Recenzje
20 lat mniej. Cofnij czas i zachowaj wieczną młodość!
Cofnij czas i zachowaj wieczną młodość!" Boba Greene'a.
„Bob Greene zmienił moje życie" zapewnia jedna z czytelniczek - Oprah Winfrey. Co do takiego zapewnienia skłoniło znaną amerykańską dziennikarkę telewizyjną... -sami możemy się przekonać podczas tej interesującej lektury. Autor przypomina jedynie, że nauka badająca proces starzenia się już dowiodła, że włączenie do życia codziennego czterech kluczowych elementów może wpłynąć na naszą fizjologię, w znaczący sposób spowalniając procesy związane ze starzeniem się organizmu oraz pozwalając nam funkcjonować tak, jakbyśmy naprawdę byli o wiele lat młodsi. Po prostu zamiast sięgać po botoks wystarczy zastosować ćwiczenia, diety, pielęgnację skóry oraz właściwe porcje snu. A potem już tylko- z zachwytem! - obserwować zmiany! Ta książka to praktyczny i efektywny poradnik zawierający program, który sprawia, że możemy wyglądać i czuć się młodziej niż kiedykolwiek. Poprzez ćwiczenia - treningi siłowy i aerobowy - przeciwdziałamy utracie masy mięśniowej i kostnej, wzmacniając kręgosłup oraz zachowując aktywność i zwinność. W części odżywianie znajdujemy kompletny jadłospis promujący długowieczność, zawierający wiele przepisów, ułatwiających zachowanie zdrowia, oraz rady dotyczące suplementów diety. Uzupełnieniem są - trzystopniowy program pielęgnacji skóry oraz sprawdzone przez samego autora sposoby na zdrowy sen. Sen dostarczający energii i redukujący ryzyko chorób, sprzyjający temu, byśmy rano wstali... młodsi.
„Bob Greene zmienił moje życie" zapewnia jedna z czytelniczek - Oprah Winfrey. Co do takiego zapewnienia skłoniło znaną amerykańską dziennikarkę telewizyjną... -sami możemy się przekonać podczas tej interesującej lektury. Autor przypomina jedynie, że nauka badająca proces starzenia się już dowiodła, że włączenie do życia codziennego czterech kluczowych elementów może wpłynąć na naszą fizjologię, w znaczący sposób spowalniając procesy związane ze starzeniem się organizmu oraz pozwalając nam funkcjonować tak, jakbyśmy naprawdę byli o wiele lat młodsi. Po prostu zamiast sięgać po botoks wystarczy zastosować ćwiczenia, diety, pielęgnację skóry oraz właściwe porcje snu. A potem już tylko- z zachwytem! - obserwować zmiany! Ta książka to praktyczny i efektywny poradnik zawierający program, który sprawia, że możemy wyglądać i czuć się młodziej niż kiedykolwiek. Poprzez ćwiczenia - treningi siłowy i aerobowy - przeciwdziałamy utracie masy mięśniowej i kostnej, wzmacniając kręgosłup oraz zachowując aktywność i zwinność. W części odżywianie znajdujemy kompletny jadłospis promujący długowieczność, zawierający wiele przepisów, ułatwiających zachowanie zdrowia, oraz rady dotyczące suplementów diety. Uzupełnieniem są - trzystopniowy program pielęgnacji skóry oraz sprawdzone przez samego autora sposoby na zdrowy sen. Sen dostarczający energii i redukujący ryzyko chorób, sprzyjający temu, byśmy rano wstali... młodsi.
POLSKA - DZIENNIK ŁÓDZKI .N, 2013-06-22
Może (morze) wróci
Uzbecki Aral-kum oznacza “pustynię aralską”. Niby nic dziwnego, przecież w tym rejonie są również inne pustynie jak Kyzył-kum i Kara-kum. Cały ambaras jednak w tym, że słowo “Aral” powinno się raczej kojarzyć z wodą niż z piaskiem.
Aral-kum powstał przy niechlubnym udziale ludzi, którzy czwarte największe jezioro Ziemi zamienili w pustynię. A wszystko zaczęło się w czasie zimnej wojny i wielkiej rywalizacji między ZSRR a USA. Ci pierwsi postanowili, że z pustynnego Uzbekistanu uczynią największego producenta bawełny na świecie. Udało im się pomimo tego, że bawełna jest rośliną dość wymagającą, jeśli chodzi o wodę. No a skąd wziąć wodę na pustyni? Z rzeki oczywiście. No a jak nie ma rzeki na pustyni, to trzeba ją przetransportować kanałami i już.
Aby nawodnić ogromne obszary uprawne, radzieccy inżynierowie zbudowali kilometry kanałów irygacyjnych, ale jak to w sojuzach, były one robione w pośpiechu i bez odpowiedniego uszczelnienia. Każde dziecko wie, że doprowadzi to do ogromnego marnotrawstwa wody – tylko kto by się tym przejmował, gdy trzeba wykonać plan i stać się największym producentem bawełny na świecie (do dzisiaj w Uzbekistanie są powszechne obowiązkowe zbiory bawełny, w okresie których brakuje nawet połączeń autobusowych, gdyż wszystkie pojazdy są zmobilizowane do dowożenia ludności na pola uprawne).
Nim ktokolwiek się obejrzał, Morze Aralskie zniknęło, ponieważ wody z Amu-darii oraz z Syr-darii docierającej do celu było po prostu zbyt mało – bawełna była priorytetem. Pustynnienie w takim klimacie przebiegało w ekspresowym tempie, a silne wiatry roznosiły po całej okolicy używane w uprawach pestycydy. To co zostało z Arala jest więc dodatkowo zanieczyszczone i zasolone.
Ludzie – tysiące straciły pracę, bo brzeg jeziora przesunął się o setki kilometrów. Ryby – zniknęły. Miasta – wyludniły się.
Czy może być gorzej? Otóż może. Radzieccy wojskowi upatrzyli sobie bowiem Wyspę Odrodzenia (Wozrożdienija) jako idealne miejsce na poligon broni biologicznej – testowano tam najtajniejsze z tajnych i najstraszniejsze ze strasznych techniki unicestwienia USA przy pomocy dżumy lub wąglika. Gdy ZSRR się rozpadł, poligon popadł w zapomnienie. Do czasu, gdy na początku 2000 roku Wyspa Odrodzenia nie połączyła się z lądem i na wszystkich padł blady strach, bo przypomniano sobie o pierwotnym przeznaczeniu tego miejsca. Koniec końców trzeba było zabezpieczyć i zneutralizować ponad 100 ton pozostawionego tam wąglika…
Ta smutna historia kryje się w pięknie wydanej książce Bartka Sabeli. Szczególną uwagę warto w niej zwrócić na interesujące zdjęcia, których jest tutaj pod dostatkiem i które sprawiają, że pomimo wszystko chce się obrać kierunek na Samarkandę.
Aral-kum powstał przy niechlubnym udziale ludzi, którzy czwarte największe jezioro Ziemi zamienili w pustynię. A wszystko zaczęło się w czasie zimnej wojny i wielkiej rywalizacji między ZSRR a USA. Ci pierwsi postanowili, że z pustynnego Uzbekistanu uczynią największego producenta bawełny na świecie. Udało im się pomimo tego, że bawełna jest rośliną dość wymagającą, jeśli chodzi o wodę. No a skąd wziąć wodę na pustyni? Z rzeki oczywiście. No a jak nie ma rzeki na pustyni, to trzeba ją przetransportować kanałami i już.
Aby nawodnić ogromne obszary uprawne, radzieccy inżynierowie zbudowali kilometry kanałów irygacyjnych, ale jak to w sojuzach, były one robione w pośpiechu i bez odpowiedniego uszczelnienia. Każde dziecko wie, że doprowadzi to do ogromnego marnotrawstwa wody – tylko kto by się tym przejmował, gdy trzeba wykonać plan i stać się największym producentem bawełny na świecie (do dzisiaj w Uzbekistanie są powszechne obowiązkowe zbiory bawełny, w okresie których brakuje nawet połączeń autobusowych, gdyż wszystkie pojazdy są zmobilizowane do dowożenia ludności na pola uprawne).
Nim ktokolwiek się obejrzał, Morze Aralskie zniknęło, ponieważ wody z Amu-darii oraz z Syr-darii docierającej do celu było po prostu zbyt mało – bawełna była priorytetem. Pustynnienie w takim klimacie przebiegało w ekspresowym tempie, a silne wiatry roznosiły po całej okolicy używane w uprawach pestycydy. To co zostało z Arala jest więc dodatkowo zanieczyszczone i zasolone.
