Recenzje
Czarnogóra. Fiord na Adriatyku. Wydanie 6
To najsłynniejsze czarnogórskie wino - wytrawne, lepkie i czarne. Warto posiedzieć przy jego szklaneczce, by ocenić, jak w ostatnim czasie zmieniła się Czarnogóra. Pomoże w tej refleksji najnowszy przewodnik Bezdroży, a właściwie jego szóste już wydanie. Pisaliśmy przed laty w tym miejscu, gdy ukazał się po raz pierwszy, polskiego autorstwa i samodzielny. Dotąd znaliśmy przewodniki opisujące całą Jugosławię naraz. Dziś mamy do dyspozycji kompetentne i wyczerpujące niemal źródło wiedzy o tym niewielkim kraju, bajecznie położonym między niebem, górami i morzem.
Czarnogóra, dostępna dla Polaków za okazaniem dowodu osobistego i tańsza niż sąsiednia Chorwacja, ściąga tłumy turystów i inwestorów, głównie rosyjskich, którzy w tym prawosławnym kraju znaleźli przystań przyjazną, nieobcą, od dawna zaprzyjaźnioną, i kupują tu na potęgę mieszkania, wakacyjne apartamenty, otwierają biznesy. Jest też sporo Polaków, wyraźnie napawających się śródziemnomorskim klimatem, kuchnią i dziedzictwem kulturowym. Dziś, przy rozwijającej się infrastrukturze turystycznej, można bowiem cieszyć się rejsem po fiordzie kotorskim, bawić się w knajpach Budvy, leniwie włóczyć się w ciasnych uliczkach Perastu, kontemplować panoramę gór Lovćen z Jezerskiego Vrhu albo chłonąć ciszę w cieniu szkoderskich monasterów. Autorzy przewodnika zachęcają nadto do szukania wrażeń: raftingu na rzece Tara, spędzenia nocy w konaku w skalnym mona-sterze Ostróg albo żwawego wejścia schodami na szczyt góry nad Koto-rem. I zejścia nimi.
Po Czarnogórze podróżuje się łatwo, jest bezpiecznie, płaci się w euro, a miejscowi, życzliwi i gościnni, są świadomi, że turysta jest dla ich kieszeni bezcenny, zaś najbardziej ten, który wróci. I wracają, widząc marinę w Budvie, zatłoczone parkingi pełne międzynarodowych autokarów i co rusz lądujące na nadmorskim lotnisku w Tivacie czartery z każdego zakątka Europy.
Czarnogóra, dostępna dla Polaków za okazaniem dowodu osobistego i tańsza niż sąsiednia Chorwacja, ściąga tłumy turystów i inwestorów, głównie rosyjskich, którzy w tym prawosławnym kraju znaleźli przystań przyjazną, nieobcą, od dawna zaprzyjaźnioną, i kupują tu na potęgę mieszkania, wakacyjne apartamenty, otwierają biznesy. Jest też sporo Polaków, wyraźnie napawających się śródziemnomorskim klimatem, kuchnią i dziedzictwem kulturowym. Dziś, przy rozwijającej się infrastrukturze turystycznej, można bowiem cieszyć się rejsem po fiordzie kotorskim, bawić się w knajpach Budvy, leniwie włóczyć się w ciasnych uliczkach Perastu, kontemplować panoramę gór Lovćen z Jezerskiego Vrhu albo chłonąć ciszę w cieniu szkoderskich monasterów. Autorzy przewodnika zachęcają nadto do szukania wrażeń: raftingu na rzece Tara, spędzenia nocy w konaku w skalnym mona-sterze Ostróg albo żwawego wejścia schodami na szczyt góry nad Koto-rem. I zejścia nimi.
Po Czarnogórze podróżuje się łatwo, jest bezpiecznie, płaci się w euro, a miejscowi, życzliwi i gościnni, są świadomi, że turysta jest dla ich kieszeni bezcenny, zaś najbardziej ten, który wróci. I wracają, widząc marinę w Budvie, zatłoczone parkingi pełne międzynarodowych autokarów i co rusz lądujące na nadmorskim lotnisku w Tivacie czartery z każdego zakątka Europy.
Tygodnik Angora Ł.Azik, 2014-07-27
Cypherpunks. Wolność i przyszłość internetu
NIE MA RATUNKU?
Czy zatem jesteśmy zgubieni i nie ma dla nas żadnego ratunku? Nie, wszyscy czterej panowie są zgodni, że można jeszcze uratować nasz świat przed orwellowską przyszłością. Należy tylko edukować społeczeństwo i uświadamiać je w kwestiach zabezpieczeń. Przykład masowych protestów przeciwko ACTA i amerykańskim SOPA / PIPA pokazał, że ludziom też zależy na wolności w Internecie – wystarczy tylko odpowiednio nagłośnić problem. Assange porównuje sytuację do obsesyjnego mycia rąk, które weszło ludziom w nawyk, gdy postraszyło się ich niewidzialnymi stworami, przenoszącymi zarazki i żyjącymi na naszych dłoniach (w jego wypowiedziach pełno jest takich sugestywnych porównań). I chociażby ta książka świetnie się nadaje do takiego uświadamiania. Dość wspomnieć, że wzbogacono ją bardzo bogatymi przypisami, które – gdy kontekst tego wymaga – potrafią mieć i dwie strony. Wszystko po to, by w całej rozmowie mogli bez problemu odnaleźć się również ludzie, którzy nie śledzili afer związanych z WikiLeaks i nie są szczególnie obeznani w internetowej terminologii. Na pochwałę zasługuje też fakt, że choć w rozmowie biorą udział przedstawiciele tylko jednej strony barykady, sam Assange często przyjmuje rolę adwokata diabła i korzysta z argumentów stosowanych przez jego przeciwników.
W świetle coraz to nowych ustaw wzorowanych na wspomnianej ACTA czy afer w stylu ujawnionego niedawno projektu inwigilacji PRISM, książka Assange’a wzbudza jeszcze większy niepokój. Bo to potwierdza, że jego wypowiedzi nie są kolejną spiskową teorią dziejów na miarę Roswell czy chemtrails – niebezpieczeństwo jest całkiem realne. Oczywiście wcale w to wszystko nie wierzę i Wam też nie radzę. I wcale nie polecam zapoznawać się z tą książką. I zgadzam się, że Assange’a należy publicznie zlinczować.
Czy zatem jesteśmy zgubieni i nie ma dla nas żadnego ratunku? Nie, wszyscy czterej panowie są zgodni, że można jeszcze uratować nasz świat przed orwellowską przyszłością. Należy tylko edukować społeczeństwo i uświadamiać je w kwestiach zabezpieczeń. Przykład masowych protestów przeciwko ACTA i amerykańskim SOPA / PIPA pokazał, że ludziom też zależy na wolności w Internecie – wystarczy tylko odpowiednio nagłośnić problem. Assange porównuje sytuację do obsesyjnego mycia rąk, które weszło ludziom w nawyk, gdy postraszyło się ich niewidzialnymi stworami, przenoszącymi zarazki i żyjącymi na naszych dłoniach (w jego wypowiedziach pełno jest takich sugestywnych porównań). I chociażby ta książka świetnie się nadaje do takiego uświadamiania. Dość wspomnieć, że wzbogacono ją bardzo bogatymi przypisami, które – gdy kontekst tego wymaga – potrafią mieć i dwie strony. Wszystko po to, by w całej rozmowie mogli bez problemu odnaleźć się również ludzie, którzy nie śledzili afer związanych z WikiLeaks i nie są szczególnie obeznani w internetowej terminologii. Na pochwałę zasługuje też fakt, że choć w rozmowie biorą udział przedstawiciele tylko jednej strony barykady, sam Assange często przyjmuje rolę adwokata diabła i korzysta z argumentów stosowanych przez jego przeciwników.
W świetle coraz to nowych ustaw wzorowanych na wspomnianej ACTA czy afer w stylu ujawnionego niedawno projektu inwigilacji PRISM, książka Assange’a wzbudza jeszcze większy niepokój. Bo to potwierdza, że jego wypowiedzi nie są kolejną spiskową teorią dziejów na miarę Roswell czy chemtrails – niebezpieczeństwo jest całkiem realne. Oczywiście wcale w to wszystko nie wierzę i Wam też nie radzę. I wcale nie polecam zapoznawać się z tą książką. I zgadzam się, że Assange’a należy publicznie zlinczować.
Bookznami.pl Jakub Gańko, 2014-08-16
Serbia. Na skrzyżowaniu kultur. Wydanie 1
Serbia nie należy do państw popularnych wśród polskich turystów. Bez nadmorskich plaż, znanych kurortów narciarskich, tanich przelotów czarterowych, nie ma u nas szans na bardziej masowe odwiedziny.
Traktowana jest przede wszystkim jako kraj tranzytowy do Bułgarii i Grecji. Tak było zresztą zawsze. Nawet w latach 60-70 XX w., gdy urlop w Jugosławii bardziej „nobilitował" niż spędzony na Krymie czy czarnomorskim wybrzeżu Kaukazu – reszta Europy i świata była przecież dla nas wówczas w ogóle niedostępna. A jadąc do Jugosławii „wpadało się" na krótko do Belgradu i pędziło nad Adriatyk, głównie do Dalmacji. „Zaliczając" niekiedy to i owo po drodze oraz nie zastanawiając się, w której republice znajdujemy się.
Nie było przecież wewnętrznych granic, oba alfabety stosowane były praktycznie równolegle, a i różnice językowe, poza macedońskim, ale kto wówczas jeździł do Macedonii?, poza religijnymi, dla Polaka były przeważnie trudno zauważalne. Wystarczyła znajomość, a nawet tylko rozumienie kilkudziesięciu słów, aby bez problemów porozumiewać się w podstawowych sprawach z gościnnymi mieszkańcami. Mało kto zdawał sobie sprawę – i to niestety obserwujemy dotychczas, jak szalenie ciekawym krajem jest także – bo przecież trudno odmówić fantastycznych atrakcji również b. jugosłowiańskiej Chorwacji, Bośni i Hercegowinie, Czarnogórze, Słowenii czy nawet Macedonii – właśnie Serbia.
Osobiście stwierdziłem jak jest atrakcyjna „liznąwszy" ją trochę po raz pierwszy już w końcu lat 50-tych ub. wieku, a następnie pilotując w następnej dekadzie polskie grupy turystyczne. O późniejszych tam pobytach i przejazdach tranzytowych nie wspominając. Mnie więc autor wydanego właśnie przewodnika nie musi przekonywać do poznawania atrakcji tego kraju. Ważne aby zachęcił do tego innych. Pisząc we wstępie: „Choć Serbia leży w samym centrum Półwyspu Bałkańskiego, na pograniczu Bałkanów i Europu Środkowej, ciągle pozostaje krajem nie odkrytym. Większość turystów kojarzy ją z filmami Kusturicy, muzyką Bregovicia lub po prostu jako państwo tranzytowe, które mija się jadąc do Bułgarii, Grecji lub Czarnogóry...
...Serbia ma jednak o wiele więcej do zaoferowania, trzeba tylko wiedzieć jak szukać. Z taką właśnie myślą powstał niniejszy przewodnik, którego podtytuł brzmi Na skrzyżowaniu kultur. To położenie między Wschodem i Zachodem, na szlakach łączących Europę z Bliskim Wschodem, w miejscu przenikania się kultur i cywilizacji, wpłynęło na dzisiejszy kształt Serbii. Współczesna mozaika etniczna i religijna, kultura, muzyka, kuchnia, są wypadkową jej burzliwych dziejów. A ich materialne świadectwa znaleźć można w każdym zakątku kraju. Poza kulturą, w Serbii fascynuje przyroda – piękne rzeki z niesamowitymi kanionami, dzikie góry i niezmierzone niziny." I autor przybliża ten kraj oraz jego niezliczone atrakcje w najobszerniejszym z wydanych dotychczas – uwzględniając także poświęcone mu części w przednikach po Bałkanach – o nim przewodniku w języku polskim.
Niemal trzykrotnie obszerniejszym, niż część „Serbia", innego autora, w przewodniku „Bałkany" wydawanym w tej samej serii w ubiegłych latach. Napiszę od razu: przewodniku bardzo dobrym, jeżeli nie wręcz znakomitym. Napisanym kompetentnie, ciekawie, z niezliczoną masą faktów i przydatnych turyście informacji, ale także anegdot i ciekawostek. Zgodnie z układem przewodnika identycznego jak inne w tej udanej serii, czytelnik znajduje w nim w trzech rozdziałach wstępnych informacje ogólne o kraju (Zaproszenie do Serbii), Informacje praktyczne oraz Informacje krajoznawcze z charakterystyką geograficzno – przyrodniczą, historią, ludnością, religią, językiem, kultura i sztuką oraz kuchnią.
Następne zaś, w podziale na 5 regionów kraju części przewodnikowej, chyba wszystko co należy wiedzieć o ich zabytkach, przeszłości i współczesności oraz innych atrakcjach. Wcześniej zresztą, bo już w rozdziale wstępnym, autor proponuje poznanie przede wszystkim 14 największych atrakcji Serbii (a w następnych rozdziałach to samo w opisywanych regionach), 6 szlaków geograficznych oraz 5 tematycznych: Imperatorów rzymskich, Średniowiecznych monasterów (w tym w Kosowie), Zamków i twierdz, Wina oraz Rowerowego wzdłuż Dunaju. Ponadto Serbię dla turystów aktywnych: w siodle, pod żaglami, na rowerach, nartach, wędrówkach górskich, wyprawy do jaskiń, kajakowe oraz rafting i spływy.
Prezentacja poszczególnych regionów kraju i miejscowości przybliża ich historię, informacje o miejscach, które warto zobaczyć, a także ich opis z informacjami o dojeździe, poruszaniu się na miejscu, noclegach, wyżywieniu, rozrywkach kulturalnych itp. W przewodniku jest też kalendarium najważniejszych wydarzeń kulturalnych roku w Serbii w układzie miesięcznym, wykaz dni wolnych od pracy oraz kalendarium historyczne: od kultur mezolitycznych i neolitycznych po początek negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską w 2014 roku. Treść wzbogaca 30 kolorowych zdjęć na dwu wkładkach i kilka czarno – białych w tekście.
A także ponad 80 informacji w ramkach włamanych w tekst, prezentujących ważne postacie, miejsca, zabytki i wydarzenia. M.in.: „Bitwa na Kosowym Polu"; „Emir Kusturica"; „Trasa turystyczna „Podziemny Belgrad"; „Nikola Tesla" (autor przedstawia go jako urodzonego w serbskiej rodzinie na terenie Chorwacji, inne źródła określają go jako Chorwata i podobno sam się za niego uważał. Na temat narodowości tego wynalazcy jest spór między Serbami i Chorwatami, o czym w informacji nie ma ani słowa); „Belgradzkie targowiska"; „Kremańskie proroctwo"; „Legenda o zlatarskiej gryce"; „Monastery Doliny Królów", „Monastery Kosowa i Metohii", „Wołosi", „Wina negotińskiej krajiny"; „Legenda o powstaniu Diabelskiego Miasta".
W przewodniku na wewnętrznych stronach okładki znajdują się mapy Serbii. Wewnątrz sporo mapek i planów miast. Na końcu zaś mini rozmówki i mini słowniczek polsko – serbski oraz Indeks wybranych nazw geograficznych atrakcji turystycznych. Doskonała (przeważnie) „pomarańczowo-czarna" seria przewodników Bezdroży wzbogaciła się więc o kolejną świetną pozycję, którą polecam Czytelnikom z dużą przyjemnością.
Traktowana jest przede wszystkim jako kraj tranzytowy do Bułgarii i Grecji. Tak było zresztą zawsze. Nawet w latach 60-70 XX w., gdy urlop w Jugosławii bardziej „nobilitował" niż spędzony na Krymie czy czarnomorskim wybrzeżu Kaukazu – reszta Europy i świata była przecież dla nas wówczas w ogóle niedostępna. A jadąc do Jugosławii „wpadało się" na krótko do Belgradu i pędziło nad Adriatyk, głównie do Dalmacji. „Zaliczając" niekiedy to i owo po drodze oraz nie zastanawiając się, w której republice znajdujemy się.
Nie było przecież wewnętrznych granic, oba alfabety stosowane były praktycznie równolegle, a i różnice językowe, poza macedońskim, ale kto wówczas jeździł do Macedonii?, poza religijnymi, dla Polaka były przeważnie trudno zauważalne. Wystarczyła znajomość, a nawet tylko rozumienie kilkudziesięciu słów, aby bez problemów porozumiewać się w podstawowych sprawach z gościnnymi mieszkańcami. Mało kto zdawał sobie sprawę – i to niestety obserwujemy dotychczas, jak szalenie ciekawym krajem jest także – bo przecież trudno odmówić fantastycznych atrakcji również b. jugosłowiańskiej Chorwacji, Bośni i Hercegowinie, Czarnogórze, Słowenii czy nawet Macedonii – właśnie Serbia.
Osobiście stwierdziłem jak jest atrakcyjna „liznąwszy" ją trochę po raz pierwszy już w końcu lat 50-tych ub. wieku, a następnie pilotując w następnej dekadzie polskie grupy turystyczne. O późniejszych tam pobytach i przejazdach tranzytowych nie wspominając. Mnie więc autor wydanego właśnie przewodnika nie musi przekonywać do poznawania atrakcji tego kraju. Ważne aby zachęcił do tego innych. Pisząc we wstępie: „Choć Serbia leży w samym centrum Półwyspu Bałkańskiego, na pograniczu Bałkanów i Europu Środkowej, ciągle pozostaje krajem nie odkrytym. Większość turystów kojarzy ją z filmami Kusturicy, muzyką Bregovicia lub po prostu jako państwo tranzytowe, które mija się jadąc do Bułgarii, Grecji lub Czarnogóry...
...Serbia ma jednak o wiele więcej do zaoferowania, trzeba tylko wiedzieć jak szukać. Z taką właśnie myślą powstał niniejszy przewodnik, którego podtytuł brzmi Na skrzyżowaniu kultur. To położenie między Wschodem i Zachodem, na szlakach łączących Europę z Bliskim Wschodem, w miejscu przenikania się kultur i cywilizacji, wpłynęło na dzisiejszy kształt Serbii. Współczesna mozaika etniczna i religijna, kultura, muzyka, kuchnia, są wypadkową jej burzliwych dziejów. A ich materialne świadectwa znaleźć można w każdym zakątku kraju. Poza kulturą, w Serbii fascynuje przyroda – piękne rzeki z niesamowitymi kanionami, dzikie góry i niezmierzone niziny." I autor przybliża ten kraj oraz jego niezliczone atrakcje w najobszerniejszym z wydanych dotychczas – uwzględniając także poświęcone mu części w przednikach po Bałkanach – o nim przewodniku w języku polskim.
Niemal trzykrotnie obszerniejszym, niż część „Serbia", innego autora, w przewodniku „Bałkany" wydawanym w tej samej serii w ubiegłych latach. Napiszę od razu: przewodniku bardzo dobrym, jeżeli nie wręcz znakomitym. Napisanym kompetentnie, ciekawie, z niezliczoną masą faktów i przydatnych turyście informacji, ale także anegdot i ciekawostek. Zgodnie z układem przewodnika identycznego jak inne w tej udanej serii, czytelnik znajduje w nim w trzech rozdziałach wstępnych informacje ogólne o kraju (Zaproszenie do Serbii), Informacje praktyczne oraz Informacje krajoznawcze z charakterystyką geograficzno – przyrodniczą, historią, ludnością, religią, językiem, kultura i sztuką oraz kuchnią.
Następne zaś, w podziale na 5 regionów kraju części przewodnikowej, chyba wszystko co należy wiedzieć o ich zabytkach, przeszłości i współczesności oraz innych atrakcjach. Wcześniej zresztą, bo już w rozdziale wstępnym, autor proponuje poznanie przede wszystkim 14 największych atrakcji Serbii (a w następnych rozdziałach to samo w opisywanych regionach), 6 szlaków geograficznych oraz 5 tematycznych: Imperatorów rzymskich, Średniowiecznych monasterów (w tym w Kosowie), Zamków i twierdz, Wina oraz Rowerowego wzdłuż Dunaju. Ponadto Serbię dla turystów aktywnych: w siodle, pod żaglami, na rowerach, nartach, wędrówkach górskich, wyprawy do jaskiń, kajakowe oraz rafting i spływy.
Prezentacja poszczególnych regionów kraju i miejscowości przybliża ich historię, informacje o miejscach, które warto zobaczyć, a także ich opis z informacjami o dojeździe, poruszaniu się na miejscu, noclegach, wyżywieniu, rozrywkach kulturalnych itp. W przewodniku jest też kalendarium najważniejszych wydarzeń kulturalnych roku w Serbii w układzie miesięcznym, wykaz dni wolnych od pracy oraz kalendarium historyczne: od kultur mezolitycznych i neolitycznych po początek negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską w 2014 roku. Treść wzbogaca 30 kolorowych zdjęć na dwu wkładkach i kilka czarno – białych w tekście.
A także ponad 80 informacji w ramkach włamanych w tekst, prezentujących ważne postacie, miejsca, zabytki i wydarzenia. M.in.: „Bitwa na Kosowym Polu"; „Emir Kusturica"; „Trasa turystyczna „Podziemny Belgrad"; „Nikola Tesla" (autor przedstawia go jako urodzonego w serbskiej rodzinie na terenie Chorwacji, inne źródła określają go jako Chorwata i podobno sam się za niego uważał. Na temat narodowości tego wynalazcy jest spór między Serbami i Chorwatami, o czym w informacji nie ma ani słowa); „Belgradzkie targowiska"; „Kremańskie proroctwo"; „Legenda o zlatarskiej gryce"; „Monastery Doliny Królów", „Monastery Kosowa i Metohii", „Wołosi", „Wina negotińskiej krajiny"; „Legenda o powstaniu Diabelskiego Miasta".
W przewodniku na wewnętrznych stronach okładki znajdują się mapy Serbii. Wewnątrz sporo mapek i planów miast. Na końcu zaś mini rozmówki i mini słowniczek polsko – serbski oraz Indeks wybranych nazw geograficznych atrakcji turystycznych. Doskonała (przeważnie) „pomarańczowo-czarna" seria przewodników Bezdroży wzbogaciła się więc o kolejną świetną pozycję, którą polecam Czytelnikom z dużą przyjemnością.
kurier365.pl Cezary Rudziński, 2014-07-16
Budujące rozmowy. Szczęśliwy związek bez konfliktów
„Natura dała nam jeden język, a dwoje uszu, po to abyśmy słuchali dwa razy więcej, niż mówimy” – to chyba jedno z ważniejszych przesłań w tej książce.
Autorka książki, prawniczka, terapeutka par i mediatorka stawia w tej książce na: komunikację, narzędzia i wiedzę. Wierzy, że to podstawa udanego i szczęśliwego związku, a w większości przypadków skonfliktowanych par, nie jest wymagana terapia małżeńska, z czym nie do końca się zgadzam.
Z poradnika dowiemy się, jak stosować technikę skutecznej komunikacja czy asertywności w związku. Autorka przedstawia kilka pomysłów na użycie tzw. Komunikatu ‘JA’ (Ja Czuję …, Kiedy Ty …, Ponieważ… Chcę ….).
Ciekawe dla mnie było, że to jedna z nielicznych książek tego typu, w której autorka zwraca uwagę na siłę drobnych uprzejmości, o których zapominamy na co dzień w relacji z najbliższymi. Takie słowa jak: „dziękuję, proszę, dzień dobry” z łatwością przychodzą nam do obcych ludzi czy sąsiada, a jakże często zapominamy o nich w komunikacji z partnerem….A to już początek drogi od kochanków…. do współlokatorów.
Jeśli zgadzasz się, ze stwierdzeniem „możesz mieć rację, ale możesz też być szczęśliwy” przeczytaj tę książkę i dowiedz się, jak możesz poprawić jakość waszego związku. Nie sądzę by książka zadziałała jak dotyk czarodziejskiej różdżki, ale może być początkiem podróży w głąb poznawania siebie samego i siebie nawzajem.
Kochać i być kochanym to przecież pragnienie każdego z nas. Wierzę, że po przez wzajemny szacunek, zrozumienie, współczucie i przyjaźń jest to możliwe.
Autorka książki, prawniczka, terapeutka par i mediatorka stawia w tej książce na: komunikację, narzędzia i wiedzę. Wierzy, że to podstawa udanego i szczęśliwego związku, a w większości przypadków skonfliktowanych par, nie jest wymagana terapia małżeńska, z czym nie do końca się zgadzam.
Z poradnika dowiemy się, jak stosować technikę skutecznej komunikacja czy asertywności w związku. Autorka przedstawia kilka pomysłów na użycie tzw. Komunikatu ‘JA’ (Ja Czuję …, Kiedy Ty …, Ponieważ… Chcę ….).
Ciekawe dla mnie było, że to jedna z nielicznych książek tego typu, w której autorka zwraca uwagę na siłę drobnych uprzejmości, o których zapominamy na co dzień w relacji z najbliższymi. Takie słowa jak: „dziękuję, proszę, dzień dobry” z łatwością przychodzą nam do obcych ludzi czy sąsiada, a jakże często zapominamy o nich w komunikacji z partnerem….A to już początek drogi od kochanków…. do współlokatorów.
Jeśli zgadzasz się, ze stwierdzeniem „możesz mieć rację, ale możesz też być szczęśliwy” przeczytaj tę książkę i dowiedz się, jak możesz poprawić jakość waszego związku. Nie sądzę by książka zadziałała jak dotyk czarodziejskiej różdżki, ale może być początkiem podróży w głąb poznawania siebie samego i siebie nawzajem.
Kochać i być kochanym to przecież pragnienie każdego z nas. Wierzę, że po przez wzajemny szacunek, zrozumienie, współczucie i przyjaźń jest to możliwe.
wolowska.pl Marta Wołowska Ciaś
Książeczka minimalisty. Prosty przewodnik szczęśliwego człowieka
Jak żyć, mając mniej
Przyszedł taki czas w moim życiu, kiedy rozglądnęłam się wokół siebie i zakrzyknęłam: Skąd tu tyle rzeczy? No, może nie do końca tak to było, bo jednak doskonale wiem, skąd się wzięły te wszystkie książki, notatki, zeszyty, ubrania, buty i lakiery do paznokci. Szczególnie lakiery do paznokci. I przyszedł taki czas, kiedy te olbrzymie ilości klamotów zgromadzone na moich ośmiu metrach kwadratowych zaczęły mi zwyczajnie przeszkadzać. I nie było to spowodowane jedynie faktem, iż nie miałam jak wcisnąć trzech nowych tomów Śliwki na półkę, jeno przeżycie było bardziej duchowe. Jak to bywa w takich sytuacjach, Internet sam z siebie zawiódł mnie tak gdzie potrzeba: na strony, blogi, videoblogi i książki minimalistów. Tak, dobrze czytacie.
Z tego co widzę, minimalizm w ostatnim czasie staje się czymś niezwykle popularnym. To, co niedawno stanowiło oznakę ekscentryczności, staje się powoli stylem życia, służącym mieszkańcom państw z galopującą konsumpcją do walki z ów zjawiskiem. Bo po prawdzie, nie stać nas już na takie życie – w obrocie nie ma aż tyle pieniędzy, abyśmy wszyscy mogli kupić wszystko, na Ziemi nie ma tyle dóbr naturalnych, by je dalej produkować, ani miejsc na składowanie odpadów, klimat dycha ostatkiem sił a lasy nikną w oczach.
Po drugiej stronie obsesyjnego kupowania znajdziemy skrajny minimalizm – ludzi, którzy za cel postawili sobie życie z tylko setką przedmiotów lub mniej, dziesięcioelementowe garderoby, bojkot wszelkich kart płatniczych, weganizm, a nawet życie z jedną walizką i przenoszenie się stale z miejsca na miejsce. To jednak, co innych czyni szczęśliwymi, dla innych może być jednak zbyt daleko posunięte. Można być minimalistą i nie liczyć przedmiotów które się ma, jedynie być świadomym tego, co się ma i po co, i można powoli zmierzać do minimalizmu, nigdy do niego nie dochodząc (ale pozbywając się niepotrzebnych w domu przedmiotów, pomagając przy tym najuboższym z własnej dzielnicy i odkrywając jednocześnie, że jednak ma się dywan z pokoju gościnnym).
Jak już wiele razy powtarzałam, każde moje nowe zainteresowanie skutkuje poszukiwaniem książki na ten temat. Tym razem padło na malutką Książeczkę minimalisty Leo Babauty. To idealna lektura dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tym stylem życia, i którzy szukają inspiracji i praktycznych porad jak wcielić minimalizm w swoje życie. Babauta lekko i z humorem dzieli się swoimi doświadczeniami w tym zakresie. Dla mnie niektóre jego rozwiązania są zbyt daleko idące (nie wyobrażam sobie korzystać z komputera bez myszki), jednak szereg jego porad bardzo mi się przydało na mojej drodze do zmniejszenia… wszystkie wokół. Autor nie porusza z resztą tylko kwestii materialnych, ale i pisze na przykład o minimalistycznych finansach (co wcale nie musi oznaczać minimalnego budżetu, wprost przeciwnie) czy minimalistycznym jedzeniu (sami wiecie, ile jedzenia dziennie trafia do śmietników na całym świecie).
Ale przede wszystkim Książeczka minimalisty nastraja czytelnika pozytywnie do życia, w którym największe znaczenie mają rodzina, przyjaciele, zainteresowania, spokój, czyste powietrze i przestrzeń, w której łatwo zgromadzić myśli lub zrelaksować się. Bo nawet jeśli nie chcemy żyć z tylko setką przedmiotów, to i tak każdy z nas wyciśnie z tego stylu życia coś dla siebie.
Przyszedł taki czas w moim życiu, kiedy rozglądnęłam się wokół siebie i zakrzyknęłam: Skąd tu tyle rzeczy? No, może nie do końca tak to było, bo jednak doskonale wiem, skąd się wzięły te wszystkie książki, notatki, zeszyty, ubrania, buty i lakiery do paznokci. Szczególnie lakiery do paznokci. I przyszedł taki czas, kiedy te olbrzymie ilości klamotów zgromadzone na moich ośmiu metrach kwadratowych zaczęły mi zwyczajnie przeszkadzać. I nie było to spowodowane jedynie faktem, iż nie miałam jak wcisnąć trzech nowych tomów Śliwki na półkę, jeno przeżycie było bardziej duchowe. Jak to bywa w takich sytuacjach, Internet sam z siebie zawiódł mnie tak gdzie potrzeba: na strony, blogi, videoblogi i książki minimalistów. Tak, dobrze czytacie.
Z tego co widzę, minimalizm w ostatnim czasie staje się czymś niezwykle popularnym. To, co niedawno stanowiło oznakę ekscentryczności, staje się powoli stylem życia, służącym mieszkańcom państw z galopującą konsumpcją do walki z ów zjawiskiem. Bo po prawdzie, nie stać nas już na takie życie – w obrocie nie ma aż tyle pieniędzy, abyśmy wszyscy mogli kupić wszystko, na Ziemi nie ma tyle dóbr naturalnych, by je dalej produkować, ani miejsc na składowanie odpadów, klimat dycha ostatkiem sił a lasy nikną w oczach.
Po drugiej stronie obsesyjnego kupowania znajdziemy skrajny minimalizm – ludzi, którzy za cel postawili sobie życie z tylko setką przedmiotów lub mniej, dziesięcioelementowe garderoby, bojkot wszelkich kart płatniczych, weganizm, a nawet życie z jedną walizką i przenoszenie się stale z miejsca na miejsce. To jednak, co innych czyni szczęśliwymi, dla innych może być jednak zbyt daleko posunięte. Można być minimalistą i nie liczyć przedmiotów które się ma, jedynie być świadomym tego, co się ma i po co, i można powoli zmierzać do minimalizmu, nigdy do niego nie dochodząc (ale pozbywając się niepotrzebnych w domu przedmiotów, pomagając przy tym najuboższym z własnej dzielnicy i odkrywając jednocześnie, że jednak ma się dywan z pokoju gościnnym).
Jak już wiele razy powtarzałam, każde moje nowe zainteresowanie skutkuje poszukiwaniem książki na ten temat. Tym razem padło na malutką Książeczkę minimalisty Leo Babauty. To idealna lektura dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tym stylem życia, i którzy szukają inspiracji i praktycznych porad jak wcielić minimalizm w swoje życie. Babauta lekko i z humorem dzieli się swoimi doświadczeniami w tym zakresie. Dla mnie niektóre jego rozwiązania są zbyt daleko idące (nie wyobrażam sobie korzystać z komputera bez myszki), jednak szereg jego porad bardzo mi się przydało na mojej drodze do zmniejszenia… wszystkie wokół. Autor nie porusza z resztą tylko kwestii materialnych, ale i pisze na przykład o minimalistycznych finansach (co wcale nie musi oznaczać minimalnego budżetu, wprost przeciwnie) czy minimalistycznym jedzeniu (sami wiecie, ile jedzenia dziennie trafia do śmietników na całym świecie).
Ale przede wszystkim Książeczka minimalisty nastraja czytelnika pozytywnie do życia, w którym największe znaczenie mają rodzina, przyjaciele, zainteresowania, spokój, czyste powietrze i przestrzeń, w której łatwo zgromadzić myśli lub zrelaksować się. Bo nawet jeśli nie chcemy żyć z tylko setką przedmiotów, to i tak każdy z nas wyciśnie z tego stylu życia coś dla siebie.
krakowskieczytanie.blogspot.com Viv, 2014-07-14
Książeczka minimalisty. Prosty przewodnik szczęśliwego człowieka
Jak żyć, mając mniej
Przyszedł taki czas w moim życiu, kiedy rozglądnęłam się wokół siebie i zakrzyknęłam: Skąd tu tyle rzeczy? No, może nie do końca tak to było, bo jednak doskonale wiem, skąd się wzięły te wszystkie książki, notatki, zeszyty, ubrania, buty i lakiery do paznokci. Szczególnie lakiery do paznokci. I przyszedł taki czas, kiedy te olbrzymie ilości klamotów zgromadzone na moich ośmiu metrach kwadratowych zaczęły mi zwyczajnie przeszkadzać. I nie było to spowodowane jedynie faktem, iż nie miałam jak wcisnąć trzech nowych tomów Śliwki na półkę, jeno przeżycie było bardziej duchowe. Jak to bywa w takich sytuacjach, Internet sam z siebie zawiódł mnie tak gdzie potrzeba: na strony, blogi, videoblogi i książki minimalistów. Tak, dobrze czytacie.
Z tego co widzę, minimalizm w ostatnim czasie staje się czymś niezwykle popularnym. To, co niedawno stanowiło oznakę ekscentryczności, staje się powoli stylem życia, służącym mieszkańcom państw z galopującą konsumpcją do walki z ów zjawiskiem. Bo po prawdzie, nie stać nas już na takie życie – w obrocie nie ma aż tyle pieniędzy, abyśmy wszyscy mogli kupić wszystko, na Ziemi nie ma tyle dóbr naturalnych, by je dalej produkować, ani miejsc na składowanie odpadów, klimat dycha ostatkiem sił a lasy nikną w oczach.
Po drugiej stronie obsesyjnego kupowania znajdziemy skrajny minimalizm – ludzi, którzy za cel postawili sobie życie z tylko setką przedmiotów lub mniej, dziesięcioelementowe garderoby, bojkot wszelkich kart płatniczych, weganizm, a nawet życie z jedną walizką i przenoszenie się stale z miejsca na miejsce. To jednak, co innych czyni szczęśliwymi, dla innych może być jednak zbyt daleko posunięte. Można być minimalistą i nie liczyć przedmiotów które się ma, jedynie być świadomym tego, co się ma i po co, i można powoli zmierzać do minimalizmu, nigdy do niego nie dochodząc (ale pozbywając się niepotrzebnych w domu przedmiotów, pomagając przy tym najuboższym z własnej dzielnicy i odkrywając jednocześnie, że jednak ma się dywan z pokoju gościnnym).
Jak już wiele razy powtarzałam, każde moje nowe zainteresowanie skutkuje poszukiwaniem książki na ten temat. Tym razem padło na malutką Książeczkę minimalisty Leo Babauty. To idealna lektura dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tym stylem życia, i którzy szukają inspiracji i praktycznych porad jak wcielić minimalizm w swoje życie. Babauta lekko i z humorem dzieli się swoimi doświadczeniami w tym zakresie. Dla mnie niektóre jego rozwiązania są zbyt daleko idące (nie wyobrażam sobie korzystać z komputera bez myszki), jednak szereg jego porad bardzo mi się przydało na mojej drodze do zmniejszenia… wszystkie wokół. Autor nie porusza z resztą tylko kwestii materialnych, ale i pisze na przykład o minimalistycznych finansach (co wcale nie musi oznaczać minimalnego budżetu, wprost przeciwnie) czy minimalistycznym jedzeniu (sami wiecie, ile jedzenia dziennie trafia do śmietników na całym świecie).
Ale przede wszystkim Książeczka minimalisty nastraja czytelnika pozytywnie do życia, w którym największe znaczenie mają rodzina, przyjaciele, zainteresowania, spokój, czyste powietrze i przestrzeń, w której łatwo zgromadzić myśli lub zrelaksować się. Bo nawet jeśli nie chcemy żyć z tylko setką przedmiotów, to i tak każdy z nas wyciśnie z tego stylu życia coś dla siebie.
Przyszedł taki czas w moim życiu, kiedy rozglądnęłam się wokół siebie i zakrzyknęłam: Skąd tu tyle rzeczy? No, może nie do końca tak to było, bo jednak doskonale wiem, skąd się wzięły te wszystkie książki, notatki, zeszyty, ubrania, buty i lakiery do paznokci. Szczególnie lakiery do paznokci. I przyszedł taki czas, kiedy te olbrzymie ilości klamotów zgromadzone na moich ośmiu metrach kwadratowych zaczęły mi zwyczajnie przeszkadzać. I nie było to spowodowane jedynie faktem, iż nie miałam jak wcisnąć trzech nowych tomów Śliwki na półkę, jeno przeżycie było bardziej duchowe. Jak to bywa w takich sytuacjach, Internet sam z siebie zawiódł mnie tak gdzie potrzeba: na strony, blogi, videoblogi i książki minimalistów. Tak, dobrze czytacie.
Z tego co widzę, minimalizm w ostatnim czasie staje się czymś niezwykle popularnym. To, co niedawno stanowiło oznakę ekscentryczności, staje się powoli stylem życia, służącym mieszkańcom państw z galopującą konsumpcją do walki z ów zjawiskiem. Bo po prawdzie, nie stać nas już na takie życie – w obrocie nie ma aż tyle pieniędzy, abyśmy wszyscy mogli kupić wszystko, na Ziemi nie ma tyle dóbr naturalnych, by je dalej produkować, ani miejsc na składowanie odpadów, klimat dycha ostatkiem sił a lasy nikną w oczach.
Po drugiej stronie obsesyjnego kupowania znajdziemy skrajny minimalizm – ludzi, którzy za cel postawili sobie życie z tylko setką przedmiotów lub mniej, dziesięcioelementowe garderoby, bojkot wszelkich kart płatniczych, weganizm, a nawet życie z jedną walizką i przenoszenie się stale z miejsca na miejsce. To jednak, co innych czyni szczęśliwymi, dla innych może być jednak zbyt daleko posunięte. Można być minimalistą i nie liczyć przedmiotów które się ma, jedynie być świadomym tego, co się ma i po co, i można powoli zmierzać do minimalizmu, nigdy do niego nie dochodząc (ale pozbywając się niepotrzebnych w domu przedmiotów, pomagając przy tym najuboższym z własnej dzielnicy i odkrywając jednocześnie, że jednak ma się dywan z pokoju gościnnym).
Jak już wiele razy powtarzałam, każde moje nowe zainteresowanie skutkuje poszukiwaniem książki na ten temat. Tym razem padło na malutką Książeczkę minimalisty Leo Babauty. To idealna lektura dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tym stylem życia, i którzy szukają inspiracji i praktycznych porad jak wcielić minimalizm w swoje życie. Babauta lekko i z humorem dzieli się swoimi doświadczeniami w tym zakresie. Dla mnie niektóre jego rozwiązania są zbyt daleko idące (nie wyobrażam sobie korzystać z komputera bez myszki), jednak szereg jego porad bardzo mi się przydało na mojej drodze do zmniejszenia… wszystkie wokół. Autor nie porusza z resztą tylko kwestii materialnych, ale i pisze na przykład o minimalistycznych finansach (co wcale nie musi oznaczać minimalnego budżetu, wprost przeciwnie) czy minimalistycznym jedzeniu (sami wiecie, ile jedzenia dziennie trafia do śmietników na całym świecie).
Ale przede wszystkim Książeczka minimalisty nastraja czytelnika pozytywnie do życia, w którym największe znaczenie mają rodzina, przyjaciele, zainteresowania, spokój, czyste powietrze i przestrzeń, w której łatwo zgromadzić myśli lub zrelaksować się. Bo nawet jeśli nie chcemy żyć z tylko setką przedmiotów, to i tak każdy z nas wyciśnie z tego stylu życia coś dla siebie.
krakowskieczytanie.blogspot.com Viv, 2014-07-14