Recenzje
Jedz i bądź piękna! Zdrowa dieta na każdą porę roku
Nie ma osoby, która choć raz nie stosowałaby jakiejkolwiek diety, nie wprowadzała zmian w swoim jadłospisie czy to z chęci utraty kilku nadmiarowych kilogramów, czy z konieczności podyktowanej pogorszeniem się zdrowia. Jeśli bliski jest Ci temat świadomego odżywiania i masz za sobą próby modyfikacji jadłospisu, lektura najnowszej publikacji Wydawnictwa Sensus będzie dla Ciebie wartościową nauką.
„Jedz i bądź piękna!” zasadniczo dedykowana jest paniom, które statystycznie częściej sięgają po literaturę poradnikową, zwłaszcza w zakresie odżywiania. Pierwsza część książki to kompendium wiedzy dietetycznej o funkcjonowaniu układu pokarmowego, trendach w dziedzinie odżywiania, jak chociażby popyt na produkty typu light oraz odżywianie endogenne, o którym wciąż wiemy zbyt mało, a którego właściwości są nie do przecenienia. To wartościowa powtórka z biologii poszerzona o wiedzę, której wielu z nas brakuje, a która może zasadniczo wpłynąć na jakość spożywanych przez nas pokarmów, a co za tym idzie – nasze zdrowie, samopoczucie i urodę.
Drugą część książki wypełniają propozycje jadłospisów dla każdej grupy krwi wraz z informacjami, jak przygotować konkretne dania. Nie brakuje również pomysłów na dietę bezglutenową i bezlaktozową. Jadłospisy zostały zaprojektowane w ten sposób, by zapewnić Czytelnikowi zbilansowaną dietę, w zależności od tego, z jakim problemem się on zmaga oraz czego od diety oczekuje.
Niestandardowa propozycja dla tych, którzy chcą podążać za potrzebami swojego organizmu i żyć w pełnej świadomości co do jego funkcjonowania.
„Jedz i bądź piękna!” zasadniczo dedykowana jest paniom, które statystycznie częściej sięgają po literaturę poradnikową, zwłaszcza w zakresie odżywiania. Pierwsza część książki to kompendium wiedzy dietetycznej o funkcjonowaniu układu pokarmowego, trendach w dziedzinie odżywiania, jak chociażby popyt na produkty typu light oraz odżywianie endogenne, o którym wciąż wiemy zbyt mało, a którego właściwości są nie do przecenienia. To wartościowa powtórka z biologii poszerzona o wiedzę, której wielu z nas brakuje, a która może zasadniczo wpłynąć na jakość spożywanych przez nas pokarmów, a co za tym idzie – nasze zdrowie, samopoczucie i urodę.
Drugą część książki wypełniają propozycje jadłospisów dla każdej grupy krwi wraz z informacjami, jak przygotować konkretne dania. Nie brakuje również pomysłów na dietę bezglutenową i bezlaktozową. Jadłospisy zostały zaprojektowane w ten sposób, by zapewnić Czytelnikowi zbilansowaną dietę, w zależności od tego, z jakim problemem się on zmaga oraz czego od diety oczekuje.
Niestandardowa propozycja dla tych, którzy chcą podążać za potrzebami swojego organizmu i żyć w pełnej świadomości co do jego funkcjonowania.
Dominika Makowska
Kodeks wygranych. X przykazań człowieka sukcesu. Wydanie 2
Rozwój osobisty to tematyka, która jest mi szczególnie bliska. Jeżeli tylko mam ku temu okazję, z chęcią czytam wszelkiej maści poradniki i magazyny, które z założenia mają pozytywnie wpłynąć na moje życie. Co prawda mało kiedy całkowicie stosuję się do tego, co czytam, jednak często ciekawe teksty stanowią dla mnie inspirację do wprowadzenia choćby małych zmian lub zmiany nastawienia do pewnych zagadnień. Nic więc dziwnego, że zaintertesował mnie "Kodeks wygranych..." polskiego autora. Przede wszystkim chciałam się dowiedzieć, czy książka będzie oddziaływała na czytelnika równie mocno jak te napisane przez znanych zagranicznych mentorów. Ani przez chwilę nie przypuszczałam jednak, że właśnie ta pozycja doprowadzi do znaczących zmian w moim życiu...
