Recenzje
Lady Australia
"poczułem przestrzeń, wolność i to, czym jest wchłanianie kilometrów (…) jestem szczęśliwy, kiedy mogę po prostu jechać."
Co się dzieje, kiedy pożądanie staje się tylko swoim cieniem? To znak, że wygrał rozum i porzuciliśmy aborygeńską Epokę Snów, która miała swój początek w czasie tworzenia świata i trwa do dzisiaj. W podtytule wielkiej „Lady Australii” jest obraz, słowo, dźwięk i iluminacja. Interior w fotoplastykonie Marka Tomalika to teksty Williama Blake’a, muzyka Hugo Race’a i Kaczmarskiego oraz niesamowite zdjęcia z dziewiczych terenów Piątego Kontynentu.
Na pewno można pozazdrościć autorowi, że odnalazł swoje miejsce na ziemi. Doświadczony podróżnik, czy też początkujący turysta z azjatyckim zacięciem fotograficznym znajdzie w książce przede wszystkim zachętę do wyprawy po rzucających wyzwania bezdrożach i pełnej kontrastów krainie.
Jestem absolutnie zachwycona formą wydania opowieści. To nie jest przewodnik. Ilość zdjęć sugeruje album, ale to także nie to. Tomalik wykonał na papierze kawał dobrej roboty. Opowiedział siebie, swoje emocje, marzenia i odkrycia. Rewelacyjna historia o zmianach, jakie zachodzą w człowieku podczas podróży i tysiąca spotkań z ludźmi. Autor wielokrotnie przyznaje, że za każdym razem jego zdziwienie budzi… zdziwienie. Tonął w kwiecistej orgii delikatności kształtów i kolorów, zafascynowany i pochłonięty krajem do granic możliwości. Jego Australia to prawdziwa femme fatale- kusi piętnastoma klejnotami z listy światowego dziedzictwa kulturalnego, bywa zasępiona i mroczna z eukaliptusową nocną świtą oraz potrafi totalnie obezwładnić swoją urodą. Książka przesiąknięta jest symfonią rodzimych ptaków z fletówką żółtobrzuchą na czele, aborygeńskim mistycyzmem, zaburzeniami grawitacyjnymi i deszczem. Krucha, ognista ziemia określająca zakres istnienia. Potęga przyrody, wspaniali ludzie i interesujące grupy zanikających języków. Ciekawość, wigor, życie na najwyższym biegu.
Lady Australia porywa i zamyka w sobie. Przypomina, że w podróży nie jest najważniejszy cel, a droga. Zamiana codzienności na niezwykłość i życie w przesadnym pięknie.
Jedyną wadą książki jest to, że za szybko się kończy.
Panie Tomalik, dziękuję.
Co się dzieje, kiedy pożądanie staje się tylko swoim cieniem? To znak, że wygrał rozum i porzuciliśmy aborygeńską Epokę Snów, która miała swój początek w czasie tworzenia świata i trwa do dzisiaj. W podtytule wielkiej „Lady Australii” jest obraz, słowo, dźwięk i iluminacja. Interior w fotoplastykonie Marka Tomalika to teksty Williama Blake’a, muzyka Hugo Race’a i Kaczmarskiego oraz niesamowite zdjęcia z dziewiczych terenów Piątego Kontynentu.
Na pewno można pozazdrościć autorowi, że odnalazł swoje miejsce na ziemi. Doświadczony podróżnik, czy też początkujący turysta z azjatyckim zacięciem fotograficznym znajdzie w książce przede wszystkim zachętę do wyprawy po rzucających wyzwania bezdrożach i pełnej kontrastów krainie.
Jestem absolutnie zachwycona formą wydania opowieści. To nie jest przewodnik. Ilość zdjęć sugeruje album, ale to także nie to. Tomalik wykonał na papierze kawał dobrej roboty. Opowiedział siebie, swoje emocje, marzenia i odkrycia. Rewelacyjna historia o zmianach, jakie zachodzą w człowieku podczas podróży i tysiąca spotkań z ludźmi. Autor wielokrotnie przyznaje, że za każdym razem jego zdziwienie budzi… zdziwienie. Tonął w kwiecistej orgii delikatności kształtów i kolorów, zafascynowany i pochłonięty krajem do granic możliwości. Jego Australia to prawdziwa femme fatale- kusi piętnastoma klejnotami z listy światowego dziedzictwa kulturalnego, bywa zasępiona i mroczna z eukaliptusową nocną świtą oraz potrafi totalnie obezwładnić swoją urodą. Książka przesiąknięta jest symfonią rodzimych ptaków z fletówką żółtobrzuchą na czele, aborygeńskim mistycyzmem, zaburzeniami grawitacyjnymi i deszczem. Krucha, ognista ziemia określająca zakres istnienia. Potęga przyrody, wspaniali ludzie i interesujące grupy zanikających języków. Ciekawość, wigor, życie na najwyższym biegu.
Lady Australia porywa i zamyka w sobie. Przypomina, że w podróży nie jest najważniejszy cel, a droga. Zamiana codzienności na niezwykłość i życie w przesadnym pięknie.
Jedyną wadą książki jest to, że za szybko się kończy.
Panie Tomalik, dziękuję.
Opętani Czytaniem Patrycja Sikora
Ziemia Święta. Przewodnik dla pielgrzymów i turystów. Wydanie 1
Izrael, a także sąsiadujące z nim kraje Bliskiego Wschodu, zwłaszcza ich regiony nazywane Ziemią Świętą trzech religii monoteistycznych, są licznie odwiedzane przez pielgrzymów i turystów z całego świata, w tym i z Polski.
Mimo częstych tam napięć, a nawet zagrożeń. Przewodniki po Izraelu w języku polskim składają się już na sporą biblioteczkę i stale pojawiają nowe. Wydawnictwo Helion opublikowało właśnie w serii przewodników „Bezdroży” dwa kolejne: „Ziemia Święta” i „Izrael”. Tego samego autora znanego z wcześniejszych, rzetelnych i ciekawie napisanych przewodników po innych krajach. Są więc podstawy aby przypuszczać, że i one spotkają się z uznaniem czytelników ułatwiając im poznawanie i rozumienie tego regionu naszego globu podczas podróży w tamte strony. „Ziemia Święta” – „Izrael” omówię wkrótce – jest, stwierdzę to od razu, przewodnikiem dobrym i wartym polecenia. Chociaż nie wolnym od, na szczęście nielicznych, błędów, nieścisłości i innych potknięć, które łatwo będzie jednak usunąć w kolejnym wydaniu. Ale o nich za chwilę.
Przewodnik ten, co podkreśla jego podtytuł, przeznaczony jest dla pielgrzymów i turystów. Obejmuje więc obszary interesujące przede wszystkim tych pierwszych. Głównie Izrael – ale bez terenów niezwiązanych z wydarzeniami biblijnymi, jak np. całe południe kraju, czy większość rezerwatów przyrody i miejsc wypoczynkowych.
Ponadto Jordanię i wybrane miejsca na półwyspie Synaj w Egipcie oraz w Syrii. Bardzo ciekawy i interesująco napisany jest rozdział wprowadzający: „Ziemia Święta” omawiający jej położenie, ukształtowanie powierzchni, klimat, przyrodę. A zwłaszcza zawierający mnóstwo informacji historycznych na temat Palestyny w czasach Jezusa i jej dziejów biblijnych w latach 63 p.n.e. – 70 r. n.e.
Ponadto Kalendarium historyczne od 120.000 – 20.000 roku p.n.e. – do początku roku 2013 oraz informacje o pielgrzymkach papieskich, w tym Jana Pawła II, do Ziemi Świętej. A także zwięzłe, ale chyba w wystarczającym, podstawowym zakresie o tamtejszych społeczeństwach, językach, religii, obyczajach i kuchni. ]
Część ścisłe przewodnikowa tematycznie podzielona została na rozdziały: Jerozolima i okolice, Galilea, Nad Morzem Galilejskim, Judea i Morze Martwe, Jordania, Egipt – półwysep Synaj i Syria. Wspomagając się mapkami, planami miejscowości i ąilością dobrych zdjęć autor oprowadza czytelnika – turystę po poszczególnych regionach, miejscowościach, zabytkach i obiektach.
Opowiadając o nich ciekawie chociaż zwięźle. Lekturę przewodnika oraz posługiwanie się nim w terenie ułatwiają wytłuszczenia w tekście nazw ważniejszych miejsc oraz, umieszczone na marginesach, informacje o dniach i godzinach ich otwarciach, ew. cenach wstępu czy możliwości zwiedzania tylko z przewodnikiem. Znakomicie ułatwia to samodzielne poznawanie poszczególnych miejsc. A także ich wybór, gdyż autor proponuje również trasy alternatywne.
Treść przewodnika wzbogacają włamane w tekst informacje monotematyczne o różnej objętości. M.in. „Safed – miasto kabały”, „Joannici i Kawalerowie Maltańscy”, „Syjon za murami”, „Droga Krzyżowa”, „Zakon Krzyżacki”, „Betania”, „Domy polskie i siostry elżbietanki”, „Jak trzej królowie ocalili Bazylikę Narodzenia”, „Białe Miasto” (Tel Awiw), „Ryba św. Piotra”, „Morze Martwe”, „Meczet Mojżesza”.
W przewodniku tym nie brakuje również, umieszczonych na końcu, informacji na temat przygotowania się do podróży w tamte strony i tego, co ważne jest w jej trakcie na miejscu. Ponadto informacji praktycznych. Dotyczących, w podziale na poszczególne miejscowości: Jerozolima, Betlejem, Nazaret, Klasztor Mar Saba, Hajfa, Cezarea, Akka, Hebron, Masada, Amman i wiele innych, przede wszystkim dojazdom do nich, informacji turystycznej, a w niektórych również noclegów i wyżywienia.
Z nielicznymi jednak polecanymi hotelami czy lokalami gastronomicznymi. Znalezienie ich tam jednak nie stanowi problemu. Ten dobry przewodnik, jak już podkreśliłem na wstępie, ma jednak także wady. Przede wszystkim trochę braków, pominięć i nieścisłości. Za największy, niedopuszczalny moim zdaniem w przewodnikach turystycznych, uważam brak indeksu nazw, co bardzo utrudnia odszukiwanie tego, co jest w danym momencie potrzebne.
Bardzo wybiórczo potraktowane zostały miejsca i obiekty zaliczane do Ziemi Świętej oraz zasługujące na zobaczenie w Egipcie i Syrii. W pierwszym z tych krajów ograniczone zostały tylko do 2 stronicowego, nie licząc prawie całostronicowego zdjęciami, opisu Góry Mojżesza (Synaj) i klasztoru św. Katarzyny.
Przy czym w pierwszym z nich brak nawet wzmianki, że kaplica św. Trójcy na szczycie tej góry należy do prawosławnych i opiekują się nią rosyjskojęzyczne mniszki, które potrafią nie wpuszczać do środka, zwłaszcza gdy jest dużo turystów rosyjskich, wyznawców innych religii, także chrześcijańskich.
Mówiąc dobrze po rosyjsku i potrafiąc przeżegnać się także przez prawe ramię, nie miałem problemów z wejściem, ale sporo rodaków z którymi razem wszedłem w nocy na ten szczyt aby powitać na nim wschód słońca, nie zostało wpuszczonych. Jeżeli chodzi o Egipt, to zaskakuje pominięcie wśród miejsc i obiektów związanych z Biblią i Ziemią Świętą afrykańskiej części tego kraju.
Zwłaszcza dzielnicy koptyjskiej Kairu. Jeszcze większe pominięcia dotyczą Syrii. Oczywiście podróże do niej obecnie nie wchodzą w grę ze względu na toczącą się tam wojnę domową, ale przewodnika nie pisze się na jeden sezon. A biblijne miejsca tego kraju potraktowane zostały bardzo po macoszemu.
Autor uwzględnił tylko Damaszek i Maalulę (pisząc jej nazwę przez jedno „a”), jedną z trzech wiosek w tym kraju, w której ludność nadal mówi w języku aramejskim, macierzystym Jezusa. Oraz 3 klasztory: św. Sergiusza (w rzeczywistości ma on dwu patronów, także św. Bachusa), św. Tekli oraz prawosławny Marii Panny nad miasteczkiem Sajdanaja.
Tymczasem miejsc w Syrii wpisujących się w temat „Ziemia Święta” jest o wiele więcej. Nawet w uwzględnionym Damaszku, w którym pominięty został np. pomnik św. Pawła i grecka katedra ortodoksyjna. W Aleppo są zabytkowe kościoły: ormiański i ortodoksyjny grecki oraz maronitów.
W Latakii szalenie ciekawy ortodoksyjny kościół Nadi Aldubat z V w. oraz również należąca do Kościoła syryjskiego katedra św. Michała z XII w. ale zbudowana na świątyni z V w. z częściowo zachowanymi jej ścianami. A skoro w przewodniku uwzględniane są miejsca trzech religii monoteistycznych, to także co najmniej meczet El – Dżadid („Nowy”) z XII w. Latakii i Omajjadów oraz Stara Synagoga w Aleppo.
W Samaanie w Cytadeli św. Szymona Słupnika jest słynny kamienny słup na którym przez wiele lat żył ten święty. W Kunejtrze (Al-Kuneitra, po syryjskiej stronie Wzgórz Golan) są ruiny zburzonego przez Izrael ortodoksyjnego kościoła greckiego. W nim również, a nie tylko, jak wynikałoby z przewodnika, w meczecie Umajjadów w Damaszku przed kaplica z relikwiarzem z rzekomą głową św. Jana Chrzciciela, modlił się Jan Paweł II podczas pielgrzymki do tego kraju w 2001 roku.
To tylko niektóre z nieścisłości, a przynajmniej pominięć lub niedomówień, na jakie zwróciłem uwagę w tym przewodniku. Innym jest stwierdzenie autora (str.37), że niewierni w ogólne nie mogą wchodzić do meczetów. W rzeczywistości dotyczy to daleko nie wszystkich świątyń muzułmańskich.
Trudno jest wejść legalnie do meczetów: Kopuła na Skale czy Al Aksa w Jerozolimie. Nie mówiąc już o Mekce i innych miejscach na Półwyspie Arabskim. Podobnie w krajach Maghrebu, gdzie zakaz ten wprowadzili francuscy kolonizatorzy po tym, jak ich podoficerowie i oficerowie zachowujący się pogardliwie w stosunku do modlących się muzułmanów, wynoszeni byli z kindżałami wbitymi w serce.
Ale np. w Maroku niewierni mogą wchodzić, poza piątkami, do wielkiego meczetu Hasana II w Casablance. Nie miałem problemów z tym także, a gdy wahałem się, niekiedy wręcz zachęcano mnie do wchodzenia nie utrudniając fotografowania również modlących się, w wielu dziesiątkach meczetów w Egipcie (Aleksandria, Kair, Luksor, Asuan), Libii, Syrii, nawet w Zjednoczonych Emiratach Arabskich – poza ortodoksyjną Szardżą (Sharjah).
O innych krajach afrykańskich, azjatyckich, nie mówiąc już o europejskich nie wspominając. Trzeba tylko zapytać, czy można wejść oraz zachowywać się zgodnie z przyjętymi obyczajami. I jeszcze jedna nieścisłość, którą warto, moim zdaniem, poprawić w następnym wydaniu tego przewodnika.
Czytając wstawkę „Betania” na str. 77 czytelnik może odnieść wrażenie, że biblijny Łazarz wskrzeszony wg. Nowego Testamentu przez Jezusa, pochowany został w krypcie w kościele klasztornym benedyktynek w obecnym izraelskim mieście Al-Azarija, zamienionym w 1187 r. w meczet. Tymczasem grób tego świętego znajduje się w kościele pod jego wezwaniem (Agios Lazaros) w Larnace na Cyprze. Tam bowiem wyjechał po wydarzeniach opisywanych w Biblii i został biskupem.
Świątynia ta wybudowana została w 900 r. nad odnalezionym jego grobem. Uwzględnienie tych, a zapewne i dalszych uwag oraz poprawienie nieścisłości i rozszerzenie przewodnika o miejscowości i miejsca niewątpliwie mieszczące się w pojęciu Ziemi Świętej, spowodują, że stanie się on jeszcze lepszy. Chociaż, powtórzę jeszcze raz, i obecnie jest on dobry oraz wart polecenia.
Mimo częstych tam napięć, a nawet zagrożeń. Przewodniki po Izraelu w języku polskim składają się już na sporą biblioteczkę i stale pojawiają nowe. Wydawnictwo Helion opublikowało właśnie w serii przewodników „Bezdroży” dwa kolejne: „Ziemia Święta” i „Izrael”. Tego samego autora znanego z wcześniejszych, rzetelnych i ciekawie napisanych przewodników po innych krajach. Są więc podstawy aby przypuszczać, że i one spotkają się z uznaniem czytelników ułatwiając im poznawanie i rozumienie tego regionu naszego globu podczas podróży w tamte strony. „Ziemia Święta” – „Izrael” omówię wkrótce – jest, stwierdzę to od razu, przewodnikiem dobrym i wartym polecenia. Chociaż nie wolnym od, na szczęście nielicznych, błędów, nieścisłości i innych potknięć, które łatwo będzie jednak usunąć w kolejnym wydaniu. Ale o nich za chwilę.
Przewodnik ten, co podkreśla jego podtytuł, przeznaczony jest dla pielgrzymów i turystów. Obejmuje więc obszary interesujące przede wszystkim tych pierwszych. Głównie Izrael – ale bez terenów niezwiązanych z wydarzeniami biblijnymi, jak np. całe południe kraju, czy większość rezerwatów przyrody i miejsc wypoczynkowych.
Ponadto Jordanię i wybrane miejsca na półwyspie Synaj w Egipcie oraz w Syrii. Bardzo ciekawy i interesująco napisany jest rozdział wprowadzający: „Ziemia Święta” omawiający jej położenie, ukształtowanie powierzchni, klimat, przyrodę. A zwłaszcza zawierający mnóstwo informacji historycznych na temat Palestyny w czasach Jezusa i jej dziejów biblijnych w latach 63 p.n.e. – 70 r. n.e.
Ponadto Kalendarium historyczne od 120.000 – 20.000 roku p.n.e. – do początku roku 2013 oraz informacje o pielgrzymkach papieskich, w tym Jana Pawła II, do Ziemi Świętej. A także zwięzłe, ale chyba w wystarczającym, podstawowym zakresie o tamtejszych społeczeństwach, językach, religii, obyczajach i kuchni. ]
Część ścisłe przewodnikowa tematycznie podzielona została na rozdziały: Jerozolima i okolice, Galilea, Nad Morzem Galilejskim, Judea i Morze Martwe, Jordania, Egipt – półwysep Synaj i Syria. Wspomagając się mapkami, planami miejscowości i ąilością dobrych zdjęć autor oprowadza czytelnika – turystę po poszczególnych regionach, miejscowościach, zabytkach i obiektach.
Opowiadając o nich ciekawie chociaż zwięźle. Lekturę przewodnika oraz posługiwanie się nim w terenie ułatwiają wytłuszczenia w tekście nazw ważniejszych miejsc oraz, umieszczone na marginesach, informacje o dniach i godzinach ich otwarciach, ew. cenach wstępu czy możliwości zwiedzania tylko z przewodnikiem. Znakomicie ułatwia to samodzielne poznawanie poszczególnych miejsc. A także ich wybór, gdyż autor proponuje również trasy alternatywne.
Treść przewodnika wzbogacają włamane w tekst informacje monotematyczne o różnej objętości. M.in. „Safed – miasto kabały”, „Joannici i Kawalerowie Maltańscy”, „Syjon za murami”, „Droga Krzyżowa”, „Zakon Krzyżacki”, „Betania”, „Domy polskie i siostry elżbietanki”, „Jak trzej królowie ocalili Bazylikę Narodzenia”, „Białe Miasto” (Tel Awiw), „Ryba św. Piotra”, „Morze Martwe”, „Meczet Mojżesza”.
W przewodniku tym nie brakuje również, umieszczonych na końcu, informacji na temat przygotowania się do podróży w tamte strony i tego, co ważne jest w jej trakcie na miejscu. Ponadto informacji praktycznych. Dotyczących, w podziale na poszczególne miejscowości: Jerozolima, Betlejem, Nazaret, Klasztor Mar Saba, Hajfa, Cezarea, Akka, Hebron, Masada, Amman i wiele innych, przede wszystkim dojazdom do nich, informacji turystycznej, a w niektórych również noclegów i wyżywienia.
Z nielicznymi jednak polecanymi hotelami czy lokalami gastronomicznymi. Znalezienie ich tam jednak nie stanowi problemu. Ten dobry przewodnik, jak już podkreśliłem na wstępie, ma jednak także wady. Przede wszystkim trochę braków, pominięć i nieścisłości. Za największy, niedopuszczalny moim zdaniem w przewodnikach turystycznych, uważam brak indeksu nazw, co bardzo utrudnia odszukiwanie tego, co jest w danym momencie potrzebne.
Bardzo wybiórczo potraktowane zostały miejsca i obiekty zaliczane do Ziemi Świętej oraz zasługujące na zobaczenie w Egipcie i Syrii. W pierwszym z tych krajów ograniczone zostały tylko do 2 stronicowego, nie licząc prawie całostronicowego zdjęciami, opisu Góry Mojżesza (Synaj) i klasztoru św. Katarzyny.
Przy czym w pierwszym z nich brak nawet wzmianki, że kaplica św. Trójcy na szczycie tej góry należy do prawosławnych i opiekują się nią rosyjskojęzyczne mniszki, które potrafią nie wpuszczać do środka, zwłaszcza gdy jest dużo turystów rosyjskich, wyznawców innych religii, także chrześcijańskich.
Mówiąc dobrze po rosyjsku i potrafiąc przeżegnać się także przez prawe ramię, nie miałem problemów z wejściem, ale sporo rodaków z którymi razem wszedłem w nocy na ten szczyt aby powitać na nim wschód słońca, nie zostało wpuszczonych. Jeżeli chodzi o Egipt, to zaskakuje pominięcie wśród miejsc i obiektów związanych z Biblią i Ziemią Świętą afrykańskiej części tego kraju.
Zwłaszcza dzielnicy koptyjskiej Kairu. Jeszcze większe pominięcia dotyczą Syrii. Oczywiście podróże do niej obecnie nie wchodzą w grę ze względu na toczącą się tam wojnę domową, ale przewodnika nie pisze się na jeden sezon. A biblijne miejsca tego kraju potraktowane zostały bardzo po macoszemu.
Autor uwzględnił tylko Damaszek i Maalulę (pisząc jej nazwę przez jedno „a”), jedną z trzech wiosek w tym kraju, w której ludność nadal mówi w języku aramejskim, macierzystym Jezusa. Oraz 3 klasztory: św. Sergiusza (w rzeczywistości ma on dwu patronów, także św. Bachusa), św. Tekli oraz prawosławny Marii Panny nad miasteczkiem Sajdanaja.
Tymczasem miejsc w Syrii wpisujących się w temat „Ziemia Święta” jest o wiele więcej. Nawet w uwzględnionym Damaszku, w którym pominięty został np. pomnik św. Pawła i grecka katedra ortodoksyjna. W Aleppo są zabytkowe kościoły: ormiański i ortodoksyjny grecki oraz maronitów.
W Latakii szalenie ciekawy ortodoksyjny kościół Nadi Aldubat z V w. oraz również należąca do Kościoła syryjskiego katedra św. Michała z XII w. ale zbudowana na świątyni z V w. z częściowo zachowanymi jej ścianami. A skoro w przewodniku uwzględniane są miejsca trzech religii monoteistycznych, to także co najmniej meczet El – Dżadid („Nowy”) z XII w. Latakii i Omajjadów oraz Stara Synagoga w Aleppo.
W Samaanie w Cytadeli św. Szymona Słupnika jest słynny kamienny słup na którym przez wiele lat żył ten święty. W Kunejtrze (Al-Kuneitra, po syryjskiej stronie Wzgórz Golan) są ruiny zburzonego przez Izrael ortodoksyjnego kościoła greckiego. W nim również, a nie tylko, jak wynikałoby z przewodnika, w meczecie Umajjadów w Damaszku przed kaplica z relikwiarzem z rzekomą głową św. Jana Chrzciciela, modlił się Jan Paweł II podczas pielgrzymki do tego kraju w 2001 roku.
To tylko niektóre z nieścisłości, a przynajmniej pominięć lub niedomówień, na jakie zwróciłem uwagę w tym przewodniku. Innym jest stwierdzenie autora (str.37), że niewierni w ogólne nie mogą wchodzić do meczetów. W rzeczywistości dotyczy to daleko nie wszystkich świątyń muzułmańskich.
Trudno jest wejść legalnie do meczetów: Kopuła na Skale czy Al Aksa w Jerozolimie. Nie mówiąc już o Mekce i innych miejscach na Półwyspie Arabskim. Podobnie w krajach Maghrebu, gdzie zakaz ten wprowadzili francuscy kolonizatorzy po tym, jak ich podoficerowie i oficerowie zachowujący się pogardliwie w stosunku do modlących się muzułmanów, wynoszeni byli z kindżałami wbitymi w serce.
Ale np. w Maroku niewierni mogą wchodzić, poza piątkami, do wielkiego meczetu Hasana II w Casablance. Nie miałem problemów z tym także, a gdy wahałem się, niekiedy wręcz zachęcano mnie do wchodzenia nie utrudniając fotografowania również modlących się, w wielu dziesiątkach meczetów w Egipcie (Aleksandria, Kair, Luksor, Asuan), Libii, Syrii, nawet w Zjednoczonych Emiratach Arabskich – poza ortodoksyjną Szardżą (Sharjah).
O innych krajach afrykańskich, azjatyckich, nie mówiąc już o europejskich nie wspominając. Trzeba tylko zapytać, czy można wejść oraz zachowywać się zgodnie z przyjętymi obyczajami. I jeszcze jedna nieścisłość, którą warto, moim zdaniem, poprawić w następnym wydaniu tego przewodnika.
Czytając wstawkę „Betania” na str. 77 czytelnik może odnieść wrażenie, że biblijny Łazarz wskrzeszony wg. Nowego Testamentu przez Jezusa, pochowany został w krypcie w kościele klasztornym benedyktynek w obecnym izraelskim mieście Al-Azarija, zamienionym w 1187 r. w meczet. Tymczasem grób tego świętego znajduje się w kościele pod jego wezwaniem (Agios Lazaros) w Larnace na Cyprze. Tam bowiem wyjechał po wydarzeniach opisywanych w Biblii i został biskupem.
Świątynia ta wybudowana została w 900 r. nad odnalezionym jego grobem. Uwzględnienie tych, a zapewne i dalszych uwag oraz poprawienie nieścisłości i rozszerzenie przewodnika o miejscowości i miejsca niewątpliwie mieszczące się w pojęciu Ziemi Świętej, spowodują, że stanie się on jeszcze lepszy. Chociaż, powtórzę jeszcze raz, i obecnie jest on dobry oraz wart polecenia.
GLOBTROTER INFO Cezary Rudziński, 2013-07-13
Programowanie. Teoria i praktyka z wykorzystaniem C++. Wydanie II poprawione
W książce Bjarne Stroustrup, twórca języka C++ uczy najważniejszych zasad programistycznych oraz praktycznych umiejętności programowania w języku C++. Wyjaśnia podstawowe pojęcia i poleca najnowocześniejsze techniki programistyczne oraz funkcje bibliotek potrzebnych do napisania pierwszego programu. Przybliża sposoby pobierania danych z klawiatury i plików oraz wysyłania, po przetworzeniu, na ekran i do plików. Radzi, jak korzystać z kontenerów dostępnych w standardowej bibliotece C++ oraz z infrastruktury algorytmicznej biblioteki STL. Rozważa problemy języków programowania rozpoczynając od dyskusji dotykającej idei i historii ich rozwoju w odniesieniu do przetwarzania tekstu, działań na liczbach, programowania systemów wbudowanych, testowania, a kończąc na krótkim opisie języka C++. Do wnikliwego studiowania treści zmuszają czytelnika umieszczone w każdym rozdziale ćwiczenia, powtórzenia i zadania do wykonania. Książka jest przeznaczona dla osób, które stawiają pierwsze kroki w programowaniu.
NetWorld Piotr Kociatkiewicz
Matrioszka Rosja i Jastrząb
Kolejny raz uraczę Was recenzją książki. Z małym poślizgiem, jako że “Matrioszkę Rosję i Jastrzębia” przeczytałam w Chorwacji, jednak konsekwentnie i z przyjemnością oddaję się pasji recenzenta (by zrecenzować trzeba wszak najpierw przeczytać, a pochłanianie lektur to moje prawdziwe hobby ;) ).
Siedzę sobie ci ja nad basenem przynależnym do naszej willi nieopodal Dubrownika, leczę przywleczone z Polski zapalenie oskrzeli, zazdroszczę tym, co to bez gorączki pluszczą się w krystalicznie czystej wodzie i czytam. Rekonwalescentowi nie pozostaje nic poza wypoczynkiem, polegiwaniem w cieniu i lekturą. I choć początkowo przerzucam kartki z niechęcią, wściekła, iż choroba psuje mi wyczekiwany wyjazd, wkrótce zapominam o uroczym świecie wokół mnie, przenosząc się duchem do zimnej, tajemniczej Moskwy, którą prezentuje mi Maciej Jastrzębski, korespondent Polskiego Radia w stolicy Rosji.
Autor z mistrzostwem prowadzi narrację. Odsłania przed czytelnikiem zakamarki słynnej “rosyjskiej duszy”, często niezrozumiałej, a przez to niepokojącej mieszkańców Polski. Udowadnia, że jesteśmy tyleż odmienni, co podobni do siebie. W polskim umyśle Rosja i Rosjanie zajmują sporo miejsca – potężny i groźny nieraz sąsiad, siłą rzeczy pozostaje dla nas istotny. Tymczasem okazuje się, że w drugą stronę to nie działa. Rosjanie interesują się nami mało, inaczej, niż w czasach Związku Radzieckiego, gdy Polska była dla nich oknem na świat i ośrodkiem kultury nieomal wolnej i inspirowanej mitycznym Zachodem.
Stąd też Polska i Polacy nie zajmują w książce wiele miejsca. To dobrze – nie lubię tradycyjnego polskiego jęczenia na zły los i podstępnych sąsiadów… Autor skupia się raczej na samych Rosjanach, rosyjskiej kulturze, myśli politycznej, osiągnięciach współczesnej Rosji. Bardzo ciekawa i pouczająca lektura, zwłaszcza dla kogoś, kto wschodniego sąsiada nigdy nie odwiedzał osobiście. Zresztą, aby prawdziwie poznać jakiś kraj i jego mieszkańców, nie wystarczy pojechać tam na wakacje. Trzeba pobyć, pożyć, załatwić kilka spraw w urzędzie, poznać kilku ludzi, wypić z nimi kilka wódek i posłuchać kilku prawdziwie życiowych opowieści. Tak jak autor “Matrioszki Rosji i Jastrzębia”. Dzięki temu książka jest nie tylko świetnym reportażem z Moskwy. Jest także opowieścią z tajemnicą… Ale o tym przekonają się tylko ci, którzy przeczytają ją osobiście.
Polecam
Siedzę sobie ci ja nad basenem przynależnym do naszej willi nieopodal Dubrownika, leczę przywleczone z Polski zapalenie oskrzeli, zazdroszczę tym, co to bez gorączki pluszczą się w krystalicznie czystej wodzie i czytam. Rekonwalescentowi nie pozostaje nic poza wypoczynkiem, polegiwaniem w cieniu i lekturą. I choć początkowo przerzucam kartki z niechęcią, wściekła, iż choroba psuje mi wyczekiwany wyjazd, wkrótce zapominam o uroczym świecie wokół mnie, przenosząc się duchem do zimnej, tajemniczej Moskwy, którą prezentuje mi Maciej Jastrzębski, korespondent Polskiego Radia w stolicy Rosji.
Autor z mistrzostwem prowadzi narrację. Odsłania przed czytelnikiem zakamarki słynnej “rosyjskiej duszy”, często niezrozumiałej, a przez to niepokojącej mieszkańców Polski. Udowadnia, że jesteśmy tyleż odmienni, co podobni do siebie. W polskim umyśle Rosja i Rosjanie zajmują sporo miejsca – potężny i groźny nieraz sąsiad, siłą rzeczy pozostaje dla nas istotny. Tymczasem okazuje się, że w drugą stronę to nie działa. Rosjanie interesują się nami mało, inaczej, niż w czasach Związku Radzieckiego, gdy Polska była dla nich oknem na świat i ośrodkiem kultury nieomal wolnej i inspirowanej mitycznym Zachodem.
Stąd też Polska i Polacy nie zajmują w książce wiele miejsca. To dobrze – nie lubię tradycyjnego polskiego jęczenia na zły los i podstępnych sąsiadów… Autor skupia się raczej na samych Rosjanach, rosyjskiej kulturze, myśli politycznej, osiągnięciach współczesnej Rosji. Bardzo ciekawa i pouczająca lektura, zwłaszcza dla kogoś, kto wschodniego sąsiada nigdy nie odwiedzał osobiście. Zresztą, aby prawdziwie poznać jakiś kraj i jego mieszkańców, nie wystarczy pojechać tam na wakacje. Trzeba pobyć, pożyć, załatwić kilka spraw w urzędzie, poznać kilku ludzi, wypić z nimi kilka wódek i posłuchać kilku prawdziwie życiowych opowieści. Tak jak autor “Matrioszki Rosji i Jastrzębia”. Dzięki temu książka jest nie tylko świetnym reportażem z Moskwy. Jest także opowieścią z tajemnicą… Ale o tym przekonają się tylko ci, którzy przeczytają ją osobiście.
Polecam
grafomanya.wordpress.com Zaczytana Złoto Usta, 2013-07-12
Talent nie istnieje. Droga do praktycznego osiągania mistrzowskich umiejętności
"Talent to mit. W zasadzie każdy może dojść do poziomu mistrzowskiego, jeśli podejmie odpowiedni wysiłek i będzie trenować według odpowiedniego planu."
Posiadacie jakiś talent? Czy może w jakiejś dowolnej dziedzinie jesteście mistrzami i inni zwyczajnie wam zazdroszczą? Jeśli tak, to pewnie uważacie się za wybrańców losu. Nie każdy bowiem rodzi się z talentem i nie wszyscy mogą pochwalić się nadzwyczajnymi umiejętnościami. A co, jeśli pojęcie talentu w ogóle nie istnieje? Co, jeśli wszystko zależy wyłącznie od naszej wytrwałej pracy?
Artur Król to psycholog, trener i coach, którego specjalizacją jest praca z nieśmiałością, tworzeniem pewności siebie jak również pomoc w odszukaniu szczęścia i radości ludziom, którzy źle ulokowali swoje uczucia. Jest autorem wielu publikacji i artykułów, na co dzień pracuje w Warszawie, prowadząc indywidualne oraz grupowe spotkania. Pisarz fascynuje się również gotowaniem oraz literaturą fantasy i science-fiction.
Poradnik opiera się na jednej, głównej tezie – talent w takim znaczeniu jakim go używamy w życiu codziennym nie istnieje. Każdy od urodzenia ma takie same szanse odnieść sukces i stać się ekspertem w konkretnej dziedzinie. Wszystko to zależy wyłącznie od uwarunkowań społecznych i własnej pracy. Publikacja składa się z ośmiu rozdziałów. Dowiecie się z niej jak wygląda konfrontacja mitu talentu z rzeczywistością, jak wyglądają cechy celowego ćwiczenia czy jakie pułapki mogą na was czyhać w drodze do osiągnięcia upragnionego poziomu.
Do przeczytania poradnika Artura Króla skusił mnie kontrowersyjny tytuł, który zachęca do zajrzenia w treść książki. Od dziecka bowiem słyszymy, że ktoś ma talent do śpiewania, malowania czy grania na instrumentach. Twierdzenie więc o nieistnieniu talentu w takiej postaci, było dla mnie dość abstrakcyjną myślą. Autor próbuje przekonać czytelnika, że każdy z nas od urodzenia jest swoistą "tabula rasa", na której prowadzone życie kształtuje nasze zdolności do konkretnego poziomu. Według trenera talent jest zwykłym mitem, wpajanym ludziom od pokoleń. Podczas czytania przemyśleń autora, po głowie chodziło mi jedno pytanie: "Co w takim razie z geniuszem Mozarta? Najbardziej znanym cudownym dzieckiem." Poczułam się mile zaskoczona, gdy ten temat został ujęty w poradniku, co oznaczało, że autor nie boi się trudnych pytań i przede wszystkim ich nie unika. Nie będę zdradzać jakie kontrargumenty w tym wątku Artur Król zawarł w swojej książce.
Ciekawą wątkiem, jaki może zainteresować czytelnika jest zasada 10 000 godzin. Stosowanie tej reguły podobnież uczyni z nas eksperta i mistrza w danej dziedzinie. Z pewnością dla nikogo nie jest tajemnicą, że trening czyni mistrza, jednakowoż teoria świadomego treningu jest dość intrygująca swoim nowatorstwem. Dla osób, które głębiej zainteresują się tym tematem, autor przygotował zestawienie cech celowego ćwiczenia. Fragmenty, które mogą zwrócić waszą szczególną uwagę to przytaczane badania naukowców, teoria genialnych idiotów czy informacje dotyczące czasu pracy.
Pomimo wielu argumentów jakich użył Artur Król, nie jestem skłonna uwierzyć, że wrodzony talent nie istnieje. Zgadzam się z życiową prawdą, jakoby ciężka praca nad sobą oraz przede wszystkim systematyczność wyrabiały w nas pewne zdolności, jednakże wychodzę z założenia, że rozwój w pewnych dziedzinach nie jest dla wszystkich tak samo dostępny. Lekturę poradnika "Talent nie istnieje" można potraktować jako ciekawostkę i motywację do dalszej pracy nad sobą i eliminowaniem własnych słabości.
Posiadacie jakiś talent? Czy może w jakiejś dowolnej dziedzinie jesteście mistrzami i inni zwyczajnie wam zazdroszczą? Jeśli tak, to pewnie uważacie się za wybrańców losu. Nie każdy bowiem rodzi się z talentem i nie wszyscy mogą pochwalić się nadzwyczajnymi umiejętnościami. A co, jeśli pojęcie talentu w ogóle nie istnieje? Co, jeśli wszystko zależy wyłącznie od naszej wytrwałej pracy?
Artur Król to psycholog, trener i coach, którego specjalizacją jest praca z nieśmiałością, tworzeniem pewności siebie jak również pomoc w odszukaniu szczęścia i radości ludziom, którzy źle ulokowali swoje uczucia. Jest autorem wielu publikacji i artykułów, na co dzień pracuje w Warszawie, prowadząc indywidualne oraz grupowe spotkania. Pisarz fascynuje się również gotowaniem oraz literaturą fantasy i science-fiction.
Poradnik opiera się na jednej, głównej tezie – talent w takim znaczeniu jakim go używamy w życiu codziennym nie istnieje. Każdy od urodzenia ma takie same szanse odnieść sukces i stać się ekspertem w konkretnej dziedzinie. Wszystko to zależy wyłącznie od uwarunkowań społecznych i własnej pracy. Publikacja składa się z ośmiu rozdziałów. Dowiecie się z niej jak wygląda konfrontacja mitu talentu z rzeczywistością, jak wyglądają cechy celowego ćwiczenia czy jakie pułapki mogą na was czyhać w drodze do osiągnięcia upragnionego poziomu.
Do przeczytania poradnika Artura Króla skusił mnie kontrowersyjny tytuł, który zachęca do zajrzenia w treść książki. Od dziecka bowiem słyszymy, że ktoś ma talent do śpiewania, malowania czy grania na instrumentach. Twierdzenie więc o nieistnieniu talentu w takiej postaci, było dla mnie dość abstrakcyjną myślą. Autor próbuje przekonać czytelnika, że każdy z nas od urodzenia jest swoistą "tabula rasa", na której prowadzone życie kształtuje nasze zdolności do konkretnego poziomu. Według trenera talent jest zwykłym mitem, wpajanym ludziom od pokoleń. Podczas czytania przemyśleń autora, po głowie chodziło mi jedno pytanie: "Co w takim razie z geniuszem Mozarta? Najbardziej znanym cudownym dzieckiem." Poczułam się mile zaskoczona, gdy ten temat został ujęty w poradniku, co oznaczało, że autor nie boi się trudnych pytań i przede wszystkim ich nie unika. Nie będę zdradzać jakie kontrargumenty w tym wątku Artur Król zawarł w swojej książce.
Ciekawą wątkiem, jaki może zainteresować czytelnika jest zasada 10 000 godzin. Stosowanie tej reguły podobnież uczyni z nas eksperta i mistrza w danej dziedzinie. Z pewnością dla nikogo nie jest tajemnicą, że trening czyni mistrza, jednakowoż teoria świadomego treningu jest dość intrygująca swoim nowatorstwem. Dla osób, które głębiej zainteresują się tym tematem, autor przygotował zestawienie cech celowego ćwiczenia. Fragmenty, które mogą zwrócić waszą szczególną uwagę to przytaczane badania naukowców, teoria genialnych idiotów czy informacje dotyczące czasu pracy.
Pomimo wielu argumentów jakich użył Artur Król, nie jestem skłonna uwierzyć, że wrodzony talent nie istnieje. Zgadzam się z życiową prawdą, jakoby ciężka praca nad sobą oraz przede wszystkim systematyczność wyrabiały w nas pewne zdolności, jednakże wychodzę z założenia, że rozwój w pewnych dziedzinach nie jest dla wszystkich tak samo dostępny. Lekturę poradnika "Talent nie istnieje" można potraktować jako ciekawostkę i motywację do dalszej pracy nad sobą i eliminowaniem własnych słabości.
Subiektywnie o książkach awiola, 2013-07-18