Ludzie – tysiące straciły pracę, bo brzeg jeziora przesunął się o setki kilometrów. Ryby – zniknęły. Miasta – wyludniły się.
Czy może być gorzej? Otóż może. Radzieccy wojskowi upatrzyli sobie bowiem Wyspę Odrodzenia (Wozrożdienija) jako idealne miejsce na poligon broni biologicznej – testowano tam najtajniejsze z tajnych i najstraszniejsze ze strasznych techniki unicestwienia USA przy pomocy dżumy lub wąglika. Gdy ZSRR się rozpadł, poligon popadł w zapomnienie. Do czasu, gdy na początku 2000 roku Wyspa Odrodzenia nie połączyła się z lądem i na wszystkich padł blady strach, bo przypomniano sobie o pierwotnym przeznaczeniu tego miejsca. Koniec końców trzeba było zabezpieczyć i zneutralizować ponad 100 ton pozostawionego tam wąglika…
Ta smutna historia kryje się w pięknie wydanej książce Bartka Sabeli. Szczególną uwagę warto w niej zwrócić na interesujące zdjęcia, których jest tutaj pod dostatkiem i które sprawiają, że pomimo wszystko chce się obrać kierunek na Samarkandę.
www.obuszki.wordpress.com obuszki, 2013-06-02
E-biznes. Poradnik praktyka. Wydanie II
Zanim rozkręcisz własny e-biznes, przeczytaj, jak to się robi - radzi autor książki, w której przedstawia m.in. pomysły na oferty sprzedażowe, zalety i wady telepracy, e-marketing, kardynalne błędy, e-mity, a także prawne aspekty działania w sieci.
Rzeczpospolita 2013-06-17
GRYWALIZACJA. Jak zastosować mechanizmy gier w działaniach marketingowych
Może pogramy
Grywalizacja to jeden z najnośniejszych tematów we współczesnym biznesie. Z mechanizmów growych korzystają tacy giganci jak Microsoft, Google czy Starbucks. Autor podpowiada, krok po kroku, jak sprawić, by klient, konsument lub pracownik wspiął się na wyżyny swoich możliwości.
Grywalizacja to jeden z najnośniejszych tematów we współczesnym biznesie. Z mechanizmów growych korzystają tacy giganci jak Microsoft, Google czy Starbucks. Autor podpowiada, krok po kroku, jak sprawić, by klient, konsument lub pracownik wspiął się na wyżyny swoich możliwości.
Rzeczpospolita 2013-06-17
Matrioszka Rosja i Jastrząb
Ponoć Rosji nie da się ogarnąć. Ja z ogarnięciem Polski mam problem
Dym z wygaszanych grilli przesłania zachód słońca nad ogródkami działkowymi. Wtem spokój rozdziera eksplozja gardeł: „Hej! Hej! Heeeej sokoły!” Znana sprawa. Natomiast jeszcze przed kilku laty w biesiadnym repertuarze można było znaleźć hity eksportowe braci ze wschodu: „Kalinka moja” i „Biełyje rozy”. Gdzie się podziały tamte prywatki? No właśnie. Obecnie Rosję kojarzymy przede wszystkim z filmików z rejestratorów samochodowych. Ten hermetyczny obraz odczarowuje wieloletni korespondent Polskiego Radia w książce „Matrioszka Rosja i Jastrząb”.
A jest to obraz wielowymiarowy. Wskazówkę skrywa sam tytuł – Rosja jest jak matrioszka: pod każdą warstwą kryje się kolejna, różna od poprzedniej. Dopiero ta ostatnia, najmniejsza laleczka jest rdzeniem, duszą tego kraju. Aby do niej dotrzeć, trzeba być może poświęcić na to całe życie. Najbardziej dla mnie zabawnym faktem jest to, że pomimo względnej bliskości Rosji jest to wciąż dla nas niezbadany ląd. Ludzie wydają się tam jacyś inni: a to dzicy, a to zamknięci w sobie. Jak Berlioz i Iwan Bezdomny, na nieskończonej przestrzeni opustoszałych Patriarszych Prudów.
20 lat nadawania radiowych depesz ze wschodu nauczyło Macieja Jastrzębskiego rozumieć Rosję – a przynajmniej do tego zrozumienia znacząco przybliżyło. „Matrioszka Rosja i Jastrząb” składa się z siedmiu warstw, a każda z nich ukazuje nowy obraz tego wielkiego kraju. Jastrzębski wyrwał się z kajdan suchego reportażu oddając głos zwykłym ludziom, opowiadającym swoje historie. Żywa forma uwiarygadnia przekaz. Jednak ci, którzy spodziewają się znaleźć odpowiedź na pytanie czym jest Rosja, będą musieli obejść się smakiem. Nawet najobszerniejszy e-book nie będzie w stanie tego streścić. Jak powiedział Jastrzębski podczas spotkania autorskiego w Warszawie: sam do końca nie ogarniam.
To kolejna pozycja od reportera Polskiego Radia w portfolio wydawcy. Wcześniej poznaliśmy Amerykę z nieznanej strony, a tym razem… coś, co doskonale znamy? I właśnie dlatego warto „Matrioszkę Rosję i Jastrzębia” przeczytać – by przekonać się, że to kraj którego nie da się racjonalnie opisać. I przy okazji przekonać się, że wcale nie jest taki wrogi Polakom, jak myślą niektórzy opiniotwórcy.
Dym z wygaszanych grilli przesłania zachód słońca nad ogródkami działkowymi. Wtem spokój rozdziera eksplozja gardeł: „Hej! Hej! Heeeej sokoły!” Znana sprawa. Natomiast jeszcze przed kilku laty w biesiadnym repertuarze można było znaleźć hity eksportowe braci ze wschodu: „Kalinka moja” i „Biełyje rozy”. Gdzie się podziały tamte prywatki? No właśnie. Obecnie Rosję kojarzymy przede wszystkim z filmików z rejestratorów samochodowych. Ten hermetyczny obraz odczarowuje wieloletni korespondent Polskiego Radia w książce „Matrioszka Rosja i Jastrząb”.
A jest to obraz wielowymiarowy. Wskazówkę skrywa sam tytuł – Rosja jest jak matrioszka: pod każdą warstwą kryje się kolejna, różna od poprzedniej. Dopiero ta ostatnia, najmniejsza laleczka jest rdzeniem, duszą tego kraju. Aby do niej dotrzeć, trzeba być może poświęcić na to całe życie. Najbardziej dla mnie zabawnym faktem jest to, że pomimo względnej bliskości Rosji jest to wciąż dla nas niezbadany ląd. Ludzie wydają się tam jacyś inni: a to dzicy, a to zamknięci w sobie. Jak Berlioz i Iwan Bezdomny, na nieskończonej przestrzeni opustoszałych Patriarszych Prudów.
20 lat nadawania radiowych depesz ze wschodu nauczyło Macieja Jastrzębskiego rozumieć Rosję – a przynajmniej do tego zrozumienia znacząco przybliżyło. „Matrioszka Rosja i Jastrząb” składa się z siedmiu warstw, a każda z nich ukazuje nowy obraz tego wielkiego kraju. Jastrzębski wyrwał się z kajdan suchego reportażu oddając głos zwykłym ludziom, opowiadającym swoje historie. Żywa forma uwiarygadnia przekaz. Jednak ci, którzy spodziewają się znaleźć odpowiedź na pytanie czym jest Rosja, będą musieli obejść się smakiem. Nawet najobszerniejszy e-book nie będzie w stanie tego streścić. Jak powiedział Jastrzębski podczas spotkania autorskiego w Warszawie: sam do końca nie ogarniam.
To kolejna pozycja od reportera Polskiego Radia w portfolio wydawcy. Wcześniej poznaliśmy Amerykę z nieznanej strony, a tym razem… coś, co doskonale znamy? I właśnie dlatego warto „Matrioszkę Rosję i Jastrzębia” przeczytać – by przekonać się, że to kraj którego nie da się racjonalnie opisać. I przy okazji przekonać się, że wcale nie jest taki wrogi Polakom, jak myślą niektórzy opiniotwórcy.
splay.pl Łukasz Urynowicz, 2013-06-19