Recenzje
Turcja. Orient oswojony. Oblicza świata
Dzień dobry serdeczne! Uwielbiam książki przybliżające mi kulturę, mentalność, obyczajowość, tradycję i symbolikę innych krajów, dlatego też na moim blogu coraz częściej można znaleźć opinie o książkach podróżniczych. Z wielką fascynacją "poznaję" świat, jego podobieństwa i różnice. Tym razem wraz z panią Martą Abramczyk- Weder wybrałam się w fascynującą podróż do Turcji- kraju dwóch kontynentów, czterech mórz, tysięcy minaretów i kultywowanych od wieków tradycji. Kraju kontrastów, w którym przez ezan, recytowane przez muezzina śpiewne wezwanie wiernych do modlitwy, przebijają się amerykańskie hity. Gdzie nadal obchodzi się Ramadan, ale nikomu nie wadzą typowe dla nas Europejczyków obrządki katolickie czy kiczowate i przesadne ozdoby bożonarodzeniowe. "Turcja. Orient oswojony" to intrygujące połączenie książki podróżniczej, reportażu i osobistego pamiętnika, w którym z jednej strony otrzymujemy ogromną dawkę wiedzy na tematy historyczne, polityczne, geograficzne, kulturalne, obyczajowe itp. a z drugiej możemy przeczytać, jak w tym środowisku funkcjonuje osoba z zewnątrz, osoba wychowana w innej kulturze, osoba o innej mentalności, religii, etyce i światopoglądzie. Będziecie mieli okazję zaobserwować, jak wygląda zwyczajne codzienne życie, ja Turcy się rodzą, zakładają swoje rodziny i odchodzą. Czego pragną, co ich chroni i co daje nadzieję na każdy kolejny dzień. Niesamowite zderzenie dwóch różnych światów, ale dzięki temu książka wciąga, fascynuje, wywołuje emocje i zmusza do spojrzenia na niektóre sprawy pod innym katem, "otwiera" głowę na inność. Bohaterem tej książki jest ludność- ta bogata i biedna, kobiety i mężczyźni, ci dobrzy i ci źli. Autorka opisuje ludzi zwyczajnych jak i tych wyjątkowych, zabiera nas na wieś i do miasta, pokazuje, co ją nadal zaskakuje, a co stało się już powszechne i normalne... Bardzo przypadł mi do gustu układ tej książki. Rozdziały są krótkie, ale bardzo treściwe. Informacje są przekazane w bardzo ciekawy i interesujący sposób, i dzięki temu przeczytanie tej książki nie zabiera wiele czasu. Bardzo się cieszę, że mogłam poznać kolejny kraj widziany oczyma jego wieloletniego mieszkańca. Kolorowy, różnorodny, fascynujący, momentami zatrważający i wywołujący zdumienie i niedowierzanie. Bije z tej książki olbrzymia pasji i uczucie do tego barwnego, choć nadal nie do końca odkrytego kraju ... Zdecydowanie chcę więcej. Czy polecam? Zdecydowanie tak. "Turcja. Orient oswojony" nie jest publikacją przepełnioną suchymi faktami, to wciągająca podróż opowiedziana niezwykle przyjaznym językiem. Znajdziecie to mnóstwo cennych informacji, zrozumiecie jakie zasady panują w tureckiej kulturze. Przekonacie się, co jest mitem, staniecie oko w oko z krzywdzącymi stereotypami i być może zmienicie swoje nastawienie o Turcji i jej mieszkańców. POLECAM... "Przed wyjazdem zetknęłam się z wieloma stereotypami dotyczącymi Turcji i Turków. Nie pozwalałam wmówić sobie, że jadę do dzikiego, zacofanego kraju, w którym jakiś Arab zwabi mnie na obywatelstwo, a w najgorszym wypadku zabije. Albo on, albo czający się na każdym kroku terroryści. Krzywdzące stereotypy dotyczące Turcji są ciągle żywe, mimo że ten kraj od lat jest jednym z najpopularniejszych celów wakacyjnych wyprawa Polaków. Wiedziałam, że Turcja jest państwem laickim z dominującym islamem, że nie wszystkie kobiety się zakrywają, że jedzenie jest pyszne- choć obawiałam się, że nie zasmakuje mi baranina..." -Marta Abramczyk- Weder "Turcja. Orient oswojony." str.7
Dark desires
Miałam wielkie nadzieje związane z tą książką. Zostały częściowo spełnione lecz nie obejdzie się bez wad. Sama fabuła mega wciągająca, mroczna, z dobrym pomysłem i konsekwentną jego realizacją. Nie ma romantyzowania patologicznych zachowań, wręcz psychoptycznych co jest kolejnym plusem. Owszem, historia jest o szkolonych płatnych zbójcach ale nie jest to w żaden sposób zachętą do powielania ich działań. Wręcz przeciwnie, podkreślona jest istota tego, że to, co robi główny bohater, jest wysoce niemoralne a także wymaga leczenia. A teraz przejdźmy do minusów - bohaterowie to miały być w głównej mierze poważne, dorosłe osoby ale... No właśnie, ale. Ich dialogi były na poziomie szkoły podstawowej, dużo tekstów mogę usłyszeć od swojego ośmioletniego syna a myślałam, że dorośli ludzie się szanują i jednak ich słownictwo powinno być bogatsze. To był taki największy minus, największy zgrzyt jaki mi tu przeszkadzał. No i ze względu na dość szczegółowe opisy przmocy jednak bym zmieniła ograniczenie wieku na takie od 18 lat. Poza tym to nie mam zastrzeżeń, czyta się szybciutko, dużo się dzieje mimo że książka ma niewiele stron to jest wypełniona akcją i napięciem od początku do końca. Śledztwo, jakie prowadzą bohaterowie, doświadczeni czytelnicy rozwiążą dużo szybciej niż inni ale nie odbiera to radości z czytania i przyznam szczerze, że intryguje mnie zakończenie, takie nie do końca domknięte. To sprawia, że z napięciem bazującym pod skórą będę oczekiwała drugiego tomu. Mam przeczucia, że w nim poznamy losy innego z braci ale być może się mylę... Subtelna nuta romansu została zmiażdżona kiedy tylko zaczęło się rodzić poważniejsze uczucie, kocham takie zwroty akcji! Z fascynacją rozwiązywałam zagadki, które zostawiał sprawca i ciekawiło mnie to co się wydarzy dalej. Wiadomości przy laleczkach to było dobre posunięcie, wprowadziło element zaskoczenia, aurę tajemniczości. Jest to książka idealna do spędzenia jednego wieczoru przy niej ale nie należy do takich, które wymagają dużo analizowania. Nie jest także to książka dla osób mocno wrażliwych, które nie gustują w kryminałach i thrillerach - jest tu intensywnie, obrazowo.
Echo potępienia
🅡🅔🅒🅔🅝🅩🅙🅐 ▪Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i muszę przyznać, że już od samego początku zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Na co dzień nie czytam fantastyki, ale opis tej książki tak bardzo mnie zaintrygował, że postanowiłam zrobić wyjątek. Nie spodziewałam się jednak, że ta historia o aniołach i demonach aż tak mnie pochłonie. ▪Główna bohaterka, Emily, to dziennikarka prowadząca spokojne, poukładane życie. Wszystko jednak ulega gwałtownej zmianie, gdy na jej ciele z dnia na dzień pojawia się tajemnicze znamię. Od tego momentu granica między jawą a koszmarem zaczyna się zacierać, a wokół niej dochodzi do serii brutalnych morderstw powiązanych z niewyjaśnioną śmiercią jej ojca. Emily postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i zrozumieć, co się naprawdę dzieje - nie zdając sobie sprawy, jak przerażającą prawdę przyjdzie jej odkryć. ▪Już od pierwszych stron fabuła całkowicie mnie pochłonęła. Autorka nie przeciąga wstępu, tylko od razu wrzuca czytelnika w sam środek akcji. Stworzony przez nią świat jest mroczny, pełen napięcia i nieprzewidywalny. Z każdą kolejną stroną odkrywałam nowe tajemnice, zaskakujące zwroty akcji i momenty, które nie pozwalały odłożyć książki ani na chwilę. ▪Bardzo spodobał mi się sposób prowadzenia narracji - historię poznajemy z kilku perspektyw: ludzi, aniołów i upadłych aniołów. Dzięki temu fabuła zyskuje niezwykłą głębię, a bohaterowie nie są jedynie czarno-biali. Autorka pokazuje, że granica między dobrem a złem bywa bardzo cienka, a każdy z bohaterów ma swoje powody, by postępować tak, a nie inaczej. Akcja rozwija się stopniowo - początkowo spokojna, potem coraz bardziej dynamiczna i nieprzewidywalna. Zakończenie wstrząsnęło mną do głębi i zostawiło z ogromnym niedosytem oraz masą pytań, na które koniecznie chcę poznać odpowiedzi. ▪To, co najbardziej doceniam, to sposób, w jaki K.E.December buduje napięcie. Każdy rozdział kończy się w idealnym momencie, przez co naprawdę trudno przerwać czytanie. Z każdą stroną emocje narastały, a ja coraz mocniej przywiązywałam się do bohaterów - szczególnie do Emily i Nathanaela. Ich relacja nie jest głównym wątkiem, ale stanowi ważny element historii, subtelnie wpleciony w fabułę. Dzięki temu uczucie między nimi nie przytłacza, a pięknie dopełnia całość. ▪Choć książka bardzo mi się podobała, muszę przyznać, że narracja trzecioosobowa nie była tym, co do końca mnie przekonało - to po prostu styl opowiadania za, którym za bardzo nie przepadam. Zdarzały się też nieco dłuższe opisy, które spowalniały akcję, ale nie psuły odbioru - wręcz przeciwnie, dodawały jej charakterystycznego klimatu. Wyraźnie widać, że autorka zostawiła wiele tajemnic celowo, by rozbudzić ciekawość przed kolejnym tomem. I udało jej się to znakomicie - mam ogromną ochotę natychmiast sięgnąć po kontynuację i odkryć wszystkie brakujące elementy tej intrygującej układanki. ▪„Echo potępienia” to fascynująca, mroczna i emocjonalna opowieść, która pokazuje, jak cienka bywa granica między światłem a cieniem. Dostałam w niej wszystko, czego szukam w dobrej książce - ciekawą fabułę, wyrazistych bohaterów, napięcie, tajemnicę i nutę mroku. Bez wahania mogę ją polecić każdemu, kto lubi historie pełne emocji i nieoczywistych zwrotów akcji. Ja już z niecierpliwością wypatruję drugiego tomu.
Nate. Aussie Brothers #2
Drugi tom Aussie Brother okazał się lepszym od pierwszego, prawdę mówiąc nie potrafiłam się od niej oderwać i przez myśl mi nie przeszedł DNF. Choć książkę czytało mi się szybko i cała historia bardzo mnie zaciekawiła tak były momenty, które jednak mi się dłużyły. Jak w przypadku pierwszej części tutaj też jest bardzo drobna czcionka, która nie ułatwia. Życie Elli zmienia się kiedy staje się opiekunką Coopera - syna zmarłej kuzynki. Dziewczyna stara się jak może żeby Cooperowi niczego nie brakowało, a sytuacji nie ułatwia jej obecny partner Robert. Polubiłam Elle od pierwszych stron, a w szczególności to jak zajmowała się Cooperem. Cały czas pokazuje, że jest silna. Nate jest człowiekiem który ma wszystko - wysokie stanowisko, pieniądze i kobiety, wiedzie beztroskie życie. Jednak pod tą maską jest skrzywdzony chłopiec, który nie potrafi wybaczyć przeszłości. Nate polubiłam w momencie kiedy poznał się z Cooperem, jakie on miał podejście do małego i na dobrą sprawę w krótkim czasie bardzo się do niego przywiązał. Nate i Ella poznają się w dość burzliwie. Ona ma go za porywacza, a on uważa ją za nieodpowiedzialną matkę. Jednak z dnia na dzień, spotkanie za spotkaniem zaczyna im na sobie zależeć. I choć Nate chce tylko układu rodzi się między nimi uczucie i przywiązanie. Co się odpychali to się przyciągali. Elle stara się w tym wszystkim być ostrożna, bo w końcu teraz nie chodzi już tylko o nią. Relacja z Elle ma bardzo dobry wpływ na Nate, który zmiania swoje nastawienie do związków. Bardzo, ale to bardzo polubiłam Coopera. Ten dzieciak dużo przeżył, ale dalej stara się być beztroskim dzieckiem. Fajny klimat ma ta historia, może nie strikto Australijski, bardziej biurowy - w końcu to romans biurowy. Zdecydowanie bardziej podobał mi się ten tom od poprzedniego i na pewno jeszcze sięgnę po książki Karoliny Zielińskiej.
Puck Off
Kiedy romans sportowy staje się emocjonalnym rollercoasterem, który wciąga bez reszty. Po przeczytaniu „Puck Off” czuję się tak, jakbym właśnie skończyła sezon ulubionego serialu - takiego, który ogląda się do trzeciej w nocy, bo nie da się inaczej. Ludka Skrzydlewska znowu zrobiła to, co potrafi najlepiej: połączyła iskrzącą chemię między bohaterami, emocjonalną głębię i wciągającą fabułę w historię, której nie sposób odłożyć na półkę. Rosie Gallagher to 23-letnia specjalistka PR, kobieta z charakterem, ostrym językiem i sercem, które nie raz już zostało zranione. W samolocie do Edmonton poznaje Matta przystojnego, pewnego siebie mężczyznę, który na pierwszy rzut oka wydaje się typowym sportowcem z ego wielkości stadionu. Tyle że między nimi od razu pojawia się chemia, taka elektryzująca, nieuchronna, której oboje nie potrafią (i nie chcą) ignorować. Los sprawia, że ich drogi nie kończą się po tym jednym spotkaniu. Matt okazuje się nowym zawodnikiem drużyny hokejowej „Nafciarze”, a Rosie zostaje przydzielona do pracy nad jego wizerunkiem. I tu zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki, zawodowa relacja, która szybko wymyka się spod kontroli, napięcie narasta, a emocje eksplodują z każdą kolejną stroną. To, co uwielbiam w książkach Skrzydlewskiej, to jej zdolność do tworzenia postaci prawdziwych, nieprzesłodzonych i autentycznych. Rosie nie jest typową „dziewczyną z romansu”, która tylko wzdycha do przystojnego sportowca. To kobieta z własnymi marzeniami, celami i przeszłością, która ją ukształtowała. Jest silna, ale niepozbawiona słabości, po prostu ludzka. Matt z kolei to postać, która zaskakuje. Nie jest stereotypowym bad boyem, choć początkowo może się tak wydawać. To mężczyzna z bagażem doświadczeń, z błędami, które próbuje naprawić, i z ogromnym sercem, którego nie pokazuje byle komu. Jego relacja z Rosie to mieszanka namiętności, zaufania, frustracji i nieuniknionego przyciągania czyli wszystkiego, co w romansie najlepsze. „Puck Off” to historia, która naprawdę żyje emocjami. To nie tylko opowieść o dwojgu ludzi, którzy się w sobie zakochują to książka o zaufaniu, o pokonywaniu lęków, o odnajdywaniu siebie na nowo po trudnych doświadczeniach. Ludka Skrzydlewska w mistrzowski sposób łączy lekkość i humor z poważniejszymi tematami. Są tu momenty, które rozbawiają do łez, sceny, które rozpalają wyobraźnię, ale też fragmenty, przy których w gardle pojawia się gula. Autorka nie boi się pokazywać słabości bohaterów ani trudnych emocji i właśnie dzięki temu historia Rosie i Matta wydaje się tak prawdziwa. Skrzydlewska ma dar pisania dialogów, które brzmią naturalnie i żywo. Każda rozmowa między bohaterami ma rytm i energię, która sprawia, że czuje się między nimi napięcie nawet bez słów. Opisy są tak realistyczne ale nieprzesadzone, czytelnik dosłownie widzi, czuje i słyszy to, co dzieje się na kartach powieści. Autorka potrafi też świetnie budować napięcie emocjonalne i romantyczne,nie ma tu pośpiechu, relacja rozwija się stopniowo, w sposób, który wydaje się organiczny i naturalny. Sceny intymne są gorące, ale też napisane z wyczuciem. Nie są wulgarne ani wymuszone każda z nich ma emocjonalne uzasadnienie, a nie tylko „efekt wow”. Chemia między Rosie a Mattem jest wręcz namacalna, ale to, co naprawdę przyciąga, to ich emocjonalna bliskość, która dojrzewa wraz z historią. Tłem dla romansu jest świat profesjonalnego sportu opisany wiarygodnie i z dbałością o szczegóły. Hokej nie jest tu tylko rekwizytem, ale pełnoprawną częścią fabuły, która nadaje rytm całej historii. Zawodowa presja, media, rywalizacja, błędy wizerunkowe wszystko to tworzy realistyczne tło, które sprawia, że książka ma głębię i dynamikę. „Puck Off” to nie tylko kolejny romans sportowy. To opowieść o pasji, o drugich szansach i o tym, że czasem miłość pojawia się w najmniej spodziewanym momencie i potrafi przewrócić życie do góry nogami. Ludka Skrzydlewska napisała historię, która rozgrzewa serce i zostaje z czytelnikiem na długo po zamknięciu książki. To idealna pozycja dla wszystkich, którzy kochają pełne emocji, dojrzałe, ale i zabawne romanse z silnymi bohaterkami i niegrzecznymi sportowcami z sercem na dłoni. Nie przesadzę, jeśli powiem, że „Puck Off” to jedna z najlepszych książek autorki - dopracowana, emocjonalna, szczera i po prostu cudowna.