Recenzje
Fotografia kulinarna. Od zdjęcia do arcydzieła
Fotografia kulinarna. Od zdjęcia do arcydzieła to już druga książka o fotografii w kuchni na moim blogu wydana również nakładem Wydawnictwa Helion. Autorka Nicole S. Young pokazuje zdjęcia w trochę innym wydaniu niż jej poprzedniczka i nie ukrywam, że dużo bardziej odpowiada mi jej styl.
Książka jest kierowana do wszystkich fotografów chcących zacząć zabawę z aparatem w kuchni lub w pobliżu. Mamy wprowadzenie i informację o potrzebnym sprzęcie dla początkujących jak również ciekawostki dla bardziej zorientowanych, na koniec cały proces powstawania zdjęcia dla bardzo zaawansowanych.
W siedmiu rozdziałach książki małymi kroczkami autorka wciąga nas coraz bardziej w wir kuchennych rewolucji. Mamy i podstawy fotografii, opis sprzętu, oświetlenia, kompozycji, używanych rekwizytów, obróbki w Photoshopie oraz na zakończenie wisienka na torcie rozdział za kulisami, gdzie autorka pokazuje od początku do końca na kilku przykładach: przygotowania do sesji, sesje oraz postprodukcję w programie graficznym. Jest to lekcja poglądowa jak powinniśmy postępować w kolejnych etapach pracy nad zdjęciem.
Książka ma przepiękne zdjęcia potraw, które aż kuszą nasze oczy, do ich spróbować. Opisy dodawane do zdjęć zostały świetnie wkomponowane w zdjęcie dzięki temu autorka przedstawia po co dodała niektóre elementy np. umieszczone nieotre winogrona w tle zrównoważyły pomarańczowy,czerwony i fioletowy kolor kanapki i pałeczek serowych. W opisie sprzętu nie są to suche informacje, ale niekiedy również plan scenerii wykonywanego zdjęcia z rozmieszczeniem sprzętu (blendy, ekrany, lampy) i miejscem aparatu. Proces postprodukcji jest pokazany w akcji, czyli jakie funkcje Photoshopa użyć aby poprawić efekt końcowy, nie są to jakieś skąplikowane czynności i nawet osoby nie mające dużego doświadczenia z tym programem sobie poradzą, patrząc na screeny okienek zamieszczone na marginesach książki. Cały proces powstawania zdjęć pokazała autorka w ostatnim rozdziale, na przykładzie kilku sesji zdjęciowych. Mamy pokazane stykówki od początkowego pustego talerza do kolejnych etapów nakładania potrawy i dodatków uzupełniających tło. Pokazane zostały plany zdjęciowe, na których zaznaczono rozmieszczony sprzęt oświetleniowy (niekiedy światła naturalnego z okna czasami sztucznego) w stosunku do aparatu. Po uzyskaniu zdjęcia końcowego pokazano również minimalne korekty w Photoshopie pozwalające jeszcze bardziej dopieścić zdjęcie.
Patrząc na zawartość rozdziałów wydaje się, że dwie książki o fotografii kuchennej są prawie identyczne, ale tak do końca nie jest. Prawdą jest, że niektóre informację szczególnie z pierwszych dwóch rozdziałów się powielają, bo autorki omawiają te same podstawy, sprzęt też się zbytnio nie różni między sobą, ale później zdjęcia i sposób ich opisu i prezentacji potraw różni się diametralnie. Poprzednia książka miała zdjęcia robione od góry dużą głębą ostrości przez co wyglądały jakby robione kompaktem dla potrzeb bloga oraz ze zbyt dużą ilością dodatków (niekiedy nie pasujących kolorystycznie) , w tej książce zaś zdjęcia są jakby miały reklamować dany produkt w jakimś magazynie lub na jakiejś ekskluzywnej stronie eleganckiej restauracji. Mamy piękne kolory, ostrość ustawiona na część potrawy przykuwającą naszą uwagę, reszta kompozycji stopniowo rozpływa się w nie ostrości. Sam tekst skupia się głównie na temacie zdjęcia nie meandruje na jakieś niezwiązane z nim obrzeża jak w "Ujęciach ze smakiem" i wydaje mi się też, że nauczanie związane z fotografią w tej pozycji jest bardziej profesjonalne, w drugiej pozycji zaś mamy więcej ciekawostek o kuchni mniej o fotografii.
Książka jest kierowana do wszystkich fotografów chcących zacząć zabawę z aparatem w kuchni lub w pobliżu. Mamy wprowadzenie i informację o potrzebnym sprzęcie dla początkujących jak również ciekawostki dla bardziej zorientowanych, na koniec cały proces powstawania zdjęcia dla bardzo zaawansowanych.
W siedmiu rozdziałach książki małymi kroczkami autorka wciąga nas coraz bardziej w wir kuchennych rewolucji. Mamy i podstawy fotografii, opis sprzętu, oświetlenia, kompozycji, używanych rekwizytów, obróbki w Photoshopie oraz na zakończenie wisienka na torcie rozdział za kulisami, gdzie autorka pokazuje od początku do końca na kilku przykładach: przygotowania do sesji, sesje oraz postprodukcję w programie graficznym. Jest to lekcja poglądowa jak powinniśmy postępować w kolejnych etapach pracy nad zdjęciem.
Książka ma przepiękne zdjęcia potraw, które aż kuszą nasze oczy, do ich spróbować. Opisy dodawane do zdjęć zostały świetnie wkomponowane w zdjęcie dzięki temu autorka przedstawia po co dodała niektóre elementy np. umieszczone nieotre winogrona w tle zrównoważyły pomarańczowy,czerwony i fioletowy kolor kanapki i pałeczek serowych. W opisie sprzętu nie są to suche informacje, ale niekiedy również plan scenerii wykonywanego zdjęcia z rozmieszczeniem sprzętu (blendy, ekrany, lampy) i miejscem aparatu. Proces postprodukcji jest pokazany w akcji, czyli jakie funkcje Photoshopa użyć aby poprawić efekt końcowy, nie są to jakieś skąplikowane czynności i nawet osoby nie mające dużego doświadczenia z tym programem sobie poradzą, patrząc na screeny okienek zamieszczone na marginesach książki. Cały proces powstawania zdjęć pokazała autorka w ostatnim rozdziale, na przykładzie kilku sesji zdjęciowych. Mamy pokazane stykówki od początkowego pustego talerza do kolejnych etapów nakładania potrawy i dodatków uzupełniających tło. Pokazane zostały plany zdjęciowe, na których zaznaczono rozmieszczony sprzęt oświetleniowy (niekiedy światła naturalnego z okna czasami sztucznego) w stosunku do aparatu. Po uzyskaniu zdjęcia końcowego pokazano również minimalne korekty w Photoshopie pozwalające jeszcze bardziej dopieścić zdjęcie.
Patrząc na zawartość rozdziałów wydaje się, że dwie książki o fotografii kuchennej są prawie identyczne, ale tak do końca nie jest. Prawdą jest, że niektóre informację szczególnie z pierwszych dwóch rozdziałów się powielają, bo autorki omawiają te same podstawy, sprzęt też się zbytnio nie różni między sobą, ale później zdjęcia i sposób ich opisu i prezentacji potraw różni się diametralnie. Poprzednia książka miała zdjęcia robione od góry dużą głębą ostrości przez co wyglądały jakby robione kompaktem dla potrzeb bloga oraz ze zbyt dużą ilością dodatków (niekiedy nie pasujących kolorystycznie) , w tej książce zaś zdjęcia są jakby miały reklamować dany produkt w jakimś magazynie lub na jakiejś ekskluzywnej stronie eleganckiej restauracji. Mamy piękne kolory, ostrość ustawiona na część potrawy przykuwającą naszą uwagę, reszta kompozycji stopniowo rozpływa się w nie ostrości. Sam tekst skupia się głównie na temacie zdjęcia nie meandruje na jakieś niezwiązane z nim obrzeża jak w "Ujęciach ze smakiem" i wydaje mi się też, że nauczanie związane z fotografią w tej pozycji jest bardziej profesjonalne, w drugiej pozycji zaś mamy więcej ciekawostek o kuchni mniej o fotografii.
