ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Czechy północne. Travelbook. Wydanie 1

Niedaleko Ołomuńca

Czechy, podobnie jak od pewnego czasu Niemcy, stają się dla Polaków nie tylko atrakcyjnym celem wyjazdów zakupowych, ale także krajoznawczych i wypoczynkowych. A już po pierwszej wizycie zaczyna imponować nam stan architektury, zachowane zabytki, krajobrazy, odmienna od polskiej mentalność. Ołomuniec, historyczna stolica Moraw, jest jednym z takich przykładowych miejsc. Miasto o średniowiecznym rodowodzie mimo braku znaczących obiektów ma charakterystyczną atmosferę królewskiego dziedzictwa. Dawna świetność miasta dosłownie unosi się w powietrzu. Na pewno warto posiedzieć na największym placu miasta, Górnym Rynku, ochłodzić się przy fontannach Cezara i Herkulesa oraz zadrzeć głowę na kolumnę Trójcy Przenajświętszej, barokowe arcydzieło wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Znajdziemy w mieście ślady zamku Przemyślidów, szereg starych kościołów i obiektów świeckich. Można też z Ołomuńca uczynić bazę wypadową po okolicy, która niesie sporo wartych odwiedzin atrakcji. Jedną z nich jest Xlll-wieczny zamek w Helfsztynie, wzniesiony nad doliną rzeki Beczwy. Był gniazdem rozbójnika Fridusza z Linavy, który gnębił współczesnych na tyle, że zapisał się w pamięci. Zamek zniszczono w 1817 roku, ostrzeliwując go z armat. W nieodległych Bojkovicach znajduje się potężny XV-wieczny zamek Novy Svietlov z ciekawym muzeum i zadbanym otoczeniem. Nieopodal Morawskiego Szlaku Wina znajdziemy Węgierskie Grodziszcze o starej proweniencji, z ładnym barokowym kościołem i murami obronnymi z XV wieku. Będąc w miasteczku, trzeba zajrzeć na Velehrad, gdzie w Xlll-wieku margrabia morawski sprowadził cystersów. Powstał tu klasztor, a wkrótce romańskogotycka bazylika, dziś po wielu przeróbkach w „opakowaniu" barokowym. Kto zna i lubi polskie Góry Stołowe, może wybrać się do Teplicko-Adrszpaskich Skał, niedaleko znanych letniskowych miejscowości, gdzie kryje się fascynująca osobliwość przyrodnicza - skalne miasta, które inspirowały m.in. Goethego.
 
Tygodnik Angora Ł. Azik

Na Północ. Szwecja znana i nieznana

Szwecja – kraj pełen tajemnic, zabytków i pięknych krajobrazów, znany przede wszystkim z zimnego klimatu, Wikingów i... moich ukochanych kryminałów! Co jeszcze o niej wiedziałam? Niewiele. Na szczęście Maciej Zborowski pokazał mi zupełnie nową Szwecję!
Ku mojemu zaskoczeniu autor pokazuje nam tę część Skandynawii z zupełnie niekomercyjnej strony. Oczywiście, są tutaj wspomniane najważniejsze zabytki, ale to nie one grają tutaj pierwsze skrzypce...
O czym zatem możemy przeczytać w tej książce? O ludziach, ich mentalności, problemach, zwyczajach, a nawet o kulinarnych upodobaniach naszych sąsiadów zza morza! Jestem przyjemnie zaskoczona, bo książka jest napisana nie tylko lekko i ciekawie, ale przede wszystkim inaczej niż wszystkie, które czytałam do tej pory! Autor pozwala nam poznać klimat Szwecji, zobaczyć nietypowe miejsca i zrozumieć zwyczaje – mówi nawet o zapachu Szwecji, która pachnie lasem i świeżością.
Nie wierzycie mi? To na zachętę dodam, że Szwecja była kiedyś bardzo biednym krajem i (jak to z biedotą bywa), pogrążonym w alkoholizmie! Walczono z tym uzależnieniem na wiele zaskakujących sposobów, a ograniczenia w ilości kupowanych „procentów" istnieją tam do dziś! Moją ulubioną wiadomością z książki jest jednak to, że Szwedzi (zamiast Kevina samego w domu) w wigilię Bożego Narodzenia oglądają... Kaczora Donalda! Prócz tych informacji znajdziemy również wiele innych ciekawostek, które nie tylko pokażą nam Szwecję z nietypowej strony, ale również podsycą ciekawość. Ja sama już planuję podróż promem na drugą stronę Bałtyku!
Na północ – Szwecja znana i nieznana jest pozycją godną polecenia! Książka wypełniona doskonale wykadrowanymi zdjęciami, poczuciem humoru i niecodzienną wiedzą o obcym kraju na pewno zdobędzie wiele spragnionych podróży serc... Polecam każdemu, kto jest ciekawy świata i jego tajemnic!
Sztukater.pl Dama Karo

Dżongło. Niech Będzie, Jak Chce Woda

Kiedy mieszkałam w akademiku, poznałam bardzo sympatyczną Chinkę. Nie znałam jej oryginalnego imienia, mówiliśmy na nią Emilka. Był u nas zwyczaj, że obcokrajowcom nadaje się polskie imiona, żeby było je łatwo wymówić. Pewnego dnia Emilka zapytała mnie i moją koleżankę, co wiemy o Chinach. Wymieniłyśmy krótkie spojrzenia. Trochę wstyd było się przyznać, że wiemy niewiele. W końcu wytłumaczyłyśmy jej to, a ona opowiedziała nam o swojej ojczyźnie. Piłyśmy przy tym prawdziwą chińską herbatę z kwiatów. Tych wspomnień nikt mi nie odbierze. Ze względu na nie zdecydowałam się na lekturę książki Adama W. Chałupskiego.
To relacja z kilkuletniej podróży po Azji architekta, który porzucił pracę i postanowił udać się do Tybetu. Zrealizowanie marzenia okazuje się jednak trudniejsze niż można było się tego spodziewać. Wybuchają tam bowiem zamieszki, co uniemożliwia podróżowanie. Mężczyzna jednak nie zniechęca się i przemierza Azję na rowerze. Tubylcy okazują mu wiele życzliwości, przyjmowali go serdecznie i dzielili się z nim tym, co mieli. To było bardzo szlachetne z ich strony, w końcu to nie byli bogaci ludzie. W pewnym momencie architekt zauważa obecność tytułowego Dżongła. Jesteście ciekawi co to takiego? Otóż Dżongło to taki twór, o którym musicie sami przeczytać w tej książce, bo ja wam tego nie zdradzę. To trzeba przeżyć na własnej skórze.
Podziwiam tego byłego architekta za odwagę. Ja nie wyruszyłabym w nieznane na rowerze. Jestem jednak w miarę wygodnickim stworzeniem i nie wyobrażam sobie targania ze sobą swojego środka transportu po górach. Jeszcze dodatkowo musiałabym się martwić o nocleg. Nie jestem na tyle odważna, by wyruszyć w taką podróż. Miło jest poczytać czyjeś wrażenia z takiej wyprawy, ale mnie jest dobrze w domu.
Muszę przyznać, że przez pierwszą połowę książki nie mogłam wczuć się w jej klimat. Niewiele się działo i momentami nudziłam się. Na szczęście w drugiej połowie akcja ruszyła, sporo się działo i nawet nie zorientowałam się, kiedy dotarłam do ostatniej strony. Relacja z tej wyprawy jest, przynajmniej w moim odczuciu, dość trudna w odbiorze, co nie znaczy, że jest zła. To kopalnia wiedzy na temat azjatyckiej kultury widzianej oczami obcokrajowca. Chałupski wspomina chociażby o tym, że w Japonii jest choroba zwana karoshi. Dotyka ona pracoholików i kończy się przeważnie śmiercią pracownika, który nie ma czasu na odpoczynek. Dla Japończyków posiadanie w rodzinie kogoś, kto w taki sposób zakończył swoje życie, jest powodem do dumy. U nas byłoby tylko powodem do żartów typu: "ZUS się ucieszy, bo nie dożył emerytury".
Całość książki uzupełniają zdjęcia. Niestety, nie wszystkie były dobrej jakości. Niektóre były trochę zamazane, co nieco może burzyć wrażenie estetyczne. Niemniej jednak są one niezwykłą kroniką z podróży. Aż chciałoby się tam pojechać.
Myślę, że po tę książkę spokojnie mogą sięgnąć wszyscy pasjonaci podróży oraz wielbiciele azjatyckich klimatów. Takim czytelnikom ta historia na pewno przypadnie do gustu. Radzę jednak przygotować się na dość trudną wyprawę w nieznane, która dopiero po pewnym czasie ruszy z kopyta. Jesteście gotowi na taką podróż? Bierzcie zatem książki w dłoń i dajcie się porwać Adamowi W. Chałupskiemu. Mam nadzieję, że ta wycieczka wam się spodoba i na długo pozostanie w waszej pamięci.
Sztukater.pl Pani M.