Początkowo planowałam szybko zapoznać się z całą treścią, sprawdzić, czy to co proponuje Krzysztof Król w ogóle mi odpowiada, no i oczywiście napisać recenzję. Moje założenie musiałam zweryfikować już podczas lektury prologu, w którym autor mówi wprost - albo faktycznie przykładamy się do sprawy albo dalsza lektura nie ma najmniejszego sensu. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego, ale postanowiłam zmierzyć się z wyzwaniem i sprawdzić na własnej skórze, czy sumienne wykonywanie zadań rzeczywiście może znacząco wpłynąć na moje życie. Nie ukrywam, bardzo szybko, bo już w pierwszym rozdziale, naszła mnie ochota, by jedno zadanie pominąć - konkretniej zadanie, które wymagało ode mnie obejrzenia pewnego filmu. W chwilę później naszła mnie refleksja, że skoro coś tak banalnego traktuję jako przeszkodę nie do pokonania, to raczej niewielka szansa, bym w ogóle zdołała się zmienić. Jeszcze tego samego dnia obejrzałam ten film a zdobycie go, wbrew moim obawom, okazało się bardzo proste. To chyba własnie w tym momencie zaczęłam wierzyć, że książka faktycznie wpłynie na moje życie...
Książka podzielona jest na dziesięć rozdziałów, w których jej autor próbuje przekonać nas, że niezależnie od tego, na jakim etapie życia obecnie się znajdujemy, jesteśmy w stanie polepszyć jakość naszego życia i zacząć spełniać nasze marzenia. Kolejne wskazówki, zadania, historie motywacyjne mają na celu pomóc nam zrozumieć naszą obecną sytuację, określić cele, które są dla nas najważniejsze i wypracować strategie, które pozwolą nam te cele osiągnąć. Zaczynamy od ogólnych zarysów, by z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej konkretyzować nasze plany i co chyba najważniejsze, cały czas działamy. Król z uporem maniaka zachęca nas do sumiennej pracy, wie bowiem, że największą przeszkodą w zdobywaniu celów jesteśmy my sami. Podczas lektury pewnie prawie każdy czytelnik złapie się na myśli, że dane zadanie nic w jego życiu nie zmieni i można je z czystym sumieniem pominąć. Często chodzi jednak o to, by być aktywnym, wyrobić sobie nawyk działania, a nie tylko rozmyślać o tym, co można by zrobić. W "Kodeksie..." nie brakuje inspiracji zaczerpniętych od najbardziej znanych trenerów rozwoju osobistego, nie uważam jednak, by była to wada książki. Prawdę mówiąc byłabym zaskoczona, gdyby było inaczej, w dziedzinie rozwoju osobistego trudno wymyslić bowiem coś naprawdę nowego, sztuka polega natomiast na tym, by z wszelkich znanych strategii wydobyć to, co najbardziej skuteczne.
Książka Krzysztofa Króla ujęła mnie prostotą przekazu, bezpośredniością autora, doborem i skutecznością zadań, umiejętnie wplecionymi historiami motywacyjnymi. Styl książki sprawił, że najzwyczajniej w świecie zachciało mi się chcieć. To chyba największy komplement, jaki można napisać w przypadku tego typu książki.
Warto również nadmienić, że najnowsze wydanie książki zostało wzbogacone o rozdział z ćwiczeniami przeznaczonymi na pierwsze siedem dni z programu rozwoju osobistego Wyzwanie90dni. Dołączono również DVD z 3 godzinami szkolenia, podczas których m.in. Król opowie Wam o swojej drodze do sukcesu i pokaże Wam co zdołał sam osiągnąć.
"Kodeks..." należy do tej kategorii książek, którym trudno wystawić jakąkolwiek ocenę, ponieważ jej odbiór jest czymś bardzo subiektywnym. Niektórym z pewnością nie spodoba się bardzo pewny siebie ton autora książki, z drugiej strony, czy osoba, która nie jest w pełni przekonana, że zna klucz do sukcesu, powinna w ogóle pisać tego typu książkę? Pewnie nie zabraknie osób, które stwierdzą, że książka jest zaledwie kopią idei przedstawionych przez znanych, zagranicznych autorów. Z drugiej strony, czy to źle, gdy ktoś w jednej książce skupia te zadania i strategie, które w jego przekonaniu są po prostu najlepsze? Każdy z nas musi sam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nie tylko chciałby coś zmienić w swoim życiu ale również czy jest gotów działać, tu i teraz. Jeżeli odpowiedź na to pytanie jest twierdząca, warto zainteresować się książką Krzysztofa Króla. Ze swojej strony szczerze polecam.
Początkowo planowałam szybko zapoznać się z całą treścią, sprawdzić, czy to co proponuje Krzysztof Król w ogóle mi odpowiada, no i oczywiście napisać recenzję. Moje założenie musiałam zweryfikować już podczas lektury prologu, w którym autor mówi wprost - albo faktycznie przykładamy się do sprawy albo dalsza lektura nie ma najmniejszego sensu. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego, ale postanowiłam zmierzyć się z wyzwaniem i sprawdzić na własnej skórze, czy sumienne wykonywanie zadań rzeczywiście może znacząco wpłynąć na moje życie. Nie ukrywam, bardzo szybko, bo już w pierwszym rozdziale, naszła mnie ochota, by jedno zadanie pominąć - konkretniej zadanie, które wymagało ode mnie obejrzenia pewnego filmu. W chwilę później naszła mnie refleksja, że skoro coś tak banalnego traktuję jako przeszkodę nie do pokonania, to raczej niewielka szansa, bym w ogóle zdołała się zmienić. Jeszcze tego samego dnia obejrzałam ten film a zdobycie go, wbrew moim obawom, okazało się bardzo proste. To chyba własnie w tym momencie zaczęłam wierzyć, że książka faktycznie wpłynie na moje życie...
Książka podzielona jest na dziesięć rozdziałów, w których jej autor próbuje przekonać nas, że niezależnie od tego, na jakim etapie życia obecnie się znajdujemy, jesteśmy w stanie polepszyć jakość naszego życia i zacząć spełniać nasze marzenia. Kolejne wskazówki, zadania, historie motywacyjne mają na celu pomóc nam zrozumieć naszą obecną sytuację, określić cele, które są dla nas najważniejsze i wypracować strategie, które pozwolą nam te cele osiągnąć. Zaczynamy od ogólnych zarysów, by z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej konkretyzować nasze plany i co chyba najważniejsze, cały czas działamy. Król z uporem maniaka zachęca nas do sumiennej pracy, wie bowiem, że największą przeszkodą w zdobywaniu celów jesteśmy my sami. Podczas lektury pewnie prawie każdy czytelnik złapie się na myśli, że dane zadanie nic w jego życiu nie zmieni i można je z czystym sumieniem pominąć. Często chodzi jednak o to, by być aktywnym, wyrobić sobie nawyk działania, a nie tylko rozmyślać o tym, co można by zrobić. W "Kodeksie..." nie brakuje inspiracji zaczerpniętych od najbardziej znanych trenerów rozwoju osobistego, nie uważam jednak, by była to wada książki. Prawdę mówiąc byłabym zaskoczona, gdyby było inaczej, w dziedzinie rozwoju osobistego trudno wymyslić bowiem coś naprawdę nowego, sztuka polega natomiast na tym, by z wszelkich znanych strategii wydobyć to, co najbardziej skuteczne.
Książka Krzysztofa Króla ujęła mnie prostotą przekazu, bezpośredniością autora, doborem i skutecznością zadań, umiejętnie wplecionymi historiami motywacyjnymi. Styl książki sprawił, że najzwyczajniej w świecie zachciało mi się chcieć. To chyba największy komplement, jaki można napisać w przypadku tego typu książki.
Warto również nadmienić, że najnowsze wydanie książki zostało wzbogacone o rozdział z ćwiczeniami przeznaczonymi na pierwsze siedem dni z programu rozwoju osobistego Wyzwanie90dni. Dołączono również DVD z 3 godzinami szkolenia, podczas których m.in. Król opowie Wam o swojej drodze do sukcesu i pokaże Wam co zdołał sam osiągnąć.
"Kodeks..." należy do tej kategorii książek, którym trudno wystawić jakąkolwiek ocenę, ponieważ jej odbiór jest czymś bardzo subiektywnym. Niektórym z pewnością nie spodoba się bardzo pewny siebie ton autora książki, z drugiej strony, czy osoba, która nie jest w pełni przekonana, że zna klucz do sukcesu, powinna w ogóle pisać tego typu książkę? Pewnie nie zabraknie osób, które stwierdzą, że książka jest zaledwie kopią idei przedstawionych przez znanych, zagranicznych autorów. Z drugiej strony, czy to źle, gdy ktoś w jednej książce skupia te zadania i strategie, które w jego przekonaniu są po prostu najlepsze? Każdy z nas musi sam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nie tylko chciałby coś zmienić w swoim życiu ale również czy jest gotów działać, tu i teraz. Jeżeli odpowiedź na to pytanie jest twierdząca, warto zainteresować się książką Krzysztofa Króla. Ze swojej strony szczerze polecam.
Moje Książki alison2
Wbiec na szczyt
O tym, jak popularny jest dziś jogging, nie trzeba nikogo przekonywać. Publikacji dla amatorów biegania jest od groma, zaś Internet pęka w szwach od komentarzy w tej dziedzinie i dobrych rad przekazywanych między internautami. Łatwo w tej sytuacji o zawrót głowy, gdy zewsząd bombardowani jesteśmy coraz to innymi, często sprzecznymi, informacjami na temat joggingu. Wydawnictwo Septem wychodzi naprzeciw potrzebom swoich czytelników i wydaje swoistą Biblię dla biegaczy – „Wbiec na szczyt”.
Publikacja autorstwa Arthura Lydiarda – nowozelandzkiego trenera lekkoatletyki – zawiera w sobie wszystko, co powinni o tym sporcie wiedzieć biegacze. Rozwiewa wątpliwości w zakresie techniki biegu i pracą nad sprawnością fizyczną. Rozważa, w jaki sposób radzić sobie z kontuzjami, które towarzyszą joggingowi. Pomaga dobrać odpowiednie obuwie, stanowiące przecież zasadniczy ekwipunek biegacza, oraz skomponować dietę, która będzie sprzymierzeńcem w walce o wymarzoną kondycję. Co ciekawe, z książki czerpać mogą nie tylko zawodowi lekkoatleci i weekendowi biegacze, ale również trenerzy pracujący ze sportowcami; trenerom właśnie poświęcono kilka zasadniczych rozdziałów, omawiając w nich relacje, jakie powinni oni wytworzyć ze swoimi podopiecznymi, by odpowiednio motywować ich do ćwiczeń.
Cieszy mnie zaangażowanie wydawnictw w tworzenie profesjonalnych publikacji dla sportowców (również amatorów). „Wbiec na szczyt” to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z bieganiem, oraz tych, którzy z joggingu stworzyli swój codzienny rytuał. Jedni i drudzy odnajdą w książce uporządkowaną wiedzę o tym sporcie pochodzącą z wiarygodnego źródła, a przede wszystkim motywację do dalszych ćwiczeń, która niezbędna jest, by wbiec na szczyt swoich możliwości.
Publikacja autorstwa Arthura Lydiarda – nowozelandzkiego trenera lekkoatletyki – zawiera w sobie wszystko, co powinni o tym sporcie wiedzieć biegacze. Rozwiewa wątpliwości w zakresie techniki biegu i pracą nad sprawnością fizyczną. Rozważa, w jaki sposób radzić sobie z kontuzjami, które towarzyszą joggingowi. Pomaga dobrać odpowiednie obuwie, stanowiące przecież zasadniczy ekwipunek biegacza, oraz skomponować dietę, która będzie sprzymierzeńcem w walce o wymarzoną kondycję. Co ciekawe, z książki czerpać mogą nie tylko zawodowi lekkoatleci i weekendowi biegacze, ale również trenerzy pracujący ze sportowcami; trenerom właśnie poświęcono kilka zasadniczych rozdziałów, omawiając w nich relacje, jakie powinni oni wytworzyć ze swoimi podopiecznymi, by odpowiednio motywować ich do ćwiczeń.
Cieszy mnie zaangażowanie wydawnictw w tworzenie profesjonalnych publikacji dla sportowców (również amatorów). „Wbiec na szczyt” to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z bieganiem, oraz tych, którzy z joggingu stworzyli swój codzienny rytuał. Jedni i drudzy odnajdą w książce uporządkowaną wiedzę o tym sporcie pochodzącą z wiarygodnego źródła, a przede wszystkim motywację do dalszych ćwiczeń, która niezbędna jest, by wbiec na szczyt swoich możliwości.
Dominika Makowska
100happydays, czyli jak się robi szczęście w 100 dni
Poszukiwanie szczęścia przez człowieka jest starsze od filozofii, choć to jej zwykło przypisywać się rozmyślania nad nim. Teraz tego tematu podjął się polski psycholog i coach – Mateusz Grzesiak w swojej najnowszej książce „100 happydays, czyli jak się robi szczęście w 100 dni”.
Każdy kto nieco dłużej zajmuje się rozwojem osobistym, prędzej czy później natknie się na Mateusza Grzesiaka. Czy to za sprawą jego książek, szkoleń czy coraz częstych wizyt w telewizji. Najnowsza publikacja jest efektem podjęcia się przez niego internetowego wyzwania 100happydyas. Owy trend polega na dokumentowaniu przez 100 dni rzeczy, zdjęć osób czy czegokolwiek, co w danym dniu uczyniło nas szczęśliwymi i umieszczeniu tego w serwisie społecznościowym lub na stronie internetowej. Tak właśnie było w przypadku trenera, który udostępniał zdjęcia na swoim portalu społecznościowym, a następnie wydał je jako książkę.
Książka zamiast rozdziałów została podzielona na dni, każdy z nich opatrzony został zdaniem-tytułem w którym autor zawiera to, co w danym dniu sprawiło mu radość. Całość składa się na wycinek z życia trenera, dzięki któremu lepiej poznajemy nie tylko jego przekonania ale i sposób w jaki żyje oraz to, jakim jest człowiekiem. Każdy z krótkich rozdziałów podsumowany został ćwiczeniami, które pomogą wprowadzić zmiany do naszego życia, a także oczyścić umysł oraz nabrać pozytywnych nawyków myślowych.
Sam koncept zapisu stu dni, jest dość ciekawy. Inspirację do napisania każdej książki stanowi życie, ale ta jest wyjątkowa pod tym względem. Autor pokazuje, że wszystko może stanowić okazję do refleksji, a każda chwila może być wyjątkowa, nawet jeśli wydaje się zwyczajna. Tekst został wzbogacony o zdjęcia oraz linki do materiałów wideo czy strony internetowej. Nawet jeśli niektórzy postrzegają te zabiegi, jako sposób autoreklamy, to co w tym złego, jeśli autor rzeczywiście robi to co lubi? A przecież również do tego zachęca nas ta książka.
„100 happydays” nie jest standardowym poradnikiem. Podana w sposób syntetyczny wiedza oraz zarys dni mogłyby stanowić mini-autobiografię Mateusza Grzesiaka. Podchodziłam do tej pozycji z miejsca osoby dość sceptycznie nastawionej, ale z otwartym umysłem. I zostałam pozytywnie zaskoczona. Chętnie wrócę jeszcze do wybranych dni, aby uświadomić sobie, że szczęście to tak naprawdę sposób postrzegania.
Każdy kto nieco dłużej zajmuje się rozwojem osobistym, prędzej czy później natknie się na Mateusza Grzesiaka. Czy to za sprawą jego książek, szkoleń czy coraz częstych wizyt w telewizji. Najnowsza publikacja jest efektem podjęcia się przez niego internetowego wyzwania 100happydyas. Owy trend polega na dokumentowaniu przez 100 dni rzeczy, zdjęć osób czy czegokolwiek, co w danym dniu uczyniło nas szczęśliwymi i umieszczeniu tego w serwisie społecznościowym lub na stronie internetowej. Tak właśnie było w przypadku trenera, który udostępniał zdjęcia na swoim portalu społecznościowym, a następnie wydał je jako książkę.
Książka zamiast rozdziałów została podzielona na dni, każdy z nich opatrzony został zdaniem-tytułem w którym autor zawiera to, co w danym dniu sprawiło mu radość. Całość składa się na wycinek z życia trenera, dzięki któremu lepiej poznajemy nie tylko jego przekonania ale i sposób w jaki żyje oraz to, jakim jest człowiekiem. Każdy z krótkich rozdziałów podsumowany został ćwiczeniami, które pomogą wprowadzić zmiany do naszego życia, a także oczyścić umysł oraz nabrać pozytywnych nawyków myślowych.
Sam koncept zapisu stu dni, jest dość ciekawy. Inspirację do napisania każdej książki stanowi życie, ale ta jest wyjątkowa pod tym względem. Autor pokazuje, że wszystko może stanowić okazję do refleksji, a każda chwila może być wyjątkowa, nawet jeśli wydaje się zwyczajna. Tekst został wzbogacony o zdjęcia oraz linki do materiałów wideo czy strony internetowej. Nawet jeśli niektórzy postrzegają te zabiegi, jako sposób autoreklamy, to co w tym złego, jeśli autor rzeczywiście robi to co lubi? A przecież również do tego zachęca nas ta książka.
„100 happydays” nie jest standardowym poradnikiem. Podana w sposób syntetyczny wiedza oraz zarys dni mogłyby stanowić mini-autobiografię Mateusza Grzesiaka. Podchodziłam do tej pozycji z miejsca osoby dość sceptycznie nastawionej, ale z otwartym umysłem. I zostałam pozytywnie zaskoczona. Chętnie wrócę jeszcze do wybranych dni, aby uświadomić sobie, że szczęście to tak naprawdę sposób postrzegania.
Monika Matura
Wataha w podróży. Himalaje na czterech łapach
Diunę, Agi i Przemka stali czytelnicy „Niebywałych Suwałk” już znają. Ta trójka w 2014 roku otrzymała wyróżnienie w konkursie Traveler National Geographic w kategorii Podróż Roku. Wataha właśnie powraca – w czerwcu ukazała się książka opisująca ich wyprawę do Indii pt. Wataha w podróży. Himalaje na czterech łapach.
Agata Włodarczyk, Przemek Bucharowski i Diuna – wilczak czechosłowacki, którzy przebyli Himalaje Garhwalu pieszo, na czterech łapach i stopem, swoje wspomnienia z wyprawy „oddają” innym w formie spisanej opowieści – ładnie wydanej, zilustrowanej wieloma fotografiami. W sekcji podróżniczo-przygodowej każdej księgarni książek o Indiach i Himalajach można znaleźć wiele, takiej jednak nie ma. Można ją określić na kilka sposobów: to trochę pamiętnik z podróży, trochę przewodnik, ale niezwykły. Mnóstwo w nim ciekawostek, przygód, emocji: jest strach, radość, smutek, ekscytacja. Agata i Przemek do głosu dopuszczają też swojego czworonoga. W książce niektóre kwestie dialogowe „wypowiada” Diuna, wierny towarzysz wyprawy, za przyczyną którego dwumiesięczna wyprawa w Himalaje w ogóle się wydarzyła.
Indie_4Pojedźmy w Himalaje! — Tym razem to ja wychodzę z inicjatywą. — Kupmy namiot i po prostu jedźmy na trzy miesiące w góry. Wszyscy troje będziemy tam szczęśliwsi. Ten pomysł chodził mi po głowie już jakiś czas. Skoro ze względu na psa nie mogliśmy po prostu wsiąść do pociągu i ruszyć w podróż po Indiach, a idea kupna samochodu spaliła na panewce, spędzenie trzech miesięcy na wędrówce przez góry nie wydawało się już pomysłem tak szalonym — przecież od zawsze marzyliśmy o podróży w Himalaje (fragment książki).
okladka_watahaAgata Włodarczyk, Przemysław Bucharowski i suka Diuna zamierzali w Indiach znaleźć tymczasowy dom, na kilka miesięcy. Zderzenie z obcą kulturą okazało się trudniejsze niż sądzili. Do Delhi przybyli po to, by podjąć interesujące wyzwanie, nie spodziewali się, że za chwilę będą chcieli „wyrwać się” stamtąd i wrócić do Polski. Zamiast „raju utraconego”, czekał ich morderczy trekking w najwyższych górach świata. Przesądził o tym splot okoliczności, brak wymaganych „permitów” i przekonanie, że cała trójka ma już dość zakazów – z psem nie wolno, zakaz wstępu: trudności piętrzyły się na każdym kroku. W mieście tak zatłoczonym, że nawet poranny jogging nie jest tam możliwy, nie było mowy o stworzeniu przyjaznego klimatu dla psa wyglądającego jak wilk, który uwielbia spacerować i biegać.
Kwiecień 2013, Indie. Temperatura powietrza znacznie przekracza 30 stopni Celsjusza, wilgotność sięga 80 %. Po dwóch miesiącach spędzonych w Delhi mamy serdecznie dość tego miasta, hałasu, brudu i codziennych absurdów, którym, jako właściciele psa, musimy stawić czoła. Postanawiamy wracać do Polski, która teraz jawi nam się jako „raj utracony”.
„Wataha w podróży. Himalaje na czterech łapach” to jedna z tych książek, które czyta się jednym tchem. Na każdej stronie czytelnik może znaleźć coś interesującego, nowego – świeże spojrzenie na Indie z perspektywy nie turysty, tylko podróżnika próbującego pokonać problemy na własną rękę, któremu towarzyszy zwierzę, za które wziął odpowiedzialność, zależne od niego, ufne, mądre, ale nie znające zasad obowiązujących w „roju ludzkim”.
Agata, Przemek i Diuna opowiadają o modzie na określone rasy psów w Indiach, kreowanej przez aktorów z Bollywood, o zdobywaniu zezwoleń potrzebnych chyba do wszystkiego, o historii ludności zamieszkującej Himalaje, o urokliwych, małych wioskach u podnóża gór, zagubionych ścieżkach, spotkaniu z Kapitanem Kohli – zdobywcą Mount Everest, krwawym polowaniu Diuny, tajemniczych miejscach i bolesnym ocaleniu życia.
Jak napisała w recenzji Katarzyna Świerczyńska z portalu podrozezpsem.pl: Tę książkę powinien przeczytać każdy, kto ma psa i każdy, kto nad wzięciem psa pod swój dach się zastanawia. A szczególnie ten, kto choć przez moment pomyślał, że pies może być jakąkolwiek przeszkodą w podróżowaniu i w spełnianiu marzeń. Jednak to opowieść nie tylko o podróży. To książka o miłości. Odpowiedzialności za siebie nawzajem. To jest jej główny temat. Odkrycie tego było dla mnie naprawdę wzruszające.
Agata Włodarczyk, Przemek Bucharowski i Diuna – wilczak czechosłowacki, którzy przebyli Himalaje Garhwalu pieszo, na czterech łapach i stopem, swoje wspomnienia z wyprawy „oddają” innym w formie spisanej opowieści – ładnie wydanej, zilustrowanej wieloma fotografiami. W sekcji podróżniczo-przygodowej każdej księgarni książek o Indiach i Himalajach można znaleźć wiele, takiej jednak nie ma. Można ją określić na kilka sposobów: to trochę pamiętnik z podróży, trochę przewodnik, ale niezwykły. Mnóstwo w nim ciekawostek, przygód, emocji: jest strach, radość, smutek, ekscytacja. Agata i Przemek do głosu dopuszczają też swojego czworonoga. W książce niektóre kwestie dialogowe „wypowiada” Diuna, wierny towarzysz wyprawy, za przyczyną którego dwumiesięczna wyprawa w Himalaje w ogóle się wydarzyła.
Indie_4Pojedźmy w Himalaje! — Tym razem to ja wychodzę z inicjatywą. — Kupmy namiot i po prostu jedźmy na trzy miesiące w góry. Wszyscy troje będziemy tam szczęśliwsi. Ten pomysł chodził mi po głowie już jakiś czas. Skoro ze względu na psa nie mogliśmy po prostu wsiąść do pociągu i ruszyć w podróż po Indiach, a idea kupna samochodu spaliła na panewce, spędzenie trzech miesięcy na wędrówce przez góry nie wydawało się już pomysłem tak szalonym — przecież od zawsze marzyliśmy o podróży w Himalaje (fragment książki).
okladka_watahaAgata Włodarczyk, Przemysław Bucharowski i suka Diuna zamierzali w Indiach znaleźć tymczasowy dom, na kilka miesięcy. Zderzenie z obcą kulturą okazało się trudniejsze niż sądzili. Do Delhi przybyli po to, by podjąć interesujące wyzwanie, nie spodziewali się, że za chwilę będą chcieli „wyrwać się” stamtąd i wrócić do Polski. Zamiast „raju utraconego”, czekał ich morderczy trekking w najwyższych górach świata. Przesądził o tym splot okoliczności, brak wymaganych „permitów” i przekonanie, że cała trójka ma już dość zakazów – z psem nie wolno, zakaz wstępu: trudności piętrzyły się na każdym kroku. W mieście tak zatłoczonym, że nawet poranny jogging nie jest tam możliwy, nie było mowy o stworzeniu przyjaznego klimatu dla psa wyglądającego jak wilk, który uwielbia spacerować i biegać.
Kwiecień 2013, Indie. Temperatura powietrza znacznie przekracza 30 stopni Celsjusza, wilgotność sięga 80 %. Po dwóch miesiącach spędzonych w Delhi mamy serdecznie dość tego miasta, hałasu, brudu i codziennych absurdów, którym, jako właściciele psa, musimy stawić czoła. Postanawiamy wracać do Polski, która teraz jawi nam się jako „raj utracony”.
„Wataha w podróży. Himalaje na czterech łapach” to jedna z tych książek, które czyta się jednym tchem. Na każdej stronie czytelnik może znaleźć coś interesującego, nowego – świeże spojrzenie na Indie z perspektywy nie turysty, tylko podróżnika próbującego pokonać problemy na własną rękę, któremu towarzyszy zwierzę, za które wziął odpowiedzialność, zależne od niego, ufne, mądre, ale nie znające zasad obowiązujących w „roju ludzkim”.
Agata, Przemek i Diuna opowiadają o modzie na określone rasy psów w Indiach, kreowanej przez aktorów z Bollywood, o zdobywaniu zezwoleń potrzebnych chyba do wszystkiego, o historii ludności zamieszkującej Himalaje, o urokliwych, małych wioskach u podnóża gór, zagubionych ścieżkach, spotkaniu z Kapitanem Kohli – zdobywcą Mount Everest, krwawym polowaniu Diuny, tajemniczych miejscach i bolesnym ocaleniu życia.
Jak napisała w recenzji Katarzyna Świerczyńska z portalu podrozezpsem.pl: Tę książkę powinien przeczytać każdy, kto ma psa i każdy, kto nad wzięciem psa pod swój dach się zastanawia. A szczególnie ten, kto choć przez moment pomyślał, że pies może być jakąkolwiek przeszkodą w podróżowaniu i w spełnianiu marzeń. Jednak to opowieść nie tylko o podróży. To książka o miłości. Odpowiedzialności za siebie nawzajem. To jest jej główny temat. Odkrycie tego było dla mnie naprawdę wzruszające.
NIEBYWAŁE SUWAŁKI CYKLE