photomatrix-nik.blogspot.com 2014-02-24
Go global! Wywiady z twórcami polskich firm, które zdobyły rynki międzynarodowe
W Polakach tkwi potencjał – to pierwsza myśl jaka przychodzi po przeczytaniu Go Global. Nie trzeba mieć pieniędzy ani władzy, aby osiągnąć międzynarodowy sukces. Udowadnia to Krzysztof Rybiński, badacz innowacyjności i ekonomista, dzięki któremu Polska zarobiła miliard dolarów w ciągu dwóch lat. Twórca w ramach książki przeprowadził wywiady z właścicielami Polskich firm, które odniosły globalny sukces. Jedenaście osób ciekawie przedstawiło historie swoich wzlotów i upadków w drodze na szczyt.
Początkowo sceptycznie podeszłam do tego rodzaju lektury. Sięgając po książkę nie sądziłam, że znajdę w niej coś dla siebie. Kolejne nudne wywiady, snobistyczne środowisko, no i czy w Polsce można odnieść sukces? Szybko się przekonałam, że publikacja mimo, iż stworzona przez profesora, byłego wiceprezesa NBP została napisana w sposób lekki i przystępny. W lekturę wprowadza nas Leszek Czarnecki twórca Getin Holdingu, który od podstaw zbudował sieć finansową, aktualnie znajdującą się na giełdzie. Kolejno poznajemy opowieści o powstaniu paczkomatów, popularnym soku Kubusiu, a kończymy na historii z kosmosem w tle. Wyszło, że 11 wywiadów przeczytałam z zapartym tchem. W subtelny sposób książka wkradła się do mojej podświadomości powodując, że chciałam czytać więcej i poprzeć informacje w niej zawarte w innych źródłach. O przedstawionych tu firmach było już słychać w mediach. Często wypowiadano się w negatywny sposób, ale jaka jest ta druga strona medalu? Odpowiedź na to pytanie znajdujemy w każdej z rozmów.
„Innowacyjność to umiejętność przełożenia wiedzy na pieniądze” powiedział Günter Verheugen. Skutecznie wykorzystały tą sentencję m.in. takie firmy jak KGHM, VIGO, Solaris czy Integer. Nie jest łatwo odnaleźć niszę w otoczeniu które ma już niemal wszystko. A jednak ludzie, którzy początkowo nie mieli nic, stali się sławni na świecie i teraz rozwijają swoje biznesy w innych krajach. Jak do tego doszło? Przecież za granicami jesteśmy postrzegani jako ludzie zaściankowi. Wewnątrz państwo też nie ułatwia życia firmom. Mimo tego i różnych sytuacji życiowych przedsiębiorcy odnieśli spektakularny sukces. Z czasem zaczęły otwierać się nowe możliwości, ale pojawiały się także bariery. Wychodząc na rynki międzynarodowe powstają problemy kulturowe, językowe i prawne. W przypadku części bohaterów książki przeszkodą było samo pochodzenie. Go Global to historie przedstawicieli z różnych środowisk i branż których łączą skromność, odwaga, determinacja w dążeniu do celu przy wielu niewiadomych i dużym ryzyku. A teraz Ci ludzie chcą się dzielić wiedzą z innymi. Duma rozpiera gdy czyta się o Polskich częściach w łaziku na marsie. Jakie są czynniki sukcesu? Rozmówcy nie podają na tacy gotowych rozwiązań, ale między wierszami wskazują rzeczy na które należy zwrócić uwagę. Zawarte są tu cenne sugestie, różne spojrzenia na podobne sytuacje i jedno wspólne credo- najważniejsi są ludzie. Bez nich żadna firma nie dała by sobie rady.
Pewnym jest, że nie jest to lektura do poduszki. Warto zainwestować swój czas w tekst, który wzbogaci zarówno wieloletniego przedsiębiorcę jak i osoby dopiero wchodzące na rynek. Każda historia to osobny rozdział z rozwoju przedsiębiorczości w Polsce. Czytając tą książkę utożsamiałam się z przedmiotami o których mowa. Przecież autobusy Solaris jeżdżą u nas. Na co dzień korzystamy z dorobku tych firm. Nie da się przeczytać tej książki i zwyczajnie odłożyć na półkę. Przemyślenia przychodzą same i zmieniają postrzeganie zarówno o biznesie, naszym kraju jak i własnej osobie. Powstaje pytanie- jakim człowiekiem trzeba być, żeby odnieść zwycięstwo lub co najwyżej pracować w szeregach jednej z tych firm? Nie potrzeba mieć dużo żeby odnieść sukces, ale potrzeba mieć duszę wojownika i patrzeć na świat otwartymi oczami. Tak jak patrzą przedsiębiorcy z którymi rozmawiał Krzysztof Rybiński.
Początkowo sceptycznie podeszłam do tego rodzaju lektury. Sięgając po książkę nie sądziłam, że znajdę w niej coś dla siebie. Kolejne nudne wywiady, snobistyczne środowisko, no i czy w Polsce można odnieść sukces? Szybko się przekonałam, że publikacja mimo, iż stworzona przez profesora, byłego wiceprezesa NBP została napisana w sposób lekki i przystępny. W lekturę wprowadza nas Leszek Czarnecki twórca Getin Holdingu, który od podstaw zbudował sieć finansową, aktualnie znajdującą się na giełdzie. Kolejno poznajemy opowieści o powstaniu paczkomatów, popularnym soku Kubusiu, a kończymy na historii z kosmosem w tle. Wyszło, że 11 wywiadów przeczytałam z zapartym tchem. W subtelny sposób książka wkradła się do mojej podświadomości powodując, że chciałam czytać więcej i poprzeć informacje w niej zawarte w innych źródłach. O przedstawionych tu firmach było już słychać w mediach. Często wypowiadano się w negatywny sposób, ale jaka jest ta druga strona medalu? Odpowiedź na to pytanie znajdujemy w każdej z rozmów.
„Innowacyjność to umiejętność przełożenia wiedzy na pieniądze” powiedział Günter Verheugen. Skutecznie wykorzystały tą sentencję m.in. takie firmy jak KGHM, VIGO, Solaris czy Integer. Nie jest łatwo odnaleźć niszę w otoczeniu które ma już niemal wszystko. A jednak ludzie, którzy początkowo nie mieli nic, stali się sławni na świecie i teraz rozwijają swoje biznesy w innych krajach. Jak do tego doszło? Przecież za granicami jesteśmy postrzegani jako ludzie zaściankowi. Wewnątrz państwo też nie ułatwia życia firmom. Mimo tego i różnych sytuacji życiowych przedsiębiorcy odnieśli spektakularny sukces. Z czasem zaczęły otwierać się nowe możliwości, ale pojawiały się także bariery. Wychodząc na rynki międzynarodowe powstają problemy kulturowe, językowe i prawne. W przypadku części bohaterów książki przeszkodą było samo pochodzenie. Go Global to historie przedstawicieli z różnych środowisk i branż których łączą skromność, odwaga, determinacja w dążeniu do celu przy wielu niewiadomych i dużym ryzyku. A teraz Ci ludzie chcą się dzielić wiedzą z innymi. Duma rozpiera gdy czyta się o Polskich częściach w łaziku na marsie. Jakie są czynniki sukcesu? Rozmówcy nie podają na tacy gotowych rozwiązań, ale między wierszami wskazują rzeczy na które należy zwrócić uwagę. Zawarte są tu cenne sugestie, różne spojrzenia na podobne sytuacje i jedno wspólne credo- najważniejsi są ludzie. Bez nich żadna firma nie dała by sobie rady.
Pewnym jest, że nie jest to lektura do poduszki. Warto zainwestować swój czas w tekst, który wzbogaci zarówno wieloletniego przedsiębiorcę jak i osoby dopiero wchodzące na rynek. Każda historia to osobny rozdział z rozwoju przedsiębiorczości w Polsce. Czytając tą książkę utożsamiałam się z przedmiotami o których mowa. Przecież autobusy Solaris jeżdżą u nas. Na co dzień korzystamy z dorobku tych firm. Nie da się przeczytać tej książki i zwyczajnie odłożyć na półkę. Przemyślenia przychodzą same i zmieniają postrzeganie zarówno o biznesie, naszym kraju jak i własnej osobie. Powstaje pytanie- jakim człowiekiem trzeba być, żeby odnieść zwycięstwo lub co najwyżej pracować w szeregach jednej z tych firm? Nie potrzeba mieć dużo żeby odnieść sukces, ale potrzeba mieć duszę wojownika i patrzeć na świat otwartymi oczami. Tak jak patrzą przedsiębiorcy z którymi rozmawiał Krzysztof Rybiński.
moznaprzeczytac.pl Małgorzata Goś, 2014-02-24
Nawyk samodyscypliny w pracy. Optymalna efektywność, maksymalne skupienie i motywacja
Wiecznie brak ci motywacji i dyscypliny? Nigdy nie dotrzymujesz terminów, a czas jest twoim wrogiem? Jesteś zmęczony i zestresowany, a negatywne nawyki obniżają twoją produktywność? Jeśli potrzebujesz zmienić stare schematy i zacząć pracować efektywnie, sięgnij po książkę dr Neila Fiore Nawyk samodyscypliny w pracy. Optymalna efektywność, maksymalne skupienie i motywacja.
Podręcznik dedykowany jest menedżerom, przedsiębiorcom, dyrektorom oraz osobom posiadającym własną firmę, ale także każdemu, kto chce poznać techniki efektywnego działania i osiągać jeszcze więcej. Autor przeprowadza czytelnika przez wiele obszarów, które warto rozwijać i doskonalić. Skupia się na podstawowych strategiach zachowania, zarządzaniu czasem oraz życiem. Pokazuje, jakiego języka należy używać, a także, w jakim sposób komunikować się, aby przynosiło to rezultat. Opisuje siłę koncentracji, rolę misji oraz sposoby na pobudzenie swojej motywacji. Uczy także, jak stawiać sobie cele i zarządzać ludźmi, np. „trudnymi pracownikami”. Poza wiedzą teoretyczną, książka wypełniona jest ćwiczeniami oraz przykładami, dzięki którym jeszcze lepiej zapamiętamy opisane metody działania.
Książka jest starannie dopracowana, ale mimo to nie zachwyciła mnie. Może dlatego, że wiele teorii, na których opiera się autor, jest mi znanych. Myślę jednak, że jeśli ktoś jest zmotywowany, aby zmienić coś w swoim życiu i chce nauczyć się samodyscypliny, ta książką jest idealnym punktem wyjścia do wyzbycia się negatywnych nawyków.
Podręcznik dedykowany jest menedżerom, przedsiębiorcom, dyrektorom oraz osobom posiadającym własną firmę, ale także każdemu, kto chce poznać techniki efektywnego działania i osiągać jeszcze więcej. Autor przeprowadza czytelnika przez wiele obszarów, które warto rozwijać i doskonalić. Skupia się na podstawowych strategiach zachowania, zarządzaniu czasem oraz życiem. Pokazuje, jakiego języka należy używać, a także, w jakim sposób komunikować się, aby przynosiło to rezultat. Opisuje siłę koncentracji, rolę misji oraz sposoby na pobudzenie swojej motywacji. Uczy także, jak stawiać sobie cele i zarządzać ludźmi, np. „trudnymi pracownikami”. Poza wiedzą teoretyczną, książka wypełniona jest ćwiczeniami oraz przykładami, dzięki którym jeszcze lepiej zapamiętamy opisane metody działania.
Książka jest starannie dopracowana, ale mimo to nie zachwyciła mnie. Może dlatego, że wiele teorii, na których opiera się autor, jest mi znanych. Myślę jednak, że jeśli ktoś jest zmotywowany, aby zmienić coś w swoim życiu i chce nauczyć się samodyscypliny, ta książką jest idealnym punktem wyjścia do wyzbycia się negatywnych nawyków.
niedzielnatworczosc.blogspot.com Joanna Niedziela, 2014-02-18
Sztuka rynkologii
Niby mam to, czego się nieraz na tym miejscu dopominałem. To znaczy biznesowy poradnik mocno osadzony w polskim tu i teraz. Żadne tam przeklejanie amerykańskich zaklęć, które z reguły nijak się mają do rodzimych realiów. Na dodatek napisane w sposób lekki i przystępny. I to przez autora dobrze znającego się na opisywanej materii Cóż zrobić, jeśli pomimo tych wszystkich zalet „Sztuka rynkologii" nie rzuca niestety na kolana.
Nie przeczę, że Jacek Kotarbiński ma dobre pióro. Wie 0 tym każdy, kto choć raz zajrzał na jego popularny „Subiektywny blog o sztuce marketingu". Autor jest na dodatek w swojej dziedzinie uznanym ekspertem. Od lat pracuje jako trener biznesu i konsultant. Ma również ambicje naukowe. I próbuje swoje praktyczne doświadczenia z dziedziny marketingu przekuć na mocną oryginalną teorię. I stać się kimś w rodzaju polskiego odpowiednika marketingowego guru Philipa Kotlera, autora kilkudziesięciu bestsellerowych książek tłumaczonych również na polski I chwała Kotarbińskiemu za aktywność na tak wielu polach Problem tylko w tym, że niepotrzebnie próbuje te wszystkie swoje ambicje zmieścić w jednej książce. I to na dodatek niezbyt grubej. Efekt jest taki że „Sztuka rynkologii" to opowieść powierzchowna i snuta dość chaotycznie. Takie przynajmniej wrażenie może odnieść uważny czytelnik, który co kilka stron musi się zastanawiać, czy autor aby na pewno panuje nad tym, dokąd chce go zaprowadzić.
Wygląda to tak: Startujemy od szerokiego kontekstu. I to tak szerokiego, że aż... banalnego. Bo czy naprawdę konieczne jest przypominanie czytelnikowi że „świat się zmienił. I nieustannie ewoluuje". I już 100 lat temu uważano, że wynaleziono niemal wszystko. A teraz mamy Facebooka i Twittera. Albo uwielbiana przez autora przypowieść o łowieniu ryb z ojcem za głębokiej komuny. Może są to nawet historie jakoś tam pouczające. Ale tak nieznośnie długie, że w tej dłużyźnie gubiące całą swoją siłę przekazu.
Następnie przychodzi czas na esej o historii marketingu, który jest próbą wyjaśnienia, dlaczego marketing źle się dziś kojarzy. Nie jestem do końca przekonany, że faktycznie źle się kojarzy, ale pal licho. Skoro Kotarbiński tak uważa, niech tak będzie. Zwłaszcza jeśli wyjaśni nam to w jakiś nowatorski sposób. Ale tu znów pudło. Bo autor obarcza winą głównie... komunistów i media. Tych pierwszych dlatego, że tępili prywatną inicjatywę i nie pozwalali marketingowi i jego adeptom rozwinąć skrzydeł Tych drugich z kolei za to, że - już po przełomie - dorobili marketingowi gębę, stawiając znak równości między nim a manipulacją. Podczas gdy - dowodzi dalej Kotarbiński - to właśnie dziennikarze są największymi manipulatorami na świecie, sprzedając odbiorcom padlinę zamiast prawdziwego towaru wysokiej jakości W porządku, można i tak. Narzekania na złe media i wrednych komunistów odbieram jednak raczej jako przejaw intelektualnej bezradności autora wobec stawianego problemu. Ciekawiej zaczyna być dopiero, gdy Kotarbiński pisze o współczesnym marketingu. O jego własnych błędach O chciwości 0 pierwszym pokoleniu Polaków przechodzących przez korporacyjny kierat. Tu widać, że spostrzeżenia są świeże. I naprawdę z pierwszej ręki
Trzecia część tej książki jest znów o czymś innym. Przypomina podręcznik marketingu. Coś w rodzaju przeglądu ulubionych teorii autora. Jest więc Cary Hamei jest Philip Kotler albo marketing wartości Petera Doyle'a. I próba przełożenia ich na nasze polskie realia. To zdecydowanie najbardziej wartościowy element tej książki 1 byłoby dużo lepiej, gdyby autor skoncentrował się właśnie na nim, zamiast snuć mało odkrywcze rozważania z początkowych rozdziałów. Może wtedy mielibyśmy pozycję więcej niż tylko poprawną.
Jeszcze jedno. Na okładce „Sztuki rynkologii" jest chyba z tuzin krótkich entuzjastycznych zachęt do jej przeczy tania. Jak choćby ta znanego medioznawcy Wiesława Go-dzica: „Objaśnianie świata według Kotarbińskiego zbliża się do stanu iluminacji: uwodzi emocjonalnie i przekonuje merytorycznie". Niby tak robi się w przypadku każdej książki Ale z drugiej strony, czy to nie jest właśnie przejaw tego rodzaju marketingu, od którego autor tak bardzo odżegnuje się na łamach swojej „Rynkologii'
Nie przeczę, że Jacek Kotarbiński ma dobre pióro. Wie 0 tym każdy, kto choć raz zajrzał na jego popularny „Subiektywny blog o sztuce marketingu". Autor jest na dodatek w swojej dziedzinie uznanym ekspertem. Od lat pracuje jako trener biznesu i konsultant. Ma również ambicje naukowe. I próbuje swoje praktyczne doświadczenia z dziedziny marketingu przekuć na mocną oryginalną teorię. I stać się kimś w rodzaju polskiego odpowiednika marketingowego guru Philipa Kotlera, autora kilkudziesięciu bestsellerowych książek tłumaczonych również na polski I chwała Kotarbińskiemu za aktywność na tak wielu polach Problem tylko w tym, że niepotrzebnie próbuje te wszystkie swoje ambicje zmieścić w jednej książce. I to na dodatek niezbyt grubej. Efekt jest taki że „Sztuka rynkologii" to opowieść powierzchowna i snuta dość chaotycznie. Takie przynajmniej wrażenie może odnieść uważny czytelnik, który co kilka stron musi się zastanawiać, czy autor aby na pewno panuje nad tym, dokąd chce go zaprowadzić.
Wygląda to tak: Startujemy od szerokiego kontekstu. I to tak szerokiego, że aż... banalnego. Bo czy naprawdę konieczne jest przypominanie czytelnikowi że „świat się zmienił. I nieustannie ewoluuje". I już 100 lat temu uważano, że wynaleziono niemal wszystko. A teraz mamy Facebooka i Twittera. Albo uwielbiana przez autora przypowieść o łowieniu ryb z ojcem za głębokiej komuny. Może są to nawet historie jakoś tam pouczające. Ale tak nieznośnie długie, że w tej dłużyźnie gubiące całą swoją siłę przekazu.