Dżongło. Niech Będzie, Jak Chce Woda

Rowerem w poszukiwaniu siebie

Chałupski to architekt, który wyrusza w podróż do nieznanej Azji, na początku chce zwiedzić Tybet. Ale nic z tego -jak sie okazuje przeszkadza w tym Dżongło... Choć wydaje się, że to tylko polityka. Książka ta jest w gruncie rzeczy satyrą na współczesne społeczeństwo, w której Chiny są jedynie tłem dla przekazania głębszych refleksji. A o samych Chinach też można się sporo dowiedzieć. Zwłaszcza o Chińczykach. No i niewątpliwie autor, który jest też bohaterem opowieści, mógł się sporo dowiedzieć o sobie.
Gazeta Współczesna ajs

Rozbój osobisty. Fakty i mity na temat rozwoju osobistego

Podczas lektury nieustannie powracało do mnie pytanie: do kogo adresowana jest ta książka? Z jednej strony mamy ludzi, którzy rozpoczynają dopiero swoją przygodę z rozwojem osobistym (dalej RO) i trudno jest mi sobie wyobrazić, aby pierwsza, druga, a nawet dziesiąta książka po którą sięgną dotyczyła krytyki nowej „pasji”. Z reguły trzeba się mocno sparzyć, aby otworzyć oczy i dostrzec, że jednak nie jest to takie piękne. Wtedy jednak książka będzie tylko potwierdzeniem bolesnej nauki. Z drugiej strony mamy ludzi, którzy w RO siedzą już od wielu lat i wiedzą doskonale, że są produkty dobrej, jak i słabej jakości. Dla nich książka nie będzie zbyt dużą nowością i znajdą w niej to wszystko, co wiedzą od dawna (bo sami już się kiedyś sparzyli). Mimo wszystko warto z pozycją Artura Króla się zapoznać.
Dlaczego? Opowiem po prostu o sobie. O RO opowiedziała mi pierwszy raz wiele lat temu nauczycielka etyki. Sama zajmowała się prowadzeniem szkoleń z zakresu organizacji czasu, wyznaczania celów, motywacji oraz relacji interpersonalnych. Nie ukrywam, że ukształtowało mnie to na wiele lat, a nawet do dzisiaj bardzo mi pomaga. Po kilku latach zacząłem studia filozoficzne, na których to, co Artur Król powtarza co kilka stron, a więc: „Myśl samodzielnie”, „Bądź odpowiedzialny”, „Myśl, myśl, myśl” jest chlebem powszednim. W związku z tym jestem klientem, którego trudno zmanipulować i który po prostu nie da się złapać nawet na dobrze skonstruowane triki marketingowe.
Pamiętam taką sytuację, jak w trakcie tygodniowego eventu RO koleżanka zwróciła mi uwagę, że jest pod wrażeniem mojego podejścia. Ja ją pytam: „Ale o co ci chodzi”? „No bo ty tak ciągle notujesz, przyglądasz się, zadajesz pytania i nie bierzesz niczego na wiarę”. No nie biorę, ponieważ pięć lat studiów filozoficznych w instytucie, gdzie są prowadzone badania nad sceptycyzmem oraz krytycznym myśleniem robi po prostu swoje. I tu pojawia się największy atut książki Artura Króla: nawet najdłuższe studia nie zdadzą egzaminu, jeśli swojej wiedzy nie będziemy od czasu do czasu aktualizować.
Najbardziej uderzyło mnie zdanie: „Wiesz, co to znaczy: pasjonuję się rozwojem osobistym? To znaczy, ni mniej, ni więcej, tylko nie mam życia”. Jednocześnie z książką Króla czytałem pozycję, którą recenzowałem dziesięć dni temu. Już ją kończyłem, już ją planowałem odłożyć na półkę i sięgnąć po kolejną z kilku czekających w kolejce, gdy nagle sobie uświadomiłem, że strzelam sobie w ten sposób w kolano. Jeśli mam określone problemy i będę o nich czytał i tylko czytał, nie robiąc nic więcej, to ta metoda nie ma najmniejszego sensu. Przecież w książce było mnóstwo ćwiczeń, które trzeba wykonać, aby zaszła w nas jakaś zmiana. Ćwiczeń bardzo trudnych i nieprzyjemnych. A czytanie książek jest bezpieczne i łatwe. Co więc wybierasz? Bezpieczne czytanie i brak życia, czy może niebezpieczne ćwiczenia i otwarcie się na życie? Kolejnej książki na razie do rąk nie wziąłem…
Jest to więc pierwsza wielka wartość książki Króla: otwiera oczy nawet tym, którym się wydaje, że już oczy mają szeroko otwarte. Druga jej zaleta polega na uporządkowaniu dotychczasowej krytyki RO. Po ciekawym artykule Tomasz Kwiecińskiego, książka „Rozbój osobisty” jest kolejną pozycją, która zbiera dotychczasową krytykę w tej materii. Dlatego warto się z nią zapoznać, ponieważ jeśli nawet nam konkretnie nie pomoże, to jest szansa, że zwrócimy uwagę innym ludziom dokoła nas wkręconym w RO. I trzecia wartość – rozdział trzynasty, czyli trzynaście (sic!) metod manipulowania ludźmi stosowanych przez guru rozwojowych. Moim zdaniem najlepszy rozdział.
Minusy? Gimnazjalno-blogowy język, silący się na zwrócenie uwagi, przeplatany stylem eseju. Ciągły dialog z czytelnikiem i próba pokazania, jaki to jestem niezależny, ponieważ nie tylko krytykuję innych, ale i domagam się krytykowania siebie. Moim zdaniem można było to pominąć i napisać po prostu poważną książkę ubraną w poważne szaty. Mistrzostwem zaś jest przestroga na początku, że w książce pojawią się wulgaryzmy, a potem… przepraszanie za każdy!
Podsumowując: kupcie tę książkę każdej osobie, która biega ze szkolenia na szkolenia. Kupcie ją każdemu, kto czyta Osho, Sekret, Napoleona Hilla, albo Potęgę podświadomości. Jest szansa, że otworzą im się oczy, a swoje problemy naprawdę rozwiążą, a nie zamiotą pod dywan, albo tylko o nich pomyślą. Przeczytajcie ją też sami, żeby stać się kamykiem, który kiedyś wywoła lawinę, a ona oczyści nasze wspaniałe poletko RO. Choć i tak pojawi się ktoś, kogo znowu trzeba będzie obnażyć i przed kim znowu trzeba będzie bronić bezbronnych. Ale taka już nasza rola: zmiana świata na lepsze.
Gruby Nietakt Krzysztof Kryca
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile