ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Biblia sprzedaży

To książka, która, według autora, zawiera wszystko o sprzedaży. Treści dotyczące zwykłego handlowania podano w udziwnionej formie nawiązującej do Biblii i biblijnego języka.
Rzeczpospolita 2013-06-17

Crowdsourcing. Jak angażować konsumentów w świat marek

Jeśli pasjonują Was nowe trendy w biznesie, takie jak np. grywalizacja (gamification), warto wiedzieć, że to nie wszystko co w ostatnich latach rozwija się na naszych oczach.

Crowdsourcing, czyli sztuka angażowania „tłumu”, aby współpracował z naszą firmą, organizacją, społecznością, to coś, co wiele firm już stosuje, z całkiem dobrymi efektami. I nie chodzi tu jedynie o angażowanie w do dyskusji na FB czy zbierania „lajków” lub, poważniej, opinii naszego otoczenia o produktach i firmie – zdecydowanie nie o takich wersjach „basic” mówimy. Tak jak w grywalizacji nie chodzi ułożenie systemu opartego o proste zbieranie punktów. A raczej daleko nie TYLKO o to może chodzić. I warto o tym wiedzieć, aby wejść na porządny poziom działań, a nie wybierać najprostsze skojarzenie i opatrywać je modną nazwą.

Do czego więc możemy zaprosić społeczność w ramach crowdsourcingu?

- do pracy nad prototypami produktów (B&R), podczas której często okazuje się, że specjaliści z innych branż wpadają na skuteczne rozwiązania, o których nie śniło się naszym firmowym, wyspecjalizowanym naukowcom,

- do zbierania funduszy na projekt, nie koniecznie dotyczący pokrzywdzonych (o ile społeczność uzna go za warty realizacji),

- do kreowania pomysłów na kampanię marketingową lub nawet wykonania projektów reklam, np. w formie gotowych do emisji filmów (nagrody dla zwycięzców wskazane),

- do głosowania na wybór działań CSR, które mają być zrealizowane przez firmę lub do wspólnego projektowania pomysłów na akcje w tym zakresie,

- do zgłaszania propozycji modyfikacji produktów, usług, działań firmy, także w formie drobnych udoskonaleń w ofercie czy obsłudze, które mogą stanowić dużą wartość, a które nie przyszły do głowy osobom z wewnątrz (ciekawe przykłady to m.in.: MyStarbucksidea.com czy https://bankpomyslow.bzwbk.pl/)

Pamiętam, że kiedy kilka lat temu przeczytałam o tym w jaki sposób powstawał Linux i o wyspecjalizowanych platformach skupiających specjalistów w wybranych obszarach, typu: InnoCentive (naukowcy) i TopCoder (programiści) którzy pracują nad rozwiązaniem „zadanych” problemów…. pomyślałam sobie: „Wooooow! To przecież jest genialna idea!”.

Dopiero później dowiedziałam się, że takie działania nazwano „crowdsourcingiem”, do działań tych zaczęły się nieśmiało przekonywać także niektóre polskie firmy, a ostatnio mamy okazję poczytać na ten temat w książce wydawnictwa OnePress.

„Crowdsourcing. Jak angażować klientów w świat marek.” to według mnie lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy chcą być na bieżąco, a jeszcze nie wiedzą czym jest lub czym może być to zjawisko.

Książka ujmuje temat głównie pod kątem działań marketingowych, ale wspomina też o innych celach, przy których „siła tłumu” może pozytywnie zaskoczyć. Co ważne, redaktorzy książki, zbierając treści i opinie praktyków do poszczególnych rozdziałów, zadbali o to, aby przedstawić to zagadnienie z możliwie najbardziej praktycznej strony.

Znajdziemy więc nie tylko case studies (także z polskiego rynku), ale także wskazówki na temat tego jakie elementy są ważne przy planowaniu i realizowaniu akcji crowdsourcingowej, jakie ustalić mierniki do monitorowania jej efektywności i całkiem obszerną część dotyczącą zagadnień prawnych, na które należy zwrócić uwagę przy takim projekcie.

Nie łudźmy się, crowdcourcing nie zastąpi nam dobrego marketingowca, a akcję taką często dobrze jest nagłośnić tradycyjnymi sposobami, aby zyskała odpowiedni zasięg. Nie łudźmy się jednak także, że to zjawisko, to tylko chwilowa moda. Z pewnością nie. Spodziewajmy się raczej jego rozkwitu.

A co ma do tego grywalizacja wspomniana na wstępie? Przyszło mi do głowy, że gdyby połączyć ją z crowdsourcingiem… może nam z tego powstać bardzo skuteczna mutacja oparta na synergii obu rozwiązań! :) Takie narzędzie warto mieć w swojej skrzynce eksperta marketingu. I mądrze je stosować.
inandim.wordpress.com 2013-06-24

Kulisy Kulinarnej Akademii

Książka Kulisy Kulinarnej Akademii Marka Brzezińskiego to kartki tak pełne jedzenia, że człowiek czytając, nie tylko nie robi się głodny, a wręcz przeciwnie – stwierdza, że już nigdy więcej nic nie zje. Każdy zaprezentowany kęs jest niewątpliwie pyszny (nawet gęsie wątróbki z morelami albo winogronem), ale tych kęsów jest po prostu za dużo. Jak każdy chyba człowiek, lubię jeść, no ale bez przesady.

Początkowo myślałam, że elementy rozdziału pisane zwykłą czcionką to wspomnienia z nauki z akademii, a fragmenty pisane kursywą to przepisy na te wszystkie wymyślne dania. Ale myliłam się. Normalna czcionka to bardziej pochwała jedzenia Francuzów, kraju Francuzów, jedzenia Francuzów, historii Francuzów i jedzenia Francuzów – bo przecież nic nie może równać się Francji (tylko polski prosty bigos dorasta do pięt tym specjałom, które się tam je) – Le Cordon Bleu czyli tytułowa Kulinarna Akademia to tylko dodatek, małe wtrącenie, które jednak sprawiło, że przeczytałam książkę do końca.

Czytanie o mundurkach, ostrzeniu noży, kolegach kucharzach, nauczycielach, przyprawach i piekarnikach było prawdziwą przyjemnością. Czytanie o wspaniałym francuskim jedzeniu już w połowie książki wywoływało ciarki zniecierpliwienia, a pod koniec nawet grymas wstrętu.

Jeżeli natomiast jesteście praktykującymi kucharzami i łakniecie przepisów – i tu się rozczarujecie. Te fragmenty, które w sumie ciężko nazwać przepisami to pełne dygresji opisy przygotowania wspaniałych potraw. Jednak autora nie obchodzi, że przeciętny odbiorca tej książki w życiu na oczy ostryg nie widział, a co dopiero żeby je jadł, ale jakby ktoś chciał, to się dowie, że ostrygi są najlepsze na surowo, a kaczka jest pyszna gdy znajduje się „w sosie na bordoskim winie” (jakiekolwiek by to bordoskie wino nie było).

Zwykłemu zjadaczowi chleba książki nie polecam, bo wywołuje frustrację, natomiast jeśli chodzi o znawców (ale tylko tym prawdziwym) dobrej kuchni i dobrego wina – dla nich jak najbardziej lektura wskazana. Oni odnajdą się w tych opisach skomplikowanych potraw, tysiąca win i wspaniałej Francji.
Kobieta w biznesie.pl 2013-06-06

Matrioszka Rosja i Jastrząb

"Rosji nie da się ogarnąć rozumem - w Rosję trzeba wierzyć". Tak mawiają Rosjanie. I ta maksyma jest mottem wydanej właśnie książki "Matrioszka Rosja i Jastrząb", a także myślą przewodnią spotkania z jej autorem.

Zawsze gdy wychodzi książka o Rosji, szczególnie tej współczesnej, budzi wielkie zainteresowanie czytelników. No bo kraj to tajemniczy, pełen sprzeczności i kontrastów. Tak było z "Imperium" Kapuścińskiego, czy "Dziennikami kołymskimi" Hugo-Badera. Przewiduję, że tak może stać się i z książką Matrioszka Rosja i Jastrząb. Lektury te pisane są przez dziennikarzy, a więc przez osoby, które zazwyczaj są najbliżej współczesnych im wydarzeń i mają tylko sobie znane metody zdobywania informacji.

Jastrzębiem jest tutaj autor, Maciej Jastrzębski, wieloletni korespondent Polskiego Radia, najpierw w Mińsku, a obecnie w Moskwie. Bywał także w Gruzji i to w gorącym dla tego kraju okresie, skąd nadawał na żywo relacje. W tym miesiącu wyszła jego książka, wziął więc urlop i wpadł na kilka dni do kraju, aby spotkać się z czytelnikami. Spotkań tych raptem było w pięć. Same wielkie polskie miasta. Ostatnie, dzisiejsze spotkanie, naturalnie odbył we Włocławku, w swoim rodzinnym mieście.

Dlaczego Rosja jest jak matrioszka? Bo jak pisze sam autor, "poznawanie Rosji w jakimś sensie przypomina otwieranie matrioszki. Pierwsza lalka jest duża, kolorowa i przykuwa naszą uwagę. Druga jest nieco drobniejsza, zawiera subtelne zmiany różniące ją od tej pierwszej. Trzecia może wydawać nam się brzydka, a czwarta zachwyci nas urodą. Na piątą nie zwrócimy uwagi, ale szóstą będziemy oglądać z wielkim zainteresowaniem. I tak aż do ostatniej, najmniejszej laleczki, która jest naga, bez wizerunków i ozdób. Niektórzy nazywają ją duszą matrioszki. Poznając Rosję, również odkrywamy jej kolejne warstwy. Nie każda z odsłon wywołuje nasz entuzjazm".

Jastrzębski nie twierdzi, że przez lata pracy w Rosji poznał ten olbrzymi kraj. Tego się nie da i przez 20 lat pobytu tam. Ma wiele pokory do swojej wiedzy o tym państwie i tego nie ukrywa. Uważa, że ze wszystkich części matrioszki odkrył do tej pory może jej półtora. No bo jak można zrozumieć całokształt Federacji Rosyjskiej, gdzie żyje 144 narodowości mówiących ponad 330 językami? Ponadto bycie korespondentem w Moskwie to nobilitacja, bo tak naprawdę liczą się tylko 3 placówki: Moskwa, Waszyngton i Bruksela. Ale to nie tylko zaszczyt, lecz trudna, a nade wszystko odpowiedzialna praca. Bo przecież nawet jedno wypowiedziane nieodpowiedzialne słowo o Rosji, może doprowadzić do konfliktu dyplomatycznego. A tego przecież tak naprawdę nikt nie chce.

Teraz czas na przeczytanie książki.
wiadomosci24.pl Leszek Lubicki, 2013-06-22

Rozmowa kwalifikacyjna. O czym nie wiedzą kandydaci do pracy, czyli sekrety rekrutujących

Jak rozmawiać

Podczas rozmowy rekrutacyjnej w firmie popełniamy wiele błędów, które mogą przesądzić o naszym zatrudnieniu. Książka podpowiada, jak przygotować się do takiego wywiadu.
Rzeczpospolita 2013-06-17
Sposób płatności