Recenzje
Autentyczność przyciąga. Jak budować swoją markę na prawdziwym i porywającym przekazie?
Ogłoszenie rekrutacyjne pewnej znanej sieci barów szybkiej obsługi ze złotymi łukami w logo. Na obrazku grupa młodych, pełnych entuzjazmu ludzi w lśniąco białych koszulach przybija sobie piątkę. Pod zdjęciem widnieje napis: „Perspektywy przed Tobą!”. Niby wszystko pięknie, a mimo to pojawiają się pewne wątpliwości, rodzaj dysonansu poznawczego u odbiorcy. Dlaczego tak? Współcześnie wyidealizowany przekaz reklamowy coraz bardziej traci na wartości i wiarygodności. Ludzie jeszcze nigdy nie byli tak wrażliwi na fałsz i sztuczność. Świadoma firma powinna omijać banki zdjęć szerokim łukiem. Era dosłodzonego marketingu, podkoloryzowanego i utrzymanego w hurraoptymistycznym amerykańskim stylu to przeszłość, z którą trzeba się jak najszybciej pożegnać. Autentyczność to nowy trend kulturowy i biznesowy. Duże marki korzystają z niego, aby stać się bardziej ludzkimi i zwiększyć swoją skuteczność dotarcia do nowych klientów. Autentyczność to tajna broń w walce o bycie bezkonkurencyjnym i w tym właśnie utwierdza książka Anny Piwowarskiej „Autentyczność przyciąga”.
Podróbkom mówimy „Nie!”
Autorka wychodzi tylko z pozornie prostego założenia, że to właśnie autentyczność zwiększa moc przyciągania marki. Jednak jak się okazuje, prawdziwość jest nieoceniona w procesie budowy brandu i jego wizerunku. Bycie autentycznym to źródło niekończących się korzyści. Kreacja marki na takich podstawach sprawia, że staje się ona wyjątkowa i niemożliwa do podrobienia. Każdy z nas jest niepowtarzalny i ma jedyne w swoim rodzaju podejście do świata. Cały urok polega na tym, żeby opowiedzieć prawdziwą historię o sobie i swoim produkcie. Kopiowanie innych to zło i nigdy nie prowadzi do sukcesu. Trzeba być w czymś pierwszym i trzeba być w czymś jedynym. Oczywiście nasze story nie musi urzekać wszystkich. Ma dotrzeć do tych, którzy poczują w nas pokrewną duszę. Jeżeli przybliżymy odbiorcom naszą osobę, zyskamy na tym i nie będziemy już tylko anonimowym usługodawcą czy instytucją ze znanym logo na szyldzie. Dla naszych klientów będziemy doradcą z krwi i kości. Bo praca to nie tylko to, co robisz, ale też to, kim jesteś, w co wierzysz i czym tak naprawdę kierujesz się w życiu. Jeżeli klient ma do wyboru kilka produktów z tej samej kategorii, to z pewnością wybierze te, których filozofia jest mu najbliższa… Co więcej, chcąc być kimś innym, zapominamy, kim jesteśmy naprawdę. Wchodzimy w schematy, popadamy w branżowe rutyny: korzystamy z wyświechtanych zwrotów i zużytych zdań. Takie treści to tylko wielkie marnotrawstwo uwagi użytkowników. Najlepiej pokazuje to test stron internetowych. Jeżeli wejdziemy na kilka losowo wybranych WWW dilerów samochodowych, to na 100% przeczytamy o każdym z nich, że ma serwis mechaniczny najwyższej jakości, a firma jest zorientowana na satysfakcję klienta. Takie tworzenie komunikatów jest skazane na porażkę i nudzi konsumenta. Po pierwszych dwóch zdaniach wypełnionych komunałami użytkownik ma dosyć i opuszcza stronę. Idea pisania autentycznych historii rozbija tę monotonię, daje szansę odróżnienia się od innych i jest jedyną opcją, by zatrzymać użytkownika na dłużej.
„O mnie”
Czy wiesz, że podstrona „o mnie” lub „o firmie” jest jedną z najczęściej odwiedzanych podstron? Do czasu zetknięcia się z tą lekturą nie zdawałam sobie sprawy z istoty znaczenia zakładki „about us”. Autentyczne komunikaty na temat marki firmowej mogą przybierać różną postać. Można np. w dziale „o nas” stworzyć osobną podstronę, na której umieścimy prawdziwe opisy pracowników. Zamiast typowych fotografii z banków zdjęć można pokazać prawdziwych członków zespołu wraz z zarysem ich indywidualnych życiorysów. Zakładka ta ma szczególne znaczenie w określonych działalnościach, jak np.: w przypadku gabinetu psychoterapii albo coachingu. Tutaj osobowość odgrywa najważniejszą rolę i decyduje o sukcesie. Jeżeli nie przekonamy do siebie użytkownika za pomocą strony WWW, to jest mało prawdopodobne, że będziemy mieli okazję spotkać się z nim w realu. Pamiętajmy, że do dyspozycji mamy mnóstwo narzędzi, m.in.: Facebook, Instagram, blogi itd.
Jak magnes
Autentyczność zwiększa moc przyciągania Twojej marki. Najlepszym tego dowodem jest sama autorka tej książki. Pierwszy raz chyba spotykam się z materiałem tak bogato wypełnionym opisami doświadczeń płynących z kontaktu z innymi ludźmi oraz przykładami z życia polskich firm (konkretne opisy działań konkretnych klientów). Pierwszy raz czytając marketingową literaturę, miałam tak wielką ochotę na spotkanie się z autorką książki (co zresztą nie jest rzeczą niemożliwą, bo mieszka ona w Krakowie). Anna Piwowarska miłuje się w kontakcie ze swoimi klientami, co doskonale czuć. Żyje ich sukcesami, którymi się dumnie chwali. No i muszę przyznać, że jest czym. Odwiedziłam wiele z przywoływanych przez autorkę stron i rzeczywiście cechuje je niebanalność i brak wyświechtanych sloganów. Nie chcę na koniec sama zabrzmieć banalnie, ale książka zachęca do bycia sobą w tym, co się robi. Nikogo nie naśladuj. Po prostu twórz swoją niepowtarzalną jakość. Nikt nie prześcignie Cię w byciu Tobą.
Podróbkom mówimy „Nie!”
Autorka wychodzi tylko z pozornie prostego założenia, że to właśnie autentyczność zwiększa moc przyciągania marki. Jednak jak się okazuje, prawdziwość jest nieoceniona w procesie budowy brandu i jego wizerunku. Bycie autentycznym to źródło niekończących się korzyści. Kreacja marki na takich podstawach sprawia, że staje się ona wyjątkowa i niemożliwa do podrobienia. Każdy z nas jest niepowtarzalny i ma jedyne w swoim rodzaju podejście do świata. Cały urok polega na tym, żeby opowiedzieć prawdziwą historię o sobie i swoim produkcie. Kopiowanie innych to zło i nigdy nie prowadzi do sukcesu. Trzeba być w czymś pierwszym i trzeba być w czymś jedynym. Oczywiście nasze story nie musi urzekać wszystkich. Ma dotrzeć do tych, którzy poczują w nas pokrewną duszę. Jeżeli przybliżymy odbiorcom naszą osobę, zyskamy na tym i nie będziemy już tylko anonimowym usługodawcą czy instytucją ze znanym logo na szyldzie. Dla naszych klientów będziemy doradcą z krwi i kości. Bo praca to nie tylko to, co robisz, ale też to, kim jesteś, w co wierzysz i czym tak naprawdę kierujesz się w życiu. Jeżeli klient ma do wyboru kilka produktów z tej samej kategorii, to z pewnością wybierze te, których filozofia jest mu najbliższa… Co więcej, chcąc być kimś innym, zapominamy, kim jesteśmy naprawdę. Wchodzimy w schematy, popadamy w branżowe rutyny: korzystamy z wyświechtanych zwrotów i zużytych zdań. Takie treści to tylko wielkie marnotrawstwo uwagi użytkowników. Najlepiej pokazuje to test stron internetowych. Jeżeli wejdziemy na kilka losowo wybranych WWW dilerów samochodowych, to na 100% przeczytamy o każdym z nich, że ma serwis mechaniczny najwyższej jakości, a firma jest zorientowana na satysfakcję klienta. Takie tworzenie komunikatów jest skazane na porażkę i nudzi konsumenta. Po pierwszych dwóch zdaniach wypełnionych komunałami użytkownik ma dosyć i opuszcza stronę. Idea pisania autentycznych historii rozbija tę monotonię, daje szansę odróżnienia się od innych i jest jedyną opcją, by zatrzymać użytkownika na dłużej.
„O mnie”
Czy wiesz, że podstrona „o mnie” lub „o firmie” jest jedną z najczęściej odwiedzanych podstron? Do czasu zetknięcia się z tą lekturą nie zdawałam sobie sprawy z istoty znaczenia zakładki „about us”. Autentyczne komunikaty na temat marki firmowej mogą przybierać różną postać. Można np. w dziale „o nas” stworzyć osobną podstronę, na której umieścimy prawdziwe opisy pracowników. Zamiast typowych fotografii z banków zdjęć można pokazać prawdziwych członków zespołu wraz z zarysem ich indywidualnych życiorysów. Zakładka ta ma szczególne znaczenie w określonych działalnościach, jak np.: w przypadku gabinetu psychoterapii albo coachingu. Tutaj osobowość odgrywa najważniejszą rolę i decyduje o sukcesie. Jeżeli nie przekonamy do siebie użytkownika za pomocą strony WWW, to jest mało prawdopodobne, że będziemy mieli okazję spotkać się z nim w realu. Pamiętajmy, że do dyspozycji mamy mnóstwo narzędzi, m.in.: Facebook, Instagram, blogi itd.
Jak magnes
Autentyczność zwiększa moc przyciągania Twojej marki. Najlepszym tego dowodem jest sama autorka tej książki. Pierwszy raz chyba spotykam się z materiałem tak bogato wypełnionym opisami doświadczeń płynących z kontaktu z innymi ludźmi oraz przykładami z życia polskich firm (konkretne opisy działań konkretnych klientów). Pierwszy raz czytając marketingową literaturę, miałam tak wielką ochotę na spotkanie się z autorką książki (co zresztą nie jest rzeczą niemożliwą, bo mieszka ona w Krakowie). Anna Piwowarska miłuje się w kontakcie ze swoimi klientami, co doskonale czuć. Żyje ich sukcesami, którymi się dumnie chwali. No i muszę przyznać, że jest czym. Odwiedziłam wiele z przywoływanych przez autorkę stron i rzeczywiście cechuje je niebanalność i brak wyświechtanych sloganów. Nie chcę na koniec sama zabrzmieć banalnie, ale książka zachęca do bycia sobą w tym, co się robi. Nikogo nie naśladuj. Po prostu twórz swoją niepowtarzalną jakość. Nikt nie prześcignie Cię w byciu Tobą.
Marketer +, Nowa Sprzedaż Dorota Korczyk; 2015-09-15
Growth Hacker Marketing. O przyszłości PR, marketingu i reklamy. Wydanie rozszerzone
Ale o co tu chodzi? Przyjrzyjmy się nowym trendom w PR, marketingu i reklamie, które pozwalają na zwielokrotnienie zysków, przy niskich kosztach.
Podstawowym założeniem marketingu, nazwijmy go tradycyjnego, jest promowanie pewnego produktu, usługi z pomocą działań reklamowych na różnych nośnikach. Dobrym początkiem takich przedsięwzięć, w przypadku filmów, są wielkie premiery z udziałem gwiazd. Zakłada się, że aby produkt zdobył określoną, czyli jak największą liczbę klientów, powinno się dotrzeć z informacją o nim do wszystkich potencjalnych klientów, co oczywiście pociąga za sobą koszty, z reguły dość wysokie. Koszt promocji produktu jest znaczną częścią jego stworzenia, produkcji i dystrybucji, w przemyśle kosmetycznym stanowi nawet większość. Wygląda to nieco w ten sposób, że wprowadzanie na rynek produkty jest zbliżone do hazardu. Producent musi zadać sobie dużo trudu, aby klienci zrozumieli i odkryli genialność rozwiązania, które im się oferuje. Oczywiście nie zawsze się udaje, lecz zyski z projektów zakończonych sukcesem rekompensują nieudane kroki.
A teraz zapomnijmy wszystko co wiemy o marketingu i popatrzmy na to z drugiej strony. Skoro klienci tak naprawdę weryfikują, czy produkt odnajdzie się na rynku, pozwólmy im na zajęcie się badaniem jego przydatności lub nowatorstwa. A jeśli po drodze okaże się trzeba co nieco zmienić, nie można ociągać się z wprowadzeniem zmian. Jeśli ostatnie słowa brzmią dla was nieco zbyt ogólnie, przytoczę historię Instagramu. Jego początek to pomysł na portal społecznościowy, gdzie cała zabawa zawierała się do określenia aktualnego miejsca pobytu użytkownika, jedną z opcji dodatkowych była możliwość zamieszczenia zdjęcia i modyfikacji go przez publikacją. Sprawa dość przyjemna, lecz trzeba było długiego okresu czasu, aby odkryto, że użytkownicy wykorzystują w gruncie rzeczy, tylko opcję dodatkową. Po wprowadzeniu zmian serwis stał się jednym z bardziej popularnych na świecie.
Wszystko wspaniale brzmi, lecz jak ruszyć od zera? Dobra wiadomość jest taka, że nie musisz wydawać fortuny na reklamę. Należy dotrzeć do grona osób, które po prostu będzie chcieć sprawdzić to co masz do zaoferowania, jeśli im się to spodoba, to oni właśnie będą oddanymi ambasadorami twojego produktu. Później wszystko może się potoczyć bardzo szybko. Poszukajmy dobrych przykładów. Najlepszym będzie Facebook, który zaczął od skierowania swojej oferty do studentów amerykańskich uczelni. Pomysł na pisanie o sobie, zamieszczanie zdjęć oraz komunikowanie się pomiędzy użytkownikami, wart jest jak widać miliardy dolarów.
Media w naszych czasach pozwalają na swobodną wymianę opinii i informacji pomiędzy ludźmi. Ten proces można moderować w ten sposób, aby przynosił korzyści. określmy to mianem „wirusowości”. Nie dzieje się tak bez przyczyny. Aby wywołać falę informacji w Internecie, należy to umożliwić, poprzez danie zachęty do przekazania informacji o swoim produkcie oraz oczywiście należy mieć produkt tego wart. Jeśli jest potrzebne zobrazowanie tego procederu, należy przytoczyć historię Groupon’u. O portalu tym zrobiło się głośno, gdy za polecenie usług przez niego oferowanych innym, nowym użytkownikom, można było uzyskać kilka dolarów.
Gdy przeszliśmy już opisane powyżej etapy rozwoju naszego produktu na rynku, pozostaje nam jedynie być czujnym i bacznie obserwować portfel klientów i ich opinie na temat produktu.
Trudno jest czasem spolszczyć nowe określenie, aby było zjadliwe dla ucha. Tłumacz, Michał Lipa, zaproponował sformułowanie haker wzrostu. Skoro na chwilę obecną nie ma lepszego, pozostańmy przy nim. Pojawienie się Internetu i tym samym ułatwienie kontaktu pomiędzy ludźmi spowodowało zmiany w klasycznym podejściu do marketingu. Społeczność internautów stała się opiniotwórcza i to jest kluczowe w nowym podejściu do reklamy. Skoro Internet kreuje informacje, ocenia, akceptuje, bądź neguje wzorce zachowań, może być także użyty do wprowadzania nowych produktów na rynek. Nie wiem, czy nazwać to można świadomymi działaniami, we wszystkich przypadkach, zwłaszcza, że jak wynika z powyższego, cały proces może być kreowany. Najważniejsze jest poznanie skutecznych mechanizmów umożliwiających korzystanie z tych narzędzi, ponieważ jak świadczą opisane przykłady, gra jest warta świeczki.
Książkę polecam tym wszystkim, którzy rozumieją nowoczesne media, jak również tym, którzy chcieliby w krótkim czasie stać się gigantem przedsiębiorczości.
Podstawowym założeniem marketingu, nazwijmy go tradycyjnego, jest promowanie pewnego produktu, usługi z pomocą działań reklamowych na różnych nośnikach. Dobrym początkiem takich przedsięwzięć, w przypadku filmów, są wielkie premiery z udziałem gwiazd. Zakłada się, że aby produkt zdobył określoną, czyli jak największą liczbę klientów, powinno się dotrzeć z informacją o nim do wszystkich potencjalnych klientów, co oczywiście pociąga za sobą koszty, z reguły dość wysokie. Koszt promocji produktu jest znaczną częścią jego stworzenia, produkcji i dystrybucji, w przemyśle kosmetycznym stanowi nawet większość. Wygląda to nieco w ten sposób, że wprowadzanie na rynek produkty jest zbliżone do hazardu. Producent musi zadać sobie dużo trudu, aby klienci zrozumieli i odkryli genialność rozwiązania, które im się oferuje. Oczywiście nie zawsze się udaje, lecz zyski z projektów zakończonych sukcesem rekompensują nieudane kroki.
A teraz zapomnijmy wszystko co wiemy o marketingu i popatrzmy na to z drugiej strony. Skoro klienci tak naprawdę weryfikują, czy produkt odnajdzie się na rynku, pozwólmy im na zajęcie się badaniem jego przydatności lub nowatorstwa. A jeśli po drodze okaże się trzeba co nieco zmienić, nie można ociągać się z wprowadzeniem zmian. Jeśli ostatnie słowa brzmią dla was nieco zbyt ogólnie, przytoczę historię Instagramu. Jego początek to pomysł na portal społecznościowy, gdzie cała zabawa zawierała się do określenia aktualnego miejsca pobytu użytkownika, jedną z opcji dodatkowych była możliwość zamieszczenia zdjęcia i modyfikacji go przez publikacją. Sprawa dość przyjemna, lecz trzeba było długiego okresu czasu, aby odkryto, że użytkownicy wykorzystują w gruncie rzeczy, tylko opcję dodatkową. Po wprowadzeniu zmian serwis stał się jednym z bardziej popularnych na świecie.
Wszystko wspaniale brzmi, lecz jak ruszyć od zera? Dobra wiadomość jest taka, że nie musisz wydawać fortuny na reklamę. Należy dotrzeć do grona osób, które po prostu będzie chcieć sprawdzić to co masz do zaoferowania, jeśli im się to spodoba, to oni właśnie będą oddanymi ambasadorami twojego produktu. Później wszystko może się potoczyć bardzo szybko. Poszukajmy dobrych przykładów. Najlepszym będzie Facebook, który zaczął od skierowania swojej oferty do studentów amerykańskich uczelni. Pomysł na pisanie o sobie, zamieszczanie zdjęć oraz komunikowanie się pomiędzy użytkownikami, wart jest jak widać miliardy dolarów.
Media w naszych czasach pozwalają na swobodną wymianę opinii i informacji pomiędzy ludźmi. Ten proces można moderować w ten sposób, aby przynosił korzyści. określmy to mianem „wirusowości”. Nie dzieje się tak bez przyczyny. Aby wywołać falę informacji w Internecie, należy to umożliwić, poprzez danie zachęty do przekazania informacji o swoim produkcie oraz oczywiście należy mieć produkt tego wart. Jeśli jest potrzebne zobrazowanie tego procederu, należy przytoczyć historię Groupon’u. O portalu tym zrobiło się głośno, gdy za polecenie usług przez niego oferowanych innym, nowym użytkownikom, można było uzyskać kilka dolarów.
Gdy przeszliśmy już opisane powyżej etapy rozwoju naszego produktu na rynku, pozostaje nam jedynie być czujnym i bacznie obserwować portfel klientów i ich opinie na temat produktu.
Trudno jest czasem spolszczyć nowe określenie, aby było zjadliwe dla ucha. Tłumacz, Michał Lipa, zaproponował sformułowanie haker wzrostu. Skoro na chwilę obecną nie ma lepszego, pozostańmy przy nim. Pojawienie się Internetu i tym samym ułatwienie kontaktu pomiędzy ludźmi spowodowało zmiany w klasycznym podejściu do marketingu. Społeczność internautów stała się opiniotwórcza i to jest kluczowe w nowym podejściu do reklamy. Skoro Internet kreuje informacje, ocenia, akceptuje, bądź neguje wzorce zachowań, może być także użyty do wprowadzania nowych produktów na rynek. Nie wiem, czy nazwać to można świadomymi działaniami, we wszystkich przypadkach, zwłaszcza, że jak wynika z powyższego, cały proces może być kreowany. Najważniejsze jest poznanie skutecznych mechanizmów umożliwiających korzystanie z tych narzędzi, ponieważ jak świadczą opisane przykłady, gra jest warta świeczki.
Książkę polecam tym wszystkim, którzy rozumieją nowoczesne media, jak również tym, którzy chcieliby w krótkim czasie stać się gigantem przedsiębiorczości.
Interia360.pl Zbyszek Wolski; 2015-09-10
Piękne kłamstwo. Igrając z ogniem
"Piękne kłamstwo" Tary Sivec to pierwszy tom serii Igrając z ogniem. Miałam przyjemność czytać już inną serie książek tej autorki, która była po prostu świetna. Jak będzie tym razem? Przekonacie się czytając mą recenzję.
Anabelle Parker i Garrett McCarthy są przyjaciółmi od lat. Ona wzięta pani fotograf on oddany żołnierz marynarki wojennej. Jeszcze przed sześcioma miesiącami był z nimi Milo - przyjaciel tej dwójki oraz narzeczony Parker, również żołnierz. Lecz Milo zostaje zabity podczas misji na Dominikanie. Garrett zgłasza się na ochotnika by kontynuować misję swojego przyjaciela i spróbować wyjaśnić tajemnicę jego śmierci. Wraz ze swoim oddziałem oraz Parker, która jak się okazuje nie tylko lubi robić zdjęcia, wyruszają w podróż, która może zmienić ich dotychczasowe życie.
Podczas wspólnej podróży Garrett i Anabelle muszą udawać, że są małżeństwem, jest to dla nich o tyle trudne ponieważ oboje darzą się głębszym uczuciem(skrywanym od lat), niż tylko przyjaźń. I chodź Milo nie żyje, żadne z nich nie otwiera się na tyle by wyznać swe uczucia, gdyż uważają że zdradziliby przyjaciela. Czy miłość będzie silniejsza niż wyrzuty sumienia? Oraz czy uda się rozwikłać tajemnicę śmierci ich przyjaciela?
"Piękne kłamstwo" to cudowna książka. Rewelacyjne połączenie romansu z kryminałem, pierwszy z wątków nie przytłacza drugiego. Wszystko jest idealnie wkomponowane w fabułę książki. Gdy przeczytałam z tyłu okładki, że to książka od której nie będę mogła się oderwać "zaśmiałam się w duchu", że na pewno tak nie będzie, a jednak okazało się że przepadłam z kretesem już po kilku stronach lektury. 420 stron pochłonęłam w ciągu jednego dnia i powiem Wam, że jeszcze mi mało. Anabelle i Garrett to idealnie wykreowane postacie przez autorkę, choć czasami miałam wrażenie, że postać Anabelle jest zbyt perfekcyjna i idealna, ale to tylko moje odczucie, poza tym nasza bohaterka to kobieta ze smutną przeszłością i wieloma tajemnicami, za to Garrett to mężczyzna cudowny, gotowy przekreślić swe marzenia w imię przyjaźni, próbujący zapomnieć o swej miłości w ramionach wielu kobiet. Anabelle i Garrett skrywają tajemnice, a kłamstwa powstają w ich życiu tylko z tych "dobrych powód", by chronić bliskich bądź z obawy że zranimy bliską nam osobę.
„Jesteś jednym wielkim kłamstwem.”
Ale musiał przyjść dzień kiedy już nie będzie odwrotu i każde kłamstwo, każda tajemnica wypłynie na powierzchnię i oczyści duszę tych dwójki bohaterów. Ta książka jest po prostu rewelacyjna, czytając ją nie zdajemy sobie sprawy ile czasu już minęło, ponieważ jesteśmy, tam w tej książce i razem z bohaterami walczymy o ich miłość, przyjaźń oraz próbujemy wyjaśnić wiele tajemnic, które ukrywał Milo. W tej powieści tak jak głosi tytuł jest wiele kłamstw, wiele tajemnic, wiele intryg, czytając nie wierzymy, że niektóre wątki obierają całkiem inny bieg niżeli zakładaliśmy. Do samego końca autorka trzyma nas w napięciu, które nie ustępuje ani na chwilę. Wartka akcja, dialogi które czasami wywołują uśmiech na naszych twarzach a kiedy indziej łzy pojawiają się w naszych oczach. Ja przyznam się szczerze, że czytając nie raz chlipałam w chusteczkę, ale po prostu inaczej się nie dało, gdyż to przepiękna książka o poświęceniu w imię przyjaźni, o miłości do kobiety, która była obok a jednak tak daleko. Nie wszystko co wydaje nam się idealne, takie właśnie jest, ale do tego bohaterowie będą dochodzić na kartach tej powieści. Anabelle i Garrett będą musieli mieć oczy dookoła głowy bo wróg może czaić się wszędzie.
Jeżeli jesteście fanami romansu z dobrym wątkiem kryminalnym, bądź fanami kryminału z dobrym wątkiem miłosnym, to ta książka jest dla was idealna. Tajemnice, kłamstwa a wszystko wśród miłości, która powoli otwiera serca bohaterów i po latach ukrycia próbuje zaistnieć w ich życiu. Czy im się to uda? Ja wiem ale nie powiem. ;)
Serdecznie zapraszam Was do lektury tej książki.
Anabelle Parker i Garrett McCarthy są przyjaciółmi od lat. Ona wzięta pani fotograf on oddany żołnierz marynarki wojennej. Jeszcze przed sześcioma miesiącami był z nimi Milo - przyjaciel tej dwójki oraz narzeczony Parker, również żołnierz. Lecz Milo zostaje zabity podczas misji na Dominikanie. Garrett zgłasza się na ochotnika by kontynuować misję swojego przyjaciela i spróbować wyjaśnić tajemnicę jego śmierci. Wraz ze swoim oddziałem oraz Parker, która jak się okazuje nie tylko lubi robić zdjęcia, wyruszają w podróż, która może zmienić ich dotychczasowe życie.
Podczas wspólnej podróży Garrett i Anabelle muszą udawać, że są małżeństwem, jest to dla nich o tyle trudne ponieważ oboje darzą się głębszym uczuciem(skrywanym od lat), niż tylko przyjaźń. I chodź Milo nie żyje, żadne z nich nie otwiera się na tyle by wyznać swe uczucia, gdyż uważają że zdradziliby przyjaciela. Czy miłość będzie silniejsza niż wyrzuty sumienia? Oraz czy uda się rozwikłać tajemnicę śmierci ich przyjaciela?
"Piękne kłamstwo" to cudowna książka. Rewelacyjne połączenie romansu z kryminałem, pierwszy z wątków nie przytłacza drugiego. Wszystko jest idealnie wkomponowane w fabułę książki. Gdy przeczytałam z tyłu okładki, że to książka od której nie będę mogła się oderwać "zaśmiałam się w duchu", że na pewno tak nie będzie, a jednak okazało się że przepadłam z kretesem już po kilku stronach lektury. 420 stron pochłonęłam w ciągu jednego dnia i powiem Wam, że jeszcze mi mało. Anabelle i Garrett to idealnie wykreowane postacie przez autorkę, choć czasami miałam wrażenie, że postać Anabelle jest zbyt perfekcyjna i idealna, ale to tylko moje odczucie, poza tym nasza bohaterka to kobieta ze smutną przeszłością i wieloma tajemnicami, za to Garrett to mężczyzna cudowny, gotowy przekreślić swe marzenia w imię przyjaźni, próbujący zapomnieć o swej miłości w ramionach wielu kobiet. Anabelle i Garrett skrywają tajemnice, a kłamstwa powstają w ich życiu tylko z tych "dobrych powód", by chronić bliskich bądź z obawy że zranimy bliską nam osobę.
„Jesteś jednym wielkim kłamstwem.”
Ale musiał przyjść dzień kiedy już nie będzie odwrotu i każde kłamstwo, każda tajemnica wypłynie na powierzchnię i oczyści duszę tych dwójki bohaterów. Ta książka jest po prostu rewelacyjna, czytając ją nie zdajemy sobie sprawy ile czasu już minęło, ponieważ jesteśmy, tam w tej książce i razem z bohaterami walczymy o ich miłość, przyjaźń oraz próbujemy wyjaśnić wiele tajemnic, które ukrywał Milo. W tej powieści tak jak głosi tytuł jest wiele kłamstw, wiele tajemnic, wiele intryg, czytając nie wierzymy, że niektóre wątki obierają całkiem inny bieg niżeli zakładaliśmy. Do samego końca autorka trzyma nas w napięciu, które nie ustępuje ani na chwilę. Wartka akcja, dialogi które czasami wywołują uśmiech na naszych twarzach a kiedy indziej łzy pojawiają się w naszych oczach. Ja przyznam się szczerze, że czytając nie raz chlipałam w chusteczkę, ale po prostu inaczej się nie dało, gdyż to przepiękna książka o poświęceniu w imię przyjaźni, o miłości do kobiety, która była obok a jednak tak daleko. Nie wszystko co wydaje nam się idealne, takie właśnie jest, ale do tego bohaterowie będą dochodzić na kartach tej powieści. Anabelle i Garrett będą musieli mieć oczy dookoła głowy bo wróg może czaić się wszędzie.
Jeżeli jesteście fanami romansu z dobrym wątkiem kryminalnym, bądź fanami kryminału z dobrym wątkiem miłosnym, to ta książka jest dla was idealna. Tajemnice, kłamstwa a wszystko wśród miłości, która powoli otwiera serca bohaterów i po latach ukrycia próbuje zaistnieć w ich życiu. Czy im się to uda? Ja wiem ale nie powiem. ;)
Serdecznie zapraszam Was do lektury tej książki.
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/ Sylwia Stawska; 2015-09-08
Sztuka efektywności
Chcesz zarobić pierwszy milion? Nic nie stoi na przeszkodzie, musisz jedynie skoncentrować się na tym co przybliża cię do realizacji tego pomysłu i zapomnieć o głupotach.
Panuje obiegowa opinia, że aby być zamożnym należy dużo pracować. Jak to mówią, w każdej plotce jest ziarno prawdy, tak jest i tym razem. Cóż z tego, że jesteś pracowity, skoro posiadasz mały sklepik osiedlowy i pracując od rana do wieczora, uzyskasz znikomy dochód. No dobrze, może nie chcesz więcej i to jest realizacja twoich oczekiwań. Jeśli jednak podejść do sprawy z dystansem, to dość łatwo można znaleźć biznes, gdzie także będziesz pracować od świtu do nocy, lecz tym razem zarobisz kilka razy więcej. Jeśli zaczęliśmy być szczegółowi i z krytycyzmem odnosimy się do tego co robimy co dnia, aby zarabiać pieniądze, to może poddajmy analizie czas swojej pracy. Ile z tego czasu poświęcasz realnie na generowanie zysków? Tak, jesteś zajęty i masz setki spraw na głowie, wszystko musisz zrobić sam, aby mieć pewność, że zostało zrobione należycie. Uważaj, to nic inne niż kolejny stereotyp. Jeśli w ciągu dnia, dedykujesz większość zadań, które może zrobić ktoś inny i co więcej zrobi je lepiej niż ty, to wówczas twój dzień pracy będzie trwał dwie – trzy godziny. Wcześniej wspomnieliśmy już o pracowitości, więc jeśli nie chcesz tak krótkiego dnia pracy, to stoisz przed komfortowym rozwiązaniem, masz cały dzień na zajmowanie się tym co sprawia, że zarabiasz. Czy przez, takie podejście, będziesz zarabiać trzy – cztery razy więcej? Nie wiem, ale masz już na to czas, jeśli nie zboczysz zbyt daleko ze ścieżki efektywności, powinno to być możliwe.
W biznesie są wzloty i upadki, ucz się więc na błędach, najlepiej błędach nie popełnianych przez siebie samego. Jeśli to ci się nie uda, to nie szkodzi. Nawet jeśli wszystko stracisz będziesz miał o tyle komfortową sytuację, że możesz zacząć wszystko od początku, bogatszy o to czego się nauczyłeś. Ale nie piszmy czarnych scenariuszy, jeśli stale zastanawiasz się nad tym co jest w twojej pracy efektywne, to zapewne, zawczasu dostrzeżesz, że zbliżasz się do zmiany branży.
Nie samą pracą człowiek żyje. To ulubione określenie grona osób, którym trudno zarzucić efektywność. Zaczerpnij również i tą zasadę. Jeśli idziesz do pracy przemęczony i nie jesteś zrelaksowany, rezultaty będą nie w pełni takie jakie oczekujesz. To tego pamiętaj o równowadze pomiędzy rodziną i pracą, to także zwiększa twoje możliwości.
Jak dotychczas sprawa wydawała się dość prosta. Intuicyjnie dzielimy zadania na efektywne i te nie wnoszące zbyt wiele do naszego sukcesu. Pora przyjrzeć się zagadnieniom bardziej złożonym. W biznesie ważne są spotkania, nie zawsze dotyczą przedstawiania komuś oferty. Jeśli chcesz wejść do świata biznesu, musisz poznać środowisko. Czym masz większe ambicje, tym więcej ludzi musisz poznać. Czy nie tracisz czasu na bankietach i przyjęciach? Nie, na pewno nie. Właśnie wszedłeś na wyższy poziom prowadzenia biznesu, już nie tylko trzeba coś sprzedać, teraz w sumie pozostaje zaprzyjaźnić się ze wszystkimi, no może z prawie wszystkimi. Takie relacje sprawiają, ze twoje poczynania są łatwiejsze do realizacji. A jeśli przy wyższym poziomie jesteśmy, pora zadbać o szczegóły, noś odpowiedni zegarek i garnitur, dress code może okazać się równie ważny co twoja oferta.
Daniel J. Kubach to znany biznesmen, który nie podchodzi do tego co robi bezkrytycznie. Przez całą swoją karierę zawodową, wypracował metody, które zaowocowały jego bardzo dużym sukcesem. Obecnie, co nie jest powszechne, chętnie dzieli się swoimi spostrzeżeniami z czytelnikami swoich książek. Dla każdego, kto sięgnie do jego pozycji, ma ona stać się w zamyśle autora, swego rodzaju przewodnikiem. Nie jest to jedynie suchy plan, zawierający poszczególne etapy, które należy zrealizować. Autor stara się zainspirować czytelników do działania, zarysowując wachlarz możliwości. Na wspomniane działanie, stawia duży akcent. Według niego, nawet genialny plan, trzeba kiedyś zacząć realizować, ponieważ papier przyjmie wszystko, a nie o to tu chodzi.
Refleksja jaka nasuwa się po przeczytaniu tej książki, powoduje, że pomysł na swój biznes nie zaczyna się już od wymienienia powodów, dla których może się on nie udać. Ponadto, wspomniany biznes nie ogranicza się już do ulicy, dzielnicy, czy miasta. Według słów autora, żyjemy w kraju, który zapewnia na tyle duży rynek, że przy interesach, przestajemy myśleć globalnie. Powinniśmy brak byka za rogi, jak to mają w zwyczaju Amerykanie, wykorzystując wszelkie możliwości ekspansji swojej firmy.
