ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

HTML5. Zaawansowane programowanie

HTML5 zawitał na dobre pod strzechy wraz z najnowszymi wersjami popularnych przeglądarek. Oczywiście, nie wszystko jest już wspierane (na to WHATWG daje światu czas do 2022 r.), jednak nawet tylko część aktualnie zaimplementowana w najważniejszych przeglądarkach na rynku daje niesamowite możliwości.

Chciałbyś rysować na stronie (wektorowo czy też bitmapy?), chciałbyś mieć lepszą komunikację między zakładkami? Między stronami? Między sesjami (bez użycia ciasteczek)? Chcesz używać WebSocketów? A może policzyć coś w osobnym wątku bez blokowania interfejsu?

Tak, nadal mówię o programowaniu za pomocą natywnego JavaScript. Bez wtyczek. Bez kompilatorów. Bez problemów. Z użyciem nowych API dostarczanych przez specyfikacje HTML5.

Starczy reklamy technologii. O tym, że HTML5 będzie przyszłością sieci już chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Natomiast na pewno warto zareklamować książkę "HTML5. Zaawansowane programowanie" autorstwa Petera Lubbersa, Briana Albersa i Franka Salima. Nie jest to książka, z której początkujący nie-programista nauczy się programować. Nie ta pozycja, nie taki cel postawili sobie autorzy. Natomiast każdy webdeveloper dobrze radzący sobie z programowaniem dostanie bardzo czytelny i przyjemny w lekturze przegląd nowych możliwości JavaScriptu. Każdy rozdział dotyczy innego API (m. in. canvas, websocket, web workers itp.). Nie jest to jedynie lista dostępnych pól nowych obiektów, ale konkretne "żywe" przykłady. Bardzo podobały mi się także ramki z dodatkowymi uwagami autorów - przestrogi przed możliwymi pułapkami, rady i pomocne uwagi.Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Jeśli ktoś chciałby pobrać gotowy kod i uruchomić go lokalnie wydawnictwo przygotowało odpowiednie paczki zip do pobrania.

Ocena

Z bardzo czystym sumieniem polecam. Dawno nie czytało mi się tak przyjemnie technicznej książki.
yarpo.pl Patryk yarpo Jar

Lady Australia

Nie trzeba mieć talentu do pisania, by zostać autorem książki podróżniczej. Ale trzeba być mistrzem, by na kartki papieru przelać bezgraniczną miłość do kontynentu - i kimś takim jest właśnie Marek Tomalik. "Lady Australia" to swoisty manifest jego uczuć do tej dzikiej - a przez to jeszcze piękniejszej - krainy, którą jako podróżnik pokochał ponad wszystkie inne, co skończyło się na tym, że jego książka wręcz kipi zmysłowością Australii. Autor wielokrotnie w swoich przemyśleniach przyrównuje najmniejszy kontynent do kobiety, a erotyzm tej jakże pierwotnej urody Lady jest niemalże wyczuwalny.

Jest to nad wyraz fascynująca opowieść o kraju, w którym Marek Tomalik, podróżnik i dziennikarz, zakochał się niczym Orfeusz w Eurydyce. Swoją miłość kreśli autor w "Lady Australii" z niepohamowanym wręcz pietyzmem, łącząc tekst z obrazem i dźwiękiem - a wszystko to za sprawą polecanej przez niego muzyki, dzięki której można jeszcze mocniej odczuwać Australię. Czytelnik zostaje w premedytacją wrzucony w barwną opowieść i akurat w moim przypadku było tak, że niezbyt mi zależało na tym, by przedwcześnie się z niej uwolnić. Magia widoczna w każdym słowie oczarowała mnie raz, a porządnie.

Z ogromną przyjemnością chłonęłam wszystkie fakty, coraz bardziej poddając się urokowi ukochanej Tomalika, aż w końcu przyznałam się przed samą sobą, że koniecznie muszę ją kiedyś odwiedzić. Ta wyjątkowa książka pozwoliła mi w pełni dostrzec piękno tej krainy. Wcześniej była dla mnie jedynie dzikim i egzotycznym krajem, do którego lepiej nie zaglądać ze względu na pająki wielkości pięści i owady większe od mojej stopy. Dzięki "Lady Australii" dostrzegłam jednak wiele innych aspektów, o istnieniu których nie miałam wcześniej pojęcia. Tomalik ukazał je tak, że nie można było nie zwrócić na nie uwagi.

