ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Lady Australia

Zacznę swoją recenzję od tego, że Australia zarówno dla mnie jak i przeciętnego polaka jest miejscem na końcu świata, które rzadziej pod względem inspiracji odwiedzam wirtualnie czy na zdjęciach. Marek Tomalik odkrywa na nowo dla czytelnika to miejsce, wzbudza proces uruchomienia wyobraźni i zachwyca pięknem jej natury.

Lady Australia porównywana jest od samego wstępu do kobiety. Ba! to jest 100 % kobieta według Marka i już według mnie również. Opisane rejony “dziewicze” i zdobywanie jej, smakowanie kilometr po kilometrze, odnajdywanie tego o czym się nie mówi. Szukanie kontrastów, próby zmierzenia się z samotnością i piękno krajobrazu. Marek Tomalik nie napisał przewodnika po Australii, a raczej stworzył swoją osobistą przygodę przelaną na strony swojej książki.

Czytelnik ma okazję razem z nim odczuwać wszystkie towarzyszące mu wydarzenia, a także smakować Lady Australii. Autor umieścił przepiękne zdjęcia odzwierciedlające cuda natury Australii. Opisał miejsca, które wzbudzały w nim zachwyt, zdziwienie, a także podzielił się z nami osobistymi wrażeniami.

Australia to miejsce tak wyludnione, że naprawdę można poczuć się tam samotnie. Obcowanie z dziką przyrodą, zwierzętami może pomóc w uzyskaniu natchnienia, jakie na pewno otrzymał autor. Sam poleca również muzyczne inspiracje jakie towarzyszyły mu podczas wyjazdu, dla czytelnika to już nie lada uczta, gdy autor na wstępie proponuje muzykę. Włączasz ją, zaczynasz oddawać po kolei swe myśli nucie, czytasz, oglądasz zdjęcia i nagle… jesteś z Markiem w Australii!.

Polecam książkę nie tylko wielbicielom Australii, a każdemu kto lubi odkrywać to, co jest nieznane!
kirzenska.wordpress.com Katarzyna Irzeńska, 2013-06-09

Może (morze) wróci

Na większości map na granicy Kazachstanu i Uzbekistanu znajduje się duża niebieska plama. Morze Aralskie. Jeszcze pięćdziesiąt lat temu było dumą tamtego regionu, popularnym miejscem wakacji i źródłem utrzymania dla okolicznych mieszkańców.

Niestety pojawił się Nikita Chruszczow. Typowy cwany, ale głupi i prymitywny chłop, jakich w Rosji na pęczki. Niestety ten konkretny był przywódcą wielkiego supermocarstwa, którego władza sięgała również nad Morze Aralskie. Ten oto Chruszczow podczas wizyty w USA zachwycił się wielkimi polami bawełny w USA i postanowił stworzyć takie u siebie. Nic to, że na pustyni. Nic to, że bawełna to jedna z roślin uprawnych, które wymagają najwięcej wody. W końcu w Morzu Aralskim marnują się hektolitry wody. A skoro partia każe, trzeba robić.

Nieudolne systemy irygacyjne, które marnowały więcej wody niż dostarczały, stworzyły w Uzbekistanie wielkie pola uprawne. Jednak Morze Aralskie, odcięte od dopływającej wody, zaczęło się zmieniać w zasoloną pustynię. Dziś na zdjęciach satelitarnych z Google Maps możemy zaobserwować trzy karłowate zbiorniki wodne i wielką białą plamę, martwą skorupę soli, w którą zmieniło się dawne morze.

Morze Aralskie jest motywem przewodnim książki Bartka Sabeli. Autor, jak sam przyznaje, jest fanem wspinaczki i wyprawa do Uzbekistanu była jego pierwszą podróżą od wielu lat, której celem nie było pokonywanie kolejnych ścian skalnych. Celem jego podróży jest właśnie Morze Aralskie, ale książka "Może (morze) wróci" opisuje całą jego drogę po Uzbekistanie, której wizyta nad słoną pustynią Aralską jest kulminacją.

Sabela zręcznie maluje przed nami obraz kraju egzotycznego i pełnego kontrastów. Z jednej strony sąsiad Afganistanu, państwo policyjne, dyktatorskie, ubogie. Z drugiej pełni optymizmu, przyjaźni ludzie. Kraj sztuczny, utworzony przez sowieckich planistów, w którym żyją często skonfliktowane narody. A przy tym złączony islamem, choć zupełnie odmiennym od fanatycznego i nieprzyjaznego islamu rodem z sąsiedniego Afganistanu.