Następnie przychodzi czas na esej o historii marketingu, który jest próbą wyjaśnienia, dlaczego marketing źle się dziś kojarzy. Nie jestem do końca przekonany, że faktycznie źle się kojarzy, ale pal licho. Skoro Kotarbiński tak uważa, niech tak będzie. Zwłaszcza jeśli wyjaśni nam to w jakiś nowatorski sposób. Ale tu znów pudło. Bo autor obarcza winą głównie... komunistów i media. Tych pierwszych dlatego, że tępili prywatną inicjatywę i nie pozwalali marketingowi i jego adeptom rozwinąć skrzydeł Tych drugich z kolei za to, że - już po przełomie - dorobili marketingowi gębę, stawiając znak równości między nim a manipulacją. Podczas gdy - dowodzi dalej Kotarbiński - to właśnie dziennikarze są największymi manipulatorami na świecie, sprzedając odbiorcom padlinę zamiast prawdziwego towaru wysokiej jakości W porządku, można i tak. Narzekania na złe media i wrednych komunistów odbieram jednak raczej jako przejaw intelektualnej bezradności autora wobec stawianego problemu. Ciekawiej zaczyna być dopiero, gdy Kotarbiński pisze o współczesnym marketingu. O jego własnych błędach O chciwości 0 pierwszym pokoleniu Polaków przechodzących przez korporacyjny kierat. Tu widać, że spostrzeżenia są świeże. I naprawdę z pierwszej ręki
Trzecia część tej książki jest znów o czymś innym. Przypomina podręcznik marketingu. Coś w rodzaju przeglądu ulubionych teorii autora. Jest więc Cary Hamei jest Philip Kotler albo marketing wartości Petera Doyle'a. I próba przełożenia ich na nasze polskie realia. To zdecydowanie najbardziej wartościowy element tej książki 1 byłoby dużo lepiej, gdyby autor skoncentrował się właśnie na nim, zamiast snuć mało odkrywcze rozważania z początkowych rozdziałów. Może wtedy mielibyśmy pozycję więcej niż tylko poprawną.
Jeszcze jedno. Na okładce „Sztuki rynkologii" jest chyba z tuzin krótkich entuzjastycznych zachęt do jej przeczy tania. Jak choćby ta znanego medioznawcy Wiesława Go-dzica: „Objaśnianie świata według Kotarbińskiego zbliża się do stanu iluminacji: uwodzi emocjonalnie i przekonuje merytorycznie". Niby tak robi się w przypadku każdej książki Ale z drugiej strony, czy to nie jest właśnie przejaw tego rodzaju marketingu, od którego autor tak bardzo odżegnuje się na łamach swojej „Rynkologii'
Dziennik Gazeta Prawna Rafał Woś, 2014-02-21
Technologia w e-commerce. Teoria i praktyka. Poradnik menedżera
Jest to praca zbiorowa pod redakcją Piotra Karwatki, doświadczonego programisty oraz project managera. Zawarte w niej artykuły pokazują, jak wdrożyć e-commerce - od pomysłu do realizacji i weryfikacji technicznej. Niewątpliwym atutem tego poradnika jest połączenie tematyki informatycznej z biznesową i prawną, co stanowi pewne novum na polskim rynku wydawniczym. Dotychczas te kwestie rozpatrywane były bowiem na ogół w odrębnych publikacjach. I, co znów warte podkreślenia, w pracach nad „Technologią..." uczestniczyło 12 ekspertów: informatyków, biznesmenów, konsultantów biznesowych, a także specjalistów od mediów i ochrony własności intelektualnej oraz danych osobowych. Książka została napisana w sposób bardzo przejrzysty,w formie odpowiedzi na często zadawane pytania (FAQ1 Dla programistów, team leaderów, menedżerów IT zajmujących się wdrażaniem i utrzymaniem platform sprzedażowych powinna to być lektura obowiązkowa.
Magazyn Sukces Krzysztof Jędrzejczak, 2014-03-01