Recenzje
Monachium i Bawaria. Udane Wakacje. Wydanie 1
Ateny nad Izarą
Nadanie bawarskiej metropolii charakteru włoskiego miasta, pełnego muzeów i architektonicznych pereł wymyślił Ludwik I. Ten miłośnik sztuki o nieograniczonej wyobraźni po swej podróży do Włoch i rozmiłowaniu się w sztuce starożytnej Grecji i Rzymu postanowił upiększyć i rozwijać swe miasto, nie tylko, by spełnić swą pasję estetyczną, ale podnieść prestiż i renomę miasta. Co się królowi udało... Korzystając z umiejętności dwóch niemieckich architektów, król doczekał się przestronnych placów, dumnych alej, powstały propyleje, neo-renesansowe gmachy, z których wiele przypomina i dziś architekturę miast włoskich. Konigsplatz, plac Królewski, zwany Atenami nad Izarą, prezentuje trzy porządki: dorycki, joński i koryncki - wyznaczają miastu należne mu miejsce w galerii światowych centrów sztuki.
Sercem Monachium pozostaje dla miłośników sztuki Kunstreal, czyli Dzielnica Muzeów. Tu znajdziemy Starą Pinakotekę, z arcydziełami od średniowiecza do XVIII wieku, Nową Pinakotekę z dziełami XIX-wieczny-mi oraz Pinakotekę der Moderne, w której zgromadzono sztukę współczesną. Dopiero poznanie tych trzech kolekcji daje koneserowi sztuki świadomość, jak cenne są zbiory tych trzech monachijskich muzeów. A przecież jest tu jeszcze Galeria Miejska w Lenbachhause (zbudowanym w stylu florenckim) mieszcząca dzieła malarzy ekspresjonistów; jest Gliptoteka z tysiącami rzeźb greckich i rzymskich; są tu też zbiory sztuki starożytnej, której początek dała prywatna kolekcja antyków króla Ludwika. Tu obejrzymy malarstwo wazowe, biżuterię etruską, greckie wazy zdobione różnymi technikami. Aby dopełnić wizyty w Dzielnicy Muzeów, warto zajrzeć do Muzeum Brandhorst. Długi dzień, poza zmęczeniem, przyniesie też uczucie niedosytu i pragnienie powrotu do Monachium. Z zielonym przewodnikiem Michelina w garści, w którym znajdziemy też niezbędne informacje, mapy i dziesiątki zdjęć
Nadanie bawarskiej metropolii charakteru włoskiego miasta, pełnego muzeów i architektonicznych pereł wymyślił Ludwik I. Ten miłośnik sztuki o nieograniczonej wyobraźni po swej podróży do Włoch i rozmiłowaniu się w sztuce starożytnej Grecji i Rzymu postanowił upiększyć i rozwijać swe miasto, nie tylko, by spełnić swą pasję estetyczną, ale podnieść prestiż i renomę miasta. Co się królowi udało... Korzystając z umiejętności dwóch niemieckich architektów, król doczekał się przestronnych placów, dumnych alej, powstały propyleje, neo-renesansowe gmachy, z których wiele przypomina i dziś architekturę miast włoskich. Konigsplatz, plac Królewski, zwany Atenami nad Izarą, prezentuje trzy porządki: dorycki, joński i koryncki - wyznaczają miastu należne mu miejsce w galerii światowych centrów sztuki.
Sercem Monachium pozostaje dla miłośników sztuki Kunstreal, czyli Dzielnica Muzeów. Tu znajdziemy Starą Pinakotekę, z arcydziełami od średniowiecza do XVIII wieku, Nową Pinakotekę z dziełami XIX-wieczny-mi oraz Pinakotekę der Moderne, w której zgromadzono sztukę współczesną. Dopiero poznanie tych trzech kolekcji daje koneserowi sztuki świadomość, jak cenne są zbiory tych trzech monachijskich muzeów. A przecież jest tu jeszcze Galeria Miejska w Lenbachhause (zbudowanym w stylu florenckim) mieszcząca dzieła malarzy ekspresjonistów; jest Gliptoteka z tysiącami rzeźb greckich i rzymskich; są tu też zbiory sztuki starożytnej, której początek dała prywatna kolekcja antyków króla Ludwika. Tu obejrzymy malarstwo wazowe, biżuterię etruską, greckie wazy zdobione różnymi technikami. Aby dopełnić wizyty w Dzielnicy Muzeów, warto zajrzeć do Muzeum Brandhorst. Długi dzień, poza zmęczeniem, przyniesie też uczucie niedosytu i pragnienie powrotu do Monachium. Z zielonym przewodnikiem Michelina w garści, w którym znajdziemy też niezbędne informacje, mapy i dziesiątki zdjęć
Tygodnik Angora Ł. AZIK; 2015-09-27
Powidoki. Wydanie 1
Czy już od dziecka można zapałać miłością do podróży? A co powiecie na zwiedzanie jednośladem?
Autor opowiada, że właśnie już jako chłopiec zakochał się w zwiedzaniu i podróżowaniu na rowerze. Najpierw były to niedalekie wycieczki, następnie nagroda wygrana w radiu i tak zaczęła się niesamowita przygoda. Nie było łatwo. Różne kultury, różni ludzie, różna pogoda. To wszystko nie przeszkadzało autorowi rozbić namiotu i po prostu odpocząć po całym dniu jazdy. Mogę zdradzić, że nasz turysta był m.in. w Stanach Zjednoczonych, Indiach czy Hiszpanii, a gdzie jeszcze? Przekonajcie się sami wczytując się w tę niesamowitą historię.
Książka ma zaledwie 160 stron i lekkie pióro autora sprawia, że czytamy wszystkie przygody jednym tchem. Po prostu nie można się oderwać. Razem z naszym autorem poznajemy nowych ludzi i nowe kultury, przeżywamy wszystko razem z nim.
Dla mnie niesamowicie ważne było to, że nie jest to zwykły monolog czy suche wspomnienia. Tutaj znajdziemy dialogi, sytuacje które śmieszą, ale i uczą z czym możemy się spotkać w obcych krajach.
Duże litery jeszcze bardziej ułatwiają nam szybkie czytanie i nie męczą naszego wzroku. Okładka specyficzna. Szczerze powiedziawszy jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałam się z podobną. Prawie cała biała, gdzieniegdzie przetykana czarnym kolorem na pewno zwraca wzrok czytelnika, a także jest bardzo tajemnicza.
Pewnie niektórzy z Was mogą pomyśleć, że to kolejna książka o zachciankach bogatej osoby, która chciała przeżyć przygodę podróżując na rowerze. Ogromnie się pomylicie. Nie będę Wam dokładnie zdradzać całej historii, lecz powiem tylko, że Strzeżysz na przygodę zapracował wyłącznie swoją ciężką pracą i niesamowitym poświęceniem.
Polecam miłośnikom podróży, osobom które szukają czegoś więcej niż tylko zorganizowanych wycieczek ze sztywnie ułożonym planem dnia, ale także tym którzy wcale nie chcą wyjeżdżać (z różnych powodów) a mają ochotę poznać inne kultury i zwyczaje.
Autor opowiada, że właśnie już jako chłopiec zakochał się w zwiedzaniu i podróżowaniu na rowerze. Najpierw były to niedalekie wycieczki, następnie nagroda wygrana w radiu i tak zaczęła się niesamowita przygoda. Nie było łatwo. Różne kultury, różni ludzie, różna pogoda. To wszystko nie przeszkadzało autorowi rozbić namiotu i po prostu odpocząć po całym dniu jazdy. Mogę zdradzić, że nasz turysta był m.in. w Stanach Zjednoczonych, Indiach czy Hiszpanii, a gdzie jeszcze? Przekonajcie się sami wczytując się w tę niesamowitą historię.
Książka ma zaledwie 160 stron i lekkie pióro autora sprawia, że czytamy wszystkie przygody jednym tchem. Po prostu nie można się oderwać. Razem z naszym autorem poznajemy nowych ludzi i nowe kultury, przeżywamy wszystko razem z nim.
Dla mnie niesamowicie ważne było to, że nie jest to zwykły monolog czy suche wspomnienia. Tutaj znajdziemy dialogi, sytuacje które śmieszą, ale i uczą z czym możemy się spotkać w obcych krajach.
Duże litery jeszcze bardziej ułatwiają nam szybkie czytanie i nie męczą naszego wzroku. Okładka specyficzna. Szczerze powiedziawszy jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałam się z podobną. Prawie cała biała, gdzieniegdzie przetykana czarnym kolorem na pewno zwraca wzrok czytelnika, a także jest bardzo tajemnicza.
Pewnie niektórzy z Was mogą pomyśleć, że to kolejna książka o zachciankach bogatej osoby, która chciała przeżyć przygodę podróżując na rowerze. Ogromnie się pomylicie. Nie będę Wam dokładnie zdradzać całej historii, lecz powiem tylko, że Strzeżysz na przygodę zapracował wyłącznie swoją ciężką pracą i niesamowitym poświęceniem.
Polecam miłośnikom podróży, osobom które szukają czegoś więcej niż tylko zorganizowanych wycieczek ze sztywnie ułożonym planem dnia, ale także tym którzy wcale nie chcą wyjeżdżać (z różnych powodów) a mają ochotę poznać inne kultury i zwyczaje.
DobreRecenzje.pl Edyta; 2015-09-16
Jesteś marką. Jak odnieść sukces i pozostać sobą
Kto chce, ten może drwić, kpić i hejtować albo przewracać oczami. A ja i tak myślę, że nawet największy twardziel powinien raz na jakiś czas przeczytać sobie książkę w stylu „Jesteś marką” Joanny Malinowskiej-Parzydło.
To książka o tym, jak być fajnym. I jak umieć to wykorzystać. Fachowo nazywa się to budowaniem i zarządzaniem kapitałem reputacji. Przeglądając kolejne strony tej książki, czytelnik szybko zdaje sobie sprawę, że tu jest trochę o... wszystkim. Garść refleksji dotyczących skutecznej autoprezentacji, wezwanie do ustawicznej pracy nad sobą albo rozważania o potrzebie zachowania zdrowego balansu między pracą a życiem osobistym. Są porady praktyczne. Na przykład takie: „Koło odpowiada 100 proc. Twojego dotychczasowego życia. Podziel je jak tort, proporcjonalnie do czasu, gdy: byłeś autentycznie sobą, grałeś rolę – wskaż oddzielnymi kawałkami tortu, w jakim procencie odgrywałeś daną rolę”. Jest też o tym, żeby się nie przejmować lajkami ani hejtami. Albo używać ładnej polszczyzny (uwaga na słowo „bynajmniej”). Krótko mówiąc, przez trzysta stron Malinowska-Parzydło przekonuje czytelnika, żeby wejrzał w samego siebie. Bo z tego samozrozumienia zrodzą się siła i blask. Autorka właśnie to nazywa naszą własną „marką”, która pomoże nam odnieść sukces. I to długotrwały. To znaczy odporny na nieuchronne zmiany koniunktury, wzloty i życiowe upadki.
Oczywiście, że trochę to wszystko zalatuje banałem. Nieznośny jest również wyświechtany styl „skracania dystansu”, na który zdecydowała się autorka („ta książka może być o Tobie”). Albo infantylizacja czytelnika („kluczyk masz już w dłoni. Co więcej drzwi przed Tobą są tymi właściwymi, jeśli tylko odpowiednio uważnie odbyłeś podróż do wnętrza siebie”). No i te wszystkie emotikony i znaki towaru zastrzeżonego. Dość jednak taniego narzekactwa. Bo ta książka ma także wiele plusów.
Wśród nich ten najważniejszy. Takie lektury po prostu są potrzebne. Nie mówię, żeby czerpać z nich całą wiedzę o otaczającym nas świecie. Ale nie widzę żadnych przeszkód, by nie potraktować ich jako odtrutki na codzienny pracowy kołowrót. I tak samo jak nawet największy życiowy sceptyk powinien sobie od czasu do czasu obejrzeć komedię romantyczną, tak samo i zaprawiony w bojach korporacyjny twardziel może sobie książkę Malinowskiej-Parzydło przejrzeć. I dzięki niej znaleźć garść inspiracji, jak zawiadować swoim życiem zawodowym. A niech nawet zrobi sobie tę tabelkę dzielącą kontakty na „kałuże” i „oceany”. Albo wymyśli sobie (choćby dla hecy) życiową mantrę na wzór sloganów korporacyjnych. Dlaczego nie?! A nuż pomoże mu to w ogarnięciu zawodowego i życiowego chaosu wokół. Zwłaszcza że książka „Jesteś marką” jest bardzo mocno osadzona w polskim korporacyjnym kontekście (autorka przez wiele lat była szefem HR-u w telewizji TVN). I choć Malinowska-Parzydło pozostaje pod silnym wpływem dominujących anglosaskich teorii zarządzania i HR-u, to jednak widać, że wyrosła w polskim korpoklimacie. Rynku młodym i podszytym ciągłym drżeniem o to, co przyniesie przyszłość.
Czytajcie więc takie książki, jak ta Joanny Malinowskiej-Parzydło. One też istnieją i mają swoje miejsce na półce ekonomiczno-biznesowych poradników. A potem wróćcie do normalnego życia. Które oczywiście nigdy nie będzie takie proste.
To książka o tym, jak być fajnym. I jak umieć to wykorzystać. Fachowo nazywa się to budowaniem i zarządzaniem kapitałem reputacji. Przeglądając kolejne strony tej książki, czytelnik szybko zdaje sobie sprawę, że tu jest trochę o... wszystkim. Garść refleksji dotyczących skutecznej autoprezentacji, wezwanie do ustawicznej pracy nad sobą albo rozważania o potrzebie zachowania zdrowego balansu między pracą a życiem osobistym. Są porady praktyczne. Na przykład takie: „Koło odpowiada 100 proc. Twojego dotychczasowego życia. Podziel je jak tort, proporcjonalnie do czasu, gdy: byłeś autentycznie sobą, grałeś rolę – wskaż oddzielnymi kawałkami tortu, w jakim procencie odgrywałeś daną rolę”. Jest też o tym, żeby się nie przejmować lajkami ani hejtami. Albo używać ładnej polszczyzny (uwaga na słowo „bynajmniej”). Krótko mówiąc, przez trzysta stron Malinowska-Parzydło przekonuje czytelnika, żeby wejrzał w samego siebie. Bo z tego samozrozumienia zrodzą się siła i blask. Autorka właśnie to nazywa naszą własną „marką”, która pomoże nam odnieść sukces. I to długotrwały. To znaczy odporny na nieuchronne zmiany koniunktury, wzloty i życiowe upadki.
Oczywiście, że trochę to wszystko zalatuje banałem. Nieznośny jest również wyświechtany styl „skracania dystansu”, na który zdecydowała się autorka („ta książka może być o Tobie”). Albo infantylizacja czytelnika („kluczyk masz już w dłoni. Co więcej drzwi przed Tobą są tymi właściwymi, jeśli tylko odpowiednio uważnie odbyłeś podróż do wnętrza siebie”). No i te wszystkie emotikony i znaki towaru zastrzeżonego. Dość jednak taniego narzekactwa. Bo ta książka ma także wiele plusów.
Wśród nich ten najważniejszy. Takie lektury po prostu są potrzebne. Nie mówię, żeby czerpać z nich całą wiedzę o otaczającym nas świecie. Ale nie widzę żadnych przeszkód, by nie potraktować ich jako odtrutki na codzienny pracowy kołowrót. I tak samo jak nawet największy życiowy sceptyk powinien sobie od czasu do czasu obejrzeć komedię romantyczną, tak samo i zaprawiony w bojach korporacyjny twardziel może sobie książkę Malinowskiej-Parzydło przejrzeć. I dzięki niej znaleźć garść inspiracji, jak zawiadować swoim życiem zawodowym. A niech nawet zrobi sobie tę tabelkę dzielącą kontakty na „kałuże” i „oceany”. Albo wymyśli sobie (choćby dla hecy) życiową mantrę na wzór sloganów korporacyjnych. Dlaczego nie?! A nuż pomoże mu to w ogarnięciu zawodowego i życiowego chaosu wokół. Zwłaszcza że książka „Jesteś marką” jest bardzo mocno osadzona w polskim korporacyjnym kontekście (autorka przez wiele lat była szefem HR-u w telewizji TVN). I choć Malinowska-Parzydło pozostaje pod silnym wpływem dominujących anglosaskich teorii zarządzania i HR-u, to jednak widać, że wyrosła w polskim korpoklimacie. Rynku młodym i podszytym ciągłym drżeniem o to, co przyniesie przyszłość.
Czytajcie więc takie książki, jak ta Joanny Malinowskiej-Parzydło. One też istnieją i mają swoje miejsce na półce ekonomiczno-biznesowych poradników. A potem wróćcie do normalnego życia. Które oczywiście nigdy nie będzie takie proste.
Dziennik Gazeta Prawna Rafal Woś; 2015-09-18
Zabić coacha. O miłości i nienawiści do autorytetów w Polsce
Jaka jest dziś kondycja autorytetów? Czy duchowego przewodnictwa można się nauczyć? Wokół tych zagadnień i zjawiska coachingu narosło wiele mitów. Najwyższa pora zdementować fałszywe informacje, odsłaniając prawdziwe oblicze relacji mistrz-uczeń, która towarzyszy każdemu z nas na co dzień.
Maciej Bennewicz – coach, menedżer i socjolog – zajmuje się psychologicznymi aspektami coachingu, owocem jego najnowszej pracy jest publikacja Zabić coacha. O miłości i nienawiści do autorytetów w Polsce. To solidne opracowanie problemu objaśniające wiele enigmatycznych zagadnień z zakresu psychologii i coachingu.
Czym będą autorytety z dziedziny polityki, a czym autorytety ze świata mediów? A może to codzienność kreuje mistrzów? To pytania trafiające w problem złożony, który w Polsce sięgnął apogeum. Podczas gdy hejterstwo zbiera u nas żniwo, Maciej Bennewicz odkrywa przed nami realia fascynacji autorytetami i nienawiści do nich. I jak się okazuje każdy z nas w swym życiu wikła się w relację mistrz-uczeń, która różnorako się na nim odbija. I książka ta jest właśnie studium takiej relacji. Jej gruntowną analizą, rozpatrzeniem we wszystkich aspektach. To fascynująca, fachowa lektura dla tych, którzy chcą poprawić swoje relacje interpersonalne, oraz tych, którzy lubią zgłębiać tajniki ludzkich zachowań i społecznych tendencji.
Maciej Bennewicz – coach, menedżer i socjolog – zajmuje się psychologicznymi aspektami coachingu, owocem jego najnowszej pracy jest publikacja Zabić coacha. O miłości i nienawiści do autorytetów w Polsce. To solidne opracowanie problemu objaśniające wiele enigmatycznych zagadnień z zakresu psychologii i coachingu.
Czym będą autorytety z dziedziny polityki, a czym autorytety ze świata mediów? A może to codzienność kreuje mistrzów? To pytania trafiające w problem złożony, który w Polsce sięgnął apogeum. Podczas gdy hejterstwo zbiera u nas żniwo, Maciej Bennewicz odkrywa przed nami realia fascynacji autorytetami i nienawiści do nich. I jak się okazuje każdy z nas w swym życiu wikła się w relację mistrz-uczeń, która różnorako się na nim odbija. I książka ta jest właśnie studium takiej relacji. Jej gruntowną analizą, rozpatrzeniem we wszystkich aspektach. To fascynująca, fachowa lektura dla tych, którzy chcą poprawić swoje relacje interpersonalne, oraz tych, którzy lubią zgłębiać tajniki ludzkich zachowań i społecznych tendencji.
Dominika Makowska; 2015-09-19
Gra o tron i filozofia. Słowo tnie głębiej niż miecz
Większość czytelników mojego bloga pewnie doskonale to wie, jednak będzie to wiadomość do tych czytelników posta, którzy odwiedzają bloga od niedawna lub wpadli tu po raz pierwszy. Jestem wielką fanką Pieśni Lodu i Ognia G.R.R. Martina. Przeczytałam już wydane przez niego książki, miałam okazje zapoznać się z komiksem, kupiłam nawet encyklopedię sagi, czyli Świat lodu i Ognia(no może nie kupiłam, a dostałam, ważne że mam ją na półce). Do tego wszystkiego dochodzi również oglądanie serialu, który ostatnimi czasy staje się całkowicie oddzielnym tworem...
Nie czas jednak na rozwodzenie się na temat różnic między książką a serialem, gdyż zajęłoby to na pewno cały ten post, a może nawet więcej niż planowałam napisać. To temat rzeka. Wstęp ten miał Wam ukazać, że świat wykreowany przez George'a (dokończ-serię-zanim-umrzesz) Martina nie jest mi obcy. Z wielką ciekawością zabrałam się więc za pozycję wydaną przez wydawnictwo Editio, czyli "Grę o tron i filozofię". Jej autorów jest wielu, jednak jedynie jedno z zaprezentowanych na okładce nazwisk odnosi się do autora tekstu, jest nim Henry Jacoby.
Głównym tematem książki jest filozoficzne podejście do działań, w jakich biorą udział bohaterowie sagi, do ich charakterów i poczynań. Autorzy omawiają ich działań i omawiają je i łączą z filozofią, przez co pokazują postawy moralne bohaterów i pozwalają na głębsze ich poznanie. Dodatkowo wszystkie rozważania są przenoszone na nasze życie.
"Wyobraźcie sobie zatem istotę fizycznie niezwykle podobną do Sansy, której brakuje świadomości. Wewnątrz jej mózgu panuje całkowita ciemność. Niektórzy z Was mogą mieć wrażenie, że właśnie opisuję prawdziwą Sansę, choć to... byłoby wredne."
Możecie sądzić, że takie rozkładanie serii na czynniki będzie niezwykle nużące, jednak nawet dla laika z dziedziny filozofii, jakim jestem, nie było to uciążliwe. Każdy z podrozdziałów, omawiał inną kwestię i ukazywał bohaterów w nowym świetle. Wiele miejsca zostało poświęcone Starkom, szczególnie głowie(niezamierzone!) rodu, ale sporo miejsca znalazł tu również Tyrion, Dany, czy Jon Snow, który jednak może coś wie.
Tematyka całej publikacji jest różnorodna. Mowa tu była nie tylko o moralności, ocenie charakterów bohaterów, ale również o religii w Westeres, różnorodności kulturowej, ocenie kobiet mieszkających w świecie Martina, a także postawy rycerstwa, czy elementom fantastycznym w opowieści.
"Littlefinger, Arya i Jon potrafią przedstawić się dokładnie w świetle, w jakim chcą być widziani, a na dodatek przekonać innych, że ich maska jest prawdziwa. Spodobałoby się to Machiavellemu."
"Gra o tron i filozofia" to powieść, którą stworzyło wielu autorów. Każdy z nich ma odmienny styl, niektórzy cechują się swobodnym podejściem do tematu, z dużą dozą humoru(jak się pewnie domyślacie właśnie ta wersja spodobała mi się najbardziej), inni traktują swoje teksty bardziej formalnie, przez co czytanie szło mi nierówno, nie mogłam szybko pochłonąć tej historii.
Ważnym pytaniem dla czytelników cyklu, będzie pewnie, jaki przedział czasowy, czyli jakie książki serii obejmuje publikacja. Najwięcej treści poświęconych jest pierwszemu tomowi powieściowemu, wielu autorów skupia się również na pierwszym sezonie serialu. Ostatnia piąta część książki przynosi cytaty ze wszystkich wydanych powieści autora. Tak więc polecam ją szczególnie tym, którzy zakończyli już przygodę z Siedmioma Królestwami i chcą jeszcze bardziej zagłębić się w uniwersum Martina.
Nie czas jednak na rozwodzenie się na temat różnic między książką a serialem, gdyż zajęłoby to na pewno cały ten post, a może nawet więcej niż planowałam napisać. To temat rzeka. Wstęp ten miał Wam ukazać, że świat wykreowany przez George'a (dokończ-serię-zanim-umrzesz) Martina nie jest mi obcy. Z wielką ciekawością zabrałam się więc za pozycję wydaną przez wydawnictwo Editio, czyli "Grę o tron i filozofię". Jej autorów jest wielu, jednak jedynie jedno z zaprezentowanych na okładce nazwisk odnosi się do autora tekstu, jest nim Henry Jacoby.
Głównym tematem książki jest filozoficzne podejście do działań, w jakich biorą udział bohaterowie sagi, do ich charakterów i poczynań. Autorzy omawiają ich działań i omawiają je i łączą z filozofią, przez co pokazują postawy moralne bohaterów i pozwalają na głębsze ich poznanie. Dodatkowo wszystkie rozważania są przenoszone na nasze życie.
"Wyobraźcie sobie zatem istotę fizycznie niezwykle podobną do Sansy, której brakuje świadomości. Wewnątrz jej mózgu panuje całkowita ciemność. Niektórzy z Was mogą mieć wrażenie, że właśnie opisuję prawdziwą Sansę, choć to... byłoby wredne."
Możecie sądzić, że takie rozkładanie serii na czynniki będzie niezwykle nużące, jednak nawet dla laika z dziedziny filozofii, jakim jestem, nie było to uciążliwe. Każdy z podrozdziałów, omawiał inną kwestię i ukazywał bohaterów w nowym świetle. Wiele miejsca zostało poświęcone Starkom, szczególnie głowie(niezamierzone!) rodu, ale sporo miejsca znalazł tu również Tyrion, Dany, czy Jon Snow, który jednak może coś wie.
Tematyka całej publikacji jest różnorodna. Mowa tu była nie tylko o moralności, ocenie charakterów bohaterów, ale również o religii w Westeres, różnorodności kulturowej, ocenie kobiet mieszkających w świecie Martina, a także postawy rycerstwa, czy elementom fantastycznym w opowieści.
"Littlefinger, Arya i Jon potrafią przedstawić się dokładnie w świetle, w jakim chcą być widziani, a na dodatek przekonać innych, że ich maska jest prawdziwa. Spodobałoby się to Machiavellemu."
"Gra o tron i filozofia" to powieść, którą stworzyło wielu autorów. Każdy z nich ma odmienny styl, niektórzy cechują się swobodnym podejściem do tematu, z dużą dozą humoru(jak się pewnie domyślacie właśnie ta wersja spodobała mi się najbardziej), inni traktują swoje teksty bardziej formalnie, przez co czytanie szło mi nierówno, nie mogłam szybko pochłonąć tej historii.
Ważnym pytaniem dla czytelników cyklu, będzie pewnie, jaki przedział czasowy, czyli jakie książki serii obejmuje publikacja. Najwięcej treści poświęconych jest pierwszemu tomowi powieściowemu, wielu autorów skupia się również na pierwszym sezonie serialu. Ostatnia piąta część książki przynosi cytaty ze wszystkich wydanych powieści autora. Tak więc polecam ją szczególnie tym, którzy zakończyli już przygodę z Siedmioma Królestwami i chcą jeszcze bardziej zagłębić się w uniwersum Martina.
Ksiazkowyswiatpatrycji.blogspot.com Patrycja; 2015-09-16