Recenzje
Bez glutenu. Bez wyrzeczeń. Natchnione przepisy dla bezglutenowców, wegetarian i całej reszty świata
O diecie bezglutenowej w ostatnim czasie zrobiło się głośno. Niektórzy twierdzą nawet, że mamy do czynienia ze swoistą moda na niejedzenie glutenu. Rzeczywiście wiele osób, które ze swojej diety wykluczyły pszenicę i inne zawierające gluten produkty, twierdzi, że po przejściu na taką dietę czują się lepiej, mają więcej energii a ich waga jest wprost idealna. Prawda jest jednak taka, że moda modą, a coraz więcej osób naprawdę cierpi z powodu nietolerancji glutenu, alergii na gluten lub też celiakii. Leczenie tych wszystkich chorób polega właściwie tylko na stosowaniu ścisłej diety. Dla wielu ludzi diagnoza lekarska brzmi niemal jak wyrok, bo nagle muszą zrezygnować z tak lubianych przecież ciast, makaronów, tradycyjnego pieczywa. To właśnie z myślą o takich ludziach powstała książka Weroniki Madejskiej „Bez glutenu. Bez wyrzeczeń".
Choć książek o diecie bezglutenowej na rynku jest obecnie wiele, ta na ich tle wyróżnia się tym, że jest bardzo osobista. Być może brzmi to dziwnie w kontekście książki kucharskiej, którą w gruncie rzeczy jest ta pozycja, ale tak właśnie jest. Autorka, która znana jest części czytelników z tego, że prowadzi bloga natchniona.pl, we wstępie do książki dzieli się swoimi doświadczeniami, opowiada swoją historię, począwszy od momentu, gdy w wieku dwunastu lat zdiagnozowano u niej właśnie nietolerancję glutenu i gdy musiała przejść na dietę bezglutenową. We wstępie możemy przeczytać, jak wielką tragedią dla kilkunastoletniej dziewczynki było zrezygnowanie z dotychczasowych nawyków, jak trudne okazywały się wizyty u rodziny czy znajomych i jak bardzo trzeba było się namęczyć, by zdobyć zdrowe, bezglutenowe produkty spożywcze. Autorka opowiada też , w jaki sposób zaczęła gotować, jak trudne były początki poszukiwania receptury idealnego chleba czy też biszkoptu bez glutenu. W rezultacie tych poszukiwań powstał blog, a potem także książka. Książka, która powinna być pozycją obowiązkową dla wszystkich, dla których gotowanie bez glutenu jest koniecznością.
Książka nie jest długa. Można powiedzieć, że wypada wręcz blado na tle innych książek poświęconych bezglutenowej diecie, jeśli chodzi o ilość przepisów. Oczywiście, jako osoba żywo zainteresowana tematem bardzo chciałabym, żeby tych przepisów było więcej, ale prawda jest też taka, że wszystkie przepisy podane w książce są po prostu rewelacyjne. Mają kilka niekwestionowanych zasad: po pierwsze są proste, po drugie do przyrządzenia potraw nie potrzeba wielu wymyślnych i drogich składników, po trzecie potrawy przygotowane na podstawie potraw Weroniki Madejskiej są po prostu bardzo smaczne.
Bardzo podoba mi się także układ przepisów w książce. Zostały one podzielone według posiłków. Mamy więc rozdział poświęcony potrawom idealnym na śniadania, obiady i kolacje, a także tortom i ciastom oraz innym deserom. Taki układ sprawia, że bardzo łatwo jest pracować z książką, jeśli szuka się w niej inspiracji do codziennego jadłospisu dla siebie i swojej rodziny. Przepisy podane są w bardzo przejrzysty sposób i korzystanie z nich jest po prostu wielką przyjemnością.
Na uwagę zasługuje także samo wydanie książki. Większość przepisów okraszona została fantastycznymi zdjęciami prezentującymi poszczególne potrawy. Oglądając te fotografie po prostu miałam ochotę natychmiast ruszyć do kuchni i gotować! Na niektórych zdjęciach widać też samą autorkę. Aż dziw bierze, że to taka młoda dziewczyna! Tym bardziej należą jej się brawa za przygotowanie i wydanie tak cudownej książki, która, jak wierzę, stanie się fantastycznym drogowskazem dla osób będących na diecie bezglutenowej, rodziców dzieci z alergią na gluten lub chorujących na celiakię i wszystkich, którzy z wyboru eliminują gluten ze swojej diety.
Dodać tu trzeba, że wszystkie przepisy podane przez Weronikę Madejską są wegetariańskie i zdrowe. Autorka sama z resztą wspomina w książce o tym, że zdrowe żywienie nie polega jedynie na wyeliminowaniu glutenu, a do tego, żeby naprawdę zdrowo się odżywiać, po prostu trzeba dojść, dużo się ucząc. Sama Weronika Madejska jest zresztą wegetarianką i po prostu, jak twierdzi, nie mogła niewegetariańskich przepisów umieścić w swojej książce.
Książkę polecam wszystkim. Na pewno tym, którzy są zmuszeni, z różnych względów, do eliminacji glutenu z diety. Ale i tym, którzy po prostu chcą się zdrowo odżywiać.
Choć książek o diecie bezglutenowej na rynku jest obecnie wiele, ta na ich tle wyróżnia się tym, że jest bardzo osobista. Być może brzmi to dziwnie w kontekście książki kucharskiej, którą w gruncie rzeczy jest ta pozycja, ale tak właśnie jest. Autorka, która znana jest części czytelników z tego, że prowadzi bloga natchniona.pl, we wstępie do książki dzieli się swoimi doświadczeniami, opowiada swoją historię, począwszy od momentu, gdy w wieku dwunastu lat zdiagnozowano u niej właśnie nietolerancję glutenu i gdy musiała przejść na dietę bezglutenową. We wstępie możemy przeczytać, jak wielką tragedią dla kilkunastoletniej dziewczynki było zrezygnowanie z dotychczasowych nawyków, jak trudne okazywały się wizyty u rodziny czy znajomych i jak bardzo trzeba było się namęczyć, by zdobyć zdrowe, bezglutenowe produkty spożywcze. Autorka opowiada też , w jaki sposób zaczęła gotować, jak trudne były początki poszukiwania receptury idealnego chleba czy też biszkoptu bez glutenu. W rezultacie tych poszukiwań powstał blog, a potem także książka. Książka, która powinna być pozycją obowiązkową dla wszystkich, dla których gotowanie bez glutenu jest koniecznością.
Książka nie jest długa. Można powiedzieć, że wypada wręcz blado na tle innych książek poświęconych bezglutenowej diecie, jeśli chodzi o ilość przepisów. Oczywiście, jako osoba żywo zainteresowana tematem bardzo chciałabym, żeby tych przepisów było więcej, ale prawda jest też taka, że wszystkie przepisy podane w książce są po prostu rewelacyjne. Mają kilka niekwestionowanych zasad: po pierwsze są proste, po drugie do przyrządzenia potraw nie potrzeba wielu wymyślnych i drogich składników, po trzecie potrawy przygotowane na podstawie potraw Weroniki Madejskiej są po prostu bardzo smaczne.
Bardzo podoba mi się także układ przepisów w książce. Zostały one podzielone według posiłków. Mamy więc rozdział poświęcony potrawom idealnym na śniadania, obiady i kolacje, a także tortom i ciastom oraz innym deserom. Taki układ sprawia, że bardzo łatwo jest pracować z książką, jeśli szuka się w niej inspiracji do codziennego jadłospisu dla siebie i swojej rodziny. Przepisy podane są w bardzo przejrzysty sposób i korzystanie z nich jest po prostu wielką przyjemnością.
Na uwagę zasługuje także samo wydanie książki. Większość przepisów okraszona została fantastycznymi zdjęciami prezentującymi poszczególne potrawy. Oglądając te fotografie po prostu miałam ochotę natychmiast ruszyć do kuchni i gotować! Na niektórych zdjęciach widać też samą autorkę. Aż dziw bierze, że to taka młoda dziewczyna! Tym bardziej należą jej się brawa za przygotowanie i wydanie tak cudownej książki, która, jak wierzę, stanie się fantastycznym drogowskazem dla osób będących na diecie bezglutenowej, rodziców dzieci z alergią na gluten lub chorujących na celiakię i wszystkich, którzy z wyboru eliminują gluten ze swojej diety.
Dodać tu trzeba, że wszystkie przepisy podane przez Weronikę Madejską są wegetariańskie i zdrowe. Autorka sama z resztą wspomina w książce o tym, że zdrowe żywienie nie polega jedynie na wyeliminowaniu glutenu, a do tego, żeby naprawdę zdrowo się odżywiać, po prostu trzeba dojść, dużo się ucząc. Sama Weronika Madejska jest zresztą wegetarianką i po prostu, jak twierdzi, nie mogła niewegetariańskich przepisów umieścić w swojej książce.
Książkę polecam wszystkim. Na pewno tym, którzy są zmuszeni, z różnych względów, do eliminacji glutenu z diety. Ale i tym, którzy po prostu chcą się zdrowo odżywiać.
Sztukater.pl Sonrisa
Dziennik diety. Szczuplej dzień po dniu! Wydanie 2
Wiele osób boryka się z niedoskonałościami swojej figury. Za dużo, za mało, za pełnie, za kościste, nie takie jak być powinno, nieodpowiednie... Każdy chciałby wyglądać inaczej niż wygląda aktualnie. Nawet panie uznawane za najpiękniejsze na świecie mają kompleksy i chociaż jeden element figury chętnie by zmieniły. Teoretycznie zdajemy sobie sprawę, że panie w magazynach modowych są maksymalnie poprawiane i retuszowane, ale serce wzdycha, widząc idealnie gładkie ciała modelek. Płaczemy i przechodzimy na kolejną dietę cud, która kończy się fiaskiem i wciągnięciem w siebie tortu, frytek, pizzy i kebaba. Na raz. To naturalne, że w takim wypadku ogarnia nas zniechęcenie i awersja do wszelkich diet. Skoro znowu nie wyszło, to znaczy że coś jest albo z dietą nie tak, albo ze mną sama. Tak rozpoczyna się spirala samo-nienawiści. Z ratunkiem przychodzi „Dziennik diety. Szczuplej dzień po dniu – wydanie 2" wielu autorek: Barbara Dąbrowska-Górska, Magdalena Jarzynka-Jendrzejewska,Ewa Sypnik-Pogorzelska.
„Twierdzę, że przyjemności należy unikać, jeśli ich skutkiem ma być większe od nich cierpienie, a pożądać tych cierpień, które przyniosą większą niż one przyjemność"
Zacznę od poniedziałku. Od nowego roku. Od jutra. Dziś zrobię sobie jedzeniową balangę, ale potem to już przysięgam, że nawet jednego ciasteczka nie zjem. Czy to brzmi znajomo? Na pewno dla bardzo wielu osób, które borykały się z nadmiarem kilogramów. Słyszeliście pewnie jak ważna jest motywacja i że bez niej się nic nie osiągnie. To prawda, dlatego też odchudzanie trzeba zacząć od dziś. Badania dowodzą, że osoby, które notują przebieg odchudzania osiągają znaczenie lepsze wyniki. To fakt, dlatego dlaczego by tego nie wykorzystać? Przecież to takie proste, nie wymaga od nas praktycznie niczego, a efekty mogą być spektakularne. Taki dziennik będzie nas kontrolował. Sprawi, że zauważymy nasze złe przyzwyczajenia, a dostrzeżenie ich to już bardzo dużo i to pierwszy krok do tego, by je wyeliminować.
Autorki "Dziennika diety. Szczuplej dzień po dniu. Wydanie II" pracują w poradni dietetycznej Dietosfera (www.dietosfera.pl) i wciąż poszukują rozwiązań ułatwiających pacjentom odniesienie sukcesu w odchudzaniu. Jednym z najskuteczniejszych narzędzi ich pracy jest dziennik, który powstał w odpowiedzi na potrzeby osób stosujących dietę. Specjaliści z Dietosfery uwzględnili w nim wszystkie elementy pozwalające śledzić proces odchudzania, utrzymywać motywację i obserwować postępy. (ze strony sensus).
Jak wygląda ten dziennik? W tej publikacji znajduje się tabelka, w której jest 5 rubryk – śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja i podjadanie. Do każdego posiłku dopisuje się czas, miejsce i skalę głodu. Największa rubryka jest do opisania, co to za posiłek, z czego się składał i jakiej był wielkości. Często pod tabelką jest rozpiska, dzięki której można się sprawdzić. Rozpiska dotyczy tego, czy przyjęliśmy wystarczającą ilość danego pokarmu np. owoców, warzyw, produktów zbożowych, ale też czy wykonaliśmy dzienny trening. Często dopisywane są triki przydatne przy odchudzaniu, a także różnorakie zamienniki tuczących pokarmów. Do tej tabelki dołączane są opisy różnych superproduktów, które są dobrze opisane, a także zaprezentowane zostało jak je przyrządzać, by były pyszne, a także dobre dla naszej sylwetki.
Bardzo dobrze oceniam ten dziennik. Zapisywanie posiłków szybko wchodzi w nawyk i daje faktyczne rezultaty.
„Twierdzę, że przyjemności należy unikać, jeśli ich skutkiem ma być większe od nich cierpienie, a pożądać tych cierpień, które przyniosą większą niż one przyjemność"
Zacznę od poniedziałku. Od nowego roku. Od jutra. Dziś zrobię sobie jedzeniową balangę, ale potem to już przysięgam, że nawet jednego ciasteczka nie zjem. Czy to brzmi znajomo? Na pewno dla bardzo wielu osób, które borykały się z nadmiarem kilogramów. Słyszeliście pewnie jak ważna jest motywacja i że bez niej się nic nie osiągnie. To prawda, dlatego też odchudzanie trzeba zacząć od dziś. Badania dowodzą, że osoby, które notują przebieg odchudzania osiągają znaczenie lepsze wyniki. To fakt, dlatego dlaczego by tego nie wykorzystać? Przecież to takie proste, nie wymaga od nas praktycznie niczego, a efekty mogą być spektakularne. Taki dziennik będzie nas kontrolował. Sprawi, że zauważymy nasze złe przyzwyczajenia, a dostrzeżenie ich to już bardzo dużo i to pierwszy krok do tego, by je wyeliminować.
Autorki "Dziennika diety. Szczuplej dzień po dniu. Wydanie II" pracują w poradni dietetycznej Dietosfera (www.dietosfera.pl) i wciąż poszukują rozwiązań ułatwiających pacjentom odniesienie sukcesu w odchudzaniu. Jednym z najskuteczniejszych narzędzi ich pracy jest dziennik, który powstał w odpowiedzi na potrzeby osób stosujących dietę. Specjaliści z Dietosfery uwzględnili w nim wszystkie elementy pozwalające śledzić proces odchudzania, utrzymywać motywację i obserwować postępy. (ze strony sensus).
Jak wygląda ten dziennik? W tej publikacji znajduje się tabelka, w której jest 5 rubryk – śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja i podjadanie. Do każdego posiłku dopisuje się czas, miejsce i skalę głodu. Największa rubryka jest do opisania, co to za posiłek, z czego się składał i jakiej był wielkości. Często pod tabelką jest rozpiska, dzięki której można się sprawdzić. Rozpiska dotyczy tego, czy przyjęliśmy wystarczającą ilość danego pokarmu np. owoców, warzyw, produktów zbożowych, ale też czy wykonaliśmy dzienny trening. Często dopisywane są triki przydatne przy odchudzaniu, a także różnorakie zamienniki tuczących pokarmów. Do tej tabelki dołączane są opisy różnych superproduktów, które są dobrze opisane, a także zaprezentowane zostało jak je przyrządzać, by były pyszne, a także dobre dla naszej sylwetki.
Bardzo dobrze oceniam ten dziennik. Zapisywanie posiłków szybko wchodzi w nawyk i daje faktyczne rezultaty.
Sztukater.pl Scarlett
Dziennik diety. Szczuplej dzień po dniu! Wydanie 2
Nie znam kobiety, która przynajmniej raz w życiu nie byłaby na diecie. Coraz częściej kwestie zrzucania zbędnych kilogramów zaprzątają także głowy panów. Ostatnio byłam świadkiem rozmowy mężczyzn w tak zwanej sile wieku, którzy porównywali ze sobą różne diety i przede wszystkim ich skuteczność. Z rozmowy wynikało, że zrzucenie zbędnych kilogramów i uporanie się z tkanką tłuszczową wcale nie jest proste. Znając przyzwyczajenia tych osób (są to moi dobrzy znajomi), mogę dokładnie powiedzieć, czemu ta jest: zbyt obfite i późne posiłki, wieczne podjadanie w pracy czy przed telewizorem, zbyt mała aktywność fizyczna. Jeśli dodać do tego jeszcze wybór takich produktów spożywczych, których skład pozostawia wiele do życzenia, wyraźnie widać, że kolejna porażka, jeśli chodzi o efekty odchudzania, jest po prostu pewna. Tymczasem wystarczyłoby tylko troszkę wytrwałości i zwracanie uwagi na swoje nawyki żywieniowe. Pomóc w tym może „Dziennik diety" stworzony przez trzy doświadczone dietetyczki.
Pozycja ta od razu przyciągnęła moją uwagę. Nie od dziś wiadomo, że zapisywanie wszystkich zjadanych w ciągu dnia posiłków znacznie pomaga w zrzucaniu wagi. Wystarczy jedynie być szczerym z samym sobą i uczciwie zapisywać każdą, nawet najmniejszą przekąskę. Już tygodniowe notatki pozwolą przeanalizować swój codzienny jadłospis i odkryć, które nawyki skutecznie przeszkadzają w uzyskaniu wymarzonej sylwetki. Oczywiście można takie notatki prowadzić w zwykłym notesie. Po przejrzeniu „Dziennika diety' mogę jednak zapewnić – ten gotowy notatnik jest bardzo wygodny i praktyczny. Jeśli poważnie podchodzimy do swojego zdrowia i odchudzania, warto się w niego zaopatrzyć.
Co sprawia, że pozycja ta jest godna uwagi? Przede wszystkim krótki, ale zawierający wiele cennych informacji na temat tego, co zrobić, by skutecznie się odchudzać wstęp. Znaleźć tu można nie tylko prostą instrukcję wypełniania samego dziennika, ale także elementy dietetycznego coachingu. Cały „Dziennik diety' zresztą został stworzony w taki sposób, by nie tylko pomagać w kontrolowaniu swojej diety, ale także motywować. Oprócz zawierającego naprawdę istotne informacje wstępu, w książce znaleźć można kartę „O mnie", gdzie wpisać należy swoją aktualną masę ciała, a przede wszystkim zdefiniować cel, powód, dla jakiego przechodzimy na dietę. Następnie należy sumiennie wypełniać każdą stronę, która odpowiada jednemu dniu. Dodatkowo na stronie tej, oprócz funkcjonalnej i przejrzystej tabelki, do której wpisujemy informacje o wszystkim, co jemy, znajdują się ciekawe porady dotyczące na przykład tego w jaki sposób ograniczyć ilość spożywanych kalorii poprzez wybieranie zdrowszych produktów.
Na początku każdego tygodnia opisano jeden artykuł spożywczy, który warto wprowadzić do diety oraz podano kilka przepisów z jego wykorzystaniem. Z kolei pod koniec tygodnia można sprawdzić swoje postępy, poprzez zapisanie aktualnej wagi czy też obwodu w pasie. „Dzienni diety" uzupełniono również o motywujące cytaty.
Oczywiście sam zakup tej pozycji nie zagwarantuje jeszcze spektakularnych efektów kuracji odchudzającej. Niewątpliwie jednak wypełnianie kolejnych stron, stosowanie się do uwag autorek, może pomóc osiągnąć sukces i zyskać zdrową, smukłą sylwetkę, a przede wszystkim dobre samopoczucie.
Autorki we wstępie twierdzą, że jest to dziennik, który z powodzeniem stosować może każdy, niezależnie od diety. Trzeba jednak przyznać, że kierują się tutaj zasadami ogólnie przyjętej dietetyki klinicznej. Osoby, które wybrały dietę wegetariańską lub wegańską oczywiście również mogą z dziennika korzystać, zmieniając jednak niektóre punkty w dzienniku lub po prostu ignorując pewne informacje. Sama, jako osoba niejedząca mięsa, próbowałam w dzienniku opisywać swoją dietę z założeniem, że po kilkutygodniowej kuracji nie tyle będę szczuplejsza, co całkowicie przejdę na weganizm. Oczywiście musiałam pewne punkty, jakie znalazłam w zaleceniach autorek „Dziennika diety" zmodyfikować. Ale i tak książka pozwoliła mi łatwiej śledzić swoje postępy, sprawdzać, czy moja dieta, z które wyeliminowałam produkty odzwierzęce, jest nadal pełnowartościowa. Mogę więc powiedzieć, że „Dziennik diety' sprawdza się w każdej sytuacji.
Na uwagę zasługuje również fakt, że to pozycja pięknie wydana, wygodna w użyciu, bo z powodzeniem zmieści się do plecaka czy torebki. Korzystanie z niej nie tylko motywuje, ale również za każdym razem, gdy mamy ochotę sięgnąć po jakiś niezdrowy, wysokokaloryczny posiłek, każe się trzy razy nad tym zastanowić. Polecam więc każdemu, kto chce schudnąć lub zmienić swoje nawyki żywieniowe na lepsze. Trzeba jednak pamiętać, że by „Dziennik diety" spełnił swoją funkcję, trzeba z niego korzystać. Sumiennie i uczciwie.
Pozycja ta od razu przyciągnęła moją uwagę. Nie od dziś wiadomo, że zapisywanie wszystkich zjadanych w ciągu dnia posiłków znacznie pomaga w zrzucaniu wagi. Wystarczy jedynie być szczerym z samym sobą i uczciwie zapisywać każdą, nawet najmniejszą przekąskę. Już tygodniowe notatki pozwolą przeanalizować swój codzienny jadłospis i odkryć, które nawyki skutecznie przeszkadzają w uzyskaniu wymarzonej sylwetki. Oczywiście można takie notatki prowadzić w zwykłym notesie. Po przejrzeniu „Dziennika diety' mogę jednak zapewnić – ten gotowy notatnik jest bardzo wygodny i praktyczny. Jeśli poważnie podchodzimy do swojego zdrowia i odchudzania, warto się w niego zaopatrzyć.
Co sprawia, że pozycja ta jest godna uwagi? Przede wszystkim krótki, ale zawierający wiele cennych informacji na temat tego, co zrobić, by skutecznie się odchudzać wstęp. Znaleźć tu można nie tylko prostą instrukcję wypełniania samego dziennika, ale także elementy dietetycznego coachingu. Cały „Dziennik diety' zresztą został stworzony w taki sposób, by nie tylko pomagać w kontrolowaniu swojej diety, ale także motywować. Oprócz zawierającego naprawdę istotne informacje wstępu, w książce znaleźć można kartę „O mnie", gdzie wpisać należy swoją aktualną masę ciała, a przede wszystkim zdefiniować cel, powód, dla jakiego przechodzimy na dietę. Następnie należy sumiennie wypełniać każdą stronę, która odpowiada jednemu dniu. Dodatkowo na stronie tej, oprócz funkcjonalnej i przejrzystej tabelki, do której wpisujemy informacje o wszystkim, co jemy, znajdują się ciekawe porady dotyczące na przykład tego w jaki sposób ograniczyć ilość spożywanych kalorii poprzez wybieranie zdrowszych produktów.
Na początku każdego tygodnia opisano jeden artykuł spożywczy, który warto wprowadzić do diety oraz podano kilka przepisów z jego wykorzystaniem. Z kolei pod koniec tygodnia można sprawdzić swoje postępy, poprzez zapisanie aktualnej wagi czy też obwodu w pasie. „Dzienni diety" uzupełniono również o motywujące cytaty.
Oczywiście sam zakup tej pozycji nie zagwarantuje jeszcze spektakularnych efektów kuracji odchudzającej. Niewątpliwie jednak wypełnianie kolejnych stron, stosowanie się do uwag autorek, może pomóc osiągnąć sukces i zyskać zdrową, smukłą sylwetkę, a przede wszystkim dobre samopoczucie.
Autorki we wstępie twierdzą, że jest to dziennik, który z powodzeniem stosować może każdy, niezależnie od diety. Trzeba jednak przyznać, że kierują się tutaj zasadami ogólnie przyjętej dietetyki klinicznej. Osoby, które wybrały dietę wegetariańską lub wegańską oczywiście również mogą z dziennika korzystać, zmieniając jednak niektóre punkty w dzienniku lub po prostu ignorując pewne informacje. Sama, jako osoba niejedząca mięsa, próbowałam w dzienniku opisywać swoją dietę z założeniem, że po kilkutygodniowej kuracji nie tyle będę szczuplejsza, co całkowicie przejdę na weganizm. Oczywiście musiałam pewne punkty, jakie znalazłam w zaleceniach autorek „Dziennika diety" zmodyfikować. Ale i tak książka pozwoliła mi łatwiej śledzić swoje postępy, sprawdzać, czy moja dieta, z które wyeliminowałam produkty odzwierzęce, jest nadal pełnowartościowa. Mogę więc powiedzieć, że „Dziennik diety' sprawdza się w każdej sytuacji.