Jak tego dokonał? Co takiego zrobił, że książkę czytałam na wydechu od deski do deski, nie roniąc przy tym ani literki? Już Wam mówię. Nie dość, że obficie podzielił się ze mną swoimi wrażeniami odczuwanymi wszystkimi zmysłami z wizyty w Australii, to na dodatek wzbogacił książkę o teksty Williama Blake'a, przez co nabrała ona poetyckiego wyrazu i jeszcze bardziej wyróżniła się na tle pozostałych publikacji z tego gatunku. Znajdziecie w niej również wiele odniesień do legend i wierzeń tamtejszych plemion Aborygenów. Nie wątpię też, że będziecie zachwyceni fotografiami upiększającymi "Lady Australię".

Mając w rękach książkę Marka Tomalika i kartkując jego zapiski, nie ma się wątpliwości, że darzy on Australię bezgranicznym podziwem i szacunkiem. Czytając tę niecodzienną książkę podróżniczą czuje się ducha najmniejszego kontynentu. Aż żal jest rozstawać się z tą fascynującą historią. Na szczęście jedno jest pewne: jeszcze nieraz do niej wrócę. I Was również zachęcam do sięgnięcia po "Lady Australię". Warto.
 
zrecenzujemy.blogspot.com Angelika Wawrzyniak

Lady Australia

Lady Australia nie jest zwykłą książką podróżniczą. Nie jest to opowieść o drodze, ale o... miłości. Tak, Marek Tomalik darzy Australię największym uczuciem - kontynent fascynuje go i przyciąga do siebie, jest jego miejscem na ziemi. Gdy inni zawracają, bo szkoda im auta na trudne do przebycia tereny, on korzysta z zaproszenia, podejmuje wyzwanie i kolejny raz przenika istotę Australii.

Książka przypomina fotokast - jest opowieścią wzbogaconą o obraz i dźwięk. Istnienie tekstu i obrazu jest uzasadnione, ale w jaki sposób do książki przemycono dźwięk? Tomalik utkał Lady Australię z kilku opowieści, z których każda ma niesamowicie brzmiący tytuł (obce słowa pochodzą z języków używanych przez przedstawicieli różnych grup etnicznych): Pana (Ziemia), Garrayura (Niebo), Jungku (Ogień/żar), Tjintirka (Konik polny), Punu (Zielone), Kwatye (Woda), Boondie (Skała), Altyerre (Dreamtime), Buya Nagi (Niech będzie światło). Wszystkie rozdziały zostały opatrzone świetnymi zdjęciami oraz sugestią dotyczącą muzyki, która powinna rozbrzmiewać podczas lektury. Ale niepowtarzalną atmosferę tworzy coś jeszcze, naszej podróży towarzyszą bowiem również legendy i... poezja Williama Blake'a oraz poetyckie wtręty autorstwa Tomalika. To j e s t miłość, skoro podróżnik w tak wyrafinowany sposób mówi o swojej lady. On ją ubóstwia i chłonie wszystkimi zmysłami, po powrocie do domu czuje jej zapach na swojej koszuli i słyszy ją w śpiewie ptaków nagranych na kasecie! Mimo iż moje miejsce na ziemi leży na innej półkuli, dałam się ponieść tej pieśni uwielbienia i napawałam się Australią.

Jak wspomniałam na wstępie, nie jest to typowa książka podróżnicza, ale nie jest to zarzut. Lady Australia zdecydowanie wyróżnia się na tle innych książek - Tomalik tchnął w jej karty ducha Australii. Jedyne co mi przeszkadzało podczas lektury to format książki, gdyż wolę lektury mniejsze, poręczniejsze, które mogę spakować do torebki i wygodnie czytać w autobusie. Nie przypadł mi do gustu również fragment z dziennikiem podróży, "standardowy" tekst był przyjemniejszy w odbiorze i bardziej poetycki. Na szczęście zapisków było bardzo niewiele.

Książka była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Nie spodziewałam się, że Lady Australia tak mnie zafascynuje!

przystanekswiat.blogspot.com .

Matrioszka Rosja i Jastrząb

Sprytnie skonstruowany tytuł, nawiązujący do „Matki Rosji" i nazwiska autora oraz barwne, wciągające story - to zaproszenie do niekończącej się wędrówki po bezkresnym kraju, choć na początku lat 90. ubiegłego wieku mocno okrojonym przez huragan historii. I właśnie od tej dziejowej burzy rozpoczyna Maciej Jastrzębski swą książkę „Matrioszka Rosja i Jastrząb", przygotowywaną przez Wydawnictwo Helion/Edito.

Dlaczego matrioszka? - Poznawanie Rosji w jakimś sensie przypomina otwieranie matrioszki - tłumaczy Jastrzębski. - Pierwsza lalka jest duża, kolorowa i przykuwa naszą uwagę. Druga jest nieco drobniejsza, zawiera subtelne zmiany różniące ją od tej pierwszej. Trzecia może wydawać nam się brzydka, a czwarta zachwyci nas urodą. Na piątą nie zwrócimy uwagi, ale szóstą będziemy oglądać z wielkim zainteresowaniem. I tak aż do ostatniej, najmniejszej laleczki, która jest naga, bez wizerunków i ozdób. Niektórzy nazywają ją duszą matrioszki... -przypomina autor, korespondent Polskiego Radia. Zapuszczamy się za nim w regiony znacznie odległe od Kremla, choć zwykle pozostające pod jego kuratelą.

Odkrywamy Rosję jako wciąż tajemniczy ląd, z na nowo odkrywanymi relacjami między Polakami i Rosjanami. Zarówno w stolicy, jak i tam, gdzie termometr IwAdlł me odmarza i gdzie spotkamy duchy zesłańców.
POLSKA - DZIENNIK ŁÓDZKI .N, 2013-05-25

Niskobudżetowy startup. Zyskowny biznes i życie bez frustracji

Dzisiaj skończyłem lekturę książki „Niskobudżetowy startup. Zyskowny biznes i życie bez frustracji” Chrisa Guillebeau. Książka zaciekawiła mnie dlatego, bo wcześniej czytałem jego The Art of Non-Conformity i chciałem się dowiedzieć, co takiego chce przekazać w „Niskobudżetowym startupie”. Oto moja opinia na jej temat.

Dla kogo jest ta książka?

Zanim napiszę dla kogo jest ta książka, oto dla kogo z pewnością ona nie jest. Nie polecam jej osobom, które czytały już jakieś bardziej rozległe biznesowe pozycje, bo nie znajdą tutaj tego typu szczegółów „na wysokim poziomie” w kontekście średniej (czy nawet małej) firmy.

Dla kogo jest tak książka? Będzie doskonałą lekturą dla osób, które pracując na etacie dojrzały do momentu, że czas coś zmienić – i nie chodzi tutaj o kolejnego pracodawcę. Poleciłbym ją osobom, które zetknęły się w swojej etatowej pracy (niekoniecznie w korporacji) ze „ścianą” np. nie mogą już awansować, bo w małej rodzinnej firmie wyżej jest tylko szef, albo miejsce zarezerwowane jest dla dzieci szefa.
Sam znam wiele takich przypadków: świetny sprzedawca nie może awansować, zaczyna więc rozwijać własny biznes, w którym też jest sprzedawcą. Ale także właścicielem – i sam decyduje o swoim życiu zawodowym i prywatnym.

Takie osoby często są doskonałym specjalistami w swojej dziedzinie i mają dość pracy „u kogoś”, ale nie wierzą we własne siły. Po lekturze tej książki zdecydowanie nabiorą motywacji. Ale dostaną też sposób jak szybko i tanio przetestować swój pomysł na biznes.
O czym jest ta książka?

Zatrzymam się chwilę przy tytule. Po słowie „startup” spodziewałem się książki o biznesie internetowym. Ale ona wcale nie jest o tym. Mimo, że w zasadzie każdy z opisywanych tam przedsiębiorców używał Sieci do promocji lub sprzedaży, to osoby te reprezentowały różne typy biznesów: freelancing, współpracę, sprzedaż (także internetową) – generalnie to wszystko, co dzisiaj można podpiąć pod mikroprzedsiębiorczość i samozatrudnienie.

Autor opisuje historie różnych osób oraz okoliczności (czasem przypadkowych) w których uruchomili swoją małą firmę. A wybierał te osoby dość pieczołowicie i to stanowi o wartości tej książki. Spośród wielu ankiet i rozmów, które przeprowadził, wybrał takie osoby i biznesy, które spełniają kilka kryteriów np. nie wymagają specjalnej wiedzy czy umiejętności albo nie zatrudniają więcej niż 5 osób i dają przyzwoite dochody.

To istotne, bo chodzi o to, aby pokazać „zwykłą” działalność, a nie mega-biznes, z kredytami, leasingami i pełną księgowością. Na marginesie, poguglowałem trochę za osobami, które autor przedstawia w książce – oraz ich biznesami. Znalazłem wiele z nich, np. firmę z materacami opisaną już na samym wstępie (ale później przytaczaną wiele razy).

Dlatego fajne jest to, że zamiast skupiać się na czymś abstrakcyjnym dla początkującego przedsiębiorcy (czy nawet małej firmy) jak otwieranie oddziałów, zatrudnianie nowych osób do kolejnych działów firmy – autor pokazuje skalę „mikro”. Czyli to, przez co nawet największa firma świata przejść musiała – kiedy właściciel jest jednocześnie szefem, kierowcą, sprzedawcą i magazynierem.
Porady? Instrukcje?

Od strony technicznej osoba poszukująca pomysłu na założenie własnej firmy znajdzie w książce kilka narzędzi, które umożliwią jej szybszą realizację planów np. błyskawiczną (i bardzo motywującą) instrukcję na temat tego jak zacząć natychmiast (dotyczy sprzedaży online, ale to dobry początek), sposób na to, jak skupić się na właściwych celach (bo niestety – jest wiele „przeszkadzaczy”, wiem to z doświadczenia :)), fajny biznesplan (zupełnie inny od tych, które można wyszukać w Sieci albo poznać w szkole) i kilka innych wskazówek (np. czego ludzie pragną najbardziej).

Ta książka nie mówi o tym jak założyć biznes z pieniędzy rodziców (albo dotacji Urzędu Pracy), ale jak można trafić na swoją pasję z której można zrobić biznes – małymi krokami i z bardzo małym budżetem.
Wady?

Tak, znalazłęm dwie wady. Oczywiście to moje subiektywne odczucie. Za dużo jest w niej historii pozytywnych. Oczekiwałbym pokazania jednego lub dwóch przypadków, które się nie powiodły – po to, żeby czytelnik mógł nauczyć się czegoś na cudzych błędach. Pewno to był świadomy wybór, aby umieścić tylko pozytywne wzorce, bo dzięki temu książka ma bardzo inspirującą wymowę.

Ponieważ pisana jest w środowisku „amerykańskim” (choć opisuje doświadczenia przedsiębiorców z różnych krajów) to trochę trąci amerykanizmami – ale nie są zbyt „dokuczliwe” w sensie rzucania się w oczy (przykładem jest tytułowy „startup” który w Polsce kojarzy się w zasadzie wyłącznie z biznesem internetowym).

Ktoś może jej zarzucić, że przykładów jest zbyt wiele i lepiej byłoby rozpisać bardziej szczegółowo tylko kilka z nich – ale wówczas książka straciłaby swój motywacyjny charakter – moim zdaniem to akurat zaleta.
Podsumowanie

Inspirująca książka – i tak należy ją traktować – jako pierwszy drogowskaz, który wyznacza drogę do celu. Inspiruje dlatego, bo pokazuje na przykładach, że pasja prowadzi do sukcesu. Sam jestem zwolennikiem takiego myślenia, bo – zwyczajnie – sam tego doświadczyłem. Książkę wydał Helion, można ją kupić na stronach Onepress (także jako ebook), tam także znajduje się fragment do pobrania.
wykorzystajto.pl Rafał Mróz
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile