Recenzje
Podręcznik startupu. Budowa wielkiej firmy krok po kroku
Zacznijmy od „Podręcznika startupu" autorstwa Steve'a Blanka i Boba Dorfa, seryjnych przedsiębiorców, mających na swoim koncie wiele udanych startupów, m.in. w Dolinie Krzemowej. Książka składa się z czterech części. Pierwsza z nich to opis custom development, czyli procesu poszukiwania „powtarzalnego i skalowalnego modelu biznesowego". Rozpoczyna się przewrotnie zatytułowanym rozdziałem „Przepis na katastrofę", przedstawiającym historię spektakularnego wzlotu i upadku firmy Webvan, a kończy manifestem zawierającym 14 podstawowych zasad, na których opiera się custom development. Kolejne dwa rozdziały poświęcone są rozpoznaniu rynku oraz jego weryfikacji. Ostatni zaś zawiera szereg list kontrolnych umożliwiających monitorowanie procesu. Z książki -jak nam powiedział Bob Dorf - korzystają zarówno młodzi przedsiębiorcy, którzy budują startupy w garażach rodziców, jak i weterani, którzy planują nowe przedsięwzięcia, a także innowacyjne firmy o ustabilizowanej pozycji rynkowej oraz mnóstwo szkół biznesowych na całym świecie. Autor dodaje też, że „jest to w zasadzie lektura dla każdego, kto myśli o stworzeniu startupu lub wdrożeniu przełomowej innowacji, a jednocześnie o zmniejszeniu ryzyka porażki".
Magazyn Sukces Krzysztof Jendrzejczak, 2013-08-01
Etyczna manipulacja, czyli jak sprawić, żeby ludzie naprawdę Cię lubili. Wydanie II rozszerzone
Agnieszka Ornatowska jest psychologiem, obecnie na rynku ukazało się drugie wydanie książki poszerzone o 3 rozdziały.
Każdy z nas z pewnością chciałby być lubiany i czuć się dobrze w towarzystwie innych ludzi. Pozycja autorki ma nam w tym pomoc. Po jej lekturze mogę powiedzieć, że jest dość ciekawa i być może dzięki jej nasze życie ulegnie poprawie.
Pamiętajmy o tym, że nie we wszystkich dziedzinach musimy być doskonali. Ludzie doskonali mają mniej przyjaciół, gdyż są za bardzo idealni. Ci, którym zdarzają się wypadki są bardziej lubiani, gdyż są swoi. Każdy z nas ma jakieś potknięcia, więc ludzie czują sympatię do siebie.
Dobrze jest przystosowywać się do swojego rozmówcy postawą, tonem głosu, czy nawet równym oddechem. Dzięki dobrym obserwacjom będziemy mogli się dostosować. Samoistnie dzieje się to na przykład w rodzinach, z czasem pojawia się u bardzo dobrych przyjaciół.
Nasze samopoczucie zależy od nas samych. Jeżeli będziemy się często uśmiechać nawet wtedy, gdy będziemy mieli zły humor nasz mózg otrzyma informację, że jesteśmy szczęśliwi, którą przekażemy również otoczeniu.
Każde zachowanie można różnorako zinterpretować. Jak podaje autorka, gdy mamy skrzyżowane ręce nie oznacza to wcale, że nie mamy ochoty na rozmowę. Może istnieć kilka innych wyjaśnień takiego zachowania, które warto rozważyć, zanim osądzimy postępowanie rozmówcy.
Całość została napisana w sposób prosty, tak, jakby to sama autorka zwracała się do nas w normalnej rozmowie, a nie poprzez kartki książki. Całość nie jest zbyt duża pod względem objętości, jednak jej przeczytanie zajęło mi jednak sporo czasu, gdyż musiałam się zagłębić w treść czytanej pozycji.
Małe wydanie powoduje, że poradnik możemy zabrać ze sobą wszędzie w torebce. Nie zajmuje dużo miejsca, a może okazać się przydatny w niektórych sytuacjach.
Wewnątrz znajduje się także kilka zadań do przemyślenia i wykonania, a także jeden test z uważnego czytania książki. Jeśli będziemy mieli z czymś problem zawsze możemy wrócić do poprzedniego rozdziału.
Twórczość Pani Agnieszki Ornatowskiej była mi do tej pory obca, jednak nie żałuję, że postanowiłam się z nią zapoznać.
,,Etyczna manipulacja czyli jak sprawić, żeby ludzie naprawdę Cię lubili. Sekretne prawa przyjaźni” to książka tak naprawdę dla każdego z nas, bo któż mnie chciałby zyskać nowych przyjaciół?
Każdy z nas z pewnością chciałby być lubiany i czuć się dobrze w towarzystwie innych ludzi. Pozycja autorki ma nam w tym pomoc. Po jej lekturze mogę powiedzieć, że jest dość ciekawa i być może dzięki jej nasze życie ulegnie poprawie.
Pamiętajmy o tym, że nie we wszystkich dziedzinach musimy być doskonali. Ludzie doskonali mają mniej przyjaciół, gdyż są za bardzo idealni. Ci, którym zdarzają się wypadki są bardziej lubiani, gdyż są swoi. Każdy z nas ma jakieś potknięcia, więc ludzie czują sympatię do siebie.
Dobrze jest przystosowywać się do swojego rozmówcy postawą, tonem głosu, czy nawet równym oddechem. Dzięki dobrym obserwacjom będziemy mogli się dostosować. Samoistnie dzieje się to na przykład w rodzinach, z czasem pojawia się u bardzo dobrych przyjaciół.
Nasze samopoczucie zależy od nas samych. Jeżeli będziemy się często uśmiechać nawet wtedy, gdy będziemy mieli zły humor nasz mózg otrzyma informację, że jesteśmy szczęśliwi, którą przekażemy również otoczeniu.
Każde zachowanie można różnorako zinterpretować. Jak podaje autorka, gdy mamy skrzyżowane ręce nie oznacza to wcale, że nie mamy ochoty na rozmowę. Może istnieć kilka innych wyjaśnień takiego zachowania, które warto rozważyć, zanim osądzimy postępowanie rozmówcy.
Całość została napisana w sposób prosty, tak, jakby to sama autorka zwracała się do nas w normalnej rozmowie, a nie poprzez kartki książki. Całość nie jest zbyt duża pod względem objętości, jednak jej przeczytanie zajęło mi jednak sporo czasu, gdyż musiałam się zagłębić w treść czytanej pozycji.
Małe wydanie powoduje, że poradnik możemy zabrać ze sobą wszędzie w torebce. Nie zajmuje dużo miejsca, a może okazać się przydatny w niektórych sytuacjach.
Wewnątrz znajduje się także kilka zadań do przemyślenia i wykonania, a także jeden test z uważnego czytania książki. Jeśli będziemy mieli z czymś problem zawsze możemy wrócić do poprzedniego rozdziału.
Twórczość Pani Agnieszki Ornatowskiej była mi do tej pory obca, jednak nie żałuję, że postanowiłam się z nią zapoznać.
,,Etyczna manipulacja czyli jak sprawić, żeby ludzie naprawdę Cię lubili. Sekretne prawa przyjaźni” to książka tak naprawdę dla każdego z nas, bo któż mnie chciałby zyskać nowych przyjaciół?
recenzje-kiti.blogspot.com 2013-07-21
Sun Tzu pod Gettysburgiem. Ponadczasowe mądrości sztuki wojennej
„Sun Tzu pod Gettysburgiem” to nie tytuł nowej powieści z nurtu historii alternatywnej, w której starożytny chiński myśliciel magicznym sposobem przenosi się w czasy wojny secesyjnej, by wspomóc Południe w walce z Północą (lub odwrotnie...). Tak zatytułowana została natomiast książka o tematyce militarnej wydana przez wydawnictwo Helion, napisana przez niejakiego Bevina Alexandra i traktująca, jak głosi podtytuł, o ponadczasowych mądrościach sztuki wojennej.
Autor przedstawia kampanie amerykańskiej wojny o niepodległość, omawia klęskę Napoleona pod Waterloo i zatrzymuje się na dłużej przy wojnie secesyjnej. Następnie przechodzi do wieku dwudziestego a tematem jego rozważań staje się bitwa nad Marną podczas I wojny światowej, trzy kampanie z czasów II wojny światowej (m.in. Stalingrad i Normandia) oraz ofensywa generała MacArthura w Korei Północnej.
Wybrane przez autora przykłady zostały nieco sztucznie połączone postacią Sun Tzu. Dotyczą one różnych epok, co ma uwydatnić uniwersalność i ponadczasowość strategii rodem ze starożytnych Chin. Strategii, dodajmy, która święci triumfy w zarządzaniu. Bo przeczytaniu książki wydaje się, że współcześni menedżerowie używają jej częściej niż robili to kiedykolwiek dowódcy wojskowi. Zdaniem autora, brak
Najdziwniejsze jest to, że autor z pełną powagą opisuje błędy wynikające z nieprzestrzegania rad Sun Tzu, choć na samym początku wyraźnie podkreśla, że starożytna myśl wojskowa dotarła do Europy i świata zachodniego dopiero w połowie dwudziestego wieku. Paradoksalnie stało się to za pośrednictwem Mao Zedonga, który w swojej „Wojnie partyzanckiej” zawarł wiele zasad Sun Tzu. Wynika z tego, że największym krzewicielem „Sztuki wojny” był komunistyczny dyktator. Pełne angielskie tłumaczenie samego Sun Tzu wraz z komentarzem pojawiło się dopiero na początku lat 60. XX wieku. Logicznie rzecz biorąc, analizowanie wcześniejszych kampanii militarnych pod kątem tego, czy dowódcy stosowali się do zasad „Sztuki wojny” jest anachronizmem, który został prawdopodobnie pomyślany w celach marketingowych.
Po lekturze „Sun Tzu pod Gettysburgiem” można dojść do wniosku, że historia wojskowości nowożytnej pełna jest sytuacji, w których dowódcy wojskowi wykazali się małą wyobraźnią bądź brakiem rozsądku. Przypadkowa zbieżność działań z zasadami opisanymi w „Sztuce wojny” świadczyła jedynie o zdolnościach przywódczych i znajomości zasad strategii w ogóle. Postać Sun Tzu wydaje się w większości przypadków przywoływana nadaremno.
Poza tym łatwo jest wytykać cudze błędy po upływie wielu lat. Bardzo ciekawe, co by zrobił pan Alexander w sytuacjach, które opisuje krytycznie na kartach swojej książki, oceniając tak surowo postępowanie innych.
Autor przedstawia kampanie amerykańskiej wojny o niepodległość, omawia klęskę Napoleona pod Waterloo i zatrzymuje się na dłużej przy wojnie secesyjnej. Następnie przechodzi do wieku dwudziestego a tematem jego rozważań staje się bitwa nad Marną podczas I wojny światowej, trzy kampanie z czasów II wojny światowej (m.in. Stalingrad i Normandia) oraz ofensywa generała MacArthura w Korei Północnej.
Wybrane przez autora przykłady zostały nieco sztucznie połączone postacią Sun Tzu. Dotyczą one różnych epok, co ma uwydatnić uniwersalność i ponadczasowość strategii rodem ze starożytnych Chin. Strategii, dodajmy, która święci triumfy w zarządzaniu. Bo przeczytaniu książki wydaje się, że współcześni menedżerowie używają jej częściej niż robili to kiedykolwiek dowódcy wojskowi. Zdaniem autora, brak
Najdziwniejsze jest to, że autor z pełną powagą opisuje błędy wynikające z nieprzestrzegania rad Sun Tzu, choć na samym początku wyraźnie podkreśla, że starożytna myśl wojskowa dotarła do Europy i świata zachodniego dopiero w połowie dwudziestego wieku. Paradoksalnie stało się to za pośrednictwem Mao Zedonga, który w swojej „Wojnie partyzanckiej” zawarł wiele zasad Sun Tzu. Wynika z tego, że największym krzewicielem „Sztuki wojny” był komunistyczny dyktator. Pełne angielskie tłumaczenie samego Sun Tzu wraz z komentarzem pojawiło się dopiero na początku lat 60. XX wieku. Logicznie rzecz biorąc, analizowanie wcześniejszych kampanii militarnych pod kątem tego, czy dowódcy stosowali się do zasad „Sztuki wojny” jest anachronizmem, który został prawdopodobnie pomyślany w celach marketingowych.
Po lekturze „Sun Tzu pod Gettysburgiem” można dojść do wniosku, że historia wojskowości nowożytnej pełna jest sytuacji, w których dowódcy wojskowi wykazali się małą wyobraźnią bądź brakiem rozsądku. Przypadkowa zbieżność działań z zasadami opisanymi w „Sztuce wojny” świadczyła jedynie o zdolnościach przywódczych i znajomości zasad strategii w ogóle. Postać Sun Tzu wydaje się w większości przypadków przywoływana nadaremno.
Poza tym łatwo jest wytykać cudze błędy po upływie wielu lat. Bardzo ciekawe, co by zrobił pan Alexander w sytuacjach, które opisuje krytycznie na kartach swojej książki, oceniając tak surowo postępowanie innych.
Opętani Czytaniem Michał Surmacz
O wojnie. Podręcznik stratega
"O wojnie. Podręcznik stratega" to dzieło Carla von Clausewitza w odsłonie wydawnictwa Helion. Kolejna pozycja odnosząca się do sztuki wojennej została zaadaptowana do potrzeb menedżera - współczesnego wojownika na korporacyjnych polach bitew. Brzmi to trochę groteskowo, ale dzięki Bogu żyjemy w czasach, w których większość społeczeństwa zna pole bitwy jedynie z ekranów telewizora. I niech tak lepiej pozostanie.
We wstępie do polskiego wydania wyrażone zostało ubolewanie nad błędnymi interpretacjami dzieła von Clausewitza, spowodowanymi wyrywkowym cytowaniem streszczeń bądź skróconych wersji traktatu wojennego. Paradoksalnie autorką tych słów jest osoba, która sama dokonała wyboru fragmentów stanowiących polskie wydanie von Clausewitza.
Dokładnie tak. Do naszych rąk trafia wybór – obszerny, zajmujący 350 stron, ale jednak wybór – fragmentów z książki pruskiego generała, do tego tłumaczony na polski nie z niemieckiego oryginału, lecz okrężną drogą z wersji angielskiej (przestarzałe tłumaczenie z końca XIX wieku - w międzyczasie ukazały się już dwa nowe tłumaczenia na język angielski). Bardzo to niepokojące, ale w tej chwili to najobszerniejsze wydanie von Clausewitza dostępne w polskich księgarniach, więc należy cieszyć się z tego, co jest. Redaktorka usprawiedliwia się tym, że "oryginał jest trudny do przebrnięcia nawet dla wojskowych profesjonalistów", którzy podobno potrafią pogubić się w krętych wywodach generała i nie zawsze wiedzą, co autor miał na myśli. Dlatego wojujący menedżerowie, którzy nie czują się na siłach, by sprostać nawet skróconemu dziełu von Clausewitza, mogą dodatkowo skorzystać z podpowiedzi redaktorki, która zaznaczyła tłustym drukiem co ciekawsze, jej zdaniem, fragmenty.
Pomijając kwestię tłumaczenia, otrzymujemy solidną garść myśli żołnierskiej. Von Clausewitz, uczestnik bitwy pod Waterloo, świadek klęski Napoleona Bonaparte, analizuje wojnę z wielu perspektyw. Łączy on rozważania teoretyczne z przykładami działań wojennych pochodzącymi z jego czasów, przywołując od czasu do czasu nazwisko Małego Kaprala. Von Clausewitz omawia cechy dobrego przywódcy, ordre de bataille, przebieg bitwy, strategie ofensywne i defensywne. Wylicza także czynniki wpływające na działania wojenne prowadzone w polu, które odróżniają prawdziwą wojnę od tej planowanej na papierze. Nie czytając Sun Tzu, propaguje metody opisane w „Sztuce wojny” – metody uniwersalne dla każdego dobrego dowódcy.
Ciekawostką jest fragment rozdziału piątego księgi szóstej, w którym von Clausewitz odnosi się do naszej ukochanej Rzeczypospolitej. Wyjaśnia on przyczyny „cichego upadku Polski” i fakt, że żaden kraj nie spieszył okrajanej Rzeczypospolitej na ratunek. Odmawia naszej ojczyźnie prawa nazywania się państwem europejskim i określa ją jako „państwo tatarskie, które zamiast znajdować się nad Morzem Czarnym (...) znalazło się w samym centrum Europy”. Soczysty akapit pokazuje stosunek naszych zachodnich sąsiadów, uczestników rozbiorów, na Polskę i może spowodować niesmak u niektórych polskich czytelników.
Nie da się ukryć, że von Clausewitz jest klasykiem. Co do tego nie ma wątpliwości. W tej chwili jego dzieło jest mniej modne od wylansowanego przez poradniki dla menedżerów Sun Tzu. Jest dłuższe i bardziej skomplikowane, co działa na jego niekorzyść. Warto jednak po nie sięgnąć, również nie będąc absolwentem zarządzania lub podobnego kierunku studiów. Przydatność porad menedżerowie będą musieli sprawdzić na skórze swoich podwładnych. Jeśli poskutkują, pruski generał i jego dzieło mogą stać się znów bardzo popularni.
We wstępie do polskiego wydania wyrażone zostało ubolewanie nad błędnymi interpretacjami dzieła von Clausewitza, spowodowanymi wyrywkowym cytowaniem streszczeń bądź skróconych wersji traktatu wojennego. Paradoksalnie autorką tych słów jest osoba, która sama dokonała wyboru fragmentów stanowiących polskie wydanie von Clausewitza.
Dokładnie tak. Do naszych rąk trafia wybór – obszerny, zajmujący 350 stron, ale jednak wybór – fragmentów z książki pruskiego generała, do tego tłumaczony na polski nie z niemieckiego oryginału, lecz okrężną drogą z wersji angielskiej (przestarzałe tłumaczenie z końca XIX wieku - w międzyczasie ukazały się już dwa nowe tłumaczenia na język angielski). Bardzo to niepokojące, ale w tej chwili to najobszerniejsze wydanie von Clausewitza dostępne w polskich księgarniach, więc należy cieszyć się z tego, co jest. Redaktorka usprawiedliwia się tym, że "oryginał jest trudny do przebrnięcia nawet dla wojskowych profesjonalistów", którzy podobno potrafią pogubić się w krętych wywodach generała i nie zawsze wiedzą, co autor miał na myśli. Dlatego wojujący menedżerowie, którzy nie czują się na siłach, by sprostać nawet skróconemu dziełu von Clausewitza, mogą dodatkowo skorzystać z podpowiedzi redaktorki, która zaznaczyła tłustym drukiem co ciekawsze, jej zdaniem, fragmenty.
Pomijając kwestię tłumaczenia, otrzymujemy solidną garść myśli żołnierskiej. Von Clausewitz, uczestnik bitwy pod Waterloo, świadek klęski Napoleona Bonaparte, analizuje wojnę z wielu perspektyw. Łączy on rozważania teoretyczne z przykładami działań wojennych pochodzącymi z jego czasów, przywołując od czasu do czasu nazwisko Małego Kaprala. Von Clausewitz omawia cechy dobrego przywódcy, ordre de bataille, przebieg bitwy, strategie ofensywne i defensywne. Wylicza także czynniki wpływające na działania wojenne prowadzone w polu, które odróżniają prawdziwą wojnę od tej planowanej na papierze. Nie czytając Sun Tzu, propaguje metody opisane w „Sztuce wojny” – metody uniwersalne dla każdego dobrego dowódcy.
Ciekawostką jest fragment rozdziału piątego księgi szóstej, w którym von Clausewitz odnosi się do naszej ukochanej Rzeczypospolitej. Wyjaśnia on przyczyny „cichego upadku Polski” i fakt, że żaden kraj nie spieszył okrajanej Rzeczypospolitej na ratunek. Odmawia naszej ojczyźnie prawa nazywania się państwem europejskim i określa ją jako „państwo tatarskie, które zamiast znajdować się nad Morzem Czarnym (...) znalazło się w samym centrum Europy”. Soczysty akapit pokazuje stosunek naszych zachodnich sąsiadów, uczestników rozbiorów, na Polskę i może spowodować niesmak u niektórych polskich czytelników.
Nie da się ukryć, że von Clausewitz jest klasykiem. Co do tego nie ma wątpliwości. W tej chwili jego dzieło jest mniej modne od wylansowanego przez poradniki dla menedżerów Sun Tzu. Jest dłuższe i bardziej skomplikowane, co działa na jego niekorzyść. Warto jednak po nie sięgnąć, również nie będąc absolwentem zarządzania lub podobnego kierunku studiów. Przydatność porad menedżerowie będą musieli sprawdzić na skórze swoich podwładnych. Jeśli poskutkują, pruski generał i jego dzieło mogą stać się znów bardzo popularni.
Opętani Czytaniem Michał Surmacz
Model biznesowy. TY
Książka „Model biznesowy. TY” T. Clarka, A. Osterwaldera i Y. Pigneufa przykuwa oko atrakcyjnym układem graficznym, ale gdy się zajrzy, okazuje się, że wymaga nie tylko czytania, ale też i robienia notatek, a nade wszystko przemyślenia pewnych spraw. Dlatego trudno było mi się za nią zabrać i czytanie rozłożyłam na kilka wieczorów – jednak nie był to czas zmarnowany. Główną ideą książki jest pomyślenie o sobie samym, jak o wytwórcy towaru, który ma się sprzedać i o naszej pracy jako o takim właśnie towarze. Dlatego punktem wyjścia jest tabela, w której dokonujemy oceny naszych wszystkich zasobów w aktualnym momencie – zdolności, umiejętności, wspierających nas ludzi, zasobów materialnych, tych, którzy od nas kupują i ich potrzebach, kanałów komunikacji, kosztach i przychodach.
W kolejnej części książki odpowiadamy na pytanie o to, kim jesteśmy. Oceniamy zadowolenie z kluczowych obszarów naszego życia, autodefinicją nas samych, o najważniejsze wydarzenia z naszej osi życia, o to, jaki typ osobowości reprezentujemy – Przedsiębiorczy, Konwencjonalny, Realistyczny, Dociekliwy, Artystyczny czy może Towarzyski? Następnie próbujemy na bazie tych wszystkich refleksji określić cel życiowy, który nam przyświeca, i sprawdzić, czy nasz osobisty model biznesowy odzwierciedla naszą osobowość i kluczowe umiejętności. Jeśli nie odzwierciedla – weryfikujemy go. Tak wygląda w skrócie idea książki.
Co zyskałam dzięki lekturze „Modelu biznesowego”? Miałam szansę przyjrzeć się, czy to, co robię zawodowo i pozazawodowo, odzwierciedla to, kim jestem i czy jest to wszystko ze sobą zgodne. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie. Pracuję w firmie informatycznej, piszę raporty, wymyślam produkty lub nowe zastosowania dla nich, zajmuję się wybranymi działaniami promocyjnymi. Po pracy? Maluję lub śpiewam. Gdzie Rzym, gdzie Krym? Model pokazał, że jest w tym – wbrew pozorom – duża spójność. Otóż jestem typem Artystycznym, z niewielką domieszką Dociekliwego i Przedsiębiorczego. Artystyczny lubi tworzyć – wyżywa się w sztuce, w pisarstwie i pisaniu, tworzy nowe koncepcje. Dociekliwy to badacz, który lubi sprawdzać, dociekać, analizować, ale też chętnie dzieli się wiedzą. Przedsiębiorca próbuje to wszystko sprzedać. Jak widać, w życiu zawodowym używam umiejętności wszystkich trzech osobników, po godzinach daję pierwszeństwo temu dominującemu.
I wiecie co? Nie jest to dla mnie nic nowego. Jeszcze pod koniec studiów na warsztatach w Biurze Karier wypełnialiśmy różne testy predyspozycji zawodowych. Jeden z nich zawierał dokładnie ten sam podział (chociaż typy nazywały się inaczej), i miałam dokładnie takie same wyniki. Co z tym zrobiłam? Trafiłam do zawodu, który jest przeznaczony dla osób bardziej towarzyskich (specjalista PR), a po godzinach pracy udzielałam się społecznie po różnych stowarzyszeniach i wspólnotach. Bo mnie tak wychowano. Po paru ładnych latach zorientowałam się, że walczę ze sobą. Dopiero, kiedy zaczęłam żyć w zgodzie ze sobą – a więc dawać sobie więcej czasu na bycie w samotności, na rozwijanie uzdolnień artystycznych – to wiele rzeczy zaczęło iść mi łatwiej, a ja sama jestem spokojniejsza. Dlatego warto szukać odpowiedzi na pytanie, kim się jest, rozpoznawać swoje mocne i słabe strony i przede wszystkim robić to, co daje nam największą radość. I o tym – w sposób dość analityczny i uporządkowany – opowiada właśnie ta książka. Więc jeśli czujecie, że coś w Waszej obecnej pracy Wam nie gra, że robicie coś na siłę i wbrew sobie i chcecie się zastanowić, co zmienić – „Model biznesowy. TY” jest dla Was. Jeśli dopiero myślicie o wyborze przyszłego zawodu – ta książka też jest dla Was. Być może zaoszczędzi Wam czas poświęcony na uczenie się na własnych błędach.
W kolejnej części książki odpowiadamy na pytanie o to, kim jesteśmy. Oceniamy zadowolenie z kluczowych obszarów naszego życia, autodefinicją nas samych, o najważniejsze wydarzenia z naszej osi życia, o to, jaki typ osobowości reprezentujemy – Przedsiębiorczy, Konwencjonalny, Realistyczny, Dociekliwy, Artystyczny czy może Towarzyski? Następnie próbujemy na bazie tych wszystkich refleksji określić cel życiowy, który nam przyświeca, i sprawdzić, czy nasz osobisty model biznesowy odzwierciedla naszą osobowość i kluczowe umiejętności. Jeśli nie odzwierciedla – weryfikujemy go. Tak wygląda w skrócie idea książki.
Co zyskałam dzięki lekturze „Modelu biznesowego”? Miałam szansę przyjrzeć się, czy to, co robię zawodowo i pozazawodowo, odzwierciedla to, kim jestem i czy jest to wszystko ze sobą zgodne. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie. Pracuję w firmie informatycznej, piszę raporty, wymyślam produkty lub nowe zastosowania dla nich, zajmuję się wybranymi działaniami promocyjnymi. Po pracy? Maluję lub śpiewam. Gdzie Rzym, gdzie Krym? Model pokazał, że jest w tym – wbrew pozorom – duża spójność. Otóż jestem typem Artystycznym, z niewielką domieszką Dociekliwego i Przedsiębiorczego. Artystyczny lubi tworzyć – wyżywa się w sztuce, w pisarstwie i pisaniu, tworzy nowe koncepcje. Dociekliwy to badacz, który lubi sprawdzać, dociekać, analizować, ale też chętnie dzieli się wiedzą. Przedsiębiorca próbuje to wszystko sprzedać. Jak widać, w życiu zawodowym używam umiejętności wszystkich trzech osobników, po godzinach daję pierwszeństwo temu dominującemu.
I wiecie co? Nie jest to dla mnie nic nowego. Jeszcze pod koniec studiów na warsztatach w Biurze Karier wypełnialiśmy różne testy predyspozycji zawodowych. Jeden z nich zawierał dokładnie ten sam podział (chociaż typy nazywały się inaczej), i miałam dokładnie takie same wyniki. Co z tym zrobiłam? Trafiłam do zawodu, który jest przeznaczony dla osób bardziej towarzyskich (specjalista PR), a po godzinach pracy udzielałam się społecznie po różnych stowarzyszeniach i wspólnotach. Bo mnie tak wychowano. Po paru ładnych latach zorientowałam się, że walczę ze sobą. Dopiero, kiedy zaczęłam żyć w zgodzie ze sobą – a więc dawać sobie więcej czasu na bycie w samotności, na rozwijanie uzdolnień artystycznych – to wiele rzeczy zaczęło iść mi łatwiej, a ja sama jestem spokojniejsza. Dlatego warto szukać odpowiedzi na pytanie, kim się jest, rozpoznawać swoje mocne i słabe strony i przede wszystkim robić to, co daje nam największą radość. I o tym – w sposób dość analityczny i uporządkowany – opowiada właśnie ta książka. Więc jeśli czujecie, że coś w Waszej obecnej pracy Wam nie gra, że robicie coś na siłę i wbrew sobie i chcecie się zastanowić, co zmienić – „Model biznesowy. TY” jest dla Was. Jeśli dopiero myślicie o wyborze przyszłego zawodu – ta książka też jest dla Was. Być może zaoszczędzi Wam czas poświęcony na uczenie się na własnych błędach.
annamiotk.pl Anna Miotk, 2013-07-14