Recenzje
Interaktywna wizualizacja danych
Interaktywna wizualizacja danych
Z publikacji czytelnik dowie się, jak przygotować atrakcyjny wykres prezentujqcy nawet najbardziej skomplikowane dane, jak na posiadany wykres nanieść interaktywne dodatki, jak nakładać dane na mapy, pozna podstawy HTML-a, JavaScript oraz formatu SVG.
Z publikacji czytelnik dowie się, jak przygotować atrakcyjny wykres prezentujqcy nawet najbardziej skomplikowane dane, jak na posiadany wykres nanieść interaktywne dodatki, jak nakładać dane na mapy, pozna podstawy HTML-a, JavaScript oraz formatu SVG.
GEODETA 07/2015
Drony. Wprowadzenie
Nakładem wydawnictwa Helion ukazała się ksiqżka „Dreny. Wprowadzenie" - przewodnik dla przyszłych pilotów multikopterów. Z liczącej 112 ston publikacji czytelnik dowie się, co sprawia, że multi ko pte r lata, jak go bezpiecznie pilotować oraz jakie środki bezpieczeństwa należy zachować w trakcie pracy. Autor wskazuje na zalety i wady skonstruowania od podstaw własnej platformy oraz zakupu gotowego urządzenia. W kolejnych rozdziałach zawarte sq informacje, jak zmontować drona oraz opanować techniki jego pilotowania, jakie sq techniki lotu z kamerq oraz jak przygotować nagrany materiał do montażu. Dzięki tej książce czytelnik będzie mógł wybrać platformę dostosowaną do swoich potrzeb, zbudować drona i opanować sterowanie, poznać zasady bezpieczeństwa w trakcie lotu, przygotować zapierające dech w piersiach kadry z lotu ptaka. Autorem publikacji jest Ty Audronis, który od dekady zajmuje się filmowaniem z lotu ptaka z wykorzystaniem dronów. Napisał również wiele artykułów poświęconych multikopterom.
GEODETA 07/2015
Unthink. Obudź w sobie kreatywnego geniusza
Erik Wahl, artysta, pisarz i przedsiębiorca, zyskał międzynarodową sławę jako prowokujący do myślenia malarz graffiti i inspirujący mówca angażowany przez wielkie korporacje. W Unthink prezentuje pogląd, że geniusz twórczy nie jest wyłącznie domeną wielkich artystów - poetów, malarzy, pisarzy. Uważa, że kreatywność jest w nas wszystkich, że nią jesteśmy. Zdradza, że nie zawsze był artystą i dopiero po latach, gdy już całkiem stracił poczucie własnej wartości, na nowo odkrył w sobie odwagę tworzenia - pewność siebie, która drzemie w każdym z nas i która popycha nas do szukania własnej, indywidualnej ścieżki życia. Dzieli się swoją historią, by zainspirować innych do ich odkryć i zmiany. Umiejętność twórczego myślenia pozwala wyjść poza konwencje. Podsuwa niespodziewane rozwiązania problemów, z którymi samo logiczne podejście nie jest w stanie sobie poradzić. Wyzwolony umysł wynosi nas na coraz wyższe poziomy efektywności. Największy potencjał pojawia się właśnie wtedy, kiedy nieokiełznana wyobraźnia łączy się z myśleniem krytycznym. Książka Unthink jest wezwaniem do radykalnej zmiany sposobu myślenia i życia. Pokazuje, jak znaleźć i uwolnić z siebie ducha artysty, a potem wykorzystywać go zarówno do rozwiązywania problemów w pracy, jak i na co dzień, w sprawach ważnych i błahych. Przesunięcie granic tradycyjnego myślenia nada naszej codzienności nowych kolorów.
Personel i Zarządzanie 07/2015
100happydays, czyli jak się robi szczęście w 100 dni
Jeszcze nigdy w dziejach człowieka nie panował klimat bardziej sprzyjający rozprzestrzenianiu się rozmaitych trendów i mód. A w największym stopniu odpowiedzialne są za to z pewnością media społecznościowe, dzięki którym cały świat może niemal w ułamku sekundy pokochać lub znienawidzić – coś, kogoś, ideę… (z psychologicznego punktu widzenia, sam przedmiot staje się mniej istotny). Chociaż owe trendy i mody bywają różne – pozytywne i destrukcyjne – tym razem będzie bez malkontenctwa. Bo niedawno dowiedziałam się o idei „100 happydays”, która przerodziła się niemalże w światową akcję społeczną, a którą popieram całym sercem. I w kontekście której narzekanie i krytykowanie po prostu nie przystoi. Wyobraźcie sobie – to prawie tak, jakby nagle setki, tysiące, dziesiątki tysięcy ludzi na całym świecie (a może więcej) jednocześnie praktykowało psychologię pozytywną! Lub (jak pisze Mateusz Grzesiak, autor recenzowanej pozycji) – ćwiczyli pewien mięsień… mięsień szczęścia! A Ty, czy podejmiesz wyzwanie „100 happydays”? Czy potrafisz być szczęśliwy 100 dni z rzędu?
Ale na czym to wyzwanie właściwie polega? Jak czytamy we wstępie do książki pt.: „100 happydays, czyli jak się robi szczęście w 100 dni”, cała ta akcja zaczęła się od pewnego Ukraińca mieszkającego w Szwajcarii. Kiedy mężczyzna poczuł się nieszczęśliwy i zaczął doświadczać depresji, jego przyjaciele zaproponowali mu pewne ćwiczenie. Polegało ono na tym, by każdego dnia koncentrował się na tym, co go uszczęśliwia, a na dowód wykonania zadania, opublikował w Internecie zdjęcie (tej rzeczy lub aktywności). Przesłanie brzmiało: masz wiele powodów do radości i szczęścia, tylko ich nie dostrzegasz. Zmień to! Świadomie zacznij się koncentrować na tym, co już masz, zauważ to i doceń.
Jedną z osób, która się wyzwania „100 happydays” podjęła, był Mateusz Grzesiak, określający się mianem „międzynarodowego nauczyciela, psychologa, coacha i trenera”. Myślę, że jego „kontrowersyjnej” osoby przedstawiać nie trzeba. Grzesiak – jak sam pisze w wstępie – chciał, aby to zadanie niosło wartość użyteczną dla innych, dlatego zdecydował się na poszerzenie formuły wyzwania. W trakcie tych 100 dni nie tylko publikował zdjęcia na swoim profilu Facebookowym, ale tworzył rozbudowany wpis, a do każdego dodawał ćwiczenie. Owocem tego osobistego procesu jest książka, którą właśnie przeczytałam, ósma w jego dorobku.
Pozycja „100 happydays, czyli jak się robi szczęście w 100 dni” skonstruowana została w formie dziennika-pamiętnika. Po krótkim wstępie, Czytelnik znajdzie w niej dokładnie 100 wpisów, opatrzonych numerem, bez dat. Niektórym z nich towarzyszy zdjęcie (zazwyczaj prywatne), a każdy kończy się krótkim ćwiczeniem (coachingowym). Wpisy mają różny charakter, ale zazwyczaj stanowią osobistą refleksję autora i odnoszą się do jego wartości i stylu życia (m.in. – charakteru pracy, podróży, nauki różnych umiejętności, życia rodzinnego itd.). Co mnie zaskoczyło, szczególne miejsce w tej książce zajmuje kwestia narodowości, ponadnarodowości i polskości, a światowe obycie autora pozwala z innej perspektywy spojrzeć na wiele związanych z tym aspektów.
Po książkę „100 happydays, czyli…” sięgnęłam z ciekawości i dla inspiracji. Do końca nie wiedziałam, czego się spodziewać – czy treści osobistych, czy też bardziej uniwersalnych mini-lekcji motywacyjnych. Tak jak przypuszczałam – autor starał się jednocześnie zrealizować dwa (a nawet trzy) cele – dzielić swoim przesłaniem, budować swój wizerunek (a może raczej – podtrzymywać), a także – umiejętnie odsyłać do swoich pozostałych produktów, czyli sprzedawać. Chociaż przekaz Grzesiaka bywa niewątpliwie inspirujący i motywujący, często raził mnie jego charakterystyczny styl – znajdujący się na cienkiej granicy pomiędzy ogromną pewnością siebie a arogancją i pychą. A to nie pozwoliło mi, niestety, do końca skoncentrować się na samym przekazie i ocenić jego autentycznej wartości. Tym bardziej, że trudno poddać krytycznej ocenie tak osobistą treść – bo według jakich kryteriów? Jedynym, według mnie akceptowalnym kryterium oceny w tym przypadku, jest kryterium wartości (użyteczności) dla innych – do którego odwołuje się zresztą autor we wstępie. Tymczasem, według mnie, poszczególne wpisy i proponowane ćwiczenia mają różną wartość merytoryczną – od inspirujących mini-mów motywacyjnych i zadań coachingowych pogłębiających wgląd i samoświadomość do… niewiele wnoszących, podbudowujących ego (raczej autora…) rad.
Uważam, że książkę „100 happydays…” należy polecić przede wszystkim fanom Mateusza Grzesiaka, szczególnie tym, którzy chcą poznać jego bardziej prywatne oblicze – np. relacji z najbliższą rodziną. Jestem przekonana, że dla osób, którym jego styl odpowiada, recenzowana publikacja będzie inspirującą lekturą, czy też świetnym prezentem.
Podsumowując, pozycję „100 happydays…” trudno mi jednoznacznie ocenić; polecić bądź odradzić, ponieważ do grona fanów i wielbicieli Mateusza Grzesiaka się nie zaliczam, a jego prywatne życie nie leży w obszarze moich zainteresowań. Chociaż wyniosłam z niej garść inspiracji (np. do tego, by więcej myśleć w kategoriach biznesowych) i ćwiczeń, moje odczucia pozostają bardzo mieszane (czy książka ta jest warta swojej ceny?).
Z całą pewnością zgadzam się jednak z przesłaniem poniższych słów autora:
„Zauważyłem, że gdy mam plan i kolejny post z serii do napisania, to szukam okazji do szczęścia. A kiedy szukam szczęścia, to je osiągam. Szczęście się nie przydarza – jest wynikiem świadomego filtrowania rzeczywistości i na pewno dzięki temu, że opisywałem te wszystkie dni, więcej go dostrzegałem. Szczęście się planuje” (s. 300).
Ale na czym to wyzwanie właściwie polega? Jak czytamy we wstępie do książki pt.: „100 happydays, czyli jak się robi szczęście w 100 dni”, cała ta akcja zaczęła się od pewnego Ukraińca mieszkającego w Szwajcarii. Kiedy mężczyzna poczuł się nieszczęśliwy i zaczął doświadczać depresji, jego przyjaciele zaproponowali mu pewne ćwiczenie. Polegało ono na tym, by każdego dnia koncentrował się na tym, co go uszczęśliwia, a na dowód wykonania zadania, opublikował w Internecie zdjęcie (tej rzeczy lub aktywności). Przesłanie brzmiało: masz wiele powodów do radości i szczęścia, tylko ich nie dostrzegasz. Zmień to! Świadomie zacznij się koncentrować na tym, co już masz, zauważ to i doceń.
Jedną z osób, która się wyzwania „100 happydays” podjęła, był Mateusz Grzesiak, określający się mianem „międzynarodowego nauczyciela, psychologa, coacha i trenera”. Myślę, że jego „kontrowersyjnej” osoby przedstawiać nie trzeba. Grzesiak – jak sam pisze w wstępie – chciał, aby to zadanie niosło wartość użyteczną dla innych, dlatego zdecydował się na poszerzenie formuły wyzwania. W trakcie tych 100 dni nie tylko publikował zdjęcia na swoim profilu Facebookowym, ale tworzył rozbudowany wpis, a do każdego dodawał ćwiczenie. Owocem tego osobistego procesu jest książka, którą właśnie przeczytałam, ósma w jego dorobku.
Pozycja „100 happydays, czyli jak się robi szczęście w 100 dni” skonstruowana została w formie dziennika-pamiętnika. Po krótkim wstępie, Czytelnik znajdzie w niej dokładnie 100 wpisów, opatrzonych numerem, bez dat. Niektórym z nich towarzyszy zdjęcie (zazwyczaj prywatne), a każdy kończy się krótkim ćwiczeniem (coachingowym). Wpisy mają różny charakter, ale zazwyczaj stanowią osobistą refleksję autora i odnoszą się do jego wartości i stylu życia (m.in. – charakteru pracy, podróży, nauki różnych umiejętności, życia rodzinnego itd.). Co mnie zaskoczyło, szczególne miejsce w tej książce zajmuje kwestia narodowości, ponadnarodowości i polskości, a światowe obycie autora pozwala z innej perspektywy spojrzeć na wiele związanych z tym aspektów.
Po książkę „100 happydays, czyli…” sięgnęłam z ciekawości i dla inspiracji. Do końca nie wiedziałam, czego się spodziewać – czy treści osobistych, czy też bardziej uniwersalnych mini-lekcji motywacyjnych. Tak jak przypuszczałam – autor starał się jednocześnie zrealizować dwa (a nawet trzy) cele – dzielić swoim przesłaniem, budować swój wizerunek (a może raczej – podtrzymywać), a także – umiejętnie odsyłać do swoich pozostałych produktów, czyli sprzedawać. Chociaż przekaz Grzesiaka bywa niewątpliwie inspirujący i motywujący, często raził mnie jego charakterystyczny styl – znajdujący się na cienkiej granicy pomiędzy ogromną pewnością siebie a arogancją i pychą. A to nie pozwoliło mi, niestety, do końca skoncentrować się na samym przekazie i ocenić jego autentycznej wartości. Tym bardziej, że trudno poddać krytycznej ocenie tak osobistą treść – bo według jakich kryteriów? Jedynym, według mnie akceptowalnym kryterium oceny w tym przypadku, jest kryterium wartości (użyteczności) dla innych – do którego odwołuje się zresztą autor we wstępie. Tymczasem, według mnie, poszczególne wpisy i proponowane ćwiczenia mają różną wartość merytoryczną – od inspirujących mini-mów motywacyjnych i zadań coachingowych pogłębiających wgląd i samoświadomość do… niewiele wnoszących, podbudowujących ego (raczej autora…) rad.
Uważam, że książkę „100 happydays…” należy polecić przede wszystkim fanom Mateusza Grzesiaka, szczególnie tym, którzy chcą poznać jego bardziej prywatne oblicze – np. relacji z najbliższą rodziną. Jestem przekonana, że dla osób, którym jego styl odpowiada, recenzowana publikacja będzie inspirującą lekturą, czy też świetnym prezentem.
Podsumowując, pozycję „100 happydays…” trudno mi jednoznacznie ocenić; polecić bądź odradzić, ponieważ do grona fanów i wielbicieli Mateusza Grzesiaka się nie zaliczam, a jego prywatne życie nie leży w obszarze moich zainteresowań. Chociaż wyniosłam z niej garść inspiracji (np. do tego, by więcej myśleć w kategoriach biznesowych) i ćwiczeń, moje odczucia pozostają bardzo mieszane (czy książka ta jest warta swojej ceny?).
Z całą pewnością zgadzam się jednak z przesłaniem poniższych słów autora:
„Zauważyłem, że gdy mam plan i kolejny post z serii do napisania, to szukam okazji do szczęścia. A kiedy szukam szczęścia, to je osiągam. Szczęście się nie przydarza – jest wynikiem świadomego filtrowania rzeczywistości i na pewno dzięki temu, że opisywałem te wszystkie dni, więcej go dostrzegałem. Szczęście się planuje” (s. 300).
moznaprzeczytac.pl MN
Radzka radzi: Tobie dobrze w tym!
No hej:)
Zapewne każda z Was kojarzy ten dżingiel z jutuba;) Lata obserwacji, inspiracji, subskrypcji i stało się! Radzka napisała książkę, a właściwie poradnik o tym, jak dobrze wyglądać.
Mamy tu też doskonały dowód na to, że marzenia się spełniają i warto dążyć do celu:)
Książka napisana jest bardzo rzeczowo, prosto i jasno. Podzielona na części ułatwiające poruszanie się w gęstwinie modowych labiryntów
i objaśniająca wszelkie zagadki i nowe trendy;) Najbardziej przydatna według mnie jest część o kolorach i typach sylwetek, a także ciuchach im sprzyjających;) Wiedza tego typu przyda się każdej z nas w życiu codziennym, biznesowym i na wielkie okazje...
Niestety, jak dla mnie, nie ma tu nic nowego, odkrywczego. Proponowane zestawy są raczej zachowawcze i ciotkowate;) Bardzo przypomina mi pierwszą książkę Mai Sablewskiej. Taki zestaw komplecików bezpiecznych, monochromatycznych, korporacyjnych... A może po prostu obie te książki zostały wpasowane w polskie standardy mody ciągle szarawej, bez polotu, kopiowanej na wielu blogach, w oparciu o ciuchy
z sieciówek - praktycznie jak z wystaw sklepowych? Nie wiem, nie mnie oceniać, bo ja nie lubię wpasowywać się w kanony i chodzić utartymi szlakami;)
Zapewne każda z Was kojarzy ten dżingiel z jutuba;) Lata obserwacji, inspiracji, subskrypcji i stało się! Radzka napisała książkę, a właściwie poradnik o tym, jak dobrze wyglądać.
Mamy tu też doskonały dowód na to, że marzenia się spełniają i warto dążyć do celu:)
Książka napisana jest bardzo rzeczowo, prosto i jasno. Podzielona na części ułatwiające poruszanie się w gęstwinie modowych labiryntów
i objaśniająca wszelkie zagadki i nowe trendy;) Najbardziej przydatna według mnie jest część o kolorach i typach sylwetek, a także ciuchach im sprzyjających;) Wiedza tego typu przyda się każdej z nas w życiu codziennym, biznesowym i na wielkie okazje...
Niestety, jak dla mnie, nie ma tu nic nowego, odkrywczego. Proponowane zestawy są raczej zachowawcze i ciotkowate;) Bardzo przypomina mi pierwszą książkę Mai Sablewskiej. Taki zestaw komplecików bezpiecznych, monochromatycznych, korporacyjnych... A może po prostu obie te książki zostały wpasowane w polskie standardy mody ciągle szarawej, bez polotu, kopiowanej na wielu blogach, w oparciu o ciuchy
z sieciówek - praktycznie jak z wystaw sklepowych? Nie wiem, nie mnie oceniać, bo ja nie lubię wpasowywać się w kanony i chodzić utartymi szlakami;)
Dobra Karma Iwony Iwona Borowiec-Ziemnicka