ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Głodne emocje. Jak schudnąć mądrze, skutecznie i na zawsze

Odchudzanie zaczyna się w naszej głowie – mówi autorka. Na przykładzie historii kobiet z nadwagą pokazuje nam, gdzie zaczynają się nasze problemy, dlaczego sięgamy po puste kalorie. Złość, smutek, gorycz, strach – to są emocje, które budzą w nas głód psychiczny, a my staramy się nakarmić je fizycznie. staramy się zasypać jedzeniem pustkę, która tkwi w naszych sercach.

Oprócz podania rzetelnych, porządnych wskazówek dietetycznych autorka zmusza nas do autoanalizy, spojrzenia wgłąb siebie. Mierzymy swój stres, analizujemy swoje zachowanie, odpowiadamy na pytania i powoli przekonujemy się, co może być przyczyną naszej nadwagi.

Znalezienie przyczyny to pierwszy stopień do skutecznej walki z nadwagą. Autorka nie zachęca do stosowania diet, raczej pokazuje, co należy zmienić w naszym życiu, by zmiana wagi dokonała się samoistnie. Jeśli popracujemy nad psychicznym wypełnieniem pustki, nie będzie potrzeby zasypywania jej kolejnymi porcjami jedzenia. A kiedy będziemy na to gotowe – wtedy sięgnijmy po garść przepisów na zdrowe smakołyki, które znajdziemy na końcu książki.
dojrzalakobieta.pl 2013-06-25

Nawyk wytrwałości. Jak go wykształcić metodą małych kroków

Większość poradników samopomocowych, z jakimi się spotykałam na naszym rynku wydawniczym, sięga do duchowości wschodniej, mistyki, albo całkowicie neguje duchową stronę procesu wychodzenia z kryzysu. Ta jest inna – zanurzona w chrześcijańskich, europejskich korzeniach, łączy w sobie znaną nam od dziecka duchowość z naukowymi metodami psychologii.

Autorka koncentruje się na problemach, które najczęściej motywują ludzi do sięgnięcia po poradnik: problemy w związkach, chęć zerwania z nałogiem, odchudzanie, poszukiwanie pracy. Nie traci czasu na podgrzewanie atmosfery motywującymi przemowami, od razu zabiera się do rzeczy. Przedstawia żelazny plan, który krok po kroku przybliża nasz wymarzony cel.

Przypomina to trochę rozkładanie na czynniki pierwsze bardzo skomplikowanego mechanizmu, a potem stopniowe składanie go z powrotem i przyznam, że ujęła mnie tym, że jest konkretna, nie traci czasu na przydługie wyjaśnienia, nie głaszcze po głowie, tylko zagania do pracy.

W końcu podróż na tysiąc mil zaczyna się od pierwszego kroku.
dojrzalakobieta.pl 2013-06-25

Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta

Chińska Republika Ludowa, Chiny lub Państwo Środka. Niezależnie, której z nazw użyjemy zawsze kryć się pod nią będzie jedno państwo. Kojarzyć się ono może wielorako. Dla mnie jednak pierwszą rzeczą, o której myślę, gdy słyszę słowo "Chiny" jest wszędobylska etykietka Made in China.

Wydane przez wydawnictwo Bezdroża Niebo w kolorze Indygo to relacja polskiej podróżniczki Anny Jaklewicz z jej kilkumiesięcznego pobytu na chińskiej prowincji. Autorka ukazuje nam, jak toczy się życie mieszkańców tamtejszych wsi. W swym tekście udowadnia, iż Państwo Środka to nie tylko fabryka kiepskiej jakości produktów, lecz przede wszystkim miejsce bogate w różnorodne święta, tradycje i grupy etniczne tworzące wspólnie wielobarwną kulturę.

Chiny fascynują autorkę, o czym można przekonać się już po lekturze kilku pierwszych stron tekstu. Sposób, w jaki opowiada czy też opisuje to, co widzi lub też czego doświadcza pełen jest bowiem intensywności, zaangażowania i emocji, które udzielają się także czytelnikowi. Pani Ania to również osoba niezwykle otwarta, która nie ma problemów z szybkim przystosowywaniem się do nowych warunków. Gdy zostaje zaproszona na "babską", suto zakrapianą alkoholem imprezę, zgadza się bez wahania, mimo iż jedyną formą komunikacji między nią a nowymi koleżankami jest język ciała. Tak samo nie odczuwa ona żadnych oporów w momencie, kiedy nowo poznana dziewczyna proponuje jej udział w swoim weselu. Podróżniczka traktuje każdą tego typu sytuację, jak możliwość lepszego poznania miejsca, w którym się znalazła. Dzięki takiemu podejściu książka, którą p. Ania napisała, pełna jest ciekawostek i swoistych smaczków niespotykanych w zwykłych przewodnikach turystycznych.

"Niebo w kolorze indygo" przeczytałam szybko, ale nie bezrefleksyjnie. Poruszyły mnie momenty opisujące negatywny wpływ marketingu i przemysłu na rozwój grup etnicznych. Ludzie zmuszani są do zmian, do przyśpieszenia tempa swojego życia, mimo iż wcale tego nie pragną. Także nawiązanie do tematu kontroli narodzin, a dokładniej do faktu, że zamożniejszym wolno jest posiadać więcej dzieci niż biedniejszym wywołało we mnie wewnętrzne oburzenie. Oczywiście pojawił się też temat spożywania mięsa z psów, który dla nas ludzi zachodu od zawsze jest kontrowersyjny, jednak na szczęście autorka nie zabawiła przy tym problemie zbyt długo.

Chociaż zaliczam się do typowych mieszczuchów z czystym sumieniem przyznaję, iż urzekł mnie ten chiński folklor. Niezwykle plastyczne opisy dodatkowo podkreślone przez liczne (dobrej jakości) zdjęcia oraz bardzo bezpośredni i lekki styl autorki, pozwoliły mi odbyć pełną przygód podróż bez wychodzenia z domu. Warto sięgnąć po "Niebo w kolorze indygo", bo to dobra i konkretna lektura, która udowadnia nam, że nawet pozornie nudne wioski na prowincji kraju mogą nas czasem oczarować i czymś miło zaskoczyć.
jarken.blogspot.com Jarka

Może (morze) wróci

„Może (morze) wróci” to zapis podróży do Uzbekistanu w celu ujrzenia jednej z największych tragedii ekologicznych naszych czasów – wyschnięcia Morza Aralskiego. Opowieść to ciekawa, wartka, pouczająca, a przede wszystkim – dogłębnie smutna.

Przyznam szczerze: podszedłem z rezerwą do tej książki. Moja podejrzliwość pojawiła się po kilku pierwszych stronach, na których autor przyznaje się do nieznajomości rosyjskiego. Oczywiście, w podróżowaniu po świecie znajomość języków nie jest obowiązkowa. Trudno wymagać, by znało się języki wszystkich odwiedzanych krajów – nie każdy jest Robertem Stillerem. Co więcej, są kraje, gdzie w dużej mierze angielski wystarczy – jak Indie. Ale warto chociaż znać główny język danego regionu – np. hiszpański w Ameryce Południowej. I właśnie rosyjski na byłym obszarze radzieckim.

Z prostego powodu – poznawczego. Język jest zawsze bramą do kultury danego kraju, ale dzięki dziedzictwu kolonializmu możemy za pomocą kilku języków europejskich znaleźć klucze do większości kultur na świecie. Tak jest właśnie w Azji Środkowej, gdzie rosyjski wciąż jest (jedyną) lingua franca, a nie mówiąc w nim traci się rzecz bezcenną, czyli rozmowy z ludźmi. A z nikim nie ma tak wspaniałych rozmów o życiu, Bogu i wszechświecie jak z ludźmi na (postradzieckim) Wschodzie. Nieznajomość z kolei powoduje, że bardzo trudno jest zrozumieć dany kraj, zdając się tylko na obserwacje, rozmowy z tą garstką mówiącą po angielsku bądź dadaistyczną komunikację przy pomocy kilku najprostszych słów.

Przez ten brak możemy zobaczyć kraj i niewiele zrozumieć – tak jak Tiziano Terzani , który opisywał Azję Środkową , w tym i Uzbekistan, w momencie rozpadu ZSRR. Nie znał on rosyjskiego i nie pił. Nic nie zrozumiał. Pamiętam, że czytałem jego „Dobranoc panie Lenin” z mieszaniną irytacji i współczucia. Biorąc do ręki „może/morze” bałem się, że będzie podobnie, no może nie aż tak źle, bo autora jednak o niepicie nie podejrzewałem. Na szczęście nie było!

Pochłaniałem tę książkę z rosnącą przyjemnością. Dobrze się to czyta, widać, że autor ma lekkie, przyjemne pióro, zaś książka należy do tej kategorii nielicznych dzieł opisujących atrakcyjnym językiem trudne sprawy. A do tego, mimo iż jest laikiem w kulturze i tradycji tego kraju, ma oko. Przykładowo jego opisy dekoracyjnych drzwi są przykładem na świetną obserwację. Tak, drzwi są niezwykle istotnym elementem kultury tego kraju – i właśnie drzwiom jest poświęcony jeden z najsłynniejszych obrazów Azji Środkowej („Drzwi Tamerlana” Wierieszczagina). Takich przykładów jest w tej książce więcej, a jako wielką zaletę należy autorowi oddać odświeżenie postaci Leona Barszczewskiego. No i jakoś barierę językową udało mu się pokonać, co świadczy, że jednak można, a przynajmniej Polak może. Bo autor ma taką rzadką już cechę, że mimo iż komuny nie pamięta, to ją jednak czuje – a jest to zdolność zamierająca, zaś na zachodzie kompletnie nieznana. O tym zaś, że sowieckość on rozumie, świadczy chociażby historia z dyrektorem w Czimganie, z którym zbratał się – jak się domyślam – nie powtarzając błędu Terzaniego.

Tak więc jest ogólnie dobrze, choć nie idealnie. Mógłbym trochę pomarudzić: życzliwie by była jasność – bo mi się tak książka podoba. „Morze/może” jest dobre, ale to nie Kapuściński, którego opis „nożyc śmierci i piękna” Samarkandy pozostaje nieosiągalnym ideałem metafory ilustrującej zwiedzane miejsce. Można by się też powadzić o niektóre tezy. Krytykowanie zamordyzmu uzbeckiego reżimu jest zasadne, ale bez przesady. Przy sąsiednim Turkmenistanie Uzbekistan to istna oaza demokracji. Zaś plucie Uzbeków jest doprawdy wręcz niezauważalne (a przede wszystkim niesłyszalne) przy symfonicznym charkaniu Chińczyków. To wszystko jednak zależy od skali porównawczej, ale to też wbrew pozorom niekoniecznie zarzut, bo autor już we wstępie pisze, że nie jest podróżnikiem. Ta skromność jest zaiste ujmująca, szczególnie na tle wysypu podróżniczych przemyśleń ludzi, którym się niewzruszenie wydaje, że są współczesnymi Magellanami i Livingstone’ami.

Książka jest atrakcyjna i dobrze się ją czyta, a gdy autor dojeżdża w końcu do swojego celu, robi się dojmująco smutna – i mądra. Podsumowanie tematu wyschnięcia Morza Aralskiego jest najmocniejszą merytorycznie częścią całości. Jest dowodem na to, że autor nie tylko tam pojechał, fajnie spędził czas i się dobrze bawił, ale jeszcze wiele zrozumiał. Dzięki temu Sabela jest potwierdzeniem tezy Konfucjusza, iż „lepiej raz zobaczyć, niż sto razy przeczytać”. „Morze/może” jest dowodem na to, jak należy mówić o trudnych sprawach w atrakcyjny sposób. Warto po nią sięgnąć, by usłyszeć historię ludzkiej pychy, najlepiej symbolizowanej przywoływanymi przez autora słowami Chruszczowa o Morzu Aralskim. „Nie wyschnie. A nawet jeśli, to trudno”. Dzięki książce Sabeli poznamy przerażające skutki takiej postawy. Ujrzymy ludzi, którzy wciąż wierzą, że „Morze wróci”. I zrozumiemy, dlaczego nie wróci.
mojeopinie.pl Michał Lubina

Wojny walutowe. Nadejście kolejnego globalnego kryzysu

Papier, złoto czy chaos

Kurs dolara ulegnie załamaniu, a gospodarka światowa wpadnie w niespotykane do tej pory tarapaty. Taką tezę stawia James Rickards, bankier z wieloletnim doświadczeniem na Wall Street, starający się przewidzieć skutki toczącej się obecnie wojny walutowej, już trzeciej w ciągu ostatnich stu lat. Luzowanie amerykańskiej polityki pieniężnej poprzez masowy dodruk pieniądza wywoła inflację, która zdeprecjonuje wartość dolara, zauważa autor. Gdyby nie kilka ważnych różnic, byłby to typowy ruch podczas klasycznego sporu walutowego, jaki obserwowaliśmy już np. w latach 20. i 30. XX wieku. Państwa konkurencyjnie obniżały wówczas wartość swoich walut, aby zwiększyć siłę przebicia rodzimego eksportu i zniwelować bezrobocie. Teraz jednak skala zjawiska jest zdecydowanie większa i - ze względu na rolę amerykańskiej waluty w gospodarce światowej oraz powiązania między zainteresowanymi podmiotami - znacznie bardziej skomplikowana. Pewne jest jednak jedno - polityka Fedu nie pozostanie bez wpływu na inne państwa, zwłaszcza Chiny, lokujące ogromne nadwyżki w obligacje Waszyngtonu Spadek notowań dolara przełoży się więc negatywnie na wartość kapitału zainwestowanego przez Państwo Środka, co z kolei wywoła problemy w jego gospodarce, stymulowanej z zachowanych rezerw. Jak Chiny odpowiedzą na działania Rezerwy Federalnej Czy wystarczająca będzie sprzedaż wszystkich amerykańskich obligacji w celu obniżenia kursu dolara Pomysłów w tym zakresie jest więcej. Rosja i Chiny coraz częściej rozmawiają bowiem o pozbawieniu dolara obecnej roli w rozliczeniach międzynarodowych. Pojawiają się głosy nawołujące do stworzenia nowego światowego pieniądza.

Jakie mogą być skutki obecnej wojny na rynkach finansowych Autor pokazuje kilka możliwych scenariuszy przyszłości dolara i nazywa je „czterema jeźdźcami dolarowej apokalipsy". Są to: model oparty na kilku papierowych walutach rezerwowych, specjalne prawa ciągnienia (SDR), powrót do parytetu złota oraz chaos. Ten ostatni, jak zaznaczono w książce, wydaje się najbardziej prawdopodobnym wynikiem wojen walutowych i psucia dolara. Chodzi o załamanie się nastrojów inwestorów, po którym rządy będą musiały podjąć specjalne działania podtrzymujące system monetarny, handel, inwestycje. Od tego już tylko krok do globalnego krachu na rynkach akcji, surowców czy nieruchomości.
Rzeczpospolita Artur Piskor, 2013-06-17
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile