Recenzje
Izrael. Ziemia trzech religii, trzech mórz i jednego słońca. Przewodnik rekreacyjny. Wydanie 1
Po przeczytaniu tak fascynujących książek może zrodzić się niejednemu pomysł, by odwiedzić kraj, którego historię liczy się od czasu proroków, mimo że jest jednym z najmłodszych państw świata, upragnioną Ziemię Świętą, kolebkę chrześcijaństwa i judaizmu i cel licznych pielgrzymek. Przewodnik pt. „Izrael" Krzysztofa Bzowskiego nosi podtytuł „Ziemia trzech religii, trzech mórz i jednego słońca". Bez dwóch zdań to tygiel kulturowy, jak określił Izrael znakomity reporter Paweł Smoleński: „zawarty jest w nim cały świat, od salonów Wiednia, bruków Paryża i błota warszawskich Nalewek po pustynie Arabii, żar Afryki, wonne przyprawy Bliskiego Wschodu i śnieg afgańskiego Hindukuszu".
Magazyn Literacki Książki .ET, 2014-02-01
"Stary", młodzi i morze. Od Antarktydy do Alaski. Wyprawa wokół obu Ameryk
Mając dwadzieścia lat, zaczyna się odczuwać przemożoną potrzebę spełniania swoich marzeń. Z tego założenia najwyraźniej wyszli również członkowie załogi Starego, ponieważ postanowili opłynąć Amerykę Południową i przez niebezpieczny przylądek Horn dotrzeć do Polskiej Stacji Polarnej. Problemem było jedynie zdobycie pieniędzy na podróż. Trzeba było szukać sponsorów i przekonać rodzinę do wyjazdu. Mimo przeciwności dopięli swego i wyprawa doszła do skutku - co więcej, zakończyła się sukcesem. Młodzi podróżnicy poczuli jednak niedosyt i uznali, że czas zdobyć Amerykę Północną, a po przepłynięciu trudnego Przejścia Północno-Zachodniego także i wybrzeża Kanady. Ta książka to zapis ich niezwykłej podróży.
Stary, młodzi i morze to niezwykle emocjonująca relacja kilku przyjaciół, którzy postanowili spełnić swoje marzenia i wyruszyć w podróż życia. Spisania historii podjął się Marcin Jamkowski, który pracował głównie na materiałach przygotowanych przez kapitana obu rejsów, Jacka Wacłowskiego, i brał udział jedynie w drugiej wyprawie. Trochę szkoda, że takie zadanie przypadło komuś, kto nie widział wszystkiego. Zapewne z tego względu książka przybrała również formę trzecioosobową. Jak dla mnie jest to największa wada tej pozycji. W literaturze podróżniczej najbardziej lubię ten osobisty wydźwięk i narrację pierwszoosobową. Dzięki temu ma się lepszy wgląd w przemyślenia uczestników wyprawy. Tutaj nie mogłam w żaden sposób tego poczuć, co nie do końca mi się spodobało.
Mimo to jest to książka bardzo ciekawa i wciągająca, przedstawiająca ludzi połączonych pasją, jaką jest żeglarstwo. Pasję tę widać na każdym kroku - w relacji, w historiach, na zdjęciach, czy też... na dołączonym przez wydawnictwo filmie. Wszystko to sprawia, że opowiadana przez Jamkowskiego historia jest maksymalnie interesująca i bogata. Równie fajnie czytało mi się o relacjach bohaterów opowieści. Jako najlepsi przyjaciele przeżywali wspaniałe chwile, ale zdarzały im się również scysje. W sumie nie ma się czemu dziwić - pokład jachtu nie sprzyja izolacji, a co za tym idzie - kiedy ma się kogoś dość, nie ma dokąd uciec. Na szczęście bardziej liczył się dla nich cel podróży, dzięki czemu dążyli do niego mimo nieporozumień.
Jest jeszcze jeden plus Starego, młodych i morza: prawdziwą przyjemnością było dla mnie obserwowanie zmagań bohaterów z żywiołem wody. Niebezpieczeństwo groziło im na każdym kroku, mimo to nigdy się nie poddali i wytrwale walczyli z przeciwnościami losu. Tego oczekuję po dobrej książce podróżniczej i cieszę się, że kolejna powieść Bezdroży okazała się tak wspaniałą lekturą, nad którą warto spędzić kilka godzin.
Tym bardziej, że wydano ją z rozmachem i dbałością o detale.
Podsumowując: głównym mankamentem tej historii jest pozbawienie jej narracji pierwszoosobowej, która w dużej mierze przełożyła się na brak osobistego punktu widzenia bohaterów tej niezwykłej książki. Pod każdym innym względem jest to kawał wspaniałej literatury podróżniczej. Podobało mi się wydanie, a także pięknie wykonane zdjęcia do spółki z filmem, który tylko pogłębił moje wrażenia estetyczne. Najlepsza jednak okazała się pasja chłopaków, ponieważ to dzięki niej udało im się osiągnąć to, co sobie zamierzyli.
Stary, młodzi i morze to niezwykle emocjonująca relacja kilku przyjaciół, którzy postanowili spełnić swoje marzenia i wyruszyć w podróż życia. Spisania historii podjął się Marcin Jamkowski, który pracował głównie na materiałach przygotowanych przez kapitana obu rejsów, Jacka Wacłowskiego, i brał udział jedynie w drugiej wyprawie. Trochę szkoda, że takie zadanie przypadło komuś, kto nie widział wszystkiego. Zapewne z tego względu książka przybrała również formę trzecioosobową. Jak dla mnie jest to największa wada tej pozycji. W literaturze podróżniczej najbardziej lubię ten osobisty wydźwięk i narrację pierwszoosobową. Dzięki temu ma się lepszy wgląd w przemyślenia uczestników wyprawy. Tutaj nie mogłam w żaden sposób tego poczuć, co nie do końca mi się spodobało.
Mimo to jest to książka bardzo ciekawa i wciągająca, przedstawiająca ludzi połączonych pasją, jaką jest żeglarstwo. Pasję tę widać na każdym kroku - w relacji, w historiach, na zdjęciach, czy też... na dołączonym przez wydawnictwo filmie. Wszystko to sprawia, że opowiadana przez Jamkowskiego historia jest maksymalnie interesująca i bogata. Równie fajnie czytało mi się o relacjach bohaterów opowieści. Jako najlepsi przyjaciele przeżywali wspaniałe chwile, ale zdarzały im się również scysje. W sumie nie ma się czemu dziwić - pokład jachtu nie sprzyja izolacji, a co za tym idzie - kiedy ma się kogoś dość, nie ma dokąd uciec. Na szczęście bardziej liczył się dla nich cel podróży, dzięki czemu dążyli do niego mimo nieporozumień.
Jest jeszcze jeden plus Starego, młodych i morza: prawdziwą przyjemnością było dla mnie obserwowanie zmagań bohaterów z żywiołem wody. Niebezpieczeństwo groziło im na każdym kroku, mimo to nigdy się nie poddali i wytrwale walczyli z przeciwnościami losu. Tego oczekuję po dobrej książce podróżniczej i cieszę się, że kolejna powieść Bezdroży okazała się tak wspaniałą lekturą, nad którą warto spędzić kilka godzin.
Tym bardziej, że wydano ją z rozmachem i dbałością o detale.
Podsumowując: głównym mankamentem tej historii jest pozbawienie jej narracji pierwszoosobowej, która w dużej mierze przełożyła się na brak osobistego punktu widzenia bohaterów tej niezwykłej książki. Pod każdym innym względem jest to kawał wspaniałej literatury podróżniczej. Podobało mi się wydanie, a także pięknie wykonane zdjęcia do spółki z filmem, który tylko pogłębił moje wrażenia estetyczne. Najlepsza jednak okazała się pasja chłopaków, ponieważ to dzięki niej udało im się osiągnąć to, co sobie zamierzyli.
zrecenzujemy.blogspot.com Angie Wu, 2014-02-15
Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima
Ostatnim czasem wpadła mi w ręce nowa pozycja wydawnictwa Bezdroża pt. Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima. Szczerze powiedziawszy, przeraziła mnie tematyka, ponieważ tak wiele zostało już powiedziane w kwestii 11 marca 2011 roku. Obawiałam się, że będzie to kolejna "Wielka Księga Martyrologii Narodu Japońskiego". Na szczęście Piotr Bernardyn w swojej propozycji wychodzi poza te ramy.
Piotr Bernardyn to polski biznesmen, dziennikarz mieszkający w Japonii już ponad 10 lat. Od niedawna prowadzi także bloga, na którym pisuje różne teksty dotyczące Azji, Japonii i Fukushimy. Polecam zajrzeć: www.piotrbernardyn.com. Biorąc pod uwagę doświadczenie autora w życiu w Japonii, jego punkt widzenia dla polskiego odbiorcy może być interesujący.
Słońce jeszcze nie wzeszło to jedna z wielu reakcji na tragedię, która dotknęła Japonię. Trauma po tym wydarzeniu jest tak ogromna, że można mówić nawet o społeczeństwie japońskim "sprzed Fukushimy" i "po Fukushimie". Bardzo trudno będzie o tej katastrofie zapomnieć, chociażby dlatego że do tej pory nie zatamowano radioaktywnego wycieku i temat jest ciągle wałkowany przez opinię publiczną.
Autor wspomina o kamieniach w regionie Tōhoku nawet i sprzed kilkuset lat, na których wyryto ostrzeżenia dla przyszłych pokoleń. Jeden z nich, z XVI wieku, informuje: Ten kamień w pobliżu wsi Tokusa jest dowodem na niszczącą falę morską. Takich porozrzucanych znaków - jak pisze - jest setki, a mimo tego po pewnym czasie mieszkańcy zdają się zapominać. Ludzie i ich traumy odchodzą, jednak kamienie to milczący świadkowie, którzy pozostają. Wypieranie ze świadomości pewnych zdarzeń to mechanizm obronny człowieka. Jednakże tym razem zacieranie śladów będzie bardzo trudne, o ile nie niemożliwe. Reaktor atomowy w Fukushimie to chyba największy pomnik, którego całkowite usunięcie zajmie kilkadziesiąt lat.
W europejskich, w tym i w polskich mediach, rozpisywano się o niespotykanej solidarności Japończyków oraz o niezwykłej sile, która pozwala Japończykom zachować zimną krew nawet w obliczu takiej tragedii. Zarówno ja jak i autor nie zgadzamy się z tym, ponieważ naturalną reakcją człowieka w sytuacji ekstremalnej jest strach. Media pokazywały obraz, w który być może same chciały wierzyć.
Japończycy nie są monolitem, nie wszyscy ulegli atmosferze wspomnianego wzmożenia, niektórzy widzieli w niej włąśnie przymus, mechanizm formatowania uczuć. "Pozwólcie mi się bać" - pisał 21 marca na blogu znany pisarz Kohei Muramatsu. Jego zdaniem strach w nadzwyczajnych warunkach jest czymś naturalnym, jest sensorem naszego organizmu, a wypieranie go oznacza utratę instynktu samozachowawczego. Wolno też płakać i być smutnym, tłumienie emocji jest po prostu niezdrowe. Po tym wpisie wymarły blog Muramatsu zaczęły odwiedzać tysiące ludzi - pisze autor. To samo mówił Pan Sól o wielkim trzęsieniu Hanshin z 1997 roku, które przeżył, którego doświadczył, o którym do końca życia nie zapomni. Nie było nawet mowy o zachowywaniu się zgodnie z wyznaczonymi zasadami bezpieczeństwa, bo w jednej sekundzie domy łamały się w drzazgi.
Katastrofa elektrowni atomowej w wielu japońskich umysłach wywołała niepokój i raz na zawsze zniszczyła wizję najbezpieczniejszej i najtańszej energii.
W publikacji autor zebrał i zanalizował wiele materiałów dotyczących katastrofy. Nie powstrzymuje się od krytyki japońskiego systemu zarządzania, wszechobecnej i wszechutrudniającej normalne funkcjonowanie korupcji w polityce japońskiej i władzach TEPCO. Opisuje bardzo dokładnie przypadki jawnych zaniedbań, fałszerstw czy "wilczych biletów" dla osób próbujących ustalony porządek zburzyć. Wskazuje na łamanie międzynarodowych standardów jak np. strefa ewakuacji, której promień powinien wynosić 30 km, a ewakuowano ludność z 20 km. Ponadto tak rozwinięty technologicznie kraj posiadający roboty będące niemal sztuczną inteligencją, jak się okazało, nie dysponuje robotami mogącymi pracować w warunkach ekstremalnych i trzeba było sprowadzać je z Francji.
W tym przypadku dopatruję się jedynie przerostu dumy i źle rozumianego honoru, co zaciera jakiekolwiek racjonalne myślenie. Mitologia atomowa kreująca obraz niezawodności i bezawaryjności doprowadziła do tego, że nie stworzono na czas kodeksu postępowania w przypadkach ekstremalnych. Ponoć Titanic też był statkiem niezatapialnym...
Wydaje mi się, że panowie w garniturach moszczący się na wygodnych skórzanych krzesłach nie ucierpieli tak bardzo. A żniwa zupełnego braku rozsądku i zaślepienia zyskiem zbierają ci, którzy nie mogą się bronić. Najbardziej niezadowoleni zdecydowali się wyjść na ulicę, by zaprotestować przeciwko atomowi. Niektórzy rozpoczęli również dosyć niezdrową, noszącą znamiona atomowej fobii, działalność na rzecz likwidacji atomu. Inni żyją tak, jakby nic się nie stało, a jeszcze inni reagują niemal alergicznie na kolejną próbę podjęcia rozłożenia tematu na czynniki pierwsze.
Ważne okazało się okazywanie współczucia i sympatii, poprzez wizyty turystyczne bądź biznesowe w prefekturach dotkniętych skażeniem i tsunami. W moim przekonaniu nie ma najmniejszej potrzeby, aby narażać się na niebezpieczeństwo związane z promieniowaniem, z drugiej jednak strony, cóż mogą zrobić, czy powiedzieć ci, którzy stracili wszystko i zdani są na łaskę rządu czy jednostkowych wolontariuszy?
Choć autor w przeważającej większości przytacza argumenty "przeciw", to zdarzyło mu się wpleść argument "za": ulokowane na prowincjach, gdzie niczego nie ma, reaktory to źródło utrzymania - często jedyne - dla okolicznych mieszkańców. Zamknięcie ich może być równie tragiczne w skutkach.
Trudno też wierzyć w analizy naukowców, ponieważ są one sprzeczne. W jednej chwili znalazł się tuzin naukowców informujących o niewielkim ryzyku, jaki niesie za sobą wyciek radioaktywny, o niewielkim promieniowaniu na danych terenach. W drugiej chwili znalazł się kolejny tuzin, który alarmował o zagrożeniu życia. Laicy pozostawieni się tak naprawdę sami sobie.
Tak czy inaczej, 11 marca definitywnie podważył zaufanie Japończyków do integralności środowiska naukowego - pointuje autor.
Warto też podkreślić, że wieloletnie doświadczenie w pracy dziennikarskiej zaowocowało spójnym, przejrzystym i łatwo czytającym się tekstem. Jest to długi artykuł, a miejscami esej, który układa się w logiczną całość. Nie ma wrażenia chaosu i pomieszania z poplątaniem. Książka ta to efekt drobiazgowego zbierania materiałów i ich analizy z różnych punktów widzenia. Na szczęście autor nie daje się ponieść "psychozie strachu". Przywołuje fakty, zdarzenia sprzed katastrofy i po katastrofie, co prawda nie w sposób beznamiętny i bezuczuciowy, ale też bez ozdobników nadających sytuacji martyrologiczny wydźwięk.
Według mnie jedynym mankamentem jest brak stosownych przypisów do omawianych statystyk i liczb. Ja reprezentuję postawę niewiernego Tomasza-Czytelnika, ponieważ nie uwierzę, dopóki nie zobaczę źródła. Domyślam się, że autor nie miał intencji oszukiwania, jednak akurat tych konkretnych przypisów brakowało mi najbardziej.
Podsumowując, niezależnie od tego, czy Czytelnik bądź Czytelniczka jest przeciwko energii atomowej, czy też za, książka Piotra Bernardyna to ważny głos w dyskusji, z którym warto zapoznać. Nie ma na polskim rynku wydawniczym żadnej innej wnikliwszej analizy uwzględniającej obecną sytuację polityczną w Japonii. Ta pozycja na pewno będzie nieprzyjemną zadrą dla japonofilów wierzących w mit o idealnej Japonii, a także dla osób przywłaszczających sobie prawo do jedynej słusznej opinii na temat sytuacji w Japonii.
Ja osobiście cieszę się, że zapoznałam się z lekturą i polecam ją wszystkim, których ta tematyka interesuje.
Piotr Bernardyn to polski biznesmen, dziennikarz mieszkający w Japonii już ponad 10 lat. Od niedawna prowadzi także bloga, na którym pisuje różne teksty dotyczące Azji, Japonii i Fukushimy. Polecam zajrzeć: www.piotrbernardyn.com. Biorąc pod uwagę doświadczenie autora w życiu w Japonii, jego punkt widzenia dla polskiego odbiorcy może być interesujący.
Słońce jeszcze nie wzeszło to jedna z wielu reakcji na tragedię, która dotknęła Japonię. Trauma po tym wydarzeniu jest tak ogromna, że można mówić nawet o społeczeństwie japońskim "sprzed Fukushimy" i "po Fukushimie". Bardzo trudno będzie o tej katastrofie zapomnieć, chociażby dlatego że do tej pory nie zatamowano radioaktywnego wycieku i temat jest ciągle wałkowany przez opinię publiczną.
Autor wspomina o kamieniach w regionie Tōhoku nawet i sprzed kilkuset lat, na których wyryto ostrzeżenia dla przyszłych pokoleń. Jeden z nich, z XVI wieku, informuje: Ten kamień w pobliżu wsi Tokusa jest dowodem na niszczącą falę morską. Takich porozrzucanych znaków - jak pisze - jest setki, a mimo tego po pewnym czasie mieszkańcy zdają się zapominać. Ludzie i ich traumy odchodzą, jednak kamienie to milczący świadkowie, którzy pozostają. Wypieranie ze świadomości pewnych zdarzeń to mechanizm obronny człowieka. Jednakże tym razem zacieranie śladów będzie bardzo trudne, o ile nie niemożliwe. Reaktor atomowy w Fukushimie to chyba największy pomnik, którego całkowite usunięcie zajmie kilkadziesiąt lat.
W europejskich, w tym i w polskich mediach, rozpisywano się o niespotykanej solidarności Japończyków oraz o niezwykłej sile, która pozwala Japończykom zachować zimną krew nawet w obliczu takiej tragedii. Zarówno ja jak i autor nie zgadzamy się z tym, ponieważ naturalną reakcją człowieka w sytuacji ekstremalnej jest strach. Media pokazywały obraz, w który być może same chciały wierzyć.
Japończycy nie są monolitem, nie wszyscy ulegli atmosferze wspomnianego wzmożenia, niektórzy widzieli w niej włąśnie przymus, mechanizm formatowania uczuć. "Pozwólcie mi się bać" - pisał 21 marca na blogu znany pisarz Kohei Muramatsu. Jego zdaniem strach w nadzwyczajnych warunkach jest czymś naturalnym, jest sensorem naszego organizmu, a wypieranie go oznacza utratę instynktu samozachowawczego. Wolno też płakać i być smutnym, tłumienie emocji jest po prostu niezdrowe. Po tym wpisie wymarły blog Muramatsu zaczęły odwiedzać tysiące ludzi - pisze autor. To samo mówił Pan Sól o wielkim trzęsieniu Hanshin z 1997 roku, które przeżył, którego doświadczył, o którym do końca życia nie zapomni. Nie było nawet mowy o zachowywaniu się zgodnie z wyznaczonymi zasadami bezpieczeństwa, bo w jednej sekundzie domy łamały się w drzazgi.
Katastrofa elektrowni atomowej w wielu japońskich umysłach wywołała niepokój i raz na zawsze zniszczyła wizję najbezpieczniejszej i najtańszej energii.
W publikacji autor zebrał i zanalizował wiele materiałów dotyczących katastrofy. Nie powstrzymuje się od krytyki japońskiego systemu zarządzania, wszechobecnej i wszechutrudniającej normalne funkcjonowanie korupcji w polityce japońskiej i władzach TEPCO. Opisuje bardzo dokładnie przypadki jawnych zaniedbań, fałszerstw czy "wilczych biletów" dla osób próbujących ustalony porządek zburzyć. Wskazuje na łamanie międzynarodowych standardów jak np. strefa ewakuacji, której promień powinien wynosić 30 km, a ewakuowano ludność z 20 km. Ponadto tak rozwinięty technologicznie kraj posiadający roboty będące niemal sztuczną inteligencją, jak się okazało, nie dysponuje robotami mogącymi pracować w warunkach ekstremalnych i trzeba było sprowadzać je z Francji.
W tym przypadku dopatruję się jedynie przerostu dumy i źle rozumianego honoru, co zaciera jakiekolwiek racjonalne myślenie. Mitologia atomowa kreująca obraz niezawodności i bezawaryjności doprowadziła do tego, że nie stworzono na czas kodeksu postępowania w przypadkach ekstremalnych. Ponoć Titanic też był statkiem niezatapialnym...
Wydaje mi się, że panowie w garniturach moszczący się na wygodnych skórzanych krzesłach nie ucierpieli tak bardzo. A żniwa zupełnego braku rozsądku i zaślepienia zyskiem zbierają ci, którzy nie mogą się bronić. Najbardziej niezadowoleni zdecydowali się wyjść na ulicę, by zaprotestować przeciwko atomowi. Niektórzy rozpoczęli również dosyć niezdrową, noszącą znamiona atomowej fobii, działalność na rzecz likwidacji atomu. Inni żyją tak, jakby nic się nie stało, a jeszcze inni reagują niemal alergicznie na kolejną próbę podjęcia rozłożenia tematu na czynniki pierwsze.
Ważne okazało się okazywanie współczucia i sympatii, poprzez wizyty turystyczne bądź biznesowe w prefekturach dotkniętych skażeniem i tsunami. W moim przekonaniu nie ma najmniejszej potrzeby, aby narażać się na niebezpieczeństwo związane z promieniowaniem, z drugiej jednak strony, cóż mogą zrobić, czy powiedzieć ci, którzy stracili wszystko i zdani są na łaskę rządu czy jednostkowych wolontariuszy?
Choć autor w przeważającej większości przytacza argumenty "przeciw", to zdarzyło mu się wpleść argument "za": ulokowane na prowincjach, gdzie niczego nie ma, reaktory to źródło utrzymania - często jedyne - dla okolicznych mieszkańców. Zamknięcie ich może być równie tragiczne w skutkach.
Trudno też wierzyć w analizy naukowców, ponieważ są one sprzeczne. W jednej chwili znalazł się tuzin naukowców informujących o niewielkim ryzyku, jaki niesie za sobą wyciek radioaktywny, o niewielkim promieniowaniu na danych terenach. W drugiej chwili znalazł się kolejny tuzin, który alarmował o zagrożeniu życia. Laicy pozostawieni się tak naprawdę sami sobie.
Tak czy inaczej, 11 marca definitywnie podważył zaufanie Japończyków do integralności środowiska naukowego - pointuje autor.
Warto też podkreślić, że wieloletnie doświadczenie w pracy dziennikarskiej zaowocowało spójnym, przejrzystym i łatwo czytającym się tekstem. Jest to długi artykuł, a miejscami esej, który układa się w logiczną całość. Nie ma wrażenia chaosu i pomieszania z poplątaniem. Książka ta to efekt drobiazgowego zbierania materiałów i ich analizy z różnych punktów widzenia. Na szczęście autor nie daje się ponieść "psychozie strachu". Przywołuje fakty, zdarzenia sprzed katastrofy i po katastrofie, co prawda nie w sposób beznamiętny i bezuczuciowy, ale też bez ozdobników nadających sytuacji martyrologiczny wydźwięk.
Według mnie jedynym mankamentem jest brak stosownych przypisów do omawianych statystyk i liczb. Ja reprezentuję postawę niewiernego Tomasza-Czytelnika, ponieważ nie uwierzę, dopóki nie zobaczę źródła. Domyślam się, że autor nie miał intencji oszukiwania, jednak akurat tych konkretnych przypisów brakowało mi najbardziej.
Podsumowując, niezależnie od tego, czy Czytelnik bądź Czytelniczka jest przeciwko energii atomowej, czy też za, książka Piotra Bernardyna to ważny głos w dyskusji, z którym warto zapoznać. Nie ma na polskim rynku wydawniczym żadnej innej wnikliwszej analizy uwzględniającej obecną sytuację polityczną w Japonii. Ta pozycja na pewno będzie nieprzyjemną zadrą dla japonofilów wierzących w mit o idealnej Japonii, a także dla osób przywłaszczających sobie prawo do jedynej słusznej opinii na temat sytuacji w Japonii.
Ja osobiście cieszę się, że zapoznałam się z lekturą i polecam ją wszystkim, których ta tematyka interesuje.
podrozejaponia.blogspot.com 2014-02-27
Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima
Trzy lata temu w marcu 2011 roku świat obserwował wydarzenia w Japonii spowodowane przez najpierw trzęsienie ziemi o niespotykanej sile a potem tsunami, w którym fala przekroczyła wszystkie dokonane wcześniej obliczenia. Autor książki był na miejscu, w Tokio, przeżywał tragedię, w której zginęło dwadzieścia tysięcy ludzi. W książce opisuje pierwsze dni po katastrofie, ale przede wszystkim bada sytuację miejsc nią dotkniętych, kiedy wyjechały kamery światowych stacji telewizyjnych, zniknęli również japońscy reporterzy, Japonia przestała być interesująca dla mediów w obliczu innych dramatycznych wydarzeń na świecie, na przykład arabskiej wiosny.
Historia w książce Bernardyna ma dwie wyraźne części. Pierwszą poświęca ludziom z terenów najbardziej dotkniętych przez kataklizm. Opisuje ich determinację, walkę, ale tez rozpacz, a czasem bezradność i rezygnację. Bo jak udowadnia autor w tej opowieści, Japończycy nie są wcale twardymi, zdyscyplinowanymi, przyzwyczajonymi do trudnych wyzwań ludźmi. To stereotypy - pisze autor. Nieszczęście dotyka ich tak samo głęboko, jak każdą inną nację na ziemi.
Druga część książki koncentruje się wokół awarii elektrowni jądrowej w Fukushimie. Bernardyn opisuje pierwsze dni, ale przede wszystkim bada efekty operacji usuwania skutków katastrofy nuklearnej. Te skutki nie zostały usunięte do dziś, a operacja może potrwać jeszcze wiele lat. Czyje interesy odgrywają tu największą rolę? Jaką odpowiedzialność ponoszą politycy? Czy kraje, które dopiero sięgają po energię jądrową powinny brać lekcje w Fukushimie?
Piotr Bernardyn przytacza zdanie japońskiego dramaturga Masakazu Yamzaki, że "11 marca pozwolił Japończykom wrócić do korzeni. Istota japońskości polegać ma m. in. na proaktywnym poczuciu braku trwałości stanu rzeczy". Czyli świat jest nietrwały, trzeba z tą świadomością w pełni uczestniczyć w życiu.
Piotrowi Bernardynowi, korespondentowi Tygodnika Powszechnego, Polakowi mieszkającemu w Japonii od 10 lat, znającemu język, obyczajowość, ludzi, zawdzięczamy książkę niezwykłą, wnikliwą, napisaną z wrażliwością i znajomością tematu.
Historia w książce Bernardyna ma dwie wyraźne części. Pierwszą poświęca ludziom z terenów najbardziej dotkniętych przez kataklizm. Opisuje ich determinację, walkę, ale tez rozpacz, a czasem bezradność i rezygnację. Bo jak udowadnia autor w tej opowieści, Japończycy nie są wcale twardymi, zdyscyplinowanymi, przyzwyczajonymi do trudnych wyzwań ludźmi. To stereotypy - pisze autor. Nieszczęście dotyka ich tak samo głęboko, jak każdą inną nację na ziemi.
Druga część książki koncentruje się wokół awarii elektrowni jądrowej w Fukushimie. Bernardyn opisuje pierwsze dni, ale przede wszystkim bada efekty operacji usuwania skutków katastrofy nuklearnej. Te skutki nie zostały usunięte do dziś, a operacja może potrwać jeszcze wiele lat. Czyje interesy odgrywają tu największą rolę? Jaką odpowiedzialność ponoszą politycy? Czy kraje, które dopiero sięgają po energię jądrową powinny brać lekcje w Fukushimie?
Piotr Bernardyn przytacza zdanie japońskiego dramaturga Masakazu Yamzaki, że "11 marca pozwolił Japończykom wrócić do korzeni. Istota japońskości polegać ma m. in. na proaktywnym poczuciu braku trwałości stanu rzeczy". Czyli świat jest nietrwały, trzeba z tą świadomością w pełni uczestniczyć w życiu.
Piotrowi Bernardynowi, korespondentowi Tygodnika Powszechnego, Polakowi mieszkającemu w Japonii od 10 lat, znającemu język, obyczajowość, ludzi, zawdzięczamy książkę niezwykłą, wnikliwą, napisaną z wrażliwością i znajomością tematu.
radiokrakow.pl 2014-02-26
Pełna MOC możliwości
Pod koniec lutego ukazała się najnowsza książka Jacka Walkiewicza pt. Pełna moc możliwości. Wszystko zaczęło się od 18-minutowego wykładu, który zyskał w sieci ogromną popularność.
Podczas konferencji TEDx WSB we Wrocławiu Walkiewicz zachęcał do bardziej odważnego i świadomego życia. Przekonywał, że w każdym człowieku drzemią ogromne możliwości, trzeba tylko być wystarczająco śmiałym, by z nich skorzystać, i wystarczająco wytrwałym, by zbyt wcześnie się nie wycofać. Przesłanie trafiło do dziesiątek tysięcy Polaków. Wzrosło zainteresowanie seminariami otwartymi autora, a jego skrzynkę mailową zasypał grad listów z cyklu „Jak żyć ". Listów było tak wiele, że Jacek Walkiewicz nie nadążał z odpisywaniem i postanowił napisać książkę, w której odpowie na najczęściej pojawiające się pytania. Tak właśnie powstała książka Pełna moc możliwości.
Oto krótka próbka: „Pomyśl o swoich sukcesach. One nie są dziełem przypadku. Żadne udało się, samo wyszło, przy okazji. Okazje pojawiły się na Twojej drodze. Ale to Ty schyliłeś się, podniosłeś je, włożyłeś w nie pasję, ciężką pracę, upór i odniosłeś sukces. Czytelniku! Pomyśl o swoich marzeniach. Wiesz, po co są Żeby je spełniać! Pomyśl o odwadze. Odwaga składa się z czterech elementów. Odwaga to zaufanie do siebie, ryzyko, decyzje i zaangażowanie. Te składowe - dążenie do sukcesu, pasja, praca, marzenia, odwaga - łączą się ze sobą w obraz spełnionego życia. Dają nam pełną MOC możliwości".
W książce Jacek Walkiewicz uczy, że należy brać odpowiedzialność za swoje osiągnięcia. Wielu z nas zwyczajnie siebie nie docenia i nie traktuje wystarczająco poważnie. A bez wiary w to, że jeśli wystarczająco mocno się przyłożymy, to uda nam się osiągnąć cel, daleko nie zajedziemy. Walkiewicz pokazuje też, jak radzić sobie ze strachem, który jest nieodłącznym towarzyszem każdego, kto ma wielkie marzenia. Ten strach nie może nas sparaliżować. Nauczmy się, że czasem się pojawia, ale nie traktujmy go śmiertelnie poważnie. Strach jest wszędzie tam, gdzie jest ryzyko, a ryzyko jest wszędzie tam, gdzie ambitne cele. Co by było, gdybyś potrafił działać w obliczu strachu i wątpliwości?
Jacek Walkiewicz to nasz rodzimy mówca motywacyjny. Co go różni od kolegów po fachu Między innymi 200 tys. odsłon jego wystąpień na YouTube. Polacy chcą słuchać Jacka Walkiewicza, ponieważ mówi o czymś, co jest dla nas bardzo ważne tu i teraz. Wiele z tych słów powinni powiedzieć nam kiedyś rodzice, nauczyciele lub przełożeni - że stać nas naprawdę na bardzo wiele.
Podczas konferencji TEDx WSB we Wrocławiu Walkiewicz zachęcał do bardziej odważnego i świadomego życia. Przekonywał, że w każdym człowieku drzemią ogromne możliwości, trzeba tylko być wystarczająco śmiałym, by z nich skorzystać, i wystarczająco wytrwałym, by zbyt wcześnie się nie wycofać. Przesłanie trafiło do dziesiątek tysięcy Polaków. Wzrosło zainteresowanie seminariami otwartymi autora, a jego skrzynkę mailową zasypał grad listów z cyklu „Jak żyć ". Listów było tak wiele, że Jacek Walkiewicz nie nadążał z odpisywaniem i postanowił napisać książkę, w której odpowie na najczęściej pojawiające się pytania. Tak właśnie powstała książka Pełna moc możliwości.
Oto krótka próbka: „Pomyśl o swoich sukcesach. One nie są dziełem przypadku. Żadne udało się, samo wyszło, przy okazji. Okazje pojawiły się na Twojej drodze. Ale to Ty schyliłeś się, podniosłeś je, włożyłeś w nie pasję, ciężką pracę, upór i odniosłeś sukces. Czytelniku! Pomyśl o swoich marzeniach. Wiesz, po co są Żeby je spełniać! Pomyśl o odwadze. Odwaga składa się z czterech elementów. Odwaga to zaufanie do siebie, ryzyko, decyzje i zaangażowanie. Te składowe - dążenie do sukcesu, pasja, praca, marzenia, odwaga - łączą się ze sobą w obraz spełnionego życia. Dają nam pełną MOC możliwości".
W książce Jacek Walkiewicz uczy, że należy brać odpowiedzialność za swoje osiągnięcia. Wielu z nas zwyczajnie siebie nie docenia i nie traktuje wystarczająco poważnie. A bez wiary w to, że jeśli wystarczająco mocno się przyłożymy, to uda nam się osiągnąć cel, daleko nie zajedziemy. Walkiewicz pokazuje też, jak radzić sobie ze strachem, który jest nieodłącznym towarzyszem każdego, kto ma wielkie marzenia. Ten strach nie może nas sparaliżować. Nauczmy się, że czasem się pojawia, ale nie traktujmy go śmiertelnie poważnie. Strach jest wszędzie tam, gdzie jest ryzyko, a ryzyko jest wszędzie tam, gdzie ambitne cele. Co by było, gdybyś potrafił działać w obliczu strachu i wątpliwości?
Jacek Walkiewicz to nasz rodzimy mówca motywacyjny. Co go różni od kolegów po fachu Między innymi 200 tys. odsłon jego wystąpień na YouTube. Polacy chcą słuchać Jacka Walkiewicza, ponieważ mówi o czymś, co jest dla nas bardzo ważne tu i teraz. Wiele z tych słów powinni powiedzieć nam kiedyś rodzice, nauczyciele lub przełożeni - że stać nas naprawdę na bardzo wiele.
Gazeta Ubezpieczeniowa Aleksandra Wysocka-Zańko, 2014-03-04
Pełna MOC możliwości (edycja ING)
Pod koniec lutego ukazała się najnowsza książka Jacka Walkiewicza pt. Pełna moc możliwości. Wszystko zaczęło się od 18-minutowego wykładu, który zyskał w sieci ogromną popularność.
Podczas konferencji TEDx WSB we Wrocławiu Walkiewicz zachęcał do bardziej odważnego i świadomego życia. Przekonywał, że w każdym człowieku drzemią ogromne możliwości, trzeba tylko być wystarczająco śmiałym, by z nich skorzystać, i wystarczająco wytrwałym, by zbyt wcześnie się nie wycofać. Przesłanie trafiło do dziesiątek tysięcy Polaków. Wzrosło zainteresowanie seminariami otwartymi autora, a jego skrzynkę mailową zasypał grad listów z cyklu „Jak żyć ". Listów było tak wiele, że Jacek Walkiewicz nie nadążał z odpisywaniem i postanowił napisać książkę, w której odpowie na najczęściej pojawiające się pytania. Tak właśnie powstała książka Pełna moc możliwości.
