ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Fueled. Napędzani pożądaniem

Ostatnio przeczytałam pierwszą część wyścigowej trylogii Driven. Jest to historia burzliwej miłości typowej grzecznej dziewczyny i złotego bad boya z mrokiem w duszy. Pierwsza część była zabawna i napisana z pomysłem, a zakończyła się w dość niespodziewanym momencie, dlatego od razu sięgnęłam po część drugą. Poniżej moje wrażenia z lektury. 
 
Gdy Rylee Thomas poznaje Coltona Donovana i chcąc nie chcąc zostaje z nim związana pracą, wie że od tej pory jej życie już nie będzie takie jak do tej pory. Koniec z bezpieczeństwem i umartwianiem się po tragicznej śmierci narzeczonego. Czas na pożądanie, wyzwolenie pragnień, czas na romans, który, jak ma nadzieję bohaterka, pozwoli jej zamknąć pewien etap w życiu. Jednak nic bardziej mylnego. 
Urok i osobowość Coltona są tak wszechobecne i wszechogarniające, że pomimo oczywistych zapewnień z jego strony, że nie wiąże się na dłużej, Rylee zaczyna się w nim zakochiwać i marzyć po cichu, że może wyrwie ukochanego z trzymającego go na uwięzi przeżytego w dzieciństwie koszmaru. Co z tego będzie? 
 
Druga część serii przybliża czytelnikowi osobę Coltona, a dzięki temu, że od czasu do czasu autorka czyni go narratorem dowiadujemy się co się dzieje w głowie tego człowieka. Poznajemy treść dręczących go koszmarów, dowiadujemy się o jego życiu już po adopcji i śledzimy powolny i bardzo żmudny proces dorastania do tego, by otworzyć się przed drugą osobą. 
Dzięki wprowadzeniu nowych postaci mamy też okazję spojrzeć na bohatera oczami innych i co najciekawsze, mimo tak niskiej samooceny, każda  z osób z otoczenia Coltona widzi go jako dobrego i kochanego człowieka, choć często dość trudnego w relacjach z innymi. 
Mimo minionych przeżyć, bohater miał w życiu naprawdę dużo szczęścia; jego adopcyjni rodzice i siostra darzą go ogromną miłością, a członkowie ekipy wyścigowej, zwłaszcza Becks, stoją za nim murem. 
Wszystko to jednak blednie w starciu z koszmarami, które cyklicznie powracają i czynią z Coltona człowieka zimnego i odpychającego. Przeżyta w dzieciństwie trauma, każe bohaterowi szukać wytchnienia w przygodnych związkach z kobietami. Lekarstwem na wszystko ma być seks; on pozwala zapomnieć, wyżyć się, odetchnąć. 
Być może dlatego prezentując bardziej szczegółowo głównego bohatera, autorka umieściła w tomie drugim dużo więcej scen seksu niż w części pierwszej. 
Od momentu poznania Rylee, Colton postępuje według tego samego schematu, z tą różnicą, że tym razem jest to tylko jedna kobieta. Stąd Rylee dostaje od niego emocjonalną huśtawkę: dobre chwile przeplatają się ze złymi, sceny kłótni z seksem na zgodę, aż w końcu bohaterka zaczyna sobie zadawać pytanie, czy naprawdę takiego związku chciała? Bilans końcowy nie wychodzi zbyt pozytywnie. Walczy się o kogoś, bo się kocha, ale czy można walczyć o kogoś, kto już dawno ma się za przegranego? 
 
To co się najlepiej udało autorce w tomie drugim, to pokazanie miłości fizycznej w roli zagłuszacza bólu. Gołym okiem widzimy jednak, że nie działa to zbyt długo i tak naprawdę leczy tylko zewnętrzne objawy, a przyczyny gdzieś tam głęboko w człowieku nadal tkwią. To, co przeżył Colton jest straszne i choć czasami naprawdę miałam go serdecznie dość, to jestem w stanie zrozumieć, dlaczego stał się taki w dorosłym życiu. 
 
Tom drugi kończy się  naprawdę mocnym akcentem i jestem ciekawa, co też zaserwuje nam autorka w tomie finałowym.
W Pępku Trójmiasta Edyta

Po czym poznasz, że Twój kot spiskuje przeciwko Tobie?

Czy koty mają władzę nad człowiekiem, który naiwnie myśli, że zdołał je oswoić? Owszem. W małych i puszystych ciałkach kryje się potężna siła i demoniczna moc oddziaływania, i najwyższa pora, by zarówno miłośnicy kotów, jak i ci, którzy trzymają się od nich z daleka, przyjęli to z pełną świadomością.
Matthew Inman jest pisarzem i grafikiem, autorem wielu komiksów, które w Internecie od lat cieszą się niegasnącą popularnością. Fani artysty oraz ci, którym jego nazwisko do tej pory nic nie mówiło, z pewnością uśmieją się do łez przy lekturze najnowszego komiksu Inmana.
„Po czym poznasz, że Twój kot spiskuje przeciwko Tobie” to humorystyczne przedstawienie rzeczywistości kociarzy i ich ulubieńców. Rzeczywistości o tyle ciekawej, bo ukazanej z perspektywy kotów, które ani myślą podporządkowywać się człowiekowi. Wyrazy wdzięczności i podzięki za pełną miskę i czystą kuwetę też nie leżą w ich zwyczajach. Kot to kombinator, który pod pozorem subtelności i niespotykanej w przyrodzie łagodności, spiskuje, by przejąć władzę nad światem. Tak, tak! Myślicie, że oczy świecące w najgłębszych czeluściach nocy i umiejętność wykaraskania się z najgorszego wypadku (tzw. spadanie na cztery łapy) to zwyczajne cechy? To jedne z wielu dowodów na nieprzeniknioną naturę tych stworzeń.
I choć do kociary mi daleko, lubię książki, które pół żartem, pół serio pozwalają spojrzeć na naszą fascynację tym gatunkiem. Książkę poleciłabym więc nie tylko posiadaczom puszystych i mruczących kociąt, ale i pasjonatom inspirującej grafiki, bo taką proponuje nam Matthew Inman.
Dominika Makowska

Rozbój osobisty. Fakty i mity na temat rozwoju osobistego

W mojej pracy, nazwy “rozwój osobisty” starałem się unikać odkąd pamiętam. Kojarzyła mi się ona z, występującymi na scenie, manipulatorami i oszustami, których jedynym celem jest namówienie do zakupu kolejnych swoich, mało wartościowych, szkoleń.
Ostatnio, przygotowując tekst o Andy Harringtonie stwierdziłem, że nikt nie przygotował kompleksowej publikacji o ruchu, który Artur Król nazwał… rozbojem osobistym.
I napisał o nim książkę, obnażając przy tym techniki różnych magików podszywających się pod prawdziwy rozwój osobisty.
Czyli o kim?
Niektórzy uważają, że imprezy typu Millionaire Mind, NAC, czy inne widowiska urządzane przez Milewskich, czy Colway mają coś wspólnego z edukacją.
Artur ostro rozprawia się z tym poglądem, uznając nazywanie tego typu show “edukacyjnym”, za wielkie oszustwo. Wg niego jest to rozrywka w stylu filmu fabularnego, czy pokazu teatralnego, a nie czymś co daje złudzenie dostarczania komuś rozwiązań dla życiowych lub zawodowych problemów.
Oczywiście Artur nie mógł wymienić żadnej firmy z nazwy, bo do końca zycia krążył by po salach sądowych. Mogę więc jedynie, naiwnie, domniemywać do kogo się odnosi.
A odnosi się prawdopodobnie do tysięcy mniej lub bardziej popularnych osób, podających się za trenerów, wykładowców, psychologów i coachów. A jedyne co mogą do zaoferowania to zbiór sztuczek scenicznych i obietnice prostych rozwiązań nieprostych problemów.
I o nich właśnie traktuje najnowsza książka Artura Króla, “Rozbój osobisty”, gdzie autor postanowił kompleksowo rozprawić się z tematem.
Poza obnażaniem chwytów i technik manipulacyjnych, Artur pozwala sobie także na kontrowersyjne tezy typu – nie istnieje coś takiego, jak pasja. Twierdząc przy tym, że nie powinieneś tracić czasu na jej poszukiwanie. Bo wg niego pasją jest najczęściej to co potrafisz robić dobrze. Cokolwiek by to nie było.
Ale jako, że znam wiele osób robiących coś całkiem dobrze, czego szczerze nie znoszą, pozwolę sobie z tą i paroma innymi tezami książki, nie zgodzić.
Jednak kilka uwag ode mnie:
  • Jeśli nie zetknąłeś się dotąd z rozwojem osobistym, raczej unikaj tej publikacji. Bo będziesz miał wrażenie, że wszyscy to oszuści. A to nie prawda. Tylko połowa nimi jest.
  • Książka bywa pod względem jezykowym tak grafomańska, że pewnie zrazi wszystkie osoby z doświadczeniem dziennikarsko-edytorskim. I te osoby przegapią ciekawe treści. A szkoda, bo można z niej sporo wynieść.
  • Za to każda, ale to każda osoba, która jest zafascynowana Napoleonem Hillem, Bandlerem, Hamiltonem, Kernem, czy innym Robbinsem, powinna dla uczciwości swojego umysłu, zapoznać się z tą pozycją.
Przyznam, że uwielbiam rozwój osobisty. Często sam muszę się ograniczać, by w prakyce wykorzystać zdobyte informacje, a nie uczyć się tylko dla samego uczenia się.
Artur Król świetnie pokazuje to, że większość ludzi nie ma bladego pojęcia, dlaczego chce się rozwijać. I edukuje się z powodu samej chęci zdobywania wiedzy, zamiast jej wykorzystania w praktycznym celu.
A to stawia ich na pozycji łatwego celu dla wszelkiego rodzaju magików, którzy opanowując podstawowe triki manipulowania tłumem, są w stanie wpływać na tysiące ludzi.
I przyznam, że doskonale rozumiem autora, gdyż sam stworzyłem serwis edukacyjny Edukatorium.pl w opozycji do psucia rynku przez różnorakich oszustów rozboju osobistego, mimo, że granica między rozwojem, a rozbojem nie zawsze jest klarowna…
Szczerze powiem.
Książkę czyta się szybko, ale wcale nie tak przyjemnie.
Powiem więcej… W paru momentach będziesz miał doła myśląc, jak wiele zależy od twojej pracy, a jak mało od samego słuchania innych, jak oni sobie poradzili z analogicznym problemem…
Blog Kosinski.it Marcin Hugo Kosiński

Jak stać się lepszym programistą. Przewodnik

„Jak stać się lepszym programistą?.” To pyta nie zadaje sobie chyba każdy, traktujący na serio swoją pracę, inżynier oprogramowania. Trudno wyobrazić sobie zawód bardziej wymagający w zakresie ciągłego dokształcania się i dążenia do perfekcji. Pomimo to odnoszę wrażenie, że ciągle zbyt wiele pisze się o tym, jak programować, a zbyt mało o tym, jak programować dobrze. W związku z powyższym, ze sporym zainteresowaniem przyglądam się każdej nowej książce, która nawiązuje do tej tematyki. Dziś w ramach Klubu Dobrej Książki chciałbym zainteresować czytelników pozycją autorstwa Pete'a Goodliff'a o znaczącym tytule: Jak stać się lepszym programistą. 

Lepszy programistato tytuł liczący sobie około 350 stron, podzielony na pięć części:
» Ty.Piszesz(Kod);
» Praktyka Czyni Mistrza
» Sprawy Osobiste
» Doprowadzanie Rzeczy Do Końca
» Kwestie Międzyludzkie

Każda z tych części składa się z szeregu niezależnych rozdziałów omawiających wybraną kwestię dotyczącą szerszej tematyki, z którą związana jest dana część. Rozdziały te w zasadzie można traktować jako oddzielne eseje i czytać niezależnie. 

I tak część pierwsza (Ty.Piszesz(Kod);), jak można się zorientować po tytule, omawia najbardziej istotną czynność w codziennej pracy programisty: pisanie kodu. Autor rozpoczyna swą opowieść od rozważenia kwestii prezentacji kodu, takich jak struktura wcięć czy nazewnictwo (rozdział Utrzymywanie pozorów), przedstawia techniki pozwalające minimalizować ilość wytwarzanego kodu (rozdział Pisz mniej kodu!) czy wręcz zwiększać jego jakość poprzez usuwanie kodu (rozdział Ulepszanie kodu przez jego usuwanie). W rozdziale Duch minionego kodu bazowego autor zachęca do przeglądania swojego starego kodu i wyciągania wniosków z błędów popełnionych w przeszłości, a w rozdziale Odnajdowanie się w kodzie namawia do tego, aby nowy kod poznawać pod okiem osoby, która dobrze go zna. Rozdział Po uszy w bagnie
omawia sposoby radzenia sobie z brzydkim, zastanym kodem; z kolei w rozdziale Nie ignoruj tego błędu! autor stawia tezę, że nie warto żyć w budynku z wybitymi oknami (jeśli zastanawiacie się, o co chodzi, przeczytajcie sobie punkt 1.2 Pragmatycznego Programisty autorstwa Andrew Hunt'a i David'a Thomasa). Dalej omawiane są takie kwestie jak obsługa sytuacji wyjątkowych (rozdział Oczekuj nieoczekiwanego), odpluskwianie programów (rozdział Polowanie na błędy), testowanie oprogramowania (rozdział Czas na testy) oraz
obsługa złożoności (rozdział Radzenie sobie ze złożonością). Część pierwszą książki zamyka rozdział zatytułowany Historia dwóch systemów stanowiący porównanie dwóch podobnych projektów oprogramowania, z których jeden okazał się klęską, zaś drugi sukcesem. Autor pokazuje tutaj, jak stosowanie (bądź niestosowanie) opisanych wcześniej zasad wpływa na całokształt dużego programistycznego przedsięwzięcia.


W drugiej części książki (Praktyka Czyni Mistrza) autor zaprasza czytelnika-programistę do tego, aby zapomniał na jakiś czas o samym kodowaniu i przyjrzał się pozostałym – nie mniej ważnym – aspektom swojej pracy. Znaj dziemy tutaj przydatne informacje o tym, jak zdefiiować zdrowe zasady pracy zespołu programistycznego (rozdział Zgodnie z regułami gry), dowiemy się, jak właściwie należy rozumieć zasadę KISS (rozdział Zachowaj prostotę), i dlaczego programista nie powinien wykonywać swojej pracy bezrozumnie (rozdział Użyj głowy). Autor dzieli się też swoimi spostrzeżeniami na temat tworzenia kodu zdatnego do wielokrotnego użytku, stosowania systemów
kontroli wersji oraz zarządzania wydaniami oprogramowania. 

Trzecia część książki (Sprawy Osobiste) przedstawia szereg praktyk, które pomogą nam wypracować cechy charakteru wspomagające rozwój za wodowy każdego programisty. Autor wyjaśnia tutaj, dlaczego nieustanne dążenie do nauki nowych rzeczy jest tak ważnym elementem tego rozwoju, uczy, jak bronić się przed stagnacją i jak powinna wyglądać etyka pracy programisty-profesjonalisty.

Krótka, zawierająca tylko trzy rozdziały, czwarta część książki podejmuje niezwykle ważną kwestię w pracy programisty: jak doprowadzać rzeczy do końca.

I wreszcie, piąta – ostatnia część książki – omawia międzyludzkie aspekty inżynierii oprogramowania: pracę zespołową, kwestię odpowiedzialności za wykonywaną pracę oraz komunikację. 

Nie będę ukrywał, że „Lepszego programistęprzeczytałem z dużą przyjemnością. Autor posługuje się lekkim, bezpośrednim stylem – lub mówiąc nieco bardziej kolokwialnie: nie przynudza. Warto też wspomnieć o szeregu zabawnych historyjek obrazkowych umieszczonych na kartach książki, które urozmaicają lekturę. Jeśli czytaliście Pragmatycznego Programistę, Czysty Kod bądź Mistrza Czystego Kodu, to w „Lepszym programiście” znajdziecie sporo nawiązań do treści zawartych w tych tytułach. Trudno jest mi jednoznacznie określić, czy opracowanie autorstwa Pete'a Goodliff'a jest lepsze czy gorsze od wymienionych wyżej pozycji. Z jednej strony jest do nich bardzo podobne, a zarazem całkiem inne – tak jak jedna historia opowiedziana przez kilka różnych osób z odmiennych perspektyw. Jedno w mojej opinii jest pewne: patrząc z punktu widzenia zawodowego programisty, warto te wszystkie książki czytać – raz po raz – tak, aby ciągle na nowo odkrywać ukryte w nich treści i nieustannie wyrabiać w sobie nawyk dążenia do zawodowej perfekcji. 

Podsumowując: „Lepszy programista” trafi na stałe do mojej podręcznej biblioteczki i z pewnością jeszcze nie raz będę do niego wracał, do czego zachęcam i Was. Miłej lektury!
Programista Magazyn Rafał Kocisz

Unthink. Obudź w sobie kreatywnego geniusza

Co dzieje się w naszym życiu, kiedy kierujemy się fantazjami i emocjami? A co wtedy, gdy trzymamy się jedynie zasad logicznego myślenia, ciągle analizujemy, planujemy każdy krok?
Na dłuższą metę w pierwszym przypadku odrealniamy nasze życie, a w drugim sprowadzamy je do przewidywalnego, rutynowego działania maszyny, jaką się stajemy.
Tajemnica tworzenia życia pełnego pasji, energii, działania, potrafiącego wprawić nas w zachwyt, tkwi w połączeniu wyobraźni z logiką. Właśnie wtedy nasza codzienność staje się czymś więcej niż listą obowiązków, praca przestaje być tylko źródłem dochodu, znajdujemy odpowiedź na pytanie: „Po co to wszystko?”
Kreatywność to zdolność tworzenia, umysłowa elastyczność pozwalająca dostrzegać więcej, sprawniej rozwiązywać problemy, szukać rozwiązań tam, gdzie nie można zastosować tych, które są już znane. To nie tylko szukanie nowych możliwości, gdy stare metody zawodzą. To stwarzanie tych możliwości.
I nie jest to umiejętność zarezerwowana dla wybrańców. "unthink"Rodzimy się z nią, poznajemy świat i zatracamy w procesach socjalizacji, edukacji, internalizacji (przyswajania cudzych poglądów, postaw, wartości), kształtowania się schematów i stereotypów.
Są jednak ludzie, którzy potrafią korzystać ze wszystkiego, czego nauczyła ich szkoła, rodzina, społeczeństwo, dostosowują się do norm, zasad, regulaminów, przetwarzają pozyskane informacje, analizują i nie przestają przy tym korzystać z wyobraźni. To oni zmieniają świat, oni dokonują innowacyjnych odkryć, oni stają się charyzmatycznymi przywódcami i cenionymi artystami. To ludzie tacy jak Steve Jobs (Apple) czy Fred Jordan (Microsoft), John Lennon (The Beatles), Luther King i wielu innych, o których przeczytamy w książce Erika Wahla „Unthink. Obudź w sobie kreatywnego geniusza”. To także ludzie, których znajdziemy wokół nas, mimo że ich nazwiska nie są znane. Ci, którzy idą przez życie z pasją, którzy je kształtują, którzy sobie w nim radzą, a do tego potrafią zainspirować innych. Począwszy od tych, których oklaskujemy w programach typu „Mam talent”, poprzez popularnych blogerów, po znajomych, których życiowy entuzjazm skłania wszystkich wokół do darzenia ich szczerą sympatią. Erik Wahl udowadnia, że każdy z nas może być artystą, twórcą swojego życia, musimy tylko odzyskać naszą kreatywność.
Jako dzieci poznawaliśmy świat właśnie dzięki zdolności kreatywnego myślenia i działania. To z wiekiem zaczęliśmy utrwalać wzorce i schematy, które są potrzebne, bezpieczne, ułatwiają życie, ale… nabywając tę wiedzę nauczyliśmy się korzystać TYLKO z niej, przez co przestaliśmy poszukiwać rozwiązań, które nie są oparte o dotychczasowe poznanie, zatraciliśmy spostrzegawczość i odkrywczość. Jako dorośli mamy większą wiedzę i możliwości, lecz ograniczyliśmy kreatywność. Korzystamy z wyobraźni w zbyt małym stopniu, a nasze wyobrażenia i tak trzymają się zwykle tego, co już wiemy. Zero innowacyjności. Zniknął dziecięcy zachwyt i pasja poznawania, a „tłumienie ciekawości zabija kreatywność.” Prowadzi to do życiowej stagnacji i wypalenia zawodowego. Jedynie ci, którzy do tego nie dopuścili, są w stanie wykorzystać swój potencjał twórczy. Zawsze jednak można go obudzić i do tego właśnie nawołuje autor książki. Pokazuje też, jak możemy to zrobić.
Erik Wahl jest mówcą motywacyjnym, zapraszanym przez największe światowe firmy, przedsiębiorcą, a także performerem, speed-painterem i grafficiarzem. W swojej książce udziela wskazówek, dopinguje i skłania do przemyśleń.
„Bycie kreatywnym polega na łączeniu punktów w taki sposób, w jaki jeszcze nigdy nie były łączone.”
„Unthink. Obudź w sobie kreatywnego geniusza” Erika Wahla to nawołanie to pogodzenia w naszym życiu intelektu i wyobraźni, aby razem tworzyły rzeczywistość na najwyższym poziomie. To zachęta do tego, by porzucić strach i być bardziej spontanicznym, wskazówka jak odblokować kreatywność, pobudzić umysł do szukania nowatorskich rozwiązań i sprowokować go do większej pomysłowości.
urodaizdrowie.pl Iwona Marczewska
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile