Recenzje
Autentyczność przyciąga. Jak budować swoją markę na prawdziwym i porywającym przekazie?
Można przypuszczać, że jest to biblia copywriter’ów, lecz to nieprawda. Chodzi o nowe wzorce języka biznesu i poszukiwanie w świecie przedsiębiorczości swego indywidualnego miejsca.
Przyglądając się światu reklamy, zwłaszcza obecnie, nie trudno w przekazie wielu kampanii doszukać się pewnego rodzaju schematyczności. Mamy więc, produkt posiadający same zalety i niezwykle konkurencyjną cenę oraz klienta, który z uśmiechem go kupuje. Do tego mamy swoiste wycieczki do ego potencjalnego klienta, czyli przesłanie mówiące: będziesz lepszy gdy mnie kupisz. Tradycyjnie reklamy, raz w mniejszym, raz w większym zakresie, odkopują także nieśmiertelny aspekt damsko – męski.
Jak widać potrzebne są nowe pomysły, autorka nie mówi, że reklama i marketing chylą się na świecie ku upadkowi, lecz bardziej twierdzi, że pojawiają się nowe potrzeby potencjalnych klientów, na które należy zareagować. Naprzeciw tym potrzebom, wychodzą aspiracje osób, które chcą kreować swój wizerunek i być niezależne.
Pomysł jest w sumie dość prosty, a takie mają szanse na sukces. Koniec z niepohamowaną chęcią dotarcia do jak największej liczby potencjalnych klientów. Nastał czas przypasowywania klienta do nas. To jest swoista interakcja i w tym miejscu oponenci krzykną, że to dobre dla małych, rachitycznych firemek. Niestety nie mają racji. Zewsząd jesteśmy atakowani nijakim przekazem o niczym lub o wszystkim, który ma nas zainteresować, lecz coraz trudniej jest nam pójść w tę stronę. Jeśli chcemy dotrzeć do klienta, powinniśmy dokładnie zastanowić się do kogo, prawie z imienia i z nazwiska, tak naprawdę chcemy dotrzeć. Szczegóły mają znaczenie. Stajemy przed człowiekiem z krwi i kości i mówimy o sobie. Opowiadamy jacy jesteśmy i stawiamy hipotezy dlaczego tacy jesteśmy, pozwalając na weryfikację swych przypuszczeń. Tak, to prawda, trudno jest mówić czy też pisać o sobie, wysyłając to do nieznanej osoby. Może to oznaczać zażenowanie i utratę prywatności, lecz nam chodzi o nawiązanie bliskiej relacji, potraktujmy to jako formę inwestycji. Jednak to jest czarny scenariusz. Jeśli pokazaliśmy swe oblicze, to nasz bliski – nieznajomy klient, nie ma już nic przeciwko temu, aby również z jego strony wypłynęła chęć nawiązania relacji. Najlepiej całe przedsięwzięcie realizować jeśli mamy przed sobą niewielką organizacje, trudniej, co nie oznacza, że nie należy próbować, jest to uzyskać w większej korporacji. Pewne elementy takiej strategii już na stałe weszły w kanon kontaktów biznesowych, często mamy możliwość zapoznania się z krótką informacją o osobie z którą kontaktujemy się w trakcie prowadzenia interesów. Zwróćmy uwagę, że wtedy jakoś łatwiej zacząć rozmowę.
Autentyczność o której mówimy, nie przychodzi ot tak sobie. Aby być autentyczni w przekazie musimy się nieco postarać. Wszyscy posiadamy, w większym, bądź mniejszym stopniu, pewną możliwość weryfikacji fałszu z którym się spotykamy. Więc nie możemy być autentyczni tylko trochę lub autentyczni na dwa sposoby, nasz klient natychmiast to wyczuje i nie wróży to nic dobrego.
W książce autorka dużo pisze o sobie, o swoich odczuciach i obawach, ale też oczekiwaniach wobec tego co chce robić w życiu. Poznajemy jej historie i nie możemy już przejść obok tego do porządku dziennego. To co najpierw przychodzi na myśl, to porównanie jej ze swoją osobą. Może nie chodzi tu o wartościowanie kogokolwiek, bardziej pojawia się podziw dla jej konsekwencji i determinacji. Autorka może uchodzić za lektora jakiegoś egzotycznego języka, który znalazł się między rzeszami osób, które chcą się go nauczyć. Fakt, że tak jest, to dla nich również zaskoczenie, lecz widzą w tym procederze nową jakość, więc nie trzeba ich zbytnio przekonywać.
Na początku czytania książki, pojawi się u was niedowierzanie i sceptycyzm. Chyba jesteśmy zbyt zepsuci przez obecne sposoby oddziaływania reklamy i mamy w pamięci przykłady autentyczności, która taką wcale nie była? W miarę jednak zagłębiania się w tekst zrozumiecie o czym jest tu mowa. Nie oznacza to, że w tej samej chwili założycie swego pierwszego bloga i zaczniecie pisać pierwszą powieść. No, może nie wszyscy. W świecie pełnym wyzwań i narastającej modzie na odrobinę indywidualizmu, potrzebne jest zatrzymanie się na chwile, aby zastanowić się co my tak naprawdę robimy. Autorka nie dyktuje nam co mamy robić, jeszcze gorzej, mówi nam co sama robi i co z tego wynika. To daje do myślenia. Jeśli pracujesz w korporacji, wiesz o czym mówię. Autorka w emocjonalny sposób pisze nam, że znalazła swój sposób na realizację samej siebie, który dodatkowo pozwala w miarę spokojnie żyć.
Przyglądając się światu reklamy, zwłaszcza obecnie, nie trudno w przekazie wielu kampanii doszukać się pewnego rodzaju schematyczności. Mamy więc, produkt posiadający same zalety i niezwykle konkurencyjną cenę oraz klienta, który z uśmiechem go kupuje. Do tego mamy swoiste wycieczki do ego potencjalnego klienta, czyli przesłanie mówiące: będziesz lepszy gdy mnie kupisz. Tradycyjnie reklamy, raz w mniejszym, raz w większym zakresie, odkopują także nieśmiertelny aspekt damsko – męski.
Jak widać potrzebne są nowe pomysły, autorka nie mówi, że reklama i marketing chylą się na świecie ku upadkowi, lecz bardziej twierdzi, że pojawiają się nowe potrzeby potencjalnych klientów, na które należy zareagować. Naprzeciw tym potrzebom, wychodzą aspiracje osób, które chcą kreować swój wizerunek i być niezależne.
Pomysł jest w sumie dość prosty, a takie mają szanse na sukces. Koniec z niepohamowaną chęcią dotarcia do jak największej liczby potencjalnych klientów. Nastał czas przypasowywania klienta do nas. To jest swoista interakcja i w tym miejscu oponenci krzykną, że to dobre dla małych, rachitycznych firemek. Niestety nie mają racji. Zewsząd jesteśmy atakowani nijakim przekazem o niczym lub o wszystkim, który ma nas zainteresować, lecz coraz trudniej jest nam pójść w tę stronę. Jeśli chcemy dotrzeć do klienta, powinniśmy dokładnie zastanowić się do kogo, prawie z imienia i z nazwiska, tak naprawdę chcemy dotrzeć. Szczegóły mają znaczenie. Stajemy przed człowiekiem z krwi i kości i mówimy o sobie. Opowiadamy jacy jesteśmy i stawiamy hipotezy dlaczego tacy jesteśmy, pozwalając na weryfikację swych przypuszczeń. Tak, to prawda, trudno jest mówić czy też pisać o sobie, wysyłając to do nieznanej osoby. Może to oznaczać zażenowanie i utratę prywatności, lecz nam chodzi o nawiązanie bliskiej relacji, potraktujmy to jako formę inwestycji. Jednak to jest czarny scenariusz. Jeśli pokazaliśmy swe oblicze, to nasz bliski – nieznajomy klient, nie ma już nic przeciwko temu, aby również z jego strony wypłynęła chęć nawiązania relacji. Najlepiej całe przedsięwzięcie realizować jeśli mamy przed sobą niewielką organizacje, trudniej, co nie oznacza, że nie należy próbować, jest to uzyskać w większej korporacji. Pewne elementy takiej strategii już na stałe weszły w kanon kontaktów biznesowych, często mamy możliwość zapoznania się z krótką informacją o osobie z którą kontaktujemy się w trakcie prowadzenia interesów. Zwróćmy uwagę, że wtedy jakoś łatwiej zacząć rozmowę.
Autentyczność o której mówimy, nie przychodzi ot tak sobie. Aby być autentyczni w przekazie musimy się nieco postarać. Wszyscy posiadamy, w większym, bądź mniejszym stopniu, pewną możliwość weryfikacji fałszu z którym się spotykamy. Więc nie możemy być autentyczni tylko trochę lub autentyczni na dwa sposoby, nasz klient natychmiast to wyczuje i nie wróży to nic dobrego.
W książce autorka dużo pisze o sobie, o swoich odczuciach i obawach, ale też oczekiwaniach wobec tego co chce robić w życiu. Poznajemy jej historie i nie możemy już przejść obok tego do porządku dziennego. To co najpierw przychodzi na myśl, to porównanie jej ze swoją osobą. Może nie chodzi tu o wartościowanie kogokolwiek, bardziej pojawia się podziw dla jej konsekwencji i determinacji. Autorka może uchodzić za lektora jakiegoś egzotycznego języka, który znalazł się między rzeszami osób, które chcą się go nauczyć. Fakt, że tak jest, to dla nich również zaskoczenie, lecz widzą w tym procederze nową jakość, więc nie trzeba ich zbytnio przekonywać.
Na początku czytania książki, pojawi się u was niedowierzanie i sceptycyzm. Chyba jesteśmy zbyt zepsuci przez obecne sposoby oddziaływania reklamy i mamy w pamięci przykłady autentyczności, która taką wcale nie była? W miarę jednak zagłębiania się w tekst zrozumiecie o czym jest tu mowa. Nie oznacza to, że w tej samej chwili założycie swego pierwszego bloga i zaczniecie pisać pierwszą powieść. No, może nie wszyscy. W świecie pełnym wyzwań i narastającej modzie na odrobinę indywidualizmu, potrzebne jest zatrzymanie się na chwile, aby zastanowić się co my tak naprawdę robimy. Autorka nie dyktuje nam co mamy robić, jeszcze gorzej, mówi nam co sama robi i co z tego wynika. To daje do myślenia. Jeśli pracujesz w korporacji, wiesz o czym mówię. Autorka w emocjonalny sposób pisze nam, że znalazła swój sposób na realizację samej siebie, który dodatkowo pozwala w miarę spokojnie żyć.
Interia360.pl Zbyszek Wolski; 2015-09-09
Fueled. Napędzani pożądaniem
Po cudownym pierwszym tomie, który bezsprzecznie trafił do mojego serca nie mogłam długo zwlekać i postanowiłam, że jak najszybciej przeczytam kolejną część, aby poznać dalsze losy głównych bohaterów. Miałam nadzieję, że "Fueled" spodoba mi się tak bardzo jak "Driven", albo nawet jeszcze bardziej dlatego z taką ochotą zabrałam się za lekturę. W tej chwili jestem już po tej niesamowitej przygodzie i z wielką chęcią mogę podzielić się z Wami moją opinią na temat tej książki. Zachęcam Was do przeczytania dalszej części recenzji, z której z pewnością wszystkiego się dowiecie.
"Fueled" zaczyna się w miejscu, w którym zakończyła się pierwsza część, lecz teraz dla odmiany wszystkie wydarzenia poznajemy z perspektywy Coltona. Przeżywamy z nim każdą sytuację, a także dowiadujemy się jakie piekło przeszedł w dzieciństwie. Rylee liczy na prawdziwy związek co wcale nie jest takie proste. Ranią się nawzajem tak mocno jak mocne jest ich uczucie. Spore zamieszanie wprowadza asystentka, która nie zawsze jest uczciwa wobec głównych bohaterów. Czy Colton oraz Rylee pokonają wspólnie wszystkie przeciwności i stworzą stabilny związek?
Oczywiście mamy tutaj do czynienia z bohaterami, których zdążyliśmy już poznać w pierwszej części jednak wiadomo, że czym dłuższa historia tym postacie stają się bardziej skomplikowane, a my jako czytelnicy możemy powoli odkrywać kolejne cechy ich charakterów. Dzięki autorce po raz kolejny mamy szansę zrozumieć ich zachowanie oraz reakcje na dane wydarzenia. Colton to postać, w której po prostu można się zakochać. Pomimo jego wysokiego ego i arogancji bardzo polubiłam tego niezwykłego bohatera, który ma swoją mroczną przeszłość i nie do końca jest taki idealny. Rylee to kobieta sukcesu posiadająca silną osobowość. Potrafi dokładnie podkreślić gdzie jest jej miejsce i nie boi się wyrażać własnego zdania. Bez wątpienia jest to postać sympatyczna i jestem pewna, że Wy również podczas czytania tej powieści bardzo się z nią zżyjecie. K. Bromberg wykreowała dwa świetne temperamenty, które idealnie się dopełniają, dzięki czemu z wielką chęcią i przyjemnością czytamy kolejne rozdziały "Fueled".
W pierwszej części autorka posługiwała się prostym, lekkim i bardzo dobrze zrozumiałym językiem. Na szczęście wraz z drugim tomem K. Bromberg nie zmieniła swojego słownictwa i dzięki temu całość czyta się niezwykle szybko i przyjemnie. Książka naprawdę ogromnie mi się spodobała i wciągnęła już od pierwszych stron. Wszystko potoczyło się trochę inaczej niż się tego spodziewałam, ale nie uważam tego za wadę - wręcz przeciwnie jest to dla mnie dużą zaletą, ponieważ nigdy nie możemy być do końca pewni co za chwilę się wydarzy. Opisy są pełne emocji i wywołują w czytelniku naprawdę mnóstwo uczuć. Sceny erotyczne są świetnie przedstawione, a do tego nie są wulgarne co bardzo sobie cenię w tego typu powieściach.
Zakończenie tej książki sprawiło, że z całą pewnością mogę stwierdzić, że już wkrótce sięgnę po kolejną część. Koniecznie muszę dowiedzieć się co takiego autorka przygotowała dla głównych bohaterów i jak potoczą się ich losy. Akcja całej powieści okazała się niezwykle szybka, a podczas czytania na pewno nie dopadnie nas nuda czy monotonia. "Fueled" doprowadza czytelników do szaleństwa, wywołuje skrajne emocje i niejednokrotnie wprowadza w naszym życiu ogromne zamieszanie. Zdecydowanie jest to lektura dla osób o mocnych nerwach!
Podsumowując - "Fueled" to powieść genialna i jestem pewna, że zadowoli wszystkich fanów literatury erotycznej. Dodatkowo jest to lektura obowiązkowa dla osób, którym spodobała się pierwsza część. Mam nadzieję, że moja recenzja zachęciła Was do zapoznania się z treścią tej książki, ponieważ twórczość K. Bromberg naprawdę jest godna waszej uwagi. Z mojej strony mogę Wam obiecać, że już wkrótce przeczytacie również recenzję trzeciej części, bo wiem, że koniecznie będę musiała poznać zakończenie tej historii
"Fueled" zaczyna się w miejscu, w którym zakończyła się pierwsza część, lecz teraz dla odmiany wszystkie wydarzenia poznajemy z perspektywy Coltona. Przeżywamy z nim każdą sytuację, a także dowiadujemy się jakie piekło przeszedł w dzieciństwie. Rylee liczy na prawdziwy związek co wcale nie jest takie proste. Ranią się nawzajem tak mocno jak mocne jest ich uczucie. Spore zamieszanie wprowadza asystentka, która nie zawsze jest uczciwa wobec głównych bohaterów. Czy Colton oraz Rylee pokonają wspólnie wszystkie przeciwności i stworzą stabilny związek?
Oczywiście mamy tutaj do czynienia z bohaterami, których zdążyliśmy już poznać w pierwszej części jednak wiadomo, że czym dłuższa historia tym postacie stają się bardziej skomplikowane, a my jako czytelnicy możemy powoli odkrywać kolejne cechy ich charakterów. Dzięki autorce po raz kolejny mamy szansę zrozumieć ich zachowanie oraz reakcje na dane wydarzenia. Colton to postać, w której po prostu można się zakochać. Pomimo jego wysokiego ego i arogancji bardzo polubiłam tego niezwykłego bohatera, który ma swoją mroczną przeszłość i nie do końca jest taki idealny. Rylee to kobieta sukcesu posiadająca silną osobowość. Potrafi dokładnie podkreślić gdzie jest jej miejsce i nie boi się wyrażać własnego zdania. Bez wątpienia jest to postać sympatyczna i jestem pewna, że Wy również podczas czytania tej powieści bardzo się z nią zżyjecie. K. Bromberg wykreowała dwa świetne temperamenty, które idealnie się dopełniają, dzięki czemu z wielką chęcią i przyjemnością czytamy kolejne rozdziały "Fueled".
W pierwszej części autorka posługiwała się prostym, lekkim i bardzo dobrze zrozumiałym językiem. Na szczęście wraz z drugim tomem K. Bromberg nie zmieniła swojego słownictwa i dzięki temu całość czyta się niezwykle szybko i przyjemnie. Książka naprawdę ogromnie mi się spodobała i wciągnęła już od pierwszych stron. Wszystko potoczyło się trochę inaczej niż się tego spodziewałam, ale nie uważam tego za wadę - wręcz przeciwnie jest to dla mnie dużą zaletą, ponieważ nigdy nie możemy być do końca pewni co za chwilę się wydarzy. Opisy są pełne emocji i wywołują w czytelniku naprawdę mnóstwo uczuć. Sceny erotyczne są świetnie przedstawione, a do tego nie są wulgarne co bardzo sobie cenię w tego typu powieściach.
Zakończenie tej książki sprawiło, że z całą pewnością mogę stwierdzić, że już wkrótce sięgnę po kolejną część. Koniecznie muszę dowiedzieć się co takiego autorka przygotowała dla głównych bohaterów i jak potoczą się ich losy. Akcja całej powieści okazała się niezwykle szybka, a podczas czytania na pewno nie dopadnie nas nuda czy monotonia. "Fueled" doprowadza czytelników do szaleństwa, wywołuje skrajne emocje i niejednokrotnie wprowadza w naszym życiu ogromne zamieszanie. Zdecydowanie jest to lektura dla osób o mocnych nerwach!
Podsumowując - "Fueled" to powieść genialna i jestem pewna, że zadowoli wszystkich fanów literatury erotycznej. Dodatkowo jest to lektura obowiązkowa dla osób, którym spodobała się pierwsza część. Mam nadzieję, że moja recenzja zachęciła Was do zapoznania się z treścią tej książki, ponieważ twórczość K. Bromberg naprawdę jest godna waszej uwagi. Z mojej strony mogę Wam obiecać, że już wkrótce przeczytacie również recenzję trzeciej części, bo wiem, że koniecznie będę musiała poznać zakończenie tej historii
Ksiazki-milki.blogspot.com Kamila Idziaszek; 2015-09-06
Gdyby nie Ty... Igrając z ogniem 2
"Gdyby nie ty" Tary Sivec to drugi tom serii Igrając z ogniem. Pierwsza część mnie zachwyciła. A jak będzie tym razem? Zapraszam na recenzję.
Layla to młoda, piękna, utalentowana piosenkarka. Mogłoby się wydawać, że to wystarczy by żyć pełnią szczęścia, niestety nie jest tak w przypadku naszej bohaterki. Po śmierci ojca całą kontrolę nad życiem Layli przejęła jej matka. Stworzyła jej wizerunek sceniczny, wykreowała na idola wielu nastolatków. Layla w ukryciu marzy by zmienić swoje życie, uwolnić się spod kontroli matki, która nigdy jej kochała, za to bardzo kocha pieniądze córki. Layla zaczyna również dostawać listy z pogróżkami, więc by wzmocnić jej ochronę matka zatrudnia Brady'ego, byłego żołnierza marynarki wojennej, który obecnie prowadzi prywatną agencję detektywistyczną. Brady żyje również z własnymi demonami przeszłości i próbuje ułożyć swoje życie na nowo. Współpraca tej dwójki będzie bardzo burzliwa a namiętność będzie buchać pełną parą. Tylko czy dwa różne światy mają szansę na szczęśliwą przyszłość? Oraz czy uda się odnaleźć szalonego fana? Na pewno Brady zrobi wszystko by Layla była bezpieczna.
"Gdyby nie ty" to romans z mocno zarysowanym wątkiem kryminalnym. Layla to młoda piosenkarka, żyjąca pod dyktando własnej matki, która zrobiła z niej swoją prywatną skarbonkę. Przez pogróżki przysyłane przez szalonego fana w jej życiu pojawia się Brady, który dla naszej bohaterki może stać się wybawieniem. Ale czy tak będzie? Bo czy gwiazda, która ma rzesze fanów może pozwolić sobie na uczucie względem zwykłego ochroniarza? W tej części serii również nie zabraknie nam zabawnych oraz wzruszających dialogów miedzy bohaterami, a namiętność, która pojawi się między nimi będzie wręcz namacalna. Postacie są świetnie wykreowane z własnymi problemami, które zatruwają im życie. Ale zawsze jest szansa na nowe lepsze życie tylko trzeba pozwolić by to serce kierowało naszymi wyborami. Ta część obfituje także w zaskakujące zwroty akcji, wiele tajemnic oraz intryg, które są dziełem osób blisko związanych z naszymi bohaterami.
Tara Sivec operuje stylem, który jest lekki w odbiorze a jej książki czyta się naprawdę szybko. Wartka akcja nie pozwala się nudzić a gorące sceny seksu pobudzają naszą wyobraźnię. Więc jeżeli lubicie takie właśnie książki, które łączą romans, akcje oraz sporo tajemnic z dreszczykiem grozy to ta pozycja na pewno Wam przypadnie do gustu. POLECAM!!!
Layla to młoda, piękna, utalentowana piosenkarka. Mogłoby się wydawać, że to wystarczy by żyć pełnią szczęścia, niestety nie jest tak w przypadku naszej bohaterki. Po śmierci ojca całą kontrolę nad życiem Layli przejęła jej matka. Stworzyła jej wizerunek sceniczny, wykreowała na idola wielu nastolatków. Layla w ukryciu marzy by zmienić swoje życie, uwolnić się spod kontroli matki, która nigdy jej kochała, za to bardzo kocha pieniądze córki. Layla zaczyna również dostawać listy z pogróżkami, więc by wzmocnić jej ochronę matka zatrudnia Brady'ego, byłego żołnierza marynarki wojennej, który obecnie prowadzi prywatną agencję detektywistyczną. Brady żyje również z własnymi demonami przeszłości i próbuje ułożyć swoje życie na nowo. Współpraca tej dwójki będzie bardzo burzliwa a namiętność będzie buchać pełną parą. Tylko czy dwa różne światy mają szansę na szczęśliwą przyszłość? Oraz czy uda się odnaleźć szalonego fana? Na pewno Brady zrobi wszystko by Layla była bezpieczna.
"Gdyby nie ty" to romans z mocno zarysowanym wątkiem kryminalnym. Layla to młoda piosenkarka, żyjąca pod dyktando własnej matki, która zrobiła z niej swoją prywatną skarbonkę. Przez pogróżki przysyłane przez szalonego fana w jej życiu pojawia się Brady, który dla naszej bohaterki może stać się wybawieniem. Ale czy tak będzie? Bo czy gwiazda, która ma rzesze fanów może pozwolić sobie na uczucie względem zwykłego ochroniarza? W tej części serii również nie zabraknie nam zabawnych oraz wzruszających dialogów miedzy bohaterami, a namiętność, która pojawi się między nimi będzie wręcz namacalna. Postacie są świetnie wykreowane z własnymi problemami, które zatruwają im życie. Ale zawsze jest szansa na nowe lepsze życie tylko trzeba pozwolić by to serce kierowało naszymi wyborami. Ta część obfituje także w zaskakujące zwroty akcji, wiele tajemnic oraz intryg, które są dziełem osób blisko związanych z naszymi bohaterami.
Tara Sivec operuje stylem, który jest lekki w odbiorze a jej książki czyta się naprawdę szybko. Wartka akcja nie pozwala się nudzić a gorące sceny seksu pobudzają naszą wyobraźnię. Więc jeżeli lubicie takie właśnie książki, które łączą romans, akcje oraz sporo tajemnic z dreszczykiem grozy to ta pozycja na pewno Wam przypadnie do gustu. POLECAM!!!
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/ Sylwia Stawska; 2015-09-13
Rzuć na to okiem. Rewelacyjne sposoby na szybkie czytanie. Wydanie 2
Szybkie czytanie w pracy recenzenta jest jak szybkie liczenie w pracy bankiera. Niezwykle przydatna umiejętność. Patrząc jednak z szerszej perspektywy zastanówmy się, ile jest książek na świecie. W danych z 2009 roku wynika, że podczas studiów z biblioteki uniwersyteckiej mogłam wypożyczyć milion książek! Milion! Jaka wiedza, możliwość uczenia się na przekazie pokoleń! Ile z tego przeczytałam swoim tempem? Niech to zostanie wstydliwą tajemnicą… Kiedy tylko pojawiła się możliwość zwiększenia tempa czytania, z chęcią sięgnęłam po „Rzuć na to okiem. Rewelacyjne sposoby na szybkie czytanie” Pawła Rudzkiego. Zachęcający tytuł sugerował, że nie będzie to żmudny i długotrwały proces nauki, postanowiłam zatem to sprawdzić na własnej skórze.
Na początku książki autor przybliża zasoby wybranych księgarń internetowych i ideę szybkiego czytania, sprawiając w ten sposób, że chętnie zajrzymy na kolejne strony. Kolejny rozdział obala klasyczne mity i przekonania, jakoby szybkie czytanie zmniejszało zrozumienie, przyczyniało się do pominięcia ważnych treści, a czytanie „dobrej” książki w szybkim tempie stanowi policzek wymierzony jej autorowi. Kiedy już jesteśmy przekonani jak wiele faktów okazało się mitami, przechodzimy do diagnozy tego, jak szybko czytamy i jak wiele z tego rozumiemy. Krótki test i pytania sprawdzające zrozumienie jest klasycznym sposobem weryfikacji stanu czytania. Został on powtórzony co kilka rozdziałów trenujących w nas techniki szybkiego czytania po to, byśmy mieli widoczne dowody na to, że czytamy szybciej. Poza treningami konkretnych umiejętności czytelnikom przybliżana jest wiedza teoretyczna związana z polem widzenia, rolą motywacji, koncentracją, percepcją i pojemnością uwagi.
Podobał mi się sposób w jaki został napisany ten poradnik. Język jest zrozumiały. Twierdzenia naukowe poparte zostały przykładami z życia codziennego, które je uwiarygadniają. Ćwiczenia przeplatają się z teorią, dzięki czemu książkę można równie dobrze poza treningiem traktować jako przyjemną lekturę. Czym ta książka różni się od innych o szybkim czytaniu, które trafiły w moje ręce? Po pierwsze zwraca uwagę na dietę. W kilku miejscach autor podkreśla jak to, co jemy wpływa na to, jak pracuje nasz mózg i oczy. Rola witamin jest nieopisana w tym procesie. Kolejną rzeczą, która wyróżnia tę książkę jest program napisany pod kątem treningu technik czytania. Każdy czytelnik może go pobrać na swój komputer i korzystać z ćwiczeń, których własnoręczne przygotowanie wymagałoby więcej czasu. Można w nim również skorzystać z funkcji metronomu, zatem unikniemy dodatkowych kosztów zakupu sprzętu. Dla mnie ważne było też, aby w tej książce, jak w wielu tego rodzaju, nie pojawiło się ćwiczenie poszerzające pole widzenia polegające na wpatrywaniu się w piramidy liter i słów, tak by widzieć je dobrze w coraz większej odległości. Jest ono dla mnie nudne i męczące. Ćwiczenie było, ale nie poświęcono mu wielu stron, skupiono się na innych wspierających naukę w równym stopniu.
Książka napisana została przez praktyka. Paweł Rudzki jest pasjonatem i trenerem szybkiego czytania. Zajmuje się również analizą rynku finansowego, co tylko dowodzi jak szybkie czytanie jest mu potrzebne. Ponadto w książce poruszono wiele kwestii niezwiązanych bezpośrednio z czytaniem, jak choćby rola diety, o której pisałam wcześniej. „Rzuć na to okiem. Rewelacyjne sposoby na szybkie czytanie” pokazuje, że czytanie jest procesem, który wymaga pracy nad wieloma czynnikami, a nie tylko nad szybkim ruchem gałek ocznych. Pobieżne przejrzenie tytułów rozdziałów, nagłówków, pomijanie wybranych treści czy nawet przeczytanie zakończenia znacznie przyspieszy czytanie, dzięki temu, że przewidzimy treść.
Książka „Rzuć na to okiem. Rewelacyjne sposoby na szybkie czytanie” Pawła Rudzkiego to na pewno dobry początek, dla każdego, kto zaczyna przygodę z szybkim czytaniem. Wyrabia w nas chęć treningu i sięgania po kolejne ćwiczenia z tego tematu. Większość z nas nauczyła się czytać w przedszkolu czy w pierwszej klasie, podobnie jak wielu innych rzeczy. Zastanówmy się jednak, czy nadal liczymy jak wtedy, rysujemy jak wtedy, biegamy jak wtedy? Wszystkie pozostałe umiejętności były rozwijane w procesie edukacji, natomiast czytanie pozostawiono na etapie głośnego czytania tekstu ze zrozumieniem. Szybkie czytanie wymaga od nas samodzielnego wysiłku, w czym ta książka na pewno pomoże.
Na początku książki autor przybliża zasoby wybranych księgarń internetowych i ideę szybkiego czytania, sprawiając w ten sposób, że chętnie zajrzymy na kolejne strony. Kolejny rozdział obala klasyczne mity i przekonania, jakoby szybkie czytanie zmniejszało zrozumienie, przyczyniało się do pominięcia ważnych treści, a czytanie „dobrej” książki w szybkim tempie stanowi policzek wymierzony jej autorowi. Kiedy już jesteśmy przekonani jak wiele faktów okazało się mitami, przechodzimy do diagnozy tego, jak szybko czytamy i jak wiele z tego rozumiemy. Krótki test i pytania sprawdzające zrozumienie jest klasycznym sposobem weryfikacji stanu czytania. Został on powtórzony co kilka rozdziałów trenujących w nas techniki szybkiego czytania po to, byśmy mieli widoczne dowody na to, że czytamy szybciej. Poza treningami konkretnych umiejętności czytelnikom przybliżana jest wiedza teoretyczna związana z polem widzenia, rolą motywacji, koncentracją, percepcją i pojemnością uwagi.
Podobał mi się sposób w jaki został napisany ten poradnik. Język jest zrozumiały. Twierdzenia naukowe poparte zostały przykładami z życia codziennego, które je uwiarygadniają. Ćwiczenia przeplatają się z teorią, dzięki czemu książkę można równie dobrze poza treningiem traktować jako przyjemną lekturę. Czym ta książka różni się od innych o szybkim czytaniu, które trafiły w moje ręce? Po pierwsze zwraca uwagę na dietę. W kilku miejscach autor podkreśla jak to, co jemy wpływa na to, jak pracuje nasz mózg i oczy. Rola witamin jest nieopisana w tym procesie. Kolejną rzeczą, która wyróżnia tę książkę jest program napisany pod kątem treningu technik czytania. Każdy czytelnik może go pobrać na swój komputer i korzystać z ćwiczeń, których własnoręczne przygotowanie wymagałoby więcej czasu. Można w nim również skorzystać z funkcji metronomu, zatem unikniemy dodatkowych kosztów zakupu sprzętu. Dla mnie ważne było też, aby w tej książce, jak w wielu tego rodzaju, nie pojawiło się ćwiczenie poszerzające pole widzenia polegające na wpatrywaniu się w piramidy liter i słów, tak by widzieć je dobrze w coraz większej odległości. Jest ono dla mnie nudne i męczące. Ćwiczenie było, ale nie poświęcono mu wielu stron, skupiono się na innych wspierających naukę w równym stopniu.
Książka napisana została przez praktyka. Paweł Rudzki jest pasjonatem i trenerem szybkiego czytania. Zajmuje się również analizą rynku finansowego, co tylko dowodzi jak szybkie czytanie jest mu potrzebne. Ponadto w książce poruszono wiele kwestii niezwiązanych bezpośrednio z czytaniem, jak choćby rola diety, o której pisałam wcześniej. „Rzuć na to okiem. Rewelacyjne sposoby na szybkie czytanie” pokazuje, że czytanie jest procesem, który wymaga pracy nad wieloma czynnikami, a nie tylko nad szybkim ruchem gałek ocznych. Pobieżne przejrzenie tytułów rozdziałów, nagłówków, pomijanie wybranych treści czy nawet przeczytanie zakończenia znacznie przyspieszy czytanie, dzięki temu, że przewidzimy treść.
Książka „Rzuć na to okiem. Rewelacyjne sposoby na szybkie czytanie” Pawła Rudzkiego to na pewno dobry początek, dla każdego, kto zaczyna przygodę z szybkim czytaniem. Wyrabia w nas chęć treningu i sięgania po kolejne ćwiczenia z tego tematu. Większość z nas nauczyła się czytać w przedszkolu czy w pierwszej klasie, podobnie jak wielu innych rzeczy. Zastanówmy się jednak, czy nadal liczymy jak wtedy, rysujemy jak wtedy, biegamy jak wtedy? Wszystkie pozostałe umiejętności były rozwijane w procesie edukacji, natomiast czytanie pozostawiono na etapie głośnego czytania tekstu ze zrozumieniem. Szybkie czytanie wymaga od nas samodzielnego wysiłku, w czym ta książka na pewno pomoże.
moznaprzeczytac.pl Angela D; 2015-09-13
Zabić coacha. O miłości i nienawiści do autorytetów w Polsce
Dyskredytowanie w naszym kraju ma bogatą historię, niejako dla zachowania tradycji. Wszystko co pojawia się w naszym życiu i narusza naszą strefę bezpieczeństwa, niezwłocznie zaczynamy nienawidzić.
Książka jest napisana, jak sam autor informuje, w oparciu o dokonania Kena Wilber’a. Tym samym, nie jest to antologia zachowań dla przyszłych i obecnych coach’ów, bardziej chodzi w tym przypadku o refleksję czytelnika nad swoją rolą obserwatora, przeżywającego własne doświadczenia i posiadającego indywidualną percepcję. Ów czytelnik, chcąc nie chcąc, zapożycza także ze świata go otaczającego wiedzę i standardowe doświadczenie. Takie zestawienie, sprzecznych zdawać by się mogło impulsów, pozwala na najbardziej realistyczne poznanie zachowań i ich przesłanek. Wspomniany pogląd ma także szeroką podbudowę naukową, opartą na psychologii, biologii, neurofizjologii, a nawet filozofii.
Autor odszedł od metody wykładu, na korzyść drogi składającej się z trzech etapów. Czytelnik ma możliwość wyjść od analizy poszczególnych przykładów, aby po określeniu efektów dążenia, natrafić na zasoby pomocne w dotarciu do zadawalających rozwiązań. W praktyce oznacza to, że każdy rozdział kończy się twardym pytaniem granicznym. Ma ono za zadanie, spowodować u czytelnika swoistą rekapitulację i podsumowanie czytanego fragmentu.
Autorytety w Polsce nie są dobrem publicznym, szczególnie dobrze chronionym. W dużej mierze taki stan rzeczy przeszedł również na coach’ów. Małostki i niespełnione ambicje nie pozwalają nam przyjąć ze spokojem wiedzy jak dotrzeć do wyznaczonego celu. Cel ten, co szczególnie interesujące, czasem wyznaczamy sobie sami. Tym samym, nie słuchamy, nie chcemy sobie sami pomóc. Przypomina to nieco, swoiste rozdwojenie jaźni, jest więc ten zły, silnie wypychany i ten dobry, czyli ja, bez jakichkolwiek określeń jakości. To nie jest stabilna podstawa do osiągnięcia zamierzonego celu. Negacja jest sztuką, równie silnie rozwiniętą u części osobistości medialnych, co retoryka. Nie byłoby w tym wiele złego, gdyby nie ich opiniotwórcza rola, której być może nie doceniają. Bardziej istotnym zadaniem jest, dla ludzi kreujących opinię publiczną, lepiej to określą słowa, opinię masową, aby brać udział w nietypowej rywalizacji, pobicia przeciwnika argumentami.
Nie jest łatwo być coach’em w kraju, gdzie nienawiść do instytucji i autorytetów wszyscy wyssali z mlekiem matki. To prawda, że sprawy rozgrywają się na innym gruncie, ale aktorzy biorący w nim udział tego nie dostrzegają. Dość intuicyjnie aranżują zachowania do nowej sytuacji, ze szkodą dla siebie. Może powodem takich zachowań jest dość krótka historia trenerów i coach’ów w naszym kraju? Niepolitycznie jest sugerować zacofanie, również swoje własne, ale może coś w tym jest. Na domiar złego, coach staje przed nami, gdy nasze stanowisko jest, nazwijmy to, niekomfortowe. Fakty, wyrażone w większym lub mniejszym stopniu, sugerują, że jest z nami coś nie tak jak trzeba. Taka relacja powoduje w prostej drodze nabycie zachowań agresji i braku współpracy. Dlaczego tak łatwo przyjmujemy stereotypy jako osobiste postawy? Ale nie szukajmy winy jedynie w sobie. Zapotrzebowanie na coach’ów, które bardzo szybko pojawiło się na rynku, nie pomogło we właściwym przygotowaniu osób chcących pałać się tym zajęciem do zadań przed nimi stojących. Pojęcie osób przypadkowych i tym razem ma zastosowanie. Do tego należy chyba dodać, operowanie chęciami, a nie umiejętnościami w pracy z ludźmi.
Siłą książki Macieja Bennewicza jest mnogość przykładów, poddawanych czytelnikowi do refleksji i zapoznania się z nimi. Po każdym przeczytanym fragmencie mamy zadanie odpowiedzenia sobie na pytanie, jak tak właściwie spoglądamy na rolę mentora, nauczyciela, trenera, czy coacha. Gdzie bylibyśmy zawarci w danej sytuacji, jak bardzo narusza ona naszą strefę bezpieczeństwa? Autor nie zamierza przekazać nam kolejnego wiekopomnego dzieła, do którego mamy podchodzić z pietyzmem i szacunkiem. W sumie, to najlepszym sposobem zapoznania się z książką, będzie nasz własny sposób. Nie jest to powieść, więc nie musimy, czytać od deski do deski. Możemy sięgnąć do tego co nas zainteresuje, aby sprawdzić jak na to zareagujemy. Wszystko co przeczytamy będzie wystarczające, nie chodzi tu o odkrywanie prawdy absolutnej.
Książka jest napisana, jak sam autor informuje, w oparciu o dokonania Kena Wilber’a. Tym samym, nie jest to antologia zachowań dla przyszłych i obecnych coach’ów, bardziej chodzi w tym przypadku o refleksję czytelnika nad swoją rolą obserwatora, przeżywającego własne doświadczenia i posiadającego indywidualną percepcję. Ów czytelnik, chcąc nie chcąc, zapożycza także ze świata go otaczającego wiedzę i standardowe doświadczenie. Takie zestawienie, sprzecznych zdawać by się mogło impulsów, pozwala na najbardziej realistyczne poznanie zachowań i ich przesłanek. Wspomniany pogląd ma także szeroką podbudowę naukową, opartą na psychologii, biologii, neurofizjologii, a nawet filozofii.
Autor odszedł od metody wykładu, na korzyść drogi składającej się z trzech etapów. Czytelnik ma możliwość wyjść od analizy poszczególnych przykładów, aby po określeniu efektów dążenia, natrafić na zasoby pomocne w dotarciu do zadawalających rozwiązań. W praktyce oznacza to, że każdy rozdział kończy się twardym pytaniem granicznym. Ma ono za zadanie, spowodować u czytelnika swoistą rekapitulację i podsumowanie czytanego fragmentu.
Autorytety w Polsce nie są dobrem publicznym, szczególnie dobrze chronionym. W dużej mierze taki stan rzeczy przeszedł również na coach’ów. Małostki i niespełnione ambicje nie pozwalają nam przyjąć ze spokojem wiedzy jak dotrzeć do wyznaczonego celu. Cel ten, co szczególnie interesujące, czasem wyznaczamy sobie sami. Tym samym, nie słuchamy, nie chcemy sobie sami pomóc. Przypomina to nieco, swoiste rozdwojenie jaźni, jest więc ten zły, silnie wypychany i ten dobry, czyli ja, bez jakichkolwiek określeń jakości. To nie jest stabilna podstawa do osiągnięcia zamierzonego celu. Negacja jest sztuką, równie silnie rozwiniętą u części osobistości medialnych, co retoryka. Nie byłoby w tym wiele złego, gdyby nie ich opiniotwórcza rola, której być może nie doceniają. Bardziej istotnym zadaniem jest, dla ludzi kreujących opinię publiczną, lepiej to określą słowa, opinię masową, aby brać udział w nietypowej rywalizacji, pobicia przeciwnika argumentami.
Nie jest łatwo być coach’em w kraju, gdzie nienawiść do instytucji i autorytetów wszyscy wyssali z mlekiem matki. To prawda, że sprawy rozgrywają się na innym gruncie, ale aktorzy biorący w nim udział tego nie dostrzegają. Dość intuicyjnie aranżują zachowania do nowej sytuacji, ze szkodą dla siebie. Może powodem takich zachowań jest dość krótka historia trenerów i coach’ów w naszym kraju? Niepolitycznie jest sugerować zacofanie, również swoje własne, ale może coś w tym jest. Na domiar złego, coach staje przed nami, gdy nasze stanowisko jest, nazwijmy to, niekomfortowe. Fakty, wyrażone w większym lub mniejszym stopniu, sugerują, że jest z nami coś nie tak jak trzeba. Taka relacja powoduje w prostej drodze nabycie zachowań agresji i braku współpracy. Dlaczego tak łatwo przyjmujemy stereotypy jako osobiste postawy? Ale nie szukajmy winy jedynie w sobie. Zapotrzebowanie na coach’ów, które bardzo szybko pojawiło się na rynku, nie pomogło we właściwym przygotowaniu osób chcących pałać się tym zajęciem do zadań przed nimi stojących. Pojęcie osób przypadkowych i tym razem ma zastosowanie. Do tego należy chyba dodać, operowanie chęciami, a nie umiejętnościami w pracy z ludźmi.
Siłą książki Macieja Bennewicza jest mnogość przykładów, poddawanych czytelnikowi do refleksji i zapoznania się z nimi. Po każdym przeczytanym fragmencie mamy zadanie odpowiedzenia sobie na pytanie, jak tak właściwie spoglądamy na rolę mentora, nauczyciela, trenera, czy coacha. Gdzie bylibyśmy zawarci w danej sytuacji, jak bardzo narusza ona naszą strefę bezpieczeństwa? Autor nie zamierza przekazać nam kolejnego wiekopomnego dzieła, do którego mamy podchodzić z pietyzmem i szacunkiem. W sumie, to najlepszym sposobem zapoznania się z książką, będzie nasz własny sposób. Nie jest to powieść, więc nie musimy, czytać od deski do deski. Możemy sięgnąć do tego co nas zainteresuje, aby sprawdzić jak na to zareagujemy. Wszystko co przeczytamy będzie wystarczające, nie chodzi tu o odkrywanie prawdy absolutnej.
Interia360.pl Zbyszek Wolski; 2015-09-13