. Matka narkomanka porzuciła go, gdy był na pograniczu śmierci. Przerzucany od rodziny do rodziny. Dorastał i stwarzał problemy. Babcia Kathleen Wright, jako jedyna zajęła się Mojżeszem. Chłopak dorastał i sprawiał zakłopotanie. Dla zabicia czasu Kathleen, organizuje mu pracę na farmie rodziców siedemnastoletniej Georgii. Ambitny i pełen wewnętrznej energii. Dla obcych jest oschły i nieprzyjemny. Georgia lubi wyzwania. Próba zbliżenia się do Mojżesza okazuje się porażką, w której śmierć zbierze swoje żniwa...
Ich związek nie miał przyszłości. On wycofany, żyje w swoim świecie. Uważany za dziwaka. Widzi rzeczy, które mieszają mu w głowie. Rozdarty pomiędzy życiem, a śmiercią maluje obrazy. Mojżesz ma duszę artysty, który ucieka od otoczenia. Ona jest inna. Impulsywna dziewczyna, która bierze od życia wszystko. Pomaga przy rehabilitacji trudnej młodzieży. Prowadzi stadninę, a w wolnym czasie ucieka nad zbiornik wodny, aby poczuć dreszczy emocji na placach. Dawno nie czytałam książki, w której bohaterowie byli tak dobrze wykreowani. Autorka zabrała mnie sam środek akcji, w której rodziło się uczucie. Arogancja Mojżesza przechodziła wszystkie granice. Georgia ujęła mnie swoją ambicją. Poznałam bohaterów, jako nastolatków. Siedem lat po... poznałam bohaterów, jako dwa różne obozy. Dojrzali i pewni swoich racji. Dwa różne obozy, które kiedyś stanowiły jedność...
Pętla czasu. Dwa słowa, które idealnie pasują, aby określić tę książkę. Śmierć bliskich zawsze boli. Dusza pozostaje, a tylko nieliczni mają dar widzenia. Mojżesz go ma. Autorka bez żadnych trudności wplątała w rzeczywistość świat dusz... On widzi dusze, które pragną odejść. Pewnego dnia Mojżesz zobaczył małego chłopca w pelerynie Batmana. Chłopiec prowadzi Mojżesza do poznania historii, historii, która przepełniona jest łzami matki, straty i pojednania...
Zdziwiło mnie to, że autorka ani razu nie opisała scen erotycznych. Dystans, który autorka zachowała, oddaje powagę tej powieści. Mieszanie życia, śmierci i erotyki byłoby nie na miejscu. Miłość, pragnienie bliskości można opisać na różne sposoby. Autorka wybrała subtelną drogę, która była przyjemna w odbiorze. Szczypta delikatnego romansu, dreszczyk kryminalny i śmierć. Autorka do swojej powieści dorzuciła dobrze ukryty wątek kryminalny, który prowadzi od samego początku, aż do końca powieści. Czy ta historia skończy się happy endem? Napis z okładki głosi, że "ta historia nie kończy się happy endem" Jak jest rzeczywiście? Ujmę to tak: Życie "przed" i "po" śmierci nabiera innych barw, a od czytelnika zależy, czy da autorce szansę na poznanie tego "po"...
Dwutorowa narracja w zupełności oddaje emocje, które targają bohaterami. Jedna historia, ale opowiedziana przez dwie osoby. Autorka daje możliwość poznania dwóch stron medalu. Piękne opisy i dopracowane dialogi. Przystępny styl autorki pozwala na chłonięcie powieści, która nie jest kolejnym zapychaczem. Prawo Mojżesza to piękna powieść, która pęka od różnych emocji. Wieczność zawsze czeka, a skazy pozostawione przez człowieka ujdą w zapomnienie, kiedy pozna się uczucie miłości. Zwykłej miłości...
Prawo Mojżesza to książka, którą czytałam, przeżywałam, a na koniec żyłam życiem bohaterów. Pierwszy raz w życiu brakuje mi słów, aby opisać książkę! Dla mnie idealna...
ksiazkowaczarnobialaem.blogspot.com czarno_biała em; 2016-08-24
Prawo Mojżesza
"Woda jest biała, gdy jest wzburzona. Niebieska, gdy jest spokojna. Czerwona, gdy zachodzi słońce i czarna o północy. I przejrzysta, gdy spada. Przejrzysta, gdy przelewa się przez głowę i wylewa z palców. Woda jest przejrzysta i zmywa wszystkie kolory oraz wypłukuje wszystkie obrazy."
Do tej pory myślałam, że jedyne książki z kategorii New Adult, jakie są w stanie doprowadzić mnie do łez wzruszenia to te, które wychodzą spod pióra Colleen Hoover. W ciągu zaledwie kilku dni okazało się, że istnieje autorka, jaka swoją historią sprawiła, że nie mogłam powstrzymać łez spływających z moich oczu podczas czytania niektórych fragmentów. Naprawdę próbowałam się nie rozklejać, ale nie byłam w stanie zatrzymać tego procesu, bo książka "Prawo Mojżesza" autorstwa Amy Harmon to genialna i tak wzruszająca opowieść, jakiej dawno nie miałam w swoich rękach. Początkowo pozornie zwykła i banalna, ostatecznie okazała się być całkowitym wyciskaczem łez, rozwalając mnie na tysiąc kawałków, chyba jeszcze bardziej niż jakakolwiek inna przeczytana przeze mnie do tej pory książka. Cudowna.
Historia tytułowego bohatera zaczęła się w momencie, gdy znaleziono go w koszu na pranie, kiedy mając zaledwie kilka godzin, był bliski śmierci. Porzucony przez matkę narkomankę, został okrzyknięty dzieckiem cracku. Wychowywany przez różnych członków rodziny, tak naprawdę Mojżesz od najmłodszych lat przejawiał pewien dar, który każdy brał jedynie za dodatkowe problemy i o jakim w pełni wiedziała oraz akceptowała go tylko prababka Gi. Któregoś lata, chłopak zjawił się na farmie rodziców siedemnastoletniej Georgii, mając pomagać w codziennych pracach. Milczący, egzotyczny i tajemniczy, jednocześnie w równym stopniu przerażający i fascynujący sprawił, że dziewczyna nie była w stanie przejść obok niego obojętnie. Ostrzegana przez innych, postanowiła zaryzykować i zbliżyć się do Mojżesza. Nie wiedziała jedynie, że wraz z tym wszystko się zmieni... Jak zatem potoczą się losy bohaterów? Czy między nimi pojawi się uczucie, a może jedynie doznają oni obustronnego rozczarowania? Jaki dar skrywa Mojżesz? Odpowiedzi na te, jak i wiele innych pytań znajdziecie sięgając po książkę Amy Harmon.
Przyznam się Wam od razu, że po odłożeniu tej książki, nie mogłam zebrać słów. Nadal próbuję ubrać je w takie zdania, dzięki którym ukażę Wam wspaniałość tej historii. Wydawać by się mogło, że kategoria New Adult ma to do siebie, iż często rozczarowuje. Dlatego za każdym razem podchodzę do takich książek z dystansem. Podobnie było i w tym przypadku, jednak już praktycznie od pierwszych stron wiedziałam, że ta historia będzie po prostu dobra, a bohaterowie od razu mnie do siebie przekonali, co było akurat niezwykle ważne głównie ze względu na fakt, że narracja jest pierwszoosobowa. Naprzemiennie rolę narratora pełni Georgia oraz Mojżesz. Uwielbiam taki zabieg w książkach, gdyż dzięki niemu mogłam spojrzeć na wydarzenia z dwóch różnych perspektyw, ale także lepiej poznać każdego z bohaterów skupiając się na ich myślach czy emocjach. Co więcej, styl, jakim posługuje się autorka jest niezwykle lekki w odbiorze, dlatego też przekładanie kolejnych kartek było czystą przyjemnością. Chociaż czytałam ją jakieś dwa dni, a pewnie mogłabym zrobić to w jeden, to nie wynikało to z jakiś wad, a jedynie z faktu, że chciałam jak najdłuższej być z tymi bohaterami, przeżywając wraz z nimi te wszystkie wydarzenia. Nie byłam w stanie skończyć jej tak szybko, bo pragnęłam napawać się każdym zdaniem powoli, analizując ukazane przez autorkę problemy i przeżywając ogrom emocji.