Sabela nie zna rosyjskiego, a większość Uzbeków angielskiego. Często więc opisywane przez niego spotkania z Uzbekami są dość komiczne. Jednak wystarczy powiedzieć, że jest się z "Polszy", a miejscowi od razu się rozpromieniają. Świetnie znają polskie słodycze, "Czterech Pancernych i Psa", a nasi rodacy, których rzuciła tam zawierucha II wojny światowej zostawili po sobie dobre wspomnienia.

Opisy Uzbekistanu fascynują i wciągają. Zupełnie inna mentalność, przejawiająca się choćby w zupełnym braku pośpiechu, kompletnym lekceważeniu porządku czy specyficznym podejściu do bezpieczeństwa transportowego często są dla Europejczyka po prostu nie zrozumiałe. Kolorytu dodają książce liczne znakomite zdjęcia oraz własnoręczne szkice autora, z zawodu architekta i grafika.

Kulminacją jest właśnie Morze Aralskie. Historia ludzi, którzy niegdyś byli rybakami, a teraz mieszkają setki kilometrów od brzegu. Zdjęcia wielkich statków leżących na burcie w głębi lądu. I niepokojące opowieści o odizolowanym tajnym laboratorium mikrobiologicznym na jednej z wysp z czasów sowieckich, która wyspą już być przestała.

Szkoda tylko, że opowieść Sabeli jest taka krótka. Odliczając zdjęcia i rysunki ma zaledwie ok. 150 stron. Warto jednak dać się porwać autorowi na podróż po stepowym, ale jakże kolorowym Uzbekistanie. Ja dzięki tej książce uświadomiłem sobie jak mało w gruncie rzeczy wiem o ogromnym obszarze świata. I jak niewiele widziałem. Aż ma się ochotę zacząć pakować plecak.
Lubimy Czytać Krzysztof Krzemień, 2013-05-28

Limeryki zbrodni

Co łączy Brugię, miasto w Belgii z Krakowem? Tajemnice z przeszłości będące jednym z najlepszych wątków kryminalnych w historii literatury.

To właśnie na kanwie krwawej historii trzech ubeckich emerytów, Janusz Mika, oparł swoje "Limeryki zbrodni".

W Brugii zamordowany zostaje staruszek polskiego pochodzenia, przy jego zwłokach odnaleziony zostaje limeryk. Niewiele dni później, dochodzi do drugiego morderstwa, tym razem w Krakowie. Komisarz Dziedzic przy pomocy przyjaciela– Kornela Rączego, dziennikarza śledczego, odkrywa powiązania między dwoma zgonami. Limeryki odnalezione przy ciałach ubeków oraz opowieść o zaginionym przed laty skarbie, prawdopodobnie ukrytym w Kopcu Esterki, stworzą niebanalne śledztwo z nutą lokalnego, krakowskiego folkloru.

Całość zaś czyta się niezwykle przyjemnie dzięki wciągającemu prowadzeniu akcji, humorowi oraz całkiem niespodziewanej puencie.
Recenzja krótka– warto przeczytać!
Opętani Czytaniem MC

Limeryki zbrodni

Morderstwo z Brugią i Krakowem w tle...

Kiedy usłyszałam, że akcja książki Limeryki zbrodni dzieje się w Brugii, a do tego jest to kryminał, koniecznie chciałam ją przeczytać. Darzę to miasto wielkim sentymentem, byłam tam dwukrotnie i myślę, że jeszcze będę miała okazję. To idealne miejsce na umiejscowienie akcji kryminału. W Brugii pełno jest małych, wąskich uliczek, zakamarków, a jednocześnie monumentalnych budynków sprawiających wrażenie ostoi tajemniczości. Specyficzną atmosferę nadają kanały, dlatego nazywa się ją "belgijską Wenecją". Biorąc książkę do ręki, zamarzyłam, że przeniosę się do Brugii, bowiem nie ma nic przyjemniejszego nic świadomość, że chodziło się uliczkami, po których chodzą bohaterowie. I niestety się zawiodłam, bo Brugia jest, owszem, ale jedynie na pierwszych kilkunastu stronach... Ale nie jest to wielkie rozczarowanie, bo następnie akcja przenosi się do Krakowa, i to tego dosyć mrocznego, pełnego tajemniczych knajp i zaułków. Chłoniemy krakowską atmosferę, zagłębiając się w fabułę, która chociaż początkową wydaje się skomplikowana, to jednak z czasem układa się w spójną całość.

Bohaterem książki jest krakowski dziennikarz śledczy, z bogatą przeszłością - Kornel Rączy. Staje przed rozwiązaniem zagadki zabójstwa starszego mężczyzny, przy którym pozostawiono kartkę z limerykiem. Jednocześnie w Brugii również zostaje zamordowany staruszek polskiego pochodzenia. Okazuje się, że obie zbrodnie mają ze sobą wiele wspólnego. Pojawia się również postać młodej, atrakcyjnej prawniczki z Krakowa, podróżującej do Belgii i przeżywającej tam gorący romans...Wątków jest jeszcze wiele, nie chcę zdradzać szczegółów, bo w recenzji kryminałów jest to najmniej potrzebne. Napiszę jeszcze, że całość kończy się dość zaskakującą puentą, a nawet lekką dawką humoru.

Przyznam szczerze, że to chyba jest mój pierwszy polski kryminał (tak, nie czytałam nic Marka Krajewskiego)...Uwielbiam kryminały, w których widoczne jest szerokie tło społeczne, gdzie dogłębnie wchodzimy w życie bohatera np. śledczego, dlatego na początku miałam pewne obiekcje. Rzeczywiście, moglibyśmy oczekiwać od autora Janusza Mika jeszcze więcej krakowskiej atmosfery, więcej szczegółów z życia dziennikarza, ale to jego kryminalny debiut i warto dać mu kolejną szansę.Książka wciąga i co dla mnie najważniejsze, pokazuje i odzwierciedla klimat Krakowa, gdzie niedawno byłam i świetnie bawiłam się na tamtejszym Kazimierzu. Autor z niezwykłą łatwością pokazuje jak historia, ta dawna i współczesna może się zazębiać. Tajemnice z przeszłości dają o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie, a polityczna ubecka przeszłość pozostawia ślady.
literackizakatek.blogspot.com Aleksandra Rybka, 2013-06-13

Matrioszka Rosja i Jastrząb

Sierpień 1991 roku, Moskwa. Maciej Jastrzębski, reporter Polskiego Radia, ląduje w samym środku wydarzeń, nazwanych później "sierpniową rewolucją". Czy jest świadom tego, że znajduje się w miejscu, gdzie dzieje się historia? Czy nowa Rosja odkryje swoje prawdziwe oblicze reporterowi z Polski?

Przeciętny homo sovieticus nie miał łatwo. Po rozpadzie ZSRR Rosja jak gąbka chłonęła wszystko, co uważała za "zachodnie". W efekcie powstała wybuchowa mieszanka tego, co nowe i stare, wielowarstwowe dzieło historii. Dla autora poznawanie Rosji jest odkrywaniem kolejnych warstw, schodzeniem wgłąb w poszukiwaniu "rosyjskiej duszy". Stąd porównanie Rosji do matrioszki - każda kolejna różni się od poprzedniej, aż w końcu znajdujemy tę ostatnią, skrzętnie ukrytą przed niepowołanym wzrokiem.

"Nie ma jednej Rosji" - przekonywał publicysta Wacław Radziwinowicz na spotkaniu w Gdańsku. Podobny obraz kraju i społeczeństwa rosyjskiego rysuje też Maciej Jastrzębski. Z metra, gdzie podróżnym przygrywa kaleki żołnierz wojny czeczeńskiej, czytelnik wychodzi na ulicę z ekskluzywnymi butikami. W cieniu kopuł Kremla, skrywającego wiele tajemnic, przechadzają się nie tylko turyści - również ci, których życia owe tajemnice złamały.

Jastrzębski nie ogranicza się jedynie do przybliżenia historii Rosji. Ona jest ważna, żeby zrozumieć wiele aspektów współczesnej polityki, jednak aby poznać ludzi trzeba sięgnąć dalej. Oglądając filmy, czytając książki, słuchając rosyjskiej muzyki, podsłuchując rozmowy w metrze autor poznawał gusta i marzenia Rosjan. Przyznaje, że gdy przyjeżdżał do Rosji na krótko, widział tylko to, co chciał zobaczyć i szukał potwierdzenia dla stereotypów. Dopiero po kilku latach zaczął dostrzegać, że "oprócz czerni i bieli są również inne kolory". Mniej mówi, więcej słucha. Zbiera historie prostych ludzi i zauważa, że te nie zawsze pasują do podręcznikowych schematów.

Rosja to kraj, w którym nic nie jest oczywiste, a zaszłości historyczne często budzą wiele kontrowersji, tym samym przesłaniając rzeczywisty obraz. Dlatego tak fascynujące jest zaglądanie do środka "rosyjskiej matrioszki", poznawanie jej bardziej odległych, niezauważalnych na pierwszy rzut oka, zakamarków. Książka Jastrzębskiego jest doskonałym "wstępem" do dalszego odkrywania rosyjskiej rzeczywistości: mentalności, meandrów polityki, zwyczajów. Cieszę się, że autorowi udało się pisać bez uprzedzeń i nabrać dystansu do stereotypów.
misja-ksiazka.blogspot.com Ana Matusevic
Sposób płatności