Panuje obiegowa opinia, że aby być zamożnym należy dużo pracować. Jak to mówią, w każdej plotce jest ziarno prawdy, tak jest i tym razem. Cóż z tego, że jesteś pracowity, skoro posiadasz mały sklepik osiedlowy i pracując od rana do wieczora, uzyskasz znikomy dochód. No dobrze, może nie chcesz więcej i to jest realizacja twoich oczekiwań. Jeśli jednak podejść do sprawy z dystansem, to dość łatwo można znaleźć biznes, gdzie także będziesz pracować od świtu do nocy, lecz tym razem zarobisz kilka razy więcej. Jeśli zaczęliśmy być szczegółowi i z krytycyzmem odnosimy się do tego co robimy co dnia, aby zarabiać pieniądze, to może poddajmy analizie czas swojej pracy. Ile z tego czasu poświęcasz realnie na generowanie zysków? Tak, jesteś zajęty i masz setki spraw na głowie, wszystko musisz zrobić sam, aby mieć pewność, że zostało zrobione należycie. Uważaj, to nic inne niż kolejny stereotyp. Jeśli w ciągu dnia, dedykujesz większość zadań, które może zrobić ktoś inny i co więcej zrobi je lepiej niż ty, to wówczas twój dzień pracy będzie trwał dwie – trzy godziny. Wcześniej wspomnieliśmy już o pracowitości, więc jeśli nie chcesz tak krótkiego dnia pracy, to stoisz przed komfortowym rozwiązaniem, masz cały dzień na zajmowanie się tym co sprawia, że zarabiasz. Czy przez, takie podejście, będziesz zarabiać trzy – cztery razy więcej? Nie wiem, ale masz już na to czas, jeśli nie zboczysz zbyt daleko ze ścieżki efektywności, powinno to być możliwe.
W biznesie są wzloty i upadki, ucz się więc na błędach, najlepiej błędach nie popełnianych przez siebie samego. Jeśli to ci się nie uda, to nie szkodzi. Nawet jeśli wszystko stracisz będziesz miał o tyle komfortową sytuację, że możesz zacząć wszystko od początku, bogatszy o to czego się nauczyłeś. Ale nie piszmy czarnych scenariuszy, jeśli stale zastanawiasz się nad tym co jest w twojej pracy efektywne, to zapewne, zawczasu dostrzeżesz, że zbliżasz się do zmiany branży.
Nie samą pracą człowiek żyje. To ulubione określenie grona osób, którym trudno zarzucić efektywność. Zaczerpnij również i tą zasadę. Jeśli idziesz do pracy przemęczony i nie jesteś zrelaksowany, rezultaty będą nie w pełni takie jakie oczekujesz. To tego pamiętaj o równowadze pomiędzy rodziną i pracą, to także zwiększa twoje możliwości.
Jak dotychczas sprawa wydawała się dość prosta. Intuicyjnie dzielimy zadania na efektywne i te nie wnoszące zbyt wiele do naszego sukcesu. Pora przyjrzeć się zagadnieniom bardziej złożonym. W biznesie ważne są spotkania, nie zawsze dotyczą przedstawiania komuś oferty. Jeśli chcesz wejść do świata biznesu, musisz poznać środowisko. Czym masz większe ambicje, tym więcej ludzi musisz poznać. Czy nie tracisz czasu na bankietach i przyjęciach? Nie, na pewno nie. Właśnie wszedłeś na wyższy poziom prowadzenia biznesu, już nie tylko trzeba coś sprzedać, teraz w sumie pozostaje zaprzyjaźnić się ze wszystkimi, no może z prawie wszystkimi. Takie relacje sprawiają, ze twoje poczynania są łatwiejsze do realizacji. A jeśli przy wyższym poziomie jesteśmy, pora zadbać o szczegóły, noś odpowiedni zegarek i garnitur, dress code może okazać się równie ważny co twoja oferta.
Daniel J. Kubach to znany biznesmen, który nie podchodzi do tego co robi bezkrytycznie. Przez całą swoją karierę zawodową, wypracował metody, które zaowocowały jego bardzo dużym sukcesem. Obecnie, co nie jest powszechne, chętnie dzieli się swoimi spostrzeżeniami z czytelnikami swoich książek. Dla każdego, kto sięgnie do jego pozycji, ma ona stać się w zamyśle autora, swego rodzaju przewodnikiem. Nie jest to jedynie suchy plan, zawierający poszczególne etapy, które należy zrealizować. Autor stara się zainspirować czytelników do działania, zarysowując wachlarz możliwości. Na wspomniane działanie, stawia duży akcent. Według niego, nawet genialny plan, trzeba kiedyś zacząć realizować, ponieważ papier przyjmie wszystko, a nie o to tu chodzi.
Refleksja jaka nasuwa się po przeczytaniu tej książki, powoduje, że pomysł na swój biznes nie zaczyna się już od wymienienia powodów, dla których może się on nie udać. Ponadto, wspomniany biznes nie ogranicza się już do ulicy, dzielnicy, czy miasta. Według słów autora, żyjemy w kraju, który zapewnia na tyle duży rynek, że przy interesach, przestajemy myśleć globalnie. Powinniśmy brak byka za rogi, jak to mają w zwyczaju Amerykanie, wykorzystując wszelkie możliwości ekspansji swojej firmy.
Interia360.pl Zbyszek Wolski; 2015-09-08
W sieci. Igrając z ogniem 3
"W sieci" Tary Sivec to już trzecia część z serii Igrając z ogniem. Poprzednie części bardzo mi się podobały i nie mogłam się od nich oderwać. Czy część trzecia też mnie pochłonie? Zapraszam na recenzję.
Gwen to kobieta po przejściach, mąż sadysta zrobił z jej życia piekło na ziemi. Pewnej nocy po kolejnym pobiciu postanawia uciec. Pakuje kilka rzeczy i wraz z córką szuka schronienia u swojego brata Brady'ego. Niestety Brady wyjeżdża, prosi więc swojego przyjaciela Austina by miał oko na Gwen (gdyż wie do czego zdolny jest jego szwagier) oraz na agencję detektywistyczną, w której Gwen mu pomaga. Austin to towarzysz broni Brady'ego, który nadal jest żołnierzem marynarki wojennej. Takie życie mu odpowiada, ciągłe misje, rozjazdy. Nie wyobraża sobie siebie jako męża a tym bardziej ojca. Chce oddać przyjacielowi przysługę i wrócić do własnego życia. Ale życie lubi być przewrotne, i nigdy nie wiemy kiedy trafi nas strzała amora. Czy zatwardziały żołnierz podda się uczuciu? Oraz czy mąż Gwen pogodzi się z rozwodem i da jej spokój? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie właśnie w tej książce.
"W sieci" tak jak poprzednie części tej serii, to romans z bardzo wyrazistym wątkiem kryminalnym. Gwen po ucieczce z domu cały czas obawia się, że mąż ją odnajdzie i pokaże jej gdzie jest jej miejsce. Niestety po jakimś czasie zaczynają się dziać dziwne rzeczy i Gwen już wie, że nigdy nie będzie wolna. Gdy Austin odkrywa wszystkie tajemnice naszej bohaterki oraz powód jej ucieczki od męża, wie że nie może zostawić jej samej i nie spocznie póki nie wsadzi jej męża za kratki. W tej części nie zabraknie Wam również dreszczyku emocji oraz namiętnych scen seksu. A zabawne dialogi są już chyba wizytówką Tary Sivec.
Autorka porusza w tej książce, dość poważny problem jakim jest przemoc w rodzinie i to jak udajemy, że nasze życie jest cudowne i wspaniałe, a w czterech ścianach naszego mieszkania przeżywamy koszmar dzień za dniem. Nasza bohaterka przeżyła wiele i powiedziała dość. Tylko czy uda jej się ułożyć to życie od nowa? I czy to właśnie Austin sprawi, że zaufa kolejny raz mężczyźnie?
Opisy z przeszłości Gwen autorka przedstawiła w tak realistyczny sposób, że nie dało się ich czytać nie płacząc. Żadna kobieta nie zasługuje na takie piekło i całym serce byłam za tym, by ten potwór poniósł zasłużoną karę.
Tak jak w poprzednich częściach w tej też nie zabraknie intryg, knutych przez osoby z otoczenia bohaterów, a zakończenie zadziwi Was tak samo jak i mnie. W tej powieści nic nie jest takie jakie wydaje nam się na początku, a przyjaciel może okazać się wrogiem. Ja uwielbiam takie książki więc Wam też ją polecę. Jedyny minus tej książki to taki że zbyt szybko się skończyła.POLECAM SERDECZNIE!!!
Gwen to kobieta po przejściach, mąż sadysta zrobił z jej życia piekło na ziemi. Pewnej nocy po kolejnym pobiciu postanawia uciec. Pakuje kilka rzeczy i wraz z córką szuka schronienia u swojego brata Brady'ego. Niestety Brady wyjeżdża, prosi więc swojego przyjaciela Austina by miał oko na Gwen (gdyż wie do czego zdolny jest jego szwagier) oraz na agencję detektywistyczną, w której Gwen mu pomaga. Austin to towarzysz broni Brady'ego, który nadal jest żołnierzem marynarki wojennej. Takie życie mu odpowiada, ciągłe misje, rozjazdy. Nie wyobraża sobie siebie jako męża a tym bardziej ojca. Chce oddać przyjacielowi przysługę i wrócić do własnego życia. Ale życie lubi być przewrotne, i nigdy nie wiemy kiedy trafi nas strzała amora. Czy zatwardziały żołnierz podda się uczuciu? Oraz czy mąż Gwen pogodzi się z rozwodem i da jej spokój? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie właśnie w tej książce.
"W sieci" tak jak poprzednie części tej serii, to romans z bardzo wyrazistym wątkiem kryminalnym. Gwen po ucieczce z domu cały czas obawia się, że mąż ją odnajdzie i pokaże jej gdzie jest jej miejsce. Niestety po jakimś czasie zaczynają się dziać dziwne rzeczy i Gwen już wie, że nigdy nie będzie wolna. Gdy Austin odkrywa wszystkie tajemnice naszej bohaterki oraz powód jej ucieczki od męża, wie że nie może zostawić jej samej i nie spocznie póki nie wsadzi jej męża za kratki. W tej części nie zabraknie Wam również dreszczyku emocji oraz namiętnych scen seksu. A zabawne dialogi są już chyba wizytówką Tary Sivec.
Autorka porusza w tej książce, dość poważny problem jakim jest przemoc w rodzinie i to jak udajemy, że nasze życie jest cudowne i wspaniałe, a w czterech ścianach naszego mieszkania przeżywamy koszmar dzień za dniem. Nasza bohaterka przeżyła wiele i powiedziała dość. Tylko czy uda jej się ułożyć to życie od nowa? I czy to właśnie Austin sprawi, że zaufa kolejny raz mężczyźnie?
Opisy z przeszłości Gwen autorka przedstawiła w tak realistyczny sposób, że nie dało się ich czytać nie płacząc. Żadna kobieta nie zasługuje na takie piekło i całym serce byłam za tym, by ten potwór poniósł zasłużoną karę.
Tak jak w poprzednich częściach w tej też nie zabraknie intryg, knutych przez osoby z otoczenia bohaterów, a zakończenie zadziwi Was tak samo jak i mnie. W tej powieści nic nie jest takie jakie wydaje nam się na początku, a przyjaciel może okazać się wrogiem. Ja uwielbiam takie książki więc Wam też ją polecę. Jedyny minus tej książki to taki że zbyt szybko się skończyła.POLECAM SERDECZNIE!!!
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/ Sylwia Stawska; 2015-09-14