Jeżeli już natomiast mowa o uczuciach, jest ich w tej książce tak wiele, że całość to wręcz emocjonalny wulkan, jaki przenosi się na czytelnika i sprawia, że przeżywa się momentami zarówno radość, gniew, jak i właśnie ogromne wzruszenie, o którym to wspomniałam na samym początku. Wszystko za sprawą tego, że to nie jest typowa historia miłosna, jak mogłoby się wydawać. Owszem, miłość wiedzie tutaj prym, ale tak naprawdę jest to również opowieść o życiu samym w sobie, lecz także o śmierci bliskich nam ludzi, która często niespodziewana, rozrywa ludzkie serce na pół sprawiając, że nic nie jest już takie samo jak wcześniej. Jednocześnie jest to opowieść o tym, jak radzić sobie ze stratą i tym, że gdzieś tam istnieje to życie wieczne. To historia, która uświadamia, że nie zawsze wszystko idzie dokładnie tak, jakbyśmy chcieli, a niektóre obietnice zbyt łatwo mogą zostać złamane. Dodatkowo, to opowieść o przebaczaniu oraz drugich szansach, a co się z tym wiąże - ryzykiem, jakie czasami niosą ze sobą nasze decyzje. Wspaniała książka, która rozkrusza serce. Pełna bólu, cierpienia i łez, a jednocześnie niosąca nadzieję na lepsze jutro, na lepsze życie - tu na ziemi, bądź gdzieś tam, w niebie.
Książkę można odebrać w różny sposób. W pewnym sensie może to stanowić paranormal, z drugiej strony wpleciony został tutaj nawet drobny wątek kryminalny. Nie zmienia to jednak faktu, że dla mnie jest to przede wszystkim opowieść o życiu i śmierci - o wszelkich zaletach i wadach naszego istnienia oraz o tym, co kończy naszą ludzką wędrówkę tu, na ziemi. Nie jestem chyba w stanie znaleźć żadnych większych minusów tej historii, bo porwała mnie ona bez reszty. Początkowo, przeczytawszy informację na okładce, że "zatracisz się bez reszty, czytając o trudnej miłości, pozbawionej spełnienia", nie zdawałam sobie sprawy, że tak własnie będzie. Bo zatraciłam się w tej historii całkowicie... I chyba nadal jeszcze w niej jestem.
Bohaterowie z kolei zostali wykreowani bardzo dobrze i od samego początku się z nimi zżyłam. Georgia to dziewczyna niezwykle uparta, zawsze chodząca własnymi ścieżkami i próbująca znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Jednocześnie przez to sama momentami dobrowolnie pozwala sobie zatonąć w nadmiarze bólu, jakie pojawia się w jej życiu... Lecz mimo wszystko była osobą niezwykle silną psychicznie i momentami zastanawiałam się jak ona to robi, bo mając do czynienia z takimi wydarzeniami, jakie ją dotknęły, sama pewnie nie potrafiłabym w ogóle się podnieść. Mojżesz z kolei był dokładnie taki, jak opisałam nieco wyżej - tajemniczy, milczący, a przez to niezwykle fascynujący. Z jednej strony nosił maskę obojętności, gdy z drugiej był niezwykle uczuciowy i wrażliwy. Oprócz nich, pojawili się też bohaterowie "drugoplanowi", wśród których najbardziej przypadła mi do gustu postać przyjaciela Mojżesza. Tag - bo tak się nazywał - był niezwykle charyzmatycznym młodzieńcem, którego nie sposób było nie polubić. Stąd też uważam, że autorka stworzyła bardzo ciekawe postacie.
Podsumowując, "Prawo Mojżesza" to piękna, wzruszająca opowieść, w której nie wszystko okazuje się mieć tylko szczęśliwe zakończenia. Jest tutaj sporo bólu, który zaczyna być odczuwalny przez samego czytelnika, sprawiając, że łzy same płyną z oczu. Swoją drogą, muszę jeszcze napisać, że dawno żadna okładka nie urzekła mnie tak, jak właśnie ta. Jest taka banalna, prawda? Raptem dwie barwy - krem i niebieski królują na tej oprawie graficznej, co więcej ten drugi kolor wygląda jakby został muśnięty niedbale pędzlem przez jakiegoś artystę. Jednak ta okładka idealnie odzwierciedla środek, w tym przede wszystkim Mojżesza i jego talent. Myślę, że Amy Harmon dołącza do listy moich ulubionych autorów i już teraz czekam na kolejną jej książkę, bo - uwaga - "Prawo Mojżesza" otwiera pewien cykl. Dlatego nie mogę się doczekać, aż pojawi się na rynku druga część zatytułowana "Pieśń Dawida". Natomiast Wam polecam nie przegapić datę premiery i jak najszybciej udać się wtedy do księgarni, bo uwierzcie mi, nie pożałujecie.
Do tej pory myślałam, że jedyne książki z kategorii New Adult, jakie są w stanie doprowadzić mnie do łez wzruszenia to te, które wychodzą spod pióra Colleen Hoover. W ciągu zaledwie kilku dni okazało się, że istnieje autorka, jaka swoją historią sprawiła, że nie mogłam powstrzymać łez spływających z moich oczu podczas czytania niektórych fragmentów. Naprawdę próbowałam się nie rozklejać, ale nie byłam w stanie zatrzymać tego procesu, bo książka "Prawo Mojżesza" autorstwa Amy Harmon to genialna i tak wzruszająca opowieść, jakiej dawno nie miałam w swoich rękach. Początkowo pozornie zwykła i banalna, ostatecznie okazała się być całkowitym wyciskaczem łez, rozwalając mnie na tysiąc kawałków, chyba jeszcze bardziej niż jakakolwiek inna przeczytana przeze mnie do tej pory książka. Cudowna.
Historia tytułowego bohatera zaczęła się w momencie, gdy znaleziono go w koszu na pranie, kiedy mając zaledwie kilka godzin, był bliski śmierci. Porzucony przez matkę narkomankę, został okrzyknięty dzieckiem cracku. Wychowywany przez różnych członków rodziny, tak naprawdę Mojżesz od najmłodszych lat przejawiał pewien dar, który każdy brał jedynie za dodatkowe problemy i o jakim w pełni wiedziała oraz akceptowała go tylko prababka Gi. Któregoś lata, chłopak zjawił się na farmie rodziców siedemnastoletniej Georgii, mając pomagać w codziennych pracach. Milczący, egzotyczny i tajemniczy, jednocześnie w równym stopniu przerażający i fascynujący sprawił, że dziewczyna nie była w stanie przejść obok niego obojętnie. Ostrzegana przez innych, postanowiła zaryzykować i zbliżyć się do Mojżesza. Nie wiedziała jedynie, że wraz z tym wszystko się zmieni... Jak zatem potoczą się losy bohaterów? Czy między nimi pojawi się uczucie, a może jedynie doznają oni obustronnego rozczarowania? Jaki dar skrywa Mojżesz? Odpowiedzi na te, jak i wiele innych pytań znajdziecie sięgając po książkę Amy Harmon.
Przyznam się Wam od razu, że po odłożeniu tej książki, nie mogłam zebrać słów. Nadal próbuję ubrać je w takie zdania, dzięki którym ukażę Wam wspaniałość tej historii. Wydawać by się mogło, że kategoria New Adult ma to do siebie, iż często rozczarowuje. Dlatego za każdym razem podchodzę do takich książek z dystansem. Podobnie było i w tym przypadku, jednak już praktycznie od pierwszych stron wiedziałam, że ta historia będzie po prostu dobra, a bohaterowie od razu mnie do siebie przekonali, co było akurat niezwykle ważne głównie ze względu na fakt, że narracja jest pierwszoosobowa. Naprzemiennie rolę narratora pełni Georgia oraz Mojżesz. Uwielbiam taki zabieg w książkach, gdyż dzięki niemu mogłam spojrzeć na wydarzenia z dwóch różnych perspektyw, ale także lepiej poznać każdego z bohaterów skupiając się na ich myślach czy emocjach. Co więcej, styl, jakim posługuje się autorka jest niezwykle lekki w odbiorze, dlatego też przekładanie kolejnych kartek było czystą przyjemnością. Chociaż czytałam ją jakieś dwa dni, a pewnie mogłabym zrobić to w jeden, to nie wynikało to z jakiś wad, a jedynie z faktu, że chciałam jak najdłuższej być z tymi bohaterami, przeżywając wraz z nimi te wszystkie wydarzenia. Nie byłam w stanie skończyć jej tak szybko, bo pragnęłam napawać się każdym zdaniem powoli, analizując ukazane przez autorkę problemy i przeżywając ogrom emocji.
Jeżeli już natomiast mowa o uczuciach, jest ich w tej książce tak wiele, że całość to wręcz emocjonalny wulkan, jaki przenosi się na czytelnika i sprawia, że przeżywa się momentami zarówno radość, gniew, jak i właśnie ogromne wzruszenie, o którym to wspomniałam na samym początku. Wszystko za sprawą tego, że to nie jest typowa historia miłosna, jak mogłoby się wydawać. Owszem, miłość wiedzie tutaj prym, ale tak naprawdę jest to również opowieść o życiu samym w sobie, lecz także o śmierci bliskich nam ludzi, która często niespodziewana, rozrywa ludzkie serce na pół sprawiając, że nic nie jest już takie samo jak wcześniej. Jednocześnie jest to opowieść o tym, jak radzić sobie ze stratą i tym, że gdzieś tam istnieje to życie wieczne. To historia, która uświadamia, że nie zawsze wszystko idzie dokładnie tak, jakbyśmy chcieli, a niektóre obietnice zbyt łatwo mogą zostać złamane. Dodatkowo, to opowieść o przebaczaniu oraz drugich szansach, a co się z tym wiąże - ryzykiem, jakie czasami niosą ze sobą nasze decyzje. Wspaniała książka, która rozkrusza serce. Pełna bólu, cierpienia i łez, a jednocześnie niosąca nadzieję na lepsze jutro, na lepsze życie - tu na ziemi, bądź gdzieś tam, w niebie.
Książkę można odebrać w różny sposób. W pewnym sensie może to stanowić paranormal, z drugiej strony wpleciony został tutaj nawet drobny wątek kryminalny. Nie zmienia to jednak faktu, że dla mnie jest to przede wszystkim opowieść o życiu i śmierci - o wszelkich zaletach i wadach naszego istnienia oraz o tym, co kończy naszą ludzką wędrówkę tu, na ziemi. Nie jestem chyba w stanie znaleźć żadnych większych minusów tej historii, bo porwała mnie ona bez reszty. Początkowo, przeczytawszy informację na okładce, że "zatracisz się bez reszty, czytając o trudnej miłości, pozbawionej spełnienia", nie zdawałam sobie sprawy, że tak własnie będzie. Bo zatraciłam się w tej historii całkowicie... I chyba nadal jeszcze w niej jestem.
Bohaterowie z kolei zostali wykreowani bardzo dobrze i od samego początku się z nimi zżyłam. Georgia to dziewczyna niezwykle uparta, zawsze chodząca własnymi ścieżkami i próbująca znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Jednocześnie przez to sama momentami dobrowolnie pozwala sobie zatonąć w nadmiarze bólu, jakie pojawia się w jej życiu... Lecz mimo wszystko była osobą niezwykle silną psychicznie i momentami zastanawiałam się jak ona to robi, bo mając do czynienia z takimi wydarzeniami, jakie ją dotknęły, sama pewnie nie potrafiłabym w ogóle się podnieść. Mojżesz z kolei był dokładnie taki, jak opisałam nieco wyżej - tajemniczy, milczący, a przez to niezwykle fascynujący. Z jednej strony nosił maskę obojętności, gdy z drugiej był niezwykle uczuciowy i wrażliwy. Oprócz nich, pojawili się też bohaterowie "drugoplanowi", wśród których najbardziej przypadła mi do gustu postać przyjaciela Mojżesza. Tag - bo tak się nazywał - był niezwykle charyzmatycznym młodzieńcem, którego nie sposób było nie polubić. Stąd też uważam, że autorka stworzyła bardzo ciekawe postacie.
Podsumowując, "Prawo Mojżesza" to piękna, wzruszająca opowieść, w której nie wszystko okazuje się mieć tylko szczęśliwe zakończenia. Jest tutaj sporo bólu, który zaczyna być odczuwalny przez samego czytelnika, sprawiając, że łzy same płyną z oczu. Swoją drogą, muszę jeszcze napisać, że dawno żadna okładka nie urzekła mnie tak, jak właśnie ta. Jest taka banalna, prawda? Raptem dwie barwy - krem i niebieski królują na tej oprawie graficznej, co więcej ten drugi kolor wygląda jakby został muśnięty niedbale pędzlem przez jakiegoś artystę. Jednak ta okładka idealnie odzwierciedla środek, w tym przede wszystkim Mojżesza i jego talent. Myślę, że Amy Harmon dołącza do listy moich ulubionych autorów i już teraz czekam na kolejną jej książkę, bo - uwaga - "Prawo Mojżesza" otwiera pewien cykl. Dlatego nie mogę się doczekać, aż pojawi się na rynku druga część zatytułowana "Pieśń Dawida". Natomiast Wam polecam nie przegapić datę premiery i jak najszybciej udać się wtedy do księgarni, bo uwierzcie mi, nie pożałujecie.
chaosmysli.blogspot.com