ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu

"Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu" Juliana Assange ukazało się w Polsce nakładem wydawnictwa Helion, co samo w sobie jest niezłą rekomendacją dla pewnej grupy czytelników.

Assange jest postacią mocno kontrowersyjną. Przez amerykańskie władze traktowany jest trochę jak cyfrowe wcielenie Bin Ladena. Jego szczęście polega na tym, że o ile Waszyngton nie waha się przed zdejmowaniem terrorystów za pomocą dronów z rakietami, tak ludzi ujawniających tajne materiały wciąż traktuje bardziej jak nawiedzonych wariatów. Dzięki temu najgorsze co Assange'a do tej pory spotkało, to wymuszony areszt domowy i gwarancja, że jeśli kiedyś trafi pod amerykańską jurysdykcję prawną, prawdopodobnie czeka go masa nieprzyjemności. Nikt mu jednak głowy nie ukręci. Nie kwalifikuje się też raczej do Guantanamo.

Jak się zapewne domyślacie, literacki debiut Assange'a również poprawnością polityczną nie grzeszy. Choć w tym wypadku wypada raczej napisać "poprawność internetowa". Sama książka jest stenogramem z pogaduszek prowadzonych przez niego i trójkę wpływowych internetowych aktywistów w zaciszu ambasady Ekwadoru w Londynie. Założyciel Wikileaks trafił do niej w czerwcu 2012 roku, uciekając z aresztu domowego nałożonego nań przez brytyjskie władze. Otrzymał azyl polityczny, ale od tamtej pory nie może nigdzie się ruszyć. Tuż za progiem czekają bowiem uprzejmi brytyjscy policjanci, gotowi w każdej chwili ponownie zakuć go w kajdanki.

Niektórzy powiedzieliby, że Julian Assange jest współczesnym więźniem stanu. Ja wolę takich wyroków nie ferować. Warto bowiem pamiętać o tym, że wciąż grozi mu ekstradycja do Szwecji, a tamtejszy wymiar sprawiedliwości nie ściga go za internetowe grzechy. Assange przed sądem stanąć ma w sprawie o gwałt, a nie o wyciek tajnych materiałów.

Wracając jednak do naszego wątku. W "Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu" mało jest narracji. Roi się za to od luźnych dyskusji okraszonych bogatymi przypisami. W pewnym sensie taka forma ratuję literacką wartość dzieła, ponieważ sam Assange zdecydowanie nie jest Stephenem Kingiem. Wprowadzenie jest nieco nadęte i niezrozumiałe, ale im głębiej człowiek się wczyta w treść, tym lepiej rozumie te nieliczne fragmenty wymuszonej narracji. Na wstępie Assange wypada nieco jak hakerski ideolog, ziejący nudą i trzepiący z rękawa dziwnymi frazami w stylu "dystopii inwigilacyjnej". Gdy zaczynają się luźne pogaduchy, wszystko zaczyna być o niebo bardziej zrozumiałe. Niestety nie dla każdego.

O czym pisze założyciel Wikileaks?

Co zrozumiałe, pisze o dziele swojego życia - serwisie Wikileaks. Wyjaśnia mechanizmy ataków na portal, represji i cenzury. Pisze również o tym, jak jego zdaniem internet zmierza w kierunku stopniowej degrengolady. Tłem dla książki jest smutna wizja, w której sieć powoli staje się narzędziem kontroli w ręku setek, a może i tysięcy prywatnych oraz państwowych Wielkich Braci.

Poza losem Wikileaks, bardzo istotną kwestią poruszaną w dyskusjach prowadzonych przez Assange'a i zaproszonych przez niego aktywistów, są metody inwigilacji służące do prześwietlania internetu przez rządy i wielkie korporacje. Warto na to zwrócić uwagę, ponieważ po ostatniej zadymie wokół PRISM chyba nikt już nie ma wątpliwości, że jego komputer w każdej chwili może znaleźć się na podsłuchu.

Stąd chyba warto do serca sobie wziąć pewne rady starego hakera, który podczas rozmów z kolegami hakerami (dwaj jego goście są członkami słynnego Chaos Computer Club) omawia możliwe drogi obejścia "systemu" globalnego nadzoru, w który sam z pełnym przekonaniem wierzy. Oczywiście z książki nie dowiecie się jak rozpłynąć się w internecie, ale idąc tropem pewnych sugestii i drążąc temat dalej, macie spore szanse oderwać się od radosnej grupy lemingów zostawiających w sieci wyraźny ślad.

"Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu" nie jest podręcznikiem, nie jest poradnikiem i nie jest manifestem. Książka demaskuje pewne niewygodne fakty na temat globalnej sieci. Assange bez litości wskazuje winnych zjawiska coraz powszechniejszej inwigilacji, rozdając ciosy na prawo i lewo. Możecie w niej przeczytać o hipokryzji Google, ale też o tym jak amerykańskie służby szykanują niewygodnych dla siebie ludzi. W książce jest nawet słówko o Polsce, a dyskutujący ze sobą aktywiści wspominają o naszym kraju w zadziwiająco pozytywnym kontekście.

Czy da się to przełknąć?

Lektura generalnie jest dość przyjemna, bo otwiera oczy na pewne bardzo poważne problemy współczesnej cyfrowej cywilizacji. Niestety, momentami obciążona jest genetycznym błędem książki fachowej.

Bez ogromnej ilości przypisów na końcu każdego rozdziału, rozmowy Assange z jego przyjaciółmi stają się dość często niezrozumiałe. Mamy bowiem dyskusję geeków, a ci, jak to mają w zwyczaju jajogłowi, popadają w tendencję do nadużywania skrótów myślowych. W takim momencie należy przerwać lekturę i doszukiwać się łopatologicznych wyjaśnień. Dodam od siebie, że chyba jedna trzecia objętości książki to właśnie takie tłumaczenia "z hakerskiego na ludzki".

Jeśli jednak starczy wam sił aby połknąć to, co znajdziecie w środku, dużo prościej będzie wam zrozumieć takie zjawiska jak PRISM. Assange serwuje nam słynną czerwoną pigułkę z "Matrixa", choć niestety nie dzieje się to bez mądrzenia się i okazjonalnego wciskania czegoś, co uprzejmie nazywam politycznym kitem. Chodzi o to, że książka napisana jest z perspektywy człowieka zamkniętego w klatce. Ścigany przez demokratyczne władze Assange chyba przestał wierzyć w demokrację i z góry zakłada, że wszyscy wokół niego to źli faceci.

Moim zdaniem, mimo pewnych wad, jest to jedna z tych książek, których nie da się przeczytać i zapomnieć. Lepiej znaleźć sobie na nią czas i uniknąć załatwienia sprawy wieczorem przy jednym czy dwóch piwach. Do "Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu" trzeba podejść jak do konfiguracji peceta po reinstalacji Windows. Instalujemy to i owo w swoim mózgu, a następnie robimy sobie restart.

Generalnie cała książka, to trochę taki restart mózgu...
Komputer Świat Michał Chrobot, 2013-07-27

Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu

Książka jest zapisem dyskusji Assange’a z również wywodzącymi się ze środowiska hackerów członkami pozarządowych organizacji zajmujących się ochroną prywatności w internecie - założycielem Noisebridge - Jacobem Appelbaumem, członkiem Chaos Computer Club - Andym Mullerem-Maguhnem i współzałożycielem La Quadratue du Net - Jereme’ym Zimmermannem.

Dyskusja toczy się wokół problemów bezpieczeństwa i cenzury w internecie wobec "narastającej inwigilacji jego użytkowników".

Jullian Assange w przedmowie-manifeście nazywa internet "platonicznym królestwem" i kreśli wizję zagrożenia. Internet jest jego zdaniem obiektem ataku ze strony sił dążących do stworzenia systemu "globalnej inwigilacji", utożsamianych z elitami militarno-politycznymi zmierzającymi do zdobycia całkowitej, niedemokratycznej kontroli nad światem.

"Co robić?" - zadaje pytanie Assange i daje odpowiedź: "łatwiej jest zakodować informację niż ją zdekodować", a więc powinniśmy "ufortyfikować naszą przestrzeń za pomocą kryptograficznej mgły i stworzyć nowe lądy, odgrodzone od tych, którzy kontrolują rzeczywistość fizyczną".

Dzięki tej ochronie - wg Assange'a - nikt nie jest w stanie pozbawić jednostki posiadania własnych, prywatnych sekretów.

"Neototalitarne państwa nie będą mogły rozwijać swoich praktyk ze względu na swobodny przepływ informacji, możliwość odbywania prywatnych rozmów między ludźmi" - prorokuje Assange i na potwierdzenie tej tezy daje przykłady z niedawnych przewrotów w krajach arabskich.

Założyciel WikiLeaks mówi też jednak o możliwości zrealizowania się negatywnego scenariusza, który nazywa "sieciowym neofeudalizmem transnarodowej elity", opisanego jako rządy niedemokratyczne bazujące na "skomplikowanych wielopartyjnych interakcjach wynikających z tego, że elity różnych krajów pomogą sobie wejść na szczyt, oderwać się od swoich baz populacyjnych i połączyć ze sobą".

Celem (dla nieokreślonych bliżej przez Assange’a obrońców wolności) jest powstrzymanie rozwoju tej dystopii bądź zachowanie wolności mimo jej zaistnienia, a gdy to okaże się niemożliwe - "przyspieszenie jej autodestrukcji".

"Gdyby wszystkie zebrane informacje o świecie były publiczne, mogłoby to (...) pozwolić nam, cywilizacji globalnej, na samodzielne kształtowanie swojego losu" - stwierdza Assange, tłumacząc pośrednio opublikowanie przez Wikileaks w 2010 r. 250 tys. depesz dyplomatycznych z amerykańskich ambasad na całym świecie.

Ale do tego nie dojdzie, prorokuje Assange, konstatując, że wolność w nowym świecie - "intensywniejszej komunikacji" i "intensywniejszej inwigilacji" - zagwarantować może tylko wysoka specjalizacja techniczna - bycie hackerem.
Interia.pl Mateusz Lubiński, 2013-07-26

Media społecznościowe bez ściemy. Jak kreować markę

Tweetnij opinię, a na Facebooku...

Internet 2.0, Web 2.0, Świat 2.0 Czy rzeczywiście przeszliśmy na kolejny poziom, w którym media społecznościowe, takie jak: Facebook, Tweeter, Google+, Iinkedln zaczęły odgrywać nie tylko w życiu codziennym, ale także - w biznesie rolę dominującą Liczne publikacje poświęcone marketingowi społecznościowemu zdają się potwierdzać tezę, że dzisiaj bez najnowszych rozwiązań do komunikacji z konsumentem trudno jest prowadzić biznes, myśleć o jego szybkim rozwoju. Postawić zatem należy na „społeczności", na marketing w sieci kontaktów, na wyjście do klienta, otwarcie się na jego potrzeby w sposób globalny. To wyraz postępującej globalizacji świata. Zmienił się kontrahent, zmienił się konsument - zmienić musi się komunikat. Nikogo już dzisiaj nie dziwią słowa: tweetnij, wrzuć na facebook'a, dodaj do kontaktów.

Rozwój sieci społecznościowych odcisnął swoje piętno na języku, w którym powstała cała gama nowych słów, nowych określeń i skrótów. Sieci społecznościowe dotarły także do biznesu, który ochoczo zaczyna korzystać z możliwości jakie daje otwarty świat internetu i komunikacji w wirtualnej przestrzeni. To koniec jednostronnego komunikatu w środkach masowego przekazu, jak prasa, radio czy telewizja. Prognozuje się, że rynek reklam telewizyjnych skurczy się w przeciągu dekady o 75 proc. Co wypełni tę niszę Być może marketing społeczno-ściowy. Już dzisiaj zasięg komunikatu w mediach wirtualnych znacznie przekracza te standardowe. Tweeter ma ponad 200 milionów kont, Iinkedln ponad 100 milionów użytkowników, a Facebook - pod koniec 2012 roku ponad miliard. Nie można dzisiaj funkcjonować na rynku bez poszanowania siły jaką stanowią internauci.

Autorzy książki „Media społecznościowe bez ścierny. Jak kreować markę" pokusili się nawet o stwierdzenie oddające istotę dzisiejszego wirtualnego świata: „sieć przestała być statyczna. Stała się dynamiczna. (..) Internet jest żywym, oddychającym organizmem, który przy życiu utrzymują jego użytkownicy (..) dwustronny charakter rozmów odbywanych za pośrednictwem kanałów społecznościowych powoduje zasadniczą zmianę sposobu porozumiewania się firm z klientami". Mamy wręcz do czynienia z etosem mediów społecznościowych. Wielokrotnie przytaczane są spektakularne sukcesy bloggera, który swoim wpisem otworzył milionom oczy na dany produkt, działanie, bądź nadużycie. Wspomina się o pozytywnym wpływie opinii publicznej (publiczno-wirtualnej ) w promocji nowego produktu, który będzie jeszcze lepszy dla konsumenta. Co jednak z tzw. czarnym PRm, co z działaniem nakierowanym na utratę przez firmę wizerunku Na to pytanie, jako jedno z wielu odpowiadają autorzy książki „Media..". Działanie kryzysowe jest tym aspektem dzisiejszej rzeczywistości wirtualnej, które może rozwijać się najszybciej. Kontakt z kontrahentem, klientem, grupą społeczną może odbywać się w czasie rzeczywistym. Informowanie na bieżąco o zdarzeniach krytycznych, klęskach wywołanych błędem człowieka (np. pamiętny wyciek ropy z platformy wiertniczej należącej do BP) może mieć znacznie lepszy wpływ na opinię społeczną, niż zatajenie informacji.
MIESIĘCZNIK KAPITAŁOWY BB, 2013-07-25

Mąż, którego nie znałam

Romans historyczny to dość szeroka dziedzina literatury. Sylwia June Day chciała spróbować swoich sił w zupełnie innym stylu i tematyce.

Wynikiem tego jest jej ostatnia powieść „Mąż, którego nie znałam”.

Dawny Londyn. To właśnie w tym klimatycznym mieście rozgrywa się akcja książki. Isabel to wdowa. Jej wcześniejszy mąż zdradzał ją i traktował niczym powietrze, więc jest nieufna wobec mężczyzn. Po jego śmierci postanowiła, że nie będzie się już więcej wiązać z żadnym mężczyzną. Seks i uciechy cielesne - tak. Miłość i ślub - nie. Ale pewnego dnia Gerard, znajomy jej aktualnego kochana poprosił ją o rękę. Miało być to małżeństwo z rozsądku. Obie strony będą zadowolone, gdyż młodzieniec w ten sposób uniknie zalotów innych kobiet, a ona spokojnie będzie mogła oddawać się przyjemnościom bez dalszych małżeńskich propozycji ze strony przystojnych facetów. Poza tym wiele ich łączy. Mają niemały apetyt seksualny, podupadającą reputację i postanowienie, że miłość i zakochanie to nie dla nich. Ale wszystko się zmienia po kilkuletniej rozłące. Oboje nie są już tymi samymi osobami. Czy teraz ich uczucia i plany wobec siebie będą inne?

