ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Lady Australia

Najmniejszy kontynent – tak odległy i tak fascynujący. Marek Tomalik, podróżnik i dziennikarz, zaprasza nas na wędrówkę przez malownicze oblicza Australii i przedstawia ją w iście poetycki sposób. Opis przyrody i krajobrazów przeplatany jest fotografiami, poezją oraz muzyką, która trafnie przybliża dzikość i magiczność Lady Australii. A Czytelnik, zagłębiając się w lekturę, ma ochotę zobaczyć tamten świat i sprawdzić na własne oczy, co takiego kryje w sobie?

A kryje bardzo dużo. „Lady Australia” to nietypowy dziennik z podróży. To flirt autora z australijską ziemią, skąpaną w zachodzącym słońcu. To miłość od pierwszego wejrzenia, a Lady A., jak określa ją autor, ma swoje sposoby, aby oczarować, zafascynować i uzależnić. Pomaga jej w tym przyroda ze swoimi największymi klejnotami, do których należy Park Narodowy Kakadu, Wielka Rafa Koralowa, Region Wyschniętych Jezior Willandra, magiczna skała Uluru oraz dzika Tasmania. Australia obfituje w różnorodną faunę i florę, niespotykaną na żadnym innym kontynencie.

„W podróży ważne jest to, co dzieje się w duszy człowieka. Podróż to zmiana codzienności na niecodzienność, lekarstwo na śmiertelność. O codzienności się zapomina, to sfera umierania. Podróż jest prokreacją. Nie cel jest najważniejszy, ale droga i kolejne doświadczenia w drodze, postrzeganie nowych, nieznanych światów, które zawsze wzbogacają”.

Każda podróż to nowe doświadczenie, poznawanie miejsc, kultury, tradycji, obyczajów czy w końcu przyrody. Marek Tomalik skupił się na tym ostatnim i przedstawia Australię taką, jaka jest w swoim, niezmienionym przez człowieka, obliczu. Jednocześnie przyznaje „wyszło na jaw, że jestem facetem zakochanym w kontynencie (…) Lady Australia to ostra sztuka, ostra i temperamentna, gorąca i odpychająco zimno”.

Dlaczego autor tak postrzega ten kontynent? Z powodu halucynogennej, odrealnionej przyrody? Bogatej historii? Czy obezwładniającego piękna? Odpowiedzi nie zna sam Marek Tomalik, pytając „dlaczego tak zmysłowo ją postrzegam, dlaczego tak mnie omotała?”

Książka obfituje w zdjęcia, na których zobaczymy krajobrazy, australijskie niebo, zwierzęta i rośliny, góry, najróżniejsze formy skalne, a także wodę. Polecam ją wszystkim, których Australia fascynują i zastanawia, ale także tym, którzy chcieliby ją zobaczyć na własne oczy. Mimo, że nie należałam do fanów tego kontynentu, to przerzucając kolejne kartki coraz bardziej przekonywałam się do faktu, że jest to świat pełen tajemniczości.
odkrywcaswiata.blogspot.com M, 2013-06-16

Może (morze) wróci

Tylko tego morza żal

Po nas choćby potop – to słynne powiedzenie, przypisywane Madame de Pompadour, kochance Ludwika XV, doskonale pasuje również do Nikity Chruszczowa i jego światłych planów przemiany Uzbekistanu w kraj rolnictwem stojący. Zapoczątkowany w latach trzydziestych XX wieku program Ziemie dziewicze zakładał wykorzystanie dwóch dopływów Jeziora – Amu-darii na południu oraz Syr-darii na północy, do irygacji pól.

Kolonizację stepów Azji Środkowej, szczególnie Kazachstanu w celu przemiany ich w pola uprawne, a także kolejny pomysł władzy – uprawę bawełny na niespotykaną skalę na terenach Uzbekistanu, Turkmenistanu i Kazachstanu nie tylko można nazwać przejawem krótkowzroczności, ale wręcz głupoty. W wyniku tych działań jezioro, nazywane „Morzem Aralskim”, w czasach świetności liczące sobie 428 km długości i 234 km szerokości, stało się tylko wspomnieniem. Zniszczenie całych ekosystemów, dziesiątek gatunków zwierząt i złamane życie ludzkie - oto efekt działań, uznawanych za przyczynę największej katastrofy ekologicznej na świecie.

Dziś ten pomnik ignorancji władzy, przestrogę dla potomnych oraz dowód na to, do czego może doprowadzić prymitywny sposób melioracji, odwiedzamy dzięki autorowi wciągającej książki podróżniczej Może (morze) wróci, opublikowanej nakładem wydawnictwa Bezdroża. Bartek Sabela zawodowo zajmuje się architekturą i – jak sam zastrzega – nie jest podróżnikiem. Przed wizytą w Uzbekistanie celem jego wypraw była wspinaczka i dopiero intrygujące zdjęcie w jednym z magazynów - wielbłąd spacerujący obok kutra rybackiego, stało się bodźcem do tego, by wyruszyć w niezapomnianą wyprawę do kraju, gdzie egzotyka Jedwabnego Szlaku styka się z dziedzictwem radzieckiej myśli technicznej. W książce nie została zachowana chronologia całego przedsięwzięcia, ale też i nie ona ma tu znaczenie. Otrzymujemy bowiem pozycję, która ujmuje esencję tego niezwykłego i nieodkrytego jeszcze przez turystów kraju. Kraju, w którym wspaniałe zabytki stykają się z betonowymi placami i monumentalnymi „budynkami w służbie władzy”, a za ozdobnymi fasadami, iluzją wielkich i kosmopolitycznych miast z butikami Dolce Gabbana, czają się slumsy i skrajna bieda.

(…) Jadę zobaczyć Morze Aralskie. Jadę zobaczyć coś, w co trudno uwierzyć, gdy się o tym czyta i gdy się to ogląda na zdjęciach. Jadę zobaczyć, do czego są zdolni ludzie pozbawieni wyobraźni – pisze autor, zabierając czytelników w podróż, podczas której przemieszczał się na północny Zachód w kierunku Morza Aralskiego, przez miasta dawnego Szlaku Jedwabnego oraz miasta-widma.

Swoją literacką przygodę rozpoczynamy w Taszkencie, chociaż w rzeczywistości był to ostatni przystanek autora. Podziwiamy spektakularny „sowiecki” styl zabudowy, który zepchnął w niepamięć stare uzbeckie miasto z typową zabudową. Trzęsienie ziemi w 1966 roku ułatwiło działania nowej władzy, lubującej się w modernistycznych gmachach. Odwiedzamy kolejne miasta, stanowiące kolebkę historii, którą siłą próbuje usunąć nowoczesność. Tropimy również absurdy Uzbekistanu, takie jak (występujący również w innych krajach regionu) obowiązek meldunkowy, tzw. registracja. Przeliczać będziemy także niezliczone ilości obowiązującej waluty (sum uzbecki) na dolary, rozgościmy (choć to za dużo powiedziane) się również w jednym z hoteli w Czimgan, leżącym 100 km na wschód od Taszkentu, gdzie będziemy jedynymi gośćmi!

Przekonamy się również, jak życzliwi potrafią być rdzenni mieszkańcy i jak zabawne sytuacje mogą wyniknąć, kiedy do Uzbekistanu jedzie Polak znający język angielski, niemal nieznany wśród miejscowych. Odwiedzimy z autorem również okoliczne bazary. Chcesz zobaczyć prawdziwych Uzbeków, przekonać się, jak żyją, jak rozmawiają, jacy naprawdę są? Zapomnij o zabytkach, zostaw mauzoleum Szach-i-Zinda (…) i idź na bazar kupić choćby arbuza – pisze Bartek Sabela, wspominając swoje wizyty na bazarze Siab (Samarkanda), gdzie przeszedł prawdziwą „próbę ognia”, na bazarze Czorsu (Taszkent) oraz na bazarze w Nukusie.

Może (morze) wróci to pozycja, którą pochłania się łakomie, sycąc oczy zamieszczonymi zdjęciami i puszczając wodze wyobraźni. Autor, ukazując różnice (ale i podobieństwa) pomiędzy Wschodem a Zachodem, zwraca uwagę czytelników na rzeczy warte zobaczenia, poznania, na fasadę, wytrwale utrzymywaną przez aparat władzy, za którą kryją się wstydliwa bieda i brud, a także na kwestie związane z ekologią. Wszystko to sprawia, że podróż z Bartkiem Sabelą jest tą, którą chce się powtórzyć w rzeczywistości. I tylko tego morza, morza żal…
granice.pl Justyna Gul

Jak zarabiać na aplikacjach i grach mobilnych

Coraz częściej używamy smartfonów, które wypierają tradycyjne telefony komórkowe. Tablety powoli zastępują notebooki, nie mówiąc o komputerach stacjonarnych. Nowoczesne urządzenia przestają być wykorzystywane tylko do pracy czy komunikacji; służą też do zabawy. Polacy masowo ściągają na swoje urządzenia mobilne różnego rodzaju aplikacje, w tym gry. Najczęściej wybierają programy bezpłatne. Jakie cechy powinna mieć zatem aplikacja, żeby klient zechciał za nią zapłacić Odpowiada na to książka „Jak zarabiać na aplikacjach i grach mobilnych" napisana przez Piotra Stalewskiego. To obowiązkowa pozycja dla każdego, kto chce zbić majątek na tworzeniu aplikacji na urządzenia przenośne. Nie jest to łatwe, a konkurencja ogromna. Klienci mają mnóstwo programów do wyboru. Autor chce pomóc odnaleźć się w tej matni. Czy robi to skutecznie Najlepiej przekonać się, zapoznając się z lekturą.
Rzeczpospolita DWOL, 2013-06-17

Matrioszka Rosja i Jastrząb

MATRIOSZKA CZY WYDMUSZKA?

Książkę pracującego w Moskwie korespondenta polskiego radia Macieja Jastrzębskiego poleca się jako świeże spojrzenie na Rosję i jej sprawy. Podobnie jak w tytułowej matrioszce wraz z dziennikarzem poznawać mamy ten wielki kraj coraz lepiej odsłaniając kolejne warstwy.

Już przy pobieżnej lekturze rzuca się w oczy główny mankament „Matrioszki Rosji i Jastrzębia”, a im dalej, tym niestety gorzej. Zabrakło w książce celu, jakiejś nici przewodniej, elementów spajających całość w składną, w miarę jednolitą opowieść. Zamiast tego do naszych rąk trafił kogel-mogel, w którym przeplatają się wiadomości podane w formie krótkich akapitów, a autor nieustannie przeskakuje z tematu na temat, ledwie każdy z nich naświetlając. Niebezpiecznie zbliża się w ten sposób do formuły encyklopedii lub leksykonu, przewodnika turystycznego, a nawet podręcznika szkolnego do historii, WOS-u i geografii, swego rodzaju piguły wiedzy o współczesnej i historycznej Rosji. Chciał chyba autor tym samym przedstawić książkę dla każdego, lecz jak dobrze wiemy – co jest dla każdego, najczęściej bywa dla nikogo.

Pełno tu trywialnych, stereotypowych spostrzeżeń, które z wnikliwym spojrzeniem nie mają nic wspólnego: „Rosjanie uwielbiają muzykę Fryderyka Chopina” albo „Rosjanie darzą papieża Polaka szacunkiem; „[Rosjanie] chwalą polską kuchnię” lub też „Na rosyjskich uniwersytetach spotkamy polskich wykładowców i studentów”. Obraz kobiety rosyjskiej, jaki wyłania się z książki, nie jest budujący: to najpewniej sprzedajna wielbicielka luksusu z lubością oddająca się bogatym mężczyznom albo poczciwa babuszka obierająca ziemniaki na obiad dla męża. Nie trzeba do Rosji jechać, nie trzeba nawet nic o niej wiedzieć, by formułować podobnie powierzchowne sądy (oparte często na sondażach i sondach ulicznych, na które powołuje się Jastrzębski).

Nie można odmówić Jastrzębskiemu wiedzy o największym powierzchniowo państwie świata, ale od korespondenta Polskiego Radia, rezydującego na stałe w Moskwie, a wcześniej i w Mińsku, oczekiwałem znacznie głębszego wejścia w temat. Przesadnie też autor koncentruje na sprawach politycznych, w nich upatrując chyba klucza do zrozumienia współczesnej Rosji, ale z prac innych badaczy tematu (choćby Jacka Hugo-Badera) wiemy, że niekoniecznie musi to być prawda, a prawdziwe perły kryją się jednostkowych losach mieszkańców kraju. A przede wszystkim są one znacznie bardziej odkrywcze od pobieżnych biografii Putina, Miedwiediewa czy ruskich oligarchów, które bez trudu można znaleźć w internecie.

Wszystkie wymienione dotychczas wady nie oznaczają, że „Matrioszka Rosja i Jastrząb” nie posiada żadnych zalet. Mimo wszystko stanowi książka stosunkowo obszerne, a zarazem przystępne kompendium wiedzy o naszym wschodnim sąsiedzie. Zaznaczyć należy jednak, że w tej formie zainteresuje ono wyłącznie te osoby, które nie wiedzą o Rosji nic lub prawie nic, nie czytają prasy ani książek. Tylko znów powraca pytanie, czy do takich czytelników zamierzał dotrzeć autor. Najciekawszy fragment książki Jastrzębskiego to rozdział o wierzeniach, kosmogonii, mitach grup etnicznych zamieszkujących Federację Rosyjską. Świetna jest także historia o diamentach odnalezionych w miejscu lądowania meteorytu nad rzeką Popigaj. Nie mnie dociekać, ile jest prawdy w tej opowieści, ale stanowi ona bez wątpienia najatrakcyjniejszą część „Matrioszki Rosji…” i wielka szkoda, że właśnie w takie historie nie zaopatrzył jej Maciej Jastrzębski w głównym stopniu. Naprawdę trudno bowiem podejrzewać, że znający ponoć od podszewki Rosję dziennikarz ma o niej w gruncie rzeczy tak niewiele nowego do powiedzenia.

Książka kończy się metaforą porównującą współczesną Rosję do niezwykle popularnego gadżetu – matrioszki. I tak jak odkrywamy kolejne lalki w lalkach, odkładając na bok poszczególne jej elementy, możemy też poznawać naszego wschodniego sąsiada. Maciej Jastrzębski twierdzi, że nigdy nie dane nam będzie dotrzeć do ostatniej, najlepiej ukrytej laleczki, do jądra duszy rosyjskiej. Możemy jednak próbować zdrapywać następne warstwy. Mimo ciekawego porównania sam autor nie uniknął pobieżnego podejścia do tematu. Korespondent polskiego radia nie tylko nie próbował odszukać najmniejszej z kobietek zaklętych w tej symbolicznej matrioszce, ale ledwie odsłonił drugą lub trzecią z ich długiego szeregu.
esensja.pl Jacek Jaciubek, 2013-06-21

Świadomy inwestor. Odkrywanie ukrytego potencjału spółki

Oceń potencjał spółki

Każdy gracz giełdowy zdaje sobie sprawę z roli, jaką pełni prawidłowa ocena potencjału spółki notowanej na parkiecie. Paweł Zaremba--Śmietański, wieloletni inwestor, byry makler i analityk, wskazuje na nowatorskie zasady, którymi powinniśmy się kierować podczas tego procesu.

Książka przeciwstawia się wielu uznanym do tej pory regułom. Autor rozprawia się m.in. z wycenami akcji, dokonywanymi na podstawie popularnej metody zdyskontowanych przepływów pieniężnych. Krytykuje też, niesprawdzającą się jego zdaniem, teorię o efektywności rynków oraz mity, takie jak „tnij straty" czy „nie uśredniaj". Jednocześnie proponuje wiele własnych rozwiązań, mających na celu ukierunkowanie czytelnika na drogę prawdziwego inwestowania.
Rzeczpospolita ARP, 2013-06-17
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile