Recenzje
Bieganie metodą Gallowaya. Ciesz się dobrym zdrowiem i doskonałą formą!
Jeff Galloway to jedna z postaci, których miłośnikom biegania nie trzeba przedstawiać. To jeden z amerykańskich biegaczy, którzy najmocniej przyczynili się do popularyzacji dyscypliny sportu, która - także w Polsce - gromadzi coraz większe rzesze pasjonatów. Niejednokrotnie wygrywał ważne światowe biegi maratońskie, a udało mu się to dzięki metodzie, którą zastosować może każdy - nawet biegacz-amator. Metoda ta kładzie bowiem nacisk na odpoczynek już w trakcie biegu, poprzez zastosowanie regularnych przerw na marsz. Z drugiej strony Galloway podkreśla, że mniejsze znaczenie ma duży kilometraż w trakcie tygodnia, gdy każdemu brakuje czasu. O wiele ważniejszy jest jeden dłuższy bieg, stosowany co tydzień lub co dwa tygodnie, w zależności od obranego planu treningowego i docelowego dystansu w trakcie wyścigu.
Bieganie metodą Gallowaya to trening dla początkującego biegacza niejako "w pigułce". Autor opisuje rewolucję, jaka w zakresie biegania zaszła w drugiej połowie XX wieku. Następnie przechodzi do informacji bardziej konkretnych, opisując fizjologiczne podstawy treningu, planowanie poszczególnych biegów oraz dziennego i tygodniowego kilometrażu, jak również znaczenie prowadzenia dziennika biegania. Pisze też, jak biegać w czasie wielkich upałów czy jak przygotować się do biegania zimą, a informacje te są naprawdę ogromnie pomocne.
Książka Gallowaya stanowić będzie interesującą pomoc dla każdego, kto planuje kiedykolwiek - choćby dla własnej przyjemności - przystąpić do zawodów. Biegacz podkreśla, że nigdy nie należy przesadzać z szybkością i tempem - nadmierny nacisk na nie przekłada się bowiem przede wszystkim na ilość i częstotliwość kontuzji, które łatwo mogą zniweczyć efekty wielomiesięcznego treningu. Galloway podpowiada, jak startować w zawodach powinien amator, a jak - doświadczony już zawodnik. Prezentuje także tabele, pomagające planować trening przed biegiem na poszczególnych dystansach i ukończeniu ich w określonych czasach, do półmaratonu włącznie.
Ale Bieganie metodą Gallowaya to także dostrajanie - pracowanie nad techniczną stroną biegu, dołączenie do treningu ćwiczeń wzmacniających i uzupełniających, parę słów na temat motywacji, treningu mentalnego czy biegania dla kobiet. Autor opisuje też najczęstsze kontuzje, pomagając odróżnić - przynajmniej wstępnie - poważną kontuzję od tak zwanego przetrenowania i pokazując, jak z niektórymi problemami sobie radzić. Nie jest jednak Bieganie metodą Gallowaya poradnikiem dla lekarzy-amatorów. Galloway podkreśla, że w przypadku jakichkolwiek wątpliwości, nie należy polegać na własnych domysłach, lecz czym prędzej zgłosić się do lekarza. Opisuje także znaczenie pracy z dobrym trenerem, której nie zastąpi lektura nawet najlepszego poradnika.
Bieganie to nie tylko same treningi. To także odpowiednia dieta, pomagająca osiągnąć dobre wyniki w zawodach, a także sposób na... "wybieganie" tłuszczu. Dobre wyniki trudno osiągnąć bez odpowiedniego obuwia. I na te tematy biegacz zabiera głos, przedstawiając swoje opinie czy praktyczne porady. Mówi także o bieganiu dzieciaków i seniorów oraz prezentuje metodę oszacowania wyniku w zawodach, do których się właśnie przygotowujemy.
Galloway pisze w sposób przystępny i interesujący. Oczywiście, sporo tu tak charakterystycznych dla amerykańskich poradników motywacyjnych zwrotów do czytelnika, jednak maniera ta nie jest przesadnie irytująca. Jeff Galloway stawia raczej na konkrety. Oczywiście, nie wyczerpuje wszystkich tematów związanych z bieganiem. Oczywiście też jego książka nie zastąpi współpracy z trenerem zawodowcowi, jednak dla początkującego biegacza z pewnością stanie się bardzo pomocna.
Trudno mi, jako laikowi w sprawach sportu i człowiekowi, który biega amatorsko dopiero od paru lat, wypowiadać się na temat skuteczności metody treningowej Jeffa Gallowaya. Stosowanie jej nie przyniosło mi jak dotąd zdecydowanej poprawy wyników, o której pisze autor. Natomiast dało się zauważyć, że o wiele mniej mam już problemów z lżejszymi czy poważniejszymi kontuzjami, z przetrenowaniem czy przemęczeniem. A o to mi - jako amatorowi, który do swojego pierwszego maratonu wciąż jeszcze się przygotowuje - przed lekturą poradnika Gallowaya chodziło.
Bieganie metodą Gallowaya to trening dla początkującego biegacza niejako "w pigułce". Autor opisuje rewolucję, jaka w zakresie biegania zaszła w drugiej połowie XX wieku. Następnie przechodzi do informacji bardziej konkretnych, opisując fizjologiczne podstawy treningu, planowanie poszczególnych biegów oraz dziennego i tygodniowego kilometrażu, jak również znaczenie prowadzenia dziennika biegania. Pisze też, jak biegać w czasie wielkich upałów czy jak przygotować się do biegania zimą, a informacje te są naprawdę ogromnie pomocne.
Książka Gallowaya stanowić będzie interesującą pomoc dla każdego, kto planuje kiedykolwiek - choćby dla własnej przyjemności - przystąpić do zawodów. Biegacz podkreśla, że nigdy nie należy przesadzać z szybkością i tempem - nadmierny nacisk na nie przekłada się bowiem przede wszystkim na ilość i częstotliwość kontuzji, które łatwo mogą zniweczyć efekty wielomiesięcznego treningu. Galloway podpowiada, jak startować w zawodach powinien amator, a jak - doświadczony już zawodnik. Prezentuje także tabele, pomagające planować trening przed biegiem na poszczególnych dystansach i ukończeniu ich w określonych czasach, do półmaratonu włącznie.
Ale Bieganie metodą Gallowaya to także dostrajanie - pracowanie nad techniczną stroną biegu, dołączenie do treningu ćwiczeń wzmacniających i uzupełniających, parę słów na temat motywacji, treningu mentalnego czy biegania dla kobiet. Autor opisuje też najczęstsze kontuzje, pomagając odróżnić - przynajmniej wstępnie - poważną kontuzję od tak zwanego przetrenowania i pokazując, jak z niektórymi problemami sobie radzić. Nie jest jednak Bieganie metodą Gallowaya poradnikiem dla lekarzy-amatorów. Galloway podkreśla, że w przypadku jakichkolwiek wątpliwości, nie należy polegać na własnych domysłach, lecz czym prędzej zgłosić się do lekarza. Opisuje także znaczenie pracy z dobrym trenerem, której nie zastąpi lektura nawet najlepszego poradnika.
Bieganie to nie tylko same treningi. To także odpowiednia dieta, pomagająca osiągnąć dobre wyniki w zawodach, a także sposób na... "wybieganie" tłuszczu. Dobre wyniki trudno osiągnąć bez odpowiedniego obuwia. I na te tematy biegacz zabiera głos, przedstawiając swoje opinie czy praktyczne porady. Mówi także o bieganiu dzieciaków i seniorów oraz prezentuje metodę oszacowania wyniku w zawodach, do których się właśnie przygotowujemy.
Galloway pisze w sposób przystępny i interesujący. Oczywiście, sporo tu tak charakterystycznych dla amerykańskich poradników motywacyjnych zwrotów do czytelnika, jednak maniera ta nie jest przesadnie irytująca. Jeff Galloway stawia raczej na konkrety. Oczywiście, nie wyczerpuje wszystkich tematów związanych z bieganiem. Oczywiście też jego książka nie zastąpi współpracy z trenerem zawodowcowi, jednak dla początkującego biegacza z pewnością stanie się bardzo pomocna.
Trudno mi, jako laikowi w sprawach sportu i człowiekowi, który biega amatorsko dopiero od paru lat, wypowiadać się na temat skuteczności metody treningowej Jeffa Gallowaya. Stosowanie jej nie przyniosło mi jak dotąd zdecydowanej poprawy wyników, o której pisze autor. Natomiast dało się zauważyć, że o wiele mniej mam już problemów z lżejszymi czy poważniejszymi kontuzjami, z przetrenowaniem czy przemęczeniem. A o to mi - jako amatorowi, który do swojego pierwszego maratonu wciąż jeszcze się przygotowuje - przed lekturą poradnika Gallowaya chodziło.
granice.pl Sławomir Krempa
Bieganie metodą Gallowaya. Ciesz się dobrym zdrowiem i doskonałą formą!
Jeff Galloway to jedna z postaci, których miłośnikom biegania nie trzeba przedstawiać. To jeden z amerykańskich biegaczy, którzy najmocniej przyczynili się do popularyzacji dyscypliny sportu, która - także w Polsce - gromadzi coraz większe rzesze pasjonatów. Niejednokrotnie wygrywał ważne światowe biegi maratońskie, a udało mu się to dzięki metodzie, którą zastosować może każdy - nawet biegacz-amator. Metoda ta kładzie bowiem nacisk na odpoczynek już w trakcie biegu, poprzez zastosowanie regularnych przerw na marsz. Z drugiej strony Galloway podkreśla, że mniejsze znaczenie ma duży kilometraż w trakcie tygodnia, gdy każdemu brakuje czasu. O wiele ważniejszy jest jeden dłuższy bieg, stosowany co tydzień lub co dwa tygodnie, w zależności od obranego planu treningowego i docelowego dystansu w trakcie wyścigu.
Bieganie metodą Gallowaya to trening dla początkującego biegacza niejako "w pigułce". Autor opisuje rewolucję, jaka w zakresie biegania zaszła w drugiej połowie XX wieku. Następnie przechodzi do informacji bardziej konkretnych, opisując fizjologiczne podstawy treningu, planowanie poszczególnych biegów oraz dziennego i tygodniowego kilometrażu, jak również znaczenie prowadzenia dziennika biegania. Pisze też, jak biegać w czasie wielkich upałów czy jak przygotować się do biegania zimą, a informacje te są naprawdę ogromnie pomocne.
Książka Gallowaya stanowić będzie interesującą pomoc dla każdego, kto planuje kiedykolwiek - choćby dla własnej przyjemności - przystąpić do zawodów. Biegacz podkreśla, że nigdy nie należy przesadzać z szybkością i tempem - nadmierny nacisk na nie przekłada się bowiem przede wszystkim na ilość i częstotliwość kontuzji, które łatwo mogą zniweczyć efekty wielomiesięcznego treningu. Galloway podpowiada, jak startować w zawodach powinien amator, a jak - doświadczony już zawodnik. Prezentuje także tabele, pomagające planować trening przed biegiem na poszczególnych dystansach i ukończeniu ich w określonych czasach, do półmaratonu włącznie.
Ale Bieganie metodą Gallowaya to także dostrajanie - pracowanie nad techniczną stroną biegu, dołączenie do treningu ćwiczeń wzmacniających i uzupełniających, parę słów na temat motywacji, treningu mentalnego czy biegania dla kobiet. Autor opisuje też najczęstsze kontuzje, pomagając odróżnić - przynajmniej wstępnie - poważną kontuzję od tak zwanego przetrenowania i pokazując, jak z niektórymi problemami sobie radzić. Nie jest jednak Bieganie metodą Gallowaya poradnikiem dla lekarzy-amatorów. Galloway podkreśla, że w przypadku jakichkolwiek wątpliwości, nie należy polegać na własnych domysłach, lecz czym prędzej zgłosić się do lekarza. Opisuje także znaczenie pracy z dobrym trenerem, której nie zastąpi lektura nawet najlepszego poradnika.
Bieganie to nie tylko same treningi. To także odpowiednia dieta, pomagająca osiągnąć dobre wyniki w zawodach, a także sposób na... "wybieganie" tłuszczu. Dobre wyniki trudno osiągnąć bez odpowiedniego obuwia. I na te tematy biegacz zabiera głos, przedstawiając swoje opinie czy praktyczne porady. Mówi także o bieganiu dzieciaków i seniorów oraz prezentuje metodę oszacowania wyniku w zawodach, do których się właśnie przygotowujemy.
Galloway pisze w sposób przystępny i interesujący. Oczywiście, sporo tu tak charakterystycznych dla amerykańskich poradników motywacyjnych zwrotów do czytelnika, jednak maniera ta nie jest przesadnie irytująca. Jeff Galloway stawia raczej na konkrety. Oczywiście, nie wyczerpuje wszystkich tematów związanych z bieganiem. Oczywiście też jego książka nie zastąpi współpracy z trenerem zawodowcowi, jednak dla początkującego biegacza z pewnością stanie się bardzo pomocna.
Trudno mi, jako laikowi w sprawach sportu i człowiekowi, który biega amatorsko dopiero od paru lat, wypowiadać się na temat skuteczności metody treningowej Jeffa Gallowaya. Stosowanie jej nie przyniosło mi jak dotąd zdecydowanej poprawy wyników, o której pisze autor. Natomiast dało się zauważyć, że o wiele mniej mam już problemów z lżejszymi czy poważniejszymi kontuzjami, z przetrenowaniem czy przemęczeniem. A o to mi - jako amatorowi, który do swojego pierwszego maratonu wciąż jeszcze się przygotowuje - przed lekturą poradnika Gallowaya chodziło.
Bieganie metodą Gallowaya to trening dla początkującego biegacza niejako "w pigułce". Autor opisuje rewolucję, jaka w zakresie biegania zaszła w drugiej połowie XX wieku. Następnie przechodzi do informacji bardziej konkretnych, opisując fizjologiczne podstawy treningu, planowanie poszczególnych biegów oraz dziennego i tygodniowego kilometrażu, jak również znaczenie prowadzenia dziennika biegania. Pisze też, jak biegać w czasie wielkich upałów czy jak przygotować się do biegania zimą, a informacje te są naprawdę ogromnie pomocne.
Książka Gallowaya stanowić będzie interesującą pomoc dla każdego, kto planuje kiedykolwiek - choćby dla własnej przyjemności - przystąpić do zawodów. Biegacz podkreśla, że nigdy nie należy przesadzać z szybkością i tempem - nadmierny nacisk na nie przekłada się bowiem przede wszystkim na ilość i częstotliwość kontuzji, które łatwo mogą zniweczyć efekty wielomiesięcznego treningu. Galloway podpowiada, jak startować w zawodach powinien amator, a jak - doświadczony już zawodnik. Prezentuje także tabele, pomagające planować trening przed biegiem na poszczególnych dystansach i ukończeniu ich w określonych czasach, do półmaratonu włącznie.
Ale Bieganie metodą Gallowaya to także dostrajanie - pracowanie nad techniczną stroną biegu, dołączenie do treningu ćwiczeń wzmacniających i uzupełniających, parę słów na temat motywacji, treningu mentalnego czy biegania dla kobiet. Autor opisuje też najczęstsze kontuzje, pomagając odróżnić - przynajmniej wstępnie - poważną kontuzję od tak zwanego przetrenowania i pokazując, jak z niektórymi problemami sobie radzić. Nie jest jednak Bieganie metodą Gallowaya poradnikiem dla lekarzy-amatorów. Galloway podkreśla, że w przypadku jakichkolwiek wątpliwości, nie należy polegać na własnych domysłach, lecz czym prędzej zgłosić się do lekarza. Opisuje także znaczenie pracy z dobrym trenerem, której nie zastąpi lektura nawet najlepszego poradnika.
Bieganie to nie tylko same treningi. To także odpowiednia dieta, pomagająca osiągnąć dobre wyniki w zawodach, a także sposób na... "wybieganie" tłuszczu. Dobre wyniki trudno osiągnąć bez odpowiedniego obuwia. I na te tematy biegacz zabiera głos, przedstawiając swoje opinie czy praktyczne porady. Mówi także o bieganiu dzieciaków i seniorów oraz prezentuje metodę oszacowania wyniku w zawodach, do których się właśnie przygotowujemy.
Galloway pisze w sposób przystępny i interesujący. Oczywiście, sporo tu tak charakterystycznych dla amerykańskich poradników motywacyjnych zwrotów do czytelnika, jednak maniera ta nie jest przesadnie irytująca. Jeff Galloway stawia raczej na konkrety. Oczywiście, nie wyczerpuje wszystkich tematów związanych z bieganiem. Oczywiście też jego książka nie zastąpi współpracy z trenerem zawodowcowi, jednak dla początkującego biegacza z pewnością stanie się bardzo pomocna.
Trudno mi, jako laikowi w sprawach sportu i człowiekowi, który biega amatorsko dopiero od paru lat, wypowiadać się na temat skuteczności metody treningowej Jeffa Gallowaya. Stosowanie jej nie przyniosło mi jak dotąd zdecydowanej poprawy wyników, o której pisze autor. Natomiast dało się zauważyć, że o wiele mniej mam już problemów z lżejszymi czy poważniejszymi kontuzjami, z przetrenowaniem czy przemęczeniem. A o to mi - jako amatorowi, który do swojego pierwszego maratonu wciąż jeszcze się przygotowuje - przed lekturą poradnika Gallowaya chodziło.
granice.pl Sławomir Krempa
I Ty jesteś mentalistą! Naucz się odczytywać myśli, emocje i zachowania otaczających Cię osób
Gdy pierwszy raz zobaczyłam książkę I Ty jesteś Mentalistą, napisaną przez Manuela Horetha (współpraca – Magdalena Eder), nieco się zdziwiłam. Oczekiwałam tomiszcza, może nie opasłego, ale na pewno dość pokaźnego. Ale nie. Książka jest dość cienka – nie ma nawet dwustu stron. Ale doskonale się reklamuje już na okładce. Ciekawe, że to wszystko co obiecują – czy to autorzy, czy to wydawca, na okładce – naprawdę może zmieścić się na mniej niż dwustu stronach? Zobaczymy.
Książka jest na pewno ciekawie napisana – a to daje bardzo dużo, szczególnie w tekstach niefabularnych, bo tam autorzy mają czasem tendencję do podawania tylko suchych faktów. Jednak zabawy językiem, jego lekkość, naprawdę dużo dają książce. Tak jest właśnie tutaj. Ciekawe, proste i najważniejsze fakty podane prostym, ale lekkim językiem – to jest wielki plus tej książki.
Chociaż rozczarują się Ci, którzy po lekturze od razu chcieliby poznać emocje innych osób, czy od razu demaskować kłamców, to jednak coś jest w tych nieskomplikowanych informacjach i prostych ćwiczeniach. Jest tego niewiele, jesteśmy więc w stanie zastosować się do wskazówek autora. Może nie będziemy od razy mentalistami w pełnym znaczeniu tego słowa, ale możemy o wiele więcej zobaczyć i poznać – przede wszystkim samego siebie. Nauczymy się kontrolować stres, zwracać uwagę na zmiany w zachowaniu naszych rozmówców. Dowiemy się też jak szybko zyskać sympatię tych, których sympatia bardzo nam się przyda (przydane do rozmów kwalifikacyjnych czy odpraw u surowego szefa). Wszystkie sztuczki są bardzo proste – od tego jak ręki nie podawać, do tego jak siedzieć i jak kontrolować mowę ciała. Opanowanie sztuki czytania mowy ciała nie jest już takie proste, ale najważniejszych rzeczy się dowiemy. To sprawi, że wrażenie jakie będziemy wywierać na rozmówcach będzie odpowiednio większe.
A reklama na okładce? Nie sugerujmy się nią. Rasowym mentalistą nie zostaniemy, ale i tak możemy poprawić swoje notowania. Po prostu każda reklama opiera się na przesadzie. Cóż, prawa marketingu.
I Ty jesteś mentalistą to krótki, zgrabny poradnik. Na pewno ciekawy i na pewno czegoś uczący. Po prostu wart polecenia.
Książka jest na pewno ciekawie napisana – a to daje bardzo dużo, szczególnie w tekstach niefabularnych, bo tam autorzy mają czasem tendencję do podawania tylko suchych faktów. Jednak zabawy językiem, jego lekkość, naprawdę dużo dają książce. Tak jest właśnie tutaj. Ciekawe, proste i najważniejsze fakty podane prostym, ale lekkim językiem – to jest wielki plus tej książki.
Chociaż rozczarują się Ci, którzy po lekturze od razu chcieliby poznać emocje innych osób, czy od razu demaskować kłamców, to jednak coś jest w tych nieskomplikowanych informacjach i prostych ćwiczeniach. Jest tego niewiele, jesteśmy więc w stanie zastosować się do wskazówek autora. Może nie będziemy od razy mentalistami w pełnym znaczeniu tego słowa, ale możemy o wiele więcej zobaczyć i poznać – przede wszystkim samego siebie. Nauczymy się kontrolować stres, zwracać uwagę na zmiany w zachowaniu naszych rozmówców. Dowiemy się też jak szybko zyskać sympatię tych, których sympatia bardzo nam się przyda (przydane do rozmów kwalifikacyjnych czy odpraw u surowego szefa). Wszystkie sztuczki są bardzo proste – od tego jak ręki nie podawać, do tego jak siedzieć i jak kontrolować mowę ciała. Opanowanie sztuki czytania mowy ciała nie jest już takie proste, ale najważniejszych rzeczy się dowiemy. To sprawi, że wrażenie jakie będziemy wywierać na rozmówcach będzie odpowiednio większe.
A reklama na okładce? Nie sugerujmy się nią. Rasowym mentalistą nie zostaniemy, ale i tak możemy poprawić swoje notowania. Po prostu każda reklama opiera się na przesadzie. Cóż, prawa marketingu.
I Ty jesteś mentalistą to krótki, zgrabny poradnik. Na pewno ciekawy i na pewno czegoś uczący. Po prostu wart polecenia.
Kobieta w biznesie.pl Marta Rylska, 2013-06-19
Nawyk wytrwałości. Jak go wykształcić metodą małych kroków
Ta krótka publikacja jest moim zdaniem pozycją, po którą powinna sięgnąć każda z nas, lekka, przyjemna lektura, dodatkowo pełna prawdy na temat wytrwałości w naszym życiu. Czyta się ją jednym tchem, a to który rozdział przypadnie nam do gustu zależy od tego, co chcemy osiągnąć.
Autorka proponuje wykształcanie nawyku wytrwałości małymi krokami w czterech dziedzinach, które mają duże znaczeniu w życiu wielu osób. Są to wyjście z nałogu, osiągnięcie idealnego ciała, wymarzonej pracy i szczęśliwego związku. Ten mini poradnik prezentuje wiele gotowych rozwiązań na uporanie się z wymienionymi problemami i przede wszystkim nie obiecuje cudów. Autorka zdaje się doskonale rozumieć niedoskonałości człowieka dlatego jej „małe kroki” nie zniechęcają, ale wręcz wydają się proste do wykonania i po przeczytaniu książki żaden cel nie będzie nam straszny. Konkretne rady ulokowane są w czasie, proces wyjścia z nałogu czy utraty wagi podzielone są na tygodnie, podano przykładowy jadłospis, a w przypadku pracy i związków podano konkretne zasady, które mogą pomóc, jeśli rzeczywiście bardzo tego chcemy.
Mnie osobiście najbardziej podoba się przysłowiowe ” nie owijanie w bawełnę” autorka na początku każdego rozdziału zaznacza, że nie ma nic za darmo, wytrwałość jest niezbędna, bo każdy sukces w życiu okupiony jest wieloma wyrzeczeniami. Krew, pot i łzy- to czasami nieodłączna część tego, co chcemy osiągnąć, ale radość z sukcesu powinna nam to wynagrodzić – żeby wygrać trzeba być przygotowanym na wiele trudności .
W książce jest bardzo dużo odniesień do Boga , wiary i modlitwy, co w zależności od przekonań może przeszkadzać czytelnikowi lub nie. Uważam, że książka jest naprawdę godna polecenia, a po jej przeczytaniu, aż chce się podjąć jakieś wyzwanie i zobaczyć czy metoda małych kroków naprawdę działa.
Autorka proponuje wykształcanie nawyku wytrwałości małymi krokami w czterech dziedzinach, które mają duże znaczeniu w życiu wielu osób. Są to wyjście z nałogu, osiągnięcie idealnego ciała, wymarzonej pracy i szczęśliwego związku. Ten mini poradnik prezentuje wiele gotowych rozwiązań na uporanie się z wymienionymi problemami i przede wszystkim nie obiecuje cudów. Autorka zdaje się doskonale rozumieć niedoskonałości człowieka dlatego jej „małe kroki” nie zniechęcają, ale wręcz wydają się proste do wykonania i po przeczytaniu książki żaden cel nie będzie nam straszny. Konkretne rady ulokowane są w czasie, proces wyjścia z nałogu czy utraty wagi podzielone są na tygodnie, podano przykładowy jadłospis, a w przypadku pracy i związków podano konkretne zasady, które mogą pomóc, jeśli rzeczywiście bardzo tego chcemy.
Mnie osobiście najbardziej podoba się przysłowiowe ” nie owijanie w bawełnę” autorka na początku każdego rozdziału zaznacza, że nie ma nic za darmo, wytrwałość jest niezbędna, bo każdy sukces w życiu okupiony jest wieloma wyrzeczeniami. Krew, pot i łzy- to czasami nieodłączna część tego, co chcemy osiągnąć, ale radość z sukcesu powinna nam to wynagrodzić – żeby wygrać trzeba być przygotowanym na wiele trudności .
W książce jest bardzo dużo odniesień do Boga , wiary i modlitwy, co w zależności od przekonań może przeszkadzać czytelnikowi lub nie. Uważam, że książka jest naprawdę godna polecenia, a po jej przeczytaniu, aż chce się podjąć jakieś wyzwanie i zobaczyć czy metoda małych kroków naprawdę działa.
Kobieta w biznesie.pl Agnieszka Chróścik, 2013-06-20
Twórcza kradzież. 10 przykazań kreatywności
Każdy artysta staje czasem przed ścianą własnej niemocy twórczej, oceniając swe dzieła jako niewiele warte, bo wtórne wobec tego, co już jest obecne w kulturze czy sztuce. Aby rozwiać takie dylematy powstała przełomowa książka, która uzyskała już miano bestsellera „New York Timesa”, a została oparta na własnych doświadczeniach autora. Burzy on mit o istnieniu „twórczej iluminacji”, geniuszu oraz oryginalności największych na świecie pisarzy, muzyków czy filmowców. Wszystko już było – a więc możemy tylko twórczo kopiować, zapożyczając pomysły innych i ujawniając w nich własną twórczą indywidualność.
Kluczem do sukcesu jest znajomość prac innych twórców w danej dziedzinie sztuki i swobodnej kojarzenie ich różnych cech.
Autor postuluje, by dąży do osiągnięcia doskonałości w odtwarzaniu – a więc wzorując się na poprzednikach tworzyć to, co samemu chciałoby się czytać, oglądać czy słuchać. Należy podejmować wiele prób i nie przejmować się niepowodzeniami – ponieważ nie robiąc nic nigdy nie osiągniemy wyznaczonego celu – artystycznego spełnienia.
Szata graficzna książki i jej format odzwierciedlają nietuzinkową treść, która jest w niej zawarta. Układ treści i jej opracowanie graficzne sprzyja rodzeniu się świeżych pomysłów już trakcie lektury, gdyż uruchamia naszą wyobraźnię i każe kojarzyć różne przejawy twórczej aktywności, które obrazuje. Ważne hasła i myśli przewodnie są wyeksponowane, nadając treści ramę tematyczną.
Książka inspiruje do rozpoczęcia własnych poszukiwań drogi artystycznej. Powinni ją przeczytać nie tylko początkujący artyści, ale również specjaliści od reklamy i szeroko pojętych mediów.
Auto sam jest pisarzem i artystą. Ukazuje własne zmagania z brakiem weny twórczej – po to, byśmy mogli wyciągnąć z nich konstruktywne wnioski dla siebie i nie powielać jego błędów. Swoje słowa kieruje bezpośredni do każdego czytelnika, często używając zwrotów do nas. Zachęca do nierezygnowania z hobby i do „nicnierobienia”, które sprzyja kreatywności.
„Rób fajne rzeczy i dziel się nimi” – z tym przesłaniem zostawia nas autor, podkreślając rolę internetu w rozpowszechnianiu współczesnych dokonań artystycznych. Na końcu książki pozostawia przestrzeń dla na – „miejsce na bazgroły”, z których, być może, wyłoni się nowy pomysł…? Polecam tę lekturę – łączy przyjemne z pożytecznym!
Kluczem do sukcesu jest znajomość prac innych twórców w danej dziedzinie sztuki i swobodnej kojarzenie ich różnych cech.
Autor postuluje, by dąży do osiągnięcia doskonałości w odtwarzaniu – a więc wzorując się na poprzednikach tworzyć to, co samemu chciałoby się czytać, oglądać czy słuchać. Należy podejmować wiele prób i nie przejmować się niepowodzeniami – ponieważ nie robiąc nic nigdy nie osiągniemy wyznaczonego celu – artystycznego spełnienia.
Szata graficzna książki i jej format odzwierciedlają nietuzinkową treść, która jest w niej zawarta. Układ treści i jej opracowanie graficzne sprzyja rodzeniu się świeżych pomysłów już trakcie lektury, gdyż uruchamia naszą wyobraźnię i każe kojarzyć różne przejawy twórczej aktywności, które obrazuje. Ważne hasła i myśli przewodnie są wyeksponowane, nadając treści ramę tematyczną.
Książka inspiruje do rozpoczęcia własnych poszukiwań drogi artystycznej. Powinni ją przeczytać nie tylko początkujący artyści, ale również specjaliści od reklamy i szeroko pojętych mediów.
