Recenzje
Dziewczyny, na start!
Aby zacząć przygodę z joggingiem, nie musisz czekać na dobrą pogodę. Nie musisz również wydawać fortuny w sklepie sportowym. Chcesz zacząć biegać – zwlekasz rozleniwione ciało z kanapy, wychodzisz na dwór i biegniesz. Biegniesz przed siebie, dajesz z siebie jak najwięcej, aż się zmęczysz. I tak regularnie.
„Dziewczyny, na start!”, nowość Wydawnictwa Septem, wychodzi do nas z takim właśnie przesłaniem. Jeśli jednak oczekujemy obrazowego poradnictwa, które pozwoli nam jako początkującym biegaczom usystematyzować wiedzę z tej dziedziny – możemy się książką zawieść, bo choć wiele przemawia za tym (chociażby spis treści), że będziemy mieć do czynienia ze swoistym kompendium wiedzy o joggingu, to książka podąża w zupełnie innym kierunku. „Dziewczyny, na start!” to raczej swobodne eseje autorki o różnorakich kwestiach oscylujących wokół biegania. Owszem, przeczytamy o wizycie w sklepie sportowym, diecie dla biegaczy i bogactwie maratonów, w których udział może być nie lada motywacją do trwania w sporcie i przynosić ogromną frajdę.
Książka jest w dużej mierze raptularzem autorki, w którym zbiera ona kolejne impresje z biegów wokół własnego podwórka oraz poważnych maratonów, które kończyły się dla niej mniejszymi lub większymi sukcesami. Ze wspomnień tych wyłania się portret kobiety uszczęśliwionej sportem, dla której nie jest on już wyłącznie walką z zadyszką oraz kompulsywnym liczeniem spalanych kalorii, a nieopisaną satysfakcją płynącą z wysiłku fizycznego jako takiego. A to już najwyższy stopień wtajemniczenia sportowego. Jak do niego dotrzeć? Zwyczajnie, ruszyć się z domu. Odrzucić kompleksy, myśli o tym, czy w sporcie nam do twarzy, czy nasz strój do biegania wpisuje się w najnowsze trendy. Niech dodatkowym motywatorem będą dla nas fragmenty autorstwa mamy autorki, Anny Karpy, która przygodę z bieganiem rozpoczęła po pięćdziesiątce, a dziś poszczycić się może nagrodami z najpopularniejszych maratonów.
„Dziewczyny, na start!”, nowość Wydawnictwa Septem, wychodzi do nas z takim właśnie przesłaniem. Jeśli jednak oczekujemy obrazowego poradnictwa, które pozwoli nam jako początkującym biegaczom usystematyzować wiedzę z tej dziedziny – możemy się książką zawieść, bo choć wiele przemawia za tym (chociażby spis treści), że będziemy mieć do czynienia ze swoistym kompendium wiedzy o joggingu, to książka podąża w zupełnie innym kierunku. „Dziewczyny, na start!” to raczej swobodne eseje autorki o różnorakich kwestiach oscylujących wokół biegania. Owszem, przeczytamy o wizycie w sklepie sportowym, diecie dla biegaczy i bogactwie maratonów, w których udział może być nie lada motywacją do trwania w sporcie i przynosić ogromną frajdę.
Książka jest w dużej mierze raptularzem autorki, w którym zbiera ona kolejne impresje z biegów wokół własnego podwórka oraz poważnych maratonów, które kończyły się dla niej mniejszymi lub większymi sukcesami. Ze wspomnień tych wyłania się portret kobiety uszczęśliwionej sportem, dla której nie jest on już wyłącznie walką z zadyszką oraz kompulsywnym liczeniem spalanych kalorii, a nieopisaną satysfakcją płynącą z wysiłku fizycznego jako takiego. A to już najwyższy stopień wtajemniczenia sportowego. Jak do niego dotrzeć? Zwyczajnie, ruszyć się z domu. Odrzucić kompleksy, myśli o tym, czy w sporcie nam do twarzy, czy nasz strój do biegania wpisuje się w najnowsze trendy. Niech dodatkowym motywatorem będą dla nas fragmenty autorstwa mamy autorki, Anny Karpy, która przygodę z bieganiem rozpoczęła po pięćdziesiątce, a dziś poszczycić się może nagrodami z najpopularniejszych maratonów.
Dominika Makowska; 2015-09-26
Dziewczyny, na start!
„Dziewczyny, na start!” to książka napisana w duecie przez matkę i córkę. Katarzyna Karpa to wicemistrzyni Polski w pieszych maratonach na orientację na dystansie 50 km, a także dziennikarka i zapalona biegaczka. Swą pasją do biegania zaraziła swoją mamę. Anna Karpa jest świetnym dowodem na to, że treningi można rozpocząć w każdym wieku. Kobiety dzielą się swymi doświadczeniami w książce wydanej przez wydawnictwo Helion.
Rzecz jaka pierwsza rzuca nam się w oczy to oprawa graficzna. Książka przepełniona jest mnóstwem kolorowych fotografii. Zdjęcia co prawda nie zawsze są dobrej jakości, wiele z nich jest irytująco rozpikselowanych, ale powodem jest to, że w dużej mierze są robione na trasie przez samą autorkę. Z resztą, jak możemy przeczytać na okładce, Katarzyna jest „mistrzynią biegowych selfie”. Dlatego też niektóre zdjęcia pozostawiają wiele do życzenia, jeśli chodzi o ich jakość. Kolorystyka zawarta w książce jest minimalistyczna, ale ładna i bardzo spójna. Strony z tekstem zdobią pasy szarości i zieleni (limonkowej zieleni – choć może tylko ja tak nazywam ów kolor).
Książka podzielona jest na kilkanaście działów tematycznych. Wszystko jest ładnie uporządkowane, choć jeden wątek pojawia się niemal wszędzie. Mam oczywiście na myśli psa Łyska. Muszę przyznać, że pies ten intryguje mnie niesamowicie. A raczej jego udział w zawodach. * [Tu wyszła mi wielka dygresja, nie usuwam tylko przerzucam na sam koniec wpisu, gdyż z recenzją nie ma to związku]
Publikacja ta jest bardzo motywująca, a przynajmniej dla mnie taka była. Ledwo zaczęłam czytać, a już zapragnęłam wyjść z domu i pobiegać, co z resztą uczyniłam. Anna Karpa opowiada nam o swych początkach, o tym jak została lekko zmanipulowana przez córkę by rozpocząć treningi. Początkowe biegi w jeansach mogą nas rozśmieszyć, ale tym wyraźniej widać przemianę jaka nastąpiła. Dzięki tej historii, możemy uwierzyć, że każdy jest w stanie osiągać sukcesy w tym sporcie. Każdy, nawet dobrze po pięćdziesiątce, może rozpocząć przygodę z bieganiem.
Jednakże nie tylko historia Anny popycha nas do działania. Katarzyna Karpa bardzo dużo opowiada o swoich startach w zawodach. Przywołuje ciekawe sytuacje i bawi nas historiami z zawodów. W dużej mierze nie są to jednak zwykłe zawody biegowe, a biegi na orientację. Z początku byłam tym zawiedziona, jednakże czytając dalej, sama nabrałam chęci na tego typu wypad. Choć moja orientacja w terenie praktycznie nie istnieje, nie przepadam za tego typu aktywnościami, to czytając o tym, nabrałam chęci na taką formę spędzania czasu.
Zarówno Anna Karpa jak i jej córka, opowiadają o tym co przeżyły w taki sposób, że chce się zostawić książkę i ruszyć cztery litery, by spędzić czas aktywnie. Jednakże trudno jest odłożyć książkę, bo ciekawość nam na to nie pozwala. Zatem czytamy dalej i dopiero gdy zakończymy rozdział, możemy się przebrać i wybiec z domu, by sprawdzić w praktyce to, o czym mówią.
W publikacji zabrakło mi rozwinięcia takich wątków jak rozciąganie i rozgrzewka. Za to temat z jedzeniem zrekompensował mi to w pełni. Katarzyna podaje nam kilka smakowitych przepisów. Szczerze mówiąc, już nie mogę się doczekać kiedy je wypróbuje.
Z tego co zdążyłam się zorientować, autorka ma mnóstwo stron, profili i wciąż zakłada nowe, lub trzaska kolejne wydarzenia na Facebooku. Pierwsza myśl: uzależnienie. Ale później zobaczyłam, że to dziennikarka, więc tego typu zachowanie wpisane jest w zawód. Nie mniej, dzięki temu po skończeniu lektury, mogę dalej drążyć temat, szukać informacji, przeglądać zdjęcia autorek. To świetna inicjatywa. Świetna, bo bardzo motywująca. Trochę żałuję, że już skończyłam książkę, ale pocieszam się tym, że w sieci znajdę dużo więcej.
„Dziewczyny, na start!” to nietypowa książka biegowa. Nie zawiera suchych faktów, informacji czy wskazówek. Ma rzecz o wiele cenniejszą: doświadczenie. Doświadczenie spisane przez dwie, prawdziwe i jakże różne osoby. Osoby, które krok po kroku oprowadzają nas po swoim cudownym, biegowym świecie. A robią to w tak wspaniały i lekki sposób, że aż mamy ochotę wstać z kanapy i stworzyć swój biegowy świat. Ruszyć się i rozpocząć swoją prywatną biego- przygodę. I dokładnie to uczynię niebawem!
Rzecz jaka pierwsza rzuca nam się w oczy to oprawa graficzna. Książka przepełniona jest mnóstwem kolorowych fotografii. Zdjęcia co prawda nie zawsze są dobrej jakości, wiele z nich jest irytująco rozpikselowanych, ale powodem jest to, że w dużej mierze są robione na trasie przez samą autorkę. Z resztą, jak możemy przeczytać na okładce, Katarzyna jest „mistrzynią biegowych selfie”. Dlatego też niektóre zdjęcia pozostawiają wiele do życzenia, jeśli chodzi o ich jakość. Kolorystyka zawarta w książce jest minimalistyczna, ale ładna i bardzo spójna. Strony z tekstem zdobią pasy szarości i zieleni (limonkowej zieleni – choć może tylko ja tak nazywam ów kolor).
Książka podzielona jest na kilkanaście działów tematycznych. Wszystko jest ładnie uporządkowane, choć jeden wątek pojawia się niemal wszędzie. Mam oczywiście na myśli psa Łyska. Muszę przyznać, że pies ten intryguje mnie niesamowicie. A raczej jego udział w zawodach. * [Tu wyszła mi wielka dygresja, nie usuwam tylko przerzucam na sam koniec wpisu, gdyż z recenzją nie ma to związku]
Publikacja ta jest bardzo motywująca, a przynajmniej dla mnie taka była. Ledwo zaczęłam czytać, a już zapragnęłam wyjść z domu i pobiegać, co z resztą uczyniłam. Anna Karpa opowiada nam o swych początkach, o tym jak została lekko zmanipulowana przez córkę by rozpocząć treningi. Początkowe biegi w jeansach mogą nas rozśmieszyć, ale tym wyraźniej widać przemianę jaka nastąpiła. Dzięki tej historii, możemy uwierzyć, że każdy jest w stanie osiągać sukcesy w tym sporcie. Każdy, nawet dobrze po pięćdziesiątce, może rozpocząć przygodę z bieganiem.
Jednakże nie tylko historia Anny popycha nas do działania. Katarzyna Karpa bardzo dużo opowiada o swoich startach w zawodach. Przywołuje ciekawe sytuacje i bawi nas historiami z zawodów. W dużej mierze nie są to jednak zwykłe zawody biegowe, a biegi na orientację. Z początku byłam tym zawiedziona, jednakże czytając dalej, sama nabrałam chęci na tego typu wypad. Choć moja orientacja w terenie praktycznie nie istnieje, nie przepadam za tego typu aktywnościami, to czytając o tym, nabrałam chęci na taką formę spędzania czasu.
Zarówno Anna Karpa jak i jej córka, opowiadają o tym co przeżyły w taki sposób, że chce się zostawić książkę i ruszyć cztery litery, by spędzić czas aktywnie. Jednakże trudno jest odłożyć książkę, bo ciekawość nam na to nie pozwala. Zatem czytamy dalej i dopiero gdy zakończymy rozdział, możemy się przebrać i wybiec z domu, by sprawdzić w praktyce to, o czym mówią.
W publikacji zabrakło mi rozwinięcia takich wątków jak rozciąganie i rozgrzewka. Za to temat z jedzeniem zrekompensował mi to w pełni. Katarzyna podaje nam kilka smakowitych przepisów. Szczerze mówiąc, już nie mogę się doczekać kiedy je wypróbuje.
Z tego co zdążyłam się zorientować, autorka ma mnóstwo stron, profili i wciąż zakłada nowe, lub trzaska kolejne wydarzenia na Facebooku. Pierwsza myśl: uzależnienie. Ale później zobaczyłam, że to dziennikarka, więc tego typu zachowanie wpisane jest w zawód. Nie mniej, dzięki temu po skończeniu lektury, mogę dalej drążyć temat, szukać informacji, przeglądać zdjęcia autorek. To świetna inicjatywa. Świetna, bo bardzo motywująca. Trochę żałuję, że już skończyłam książkę, ale pocieszam się tym, że w sieci znajdę dużo więcej.
„Dziewczyny, na start!” to nietypowa książka biegowa. Nie zawiera suchych faktów, informacji czy wskazówek. Ma rzecz o wiele cenniejszą: doświadczenie. Doświadczenie spisane przez dwie, prawdziwe i jakże różne osoby. Osoby, które krok po kroku oprowadzają nas po swoim cudownym, biegowym świecie. A robią to w tak wspaniały i lekki sposób, że aż mamy ochotę wstać z kanapy i stworzyć swój biegowy świat. Ruszyć się i rozpocząć swoją prywatną biego- przygodę. I dokładnie to uczynię niebawem!
agapilecka.pl Aga Pilecka
Sri Lanka. Wyspa cynamonowa. Wydanie 1
Dla swej urody wyspa ta nazywana jest Perłą Oceanu Spokojnego. Są tu piaszczyste plaże, malownicze plantacje słynnej cejlońskiej herbaty i cynamonu, wysokie góry i wspaniałe wodospady. Na wyspie zabytki sprzed setek i tysięcy lat sąsiadują z parkami narodowymi pełnymi egzotycznych zwierząt, a na turystów czekają masaże, fale idealne do surfowania, bezkrwawe safari i wiele innych atrakcji. Autor od 2007 r. mieszka na Sri Lance i pracuje tam jako przewodnik.
Gazeta Współczesna AJS; 2015-09-25
Logo Design Love. Tworzenie genialnych logotypów. Nowa odsłona
Za każdym razem lektura książek Davida Airleya jest dla mnie niemałą przyjemnością, trochę jak spotkanie z miłym i bardzo doświadczonym znajomym, który chętnie dzieli się wiedzą, umiejętnościami i życiowym doświadczeniem. Podobnie było i tym razem, kiedy pochyliłam się nad drugim wydaniem kultowej książki „Logo Design Love. Tworzenie genialnych logotypów. Nowa odsłona”.
Autora prawdopodobnie nie trzeba przedstawiać nikomu, kto interesuje się projektowaniem identyfikacji wizualnej i kiedykolwiek próbował się dokształcać za pomocą książek, albo szukać wartościowych informacji na ten temat w sieci. Dla tych wszystkich, którzy jednak na niego wcześniej nie trafili – David Airley jest projektantem graficznym pochodzącym z Irlandii Północnej, autorem bardzo popularnych książek oraz bloga na ten temat. O wszystkich swoich doświadczeniach pisze i dzieli się nimi od lat ucząc dobrych praktyk nowych grafików. Jeśli chcecie poznać go lepiej, koniecznie przeczytajcie nasz wywiad.
Książka ta, jak wcześniej wspomniałam, stanowić ma drugie, rozszerzone wydanie bardzo popularnej pozycji Logo Design Love. Zaprojektuj genialny logotyp!, jest jej uaktualnioną i rozwiniętą wersją. Zarówno w strukturze rozdziałów jak i samych treściach widać bardzo dużo powtarzających się wątków.
Pierwsze wrażenie
Książka stworzona, złożona i zaprojektowana została w sposób podobny do wcześniejszych wydawnictw. Zdecydowano się na bardzo wygodny, niezbyt duży format, śliskie i stosunkowo grube kartki, które pozwalają na wysoką jakość drukowanych licznie zdjęć oraz znany wcześniejszym czytelnikom układ okładki. Do składu i jakości wydruku przyłożono wystarczającą ilość staranności, także nie odrzuca czytelnika słabą jakością, a buduje profesjonalny obraz publikacji. Bardzo podobny wygląd tej wersji do poprzedniczki daje wrażenie, że wracamy do czegoś z czym mieliśmy już do czynienia, a równocześnie – mamy z tego miłe wspomnienia.
Książka ozdobiona została dużą ilością ilustracji obrazujących omawianą tematykę oraz takich, które mogą stanowić inspirację do własnych prac. Dzięki temu dłuższa lektura nie staje się monotonna, a my możemy się na chwilę oderwać od czytania i skupić na tym, co graficy lubią najbardziej, czyli obrazkach.
Czego dowiemy się z książki
Pozycja ta podzielona została na 3 główne części, a one na dalsze podrozdziały. Autor prowadzi nas w nich przez proces projektowania logo, komunikację z klientem, przedstawia też najczęstsze problemy, jakie mogą przytrafić się pracującemu zawodowo specjaliście tworzącemu identyfikacje firm. Odpowiada na pytania czytelników i dużo, dużo radzi.
Znaczenie wizerunku marki
W pierwszej części książki, David Airley dzieli się z nami swoimi przemyśleniami na temat znaczenia identyfikacji wizualnej firmy, przedsiębiorstwa czy organizacji. Jest to rozdział, który sami powinniście poznać i nauczyć się, chociaż częściowo, przekazać tą wiedzę swoim klientom. Pomaga bowiem zrozumieć po co tak naprawdę tworzy się logo i jakie cechy powinno posiadać, aby zdobyć miano kultowego. To, co jest wyjątkowego w książkach Airleyego, to widoczne na każdej stronie dogłębne zrozumienie omawianego tematu. Swoich przemyśleń autor nie pozostawia bez uzasadnienia, a oprócz samych treści i anegdot, pokazuje także całą masę przykładów, które pomagają zrozumieć przekaz.
Proces projektowania
Druga część książki pochyla się nad jednym z ważniejszych aspektów pracy grafików, a więc projektowaniu. Tytuł może być jednak nieco mylący, ponieważ nie znajdziemy tutaj poradnika opowiadającego jak po kolei stworzyć logo w Illustratorze czy jakich narzędzi używać. Autor skupia się raczej na bardzo ogólnych, teoretycznych zagadnieniach, przechodząc od gromadzenia danych i wytycznych, przez wycenę, samo projektowanie znaku po przedstawienie projektu klientowi. Rozdział dotyczący tworzenia znaków zajmuje niewiele, bo około 30 stron i jest bardzo podobny jeśli chodzi o zawartość do tego, który znaleźć można było w pierwszym wydaniu książki.
Świetnie to pokazuje, jak małą częścią tworzenia identyfikacji wizualnej jest sama praca nad znakiem, to że równie ważne, a czasem i ważniejsze, jest skupienie się na założeniach, potrzebach klienta i analiza rynku. Po raz kolejny bardzo ciekawa rzecz, którą można przekazać własnemu klientowi podczas negocjacji cenowych.
W tym rozdziale znajdziecie też szczególnie dużo sytuacji z życia samego autora, a więc uczmy się na jego błędach.
Naprzód
Ostatnia część książki ma służyć jako swego rodzaju motywator i bardziej kojarzy mi się z wpisami na stronie internetowej niż książką. Wypełniona jest krótkimi tekstami opatrzonymi nagłówkami. Znajdziecie tam całą masę sposobów na utrzymywanie motywacji, odpowiedzi na pytania czytelników zadane autorowi na blogu, 31 porad dotyczących projektowania oraz bardzo inspirujące przykłady realizacji spójnej identyfikacji wizualnej.
Moim zdaniem…
Logo Design Love. Tworzenie genialnych logotypów. Nowa odsłona niczym mnie nie zaskoczyła… spodziewałam się dobrej jakości i dokładnie to otrzymałam. To, co rzuca się w oczy i trochę razi na starcie, to forma w jakiej została wydana. Rozumiem, że jest to wydanie drugie tej samej książki, jednak bardzo duża część informacji się powtarza i osoby, które przeczytały część pierwszą, mogą poczuć się nieco zawiedzione ilością nowych treści. Wydaje mi się, że zdecydowanie lepiej dla nas wszystkich byłoby poczekać nieco dłużej i otrzymać drugą część pozycji, pełną nowych informacji. Z drugiej jednak strony są to treści niezmienne i bez niektórych z nich nie można wyobrazić sobie książki o projektowaniu logo. Większość z rozdziałów bazuje na wiedzy z pierwszej części, jest jednak rozwinięta o uwagi autora i własne doświadczenia zdobyte na przestrzeni ostatnich lat.
Na uwagę zasługuje także duża ilość ilustracji bardzo dobrze wplecionych w treści książki. Bardzo często zdarza się tak, że grafiki w książkach nawiązują do treści na poprzedniej stronie, albo nie są dobrze opisane. Tutaj możemy spokojnie czytać tekst, a zdjęcia oglądać później, bo są dość dobrze opisane. Same wydruki wykonane zostały w bardzo dobrej jakości, szczegóły są wyraźne, zdjęcia zajmują często całe strony, co zdecydowanie upiększa książkę.
Bardzo dużą wartością są także dokładne przykłady omawiane ze starannością, pokazywane zarówno na zdjęciach jak i opisywane w formie tekstowej. Autor analizuje zarówno swoje projekty (gdzie zdradza też jak wyglądała współpraca) jak i realizacje innych. Takie osobiste podejście do treści sprawia, że czujemy iż wiedza nie jest wyssana z palca, a jest raczej wynikiem niemałego doświadczenia.
Moim zdaniem Logo Design Love. Tworzenie genialnych logotypów. Nowa odsłona jest bardzo dobrą pozycją, która podobnie jak pierwsza, powinna być obowiązkowa dla każdego projektanta logo, bo pokazuje jak powinien wyglądać proces jego tworzenia i do czego mamy dążyć. Polecam ją w szczególności tym, którzy nie przeczytali pierwszej części, jednak może spodobać się także stałym fanom Airleya, którzy chcieliby odświeżyć sobie pamięć i rozbudować wiedzę o dodatkowe informacje
Autora prawdopodobnie nie trzeba przedstawiać nikomu, kto interesuje się projektowaniem identyfikacji wizualnej i kiedykolwiek próbował się dokształcać za pomocą książek, albo szukać wartościowych informacji na ten temat w sieci. Dla tych wszystkich, którzy jednak na niego wcześniej nie trafili – David Airley jest projektantem graficznym pochodzącym z Irlandii Północnej, autorem bardzo popularnych książek oraz bloga na ten temat. O wszystkich swoich doświadczeniach pisze i dzieli się nimi od lat ucząc dobrych praktyk nowych grafików. Jeśli chcecie poznać go lepiej, koniecznie przeczytajcie nasz wywiad.
Książka ta, jak wcześniej wspomniałam, stanowić ma drugie, rozszerzone wydanie bardzo popularnej pozycji Logo Design Love. Zaprojektuj genialny logotyp!, jest jej uaktualnioną i rozwiniętą wersją. Zarówno w strukturze rozdziałów jak i samych treściach widać bardzo dużo powtarzających się wątków.
Pierwsze wrażenie
Książka stworzona, złożona i zaprojektowana została w sposób podobny do wcześniejszych wydawnictw. Zdecydowano się na bardzo wygodny, niezbyt duży format, śliskie i stosunkowo grube kartki, które pozwalają na wysoką jakość drukowanych licznie zdjęć oraz znany wcześniejszym czytelnikom układ okładki. Do składu i jakości wydruku przyłożono wystarczającą ilość staranności, także nie odrzuca czytelnika słabą jakością, a buduje profesjonalny obraz publikacji. Bardzo podobny wygląd tej wersji do poprzedniczki daje wrażenie, że wracamy do czegoś z czym mieliśmy już do czynienia, a równocześnie – mamy z tego miłe wspomnienia.
Książka ozdobiona została dużą ilością ilustracji obrazujących omawianą tematykę oraz takich, które mogą stanowić inspirację do własnych prac. Dzięki temu dłuższa lektura nie staje się monotonna, a my możemy się na chwilę oderwać od czytania i skupić na tym, co graficy lubią najbardziej, czyli obrazkach.
Czego dowiemy się z książki
Pozycja ta podzielona została na 3 główne części, a one na dalsze podrozdziały. Autor prowadzi nas w nich przez proces projektowania logo, komunikację z klientem, przedstawia też najczęstsze problemy, jakie mogą przytrafić się pracującemu zawodowo specjaliście tworzącemu identyfikacje firm. Odpowiada na pytania czytelników i dużo, dużo radzi.
Znaczenie wizerunku marki
W pierwszej części książki, David Airley dzieli się z nami swoimi przemyśleniami na temat znaczenia identyfikacji wizualnej firmy, przedsiębiorstwa czy organizacji. Jest to rozdział, który sami powinniście poznać i nauczyć się, chociaż częściowo, przekazać tą wiedzę swoim klientom. Pomaga bowiem zrozumieć po co tak naprawdę tworzy się logo i jakie cechy powinno posiadać, aby zdobyć miano kultowego. To, co jest wyjątkowego w książkach Airleyego, to widoczne na każdej stronie dogłębne zrozumienie omawianego tematu. Swoich przemyśleń autor nie pozostawia bez uzasadnienia, a oprócz samych treści i anegdot, pokazuje także całą masę przykładów, które pomagają zrozumieć przekaz.
Proces projektowania
Druga część książki pochyla się nad jednym z ważniejszych aspektów pracy grafików, a więc projektowaniu. Tytuł może być jednak nieco mylący, ponieważ nie znajdziemy tutaj poradnika opowiadającego jak po kolei stworzyć logo w Illustratorze czy jakich narzędzi używać. Autor skupia się raczej na bardzo ogólnych, teoretycznych zagadnieniach, przechodząc od gromadzenia danych i wytycznych, przez wycenę, samo projektowanie znaku po przedstawienie projektu klientowi. Rozdział dotyczący tworzenia znaków zajmuje niewiele, bo około 30 stron i jest bardzo podobny jeśli chodzi o zawartość do tego, który znaleźć można było w pierwszym wydaniu książki.
Świetnie to pokazuje, jak małą częścią tworzenia identyfikacji wizualnej jest sama praca nad znakiem, to że równie ważne, a czasem i ważniejsze, jest skupienie się na założeniach, potrzebach klienta i analiza rynku. Po raz kolejny bardzo ciekawa rzecz, którą można przekazać własnemu klientowi podczas negocjacji cenowych.
W tym rozdziale znajdziecie też szczególnie dużo sytuacji z życia samego autora, a więc uczmy się na jego błędach.
Naprzód
Ostatnia część książki ma służyć jako swego rodzaju motywator i bardziej kojarzy mi się z wpisami na stronie internetowej niż książką. Wypełniona jest krótkimi tekstami opatrzonymi nagłówkami. Znajdziecie tam całą masę sposobów na utrzymywanie motywacji, odpowiedzi na pytania czytelników zadane autorowi na blogu, 31 porad dotyczących projektowania oraz bardzo inspirujące przykłady realizacji spójnej identyfikacji wizualnej.
Moim zdaniem…
Logo Design Love. Tworzenie genialnych logotypów. Nowa odsłona niczym mnie nie zaskoczyła… spodziewałam się dobrej jakości i dokładnie to otrzymałam. To, co rzuca się w oczy i trochę razi na starcie, to forma w jakiej została wydana. Rozumiem, że jest to wydanie drugie tej samej książki, jednak bardzo duża część informacji się powtarza i osoby, które przeczytały część pierwszą, mogą poczuć się nieco zawiedzione ilością nowych treści. Wydaje mi się, że zdecydowanie lepiej dla nas wszystkich byłoby poczekać nieco dłużej i otrzymać drugą część pozycji, pełną nowych informacji. Z drugiej jednak strony są to treści niezmienne i bez niektórych z nich nie można wyobrazić sobie książki o projektowaniu logo. Większość z rozdziałów bazuje na wiedzy z pierwszej części, jest jednak rozwinięta o uwagi autora i własne doświadczenia zdobyte na przestrzeni ostatnich lat.
Na uwagę zasługuje także duża ilość ilustracji bardzo dobrze wplecionych w treści książki. Bardzo często zdarza się tak, że grafiki w książkach nawiązują do treści na poprzedniej stronie, albo nie są dobrze opisane. Tutaj możemy spokojnie czytać tekst, a zdjęcia oglądać później, bo są dość dobrze opisane. Same wydruki wykonane zostały w bardzo dobrej jakości, szczegóły są wyraźne, zdjęcia zajmują często całe strony, co zdecydowanie upiększa książkę.
Bardzo dużą wartością są także dokładne przykłady omawiane ze starannością, pokazywane zarówno na zdjęciach jak i opisywane w formie tekstowej. Autor analizuje zarówno swoje projekty (gdzie zdradza też jak wyglądała współpraca) jak i realizacje innych. Takie osobiste podejście do treści sprawia, że czujemy iż wiedza nie jest wyssana z palca, a jest raczej wynikiem niemałego doświadczenia.
Moim zdaniem Logo Design Love. Tworzenie genialnych logotypów. Nowa odsłona jest bardzo dobrą pozycją, która podobnie jak pierwsza, powinna być obowiązkowa dla każdego projektanta logo, bo pokazuje jak powinien wyglądać proces jego tworzenia i do czego mamy dążyć. Polecam ją w szczególności tym, którzy nie przeczytali pierwszej części, jednak może spodobać się także stałym fanom Airleya, którzy chcieliby odświeżyć sobie pamięć i rozbudować wiedzę o dodatkowe informacje
grafmag.pl Aleksandra Wolska; 2015-09-24
Zabić coacha. O miłości i nienawiści do autorytetów w Polsce
„Czy autorytet, który uznałeś za autorytet, wciąż jest dla ciebie autorytetem, jeśli postawiłeś się w pozycji autorytetu, oceniając jego autorytet " - pyta Maciej Bennewicz. Trudne pytanie No jasne. Graniczne. Czyli takie, które pozwala przekroczyć granice swojej świadomości. I takie, które - jeśli sobie na nie odpowiesz - może coś zmienić. W tobie. Takich pytań coach zadaje wiele w swojej najnowszej (mądrej!) książce. Nie da się jej czytać szybko, bo dostarcza sporo wątków do przemyśleń. Przygotuj się więc na to, że co najmniej kilka tygodni twoje szare komórki żyć będą tematem autorytetów. I chodzi o różne autorytety. O papieża, ale też 0 Edytę Herbuś. O Czesława Miłosza i Adama Wajraka. Tych, których hejtujemy w necie, tych, których obwiniamy o nasze nieszczęścia, 1 tych, których kochamy bez pamięci. Zastanawiałaś się kiedyś, co oni wszyscy robią w twoim życiu Teraz masz pretekst.
Magazyn SENS Agnieszka Gortatowicz; 10/2015