Recenzje
Fotografowanie modelek. Techniki oświetleniowe
„Fotografowanie modelek. Techniki oświetleniowe” to druga książka Billy'ego Pegrama. O ile w pierwszej pt. „Fotografowanie modelek. Techniki pozowania” skoncentrował się głównie na odpowiednim ustawieniu przed obiektywem fotografowanej osoby, to w swojej nowej książce zajął się przede wszystkim oświetleniem planu zdjęciowego. Formuła książki oscyluje wokół fotografii pozowanej, skoncentrowanej na modelkach. Autor próbuje w przystępny sposób przedstawić nie tylko techniki oświetleniowe, czy używany sprzęt, ale także proces myślowy, którego finalnym efektem jest skończona fotografia.
Już we wstępie autor przygotowuje czytelnika na to, co nastąpi za chwilę. Opisuje zalety fotografii pozowanej i wyzwania z nią związane. Ogólnie rzecz ujmując, można przygotować listę negatywów oraz pozytywów, i z całą pewnością szala mocno przechyli się na stronę pozytywną. Wyraźnie widać w książce, że bycie fotografem to niezwykle ciekawe zajęcie. Billy Pegram na pewno jest zadowolony ze swojej kreatywnej pracy. A dzieląc się swoją wiedzą i umiejętnościami, chce żeby ludzie zajmujący się fotografią podzielili jego los, a więc los szczęśliwego człowieka. Kolejny rozdział poświęcony jest organizacji sesji zdjęciowej, czyli jak się przygotować do zlecenia. Następny krok, to omówienie fizycznych właściwości światła. Wiele osób zajmujących się fotografią od jakiegoś czasu, ma dosyć spore pojęcie na ten temat i śmiało może pominąć ten rozdział, ale niewątpliwie jest on istotny dla całości książki. Autor zobrazował go fotografiami, na których zaprezentował różne rodzaje oświetlenia modelek i problem temperatury barwowej, z którym nierzadko borykają się fotografowie, nawet ci pracujący w studio. Kolejne rozdziały to omówienie poszczególnych źródeł światła, rozmieszczenia ich na planie zdjęciowym, korzystanie z akcesoriów do modyfikowania światła. Ciekawy jest rozdział poświęcony doborowi światła do charakteru sesji zdjęciowej. Pegram omówił tutaj popularne sposoby oświetlania planu zdjęciowego przy fotografii mody, reklamie, zdjęciach glamour, bieliźnie, fotografii prasowej, czyli edytorialom, fotografii sportowej, fotografii katalogowej, kostiumów kąpielowych oraz modelek o pełniejszych kształtach. Następny rozdział to kreatywne techniki fotografowania, czyli na przykład, przedłużanie ekspozycji z pomocą flesza, co daje efektywne, chociaż mocno nieprzewidywalne ujęcia. Ale to nie wszystko, co autor ma do zaprezentowania w tym rozdziale. Ostatni rozdział, to kilka wskazówek, które mogą być przydatne przy poszukiwaniu zleceń przez fotografów.
Jak dla mnie, zabrakło rozdziału poświęconego postprodukcji, ale może o tym będzie kolejna książka Billy'ego Pegrama.
Już we wstępie autor przygotowuje czytelnika na to, co nastąpi za chwilę. Opisuje zalety fotografii pozowanej i wyzwania z nią związane. Ogólnie rzecz ujmując, można przygotować listę negatywów oraz pozytywów, i z całą pewnością szala mocno przechyli się na stronę pozytywną. Wyraźnie widać w książce, że bycie fotografem to niezwykle ciekawe zajęcie. Billy Pegram na pewno jest zadowolony ze swojej kreatywnej pracy. A dzieląc się swoją wiedzą i umiejętnościami, chce żeby ludzie zajmujący się fotografią podzielili jego los, a więc los szczęśliwego człowieka. Kolejny rozdział poświęcony jest organizacji sesji zdjęciowej, czyli jak się przygotować do zlecenia. Następny krok, to omówienie fizycznych właściwości światła. Wiele osób zajmujących się fotografią od jakiegoś czasu, ma dosyć spore pojęcie na ten temat i śmiało może pominąć ten rozdział, ale niewątpliwie jest on istotny dla całości książki. Autor zobrazował go fotografiami, na których zaprezentował różne rodzaje oświetlenia modelek i problem temperatury barwowej, z którym nierzadko borykają się fotografowie, nawet ci pracujący w studio. Kolejne rozdziały to omówienie poszczególnych źródeł światła, rozmieszczenia ich na planie zdjęciowym, korzystanie z akcesoriów do modyfikowania światła. Ciekawy jest rozdział poświęcony doborowi światła do charakteru sesji zdjęciowej. Pegram omówił tutaj popularne sposoby oświetlania planu zdjęciowego przy fotografii mody, reklamie, zdjęciach glamour, bieliźnie, fotografii prasowej, czyli edytorialom, fotografii sportowej, fotografii katalogowej, kostiumów kąpielowych oraz modelek o pełniejszych kształtach. Następny rozdział to kreatywne techniki fotografowania, czyli na przykład, przedłużanie ekspozycji z pomocą flesza, co daje efektywne, chociaż mocno nieprzewidywalne ujęcia. Ale to nie wszystko, co autor ma do zaprezentowania w tym rozdziale. Ostatni rozdział, to kilka wskazówek, które mogą być przydatne przy poszukiwaniu zleceń przez fotografów.
Jak dla mnie, zabrakło rozdziału poświęconego postprodukcji, ale może o tym będzie kolejna książka Billy'ego Pegrama.
fatalista.com.pl 2013-07-16
Kuloodporne strony internetowe. Jak poprawić elastyczność z wykorzystaniem XHTML-a i CSS. Wydanie III
Pierwsza edycja książki została wydana jeszcze w roku 2005, następna w 2007. Wydanie, które otrzymałem jest trzecim w kolejności, na bazie oryginału z roku 2012. Jeśli chcecie się dowiedzieć, czy ta pozycja zasługuje na swoją sławę, zapraszam do recenzji.
Wstęp
W dzisiejszych czasach komputer nie jest jedynym urządzeniem, którego używamy do surfowania po sieci. Smartphony (przez niektórych nazywane telewizorami), telewizory, tablety, czytniki e-booków, konsole – z wszystkich tych urządzeń korzystamy z sieci.
O ile czasy niesławetnego:
"Strona dostosowana do rozdzielczości 1024×768 i przeglądarki Internet Explorer 6"
już minęły (szkoda, że zamiast tego mamy powiadomienia o cookies…), tak nadal nierzadko można trafić na stronę, która wygląda dobrze tylko i wyłącznie na określonym urządzeniu w określonej rozdzielczości.
I nie mówię wcale o tzw. responsive design i wykorzystaniu media-queries, ponieważ da się zrobić stronę wyglądającą dobrze na urządzeniach z małym ekranem bez uciekania się do serwowania specjalnego layoutu dla urządzeń mobilnych.
Kolejnym aspektem na który należy zwrócić uwagę, są ludzie starsi bądź o gorszym wzroku, którzy nierzadko korzystają z funkcjonalności powiększania strony bądź zmiany kontrastu.
Celem książki jest zapoznanie czytelnika z najczęściej występującymi problemami oraz nauka tworzenia stron „kuloodpornych”, które będą wyglądać dobrze w prawie każdej sytuacji. I z przyjemnością stwierdzam, że autor wywiązał się ze swojego zadania bardzo dobrze.
Treść
Książka składa się z 9 rozdziałów, z czego każdy z pierwszej ósemki opisuje jeden konkretny problem, tak aby utrwalić wcześniej zdobytą wiedzę w ramach rozdziału dziewiątego.
Rozdziały opisują następujące zagadnienia:
- elastyczny tekst – dlaczego nie używać absolutnych jednostek do określania rozmiaru tekstu
- skalowalna nawigacja – jak stworzyć elastyczną nawigację opartą na zakładkach
- elastyczne wiersze – jak unikać stałej wysokości wierszy
- pomysłowe rozmieszczenie elementów – wykorzystanie CSS do skomplikowanego rozmieszczenia elementów
- niezniszczalne ramki – wbrew temu co może sugerować tytuł, nie będzie mowy o elementach frame, tylko o tym jak utworzyć elastyczne boxy na stronie, kiedy korzystamy z zaokrąglonych krawędzi i nie możemy skorzystać z CSS3
- brak obrazków lub arkuszy CSS – na co zwracać uwagę, aby strona była czytelna bez załadowanych grafik czy też arkuszy CSS
- konwersja tabel – jak stylować tabele za pomocą CSS
- płynny oraz elastyczny układ strony – jak stworzyć układ strony dostosowujący się do rozmiaru ekranu
- łączenie w całość – połączenie wyżej wymienionych technik
Każdy rozdział zaczyna się od przykładu strony dla typowego problemu, następnie wyjaśnia dlaczego technika wykorzystana do jego stworzenia nie jest kuloodporna, a następnie pokazuje jak stworzyć tytułowe rozwiązanie kuloodporne. Wyjaśnienia są wnikliwe, a cały proces przebiega stopniowo, przez co łatwo nadążyć za tym co się dzieje na screenach, które to wstawiane są odpowiednio często.
Tam gdzie to możliwe, autor wspomina o możliwościach zastosowania CSS3, jednocześnie zwracając uwagę na zagadnienia graceful degradation.
Jeśli chodzi natomiast o minusy, to mała uwaga do wydawcy. W oryginale jest już mowa o HTML5 w tytule, w wersji polskiej która powstała na bazie wydania 3 nadal mamy XHTML, a to już raczej nie te czasy ;).
Merytorycznie nie mam wielkich zastrzeżeń, aczkolwiek w kilku miejscach miałem wrażenie, że niektóre zagadnienia tłumaczone są troszkę zbyt łopatologicznie – a wcale nie jestem masta hacka CSS ninja.
Jakość wydania
Książka wydana została w miękkiej oprawie i NIE pochodzi z wydania „eko”. Zawartość zmieszczono na ponad 300 stronach stosunkowo grubego papieru o wysokiej białości. Formatowanie jest bardzo dobre, ważne rzeczy odpowiednio wyróżnione, kod w przykładach drukowany czcionką o stałej szerokości z pogrubionymi słowami kluczowymi.
Tłumaczenie
Tak, tak! Zgadliście! Kod jest po angielsku Jak miło :) Jeśli chodzi o tekst, to cały czas źle czyta mi się rzeczy takie jak „pływanie a pozycjonowanie” czy też „metoda przeciwległych elementów pływających”, ale to raczej kwestia indywidualna.
Podsumowanie
Końcowa Ocena: 4.5/5
Czy polecam tę książkę? Tak. Na pewno początkującym, ale i średnio-zaawansowani dowiedzą się z niej nowych rzeczy. Zaawansowani raczej nie znajdą tutaj nic nowego.
Wstęp
W dzisiejszych czasach komputer nie jest jedynym urządzeniem, którego używamy do surfowania po sieci. Smartphony (przez niektórych nazywane telewizorami), telewizory, tablety, czytniki e-booków, konsole – z wszystkich tych urządzeń korzystamy z sieci.
O ile czasy niesławetnego:
"Strona dostosowana do rozdzielczości 1024×768 i przeglądarki Internet Explorer 6"
już minęły (szkoda, że zamiast tego mamy powiadomienia o cookies…), tak nadal nierzadko można trafić na stronę, która wygląda dobrze tylko i wyłącznie na określonym urządzeniu w określonej rozdzielczości.
I nie mówię wcale o tzw. responsive design i wykorzystaniu media-queries, ponieważ da się zrobić stronę wyglądającą dobrze na urządzeniach z małym ekranem bez uciekania się do serwowania specjalnego layoutu dla urządzeń mobilnych.
Kolejnym aspektem na który należy zwrócić uwagę, są ludzie starsi bądź o gorszym wzroku, którzy nierzadko korzystają z funkcjonalności powiększania strony bądź zmiany kontrastu.
Celem książki jest zapoznanie czytelnika z najczęściej występującymi problemami oraz nauka tworzenia stron „kuloodpornych”, które będą wyglądać dobrze w prawie każdej sytuacji. I z przyjemnością stwierdzam, że autor wywiązał się ze swojego zadania bardzo dobrze.
Treść
Książka składa się z 9 rozdziałów, z czego każdy z pierwszej ósemki opisuje jeden konkretny problem, tak aby utrwalić wcześniej zdobytą wiedzę w ramach rozdziału dziewiątego.
Rozdziały opisują następujące zagadnienia:
- elastyczny tekst – dlaczego nie używać absolutnych jednostek do określania rozmiaru tekstu
- skalowalna nawigacja – jak stworzyć elastyczną nawigację opartą na zakładkach
- elastyczne wiersze – jak unikać stałej wysokości wierszy
- pomysłowe rozmieszczenie elementów – wykorzystanie CSS do skomplikowanego rozmieszczenia elementów
- niezniszczalne ramki – wbrew temu co może sugerować tytuł, nie będzie mowy o elementach frame, tylko o tym jak utworzyć elastyczne boxy na stronie, kiedy korzystamy z zaokrąglonych krawędzi i nie możemy skorzystać z CSS3
- brak obrazków lub arkuszy CSS – na co zwracać uwagę, aby strona była czytelna bez załadowanych grafik czy też arkuszy CSS
- konwersja tabel – jak stylować tabele za pomocą CSS
- płynny oraz elastyczny układ strony – jak stworzyć układ strony dostosowujący się do rozmiaru ekranu
- łączenie w całość – połączenie wyżej wymienionych technik
Każdy rozdział zaczyna się od przykładu strony dla typowego problemu, następnie wyjaśnia dlaczego technika wykorzystana do jego stworzenia nie jest kuloodporna, a następnie pokazuje jak stworzyć tytułowe rozwiązanie kuloodporne. Wyjaśnienia są wnikliwe, a cały proces przebiega stopniowo, przez co łatwo nadążyć za tym co się dzieje na screenach, które to wstawiane są odpowiednio często.
Tam gdzie to możliwe, autor wspomina o możliwościach zastosowania CSS3, jednocześnie zwracając uwagę na zagadnienia graceful degradation.
Jeśli chodzi natomiast o minusy, to mała uwaga do wydawcy. W oryginale jest już mowa o HTML5 w tytule, w wersji polskiej która powstała na bazie wydania 3 nadal mamy XHTML, a to już raczej nie te czasy ;).
Merytorycznie nie mam wielkich zastrzeżeń, aczkolwiek w kilku miejscach miałem wrażenie, że niektóre zagadnienia tłumaczone są troszkę zbyt łopatologicznie – a wcale nie jestem masta hacka CSS ninja.
Jakość wydania
Książka wydana została w miękkiej oprawie i NIE pochodzi z wydania „eko”. Zawartość zmieszczono na ponad 300 stronach stosunkowo grubego papieru o wysokiej białości. Formatowanie jest bardzo dobre, ważne rzeczy odpowiednio wyróżnione, kod w przykładach drukowany czcionką o stałej szerokości z pogrubionymi słowami kluczowymi.
Tłumaczenie
Tak, tak! Zgadliście! Kod jest po angielsku Jak miło :) Jeśli chodzi o tekst, to cały czas źle czyta mi się rzeczy takie jak „pływanie a pozycjonowanie” czy też „metoda przeciwległych elementów pływających”, ale to raczej kwestia indywidualna.
Podsumowanie
Końcowa Ocena: 4.5/5
Czy polecam tę książkę? Tak. Na pewno początkującym, ale i średnio-zaawansowani dowiedzą się z niej nowych rzeczy. Zaawansowani raczej nie znajdą tutaj nic nowego.
blog.rbenkel.me Radosław Benkel
Schudnij z Kaizen
Przyszło lato i myśl, że lada tydzień będziemy musieli wyjść na plażę w stroju niewiele bogatszym od „stroju Ewy", budzi przerażenie i nagłe postanowienie odchudzenia się „od zaraz". W popłochu zaczynamy stosować magiczne diety cud, łykać cudowne tabletki lub wstawać skoro świt, by jeszcze przed wyjściem sąsiadów do pracy pobiegać wokół bloku. Tymczasem Jarosław Gibas, autor wydanej przez Sensus/Helion książki „Schudnij z Kaizen" zapewnia, że w oczekiwaniu na spadek wagi, jedyne, co musimy zrobić, to... przestać się w końcu odchudzać! To propozycja dla tych, który już wypróbowali większość dietetycznych kuracji, mają dosyć reklamowych sloganów o pięknym ciele i szczupłej sylwetce oraz znają już na pamięć wszystkie podręczniki do ćwiczeń. Autor tego poradnika przestał się odchudzać, wyrzucił wagę i w efekcie waży dzisiaj kilkadziesiąt kilogramów mniej. Jak to możliwe To możliwe dzięki Kaizen -filozofii małych kroków, stworzonej po to, by pomóc nam się zmienić. Zmienić - bez narzucania sobie rygorów, ponoszenia wyrzeczeń i nadmiernego wysiłku. Autor udowadnia, że konsekwentne stosowanie tej - wypróbowanej wcześniej w biznesie -metody pozwala na uzyskanie trwałego efektu. I to szybciej, niż można się spodziewać. Rzecz w tym, by nie stawiać przed sobą żadnego konkretnego celu, przestać się ważyć i mierzyć, a także sprawdzać wyniki. To powinno uwolnić nas od irytującej karuzeli skoków wagi oraz pozwolić na opuszczenie zaklętego kręgu niezadowolonych ze swej sylwetki.
POLSKA - DZIENNIK ŁÓDZKI .N, 2013-07-13
Nawyk wytrwałości. Jak go wykształcić metodą małych kroków
Książka skromna, zaledwie 112 stron, ale niczym recepta na skuteczny specyfik, pomocna w osiągnięciu tego, czego zwykle nam brakuje - wytrwałości. Przy udziale Wydawnictwa Sensus / Helion Anna Kuraszyńska odsłania przed nami sprawdzone sposoby, streszczone w tytule poradnika: „Nawyk wytrwałości. Jak go wykształcić metodą małych kroków".
Podczas lektury dowiadujemy się, jak małymi krokami zrealizować takie cele, jak: wyjście z nałogu, osiągnięcie idealnej sylwetki czy tworzenie szczęśliwych związków z innymi ludźmi. Autorka wychodzi z założenia, że nawet, jeśli wytyczony cel jest niezwykle znaczący, istotny i wymagający ogromnego wysiłku, kroki prowadzące do niego powinny być drobne i tak rozłożone w czasie, by niemal nie odczuwać, że cokolwiek nowego dzieje się w naszym życiu. W tym tkwi cały sekret - podkreśla Anna Kuraszyńska. Co więcej, pierwszy krok powinien być tak mały, że możemy nawet odczuwać niedosyt działania. Ale nie przyspieszajmy, bo i kolejne posunięcia również nie powinny nas zbytnio absorbować.
Podczas lektury dowiadujemy się, jak małymi krokami zrealizować takie cele, jak: wyjście z nałogu, osiągnięcie idealnej sylwetki czy tworzenie szczęśliwych związków z innymi ludźmi. Autorka wychodzi z założenia, że nawet, jeśli wytyczony cel jest niezwykle znaczący, istotny i wymagający ogromnego wysiłku, kroki prowadzące do niego powinny być drobne i tak rozłożone w czasie, by niemal nie odczuwać, że cokolwiek nowego dzieje się w naszym życiu. W tym tkwi cały sekret - podkreśla Anna Kuraszyńska. Co więcej, pierwszy krok powinien być tak mały, że możemy nawet odczuwać niedosyt działania. Ale nie przyspieszajmy, bo i kolejne posunięcia również nie powinny nas zbytnio absorbować.
POLSKA - DZIENNIK ŁÓDZKI .N, 2013-07-13
Limeryki zbrodni
Lato to czas kryminałów. Wiadomo, że mistrzami tego gatunku są Skandynawowie. Bardzo cieszę się, że ostatnio Polska nie zostaje w tej dziedzinie z tyłu. Na rynku pojawia się coraz więcej rodzimych produkcji. Jedną z nich jest powieść “Limeryki zbrodni” Janusza Miki
W belgijskim miasteczku w Brugii zamordowany zostaje starszy pan. Wkrótce w podobny sposób ginie inny staruszek – tym razem w Polsce. Przy obu panach znaleziono kartki z limerykami. Oba morderstwa nie mają tła rabunkowego, a wyglądają na likwidację. Tym bardziej, że obaj panowie mają wspólną mroczną przeszłość. Powodów, dla których owi panowie mogli zginąć jest mnóstwo. Osób, które mogłyby chcieć ich śmierci – równie wiele. Jak spośród tylu podejrzanych wytypować sprawcę? Zadanie to przypadnie policji i jednemu sprytnemu dziennikarzowi – Kornelowi Rączemu. Pan Kornel, oprócz rozwiązywania zagadki morderstwa, ma też do wyjaśnienia kilka spraw rodzinnych. Czy uda mu się pogodzić te dwie sprawy? Czy znajdzie zabójcę?
Muszę przyznać, że mam dość mieszane uczucia, co do książki. Jest dość cienka, a jej pierwsza połowa to skomplikowane zawiązywanie akcji. Poznajemy mnóstwo postaci wraz z ich otoczeniem, każda z nich ma mieć znaczenie w śledztwie. Początkowo dość trudno się w nich połapać. Kiedy w połowie książki akcja w końcu rusza z miejsca, robi się bardzo ciekawie. Wydarzenia pędzą, aż do rozczarowującego zakończenia. Wygląda to tak, jakby autor nie miał pomysłu na wybrnięcie ze swojej własnej intrygi. Do tego zmiana podejrzanego przeprowadzona jest dość hmm.. topornie. Taka ilość rozpoczętych wątków i postaci byłaby lepsza przy dłuższym tekście. Rozumiem, że Janusz Mika chciał zbudować swoją powieść na wzór limeryka, jednak ten zabieg również do mnie nie trafił. Trudno mi również zrozumieć tak ogromną niechęć do komunistów, jaką w “Limerykach..” prezentują stosunkowo młodzi bohaterowie. Samo zakończenie jest nieprawdopodobne i wydumane.
Teraz plusy – bardzo podobał mi się język, jakim napisane są “Limeryki zbrodni“. Myślę, że tę powieść warto przeczytać nawet dla tego języka. To wielka odmiana po zalewie kiepskich pod tym względem książek. Bohaterowie mówią w ładny sposób i trzeba też przyznać, że wszyscy słuchają również dobrej muzyki. W tekście czuje się ogromną miłość autora do krakowskiej Krowodrzy. Podoba mi się sposób, w jaki autor nakreślił tę dzielnicę. I to wszystko razem tworzy bardzo estetyczną i sympatyczną całość.
Czy warto czytać “Limeryki zbrodni”? Myślę, że to świetna powieść na plażę i do pociągu. Lektura jest lekka i przyjemna, momentami zabawna. Nie widzę tu jednak zapowiadanego na okładce intelektualnego wyzwania. Jeśli jednak oczekujemy kryminalnej rozrywki – to jest to odpowiedni wybór.
W belgijskim miasteczku w Brugii zamordowany zostaje starszy pan. Wkrótce w podobny sposób ginie inny staruszek – tym razem w Polsce. Przy obu panach znaleziono kartki z limerykami. Oba morderstwa nie mają tła rabunkowego, a wyglądają na likwidację. Tym bardziej, że obaj panowie mają wspólną mroczną przeszłość. Powodów, dla których owi panowie mogli zginąć jest mnóstwo. Osób, które mogłyby chcieć ich śmierci – równie wiele. Jak spośród tylu podejrzanych wytypować sprawcę? Zadanie to przypadnie policji i jednemu sprytnemu dziennikarzowi – Kornelowi Rączemu. Pan Kornel, oprócz rozwiązywania zagadki morderstwa, ma też do wyjaśnienia kilka spraw rodzinnych. Czy uda mu się pogodzić te dwie sprawy? Czy znajdzie zabójcę?
Muszę przyznać, że mam dość mieszane uczucia, co do książki. Jest dość cienka, a jej pierwsza połowa to skomplikowane zawiązywanie akcji. Poznajemy mnóstwo postaci wraz z ich otoczeniem, każda z nich ma mieć znaczenie w śledztwie. Początkowo dość trudno się w nich połapać. Kiedy w połowie książki akcja w końcu rusza z miejsca, robi się bardzo ciekawie. Wydarzenia pędzą, aż do rozczarowującego zakończenia. Wygląda to tak, jakby autor nie miał pomysłu na wybrnięcie ze swojej własnej intrygi. Do tego zmiana podejrzanego przeprowadzona jest dość hmm.. topornie. Taka ilość rozpoczętych wątków i postaci byłaby lepsza przy dłuższym tekście. Rozumiem, że Janusz Mika chciał zbudować swoją powieść na wzór limeryka, jednak ten zabieg również do mnie nie trafił. Trudno mi również zrozumieć tak ogromną niechęć do komunistów, jaką w “Limerykach..” prezentują stosunkowo młodzi bohaterowie. Samo zakończenie jest nieprawdopodobne i wydumane.
Teraz plusy – bardzo podobał mi się język, jakim napisane są “Limeryki zbrodni“. Myślę, że tę powieść warto przeczytać nawet dla tego języka. To wielka odmiana po zalewie kiepskich pod tym względem książek. Bohaterowie mówią w ładny sposób i trzeba też przyznać, że wszyscy słuchają również dobrej muzyki. W tekście czuje się ogromną miłość autora do krakowskiej Krowodrzy. Podoba mi się sposób, w jaki autor nakreślił tę dzielnicę. I to wszystko razem tworzy bardzo estetyczną i sympatyczną całość.
Czy warto czytać “Limeryki zbrodni”? Myślę, że to świetna powieść na plażę i do pociągu. Lektura jest lekka i przyjemna, momentami zabawna. Nie widzę tu jednak zapowiadanego na okładce intelektualnego wyzwania. Jeśli jednak oczekujemy kryminalnej rozrywki – to jest to odpowiedni wybór.
Szczecin czyta Małgosia Maćkowiak