Recenzje
Cząstki przyciągania. Jak budować niestandardowe kampanie reklamowe
Niestandardowe działania reklamowe to coś dla odważnych marketerów: nie wiesz, jaki zasięg zbudujesz i jaki oddźwięk wywołasz, nie możesz policzyć zwrotu z inwestycji. Za to masz szansę zbudować zaangażowanie, wyróżnić się i przypomnieć o sobie. Takie przesłanie płynie z pierwszej książki Natalii Hatalskiej „Cząstki przyciągania”.
Natalii Hatalskiej pewnie przedstawiać Wam nie trzeba – jest jedną z najbardziej znanych polskich blogerek specjalizujących się w tematyce marketingowej. Obserwuję jej bloga hatalska.com i działalność z ogromnym uznaniem – Natalia pisze na temat popularny i robi to merytorycznie, wspierając się teorią naukową i dostępnymi źródłami, do tego przygotowuje ciekawe prezentacje konferencyjne i opracowania eksperckie. Dlatego z jednej strony trudno było mi recenzować jej książkę – wypadałoby się do czegoś przyczepić, coś skrytykować, wejść w polemikę – ale jak kogoś darzysz uznaniem, a nie ma się do czego przyczepić…
Bo nie ma. Album „Cząstki przyciągania” to starannie przemyślana i przygotowana pozycja. Najpierw otrzymujemy dawkę teorii – autorka zaczyna od omówienia zjawiska wirusowości, odpowiadającego za to, że daną informacją chętniej dzielimy się z innymi. Autorka stwierdza, że skuteczne kampanie reklamowe spełniają trzy warunki:
- reklama zawiera taki element, który sprawia, że konsument zwraca na nią uwagę, wśród setek komunikatów reklamowych docierających do niego każdego dnia
- reklama zawiera w sobie taki element, że konsument zapamiętuję tę konkretną reklamę
- reklama zawiera w sobie taki element, który sprawia, że w konsumencie pojawia się napięcie psychologiczne powodujące, że musi on podzielić się informacją na temat tej reklamy z innymi.
Następnie skupia się na niestandardowych kampaniach reklamowych, których – jak pisze – jest sama wielką fanką od ponad 10 lat. „Niestandardy” to według jej definicji te działania reklamowe, które marketerzy podejmują poza tradycyjnymi mediami (w przestrzeni miejskiej, ale nie na standardowych nośnikach) lub w tradycyjnych mediach, ale w inny, niż powszechnie przyjęty sposób.
Dalej, Hatalska wyróżnia siedem głównym schematów – marketingowych memów, które mogą zapewnić reklamie niestandardowej sukces. Są to:
Zaangażowanie – czyli akcja reklamowa wymaga od odbiorcy konkretnej aktywności, wymusza lub umożliwia bezpośrednie doświadczenie z produktem;
Bliskość – reklama umieszczona jest w najbliższym otoczeniu konsumenta;
Użyteczność – marki dostrzegają istotne dla konsumentów problemy i pomagają im je rozwiązywać (czyli, innymi słowy, kampania zawiera elementy społecznej odpowiedzialności biznesu);
Emocje – reklama wywołuje bardzo silne emocje, pozytywne lub negatywne;
Kontekst – reklama nawiązuje do kontekstu, w którym się pojawiła;
Czas – reklama dociera do odbiorcy we właściwym czasie, gdy nie robi on nic innego szczególnie angażującego (np. czeka na przystanku, czeka na lotnisku na bagaż);
Zaskoczenie – reklama zawiera element zaskoczenia, zmienia nasze codzienne otoczenie.
Schematy te posłużyły do pogrupowania opisanych w książce 158 polskich niestandardowych kampanii reklamowych. Opisy kampanii są krótkie, zawierają informacje o idei kampanii, osobach lub firmach realizujących daną kampanię, informacje o zasięgu oraz budżecie – na stronie książki możecie pobrać przykładowy fragment. Towarzyszą im materiały graficzne – jak pisze sama autorka, zebranie materiałów zdjęciowych i uzyskanie pozwoleń na ich publikację była to chyba największa część pracy nad książką. Z ciekawostek: kampania promocyjna polegała na zaangażowaniu najbardziej rozpoznawalnych postaci branży marketingowo-internetowej (np. Paweł Tkaczyk, Michał Górecki), które wypowiadały się o książce w mediach społecznościowych.
To, co jest jeszcze ciekawe, i o czym wspomina autorka, to ograniczenia związane z „niestandardami”. Przykłady kampanii nie są gotowymi schematami do naśladowania – mogą być one wykorzystane tylko raz; dlatego zresztą nie ma możliwości prowadzenia tutaj badań pilotażowych. Trudno je budżetować, bo wiele kosztów jest niełatwych do oszacowania. Trudno mierzyć ich efekty. Dodam, że jak do tej pory nie ma narzędzia, które umożliwiłoby łatwy pomiar wirusowości w mediach. Dla marketera (a zwłaszcza dla jego prezesa) trudne może być też to, że nie będzie on miał pełnej kontroli nad prowadzonymi działaniami ani też gwarancji, że działania reklamowe zakończą się sukcesem, często wobec niestandardów oczekuje się też zbudowania dużego zasięgu. „To możliwe, ale cel tego typu działań powinien być inny – budowanie zaangażowania, zwracanie uwagi i przypominanie marki o sobie”, pisze autorka.
Miałam tylko dwa maleńkie „ale”. Jedno dotyczyło tego, że bodajże dwa opisy kampanii były za bardzo skrótowe. Nie pamiętając samych kampanii, nie do końca wiedziałam, o co chodzi. Drugie dotyczyło formatu książki, który jest dość nieporęczny, co utrudniało lekturę w łóżku (a przez ostatnie dni chorowałam i nadrabiałam czytelnicze zaległości).
Natalii Hatalskiej pewnie przedstawiać Wam nie trzeba – jest jedną z najbardziej znanych polskich blogerek specjalizujących się w tematyce marketingowej. Obserwuję jej bloga hatalska.com i działalność z ogromnym uznaniem – Natalia pisze na temat popularny i robi to merytorycznie, wspierając się teorią naukową i dostępnymi źródłami, do tego przygotowuje ciekawe prezentacje konferencyjne i opracowania eksperckie. Dlatego z jednej strony trudno było mi recenzować jej książkę – wypadałoby się do czegoś przyczepić, coś skrytykować, wejść w polemikę – ale jak kogoś darzysz uznaniem, a nie ma się do czego przyczepić…
Bo nie ma. Album „Cząstki przyciągania” to starannie przemyślana i przygotowana pozycja. Najpierw otrzymujemy dawkę teorii – autorka zaczyna od omówienia zjawiska wirusowości, odpowiadającego za to, że daną informacją chętniej dzielimy się z innymi. Autorka stwierdza, że skuteczne kampanie reklamowe spełniają trzy warunki:
- reklama zawiera taki element, który sprawia, że konsument zwraca na nią uwagę, wśród setek komunikatów reklamowych docierających do niego każdego dnia
- reklama zawiera w sobie taki element, że konsument zapamiętuję tę konkretną reklamę
- reklama zawiera w sobie taki element, który sprawia, że w konsumencie pojawia się napięcie psychologiczne powodujące, że musi on podzielić się informacją na temat tej reklamy z innymi.
Następnie skupia się na niestandardowych kampaniach reklamowych, których – jak pisze – jest sama wielką fanką od ponad 10 lat. „Niestandardy” to według jej definicji te działania reklamowe, które marketerzy podejmują poza tradycyjnymi mediami (w przestrzeni miejskiej, ale nie na standardowych nośnikach) lub w tradycyjnych mediach, ale w inny, niż powszechnie przyjęty sposób.
Dalej, Hatalska wyróżnia siedem głównym schematów – marketingowych memów, które mogą zapewnić reklamie niestandardowej sukces. Są to:
Zaangażowanie – czyli akcja reklamowa wymaga od odbiorcy konkretnej aktywności, wymusza lub umożliwia bezpośrednie doświadczenie z produktem;
Bliskość – reklama umieszczona jest w najbliższym otoczeniu konsumenta;
Użyteczność – marki dostrzegają istotne dla konsumentów problemy i pomagają im je rozwiązywać (czyli, innymi słowy, kampania zawiera elementy społecznej odpowiedzialności biznesu);
Emocje – reklama wywołuje bardzo silne emocje, pozytywne lub negatywne;
Kontekst – reklama nawiązuje do kontekstu, w którym się pojawiła;
Czas – reklama dociera do odbiorcy we właściwym czasie, gdy nie robi on nic innego szczególnie angażującego (np. czeka na przystanku, czeka na lotnisku na bagaż);
Zaskoczenie – reklama zawiera element zaskoczenia, zmienia nasze codzienne otoczenie.
Schematy te posłużyły do pogrupowania opisanych w książce 158 polskich niestandardowych kampanii reklamowych. Opisy kampanii są krótkie, zawierają informacje o idei kampanii, osobach lub firmach realizujących daną kampanię, informacje o zasięgu oraz budżecie – na stronie książki możecie pobrać przykładowy fragment. Towarzyszą im materiały graficzne – jak pisze sama autorka, zebranie materiałów zdjęciowych i uzyskanie pozwoleń na ich publikację była to chyba największa część pracy nad książką. Z ciekawostek: kampania promocyjna polegała na zaangażowaniu najbardziej rozpoznawalnych postaci branży marketingowo-internetowej (np. Paweł Tkaczyk, Michał Górecki), które wypowiadały się o książce w mediach społecznościowych.
To, co jest jeszcze ciekawe, i o czym wspomina autorka, to ograniczenia związane z „niestandardami”. Przykłady kampanii nie są gotowymi schematami do naśladowania – mogą być one wykorzystane tylko raz; dlatego zresztą nie ma możliwości prowadzenia tutaj badań pilotażowych. Trudno je budżetować, bo wiele kosztów jest niełatwych do oszacowania. Trudno mierzyć ich efekty. Dodam, że jak do tej pory nie ma narzędzia, które umożliwiłoby łatwy pomiar wirusowości w mediach. Dla marketera (a zwłaszcza dla jego prezesa) trudne może być też to, że nie będzie on miał pełnej kontroli nad prowadzonymi działaniami ani też gwarancji, że działania reklamowe zakończą się sukcesem, często wobec niestandardów oczekuje się też zbudowania dużego zasięgu. „To możliwe, ale cel tego typu działań powinien być inny – budowanie zaangażowania, zwracanie uwagi i przypominanie marki o sobie”, pisze autorka.
Miałam tylko dwa maleńkie „ale”. Jedno dotyczyło tego, że bodajże dwa opisy kampanii były za bardzo skrótowe. Nie pamiętając samych kampanii, nie do końca wiedziałam, o co chodzi. Drugie dotyczyło formatu książki, który jest dość nieporęczny, co utrudniało lekturę w łóżku (a przez ostatnie dni chorowałam i nadrabiałam czytelnicze zaległości).
annamiotk.pl 2014-04-27
Zjadłem Marco Polo. Kirgistan, Tadżykistan, Afganistan, Chiny
"Dziś prawdziwych nomadów już nie ma": Zjadłem Marco Polo
O światach opisanych przez Krzysztofa Samborskiego nie wiemy wiele. Znajdą się nawet osoby, którym nazwy odwiedzanych państw czy regionów nic nie powiedzą. Jak sam autor – podróżujący motocyklista - nakreśla: "Przypisuję sobie spore zasługi w popularyzacji zmotoryzowanej turystyki w Pamirze i Kirgizji. Przed 10 laty był to kierunek zupełnie nieznany naszym rodakom, teraz co roku widzę tu polskie tablice rejestracyjne. Także wielu obcokrajowców podróżujących po tym regionie kojarzy mój nick." [1] Aby nie być gołosłownym, przedstawia czytelnikom Tadżykistan, Afganistan, Kirgistan i Chiny w taki sposób, by zasiać nutkę żalu, że jeszcze tych miejsc się nie odwiedziło.
Kraje wymienione w podtytule kuszą fanów literatury podróżniczej. Nie są one najczęściej opisywane. A przynajmniej mnie nie było dane często na książki o tych państwach trafić. Może jednak zastanawiać, dlaczego… pojawiają się tutaj Chiny? Skoro padają słowa: "Nie lubimy GPS-ów z wgranymi trackami, które prowadzą człowieka krok w krok po śladach poprzedników. Wolimy wytyczać własne ścieżki." [2], skąd pomysł na wjazd do kraju, który wśród podróżników jest bardziej popularny od niejednego azjatyckiego państwa? Otóż nie jest to dobre myślenie. Bowiem Sambor odwiedza regiony, które są trudno dostępne. Pozostaje wierny swojej maksymie i odkrywa przed czytelnikiem miejsca, o których mało kto wie. "Chiny nie kojarzą nam się z islamem, a Sinkiang jest muzułmański. Nieprzygotowani przybysze z Europy przyjeżdżają do Kaszgaru ze swoimi chińskimi stereotypami, wypatrując pagód, rowerów na ulicach, pól ryżowych i skośnookich ludzi w śmiesznych kapeluszach. Zamiast tego widzą meczety, samochody i elektryczne skutery, pola pszenicy i Ujgurów w dopach, czapkach bardzo podobnych do tych, które nosi się w Uzbekistanie." [3] Przyznaję, że i ja złapałam się na stereotypowym myśleniu. Tym milsze było moje zaskoczenie, gdy przewracałam kolejne strony.
Krzysztof Samborski to zapalony motocyklista. Od lat podróżuje po swych ulubionych regionach. "Zjadłem Marco Polo" nie jest wspomnieniem z jednej przebytej trasy. To zebrane historie - spisane tak, jak autor je zapamiętał. Mijający czas nie dodaje jednak obiektywizmu. Ale tym lepiej. Można łatwo zarazić się tą fascynacją.
"Wielu zapewne rozczarowało się, czytając tę książkę, bo liczyło, że będzie bardziej motocyklowa." [4] Autor jednak zapomniał, że nie tylko zapaleni motocykliści lubią czytać taką literaturę. Dzięki temu, że techniczna strona wyprawy jest minimalna, książka jest bardziej dostępna dla pozostałych czytelników. Zaglądając na strony tego tytułu, zostaniecie postawieni pomiędzy wieloma spotkaniami na szlaku. Spotkaniami bardzo sympatycznymi i tymi trudniejszymi, które są zwiastunem kłopotów. Ale nie tylko.
Dzięki Krzysztofowi Samborskiemu poznacie środowisko i przekonania mieszkańców Azji Centralnej. Wraz z nim i jego przyjaciółmi odwiedzicie miejsca, w których każdy przyjezdny budzi niemałą sensację. Ale także możecie oddać się przemyśleniom na temat współczesności i życia w różnych rejonach świata. "Pieniądze psują ludzi. Nasze polskie domy, otwarte kiedyś na przybyszów, coraz częściej zaczynają przypominać te z Europy Zachodniej. Gdy mam problem z motocyklem w Niemczech, nawet nie przyjdzie mi do głowy, by szukać pomocy u jakiegoś Bauera. W Kirgizji czy Tadżykistanie nie muszę się ani chwili zastanawiać, gdzie szukać wsparcia, bo ktoś oferujący gościnę, jedzenie i pomoc pojawia się zanim zdążę pomyśleć." [5]
Sambor próbuje uchwycić piękno mijanych krajobrazów i zastaną teraźniejszość w obiektywie aparatu. "Zdjęcia z północy Europy zapierają dech w piersiach, ale jestem pewien, że za 30 lat będzie można tam zrobić takie same fotografie. Za to Azja Centralna nie będzie już taka sama." [6] "Zjadłem Marco Polo" – jak każda publikacja Bezdroży z tej kategorii – to zbiór cudownych zdjęć. Zdumiewające - jedno słowo, które nie do końca wyrazi efekt zetknięcia z nimi. "Zdumiewające! Tylko tyle? A może aż tyle?" [7]
Ale to wszystko, to tylko preludium, bowiem autor – pisząc tę książkę – zebrał już spisane wcześniej informacje, by przedstawić te najsmakowitsze fragmenty. By porównać i zadumać się jeszcze bardziej. Zatem jest to książka dla tych, którzy cenią sobie taką zawartość. "Wieczorem zaglądam do wspomnień Grąbczewskiego." [8] A także do książek Kapuścińskiego czy Jadwigi Toeplitz-Mrozowskiej. I jednocześnie przedstawia przeszłe dzieje, które rozgrywały się na odwiedzanych terenach. Obrazuje jak wiele mieszkańcy przeszli, jak bardzo zagmatwane są ich losy, jak wielka różnorodność jest pomiędzy ludami zamieszkującymi terytorium tego samego państwa. Ukazuje jednocześnie, jak mocno te światy różnią się od dobrze nam znanych realiów. Ale kto tu jest wygranym, a kto przegranym? "Wprawdzie my mamy zegarki, ale to oni mają czas" [9]
Sambor wielokrotnie zastanawia się nad poczuciem szczęścia wśród mijanych ludzi. Są bardzo biedni. Żyją w środowisku, które nie jest dla nich przyjazne. Ale jednocześnie potrafią udzielić niejednej lekcji człowiekowi Zachodu. "W jurcie pojawiamy się ubłoceni, ale szczęśliwi. Gospodyni z uśmiechem pełnym złotych zębów zaprasza na posiłek. Zawsze dopytuje się, czy będę za rok. Widziałem, jak rosną jej dzieci, odwiedzałem ich ze swoją rodziną. Mógłbym nie być?" [10] Nie mając prawie nic, przyjmą przyjezdnego jak swego, dziwiąc się jednocześnie, jaka siła przywiała go w te zapomniane rejony. "Wielu ludzi w Azji Środkowej jest głęboko przekonanych, że turyści są opłacani z jakiegoś tajemniczego specjalnego funduszu, który dotuje wakacje w takich odległych krajach jak ich ojczyzna. Nie mogą zrozumieć, dlaczego człowiek woli przejechać pół świata, by zobaczyć, jak żyją, zamiast leżeć nad Morzem Czarnym." [11]
Krzysztof Samborski wraz z przyjaciółmi niejednokrotnie trafia na problemy. Pokazuje, że z niejednej opresji można wyjść cało. Czy też raczej nogą po drugiej strony granicy. "To Azja, nothing is easy, everything is possibile, nic nie jest łatwe, wszystko jest możliwe" [12] Całość spisana jest bardzo przystępnie. Ja jednak czułam potrzebę wydzielania sobie fragmentów tej książki. Jest ona naładowana historią, fragmentami innej twórczości i niejednokrotnie daje kopa do własnych przemyśleń. A to wszystko bardzo spowalnia czytanie. Mimo wszystko jest pozycją wartą uwagi. Nie jest po prostu zbiorem wspomnień i myśli pojawiających się u każdego z nas, gdy odwiedza się nowe, nieznane jeszcze rejony. To kompendium wiedzy na temat nie-do-końca-odkrytego. Kompendium, które jest w stanie przewartościować nasze myślenie. Kompendium, które każda osoba zafascynowana podróżami i odkrywaniem nowego powinna mieć na swojej prywatnej półce.
A skąd pomysł na tytuł? Tego już Wam nie powiem. Zajrzyjcie. Przeczytajcie. Przekonajcie się sami.
"Naprawdę niepotrzebne są duże pieniądze, by spełniać marzenia. Najpierw jednak trzeba je mieć, a na swej drodze wciąż spotykam ludzi bez marzeń." [13]
O światach opisanych przez Krzysztofa Samborskiego nie wiemy wiele. Znajdą się nawet osoby, którym nazwy odwiedzanych państw czy regionów nic nie powiedzą. Jak sam autor – podróżujący motocyklista - nakreśla: "Przypisuję sobie spore zasługi w popularyzacji zmotoryzowanej turystyki w Pamirze i Kirgizji. Przed 10 laty był to kierunek zupełnie nieznany naszym rodakom, teraz co roku widzę tu polskie tablice rejestracyjne. Także wielu obcokrajowców podróżujących po tym regionie kojarzy mój nick." [1] Aby nie być gołosłownym, przedstawia czytelnikom Tadżykistan, Afganistan, Kirgistan i Chiny w taki sposób, by zasiać nutkę żalu, że jeszcze tych miejsc się nie odwiedziło.
Kraje wymienione w podtytule kuszą fanów literatury podróżniczej. Nie są one najczęściej opisywane. A przynajmniej mnie nie było dane często na książki o tych państwach trafić. Może jednak zastanawiać, dlaczego… pojawiają się tutaj Chiny? Skoro padają słowa: "Nie lubimy GPS-ów z wgranymi trackami, które prowadzą człowieka krok w krok po śladach poprzedników. Wolimy wytyczać własne ścieżki." [2], skąd pomysł na wjazd do kraju, który wśród podróżników jest bardziej popularny od niejednego azjatyckiego państwa? Otóż nie jest to dobre myślenie. Bowiem Sambor odwiedza regiony, które są trudno dostępne. Pozostaje wierny swojej maksymie i odkrywa przed czytelnikiem miejsca, o których mało kto wie. "Chiny nie kojarzą nam się z islamem, a Sinkiang jest muzułmański. Nieprzygotowani przybysze z Europy przyjeżdżają do Kaszgaru ze swoimi chińskimi stereotypami, wypatrując pagód, rowerów na ulicach, pól ryżowych i skośnookich ludzi w śmiesznych kapeluszach. Zamiast tego widzą meczety, samochody i elektryczne skutery, pola pszenicy i Ujgurów w dopach, czapkach bardzo podobnych do tych, które nosi się w Uzbekistanie." [3] Przyznaję, że i ja złapałam się na stereotypowym myśleniu. Tym milsze było moje zaskoczenie, gdy przewracałam kolejne strony.
Krzysztof Samborski to zapalony motocyklista. Od lat podróżuje po swych ulubionych regionach. "Zjadłem Marco Polo" nie jest wspomnieniem z jednej przebytej trasy. To zebrane historie - spisane tak, jak autor je zapamiętał. Mijający czas nie dodaje jednak obiektywizmu. Ale tym lepiej. Można łatwo zarazić się tą fascynacją.
"Wielu zapewne rozczarowało się, czytając tę książkę, bo liczyło, że będzie bardziej motocyklowa." [4] Autor jednak zapomniał, że nie tylko zapaleni motocykliści lubią czytać taką literaturę. Dzięki temu, że techniczna strona wyprawy jest minimalna, książka jest bardziej dostępna dla pozostałych czytelników. Zaglądając na strony tego tytułu, zostaniecie postawieni pomiędzy wieloma spotkaniami na szlaku. Spotkaniami bardzo sympatycznymi i tymi trudniejszymi, które są zwiastunem kłopotów. Ale nie tylko.
Dzięki Krzysztofowi Samborskiemu poznacie środowisko i przekonania mieszkańców Azji Centralnej. Wraz z nim i jego przyjaciółmi odwiedzicie miejsca, w których każdy przyjezdny budzi niemałą sensację. Ale także możecie oddać się przemyśleniom na temat współczesności i życia w różnych rejonach świata. "Pieniądze psują ludzi. Nasze polskie domy, otwarte kiedyś na przybyszów, coraz częściej zaczynają przypominać te z Europy Zachodniej. Gdy mam problem z motocyklem w Niemczech, nawet nie przyjdzie mi do głowy, by szukać pomocy u jakiegoś Bauera. W Kirgizji czy Tadżykistanie nie muszę się ani chwili zastanawiać, gdzie szukać wsparcia, bo ktoś oferujący gościnę, jedzenie i pomoc pojawia się zanim zdążę pomyśleć." [5]
Sambor próbuje uchwycić piękno mijanych krajobrazów i zastaną teraźniejszość w obiektywie aparatu. "Zdjęcia z północy Europy zapierają dech w piersiach, ale jestem pewien, że za 30 lat będzie można tam zrobić takie same fotografie. Za to Azja Centralna nie będzie już taka sama." [6] "Zjadłem Marco Polo" – jak każda publikacja Bezdroży z tej kategorii – to zbiór cudownych zdjęć. Zdumiewające - jedno słowo, które nie do końca wyrazi efekt zetknięcia z nimi. "Zdumiewające! Tylko tyle? A może aż tyle?" [7]
Ale to wszystko, to tylko preludium, bowiem autor – pisząc tę książkę – zebrał już spisane wcześniej informacje, by przedstawić te najsmakowitsze fragmenty. By porównać i zadumać się jeszcze bardziej. Zatem jest to książka dla tych, którzy cenią sobie taką zawartość. "Wieczorem zaglądam do wspomnień Grąbczewskiego." [8] A także do książek Kapuścińskiego czy Jadwigi Toeplitz-Mrozowskiej. I jednocześnie przedstawia przeszłe dzieje, które rozgrywały się na odwiedzanych terenach. Obrazuje jak wiele mieszkańcy przeszli, jak bardzo zagmatwane są ich losy, jak wielka różnorodność jest pomiędzy ludami zamieszkującymi terytorium tego samego państwa. Ukazuje jednocześnie, jak mocno te światy różnią się od dobrze nam znanych realiów. Ale kto tu jest wygranym, a kto przegranym? "Wprawdzie my mamy zegarki, ale to oni mają czas" [9]
Sambor wielokrotnie zastanawia się nad poczuciem szczęścia wśród mijanych ludzi. Są bardzo biedni. Żyją w środowisku, które nie jest dla nich przyjazne. Ale jednocześnie potrafią udzielić niejednej lekcji człowiekowi Zachodu. "W jurcie pojawiamy się ubłoceni, ale szczęśliwi. Gospodyni z uśmiechem pełnym złotych zębów zaprasza na posiłek. Zawsze dopytuje się, czy będę za rok. Widziałem, jak rosną jej dzieci, odwiedzałem ich ze swoją rodziną. Mógłbym nie być?" [10] Nie mając prawie nic, przyjmą przyjezdnego jak swego, dziwiąc się jednocześnie, jaka siła przywiała go w te zapomniane rejony. "Wielu ludzi w Azji Środkowej jest głęboko przekonanych, że turyści są opłacani z jakiegoś tajemniczego specjalnego funduszu, który dotuje wakacje w takich odległych krajach jak ich ojczyzna. Nie mogą zrozumieć, dlaczego człowiek woli przejechać pół świata, by zobaczyć, jak żyją, zamiast leżeć nad Morzem Czarnym." [11]
Krzysztof Samborski wraz z przyjaciółmi niejednokrotnie trafia na problemy. Pokazuje, że z niejednej opresji można wyjść cało. Czy też raczej nogą po drugiej strony granicy. "To Azja, nothing is easy, everything is possibile, nic nie jest łatwe, wszystko jest możliwe" [12] Całość spisana jest bardzo przystępnie. Ja jednak czułam potrzebę wydzielania sobie fragmentów tej książki. Jest ona naładowana historią, fragmentami innej twórczości i niejednokrotnie daje kopa do własnych przemyśleń. A to wszystko bardzo spowalnia czytanie. Mimo wszystko jest pozycją wartą uwagi. Nie jest po prostu zbiorem wspomnień i myśli pojawiających się u każdego z nas, gdy odwiedza się nowe, nieznane jeszcze rejony. To kompendium wiedzy na temat nie-do-końca-odkrytego. Kompendium, które jest w stanie przewartościować nasze myślenie. Kompendium, które każda osoba zafascynowana podróżami i odkrywaniem nowego powinna mieć na swojej prywatnej półce.
A skąd pomysł na tytuł? Tego już Wam nie powiem. Zajrzyjcie. Przeczytajcie. Przekonajcie się sami.
"Naprawdę niepotrzebne są duże pieniądze, by spełniać marzenia. Najpierw jednak trzeba je mieć, a na swej drodze wciąż spotykam ludzi bez marzeń." [13]
swiatwslowachiobrazach.blogspot.com 2014-05-04
Na zdrowie! Jak osiągnąć harmonię ciała, ducha i umysłu
Czytając wiele publikacji książkowych czy prasowych na temat polecanych diet, można pogubić się w sprzecznych stwierdzeniach naukowców na temat zasad zdrowego odżywiania. Dlatego propozycja dr. Jana Pokrywki z pewnością przemówi do większości osób starających się pogodzić swoje kulinarne upodobania z dbałością o stan swojego organizmu.
Ten specjalista nie zabrania jedzenia smacznych, choć uznanych za niezbyt odpowiednie dla człowieka, potraw czy produktów. Znajduje jednak złoty środek między naszym apetytem i zdrowym rozsądkiem: zaleca jeść wszystko, byle z umiarem. Uznaje za dzienną normę kaloryczną przedział między 1500 a 1800 kcal, warunkując ją naszą budową ciała i trybem życia. Dieta dr. Pokrywki jest więc oparta na filozoficznych podstawach – ograniczenie potrzeb staje się w nich drogą do osiągnięcia stanu szczęścia, a co za tym idzie, także zdrowia.
Autor odwołuje się także do autorytetu dr. Juliana Aleksandrowicza, który widział człowieka jako całość, w której wszystkie elementy powinny właściwie współdziałać.
Jedynymi bardzo krytykowanymi w jego diecie są produktami: cukier, sól i biała mąka oraz ograniczenie spożycia mięsa. Ich eliminowanie z menu w połączeniu z codziennym ruchem, dostosowanym do naszego zdrowia i wieku, to klucz do sukcesu.
Organizm, któremu zostanie to zapewnione, będzie sam dążył do homeostazy – czyli stanu równowagi, który warunkuje nasze zdrowie. Ważne jest też dobranie odpowiednich pod względem energetycznym potraw – to z tej książki dowiadujemy się, które potrawy są rozgrzewające, które neutralne, a które wychładzające. Doktor tłumaczy, dlaczego picie wody mineralnej wcale nie jest tak korzystne dla naszego zdrowia, jak to głoszą reklamy, skąd się bierze najczęściej rak piersi u kobiet i jak sprawić, by nasze życie było pełniejsze i lepsze. W tym celu prowadzi rozmowy z coachem Filipem Żurakowskim, które bardzo urozmaicają jego wywód, wprowadzają element żywej dyskusji i uczą nas, jakie zmiany wprowadzić do naszej codzienności, by być szczęśliwszym.
Znajdujemy tu wiele wskazówek na temat zasad moralnych i wartości duchowych, z których nie warto rezygnować nawet w imię doraźnych celów.
Ważne jest, aby dbać zarówno o ciało, jak i o duszę, o relacje z przyjaciółmi, tryb życia zgodny z własnym zegarem biologicznym, właściwy sen i wypoczynek i dostarczanie organizmowi witaminy C, magnezu oraz ksylitolu. Zwłaszcza ten ostatni – zamiennik cukru, nieposiadający jednak jego negatywnych cech, jest istotnym składnikiem zdrowej diety.
To dzięki temu unikniemy szerzących się obecnie chorób cywilizacyjnych.
Autorzy to specjaliści w swoich dziedzinach: medycynie, tematyce długowieczności i zdrowego odżywiania, coachingu biznesu i rozwoju osobistego. Łączą swoją wiedzę i zainteresowania, by dać kompleksowy poradnik o tym, jak żyć zdrowo i szczęśliwie.
Podkreślają, jak ważne jest życie w harmonii ze sobą, swoimi potrzebami i zasadami. Ciało, dusza i umysł stanowią triadę składającą się na niepowtarzalną jednostkę, jaką jest każdy z nas.
Jak zyskać nową, lepszą jakość życia, czerpać radość z każdego dobrze przeżytego dnia, cieszyć się zdrowiem i szczupłą sylwetką przez długie lata? Zapraszam do lektury!
Ten specjalista nie zabrania jedzenia smacznych, choć uznanych za niezbyt odpowiednie dla człowieka, potraw czy produktów. Znajduje jednak złoty środek między naszym apetytem i zdrowym rozsądkiem: zaleca jeść wszystko, byle z umiarem. Uznaje za dzienną normę kaloryczną przedział między 1500 a 1800 kcal, warunkując ją naszą budową ciała i trybem życia. Dieta dr. Pokrywki jest więc oparta na filozoficznych podstawach – ograniczenie potrzeb staje się w nich drogą do osiągnięcia stanu szczęścia, a co za tym idzie, także zdrowia.
Autor odwołuje się także do autorytetu dr. Juliana Aleksandrowicza, który widział człowieka jako całość, w której wszystkie elementy powinny właściwie współdziałać.
Jedynymi bardzo krytykowanymi w jego diecie są produktami: cukier, sól i biała mąka oraz ograniczenie spożycia mięsa. Ich eliminowanie z menu w połączeniu z codziennym ruchem, dostosowanym do naszego zdrowia i wieku, to klucz do sukcesu.
Organizm, któremu zostanie to zapewnione, będzie sam dążył do homeostazy – czyli stanu równowagi, który warunkuje nasze zdrowie. Ważne jest też dobranie odpowiednich pod względem energetycznym potraw – to z tej książki dowiadujemy się, które potrawy są rozgrzewające, które neutralne, a które wychładzające. Doktor tłumaczy, dlaczego picie wody mineralnej wcale nie jest tak korzystne dla naszego zdrowia, jak to głoszą reklamy, skąd się bierze najczęściej rak piersi u kobiet i jak sprawić, by nasze życie było pełniejsze i lepsze. W tym celu prowadzi rozmowy z coachem Filipem Żurakowskim, które bardzo urozmaicają jego wywód, wprowadzają element żywej dyskusji i uczą nas, jakie zmiany wprowadzić do naszej codzienności, by być szczęśliwszym.
Znajdujemy tu wiele wskazówek na temat zasad moralnych i wartości duchowych, z których nie warto rezygnować nawet w imię doraźnych celów.
Ważne jest, aby dbać zarówno o ciało, jak i o duszę, o relacje z przyjaciółmi, tryb życia zgodny z własnym zegarem biologicznym, właściwy sen i wypoczynek i dostarczanie organizmowi witaminy C, magnezu oraz ksylitolu. Zwłaszcza ten ostatni – zamiennik cukru, nieposiadający jednak jego negatywnych cech, jest istotnym składnikiem zdrowej diety.
To dzięki temu unikniemy szerzących się obecnie chorób cywilizacyjnych.
Autorzy to specjaliści w swoich dziedzinach: medycynie, tematyce długowieczności i zdrowego odżywiania, coachingu biznesu i rozwoju osobistego. Łączą swoją wiedzę i zainteresowania, by dać kompleksowy poradnik o tym, jak żyć zdrowo i szczęśliwie.
Podkreślają, jak ważne jest życie w harmonii ze sobą, swoimi potrzebami i zasadami. Ciało, dusza i umysł stanowią triadę składającą się na niepowtarzalną jednostkę, jaką jest każdy z nas.
Jak zyskać nową, lepszą jakość życia, czerpać radość z każdego dobrze przeżytego dnia, cieszyć się zdrowiem i szczupłą sylwetką przez długie lata? Zapraszam do lektury!
urodaizdrowie.pl Joanna, 2014-05-03
Medytacja w życiu codziennym
„Zaprowadź ład w swoim życiu i swoim umyśle!”
To zdanie z książki Macieja, jest swego rodzaju zaproszeniem a może nawet rodzajem komendy do tego, by właśnie zaprowadzić ład, zrobić porządek. Wielu mówi, że medytacja może w tym pomóc. Na pewno jest jednym z ciekawszych narzędzi.
Cieszy fakt, że o medytacji pisze człowiek z Polski. Książka Macieja to prawie 150 stron konkretnej wiedzy popartej praktyką.
Znajdziemy w niej następujące tematy:
-Po co medytować i czym jest medytacja
-Sufizm uniwersalny i Hazrat Inayat Khan
-Psychologia sufizmu i trzy ścieżki
-Dżelal, dżemal i kemal — siła, łagodność i harmonia
-Relacja nauczyciel–uczeń i ścieżka inicjacji
-Równowaga między życiem wewnętrznym i zewnętrznym
-Szkoła ezoteryczna i jej praktyki
-„Universal worship” — religijność bez dogmatów
-Medytacja uzdrawiająca i ziraat
-Braterstwo i siostrzeństwo
-Praca z ciałem i pranajama — ćwiczenia
-Modlitwy
-Ćwiczenia przygotowujące do medytacji
-Dziesięć myśli Inayata Khana i przypowieści sufickie
Jak czytamy na stronie Wydawnictwa:
„Maciej Wielobób od dwudziestu lat praktykuje medytację i podąża ścieżką sufizmu uniwersalnego.”
Zdecydowanie łatwiej poleca się publikację kogoś, kogo zna się od lat i obserwuje jego rozwój, śledzi kolejne projekty i czyta wypowiedzi osób, które pracują z Maćkiem.
Moja przygoda z medytacją zaczęła się jakieś 20 lat temu od prostych sesji relaksu, leżąc na łóżku lub podłodze słuchając spokojnej muzyki, a może nawet jeszcze wcześniej, choć do końca nie zdawałem sobie sprawy, że forma relaksacji mogła być już wprowadzeniem w praktykę medytacyjną. Na dalszych etapach łączyłem ją z modlitwą, mantrą, wizualizacją, oddechem czy kadzidłem czy olejkiem zapachowym. Na bardziej zaawansowanych poziomach zaczynamy świadomą pracę z energiami. Zaczyna się stan przebywania w ciągłym stanie medytacji nie tracąc jednocześnie z uwagi czynności, które wykonujemy.
Świetne rezultaty są podczas medytacji na świeżym powietrzu lub typowych ośrodkach medytacyjnych jak np. ten, w którym miałem okazję być i spędzić troszkę czasu na praktyce medytacyjnej. Jednym z ciekawszych doświadczeń medytacyjnych było spotkanie z Ole Lamą i Karmapą XVII Trinlej Taje Dordże w Sali Kongresowej w Warszawie w 2001 roku.
Myślę, że książkę można polecić osobom, które już troszkę miały do czynienia z medytacją i posiadają już jakieś wprowadzenie w temat. Osobom, które nigdy nie miały do czyniania z medytacją możemy polecić rozpoczęcie praktyki od prostych metod relaksu.
To zdanie z książki Macieja, jest swego rodzaju zaproszeniem a może nawet rodzajem komendy do tego, by właśnie zaprowadzić ład, zrobić porządek. Wielu mówi, że medytacja może w tym pomóc. Na pewno jest jednym z ciekawszych narzędzi.
Cieszy fakt, że o medytacji pisze człowiek z Polski. Książka Macieja to prawie 150 stron konkretnej wiedzy popartej praktyką.
Znajdziemy w niej następujące tematy:
-Po co medytować i czym jest medytacja
-Sufizm uniwersalny i Hazrat Inayat Khan
-Psychologia sufizmu i trzy ścieżki
-Dżelal, dżemal i kemal — siła, łagodność i harmonia
-Relacja nauczyciel–uczeń i ścieżka inicjacji
-Równowaga między życiem wewnętrznym i zewnętrznym
-Szkoła ezoteryczna i jej praktyki
-„Universal worship” — religijność bez dogmatów
-Medytacja uzdrawiająca i ziraat
-Braterstwo i siostrzeństwo
-Praca z ciałem i pranajama — ćwiczenia
-Modlitwy
-Ćwiczenia przygotowujące do medytacji
-Dziesięć myśli Inayata Khana i przypowieści sufickie
Jak czytamy na stronie Wydawnictwa:
„Maciej Wielobób od dwudziestu lat praktykuje medytację i podąża ścieżką sufizmu uniwersalnego.”
Zdecydowanie łatwiej poleca się publikację kogoś, kogo zna się od lat i obserwuje jego rozwój, śledzi kolejne projekty i czyta wypowiedzi osób, które pracują z Maćkiem.
Moja przygoda z medytacją zaczęła się jakieś 20 lat temu od prostych sesji relaksu, leżąc na łóżku lub podłodze słuchając spokojnej muzyki, a może nawet jeszcze wcześniej, choć do końca nie zdawałem sobie sprawy, że forma relaksacji mogła być już wprowadzeniem w praktykę medytacyjną. Na dalszych etapach łączyłem ją z modlitwą, mantrą, wizualizacją, oddechem czy kadzidłem czy olejkiem zapachowym. Na bardziej zaawansowanych poziomach zaczynamy świadomą pracę z energiami. Zaczyna się stan przebywania w ciągłym stanie medytacji nie tracąc jednocześnie z uwagi czynności, które wykonujemy.
Świetne rezultaty są podczas medytacji na świeżym powietrzu lub typowych ośrodkach medytacyjnych jak np. ten, w którym miałem okazję być i spędzić troszkę czasu na praktyce medytacyjnej. Jednym z ciekawszych doświadczeń medytacyjnych było spotkanie z Ole Lamą i Karmapą XVII Trinlej Taje Dordże w Sali Kongresowej w Warszawie w 2001 roku.
Myślę, że książkę można polecić osobom, które już troszkę miały do czynienia z medytacją i posiadają już jakieś wprowadzenie w temat. Osobom, które nigdy nie miały do czyniania z medytacją możemy polecić rozpoczęcie praktyki od prostych metod relaksu.
mariuszbober.wordpress.com 2014-04-30
Rework
Jedna z podstawowych zasad ekonomicznych mówi: „przy posiadanych minimalnych środkach – osiągnąć zamierzony efekt". Można także wspomnieć o drugiej kardynalnej zasadzie: dysponując określonymi środkami – tak działać w sferze ekonomicznej łączącej się z efektywną organizacją i zarządzaniem, aby uzyskać w swym biznesowym przedsięwzięciu maksymalny wynik. Te dwie zasady (minimum/maksimum) są komplementarne, uzupełniają się, idzie tylko czy w „rozkręcenie” firmy zaangażujemy kierując się ostrożnością i swego rodzaju zachowawczością, środki minimalne, czy też „ idąc na całość” zaangażujemy w naszą przygodę w bycie właścicielem określonego rodzaju biznesu wszystkie posiadane przez nas aktywa, zasoby finansowe, środki trwale, transport etc. Nikt za nas nie podejmie takiej decyzji. Tylko my możemy to uczynić, ale także nikt poza nami nie będzie odpowiedzialny za wybór. Te prawdy ekonomiczne pamiętam jeszcze ze studiów i znakomicie korespondują one ze stylem i poetyką przekazywanych przez Jasona Frieda i Davida Heinemeiera Janssona, autorów bestsellerowej książki Rework rad dla osób pragnących stworzyć własne firmy, obojętne czy są nimi rasowi przedsiębiorcy, ludzie pragnący uciec „ na swoje od etatowej pracy”, albo nie mogący już znieść swej upokarzającej sytuacji bezrobotni, a także niedoceniani przez zwierzchników aktywni, zdolni, ambitni, a przez to dla decydentów – niepotrzebni i namolni. Pozostaje pytanie, na które wiele osób nie znajduje odpowiedzi: ” kiedy i jak określić moment najlepszy na założenie własnej i upragnionej np. fabryczki, bądź firmy, która przynosić będzie solidne dochody. Autorzy książki odpowiadają krótko:” właściwego momentu na „rozkręcenie” biznesu nie ma. Po prostu trzeba się wziąć do realizacji planów bez względu na mnożące się w wyobraźni potencjalnego przedsiębiorcy przeszkody. Książka Rework jest znakomitym, niezwykle oryginalnym i przekazującym twórcze rady poradnikiem dla osób chcących stworzyć własne firmy. Nie ma potrzeby podawania w recenzji szczegółów. Warto na początek podać zainteresowanym, że według autorów „podręcznika”: „ pracoholizm, w naszej kulturze wynoszony na piedestał jest nie tylko nie potrzebny, ale również głupi”. Warto także pamiętać o higienie życia i przykładowo dbać o to, aby się dobrze wyspać. Resztę podanych w sposób szczegółowy,inteligentny, krótki, ciekawy i nowatorski rad, kandydaci na biznesmenów powinni przeczytać i przeanalizować sami, bo to doprawdy ogromna przyjemność. Polecam tę książkę uznając zawarte w niej prawdy rewolucyjnie interesujące i zgodne z …kodeksem twórczej pracy.
Interia360.pl Lech Galicki, 2014-05-05
Rework
Jedna z podstawowych zasad ekonomicznych mówi: „przy posiadanych minimalnych środkach – osiągnąć zamierzony efekt". Można także wspomnieć o drugiej kardynalnej zasadzie: dysponując określonymi środkami – tak działać w sferze ekonomicznej łączącej się z efektywną organizacją i zarządzaniem, aby uzyskać w swym biznesowym przedsięwzięciu maksymalny wynik. Te dwie zasady (minimum/maksimum) są komplementarne, uzupełniają się, idzie tylko czy w „rozkręcenie” firmy zaangażujemy kierując się ostrożnością i swego rodzaju zachowawczością, środki minimalne, czy też „ idąc na całość” zaangażujemy w naszą przygodę w bycie właścicielem określonego rodzaju biznesu wszystkie posiadane przez nas aktywa, zasoby finansowe, środki trwale, transport etc. Nikt za nas nie podejmie takiej decyzji. Tylko my możemy to uczynić, ale także nikt poza nami nie będzie odpowiedzialny za wybór. Te prawdy ekonomiczne pamiętam jeszcze ze studiów i znakomicie korespondują one ze stylem i poetyką przekazywanych przez Jasona Frieda i Davida Heinemeiera Janssona, autorów bestsellerowej książki Rework rad dla osób pragnących stworzyć własne firmy, obojętne czy są nimi rasowi przedsiębiorcy, ludzie pragnący uciec „ na swoje od etatowej pracy”, albo nie mogący już znieść swej upokarzającej sytuacji bezrobotni, a także niedoceniani przez zwierzchników aktywni, zdolni, ambitni, a przez to dla decydentów – niepotrzebni i namolni. Pozostaje pytanie, na które wiele osób nie znajduje odpowiedzi: ” kiedy i jak określić moment najlepszy na założenie własnej i upragnionej np. fabryczki, bądź firmy, która przynosić będzie solidne dochody. Autorzy książki odpowiadają krótko:” właściwego momentu na „rozkręcenie” biznesu nie ma. Po prostu trzeba się wziąć do realizacji planów bez względu na mnożące się w wyobraźni potencjalnego przedsiębiorcy przeszkody. Książka Rework jest znakomitym, niezwykle oryginalnym i przekazującym twórcze rady poradnikiem dla osób chcących stworzyć własne firmy. Nie ma potrzeby podawania w recenzji szczegółów. Warto na początek podać zainteresowanym, że według autorów „podręcznika”: „ pracoholizm, w naszej kulturze wynoszony na piedestał jest nie tylko nie potrzebny, ale również głupi”. Warto także pamiętać o higienie życia i przykładowo dbać o to, aby się dobrze wyspać. Resztę podanych w sposób szczegółowy,inteligentny, krótki, ciekawy i nowatorski rad, kandydaci na biznesmenów powinni przeczytać i przeanalizować sami, bo to doprawdy ogromna przyjemność. Polecam tę książkę uznając zawarte w niej prawdy rewolucyjnie interesujące i zgodne z …kodeksem twórczej pracy.
Interia360.pl Lech Galicki, 2014-05-05