Recenzje
12 kroków uczciwej* sprzedaży
Czy denerwują Cię codzienne telefony od różnych firm, operatorów telefonii komórkowej z nową ofertą kupna lub zmiany usługi? Czy masz dość nachalnych sprzedawców, którzy nie potrafią zrozumieć, że nie masz w tym momencie czasu lub że nie jesteś i nie będziesz zainteresowany. Mówisz: NIE! NIE! NIE! A on w kółko to samo. Rzucasz słuchawką i tracisz dobry humor zrażając się do innych. Osoba, która do Ciebie dzwoni nie słucha Cię, nie zna twoich potrzeb i nie chce ich poznać. To znak, że te osoby jeszcze nie przeczytały książki „12 kroków uczciwej sprzedaży" Grzegorza Pollaka i Honoraty Stolarzewicz. Następnym razem, gdy odbierzesz telefon i usłyszysz nachalnego sprzedawcę – przerwij mu stanowczo i poleć podręcznik, dzięki któremu nauczy się jak sprzedawać i rozmawiać z klientem. Nie rzucisz słuchawką, nie zdenerwujesz się i dasz dobrą radę, dzięki której już więcej nie będziesz się irytować odbierając słuchawkę.
A Ty „sprzedawco" – pomyśl. Dlaczego tak często zmieniają pracę osoby pracujące w marketingu? Dlaczego sprzedaż jest tak niewdzięczną pracą? Dostałeś laptopa, telefon, samochód ale nie otrzymałeś potrzebnej wiedzy. Nastawiony jesteś na swoje zyski, nie myślisz o korzyściach dla klienta. Musisz być uczciwy i znać nie tylko swoje podwórko ale też produkt i zapotrzebowania swojego klienta. Z każdego kroku postawionego w tej pracy musisz się uczyć, tak by twoje potrzeby zsumować z oczekiwaniami klienta i żeby równanie dało wam obopólne korzyści i co najważniejsze zadowolenie!
Ja też jestem sprzedawcą. Przez to, że moi koledzy po fachu nie potrafią rozmawiać z klientem, bezmyślnie robią cały czas to samo, klepiąc regułki na pamięć – utrudniają mi pracę zrażając ludzi do kolejnej rozmowy czy spotkania. Można być handlowcem przez całe życie. Pracować z ludźmi, poznawać ich, być ich przyjacielem a nie natrętem. Nie musisz stać pod biurem szefa firmy cały dzień, wymuszać i kusić niską ceną. Możesz wykorzystać wiedzę zawartą w tej książce i dowiedzieć się na co autorzy tej pozycji poświęcili dwadzieścia lat pracy, oraz odnieść sukces jako handlowiec.
Zapraszam do nauki!
A Ty „sprzedawco" – pomyśl. Dlaczego tak często zmieniają pracę osoby pracujące w marketingu? Dlaczego sprzedaż jest tak niewdzięczną pracą? Dostałeś laptopa, telefon, samochód ale nie otrzymałeś potrzebnej wiedzy. Nastawiony jesteś na swoje zyski, nie myślisz o korzyściach dla klienta. Musisz być uczciwy i znać nie tylko swoje podwórko ale też produkt i zapotrzebowania swojego klienta. Z każdego kroku postawionego w tej pracy musisz się uczyć, tak by twoje potrzeby zsumować z oczekiwaniami klienta i żeby równanie dało wam obopólne korzyści i co najważniejsze zadowolenie!
Ja też jestem sprzedawcą. Przez to, że moi koledzy po fachu nie potrafią rozmawiać z klientem, bezmyślnie robią cały czas to samo, klepiąc regułki na pamięć – utrudniają mi pracę zrażając ludzi do kolejnej rozmowy czy spotkania. Można być handlowcem przez całe życie. Pracować z ludźmi, poznawać ich, być ich przyjacielem a nie natrętem. Nie musisz stać pod biurem szefa firmy cały dzień, wymuszać i kusić niską ceną. Możesz wykorzystać wiedzę zawartą w tej książce i dowiedzieć się na co autorzy tej pozycji poświęcili dwadzieścia lat pracy, oraz odnieść sukces jako handlowiec.
Zapraszam do nauki!
gazetamiasta.pl Anna Brzdek-Kołakowska, 2012-06-27
Tajski epizod z dreszczykiem
„Tajski epizod z dreszczykiem” to książka o tym, na co często ma ochotę niejeden z nas. Wypisać się z systemu, rzucić dotychczasową pracę i zobowiązania – brzmi kusząco, prawda? A kto odważy się postawić wszystko na jedną kartę i wyjechać (na stałe!) do kuszącej, gorącej Tajlandii? Autor „Tajskiego epizodu” to zrobił. I mimo tego, że nie zawsze było łatwo, wierzę, że nie żałuje.
„Tajski epizod…” to zapis przygody Europejczyka, który postanawia rzucić się na głębokie, azjatyckie wody. Bohater przybliża nam kolejno etapy asymilacji z Tajlandią: zamieszkać, znaleźć pracę, zaaklimatyzować się… Dość szybko okazuje się, że czysto turystyczne pojęcie aklimatyzacji może nie wystarczać: Tajlandia to raj dla wielu seksturystów, którzy podróż do tego kraju postrzegają przez pryzmat jeansowych spodenek i koszulki w rozmiarze XXS. Seks z pięknymi, zgrabnymi kobietami okazuje się tu być niezwykle łatwo osiągalną rozrywką.
Bohater książki (narrator?, autor?) dość mocno angażuje się w schemat świata, który go otacza. Jako przybysz z zachodniego skrawka Europy przeżywa wiele bolesnych rozczarowań. Od zawodowych (relacja pracodawca: pracownik), aż do życiowych – wszystko zdaje się nie wychodzić.
Nasz bohater kocha Tajlandię. Mimo zupełnie prozaicznych przeciwności losu stara się ją zwiedzać, chłonąc to, co najpiękniejsze. Coś jednak nie wychodzi: oczekiwany zachwyt nie pojawia się na horyzoncie.
Tajlandia to kraj, którego przyroda może zaprzeć dech. Być tu dłużej, odważyć się na odetchnięcie pełną, tajską piersią – to zadanie dla nielicznych. Tajska filozofia życia może bowiem dość łatwo okazać się trudną do strawienia. Przynajmniej na dłuższą metę. Stosowanie zachodniej filozofii życia, zakładającej uczciwość osób, z którymi mamy do czynienia, czy po prostu normalny system czegokolwiek – to po prostu czarowanie otaczającej nas rzeczywistości. W którymś momencie przychodzi nam wybrać, czy silniejsza jest nasza miłość do południowo-wschodniej Azji, czy może wolimy europejską stabilizację?
Ci, którzy marzą o przeprowadzeniu się do Tajlandii powinni uśmiechać się, że Kraina Uśmiechu to nie tylko realizowanie odgórnego scenariusza raju na ziemi. Pytanie polega na tym, jak odległą od owego ideału jest dla nas Tajlandia. Być może wcale nie jest tak źle. Być może jest fajnie. A może jest to właśnie TO miejsce na ziemi?
Czytając „Tajski epizod” kilkakrotnie popadałam w nastrój zniechęcenia. Książka wielokrotnie opisuje relacje damsko-męskie, dość luźne, które mnie – Europejce – wydają się jeśli nie na miejscu, to co najmniej krępujące. Dzięki lekturze książki Lenarcina dowiedziałam się, że relatywizm kulturowy jest pojęciem, o którego istnieniu nie można zapominać. Nie wtedy, gdy przenosi się swoje życie na drugi koniec świata.
Książka była przeciekawa. Marzę o dyskusji z Autorem. Naprawdę. Kto wie, może się uda…?
„Tajski epizod…” to zapis przygody Europejczyka, który postanawia rzucić się na głębokie, azjatyckie wody. Bohater przybliża nam kolejno etapy asymilacji z Tajlandią: zamieszkać, znaleźć pracę, zaaklimatyzować się… Dość szybko okazuje się, że czysto turystyczne pojęcie aklimatyzacji może nie wystarczać: Tajlandia to raj dla wielu seksturystów, którzy podróż do tego kraju postrzegają przez pryzmat jeansowych spodenek i koszulki w rozmiarze XXS. Seks z pięknymi, zgrabnymi kobietami okazuje się tu być niezwykle łatwo osiągalną rozrywką.
Bohater książki (narrator?, autor?) dość mocno angażuje się w schemat świata, który go otacza. Jako przybysz z zachodniego skrawka Europy przeżywa wiele bolesnych rozczarowań. Od zawodowych (relacja pracodawca: pracownik), aż do życiowych – wszystko zdaje się nie wychodzić.
Nasz bohater kocha Tajlandię. Mimo zupełnie prozaicznych przeciwności losu stara się ją zwiedzać, chłonąc to, co najpiękniejsze. Coś jednak nie wychodzi: oczekiwany zachwyt nie pojawia się na horyzoncie.
Tajlandia to kraj, którego przyroda może zaprzeć dech. Być tu dłużej, odważyć się na odetchnięcie pełną, tajską piersią – to zadanie dla nielicznych. Tajska filozofia życia może bowiem dość łatwo okazać się trudną do strawienia. Przynajmniej na dłuższą metę. Stosowanie zachodniej filozofii życia, zakładającej uczciwość osób, z którymi mamy do czynienia, czy po prostu normalny system czegokolwiek – to po prostu czarowanie otaczającej nas rzeczywistości. W którymś momencie przychodzi nam wybrać, czy silniejsza jest nasza miłość do południowo-wschodniej Azji, czy może wolimy europejską stabilizację?
Ci, którzy marzą o przeprowadzeniu się do Tajlandii powinni uśmiechać się, że Kraina Uśmiechu to nie tylko realizowanie odgórnego scenariusza raju na ziemi. Pytanie polega na tym, jak odległą od owego ideału jest dla nas Tajlandia. Być może wcale nie jest tak źle. Być może jest fajnie. A może jest to właśnie TO miejsce na ziemi?
Czytając „Tajski epizod” kilkakrotnie popadałam w nastrój zniechęcenia. Książka wielokrotnie opisuje relacje damsko-męskie, dość luźne, które mnie – Europejce – wydają się jeśli nie na miejscu, to co najmniej krępujące. Dzięki lekturze książki Lenarcina dowiedziałam się, że relatywizm kulturowy jest pojęciem, o którego istnieniu nie można zapominać. Nie wtedy, gdy przenosi się swoje życie na drugi koniec świata.
Książka była przeciekawa. Marzę o dyskusji z Autorem. Naprawdę. Kto wie, może się uda…?
lekturyreportera.pl Agata Marczewska, 2012-06-28
Dopełniony cykl życia
Istnieje przekonanie, że badacze - psychologowie zajmują się tym, z czym sami mają problem. Przekonanie równie naiwne, co bezpodstawne. Ale czasem trudno nie dostrzec zbieżności doświadczeń badacza i teorii, jaką tworzy. Erik Erikson, twórca psychospołecznej teorii rozwoju, wiele uwagi poświęcił kryzysom rozwojowym. Sam też ich doświadczał. Nigdy nie poznał swojego ojca. Wychowywał go ojczym, dr Hom-burger, i jego nazwisko Erik nosił niemal do 40. roku życia. Gdy zmieniał obywatelstwo (z duńskiego na amerykańskie), zmienił też nazwisko - na to, które nosił jego ojciec. Z nazwiska ojczyma uczynił swoje drugie imię.
Rodzice rozwiedli się jeszcze przed jego narodzinami. Przyszedł na świat w Niemczech na początku XX wieku. Wtedy też rodziła się psychoanaliza. Młody Erikson został uczniem Anny Freud. W swojej teorii rozwoju zakładał, że kiedy dziecko się rodzi - społeczna scena już na nie czeka. Czas i miejsce, w którym przyszło nam żyć, mocno wpływają na nasz rozwój. Z tej psychohistorycz-nej perspektywy analizował życie Marcina Lutra, Mahatmy Gan-dhiego, dzieciństwo Hitlera i młodość Maksyma Gorkiego. Jako jeden z pierwszych Erikson założył, że rozwój trwa całe życie: od niemowlęctwa do późnej starości. Przebiega stadiami, a rządzi nim zasada epigenezy. Każde z ośmiu wyróżnionych przez Eriksona stadiów przyczynia się do ukształtowania osobowości, a ich rdzeniem jest kryzys podstawowy, będący wyzwaniem dla rozwijającego się ego.
Erikson traktuje kryzyzy jako stymulację rozwoju. Od tego, czy i jak rozwiążemy kryzys, zależy ukształtowanie się cnoty, czyli nowej siły życiowej. W kolejnych stadiach rozwoju pozyskujemy cnotę: nadziei, woli, zdecydowania, kompetencji, wierności, miłości, opiekuńczości, w końcu mądrości. Wcześniej rozwinięte cnoty pozwalają rozwiązać kryzys na kolejnym etapie cyklu życia.
Dopełniony cykl życia po raz drugi ukazuje się po polsku (wcześniej wydało go wydawnictwo Rebis). Obecne wydanie dopełnione jest w sposób szczególny. Kiedy książka się ukazała po raz pierwszy, Erikson miał równo 80 lat. Ostatnie stadium wyróżnione w jego koncepcji rozwoju obejmuje kryzys między integracją a rozpaczą, mądrością a niesmakiem. Rozpacz według Eriksona „wyraża poczucie krótkości czasu i przeświadczenie, że jest go zbyt mało, aby zacząć życie od nowa". Mądrość zaś to „bezstronne zainteresowaniem samym życiem, w obliczu samej śmierci". Jej przeciwieństwem jest pogarda, a zagrożeniem, w jakie można popaść na tym etapie, jest dogmatyzm. Erikson uniknął tych zagrożeń, choć dożył 92 lat. Doświadczał jednak wielu wyzwań, jakie życie stawia w tym wieku. W oparciu o jego zapiski żona, Joan M. Erikson, z którą przeżył 64 lata, przygotowała rozdział dotyczący ostatniego - dziewiątego etapu w cyklu życia. Jak pisze, na tym etapie element dystoniczny (niespójny) po raz pierwszy zajmuje pozycję dominującą. Zmysły tracą ostrość, pojawia się dezintegracja psychiczna i zmusza nas, byśmy całą uwagę poświęcali swym deficytom. Sukcesem staje się przeżycie dnia bez uszczerbku. Rozpacz, której wcześniej nie ulegliśmy, tylko czeka, by powrócić. Zmagając się z przeciwieństwami, możemy liczyć tylko na jedno oparcie - na ufność, dającą nadzieję i siłę. Jak widać, nadzieją cykl naszego życia się rozpoczyna i nią się domyka.
Dopełniony cykl... to mała książeczka o wielkich sprawach. Przewodnik (może nawet GPS) na długą drogę przez życie, drogę rozwoju. Antidotum na poradniki w rodzaju „jak w okamgnieniu osiągnąć sukces i uczynić swoje życie chrupiącym hamburgerem". űródło prawdziwej nadziei. Wciąż aktualna, mimo upływu lat i uniwersalna, jak uniwersalne są problemy egzystencjalne, z którymi się mierzymy.
Rodzice rozwiedli się jeszcze przed jego narodzinami. Przyszedł na świat w Niemczech na początku XX wieku. Wtedy też rodziła się psychoanaliza. Młody Erikson został uczniem Anny Freud. W swojej teorii rozwoju zakładał, że kiedy dziecko się rodzi - społeczna scena już na nie czeka. Czas i miejsce, w którym przyszło nam żyć, mocno wpływają na nasz rozwój. Z tej psychohistorycz-nej perspektywy analizował życie Marcina Lutra, Mahatmy Gan-dhiego, dzieciństwo Hitlera i młodość Maksyma Gorkiego. Jako jeden z pierwszych Erikson założył, że rozwój trwa całe życie: od niemowlęctwa do późnej starości. Przebiega stadiami, a rządzi nim zasada epigenezy. Każde z ośmiu wyróżnionych przez Eriksona stadiów przyczynia się do ukształtowania osobowości, a ich rdzeniem jest kryzys podstawowy, będący wyzwaniem dla rozwijającego się ego.
Erikson traktuje kryzyzy jako stymulację rozwoju. Od tego, czy i jak rozwiążemy kryzys, zależy ukształtowanie się cnoty, czyli nowej siły życiowej. W kolejnych stadiach rozwoju pozyskujemy cnotę: nadziei, woli, zdecydowania, kompetencji, wierności, miłości, opiekuńczości, w końcu mądrości. Wcześniej rozwinięte cnoty pozwalają rozwiązać kryzys na kolejnym etapie cyklu życia.
Dopełniony cykl życia po raz drugi ukazuje się po polsku (wcześniej wydało go wydawnictwo Rebis). Obecne wydanie dopełnione jest w sposób szczególny. Kiedy książka się ukazała po raz pierwszy, Erikson miał równo 80 lat. Ostatnie stadium wyróżnione w jego koncepcji rozwoju obejmuje kryzys między integracją a rozpaczą, mądrością a niesmakiem. Rozpacz według Eriksona „wyraża poczucie krótkości czasu i przeświadczenie, że jest go zbyt mało, aby zacząć życie od nowa". Mądrość zaś to „bezstronne zainteresowaniem samym życiem, w obliczu samej śmierci". Jej przeciwieństwem jest pogarda, a zagrożeniem, w jakie można popaść na tym etapie, jest dogmatyzm. Erikson uniknął tych zagrożeń, choć dożył 92 lat. Doświadczał jednak wielu wyzwań, jakie życie stawia w tym wieku. W oparciu o jego zapiski żona, Joan M. Erikson, z którą przeżył 64 lata, przygotowała rozdział dotyczący ostatniego - dziewiątego etapu w cyklu życia. Jak pisze, na tym etapie element dystoniczny (niespójny) po raz pierwszy zajmuje pozycję dominującą. Zmysły tracą ostrość, pojawia się dezintegracja psychiczna i zmusza nas, byśmy całą uwagę poświęcali swym deficytom. Sukcesem staje się przeżycie dnia bez uszczerbku. Rozpacz, której wcześniej nie ulegliśmy, tylko czeka, by powrócić. Zmagając się z przeciwieństwami, możemy liczyć tylko na jedno oparcie - na ufność, dającą nadzieję i siłę. Jak widać, nadzieją cykl naszego życia się rozpoczyna i nią się domyka.
Dopełniony cykl... to mała książeczka o wielkich sprawach. Przewodnik (może nawet GPS) na długą drogę przez życie, drogę rozwoju. Antidotum na poradniki w rodzaju „jak w okamgnieniu osiągnąć sukces i uczynić swoje życie chrupiącym hamburgerem". űródło prawdziwej nadziei. Wciąż aktualna, mimo upływu lat i uniwersalna, jak uniwersalne są problemy egzystencjalne, z którymi się mierzymy.
Charaktery Dorota Krzemionka, 2012-07-01
Joomla! Ćwiczenia. Oficjalny podręcznik
Na temat najnowszej wersji Joomla! publikacji jest niewiele. Dlatego spośród kilku obecnych na rynku jeśli miałbym wybrać sięgnął bym właśnie po te ćwiczenia. Książka adresowana jest do szerokiego grona osób, które nie miały nigdy do czynienia z tym CMS, albo do osób, które miały długą przerwę, albo do tej pory korzystały tylko ze starej wersji tego popularnego systemu zarządzania treści.
Książka zawiera wprowadzające rozdziały, z których dowiesz się czym jest Joomla, jak zainstalować ten system oraz zagadnienia związane z podstawą pracy jak dodawać i edytować treść oraz utworzyć menu nawigacyjne. Sposób w jaki jest to napisane bez wątpienia sugeruje, że mamy do czynienia z autorem związanym z Joomla! i branżą internetową od wielu lat, a nie z przypadku jak przypadku innych autorów. Początkowe rozdziały zawierają liczne zrzuty ekranu ułatwiające zrozumienie opisywanych tematów, doceniasz to w szczególności jeśli będziesz czytał niniejszą książkę będąc w podróży lub nie mając laptopa przed oczami. Aczkolwiek wolałbym np. mniej informacji o prostym procesie instalacji a więcej informacji opisujących ewentualne problemy i rozwiązania.
Książka, co prawda, bazuje na Joomla! 1.6/1.7 – jednakże Joomla! 2.5 będąc bezpośrednim następcą tego CMS, wprowadziła niewiele zmian stąd też, jeśli ktoś mnie zapyta czy jest aktualna odpowiem: w znacznej większości tak, choć wiadomo nowsza wersja J! wprowadziła kilka udoskonaleń. Do tego chciałoby się dopowiedzieć, że niniejszy podręcznik należy do grupy tych praktycznych. Bystry czytelnik zauważy tu odpowiedzi na liczne pytania, które mogą/mogły Ci się zrodzić pracując z Joomla! kilka dni lub nawet miesięcy temu. Dowiesz się m.in. gdzie i jak wyszukiwać rozszerzenia lub szablony, aby w pełni spełniały twoje oczekiwania.
Rozdziały od 12 włącznie to już typowe praktyczne zadania, z jakimi spotkasz się pracując jako webmaster, takie jak budowa strony prywatnej, strony firmowej. Jako nieliczna z książek omawia również kwestie wielojęzyczności czy zarządzania użytkownikami (ACL) w nowej wersji Joomla!. Bardzo dobrze, że autor wspomniał również o kwestiach bezpieczeństwa, wykonywaniu kopii bezpieczeństwa oraz drobnych poradach związanych z optymalizacją pod SEO.
Podsumowując: Moim zdaniem jest to jedna lepszych książek IT, które miałem okazje czytać. Książka powinna być lekturą obowiązkową dla każdego kto zaczyna na poważnie przygodę z tym CMS-em. Czyta się ją wyśmienicie, a jednocześnie po lekturze inaczej zaczniesz patrzeć, na wydawałoby się skomplikowany, świat systemów zarządzania treścią. Mogę tylko mieć nadzieję, że powstawać będzie więcej literatury pisanej właśnie w tym stylu.
Książka zawiera wprowadzające rozdziały, z których dowiesz się czym jest Joomla, jak zainstalować ten system oraz zagadnienia związane z podstawą pracy jak dodawać i edytować treść oraz utworzyć menu nawigacyjne. Sposób w jaki jest to napisane bez wątpienia sugeruje, że mamy do czynienia z autorem związanym z Joomla! i branżą internetową od wielu lat, a nie z przypadku jak przypadku innych autorów. Początkowe rozdziały zawierają liczne zrzuty ekranu ułatwiające zrozumienie opisywanych tematów, doceniasz to w szczególności jeśli będziesz czytał niniejszą książkę będąc w podróży lub nie mając laptopa przed oczami. Aczkolwiek wolałbym np. mniej informacji o prostym procesie instalacji a więcej informacji opisujących ewentualne problemy i rozwiązania.
Książka, co prawda, bazuje na Joomla! 1.6/1.7 – jednakże Joomla! 2.5 będąc bezpośrednim następcą tego CMS, wprowadziła niewiele zmian stąd też, jeśli ktoś mnie zapyta czy jest aktualna odpowiem: w znacznej większości tak, choć wiadomo nowsza wersja J! wprowadziła kilka udoskonaleń. Do tego chciałoby się dopowiedzieć, że niniejszy podręcznik należy do grupy tych praktycznych. Bystry czytelnik zauważy tu odpowiedzi na liczne pytania, które mogą/mogły Ci się zrodzić pracując z Joomla! kilka dni lub nawet miesięcy temu. Dowiesz się m.in. gdzie i jak wyszukiwać rozszerzenia lub szablony, aby w pełni spełniały twoje oczekiwania.
Rozdziały od 12 włącznie to już typowe praktyczne zadania, z jakimi spotkasz się pracując jako webmaster, takie jak budowa strony prywatnej, strony firmowej. Jako nieliczna z książek omawia również kwestie wielojęzyczności czy zarządzania użytkownikami (ACL) w nowej wersji Joomla!. Bardzo dobrze, że autor wspomniał również o kwestiach bezpieczeństwa, wykonywaniu kopii bezpieczeństwa oraz drobnych poradach związanych z optymalizacją pod SEO.
Podsumowując: Moim zdaniem jest to jedna lepszych książek IT, które miałem okazje czytać. Książka powinna być lekturą obowiązkową dla każdego kto zaczyna na poważnie przygodę z tym CMS-em. Czyta się ją wyśmienicie, a jednocześnie po lekturze inaczej zaczniesz patrzeć, na wydawałoby się skomplikowany, świat systemów zarządzania treścią. Mogę tylko mieć nadzieję, że powstawać będzie więcej literatury pisanej właśnie w tym stylu.
blog.elimu.pl Paweł Frankowski, 2012-06-23
Zen Steve'a Jobsa
Nie przepadam za produktami ze znaczkiem nadgryzionego jabłka – sto razy bardziej wolę Androida. Nie płakałem też po Stevie Jobsie, choć muszę przyznać, że imponują mi jego liczne dokonania na polu biznesowym. Od dziecka lubiłem natomiast czytać komiksy i kiedy tylko dostałem paczkę od Onepressu, w której znalazło się „Zen Steve’a Jobsa” Caleba Melby’ego, błyskawicznie zabrałem się za czytanie.
„Zen Steve’a Jobsa” pokazuje relacje dwóch postaci – Jobsa oraz Kobuna, buddyjskiego mnicha i nauczyciela zen. Jak łatwo wywnioskować po tytule, ta znajomość miała wpływ nie tylko na światopogląd samego Jobsa, ale również na projektowane przez niego produkty, w których bezgranicznie zakochały się miliony osób na całym świecie. Zastanawialiście się na przykład dlaczego w iPodach wprowadzone zostało charakterystyczne pokrętło do sterowania? Według historii przedstawionej w komiksie, stało się to właśnie za sprawą Kobuna, który uczył Jobsa, że naturalnym rytmem oddechu jest koło. Teraz wiecie też, czemu siedziba Apple’a ma być zbudowana na planie okręgu. Jeżeli przyjrzycie się dokładnie okładce książki, również na niej znajdziecie koła.
Produkty z duszą inspirowane zen? iPhone jako artefakt pożądany przez wyznawców Wielkiego Jabłka? Można to kupić lub nie (moje podejście jest bliższe temu z reklamy Motoroli). Na szczęście jest tu jeszcze drugie, bardziej interesujące moim zdaniem, dno. Obie postacie – i Jobsa i Kobuna – są na tyle ciekawie zarysowane, że „Zen Steve’a Jobsa” można czytać po prostu jako historię o przyjaźni i poszukiwaniu własnej drogi. Zarówno jedno, jak i drugie nie jest w przypadku tych dwóch bohaterów łatwe – obaj łamią schematy i idą pod prąd w poszukiwaniu ideału, co jak wiadomo potrafi wieść na manowce. Ostatecznie, perfekcjonizm staje się obsesją Jobsa (uniemożliwia mu na przykład kupno idealnie pasującej do mieszkania kanapy) i w efekcie oddala go od buddyzmu i swojego mistrza. Co się stanie z Kobunem? Tego nie zdradzę, żeby nie psuć Wam lektury.
Komiks jest krótki (65 stron) i to chyba jest jego główna wada. Da się go przeczytać w naprawdę krótkim czasie. Zaletą zaś na pewno jest samo wykonanie komiksu – oprawa graficzna „Zen Steve’a Jobsa” została stworzona przez agencję JESS3 i, jak możemy wyczytać, wzorowana była na japońskiej kaligrafii. Kadry są bardzo oszczędne, ale pozwala to na zagłębienie się w fabule. Również dialogi zostały skonstruowane tak, aby przypominały koany, wykorzystywane do opowiadania historii w buddyzmie Rinzai Zen.
Czy warto naśladować Jobsa w dążeniu do perfekcjonizmu? Na to pytanie raczej nie odpowiem. Warto przeczytać komiks, odetchnąć (pamiętajcie, że naturalnym rytmem oddechu jest koło) i samemu zadecydować.
Na zakończenie anegdota odnośnie perfekcjonizmu Jobsa, którą swego czasu opowiadał mi Josh Ross. Pewnego dnia szef Fleishman-Hillard umówił się na lunch z Jobsem. W czasie posiłku do szefa Apple’a podszedł kurier, który wręczył mu przesyłkę. W jej środku było kartonowe opakowanie, w którym sprzedawany miał być iPhone. Jobs przystawił do ucha opakowanie i po chwili oddał je kurierowi i powiedział, że takie opakowanie się nie nadaje. Zastanawiacie się dlaczego? Otóż okazało się, że pudełko wydawało niewłaściwy odgłos przy otwieraniu.
Takim właśnie perfekcjonistą był Steve Jobs :)
„Zen Steve’a Jobsa” pokazuje relacje dwóch postaci – Jobsa oraz Kobuna, buddyjskiego mnicha i nauczyciela zen. Jak łatwo wywnioskować po tytule, ta znajomość miała wpływ nie tylko na światopogląd samego Jobsa, ale również na projektowane przez niego produkty, w których bezgranicznie zakochały się miliony osób na całym świecie. Zastanawialiście się na przykład dlaczego w iPodach wprowadzone zostało charakterystyczne pokrętło do sterowania? Według historii przedstawionej w komiksie, stało się to właśnie za sprawą Kobuna, który uczył Jobsa, że naturalnym rytmem oddechu jest koło. Teraz wiecie też, czemu siedziba Apple’a ma być zbudowana na planie okręgu. Jeżeli przyjrzycie się dokładnie okładce książki, również na niej znajdziecie koła.
Produkty z duszą inspirowane zen? iPhone jako artefakt pożądany przez wyznawców Wielkiego Jabłka? Można to kupić lub nie (moje podejście jest bliższe temu z reklamy Motoroli). Na szczęście jest tu jeszcze drugie, bardziej interesujące moim zdaniem, dno. Obie postacie – i Jobsa i Kobuna – są na tyle ciekawie zarysowane, że „Zen Steve’a Jobsa” można czytać po prostu jako historię o przyjaźni i poszukiwaniu własnej drogi. Zarówno jedno, jak i drugie nie jest w przypadku tych dwóch bohaterów łatwe – obaj łamią schematy i idą pod prąd w poszukiwaniu ideału, co jak wiadomo potrafi wieść na manowce. Ostatecznie, perfekcjonizm staje się obsesją Jobsa (uniemożliwia mu na przykład kupno idealnie pasującej do mieszkania kanapy) i w efekcie oddala go od buddyzmu i swojego mistrza. Co się stanie z Kobunem? Tego nie zdradzę, żeby nie psuć Wam lektury.
Komiks jest krótki (65 stron) i to chyba jest jego główna wada. Da się go przeczytać w naprawdę krótkim czasie. Zaletą zaś na pewno jest samo wykonanie komiksu – oprawa graficzna „Zen Steve’a Jobsa” została stworzona przez agencję JESS3 i, jak możemy wyczytać, wzorowana była na japońskiej kaligrafii. Kadry są bardzo oszczędne, ale pozwala to na zagłębienie się w fabule. Również dialogi zostały skonstruowane tak, aby przypominały koany, wykorzystywane do opowiadania historii w buddyzmie Rinzai Zen.
Czy warto naśladować Jobsa w dążeniu do perfekcjonizmu? Na to pytanie raczej nie odpowiem. Warto przeczytać komiks, odetchnąć (pamiętajcie, że naturalnym rytmem oddechu jest koło) i samemu zadecydować.
Na zakończenie anegdota odnośnie perfekcjonizmu Jobsa, którą swego czasu opowiadał mi Josh Ross. Pewnego dnia szef Fleishman-Hillard umówił się na lunch z Jobsem. W czasie posiłku do szefa Apple’a podszedł kurier, który wręczył mu przesyłkę. W jej środku było kartonowe opakowanie, w którym sprzedawany miał być iPhone. Jobs przystawił do ucha opakowanie i po chwili oddał je kurierowi i powiedział, że takie opakowanie się nie nadaje. Zastanawiacie się dlaczego? Otóż okazało się, że pudełko wydawało niewłaściwy odgłos przy otwieraniu.
Takim właśnie perfekcjonistą był Steve Jobs :)
abaranski.pl Adam Barański, 2012-06-27