Przyznaję, że książkę „Mąż, którego nie znałam” pochłonęłam z niemałą lekkością i cóż... z wypiekami na twarzy. To romans łączący elementy historyczne, psychologiczne, erotyczne. Każdy coś tu dla siebie znajdzie, zwłaszcza jeżeli poszukuje niezobowiązującej, przyjemnej lektury na samotny wieczór. Bohaterowie są nakreśleni ze sporą dokładnością. Ich rys psychologiczny, sposób zachowania, postrzeganie niektórych kwestii, choć sprzeczny z moimi poglądami, był zdecydowanie dobrze ukazany przez autorkę. Klimat jest niesamowity a Londyn i tamtejsza społeczność wiernie odwzorowane. Nie zabraknie emocji podczas czytania, podobnie jak i niespodzianek i tajemnic do rozszyfrowania. Będzie nieco humorystycznych wstawek, jak i wzruszających momentów. Minusem dla niektórych może być brak stylizowanego na dawne czasy języka, ale dla mnie nie jest to jakoś szczególnie duża wada. W książce znajdują się sceny seksu, które miejscami są dość odważne, więc lektura raczej dla osób dorosłych.

„Mąż, którego nie znałam” to lekki, ale nie pozbawiony przesłania romans erotyczny. Wszystkim miłośnikom tego typu literatury z pewnością przypadnie do gustu.
dlaLejdis.pl Emilia Zubrycka, 2013-07-24

Optymalizacja wydajności aplikacji na Android

Dzisiaj w naszym cyklu „Mobilny mól książkowy” bierzemy na „ruszt” najnowszą pozycję wydawnictwa Helion dotyczącą programowania na system sygnowany zielonym robocikiem. Chodzi mianowicie o książkę „Optymalizacja wydajności aplikacji na Android” pióra Herve Giuhota. Tytuł ten porusza bardzo ważny problem. Testując na co dzień wiele gier czy aplikacji na zielonego robocika, mam wiele problemów jeśli chodzi właśnie o stabilność działania programów czy ogólnie ich szybkość, dlatego warto programując na Androida, w ogóle programując zaznajomić się z dobrymi metodami by optymalizować kod aplikacji i tak go stworzyć by minimalizować skutki słabszego sprzętu. Autor blisko na 250 stronach książki przedstawia nam najważniejsze aspekty optymalizacji. Wśród nich znajdziemy standardową optymalizację kodu Java, lecz także tą z pomocą języka C++. Metod jakich autor używa jest naprawdę sporo i mimo, iż książka nie należy do najgrubszych rzetelnie prowadzi nas przez te wszystkie jej elementy. Wartymi uwagi są porady dotyczące fragmentacji systemu sygnowanego zielonym robocikiem, gdzie autor w dużej mierze podpowiada nam jak ustrzec się niekompatybilności z różnymi smartfonami czy tabletami. Równie ciekawym tematem jest wydajność pod względem długości działania aplikacji/gry na baterii. Autor przemyca nam porady, dzięki którym powinniśmy relatywnie zwiększyć „żywotność” smartfonu. Takich ciekawych elementów w tej książce znajdziecie zdecydowanie więcej, więc jeśli tylko interesuje Was taka tematyka, a Wasza aplikacja/gra wymaga szlifów optymalizacyjna to „Optymalizacja wydajności aplikacji na Android” to obowiązkowa pozycja dla Ciebie.

Wracając jeszcze na chwilę do samej książki, ta niestety została spolszczona jak pozostałe pozycje z tej serii i dla laika uczącego się od samego początku z tych tytułów nie będzie rzucało się w oczy to Ci którzy korzystają na co dzień z zagranicznych źródeł, czy uczyli się na książkach anglojęzycznych tak tutaj miejscami mogą zauważyć nieścisłości czy niepotrzebnie tłumaczone zwroty, które w większości wypadków tak utarły się w branży, że nie szuka się dla nich specjalnie dodatkowych polskich wersji. Myślałem, że po ogólne krytyce za tłumaczenia Helion postara się inaczej podejść do sprawy, lecz niestety jest bardzo podobnie jak było wcześniej. Nie jest to duży błąd czy minus, bo bardziej zaawansowani programiści będą wiedzieli o co chodzi, lecz czasem Ci z mniejszych doświadczeniem mogą czuć z zagubieni zważywszy, że szukali wcześniej informacji np. na anglojęzycznych portalach.