Auto sam jest pisarzem i artystą. Ukazuje własne zmagania z brakiem weny twórczej – po to, byśmy mogli wyciągnąć z nich konstruktywne wnioski dla siebie i nie powielać jego błędów. Swoje słowa kieruje bezpośredni do każdego czytelnika, często używając zwrotów do nas. Zachęca do nierezygnowania z hobby i do „nicnierobienia”, które sprzyja kreatywności.
„Rób fajne rzeczy i dziel się nimi” – z tym przesłaniem zostawia nas autor, podkreślając rolę internetu w rozpowszechnianiu współczesnych dokonań artystycznych. Na końcu książki pozostawia przestrzeń dla na – „miejsce na bazgroły”, z których, być może, wyłoni się nowy pomysł…? Polecam tę lekturę – łączy przyjemne z pożytecznym!
urodaizdrowie.pl Jola B., 2013-06-24
Twórcza kradzież. 10 przykazań kreatywności
W liceum miałam dwa języki: angielski i łacinę z elementami greki.
Przyznam że język martwy fascynował mnie bardziej niż oklepany angielski.
Niektóre z sentencji zapadły mi w pamięć np.
Non omnia possumus omnes – Nie wszyscy możemy wszystko (to często pisałam na sprawdzianach, tam gdzie nie znałam odpowiedzi na pytanie)
Si vis amaris ama – Jeśli chcesz być kochanym, kochaj.
Nihil novi sub sole – Nic nowego pod słońcem.
To ostatnie zdanie, doskonale pasuje do hasła przewodniego książki „Twórcza kradzież”.
Tytuł może być mylący, książka absolutnie nie tratuje o kradzieży czy „próbie przedstawienia czyjejś pracy jako własnej”. Twórcza kradzież mówi o inspiracji, przekształceniu tego co już znamy w coś nowego, remiksowaniu, mówi że nic nie jest oryginalne i wszystko jest pochodną tego co już było.
Austin Kleon na wstępie książki, cytuje jednego z moich ulubionych autorów w młodości Andre Gide’a: „Wszystko zostało już powiedziane, ale ponieważ nikt tego nie słucha, wciąż musimy wracać i zaczynać wszystko od nowa”.
Autor podkreśla w tekście słowa artysta, pisze o reżyserach filmowych, autorach książek, artystach malarzach czy piosenkarzach. Tak naprawdę, jego porady nie są skierowane tylko do artystów, może je wykorzystać przeciętny zjadacz chleba tworząc cokolwiek. Wszak każdy młody człowiek (dziecko) uczy się poprzez naśladowanie czy nawet kopiowanie rodziców. Kwintesencja tkwi w tym, kogo naśladujemy i czym się inspirujemy.
Autor twierdzi, że człowiek nie jest w stanie stworzyć idealnej kopii (no chyba że zrzyna sowo w sowo, ale to już plagiat), nawet stwierdzając coś czy podsumowując, robi to swoimi słowami, suma sumarum, wychodzi z tego coś nowego, coś naszego. Cytuje Willsona Miznera, który mówił że kopiowanie jednego autora to plagiat, zaś wielu to „rzetelnie przeprowadzone badania” (od razu kojarzy mi się synkretyzm i dzieła Campbell’a, Graves’a czy nawet Jung’a, oni czerpali ze źródeł kultury, z mitologii, opowieści ludowych, z tego co już było i pisali o tym swoimi słowami).
Rady, podane są w książce „na tacy”, każdy je może zastosować, wszak w każdym z nas drzemie artysta.
Przyznam że książka jest niezwykle inspirująca, treściwa (na temat), momentami zabawna i w swej prostocie odkrywcza. Rady w niej zawarte są dziecinnie proste i łatwe do zastosowania, co najmniej jedną z nich stosuję, odkąd zajęłam się kartami (bardzo sobie chwalę), co najmniej jedną stosuje moja moja 5latnia córeczka.
Przekaz jest bardzo pozytywny: czerp z tego co już było, ze źródeł które Cię inspirują, sięgaj po literaturę źródłową i kop głębiej, tworząc coś, dodawaj „od siebie”, bądź kreatywny, baw się tym co robisz (świat jako scena – tu kłania się Szekspir), rób to, co sprawia Ci przyjemność.
Według autora, by być kreatywnym czy nawet, by zostać sławnym (lub nie-bezimiennym), jest bardzo prosty sposób, należy „Stworzyć coś i podzielić się tym”.
To trochę jak pisanie bloga, dzielenie się, inspirowanie innymi blogami, ale też inspiracja innych ludzi naszym blogiem (inspiracja "się nakręca"), to uzewnętrznianie się, porządkowanie własnych niepoukładanych myśli, w niektórych przypadkach nawet autoterapia, same pozytywy.
Czarno-biała szata graficzna, pełno cytatów, śmiesznych grafik i zdjęć. Świetny i poręczny format.
Twórcza kradzież jest rewelacyjna, polecam ją absolutnie wszystkim, od 10 do 100lat,
wszak nieodkryte pokłady kreatywności drzemią w każdym z nas ;)
Osobiście książka mi się bardzo podobała, przypomniała mi czasy licealne, kiedy tworzyłam zeszyty z cytatami, zapisywałam urywki zdań, rysowałam i wklejałam zdjęcia z gazet, jak i czasy studiów na których omawialiśmy Mapy Myśl T. Buzana. Czasy w których chłonęłam jak gąbka. Czytając ją, wpadłam na pewne ciekawe skojarzenie z kartami, post zapewne jeszcze dziś, by mi nie wyleciał z pamięci).
Przyznam że język martwy fascynował mnie bardziej niż oklepany angielski.
Niektóre z sentencji zapadły mi w pamięć np.
Non omnia possumus omnes – Nie wszyscy możemy wszystko (to często pisałam na sprawdzianach, tam gdzie nie znałam odpowiedzi na pytanie)
Si vis amaris ama – Jeśli chcesz być kochanym, kochaj.
Nihil novi sub sole – Nic nowego pod słońcem.
To ostatnie zdanie, doskonale pasuje do hasła przewodniego książki „Twórcza kradzież”.
Tytuł może być mylący, książka absolutnie nie tratuje o kradzieży czy „próbie przedstawienia czyjejś pracy jako własnej”. Twórcza kradzież mówi o inspiracji, przekształceniu tego co już znamy w coś nowego, remiksowaniu, mówi że nic nie jest oryginalne i wszystko jest pochodną tego co już było.
Austin Kleon na wstępie książki, cytuje jednego z moich ulubionych autorów w młodości Andre Gide’a: „Wszystko zostało już powiedziane, ale ponieważ nikt tego nie słucha, wciąż musimy wracać i zaczynać wszystko od nowa”.
Autor podkreśla w tekście słowa artysta, pisze o reżyserach filmowych, autorach książek, artystach malarzach czy piosenkarzach. Tak naprawdę, jego porady nie są skierowane tylko do artystów, może je wykorzystać przeciętny zjadacz chleba tworząc cokolwiek. Wszak każdy młody człowiek (dziecko) uczy się poprzez naśladowanie czy nawet kopiowanie rodziców. Kwintesencja tkwi w tym, kogo naśladujemy i czym się inspirujemy.
Autor twierdzi, że człowiek nie jest w stanie stworzyć idealnej kopii (no chyba że zrzyna sowo w sowo, ale to już plagiat), nawet stwierdzając coś czy podsumowując, robi to swoimi słowami, suma sumarum, wychodzi z tego coś nowego, coś naszego. Cytuje Willsona Miznera, który mówił że kopiowanie jednego autora to plagiat, zaś wielu to „rzetelnie przeprowadzone badania” (od razu kojarzy mi się synkretyzm i dzieła Campbell’a, Graves’a czy nawet Jung’a, oni czerpali ze źródeł kultury, z mitologii, opowieści ludowych, z tego co już było i pisali o tym swoimi słowami).
Rady, podane są w książce „na tacy”, każdy je może zastosować, wszak w każdym z nas drzemie artysta.
Przyznam że książka jest niezwykle inspirująca, treściwa (na temat), momentami zabawna i w swej prostocie odkrywcza. Rady w niej zawarte są dziecinnie proste i łatwe do zastosowania, co najmniej jedną z nich stosuję, odkąd zajęłam się kartami (bardzo sobie chwalę), co najmniej jedną stosuje moja moja 5latnia córeczka.
Przekaz jest bardzo pozytywny: czerp z tego co już było, ze źródeł które Cię inspirują, sięgaj po literaturę źródłową i kop głębiej, tworząc coś, dodawaj „od siebie”, bądź kreatywny, baw się tym co robisz (świat jako scena – tu kłania się Szekspir), rób to, co sprawia Ci przyjemność.
Według autora, by być kreatywnym czy nawet, by zostać sławnym (lub nie-bezimiennym), jest bardzo prosty sposób, należy „Stworzyć coś i podzielić się tym”.
To trochę jak pisanie bloga, dzielenie się, inspirowanie innymi blogami, ale też inspiracja innych ludzi naszym blogiem (inspiracja "się nakręca"), to uzewnętrznianie się, porządkowanie własnych niepoukładanych myśli, w niektórych przypadkach nawet autoterapia, same pozytywy.
Czarno-biała szata graficzna, pełno cytatów, śmiesznych grafik i zdjęć. Świetny i poręczny format.
Twórcza kradzież jest rewelacyjna, polecam ją absolutnie wszystkim, od 10 do 100lat,
wszak nieodkryte pokłady kreatywności drzemią w każdym z nas ;)
Osobiście książka mi się bardzo podobała, przypomniała mi czasy licealne, kiedy tworzyłam zeszyty z cytatami, zapisywałam urywki zdań, rysowałam i wklejałam zdjęcia z gazet, jak i czasy studiów na których omawialiśmy Mapy Myśl T. Buzana. Czasy w których chłonęłam jak gąbka. Czytając ją, wpadłam na pewne ciekawe skojarzenie z kartami, post zapewne jeszcze dziś, by mi nie wyleciał z pamięci).
tarotmojapasja.blogspot.com Aleksandra Cz, 2013-06-25