Oto krótka próbka: „Pomyśl o swoich sukcesach. One nie są dziełem przypadku. Żadne udało się, samo wyszło, przy okazji. Okazje pojawiły się na Twojej drodze. Ale to Ty schyliłeś się, podniosłeś je, włożyłeś w nie pasję, ciężką pracę, upór i odniosłeś sukces. Czytelniku! Pomyśl o swoich marzeniach. Wiesz, po co są Żeby je spełniać! Pomyśl o odwadze. Odwaga składa się z czterech elementów. Odwaga to zaufanie do siebie, ryzyko, decyzje i zaangażowanie. Te składowe - dążenie do sukcesu, pasja, praca, marzenia, odwaga - łączą się ze sobą w obraz spełnionego życia. Dają nam pełną MOC możliwości".
W książce Jacek Walkiewicz uczy, że należy brać odpowiedzialność za swoje osiągnięcia. Wielu z nas zwyczajnie siebie nie docenia i nie traktuje wystarczająco poważnie. A bez wiary w to, że jeśli wystarczająco mocno się przyłożymy, to uda nam się osiągnąć cel, daleko nie zajedziemy. Walkiewicz pokazuje też, jak radzić sobie ze strachem, który jest nieodłącznym towarzyszem każdego, kto ma wielkie marzenia. Ten strach nie może nas sparaliżować. Nauczmy się, że czasem się pojawia, ale nie traktujmy go śmiertelnie poważnie. Strach jest wszędzie tam, gdzie jest ryzyko, a ryzyko jest wszędzie tam, gdzie ambitne cele. Co by było, gdybyś potrafił działać w obliczu strachu i wątpliwości?
Jacek Walkiewicz to nasz rodzimy mówca motywacyjny. Co go różni od kolegów po fachu Między innymi 200 tys. odsłon jego wystąpień na YouTube. Polacy chcą słuchać Jacka Walkiewicza, ponieważ mówi o czymś, co jest dla nas bardzo ważne tu i teraz. Wiele z tych słów powinni powiedzieć nam kiedyś rodzice, nauczyciele lub przełożeni - że stać nas naprawdę na bardzo wiele.
Podczas konferencji TEDx WSB we Wrocławiu Walkiewicz zachęcał do bardziej odważnego i świadomego życia. Przekonywał, że w każdym człowieku drzemią ogromne możliwości, trzeba tylko być wystarczająco śmiałym, by z nich skorzystać, i wystarczająco wytrwałym, by zbyt wcześnie się nie wycofać. Przesłanie trafiło do dziesiątek tysięcy Polaków. Wzrosło zainteresowanie seminariami otwartymi autora, a jego skrzynkę mailową zasypał grad listów z cyklu „Jak żyć ". Listów było tak wiele, że Jacek Walkiewicz nie nadążał z odpisywaniem i postanowił napisać książkę, w której odpowie na najczęściej pojawiające się pytania. Tak właśnie powstała książka Pełna moc możliwości.
Oto krótka próbka: „Pomyśl o swoich sukcesach. One nie są dziełem przypadku. Żadne udało się, samo wyszło, przy okazji. Okazje pojawiły się na Twojej drodze. Ale to Ty schyliłeś się, podniosłeś je, włożyłeś w nie pasję, ciężką pracę, upór i odniosłeś sukces. Czytelniku! Pomyśl o swoich marzeniach. Wiesz, po co są Żeby je spełniać! Pomyśl o odwadze. Odwaga składa się z czterech elementów. Odwaga to zaufanie do siebie, ryzyko, decyzje i zaangażowanie. Te składowe - dążenie do sukcesu, pasja, praca, marzenia, odwaga - łączą się ze sobą w obraz spełnionego życia. Dają nam pełną MOC możliwości".
W książce Jacek Walkiewicz uczy, że należy brać odpowiedzialność za swoje osiągnięcia. Wielu z nas zwyczajnie siebie nie docenia i nie traktuje wystarczająco poważnie. A bez wiary w to, że jeśli wystarczająco mocno się przyłożymy, to uda nam się osiągnąć cel, daleko nie zajedziemy. Walkiewicz pokazuje też, jak radzić sobie ze strachem, który jest nieodłącznym towarzyszem każdego, kto ma wielkie marzenia. Ten strach nie może nas sparaliżować. Nauczmy się, że czasem się pojawia, ale nie traktujmy go śmiertelnie poważnie. Strach jest wszędzie tam, gdzie jest ryzyko, a ryzyko jest wszędzie tam, gdzie ambitne cele. Co by było, gdybyś potrafił działać w obliczu strachu i wątpliwości?
Jacek Walkiewicz to nasz rodzimy mówca motywacyjny. Co go różni od kolegów po fachu Między innymi 200 tys. odsłon jego wystąpień na YouTube. Polacy chcą słuchać Jacka Walkiewicza, ponieważ mówi o czymś, co jest dla nas bardzo ważne tu i teraz. Wiele z tych słów powinni powiedzieć nam kiedyś rodzice, nauczyciele lub przełożeni - że stać nas naprawdę na bardzo wiele.
Gazeta Ubezpieczeniowa Aleksandra Wysocka-Zańko, 2014-03-04