Reasumując książka „Optymalizacja wydajności aplikacji na Android” to ciekawa pozycja pod względem merytorycznym. Zawiera sporą ilość informacji szczególnie dla tych, którzy mają przygotowaną swoją własną aplikację czy grę i są właśnie na etapie jej testowania i wdrażania do sklepu amerykańskiego giganta z Mountain View. Pozycję możecie kupić w sugerowanej cenie detalicznej ustalonej przez polskiego wydawcę na poziomie 49 zł.
MobileWorld24 Wojciech Łęczycki, 2013-07-24

Mąż, którego nie znałam

Romans historyczny to dość szeroka dziedzina literatury. Sylwia June Day chciała spróbować swoich sił w zupełnie innym stylu i tematyce.

Wynikiem tego jest jej ostatnia powieść „Mąż, którego nie znałam”.

Dawny Londyn. To właśnie w tym klimatycznym mieście rozgrywa się akcja książki. Isabel to wdowa. Jej wcześniejszy mąż zdradzał ją i traktował niczym powietrze, więc jest nieufna wobec mężczyzn. Po jego śmierci postanowiła, że nie będzie się już więcej wiązać z żadnym mężczyzną. Seks i uciechy cielesne - tak. Miłość i ślub - nie. Ale pewnego dnia Gerard, znajomy jej aktualnego kochana poprosił ją o rękę. Miało być to małżeństwo z rozsądku. Obie strony będą zadowolone, gdyż młodzieniec w ten sposób uniknie zalotów innych kobiet, a ona spokojnie będzie mogła oddawać się przyjemnościom bez dalszych małżeńskich propozycji ze strony przystojnych facetów. Poza tym wiele ich łączy. Mają niemały apetyt seksualny, podupadającą reputację i postanowienie, że miłość i zakochanie to nie dla nich. Ale wszystko się zmienia po kilkuletniej rozłące. Oboje nie są już tymi samymi osobami. Czy teraz ich uczucia i plany wobec siebie będą inne?

Przyznaję, że książkę „Mąż, którego nie znałam” pochłonęłam z niemałą lekkością i cóż... z wypiekami na twarzy. To romans łączący elementy historyczne, psychologiczne, erotyczne. Każdy coś tu dla siebie znajdzie, zwłaszcza jeżeli poszukuje niezobowiązującej, przyjemnej lektury na samotny wieczór. Bohaterowie są nakreśleni ze sporą dokładnością. Ich rys psychologiczny, sposób zachowania, postrzeganie niektórych kwestii, choć sprzeczny z moimi poglądami, był zdecydowanie dobrze ukazany przez autorkę. Klimat jest niesamowity a Londyn i tamtejsza społeczność wiernie odwzorowane. Nie zabraknie emocji podczas czytania, podobnie jak i niespodzianek i tajemnic do rozszyfrowania. Będzie nieco humorystycznych wstawek, jak i wzruszających momentów. Minusem dla niektórych może być brak stylizowanego na dawne czasy języka, ale dla mnie nie jest to jakoś szczególnie duża wada. W książce znajdują się sceny seksu, które miejscami są dość odważne, więc lektura raczej dla osób dorosłych.

„Mąż, którego nie znałam” to lekki, ale nie pozbawiony przesłania romans erotyczny. Wszystkim miłośnikom tego typu literatury z pewnością przypadnie do gustu.
dlaLejdis.pl Emilia Zubrycka, 2013-07-24
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile