Recenzje
Getting Things Done, czyli sztuka bezstresowej efektywności
„Jutro spotkanie w sprawie projektu, muszę zadzwonić do Andrzeja w sprawie umowy, kupić chleb…a może bułki?…przygotować raport...oddać drukarkę do naprawy…hm...coś jeszcze? Ach, odebrać Jasia z przedszkola!”- brzmi znajomo?
Tak właśnie dla większości z nas wygląda chaos! Stresujący chaos związany z szybkim tempem życia i przeładowaniem obowiązkami, zarówno w domu, jak i w pracy.
Jak sobie z nim radzić? Jak przejąć kontrolę nad wszystkimi sprawami i nareszcie poczuć harmonię i spokój ducha?
„Getting Things Done czyli sztuka bezstresowej efektywności” autorstwa Davida Allena to poradnik traktujący o rewolucyjnej metodzie zarządzania czasem i sobą w czasie, która ma pomóc czytelnikowi w rozwiązaniu tych życiowych problemów.
Autor książki-z zawodu konsultant ds. efektywnej organizacji pracy w wielu znanych firmach-stara się przekazać w niej kilka cennych zasad opracowanego przez siebie systemu racjonalizacji zadań i poprawy wydajności pracy.
I tym sposobem, w Getting Things Done przeczytamy m.in., jak :
* działać zgodnie z pięcioma składowymi GTD (kolekcjonowanie, analizowanie, porządkowanie, przeglądanie i realizacja)
* regularnie czyścić umysł i wyrzucać z głowy śmieci
* podejmować szybkie i skuteczne decyzje
* skończyć z nawykiem odkładania spraw na później
* przygotować funkcjonalne miejsce pracy, pomagające w wypełnianiu obowiązków.
Książka podzielona jest na trzy rozdziały, które stopniowo wprowadzają czytelnika w tajniki metody GTD. Niestety, przejrzystość tekstu pozostawia wiele do życzenia. Uważam, że jest to dość wielki minus, zwłaszcza, że autor niejednokrotnie wiele rzeczy wylicza, by potem po kolei rozwinąć każde z wymienionych zagadnień, a wszystko to w praktycznie zwartym bloku tekstowym. Ponadto, aby było mniej czytelnie, autor poradnika zasypuje nas pokaźnymi ilościami wielokrotnie złożonych zdań, często odbiegając od meritum. Przez pierwsze 100 stron bardzo trudno było mi skupić się na lekturze, nie mówiąc już o zapamiętaniu jakichkolwiek wskazówek dot. metody GTD.
Początkowo wydawało mi się, że poradnik Davida Allena jest on skierowany tylko i wyłącznie do bardzo wysoko usadzonych kierowników i prezesów, którzy wręcz topią się w papierkowej robocie i którzy odpowiadają za dosłownie... WSZYSTKO. Nic bardziej mylnego! W miarę czytania, autor zdołał przekonać mnie, że system organizacji pracy zaproponowany w książce „Getting Things Done” jest dobrym rozwiązaniem dla każdego-od gosposi domowej, przez studenta po prezesa ogromnego przedsiębiorstwa.
W ostatecznym rozrachunku książkę „Getting Things Done czyli sztuka bezstresowej efektywności” z czystym sumieniem poleciłabym każdemu, kto czuje się przytłoczony masą rzeczy i zadań i nie stosuje żadnej metody organizacji pracy. Proponowane przez Davida Allena rozwiązania wydają się być bardzo proste do stosowania-wymagają bowiem jedynie kilku kartek i długopisu i odrobinę systematyczności. Pytaniem jest jednak, czy trzeba było rozpisywać się na ponad 300 stron na temat tak banalnych i prostych zasad organizacji pracy?...
Końcowe słowa autora „przejrzyj ponownie Getting Things Done za trzy do sześciu miesięcy. Dostrzeżesz wtedy sprawy, które mogłeś przeoczyć za pierwszym razem kiedy ją czytałeś; gwarantuję, że będzie Ci się zdawać, jakby była to zupełnie inna książka” zdają mi się być tutaj idealnym podsumowaniem :)
youthcoders.net Iwona Siedlecka
Na każdy temat z Marią Szyszkowską
"Na każdy temat z Marią Szyszkowską rozmawia Stanley Devine" to książka o której nie zawaham się napisać - literatura wysokogatunkowa. Łączy w sobie wszystko - od magii rozmowy, po myślenie, empatię, mądrość, naukę i życie, oraz co oczywiste - istotę filozofii. Stanley Devine jest więc tą osobą, która zasiadając do rozmowy wie dużo o swojej wyjątkowej rozmówczyni. Zadaje pytania pełne zwrotów akcji, ciekawe, dotykające nie tylko spraw zawodowych, ale również życia osobistego.
Ten młody człowiek pyta kobietę-profesor o seks, stan wojenny, o to co właściwie znaczy "być kobietą", czym jest filozofia pośród innych nauk. Pozwala chwilami, by jego rozmówczyni stała się królową śniegu, lub by przypomniała sobie, że jest kobietą zakochaną. W konsekwencji Maria Szyszkowska odpowiada na każde postawione pytanie, choćby dotyczyło ono spraw najbardziej intymnych i trudnych.
Na każdy temat z Marią Szyszkowską rozmawia Stanley DevineTę otwartość ze strony bohaterki czujemy na każdym kroku. Przyznam, że byłam pod wielkim wrażeniem dostrzegając, jak wiele ze swojego życia odkrywa, pokazując to, co zapewne latami przed światem skrywała. Fakt, że Maria Szyszkowska zaskakuje wiedzą, perspektywą spojrzenia nas nie dziwi, lecz z pewnością dziwi i wprowadza w pełen podziw otwartość, charakteryzująca dialog. Podziw dialogu, o którym wspominam towarzyszy nam zresztą od początku do końca. Sprawia, że czytelnik nie pozostaje obojętny na przekazywane, wartościowe i humanistyczne treści. Wielokrotnie ma szansę odnaleźć siebie samego, zatem lekturze książki, jak żadnej innej towarzyszą obrazy z naszego życia. To sprawia, że książka ta stanowi zarazem wartość niezaprzeczalną, zagłębia się w życie tak jak korzenie drzewa w ziemię, by za chwilę odkryć korony, pokazać pnie, które spoglądają na życie od świtu do nocy, od początku po kres.
Pytań jest wiele, gdzie jedno ciekawsze od drugiego. W ślad za pytaniami idą odpowiedzi. Szczere do bólu, udzielane z wielkim kunsztem i znawstwem filozofa. Wiele prawd można na stronach tej książki odnaleźć; współczesność malowana jak w obrazie na tle epok poprzednich, z przywołaniem teorii wielkich filozofów. To co mnie poruszyło, to nagłe zmiany akcji, bo oto jeden z głównych bohaterów książki, który w mistrzowski sposób zadaje pytania "każe" odgrywać swojej rozmówczyni różne role i wcielać się w odmienne okresy. Pozwala poczuć się Marii Szyszkowskiej małą dziewczynką, by za chwilę przypomnieć, że jest znaczącym profesorem i zapytać o sprawy, które wymagają dużej wiedzy. Wszystko to ma bezpośredni wpływ na to, że książka faktu wciąga czytelnika tak samo, a może nawet więcej, jak znakomita beletrystka. Nie przypadkowo mówi się, że najlepsze scenariusze pisane są przez życie, a rozmowa ta dotyczy życia w jego pełnym wymiarze, i jak się zresztą okazuje jest ono bliskie i baśni, i komedii, ale też dramatu.
Maria Szyszkowska mówi o sobie, że zapragnęła żyć w zgodzie z naturą, że jest pozytywnie nieprzystosowana. Żyje w wiejskiej chacie, kocha zwierzęta i dzikie pokrzywy. To daje jej szczęście nie iluzoryczne lecz prawdziwe. Rywalizacja i sukces zdaniem prof. Szyszkowskiej to pseudowartości, które promuje kultura masowa. Media, telewizja oraz pisma kolorowe pokazują wyłącznie ludzi bogatych, zadowolonych, uśmiechniętych. A przecież mówiąc najkrócej "Marilyn Monroe czy Presley - to ludzie sukcesu. O ich tragicznym życiu powszechnie wiadomo" - kończy wypowiedź filozofka.
Książka dotyka problemów biedy. Szyszkowska, odpowiadając na pytania, wspiera się dobrymi przykładami. I właściwie w tym miejscu mogłabym zakończyć, by nie zdradzić zbyt wiele. Dodam tylko, że w zakończeniu książki Stanley Devine, jak przystało na dżentelmena, zwraca się z porcją pytań do Jana Stępnia, poety, a prywatnie męża prof. Szyszkowskiej. O co pyta? O wady Marii Szyszkowskiej. Pozostawiam to już jednak ciekawości czytelnika.
Senior.pl Sława Kornacka
Prawa sukcesu według Napoleona Hilla. Zasady samodoskonalenia
Każdy z nas nieraz zastanawiał się, w jaki sposób najpotężniejsi i najbardziej szanowani ludzie na świecie, osiągnęli swoje tryumfy. Po lekturze książki Napoleona Hila możemy dojść do wniosku, że tak naprawdę, zasady rządzące zawodowym i życiowym sukcesem, wcale nie są wypadkową potwornej ambicji i znalezienia się w dobrym miejscu, o dobrej porze, lecz stanowią mozaikę prawideł, do których ci ludzie stosowali się. Autor poświęcił swoje życie na wnikliwe studiowanie wielu znakomitych postaci ze świata biznesu, nauki i polityki swojej ery - takich jak Henry Ford, Thomas Edison czy Woodrow Wilson - jak również ich historii, stosunku do otoczenia i sposobu bycia, co pozwoliło na stworzenie kompleksowej i klarownej analizy. Pomimo upływu ponad osiemdziesięciu lat od publikacji oryginału „Praw sukcesu", cztery złote zasady, które Hill tłumaczy z wielką pasją i przekonaniem, powinny stać się bliskie nie tylko ludziom pragnącym odnieść sukces zawodowy. Bowiem wspólna praca, bądź tez entuzjastyczne usposobienie oraz nieskończona wiara w swoje siły, i siebie samego, naprawdę potrafią uczynić możliwym to, co na początku wydawało się niedoścignione.
Magazyn Literacki Książki MICHAŁ KRAMAR
Moc coachingu. Poznaj narzędzia rozwijające umiejętności i kompetencje osobiste
Moc coachingu
W dzisiejszym świecie, w którym pośpiech i zakłócona komunikacja międzyludzka spotyka nas zarówno w domu rodzinnym, jak i w budowanych relacjach i związkach osobistych czy zawodowych, coaching zaczyna zajmować miejsce „wujka dobra rada", mentora lub autorytetu. Podstawowym założeniem jest bazowanie na dobrych emocjach, wspieranie procesu podejmowania decyzji. Jakkolwiek nie brzmiałoby to naukowo, caoching jest naprawdę umiejętnością zbudowania takich relacji między ludźmi, by aprobata, zachęta i umiejętność stawiania pytań oraz słuchania pozwoliły osobie, która stoi przed jakimś problemem czy wyborem na podjęcie decyzji. Dodajmy, że decyzji całkowicie samodzielnej, wynikającej z własnej woli, przekonania a tym samym chęci do jej realizacji. Autorki w sposób umiejętny opisują, obrazując to przykładami, techniki i narzędzia coachingowe. Pozycja cenna dla osób, które uczą się coachingu oraz dla tych, którzy chcą poznać proces rozwoju i wspierania własnych kompetencji i umiejętności. Książka jest podręcznikiem, po który warto sięgnąć bez względu na wiek i doświadczenie. Czasem najciemniej pod latarnią, a uświadomienie sobie - nawet wydawać by się mogło „oczywistych oczywistości" - pomoże na przykiad w uporządkowaniu kalendarza spraw do załatwienia.
Magazyn Literacki Książki BARBARA KRAMAR
Alchemia portretu. Warsztaty Bolesława Lutosławskiego
Bolesław Lutosławski, jeden z najciekawszych, polskich fotografów portretowych. Absolwent Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wykładowca, podróżnik, realizator filmów, pracujący w międzyczasie, w Polskim Wydawnictwie Muzycznym. Mimo tylu zajęć, które towarzyszyły Lutosławskiemu, to jednak fotografię i zamiłowanie do portretu kocha przede wszystkim. Pierwsze szlaki w fotografii przecierał dzięki swej babci. Często brał udział w zdjęciach, które robiła. Nie interesowały Go pozy, czy mimika twarzy, ale samo uczestnictwo w wydarzeniu jakim była ówcześnie sesja. W późniejszym okresie dużo podróżował między Wielką Brytanią, a Polską. Jego zdjęcia publikowały między innymi "Przekrój", "Polityka", "The Guardian", "Vogue" (osiągnięcie, które zasługuje na wielkie brawa). Oprócz tego napisał kilka książek - "Czarny Łabędź" z 2009 roku, "Korzenie nie znają granic" z 2005 itp., jednakże za najważniejszą uznałabym: "Tańcząc nad przepaścią. Moja walka z rakiem" (2005), opisującą zmagania Bolesława ze straszną chorobą (książka zawiera portret lekarza, a zarazem przyjaciela "Bo", doktora Roberta Marcusa, który pomógł artyście pokonać chorobę).
"Alchemia portretu" sama w sobie jest wymownym dziełem fascynacji drugim człowiekiem. Portret według autora jest teraz wszędzie- w albumach rodzinnych, na bilbordach, w gazetach, a każdy z nich ukazuje inne uczucia (radość, smutek, złość etc.). Fotografowanie ludzi, bo o nich tu głównie mowa, to poznawanie każdego z osobna.
"Portrety są indywidualnymi opowieściami o ludziach"
Bolesław Lutosławski w pewnym momencie uzmysłowił sobie, (dzięki z resztą wybitnemu fotografowi jakim był Richard Avedon) że "kształt najbardziej skomplikowanych zdjęć formalizuje się w momencie, który trwa krócej niż uderzenie serca". Tym samym zatrzymujemy ulotną chwilę na zawsze. W swojej karierze spotkał wielu utalentowanych fotografów światowej sławy, Barnego Lotagama, Czy Bardina, którego miał okazję fotografować.
"Kto wie, może kiedy robiłem te zdjęcia, podświadomie zrozumiałem, że jedynie intymność porozumienia ma znaczenie, że jedynie spotkanie drugiego człowieka warte jest zapamiętania, a nie meble wśród których to się dzieje..Być może eteryczność chwil jest bardziej autentyczna niż miejsca, w których żyjemy"
Według twórcy zasadniczą inspiracją do zrobienia portretu jest osobowość ludzi, każdego z osobna. Rozmyśla nad tym stwierdzeniem w całej książce. Jak się dowiadujemy pozbycie się zbędnego bałaganu z planu fotograficznego pozwala na pokazanie tego, co w modelu najistotniejsze - charakteru i uczuć. W wielu sytuacjach sam model kreuje sytuację podczas sesji, co sama przyznam szczerze bardziej mi odpowiada. Swoboda z jaką pozuje jest naturalna bez zbędnego pozowania, czy wręcz aktorstwa (oczywiście nie ganię takiego podejścia).
Na dużą uwagę zasługuje dział "Moja przestrzeń". Lutosławski opisuje w nim, co znaczy mieć miejsce, w którym możemy dać się ponieść intuicji . Po przeczytaniu tych kilku kartek doszłam do konkluzji, ku mojemu zdumieniu, że mam miejsca, które dają mi dozę bezpieczeństwa, dobrze mi się w nich fotografuje i doznaję uczucia, że "wszystko będzie OK". Właśnie poprzez nie rodzą się w wyobraźni pomysły, bo podobnie jak Bolesław czuję się w nich naturalnie i nikt nie mąci mojej integralności narodzonej między mną, a modelem i spokoju, w którym się wtedy znajduję.
Album porusza bardzo ważne kwestie, uświadamia czytelnikowi coś istotnego- fotografia to nie zwykła zabawa z aparatem. Artyści niejednokrotnie czekają na moment, na jedyną w swym rodzaju chwilę aby nacisnąć spust migawki. W dużej mierze pojawiają się one spontanicznie. Czekanie, zarazem czuwanie potrafi trwać latami.
Portrety uwidaczniają zmiany jakie w nas zachodzą na przestrzeni dni, tygodni, lat. Zaobserwujemy w nich więcej niżeli mielibyśmy patrzeć w lustro.
Nie nazwałabym tej książki warsztatami, choć znajduje się w niej kilka tajników, które z kolei pomogą amatorom lub zaawansowanym robić lepsze zdjęcia. Taką podpowiedzią jest np.: Jak zmierzyć światło, jakie są materiały światłoczułe. Cały twór "Bo" porównałabym raczej do wspomnień. Mistrz prowadzi nas niemal płynnie przez rozdziały. Wspomina spotkania, biesiady - ogółem życie, i te wyjątkowe momenty, których był świadkiem. Plastycznie, praktycznie namacalnie demonstruje sytuacje, co współgra z Jego filozoficzną stroną natury. Rozwodzi się nad kilkunastoma aspektami, jest wielowarstwowy. Zaciekawiło mnie bardzo, że po ujęciach wychodzi do pubu lub na kawę z nowo poznanymi osobami. Długo z nimi rozmawia.
Podsumowując, na piedestał wysuwa się improwizacja, zaufanie budujące relacje pomiędzy ludźmi, ale też kontakt wzrokowy.
"Intensywność spojrzeń jest pomostem do drugiego człowieka"
Znaczącą cechą winien być zmysł przewidywania okoliczności zdarzeń w czasie ruchu, wkomponowania osoby we własną przestrzeń.
Lektura sprawiła, że inaczej spojrzałam na to, czym się zajmuję. Jest prawdą, że przeglądając zdjęcia odkrywam je na nowo. Wynajduję nowe elementy, których wcześniej nie zauważyłam. Zgadzam się również z tym twierdzeniem iż "fotografowie z reguły nie lubią, gdy ktoś patrzy na nich przez obiektyw".
Bardzo trudno jest zrecenzować album będący zarazem wspaniałym świadectwem tak niezaprzeczalnie mądrego fotografa bez podawania tego, o czym owa "Alchemia" jest.
Urzekł mnie cytat o marzeniach, niesłychanie wartościowym elemencie istnienia.
"Nasze marzenia splatają się z marzeniami innych ludzi i może właśnie na tej podstawie nawiązują się przyjaźń i miłość.."
Natomiast wywód recenzyjny na temat "Alchemii portretu" zakończyć warto inną wypowiedzią.
"Każda sesja kryje w sobie niespodzianki i każda jest przejmującym w swojej intensywności odkryciem nowej osobowości. Dlatego właśnie jestem fotografem."
Serdecznie polecam wszystkim miłośnikom aparatów i tego co powstaję przy ich pomocy - piękna zawartego w każdym z nas, bo " robiąc zdjęcia nie należy tylko patrzeć, należy widzieć.
Magia Słowa Pisanego Justyna Wrzeszcz