Na uwagę zasługuje również fakt, że to pozycja pięknie wydana, wygodna w użyciu, bo z powodzeniem zmieści się do plecaka czy torebki. Korzystanie z niej nie tylko motywuje, ale również za każdym razem, gdy mamy ochotę sięgnąć po jakiś niezdrowy, wysokokaloryczny posiłek, każe się trzy razy nad tym zastanowić. Polecam więc każdemu, kto chce schudnąć lub zmienić swoje nawyki żywieniowe na lepsze. Trzeba jednak pamiętać, że by „Dziennik diety" spełnił swoją funkcję, trzeba z niego korzystać. Sumiennie i uczciwie.
Sztukater.pl Sonrisa
Kodeks wygranych. X przykazań człowieka sukcesu. Wydanie 2
Znacie to uczucie, kiedy nic Wam się nie chce? Wszystko się wydaje bez sensu i nawet książki tracą swoją magnetyczną moc przyciągania? Chyba każdy z nas ma takie dni! Gorzej jednak, kiedy dni się zamieniają w miesiące, a my jesteśmy zobojętniali i niepewni własnych możliwości...
Rozwój osobisty – temat ostatnio bardzo głośny i moim zdaniem potrzebny. Żyjemy bowiem w czasach, w których musimy się nieustannie rozwijać i samodoskonalić. Jesteśmy do tego zmuszeni ze względu na błyskawiczny rozwój nauki i techniki. Świat jest w coraz większym stopniu skomputeryzowany, a praca ludzkich rąk jest zastępowana przez maszyny. Do tego wszystkiego od nas – ludzi, wymaga się coraz więcej zaangażowania. Żeby sprostać zadaniu, które stawia przed nami życie i dzisiejsza rzeczywistość, musimy podnieść rękawicę i walczyć o własne marzenia!
Chcę żyć tak, żeby nie zazdrościć nikomu jego życia, chcę cieszyć się każdym dniem, czerpać satysfakcję z własnych osiągnięć i po prostu iść do przodu. Krzysztof Król i jego Kodeks wygranych pomagają mi to osiągnąć! Zrozumieć siebie, własne pragnienia i do nich dążyć.
Należy jednak wspomnieć, że samo przeczytanie Kodeksu Wygranych nie sprawi, że będziemy zadowoleni z własnego życia! Musimy czytać to ze zrozumieniem, prowadzić dziennik i przemyśleć to, co chcemy osiągnąć. Co prawda nie zgadzam się ze wszystkimi rozwiązaniami i sugestiami, które proponuje, ale większość rad jest naprawdę przydatna i dająca do myślenia.
Książka jest również pewnego rodzaju kompendium wiedzy, gdyż autor czerpie informacje i przykłady od znanych trenerów rozwoju osobistego. Uważam to jednak za zaletę książki, bo nie musimy szukać dzieł wyżej wspomnianych trenerów – wszystko już mamy podane jak na talerzu...
Autor daje nam X rozdziałów, z czego każdy utwierdza nas w przekonaniu, że bez względu na to, co się dzieje i na jakim etapie życia jesteśmy, to zawsze może być lepiej! Aby to jednak osiągnąć, powinniśmy sumiennie pracować i z każdym ćwiczeniem konkretyzować swoje plany. Autor wielokrotnie powtarza, że musimy walczyć o swoje pragnienia! Muszę również wspomnieć o tym, że książka jest napisana bardzo jasnym i przystępnym językiem, a Krzysztof Król pisze jasno i konkretnie, co znacznie ułatwia odbiór. Poza tym książkę wzbogacono o płytę DVD z trzygodzinnym szkoleniem, podczas którego sam autor opowie nam jak osiągnął sukces.
Krzysztof Król pokazuje, że warto po prostu... działać! Oczywiście – każdy z nas wie, że bezsilność działa zwykle destrukcyjnie, jednak nie każdy ma siłę, żeby wstać z wygodnej kanapy czy ulubionego fotela i zacząć walczyć o swoje.
Nie wiem, czy ta książka pomoże mi osiągnąć sukces i czy naprawdę się dzięki niej zmienię – o tym mogłabym Wam opowiedzieć dopiero za rok czy dwa. Prawda jest jednak taka, że autor motywuje do działania i po prostu zmusza do wstania z kanapy!
Rozwój osobisty – temat ostatnio bardzo głośny i moim zdaniem potrzebny. Żyjemy bowiem w czasach, w których musimy się nieustannie rozwijać i samodoskonalić. Jesteśmy do tego zmuszeni ze względu na błyskawiczny rozwój nauki i techniki. Świat jest w coraz większym stopniu skomputeryzowany, a praca ludzkich rąk jest zastępowana przez maszyny. Do tego wszystkiego od nas – ludzi, wymaga się coraz więcej zaangażowania. Żeby sprostać zadaniu, które stawia przed nami życie i dzisiejsza rzeczywistość, musimy podnieść rękawicę i walczyć o własne marzenia!
Chcę żyć tak, żeby nie zazdrościć nikomu jego życia, chcę cieszyć się każdym dniem, czerpać satysfakcję z własnych osiągnięć i po prostu iść do przodu. Krzysztof Król i jego Kodeks wygranych pomagają mi to osiągnąć! Zrozumieć siebie, własne pragnienia i do nich dążyć.
Należy jednak wspomnieć, że samo przeczytanie Kodeksu Wygranych nie sprawi, że będziemy zadowoleni z własnego życia! Musimy czytać to ze zrozumieniem, prowadzić dziennik i przemyśleć to, co chcemy osiągnąć. Co prawda nie zgadzam się ze wszystkimi rozwiązaniami i sugestiami, które proponuje, ale większość rad jest naprawdę przydatna i dająca do myślenia.
Książka jest również pewnego rodzaju kompendium wiedzy, gdyż autor czerpie informacje i przykłady od znanych trenerów rozwoju osobistego. Uważam to jednak za zaletę książki, bo nie musimy szukać dzieł wyżej wspomnianych trenerów – wszystko już mamy podane jak na talerzu...
Autor daje nam X rozdziałów, z czego każdy utwierdza nas w przekonaniu, że bez względu na to, co się dzieje i na jakim etapie życia jesteśmy, to zawsze może być lepiej! Aby to jednak osiągnąć, powinniśmy sumiennie pracować i z każdym ćwiczeniem konkretyzować swoje plany. Autor wielokrotnie powtarza, że musimy walczyć o swoje pragnienia! Muszę również wspomnieć o tym, że książka jest napisana bardzo jasnym i przystępnym językiem, a Krzysztof Król pisze jasno i konkretnie, co znacznie ułatwia odbiór. Poza tym książkę wzbogacono o płytę DVD z trzygodzinnym szkoleniem, podczas którego sam autor opowie nam jak osiągnął sukces.
Krzysztof Król pokazuje, że warto po prostu... działać! Oczywiście – każdy z nas wie, że bezsilność działa zwykle destrukcyjnie, jednak nie każdy ma siłę, żeby wstać z wygodnej kanapy czy ulubionego fotela i zacząć walczyć o swoje.
Nie wiem, czy ta książka pomoże mi osiągnąć sukces i czy naprawdę się dzięki niej zmienię – o tym mogłabym Wam opowiedzieć dopiero za rok czy dwa. Prawda jest jednak taka, że autor motywuje do działania i po prostu zmusza do wstania z kanapy!
Sztukater.pl Dama Karo
Kodeks wygranych. X przykazań człowieka sukcesu. Wydanie 2
W swoim życiu przeczytałam wiele książek o tym, co trzeba zrobić, żeby osiągnąć sukces, dojść na szczyt kariery zawodowej i ogólnie być we wszystkim „naj". Nie wszystkie pozycje były w stanie do mnie dotrzeć. Na niektóre patrzyłam z przymrużeniem oka, inne przekazywały rady, o których sama, bez wykształcenia psychologicznego, dobrze wiedziałam. Były też takie, które wywarły na mnie wrażenie i po lekturze których czułam, że coś muszę zmienić w swoim życiu. Bez wątpienia do tej kategorii należy Kodeks wygranych. X przykazań człowieka sukcesu autorstwa Krzysztofa Króla.
Jak łatwo się domyślić, książka ma 10 rozdziałów. Nie będę streszczać każdego z nich. To nie ma większego sensu. Wspomnę tylko krótko, w jaki sposób są one skonstruowane. Oprócz rad eksperta, motta oraz zadania do wypełnienia, aby przykazanie nabrało mocy prawnej, pojawiają się streszczenia i historie motywacyjne. Przyznam, że to one przykuły moją uwagę najbardziej. Niektóre z nich były śmieszne (chociażby te z mnichami w rolach głównych), inne budziły mój podziw i zmuszały do myślenia. Do poradnika dołączona jest także płyta z materiałami wideo, które dadzą motywację osobom jej szukającym.
Spodobało mi się to, że autor odnosił się do czytelnika tak, jakby ten był jego najlepszym kumplem. Nie pojawiają się naukowe sformułowania, nie są co chwilę przywoływani kolejni wielcy myśliciele, których powinniśmy brać za wzór do naśladowania. Nie brak tu za to kolokwializmów, pojawiają się też niecenzuralne wyrazy. Niektórym może to przeszkadzać, mnie jakoś specjalnie to nie raziło. Co prawda gdybym napisała taką książkę, nie użyłabym pewnych sformułowań, ale każdy autor ma swój styl i dopóki kogoś nie obraża, nie powinno się go za to krytykować. Przynajmniej takie jest moje zdanie. Popieram także to, co Krzysztof Król napisał odnośnie edukacji dzieci. Fakt, zdarzają się ludzie, którzy robią błędy ortograficzne i nic nie jest w stanie tego zmienić, ale coraz częściej rodzicom nie chce się ćwiczyć ze swoimi dziećmi i wolą załatwić im papierek, żeby mieć spokój. Pozostaje tylko pytanie, czy to na pewno dobre rozwiązanie?
Nieco drażniło mnie bijące ze stron książki ego jej autora. W porządku, w bardzo młodym wieku osiągnął sukces, trudno mu tego nie przyznać, ale momentami sposób wypowiedzi pana Krzysztofa Króla mnie męczył. Nie zmienia to jednak faktu, że niektóre zaproponowane przez niego techniki poskutkowały w moim przypadku.
Spotkałam się z opinią, że autor kopiuje idee osób prowadzących kursy motywacyjne. Nie mam z czym porównać tej książki, więc trudno mi powiedzieć, czy rzeczywiście tak właśnie jest. Podobno powtarzają się ćwiczenia i pomysły, ale nie ma do nich odwołań. Nie siedzę po uszy w psychologii, także mogę stwierdzić tylko to, że Kodeks wygranych. X przykazań człowieka sukcesu to dobra pozycja dla ludzi szukających motywacji, by coś zmienić w swoim życiu. Krzysztof Król pokazał, że niekoniecznie trzeba mieć wykształcenie w jakimś kierunku, by móc w nim działać. Jestem pod wrażeniem pracy autora. Raczej nie zdecydowałabym się na wzięcie udziału w szkoleniu, które on prowadzi, ale z Kodeksem wygranych zapoznałam się z przyjemnością. Zajęło mi to tylko jeden wieczór i nie żałuję ani jednej minuty spędzonej z tą książką. Pokaże ją mojej przyjaciółce, która skończyła psychologię. Jestem ciekawa, co ona powie na jej temat.
Jak łatwo się domyślić, książka ma 10 rozdziałów. Nie będę streszczać każdego z nich. To nie ma większego sensu. Wspomnę tylko krótko, w jaki sposób są one skonstruowane. Oprócz rad eksperta, motta oraz zadania do wypełnienia, aby przykazanie nabrało mocy prawnej, pojawiają się streszczenia i historie motywacyjne. Przyznam, że to one przykuły moją uwagę najbardziej. Niektóre z nich były śmieszne (chociażby te z mnichami w rolach głównych), inne budziły mój podziw i zmuszały do myślenia. Do poradnika dołączona jest także płyta z materiałami wideo, które dadzą motywację osobom jej szukającym.
Spodobało mi się to, że autor odnosił się do czytelnika tak, jakby ten był jego najlepszym kumplem. Nie pojawiają się naukowe sformułowania, nie są co chwilę przywoływani kolejni wielcy myśliciele, których powinniśmy brać za wzór do naśladowania. Nie brak tu za to kolokwializmów, pojawiają się też niecenzuralne wyrazy. Niektórym może to przeszkadzać, mnie jakoś specjalnie to nie raziło. Co prawda gdybym napisała taką książkę, nie użyłabym pewnych sformułowań, ale każdy autor ma swój styl i dopóki kogoś nie obraża, nie powinno się go za to krytykować. Przynajmniej takie jest moje zdanie. Popieram także to, co Krzysztof Król napisał odnośnie edukacji dzieci. Fakt, zdarzają się ludzie, którzy robią błędy ortograficzne i nic nie jest w stanie tego zmienić, ale coraz częściej rodzicom nie chce się ćwiczyć ze swoimi dziećmi i wolą załatwić im papierek, żeby mieć spokój. Pozostaje tylko pytanie, czy to na pewno dobre rozwiązanie?
Nieco drażniło mnie bijące ze stron książki ego jej autora. W porządku, w bardzo młodym wieku osiągnął sukces, trudno mu tego nie przyznać, ale momentami sposób wypowiedzi pana Krzysztofa Króla mnie męczył. Nie zmienia to jednak faktu, że niektóre zaproponowane przez niego techniki poskutkowały w moim przypadku.
Spotkałam się z opinią, że autor kopiuje idee osób prowadzących kursy motywacyjne. Nie mam z czym porównać tej książki, więc trudno mi powiedzieć, czy rzeczywiście tak właśnie jest. Podobno powtarzają się ćwiczenia i pomysły, ale nie ma do nich odwołań. Nie siedzę po uszy w psychologii, także mogę stwierdzić tylko to, że Kodeks wygranych. X przykazań człowieka sukcesu to dobra pozycja dla ludzi szukających motywacji, by coś zmienić w swoim życiu. Krzysztof Król pokazał, że niekoniecznie trzeba mieć wykształcenie w jakimś kierunku, by móc w nim działać. Jestem pod wrażeniem pracy autora. Raczej nie zdecydowałabym się na wzięcie udziału w szkoleniu, które on prowadzi, ale z Kodeksem wygranych zapoznałam się z przyjemnością. Zajęło mi to tylko jeden wieczór i nie żałuję ani jednej minuty spędzonej z tą książką. Pokaże ją mojej przyjaciółce, która skończyła psychologię. Jestem ciekawa, co ona powie na jej temat.
Sztukater.pl Pani M.